dopiero teraz przeczytałam ten wątek, Pan pisał przeuroczo, chociaż pewnie będąc na Twoim miejscu miałabym inne odczucia. Pomyślałam sobie, że ja daję sobą manipulować (tzn. nie potrafię powiedzieć, że mi się czyjeś zachowanie nie podoba) i się spinam wtedy, kiedy wydaje mi się, że ktoś "myśli, że ja myślę", np. że daję komuś swoim zachowaniem pretekst do podchodzenia za blisko, poufałości, itd. Wtedy, jak by mnie taki Pan zaatakował, speszyłabym się strasznie, bo najprawdopodobniej przecież, skoro on widzi, że się spinam, to myśli, że na mnie działa. Taka spirala samonakręcająca się :-(
Jak zdam sobie sprawę co robię - to potem myślę, że nic mnie nie obchodzi, co jakiś obcy człowiek myśli o mnie. Że to jego problem, bo to on jest dziwny, a nie ja. I nawet, jak mu odparuję (a dopiero wtedy zbieram odwagę, żeby odparować) to nic mnie nie obchodzi, że mnie przestanie lubić.
Wydaje mi się, że takie spinanie się, bo "ktoś myśli, że ja myślę" to właśnie rodzaj pretekstu dla takich przekraczających granicę.
Kwestia mijania się na chodniku też ciekawa 🙂 Mnie zdarzyło się raz przegiąć, tzn. wracałam późnym wieczorem z parkingu, na który odstawiałam moto. Przechodziłam przez nieciekawą okolicę, przede mną stała grupka dresów, a ja wyglądałam dla nich jak ufo (kombinezon moto + kask w ręku). Zaczęli się gapić, byliśmy po tej samej stronie ulicy. Głupio mi było przejść na drugą stronę, bo oczywiste byłoby dla nich, że się boję. A bałam się CHOLERNIE, i z tego strachu jakoś tak postanowiłam im pokazać, że na pewno nic mi nie mogą zrobić, bo się wcale ich nie boję (tak przewrotnie...). Więc podniosłam głowę do góry, spojrzałam większości z nich w oczy, jak już byłam dość blisko, i wmaszerowałam w sam środek grupik.
i... rozstąpili się!!! 😅
Podejrzewam, że ich wcięło po prostu i nie byli przygotowani na reakcję. Jeżeli przeszłabym na drugą stronę, albo spuściła oczy w ziemię - prawdopodobnie typowe zachowanie ich "ofiary"- mogłoby ich to sprowokować.
mijanie sie na chodniku.. jestem dosc drobna, dobrze ulozona, grzecznie usmiechnieta wiec regularnie uskakuje z drogi nadasanej, wymalowanej laluni. To w Polsce. Tu w Irlandii, gdzie teraz mieszkam, zawsze, wszedzie i wszyscy mijaja sie bezkolizyjnie, z usmiechem, z przepraszam na ustach, jeden ustepuje drugiemu - zawsze. Taka mila odmiana po polskiej skrzeczacej rzeczywistosci...
Magdalena patrzenie w oczy to podobno najskuteczniejszy sposób na tego typu grupki.
co do chodników to ja byłam z tych, którzy ustępują. ale do czasu. w pewnym momencie postanowiłam nad sobą popracować. raz na jakis czas nastawiam się wewnętrznie i nie ustępuję aż do konca (dotyczy sytuacji gdy kurs z przeciwka jest wyraźnie kolizyjny). ale ile mnie to kosztuje.. uff