Ciekawe,czy jeszcze ktoś czyta wiersze? Znalazłam taki dziś: /nie wiem czyj przekład/
Autor: Johann Wolfgang Goethe
Po coś dał nam tę głębokość wejrzeń
Po coś dał nam tę głębokość wejrzeń, co przeczuwa kształty przyszłych zdarzeń zamiast wierzyć głucho, bez podejrzeń w miłość i w ucieleśnienie marzeń? po co dałeś nam uczucia, losie, byśmy serca swe zgłębiali spojrzeniami i śledzili w dzikich spraw chaosie co naprawdę jest pomiędzy nami ach, tysiącom ludzi wolno nie czuć, nie znać własnych serc i błądzić sobie tu i ówdzie, bez zbędnych przeczuć grzęznąć raptem w męce i w żałobie... póki jakiś ranek ich nie zbudzi zorzą szczęścia nieoczekiwaną tylko nam nieszczęsnym dwojgu ludzi to pospólne szczęście odebrano: kochać nie pojmując sie nawzajem widzieć w innych rzeczy, których brak im wielbić majak, co sie wydał rajem brnąć w nieszczęścia, które są majakiem szczęśliw ten, kto żyje złudnym śnieniem; szczęśliw, komu obca przeczuć waga; dla nas z każdą chwilą i spojrzeniem snów i przeczuć razem moc się wzmaga...
Ja czytam, strasznie kocham poezję Tuwima i Gałczyńskiego.. 🙂
J. Tuwim- Rwanie bzu
Narwali bzu, naszarpali, Nadarli go, natargali, Nanieśli świeżego, mokrego, Białego i tego bzowego.
Liści tam - rwetes, olśnienie, Kwiecia - gąszcz, zatrzęsienie, Pachnie kropliste po uszy I ptak się wśród zawieruszył.
Jak rwali zacietrzewieni W rozgardiaszu zieleni, To się narwany więzień Wtrzepotał, wplątał w gałęzie.
Śmiechem się bez zanosi: A kto cię tutaj prosił? A on, zieleń śpiewając, Zarośla ćwierkiem zrosił.
Głowę w bzy - na stracenie, W szalejące więzienie, W zapach, w perły i dreszcze! Rwijcie, nieście mi jeszcze!
K.I. Gałczyński- We śnie jesteś moja i pierwsza
We śnie jesteś moja i pierwsza, we śnie jestem pierwszy dla ciebie. Rozmawiamy o kwiatach i wierszach, psach na ziemi i ptakach na niebie. We śnie w lasach są jasne polany spokój złoty i niesłychany, pocałunki zielone jak paproć. Albo jesteś egipska królowa jak miód słodka i mądra jak sowa, a ja jestem przy tobie jak światło.
Tania, ja wyciągam wieczorem tomik i poprawiam sobie humor grą słów, albo jakimiś śmiesznymi wierszami 🙂 Swoją drogą pamiętam jak zauroczył mnie wiersz w Stowarzyszeniu Umarłych Poetów, właśnie szukam.
jeśli zechcesz odejść ode mnie nie zapominaj o uśmiechu możesz zapomnieć kapelusza rękawiczek notesu z ważnymi adresami czegokolwiek wreszcie — po co musiałbyś wrócić wracając niespodzianie zobaczysz mnie we łzach i nie odejdziesz
jeśli zechcesz pozostać nie zapomnij o uśmiechu wolno ci nie pamiętać daty moich urodzin ani miejsca naszego pierwszego pocałunku ani powodu naszej pierwszej sprzeczki jeśli jednak chcesz zostać nie czyń tego z westchnieniem ale z uśmiechem
zostań
"chciałabym cię zobaczyć raz jeszcze raz jeszcze przed wieczorem
chciałabym przeżyć jeszcze jedno lub nawt dwa życia żeby móc cię zobaczyć
i tamten ból który mnie wyniósł na rozżarzony piasek
i tamten deszcz kwietniowej niepogody
i ją zdyszaną podążającą wiernie wszystkimi moimi śladami
odwracają głowę na zakrętach krzyczę żeby nie śmiała przyjść bez ciebie"
...
ta miłość jest skazańcem zasądzonym na śmierć umrze za krótkie dwa miesiące
na świecie jest przestrzeń i czas odejdziesz ode mnie
na świecie jest niemoc i konieczność nie zatrzymam cię żadnym pocałunkiem
Ja uwielbiam Brzechwę i teraz prawie codziennie czytam synkowi. Chociaż pewnie niewiele rozumie
ENTLICZEK PĘTLICZEK Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek, A na tym stoliczku pleciony koszyczek, W koszyczku jabłuszko, w jabłuszku robaczek, A na tym robaczku zielony kubraczek. Powiada robaczek: "I dziadek, i babka, I ojciec, i matka jadali wciąż jabłka, A ja już nie mogę! Już dosyć! Już basta! Mam chęć na befsztyczek!" I poszedł do miasta. Szedł tydzień, a jednak nie zmienił zamiaru, Gdy znalazł się w mieście, poleciał do baru. Są w barach - wiadomo - zwyczaje utarte: Podchodzi doń kelner, podaje mu kartę, A w karcie - okropność! - przyznacie to sami: Jest zupa jabłkowa i knedle z jabłkami, Duszone są jabłka, pieczone są jabłka I z jabłek szarlotka, i komput [placek], i babka! No, widzisz, robaczku! I gdzie twój befsztyczek? Entliczek-pentliczek, czerwony stoliczek.
albo ZIEWADŁO Wyszedł Romek Przed domek Szukać w sadzie poziomek. Znalazł jedną - zjadł, Znalazł drugą - zjadł, Sprzykrzył mu się sad, Na kamieniu siadł W cieniu drzewa I ziewa, I ziewa, I ziewa. - Oj, ziewadło, ziewadło, Co cię dzisiaj napadło? - A tak sobie poziewuję, Bo dostałem aż trzy dwóje: Pomyliłem rzekę Biebrzę, Powiedziałem "koń" o zebrze, Rozmawiałem na algebrze. A gdy miewa się złe stopnie, Wtedy ziewa się okropnie. - Ze zmęczenia, proszę lenia? - Ze zmęczenia, ze zmartwienia... - Oj, ziewadło, ziewadło, Wszystko spać się pokładło I na ciebie też już czas. - Czemu mnie pan tak pogania? Ziewnę sobie jeszcze raz, Będę piątkę miał z ziewania.
I mój ukochany DUSIOŁEK Leśmiana: DUSIOŁEK
Szedł po świecie Bajdała, Co go wiosna zagrzała - Oprócz siebie - wiódł szkapę, oprócz szkapy - wołu, Tyleż tędy, co wszędy, szedł z nimi pospołu. Zachciało się Bajdale, Przespać upał w upale, Wypatrzył zezem ściółkę ze mchu popod lasem, Czy dogodna dla karku - spróbował obcasem. Poległ cielska tobołem Między szkapą a wołem, Skrzywił gębę na bakier i jęzorem mlasnął I ziewnął wniebogłosy i splunął i zasnął. Nie wiadomo dziś wcale, Co się śniło Bajdale? Lecz wiadomo, że szpecąc przystojność przestworza, Wylazł z rowu Dusiołek, jak półbabek z łoża. Pysk miał z żabia ślimaczy - (Że też taki żyć raczy!) - A zad tyli, co kwoka, kiedy znosi jajo. Milcz gębo nieposłuszna, bo dziewki wyłają! Ogon miał ci z rzemyka, Podogonie zaś z łyka. Siadł Bajdale na piersi, jak ten kruk na snopie - Póty dusił i dusił, aż coś warkło w chłopie! Warkło, trzasło, spotniało! Coć się stało, Bajdało? Dmucha w wąsy ze zgrozy, jękiem złemu przeczy - Słuchajta, wszystkie wierzby, jak chłop przez sen beczy! Sterał we śnie Bajdała Pół duszy i pół ciała, Lecz po prawdzie niedługo ze zmorą marudził - Wyparskał ją nozdrzami, zmarszczył się i zbudził. Rzekł Bajdała do szkapy: Czemu zwieszasz swe chrapy? Trzebać było kopytem Dusiołka przetrącić, Zanim zdążył mój spokój w całym polu zmącić! Rzekł Bajdała do wołu: Czemuś skąpił mozołu? Trzebać było rogami Dusiołka postronić, Gdy chciał na mnie swej duszy paskudę wyłonić! Rzekł Bajdała do Boga: O, rety - olaboga! Nie dość ci, żeś potworzył mnie, szkapę i wołka, Jeszcześ musiał takiego zmajstrować Dusiołka?
Scottie, chyba wolę b. klasyczną formę, brakuje mi tu więcej.. rytmu?
m4jek, całe wieki tego nie czytałam 🙂
Arthur O'Shaugnessy
Z nas rodzi się muzyka, Nam marzą się marzenia, W samotnej fali, która w dal umyka, W odległej ciszy wartkiego strumienia. Straceńcy świata i świata zbawiciele, Na których księżyc blady rzuca cień, Lecz my napędem, lecz my ruszeniem Świata, tak będzie po ostatni dzień. Piękną pieśnią nieśmiertelną Budujemy wielkość miast. A baśniową przypowieścią Mocarstwom damy chwały kształt. Jeden człowiek z marzeniami, Pójdzie naprzód, by koronę brać. Trzech, pieśni nowy dając takt, Imperium może zwalić gmach. W wiekach czasu pogrążeni, W pogrzebanej minioności ziemi, Szeptem zbudowaliśmy Niniwę, Wieżę Babel – radości okrzykiem. I zburzyliśmy je proroctwami O dawności świata, który nowy. Każdy wiek swój martwy sen posiada, Każdy wiek ma sen, co jeszcze się narodzi.
Brzechwa był niesamowity. Lubię też zabawę słowami Barańczaka. I mojego ukochanego Pana Andrzeja Waligórskiego. Polonistom dedykuję List w sprawie polonistów
Polonista to nie zawód, lecz hobby, Polonistą być - nie życzę nikomu. Polonista po godzinach nie dorobi, Choćby zabrał robotę do domu. Polonista nie wędruje po mieszkaniach, Nie odzywa się wchodząc ze dworu: - Bardzo ładnie rozbieram zdania, Czy jest jakieś stare zdanie do rozbioru? Choćby szukał, racji i pretekstów I tak zawsze pozostanie na uboczu - Mniej się ceni analizę tekstu Od banalnej analizy moczu... Cera blada, na portkach łaty, Rozmaite braki w kondycji, Oświeceniem nie oświecisz sobie chaty, Pozytywizm nie poprawi twej pozycji. Poloniście sterczą chude żebra Jak sztachety mizernego płotu, Gdy się jeden raz u Zuzi rozebrał, To się składał z orzeczenia i z podmiotu. A jak inny zleciał kiedyś z ławki, Bo był gapa wyjątkowa i niezguła, To zostały zeń cztery przydawki, Dwa zaimki i partykuła... Polonista, niepoprawny romantyk, Nie największym się cieszy mirem, Ale ja mu - laury i akanty, Ale ja mu - kadzidło i mirrę! Ale ja go całuję w ramię, Ale ja go podziwiam i cenię, A ty przed nim na kolana, chamie, Cały w złocie i volkswagenie! Bo jeżeli jesteś i ja jestem, To dlatego, że stojący na warcie Polonista znużonym gestem Kartki książek wertował uparcie Za kajzera i za Hitlera, I za cara, i za innych carów paru, I dlatego właśnie nie umiera Coś ważnego, co nazywa się Naród. Więc zamieszczam na końcu listu Ja, satyryk, błazen i ladaco, Zdanie proste: - Kocham polonistów! Rozwinięcie zdania: - ... bo jest za co!
Burza, bo to nie są typowe wiersze z książek szkolnych 🙂 Ale mimo wszystko- poezja.
Barańczaka też lubię. Między innymi to:
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zamieszkałem w punkcie, z którego mam za darmo rozległe widoki: gdziekolwiek stanąć na wystygłym gruncie tej przypłaszczonej kropki, zawsze ponad głową ta sama mroźna próżnia milczy swą nałogową odpowiedź. Klimat znośny, chociaż bywa różnie, Powietrze lepsze pewnie niż gdzie indziej. Są urozmaicenia: klucz żurawi, cienie palm i wieżowców, grzmot, bufiasty obłok. Ale dosyć już o mnie. Powiedz co u Ciebie słychać, co można wiedzieć gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zawarłem w chwili dumnej, że się rozrasta w nowotwór epoki; choć jak ją nazwą, co będą mówili o niej ci, co przewyższają nas o grubą warstwę geologiczną, stojąc na naszym próchnie, łgarstwie, niezniszczalnym plastiku, doskonaląc swoją własną mieszankę śmiecia i rozpaczy - nie wiem. Jak zgniatacz złomu, sekunda ubija kolejny stopień, rosnący pod stopą. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Tobie mija czas - i czy czas coś znaczy, gdy się jest Tobą.
Szkoda, że Cię tu nie ma. Zagłębiam się w ciele, w którym zaszyfrowane są tajne wyroki śmierci lub dożywocia - co niewiele różni się jedno z drugim w grząskim gruncie rzeczy, a jednak ta lektura wciąga mnie, niedorzeczny kryminał krwi i grozy, powieść-rzeka, która swój mętny finał poznać mi pozwoli dopiero, gdy i tak nie będę w stanie unieść zamkniętych ciepłą dłonią zimnych powiek. Ale dosyć już o mnie. Mów, jak Ty się czujesz z moim bólem - jak boli Ciebie Twój człowiek.
i jeszcze to:
Ja, człowiek w pełni władz umysłowych, zatrudniony, żonaty, zamieszkały, nie karany, ja, urodzony trzydzieści trzy lata temu, w czasie wojny, która nigdy nie skończyła się i nie skończy, ja, który wiem o sobie tylko tyle, że wzrost mam średni, a znaków szczególnych brak, ja, który z rzeczy osobistych mam tylko dowód ukryty w kieszeni na wysokości serca, ja, obudzony w świecie pytaniem, którego nigdy dotąd sobie nie zadawałem, ja, napastowany głosami, których nie słyszałem nigdy dotąd, oświadczam, że nie należy nikogo winić o wszystko to, co się stało, nikogo z wyjątkiem mnie."
inną poetką, którą lubię, jest Emily Dickinson (najbardziej w przekładzie Barańczaka)
135
Wody - uczy pragnienie. Brzegu - morskie przestrzenie. Ekstazy - ból tępy jak ćwiek - Pokoju - o Bitwach pamięć - Miłości - nagrobny Kamień - Ptaków - Śnieg.
inną poetką, którą lubię, jest Emily Dickinson (najbardziej w przekładzie Barańczaka)
tez lubię Dickinson, mimo że poezji jako takiej nie znoszę 😡 czytam w oryginale, ewentualnie przekład Danuty Piestrzyńskiej
ulubiony wiersz to ten o słońcu
I’ll tell you how the Sun rose – A Ribbon at a time – The Steeples swam in Amethyst – The news, like Squirrels, ran – The Hills untied their Bonnets – The Bobolinks — begun – Then I said softly to myself – “That must have been the Sun”! But how he set — I know not – There seemed a purple stile That little Yellow boys and girls Were climbing all the while – Till when they reached the other side, A Dominie in Gray – Put gently up the evening Bars – And led the flock away —
i polska wersja
Opowiem ci, jak wzeszło Słońce – Wpierw — Wstążka nad pagórkiem – Wieżyczki w morzu Ametystu – Nowiny jak Wiewiórki Śmignęły — Wzgórza zdjęły Czepki – Skowronki zaczęły Łące Dzwonić — i powiedziałam sobie: “To musiało być słońce!” Ale jak zaszło — nie wiem – Na purpurowy przełaz Gromadka Złotych dzieci jakby Przez cały czas się pięła – Aż — gdy na drugą stronę przeszły – Opiekun w Szarym Stroju – Zasunął cicho Rygiel zmierzchu – I powiódł je do domu —
Burza, Tuwima też kocham miłością wielką 😍 . Tu jeden z moich ulubionych.
Sen złotowłosej dziewczynki
Pani pachnie jak tuberozy. To nastraja i to podnieca A ja lubię tuman narkozy, A najbardziej — gdy jest kobieca Mówię ładnie? I melodyjnie? Zdania perlę jak z pereł kolię? Pani patrzy — melancholijnie... Skąd ma pani tę melancholię? Sen? Doprawdy? Jak dymu kółka? Sen zmysłowy bladej dziewczynki? Hebanowa lśniąca szkatułka Pomarańcze i mandarynki.
Pani usta wtula w swe futro... Pewno... miękkie jest to futerko... Przeczulenie? Cóż będzie jutro? Ach, cóż powie srebrne lusterko? Podkrążone po balu oczy I matowość pachnącej twarzy I sen zwiewny panią omroczy, I o wczoraj pani zamarzy. Pani pyta, czy walca tańczę? Ach, zatańczę... jak sen dziewczynki! Mandarynki i pomarańcze, Pomarańcze i mandarynki.
O, dziewczynko! O,złotowłosa! O, zmysłowa dziewczynko blada! Sen się iskrzy, jak z papierosa Dym, gdy w słońca złocistość wpada. A tymczasem — po pustej sali Pierrot szuka zgubionej róży, Z Leonelią tańczy Allali, Leonelia oczęta mruży. Gdy się bajka roztopi w mroku, Przyjdą cudne, smutne dziewczynki Na obciętym położą loku Pomarańcze i mandarynki.
Poza tym lubię też Baczyńskiego
Warszawa Bryła ciemna, gdzie dymy bure, poczerniałe twarze pokoleń, nie dotknięte miłości chmury, przeorane cierpienia role. Miasto groźne jak obryw trumny. Czasem głuchym jak burz maczugą zawalone w przepaść i dumne jak lew czarny, co kona długo. Wparło łapy ludzkich rojowisk w głuchych ulic rowy wygasłe, warcząc czeka i węszy groby w nocach krwawych i gromach jasnych. Jeszcze przez nie najeźdźców lawa jako dym się duszny powlecze, zetnie głowy, posieje trawy na miłości, krzywdzie człowieczej. Jeszcze z wieku w wiek tak się spieni krew z ciemnością, a ciemność z brukiem, że odrośnie jak grom od ziemi i rozewrze niebiosa z hukiem. Bryła ciemna, miasto pożarne, jak lew stary, co kona długo, posąg rozwiany w dymy czarne, roztrzaskany czasów maczugą. I znów ująć dłuto i rydel, ciąć w przestrzeni i w ziemi szukać, wznosić wieki i pnącze żywe na pilastrach, formach i łukach. I w sztandary dąć, i bić w kamień, aż się lew spod dłoni wykuje, aż wykrzesze znużone ramię taki głaz, co jak serce czuje.
Sur le pont d'Avignion
Ten wiersz jest żyłka słoneczna na ścianie jak fotografia wszystkich wiosen. Kantyczki deszczu wam przyniosę - wyblakłe nutki w nieba dzwon jak wody wiatrem oddychanie. Tańczą panowie niewidzialni "na moście w Awinion". Zielone, staroświeckie granie jak anemiczne pączki ciszy. Odetchnij drzewem, to usłyszysz jak promień - naprężony ton, jak na najcieńszej wiatru gamie tańczą liściaste suknie panien "na moście w Awinion". W drzewach, w zielonych okien ramie przez widma miast - srebrzysty gotyk. Wirują ptaki płowozłote jak lutnie, co uciekły z rąk. W lasach zielonych - białe łanie uchodzą w coraz cichszy taniec. Tańczą panowie, tańczą panie "na moście w Awinion".
Ten uwielbiam, jest taki lekki, radosny. Aż by się chciało poczuć to słońce na twarzy.
Ale Baczyński jest ciężki, smutny, na zupełnie inne nastroje.
I kolejny lubiany przeze mnie-
Jan Lechoń- Gniew
Ty masz różne miłości, ja tylko - otchłanie, W które coraz mnie głębiej twa nieczułość strąca. A jednak tyś jest światłość, tym mrokom świecąca. Gdy cię kochać przestanę - co się ze mną stanie?
Złe myśli w moim sercu jak zgłodniała lwica, Jak pod wzrokiem pogromcy cichną pod twym wzrokiem. O! wstępuj w moje serce kochaniem głębokiem, W dzień jak słońce palące, w noc - jak blask księżyca.
Mówisz, że gniew mam w oczach. Bo po nocy błądzę I darmo wzrok mój światła w ciemnościach wygląda. Bo tyś jest razem piekło, gdzie rodzą się żądze, I niebo, w którym miłość niczego nie żąda.
Edit-
Maria Pawlikowska- Jasnorzewska- Bez Ciebie
Bez ciebie Nudno jest tu bez ciebie. Nudno do obłędu! Jestem jeszcze wraz z wiewiórką i pieskiem, Piszę, czytam i palę, wciąż mam oczy niebieskie, Lecz to wszystko tylko siłą rozpędu.
Wciąż jeszcze świt jest szary, zmierzch niebiesko -złoty, Dzień przechodzi na jedną, noc na drugą stronę I róże zakwitają bez wielkiej ochoty: Bo tak są już przyzwyczajone.
A jednak świat się skończył. Czy wy rozumiecie? świata nie ma i ja go nie stworzę. Czas jest równy i cichy. Lecz czekajcie... może - Może ja jestem już na tamtym świecie?
Burza Owszem, jest- dlatego tak lubię jego wiersz o moście w Avionion- taki cudownie lekki powiew w jego poezji. Ja to mam zawsze lato w sercu, gdy go czytam 🙂 A jego wiersze do żony są cudowne, aż wibrują od emocji.
edit: I specjalnie dla Ciebie- tez jeden z moich ulubionych. Nie chwaliłaś się 😎
M. Pawlikowska-Jasnorzewska
Burza
Sine, dymne, z ceglastą poświatą, przędąc chmury, jak pośpieszną grzybnię, leci gniewne, rozjuszone lato, piorunami grożąc niechybnie. Już jaśminem po ziemi zamiata - już z drzewami mocuje się z bliska, już gazetę śle na koniec świata, już mi w sercu, śniętym sercu, błyska.
Nie hamujcie burzy, pięknej burzy, modlitwami, krzykiem nienawiści! Posłuchajcie opowieści liści! jak liściowi liść szaleństwo wróży...
Nawałnicę, burzliwą kotarę, rzućcie na mnie, na gasnącą świecę! Niech się wszystko zakończy pożarem, niech mnie z ziemi jak wiedźmę wyświecą!
Śnięte serce, śnięte serce moje, niech uzdrowią cię te niepokoje...
Szczególnie teraz, gdy za oknem szaro, a tak bardzo chciałabym pójść do Parku Saskiego, usiąść na ławce i wygrzewać się w słońcu. Uwielbiam takie popołudnia... 💘 Cóż, zostaje mi tylko substytut lata zamknięty w wersach 😉 Edit: A właśnie- zna ktoś jakieś wiersze o Warszawie? Nie mówię tu o przedwojennych piosenkach (bo je znam na pamięć :hihi🙂, ani o komunistycznych hymnach na cześć. Tylko takich zwykłych, codziennych.
Hm a ja nie przepadam za patosem Pawlikowskiej, czy Tuwima... wolę lekkość słowa Gałczyńskiego w utworach w stylu "Dlaczego ogórek nie śpiewa" czy zabawy poezją w wykonaniu Jonasza Kofty, takie jak ta poniżej:
Muza moja codzienna
Podobno w tym jest poezji treść Że trzeba wzbić się, wzlecieć, wznieść I krążyć chłonąc słońca światło Też chciałbym... Ale mnie nie natchło Cóż zrobię, gdy mi wzniosłość zbrzydła Cóż zrobię, gdy mi wena schudła Nie wołam - muzo! Daj mi skrzydła! Zwyczajnie proszę - podaj szczudła
O, jaki sympatyczny wątek 🙂 Uwielbiam wiersze Tadeusza Micińskiego i Charles`a Baudelaire`a. Postaram się na dniach coś zacytować, ale wybór mam chyba za duży 😉 Są tu jacyś wielbiciele "poetów przeklętych"?