Forum towarzyskie »

Kącik ulubionej poezji

Ja za wiele poezji nie czytam. Wstydzę się.
Uwielbiam Kaczmarskiego, zwłaszcza psychodeliczne "przedszkole" i "szklaną górę". I "walkę Jakuba z aniołem"!

I lubię jeszcze strasznie wiesze "pinksquares" http://www.kobieta.pl/wiersze/pokazautora.php?autorid=1095188891

Ostatnie kocham Cię

Jeszcze jeden trudny oddech
brudny od spalin
umrze śmiercią naturalną
i następny skona

W morderczym tańcu
w zatłoczonym zaułku
gubię ostrość Twoich oczu

Wtedy kończy się oddech
gdzieś przejeżdża samochód
ja bez Ciebie nie umiem
znaleźć drogi do domu

W morderczym tańcu
wola życia z bezdechem
może śmierć będzie echem
"kocham Cię" ostatniego
Nie wiem, czemu odszedłeś
zostawiłeś mnie tutaj
ja bez Ciebie nie umiem
dobrej drogi odszukać


Nowy wiersz

Jesteś nowym wierszem
który uśmiecha się do mnie zza szyby
gdy patrzę na tańczący śnieg
i już wiem, że Cię powołam do życia.

Będziesz krążył tak po mojej orbicie
przez cały dzień
Nie uchwycę Cię od razu, bo Ty jak gdyby
mały pies chcesz mnie trochę podręczyć
ale lubię tak z Tobą się męczyć
kiedy wiem, że Cię dorwę wieczorem.

Jeszcze chwilę Ci hasać pozwolę
bowiem klatka ze słów, chociaż piękna
dla każdego wiersza jest męką.
Wiersz jest sensem swojego istnienia
swoim ciałem i duchem
i nie łacno mu by człowieka usłuchać.

Odrzucone kobiety, odrzucone dziewczyny

Odrzucone kobiety są pokorne
lub kipiące złością
mogą być dwojako: spokojne lub wzbierać żałością
na każde dobre słowo
a inne traktować z gruntu wrogo
odrzucone kobiety nie ufają swojej twarzy w lustrze
i cieniowi na ulicy
gdy kolejny raz wyjdzie na jaw
że nie mądrość życiowa, lecz wątpliwa uroda
dla mężczyzn się liczy.

Odrzucone dziewczyny są dzikie
lub płaczące samotnie
boją się, że już nigdy nikt ich nie zechce, nie dotknie
nigdy nie zaznają miłości
i myślą o życiu duchowym
odrzucone dziewczyny na zawsze boją się odmowy
i płaczu po rozstaniu
patrzą na inne i myślą, że
są gorszej jakości
i się nigdy nie spełnią w kochaniu.
Strzyga, jak to wstydzisz się?
Że nie czytam. Bo i po trosze dlatego, że nie zawsze je rozumiem. A bardzo nie lubię nie rozumieć.
Strzyga, ale czytasz tylko to co Ci pasuje, poza tym wiersze mają to do siebie, że zależnie od sytuacji nabierają różnego znaczenia, ciężko powiedzieć że jakiś wiersz się rozumie i zna od góry do dołu. Kiedy czytasz tylko dla siebie to nikt Ci nie każe rozbierać go na części pierwsze 🙂 zachęcam 🙂
No i odkopalam zakurzone tomiki... niepredko dzis pojde spac
Burza, no to chyba czas zacząć...
A oto najbardziej znane wiersze Baudelaira:

Spleen

Kiedy niebo, jak ciężka z ołowiu pokrywa,
Miażdży umysł złej nudzie wydany na łup,
Gdy spoza chmur zasłony szare światło spływa,
Światło dnia smutniejszego niźli nocy grób;

Kiedy ziemia w wilgotne zmienia się więzienie,
Skąd ucieka nadzieja, ten płochliwy stwór,
Jak nietoperz, gdy głową tłukąc o sklepienie,
Rozbija się bezradnie o spleśniały mur;

Gdy deszcz robi ze świata olbrzymi kryminał
I kraty naśladuje gęstawa wodnych smug,
I w mym mózgu swe lepkie sieci porozpinał
Lud oślizgłych pająków - najwstrętniejszy wróg;

Dzwony nagle z wściekłością dziką rozdzwonią,
Śląc do nieba rozpaczą szalejący głos
Jak duchy potępieńców, co od światła stronią
I nocami się skarżą na swój straszny los.

A w duszy mej pogrzeb bez orkiestr się wloką,
W martwej ciszy - nadziei tylko słychać jęk,
Na łbie zaś mym schylonym, w triumfie, wysoko,
Czarny sztandar zatyka groźny tyran - Lęk.


Padlina

Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na scieżce żwirem zasianej.

Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.

Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.

Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.

Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.

Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożyło.

Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bieżąca
Lub ziarno, które wiejąc swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.

Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.

A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.

A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!

Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentach ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniowa,
By gnić wśród kości bratnich.

Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości.

I na szybko wybrane przeze mnie:

Leta

Przyjdź do mnie, duszo głucha w okrucieństwie,
Boski tygrysie, potworze wspaniały,
Chcę, by się drżące me palce nurzały
W twych ciężkich wonnych włosów grzywie gęstej.

Zbolałą głowę swą zagrzebać pragnę
W sukniach twych, co są pełne twojej woni
Ażeby wdychać, niby kwiat w agonii,
Słodką stęchliznę miłości umarłej.

Chcę spać! Sen raczej milszy mi niż życie.
W śnie, co jest śmierci słodką zapowiedzią,
Będę twe piękne ciało lśniące miedzią
Pocałunkami okrywał w zachwycie.

Otchłanie łóżka twojego jedynie
Mogą pochłonąć mój jęk i westchnienia,
W twych ustach jest potęga zapomnienia,
Przez pocałunki twoje Leta płynie.

Odtąd, zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie,
Swojemu fatum uległy bez granic,
Męczennik korny, niewinny skazaniec,
Którego płomień podnieca cierpienie,

Ssać będę, by utopić swoje krzywdy,
Sok łagiewnicy i dobrą cykutę
Z twych ostrych, oszałamiających sutek,
Z piersi, co serca nie więziła nigdy.


Hymn do piękna


Czy jesteś, Piękno, z nieba czy tez z piekła rodem?
W twym spojrzeniu anielskim i szatańskim płynie
Cnota mącona zbrodnią, przesyt truty głodem,
Możesz przejrzeć się w sobie jak pragnienie w winie.

W twych oczach jutrznie wstają, zapadają zorze,
Zapach świeżości ronisz ja po burzy kwiecie,
Przez filtr całunków z ust swych podobnych amforze
Sączysz słabość w herosa a zuchwałość w dziecię.

Czy jesteś blaskiem gwiazdy, czy prochem ciemności?
Jak wierny pies za tobą idzie przeznaczenie.
Rządzisz, za nic nie biorąc odpowiedzialności
I jak popadło siejesz radość i cierpienie.

Idziesz po trupach drwiąc z ich daremnych żywotów.
Gnój nie jest twym diamentem najskromniej bajecznym,
Mord, ulubieniec twoich najdroższych klejnotów
Na brzuchu wzdętym pychą drga w transie tanecznym.

Ćma skwiercząc w ogniu świecy modli się: kapłanko
Światła, bądź pochwalona, spal sny nierozumne!
Kochanek gdy pochyla się drżąc nad kochanką
Jest jak umierający, co pieści swą trumnę.

Nieważne, czy przybywasz z nieba czy też z piekła,
Jeśli, monstrum genialne z marzenia i błota,
Do tej nieskończoności, która mnie urzekła
Tajemnicą wieczystą, otworzysz mi wrota.

Nieważne, czy się począł Bóg czy bies w otchłani,
Czy lśnią welurem oczu wstydy czy bezwstydy,
Jeśli ujmiesz, jedyna królowo i pani,
Choć trochę nędzy życiu, a światu ohydy.


I coś na zasmakowanie Micińskiego:

Nokturn

Las płaczących brzóz
śniegiem osypany,
pościnał mi mróz
moje tulipany.
Leży u mych stóp
konająca mewa -
patrzą na jej trup
zamyślone drzewa.
Śniegiem zmywam krew,
lecz jej nic nie zgłuszy -
słyszę dziwny śpiew
w czarnym zamku duszy.


Natchnienie


Na koralowych snu księżycach
Ciebie me skrzypki sławią, Pani!
do ciemnej schodząc mar otchłani
zapalasz kwiaty na łzawnicach.

Uwiędłe serce, jak dzieciątko,
tulisz do piersi obłąkanej
i dziwnej pieśni - nie wygranej -
bawisz nadziemną pamiątką.

Już się godzina zaćmień zbliża,
kiedy mię z Tobą Bóg rozdzieli -
Ciebie uniosą w chór anieli,
a mnie przybiją do stóp krzyża.



* * *

W mym sercu baśni o jutrzence
i fantastyczne kwiaty szronu;
w mym sercu jakby echo dzwonu;
w mym sercu zakrwawione ręce
grają na strunach miesiąca
odwieczny ciemny
hymn.
Schodzę w labirynt podziemny -
u stóp mych morze się roztrąca.



* * *


Jadowite węże pełzną po stepach,
księżyc rosę pije w srebrnych czerepach;
(miłość ma umarła, jak o szczęściu sen) - -
niebo wiekuiste, jak morze bez den.

Gór wierzchołki w gwiazdach rzeźbią Bogu sąd -
zły geniusz tam kona - ma na skrzydłach trąd;
burze ciemne biją piorunami w skroń -
żadna z cór anielskich nie podejdzie doń.

Koń mój, krocząc w otchłań, trącił gniazdo węża -
skoczył w bok - i upadł - i już śmierć go stęża - -
idę sam - i patrzę w śnieżną Boga twarz -
chmury łez mych płyną do lodowych czasz.



* * *

Noc mi rzuciła swą czarną zasłonę
na serce - a okręt mój płynie wśród lodu.
Wyskoczę na brzeg - pójdę do mar swych ogrodu.
Pan Jezus furtę ozwarł - ma zranione
czoło, lecz w oczach ironii błyskanie.
........................................
........................................
........................................
........................................
Pan Jezus śmieje się - i księżyc gasi.



Nie umiem rozmawiać o poezji
prowadzić mądrych rozmów też nie potrafię.
Nie znam tytułów, nazwisk i nie wiem
jaka to epoka.
Otulona w fotel - czytam
i kiedy przychodzi wzruszenie
mokrzeją oczy.
Juz sama nie wiem,
czy to z wdzięczności,
że są tacy, którzy czują jak ja.
czy  moze z litości nad sobą,
że  tak pisać nie potrafię

Szemrana  😉

Piękne! 🙂
Szemrana- Pięknie. Zapraszam do nowego wątku- Wierszokleci wśród nas 🙂
Szemrana- Pięknie. Zapraszam do nowego wątku- Wierszokleci wśród nas 🙂


Aaaaaaa nigdy w życiu  😤
Po prostu kiedyś naklepałam coś na temat poezji i tyle.
Poeta ze mnie jak koziej  🤬 trąba.
To nie był wiersz - raczej refleksja, podzielenie się własnymi emocjami jakie towarzyszą trzymaniu w rękach tomiku poezji
Ale kocham czytać, uwielbiam poczuć cała sobą.
Lubię się wzruszyć, lubię poszukać w poezji sobie.
I tyle  😉
Wiesława Szymborska


Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
czy to poważne, czy to pożyteczne -
co świat ma z dwojga ludzi,
którzy nie widzą świata?

Wywyższeni ku sobie bez żadnej zasługi,
pierwsi lepsi z miliona, ale przekonani,
że tak stać się musiało - w nagrodę za co? za nic;
światło pada znikąd -
dlaczego właśnie na tych, a nie innych?
Czy to obraża sprawiedliwość? Tak.
Czy narusza troskliwie piętrzone zasady,
strąca ze szczytu morał? Narusza i strąca.

Spójrzcie na tych szczęśliwych:
gdyby się chociaż maskowali trochę,
udawali zgnębienie krzepiąc tym przyjaciół!
Słuchajcie, jak się śmieją - obraźliwie.
Jakim językiem mówią - zrozumiałym na pozór.
A te ich ceremonie, ceregiele,
wymyślne obowiązki względem siebie -
wygląda to na zmowę za plecami ludzkości!

Trudno nawet przewidzieć, do czego by doszło,
gdyby ich przykład dał się naśladować.
Na co liczyć by mogły religie, poezje,
o czym by pamiętano, czego zaniechano,
kto by chciał zostać w kręgu.

Miłość szczęśliwa. Czy to jest konieczne?
Takt i rozsądek każą milczeć o niej
jak o skandalu z wysokich sfer Życia.
Wspaniałe dziatki rodzą się bez jej pomocy.
Przenigdy nie zdołałaby zaludnić Ziemi,
zdarza się przecież rzadko.

Niech ludzie nie znający miłości szczęśliwej
twierdzą,że nigdzie nie ma miłości szczęśliwej.

Z tą wiarą lżej im będzie i żyć, i umierać.
Lubię 🙂
baaardzo
Julian Tuwim- Grande Valse Brillante    🙇 Szczególnie śpiewane,a najczęściej słucham wersje z filmu ,,Mała Moskwa"  😍 
Łosiowa, ooo, dobra odmiana, bo któryś dzień bez przerwy Ewy Demarczyk słucham 🙂
Ja ,jako, że nie mogę przestać tego słuchać (  👿 ) , szukam sobie innych wersji w internecie, także Burza tu masz jeszcze męską wersje Grande Valse Brillante  🤣
Łosiowa, o rany znam przecież 🙂 wiedziałam, że skądś ta melodia za mną chodziła 🙂 b.lubie Radka.
A ja kocham Jakubiaka...
http://www.tomaszjakubiak.com/tomik/Tomasz-Jakubiak-Uwierz-w-Anioly.pdf

I jego miniatury z książki "Niebieskie dni"

"Zanim przyszłaś, zapomniałem o Tobie...

Byli tam oboje.
Oboje przed wyznaczoną godziną spotkania.
On dwadzieścia minut wcześniej. Rozglądał się w tłumie próbując rozpoznać jej twarz.
Postanowił pospacerować uliczkami Starego Miasta, aby uspokoić swoje myśli przed niewiadomą. Kiedy odszedł, przyszła Ona.
Było to o piętnaście minut wcześniej od wyznaczonej godziny spotkania.
Rozglądała się w tłumie próbując rozpoznać jego twarz. Potem postanowiła pospacerować uliczkami Starego Miasta.
Myśleli o sobie, o tym, że za pewien czas, chociaż wskazówki zegara zdawały się przysnąć, poznają się, usiądą naprzeciw siebie i zamienią kilka słów, które, być może, zmienią ich życie.
Wiesz, to jest taka chwila, w której mogłabym Ci oddać wszystko.
I niczego nie prosić w zamian. Niczego nie oczekiwać.
Chciałabym być po prostu Twoja. Być Twoją kobietą. Niczyją inną. Tylko Twoją...
Być może za godzinę lub trzy będę Cię po prostu nienawidzić.
Ale to będzie za tę cholerną godzinę lub jej dwie bliźniacze siostry.
Teraz chcę po prostu patrzeć w Twoje oczy. Poczuć Twoje dłonie na mojej twarzy.
Jak głaszczą moje policzki. Jak Twoje palce wtapiają się w moje włosy.
To jest taka chwila, w której mogłabym się w Tobie zatracić.
W której cała przeszłość jest nic nieznaczącym ziarnkiem piasku, co dostało się do oka i wypłynęło łzą, którą osuszysz ustami.
Wcześniej nie sądziłam, że istnieje ktoś taki. Że powiem Ci to, o czym myślę. I że nie będę się martwiła o własne słowa.
Bo chcę Ci je powiedzieć jak nikomu innemu. I patrzeć Ci przy tym prosto w oczy.
Przejrzeć się nich i dostrzec, jaką jestem naprawdę.

Wiesz, to jest taka chwila, w której mógłbym Ci oddać wszystko i niczego nie prosić w zamian.
Być może za godzinę lub trzy będę Cię po prostu nienawidzić.
Ale to będzie za tę cholerną godzinę lub jej dwie bliźniacze siostry.
Teraz chcę po prostu patrzeć w Twojeoczy. Objąć dłońmi Twoją twarz.
Głaskać Twoje policzki, wtopić moje palce w Twoje włosy.
To jest taka chwila, w której mógłbym się w Tobie zatracić.
W której cała przeszłość wydaje się pyłem na skrzydłach ćmy.
Wcześniej nie sądziłem, że istnieje ktoś taki. Przecież ja Ciebie wymyśliłem!
Powstałaś z moich słów, z moich snów i marzeń, które zabijałem w sobie przez wiele lat.
I zanim przyszłaś, zapomniałem o Tobie...
A teraz odświeżyłaś wszystkie wspomnienia. I wiesz, nadeszła najszczęśliwsza chwila mojego życia.
Cokolwiek stanie się za jakiś czas, ktokolwiek będzie z Tobą i z kimkolwiek będziesz Ty.
Wiem jednak, że pozostaniesz na zawsze; jeśli nie w tym świecie, to w którymś z do niego podobnych. Powiem Ci, o czym myślę.
I nie będę się martwił o własne słowa, bo chcę Ci je powiedzieć jak nikomu innemu.
I patrzeć Ci przy tym prosto w oczy. Przejrzeć się w nich i dostrzec, jaki jestem naprawdę.

Kupiła mu bukiecik konwalii nie wiedząc, że On zrobił to samo dla Niej.
Dlaczego spośród wszystkich kwiatów wybrali akurat te? Czy sprawiły to stojące na chodniku przypadkowe kwiaciarki?
Czy przyczyną była biel kwiatów wtulająca się w rozchylone świeżą zielenią liśćie?
Przecież równie dobrze mógłby być to bez, którym pachnie jej skóra.
Albo róże. Albo tulipany.
Albo może maki zaczerwieniające podmiejskie łąki.

Wybrali jednak konwalie.


Teraz cały świat pachnie konwalią."

Przyczynek do statystyki

Na stu ludzi

wiedzących wszystko lepiej
- pięćdziesięciu dwóch;

niepewnych każdego kroku
- prawie cała reszta;

gotowych pomóc,
o ile nie potrwa to długo
- aż czterdziestu dziewięciu;

dobrych zawsze,
bo nie potrafią inaczej
- czterech, no może pięciu;

skłonnych do podziwu bez zawiści
- osiemnastu;

żyjących w stałej trwodze
przed kimś albo czymś
- siedemdziesięciu siedmiu;

uzdolnionych do szczęścia
- dwudziestu kilku najwyżej;

niegroźnych pojedynczo,
dziczejących w tłumie
- ponad połowa na pewno;

okrutnych,
kiedy  zmuszą ich okoliczności
- tego lepiej nie wiedzieć
nawet w przybliżeniu;

mądrych po szkodzie
- niewielu więcej
niż mądrych przed szkodą;

niczego nie biorących z życia oprócz rzeczy
- czterdziestu,
chociaż chciałabym się mylić;

skulonych, obolałych
i bez latarki w ciemności
- osiemdziesięciu trzech
prędzej czy później;

godnych współczucia
- dziewięćdziesięciu dziewięciu;

śmiertelnych
- stu na stu.
Liczba, która jak dotąd nie ulega zmianie.

Wisława Szymborska
Może trochę Leopolda Staffa? Za tomik "Sny o potędze" go kocham  😀

Kowal

Całą bezkształtną masę kruszców drogocennych,
Które zaległy piersi mej głąb nieodgadłą,
Jak wulkan z swych otchłani wyrzucam bezdennych
I ciskam ją na twarde, stalowe kowadło.



Grzmotem młota w nią walę w radosnej otusze,
Bo wykonać mi trzeba dzieło wielkie, pilne,
Bo z tych kruszców dla siebie serce wykuć muszę,
Serce hartowne, mężne, serce dumne, silne.



Lecz gdy ulegniesz, serce, pod młota żelazem,
Gdy pękniesz, przeciw ciosom stali nieodporne:
W pył cię rozbiją pięści mej gromy potworne!



Bo lepiej giń, zmiażdżone cyklopowym razem,
Niżbyś żyć miało własną słabością przeklęte,
Rysą chorej niemocy skażone, pęknięte.




I drugie, przewrotne:

JA - WYŚNIONY

Wyolbrzymiałem w bezmiar! Moc pierś mi przenika!
Stopy wsparłem o ziemię, co wobec mnie małą,
Drobną się zdaje kulą. Ogromne me ciało
Równowagę wciąż chwyta gibkim ruchem żbika.



Stoję wielki, olbrzymi, nagi, cyklopowy,
Jak posąg na cokole... W krąg mnie światy gonią...
Zagarniam złote gwiazdy, jak motyle, dłonią...
Jak wino, szał się we mnie pieni dionizowy!



Sprawia mi radość przeciw wytyczonym drogom
Ciskać światy na przekór starczym, dawnym bogom!



Zuchwały śmiech mój szumi jak potok spieniony!
Stopy me toną w kwiatach ziemi. Na skroń bladą
Gwiazdy calunki tajni zwierzonych mi kładą...
Jestem wielki - bóg pjanym weselem szalony!
Busch-Fajnie się czyta taki rytm.
Ze Staffem dawno miałam do czynienia, ale lubię jego twory.

Znowu troszkę gotyku zarzucimy.
Edgar Allan Poe tym razem:

Sen we śnie

Z pocałunkiem pożegnania,
Kiedy nadszedł czas rozstania,
Dziś już wyznać się nie wzbraniam:
Miałaś rację - teraz wiem -
Życie moje było snem,
Cóż, nadzieja uszła w cień!
A czy nocą, czyli w dzień,
Czy na jawie, czy w marzeniu -
Jednak utonęła w cieniu.
To, co widzisz, co się zda -
Jak sen we śnie jeno trwa.
Nad strumieniem, w którym fala
Z głuchym rykiem się przewala,
Stoję zaciskając w dłoni
Złoty piasek... Fala goni,
A przez palce moje, ach,
Przesypuje mi się piach -
A ja w łzach, ja tonę w łzach...
Gdybym ziarnka, choć nie wszystkie,
Mocnym zawrzeć mógł uściskiem,
Boże, gdybym z grzmiącej fali
Jedno ziarnko choć ocalił!...
Ach, czy wszystko, co się zda,
Jak sen we śnie jeno trwa?


Kraina snu

Lato było w pełni,
Noc w pełni. Plejadą
Gwiazdy przez poświatę
Migotały blado,
Gdy księżyc lśniąc zimno
Wśród planet-wasali
Smugę blasku z niebios
Kładł na morskiej fali.

W uśmiechu na licach
Zimnych księżyca
-Zbyt zimnych! - patrzyłem chwilę.
Skrył go pomału
Obłok jak całun.
Ku tobie oczy zwróciłem,
Gwiazdo wieczorna
W chwale dalekiej
Mojemu sercu tak miłej!
Z radością zawsze
Na ciebie patrzę,
Gdy w górze dumną masz wartę.
Wolę twe błyski
W dali niż bliskie
To światło - zimne i martwe.



Gwiazda wieczorna


Lato było w pełni,
Noc w pełni. Plejadą
Gwiazdy przez poświatę
Migotały blado,
Gdy księżyc lśniąc zimno
Wśród planet-wasali
Smugę blasku z niebios
Kładł na morskiej fali.

W uśmiechu na licach
Zimnych księżyca
-Zbyt zimnych! - patrzyłem chwilę.
Skrył go pomału
Obłok jak całun.
Ku tobie oczy zwróciłem,
Gwiazdo wieczorna
W chwale dalekiej
Mojemu sercu tak miłej!
Z radością zawsze
Na ciebie patrzę,
Gdy w górze dumną masz wartę.
Wolę twe błyski
W dali niż bliskie
To światło - zimne i martwe.


Robak zdobywca

Patrz! to świąteczna noc objaty
Powraca z wieku w wiek -
W teatrze zasiadł rój skrzydlaty
Aniołów w jasne strojnych szaty,
By śledzić sztuki bieg.
Patrzą anioły w łzach tonące
Na grę nadziei, trwogi, lęk.
Orkiestra sfer brzmi w tony drżące,
W dorywczy, krótki dźwięk.

Bogom podobne maryonety,
Coś gwarzą, cichy tworząc szum,
Wśród ciągłej snują się podniety,
Nieszczęsnych lalek, rojny tłum.
Grą ich skrzydlate rządzą twory,
Sceneryę w różny mieniąc wzór.
I krążą cicho jak upiory,
Ból z niewidzialnych sącząc piór.

Stubarwny dramat. – Rzecz niełatwa!
Zapomnieć, gdy się raz go zazna.
W ciągłej pogoni tłum się gmatwa,
Za nieuchwytnym widmem gna.
Po jednem kole mknie w pospiechu,
Prosto przed siebie pędząc wzdłuż.
Dużo szaleństwa! Więcej grzechu.
A motyw sztuki: “Groza dusz”.

Lecz patrz! Z ciemnego kąta sceny
Krwawo czerwony wypełzł gad.
W sam środek wcisnął się areny,
Między wtłoczoną ciżbę wpadł.
Drżące od lęku maryonety,
Pastwą się jego stają wraz.
Aniołów jasnych bledną Moce
Patrząc jak w skrzepłej krwi posoce
Ząb jadowity, topi płaz.

Gasną już światła, rzecz skończona,
I po nad Larw drgających wir
Z hukiem opuszcza się zasłona
I zwolna każdy kształt co kona,
W żałobny upowija kir.

Mówią anioły z bladych powiek
Łzy ocierając w czasie przerw,
Że sztuka ta, ma tytuł Człowiek
Herosem jej. Zdobywca Czerw.
Dzisiaj na TVN o godzinie 22,25 jest film o Wisławie Szymborskiej pt Chwilami życie bywa znośne.
Nie przegapcie

http://serwisy.gazeta.pl/tv/1,47060,7596533,Szymborska_jak_tort_z_wisienka.html
Nie mam czasu teraz czytac wszystkich postow, przejrzalam tylko, kilka z moich ulubionych wierszy sie juz pojawilo, ale wrzuce na szybko jeszcze kilka moich perelek  🙂

Baudelaire

Czasami dla zabawy uda się załodze
Pochwycić albatrosa, co śladem okrętu
Polatuje, bezwiednie towarzysząc w drodze,
Która wiedzie przez fale gorzkiego odmętu.

Ptaki dalekolotne, albatrosy białe,
Osaczone, niezdarne, zhańbione głęboko,
Opuszczają bezradnie swe skrzydła wspaniałe
I jak wiosła zbyt ciężkie po pokładzie wloką.

O jakiż jesteś marny, jaki szpetny z bliska,
Ty, niegdyś piękny w locie, wysoko, daleko!
Ktoś ci fajką w dziób stuka, ktoś dla pośmiewiska
Przedrzeźnia twe podrygi, skrzydlaty kaleko!

Poeta jest podobny księciu na obłoku,
Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;
Lecz spędzony na ziemię i szczuty co kroku -
Wiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka.

Jonasz Kofta

To może przypadek
Że znów się widzimy
Patrzymy na siebie
W spokojnej udręce
Wspomnienia spłowiały
Przez lata i zimy
Już tylko się znamy...
...Nic więcej...

Ty jesteś ta sama
Tak piękna jak wtedy
Gdy było do siebie
Nam bliżej niż blisko
To było niedawno
A mówi się: kiedyś
Już tylko się znamy...
...To wszystko...

Dzielimy złą ciszę
Obcymi słowami
Ty serce masz chłodne
I chłodne masz ręce
Czy mą poufałość
Wybaczy mi Pani?
Bo przecież się znamy...
...Nic więcej...

William Blake

Ojcze, tatusiu, gdzie jesteś? Poczekaj!
Jak znajdę ślady twoje?
Ojcze, tatusiu, odezwij się do mnie!
Tatusiu, ja się boję!

Noc stała czarna, a ojca nie było;
Z bagien wilgocią powiało;
Opary sine spowiły dolinę,
A dziecko płakało, płakało...

Julian Tuwim

Gdzie jesteś, drzewo mocne i dumne,
Rozgałęzione, liściami szumne,
Węzłem korzeni zarosłe w ziemi,
Drzewo, z którego będę miał trumnę?

Muszę cię poznać, w korę zastukać,
Po lasach wołać, po borach hukać:
Gdzieżeś, tajemne drzewo trumienne?
Twój narzeczony przyszedł cię szukać!

Błądzi strapiony po całym borze,
Drzewa swojego znaleźć nie może,
Zaszum mi, zaszum na wieczność naszą,
Zanim się z tobą do snu ułożę.

Trzeba się przecież umówić wprzódy
Na owe ciężkie, śmiertelne trudy,
Gdy nam sądzono po nieskończoność
Zmieniać się w popiół, w bezpłodne grudy.

Może na tratwach po sinej fali
Przypłyniesz do mnie z ogromnej dali,
I wstyd nam będzie wieczny sąsiedzie,
Żeśmy do śmierci się nie poznali!...

A może rośniesz przed moim domem,
Co dzień witane a nieznajome,
I ktoś ci może wyrzezał w korze
Małe litery, serce wiadome?

Długo, serdecznie gadałbym z tobą,
Wzruszyłbym wierszem, wymógł żałobą,
Żebyś rozparło tę ziemię czarną
I znów zakwitło, na dziwo grobom.

Żebyś mnie w siebie jakoś wszczepiło,
Wydarło z ziemi ukrytą siłą!
Coś może złączy nerw jakiś z kłączem
I zadrzewimy się nad mogiłą!

Może ogromnym westchnieniem z łona
W górę nas wzniesie ziemia zielona,
Ziemia jedyna, ziemia rodzima,
Tym grobem w samo serce zraniona.

Antoni Słonimski

Nie wołaj mnie. Przestań. Nie trzeba.
Wróć do pokoju. Zamknij drzwi.
Z konającego spływa nieba
Słońce. Ogromna kropla krwi.

Muszę tu jeszcze stać na chłodzie,
Aż mnie obejmie dreszcz i mrok.
Muszę tu stać. Ktoś jest w ogrodzie.
Słyszę westchnienie, szept i krok.

Odejdź od okna. Nie płacz, miła.
Muszę tu stać, aż wzejdzie nów.
Dawna to sprawa i zawiła,
I nie ma na to żadnych słów.

Woła mnie, wzywa cichym śpiewem
Spoza gałęzi jak zza krat,
Nabrzmiały łzami, drżący gniewem
Mój własny głos sprzed wielu lat.

Antoni Słonimski

Naftowa lampa. Cygaro w ustach.
Cisza w pokoju. Zza palisady
Rży niespokojnie pstrokaty mustang.
Dzwonią cykady.

Księżyc oświeca srebrzyste cedry,
Młody myśliwy, gniewem natchniony,
Jedzie galopem jak anioł prerii
Brzegiem Leony.

W hamaku śpiąca blada Luiza
Budzi się, patrzy między parowy,
Widzi na wzgórzu w blasku księżyca
Jeźdźca bez głowy.


Jan Brzechwa - Cień dwoisty

Cień dwoisty - dusza i ciało
Patrzy w zwierciadło:
Co być mogło, być nie umiało,
Poszło, przepadło.


W dnach głębokich czynią się gusła:
Umarli wskrzesną!
Duszo biedna, czemuś tak uschła
Śmiercią cielesną?


Ach, to tylko życie dalekie
W mrokach przepadło.
Idą czasy, gasną powieki,
Milczy zwierciadło.


Twarz spogląda z głębin odbicia
Ciemna i niema -
Jak powrócić do tego życia,
Którego nie ma?

Norwid Cyprian Kamil


Ty mnie do śmierci pokornej nie wołaj,
Bo ta już we mnie bez głosu;
A jeśli milczę, nie przeto mnie połaj,
Kwiatów Ty nie chciej od kłosu.

Bo ja z przeklętych jestem tego świata,
Ja bywam dumny i hardy,
A miłość moja, bracie dwuskrzydlata:
Od uwielbienia do wzgardy.

Gdy w głębie serca purpurę okrutną
Wyrabia prządka cierpienia,
Smutni - lecz smutni, że aż Bogu smutno -
Królewskie mają milczenia.

Wisława Szymborska

Nic dwa razy się nie zdarza 
i nie zdarzy. Z tej przyczyny 
zrodziliśmy się bez wprawy 
i pomrzemy bez rutyny. 



Choćbyśmy uczniami byli 
najtępszymi w szkole świata, 
nie będziemy repetować 
żadnej zimy ani lata. 



Żaden dzień się nie powtórzy, 
nie ma dwóch podobnych nocy, 
dwóch tych samych pocałunków, 
dwóch jednakich spojrzeń w oczy. 



Wczoraj, kiedy twoje imię 
ktoś wymówił przy mnie głośno, 
tak mi było, jakby róża 
przez otwarte wpadła okno. 



Dziś, kiedy jesteśmy razem, 
odwróciłam twarz ku ścianie. 
Róża? Jak wygląda róża? 
Czy to kwiat? A może kamień? 


Czemu ty się, zła godzino, 
z niepotrzebnym mieszasz lękiem? 
Jesteś - a więc musisz minąć. 
Miniesz - a więc to jest piękne. 



Uśmiechnięci, współobjęci 
spróbujemy szukać zgody, 
choć różnimy się od siebie 
jak dwie krople czystej wody.
Apropo poezji śpiewanej  Michał Żebrowski & Anna Maria Jopek - Wspomnienie 
    💘
Nav - w tym "Albatrosie" Baudelaira też swego czasu się zadurzyłam, ewidentnie jest coś autentycznego w tym porównaniu poety do ptaka. Potem "Albatrosa" przyćmiła "Padlina" i Baudelaire zaczął mi się kojarzyć niemal wyłącznie z nią. Znasz ten wiersz? Poniżej przytoczę:

Padlina - Charles Baudelaire

Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna,
W ten letni tak piękny poranek:
U zakrętu leżała plugawa padlina
Na scieżce żwirem zasianej.


Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety,
Parując i siejąc trucizny,
Niedbała i cyniczna otwarła sekrety
Brzucha pełnego zgnilizny.


Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze,
Jakby rozłożyć pragnęło
I oddać wielokrotnie potężnej Naturze
Złączone z nią niegdyś dzieło.

Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy,
Co w kwiat rozkwitał jaskrawy,
Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy,
Żeś omal nie padła na trawy.

Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra
I z wnętrza larw czarne zastępy
Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta
Na te rojące się strzępy.

Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało,
Jak fala się wznosiło,
Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało
Samo się w sobie mnożylo.

Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym
Jak wiatr i woda bierząca
Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym
W opałce obraca i wstrząsa.

Forma świata stawała się nierzeczywista
Jak szkic, co przestał nęcić
Na płótnie zapomnianym i który artysta
Kończy już tylko z pamięci.

A za skałami niespokojnie i z ostrożna
Pies śledził nas z błyskiem w oku
Czatując na tę chwilę, kiedy będzie można
Wyszarpać ochłap z zewłoku.

A jednak upodobnisz się do tego błota,
Co tchem zaraźliwym zieje,
Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota,
Pasjo moja i mój aniele!

Tak! Taka będziesz kiedyś, o wdzięków królowo,
Po sakramentch ostatnich,
Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniowa,
By gnić wśród kości bratnich.

Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko
Toczył w mogilnej ciemności,
Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską
Mojej zetlałej miłości.
Busch-Na tej stronie wstawiałam już "Padlinę" Baudelaire`a.
Mnie się ten twór bardzo podoba.
oj, to przepraszam, na starość ślepnę  😡

Kto zna Andrzeja Bursę? Wyobraźcie sobie, że jest nawet przyznawana nagroda jego imienia - chciałabym przeczytać te zwycięskie wiersze  😁

Andrzej Bursa - Sobota

Boże jaki miły wieczór
tyle wódki tyle piwa
a potem plątanina
w kulisach tego raju
między pluszową kotarą
a kuchnią za kratą
czułem jak wyzwalam się
od zbędnego nadmiaru energii
w którą wyposażyła mnie młodość   

możliwe
że mógłbym użyć jej inaczej
np. napisać 4 reportaże
o perspektywach rozwoju małych miasteczek
ale
         mam w dupie małe miasteczka
         mam w dupie małe miasteczka
         mam w dupie małe miasteczka
Ostatnio w kółko i w kółko:

Kazimierz Wierzyński

Kielich pór roku zgłębiając wielekroć
Można dotrzeć do Stanów Zjednoczonych Duszy
Kiedy sprzeczności się ze sobą zetkną
Jedno jeszcze pragnienie nieodmiennie suszy:
Zgubić za sobą ból gorycz i żal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal.

Unieść się ponad spiekotę epoki
Śmignąć przez ściany dymów z jednego odbicia
Przeskoczyć wieczność w jednym mgnieniu oka
I pobić rekord świata w długości przeżycia
Opaść w zaświecie jak świetlisty szal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal

Zaświat wygląda jak przedświat dziecięcy:
Jeśli wojna to tylko - z błękitem - zieleni
Popłoch - jedynie słonecznych zajęcy
Jeśli stronnictw rozgrywki - to stronnictw strumieni
Jeśli ofiara - to z wiatru i fal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal

A w samym środku jest muzeum grozy
Czarnych polonezów strojów i ustrojów
Poustawianych w nierozumne pozy
Jak płomieni języki zastygłe w podboju
I nikt nie pojmie szeptu ciemnych sal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal

Zaświat to przecież - Kresy naszych marzeń
- Rajów utraconych w dzieciństwie rubieże
Gdzie z kapeluszem w ręku mówią Twarze
- Miło znów Pana ujrzeć Panie Kazimierzu!
Gdzie uroczyście trwa najświętsza z gal
W ostatnim skoku w nieskończoną dal...
Jacek Kaczmarski
8.2.1989
Uwielbiam ten wątek 🙂
Swoją drogą, kiedyś dawno, dawno temu znalazłam piękny wiersz, niestety nie pamiętam autora. Wydrukowałam go sobie i powiesiłam na ścianie, jednak zaginął mi przy przeprowadzce. A, że jak wiadomo, na re-voltowiczki zawsze można liczyć, to może któraś z Was pomoże mi go odnaleźć?
NIe pamiętam dokładnie tekstu, ale wiem, że zaczynał się tak:
"Nad przepaścią w ciemnej głuszy kiwa się aniołek.
Coś tam coś tam, na kijku tobołek.
Nóżką machnie, kamyk strąci, upada głęboko,
nie pamięta jak tu trafił- szedł gdzieś krętą drogą.
...
i był dużo dłuższy, niestety nie pamiętam dalej, a google nie współpracuje 🙁
Czy mamy gdzieś kącik voltowej twórczości??
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się