Wrr zaraz się wkurzę, napisałam pięknego długiego posta i mi go skasowało 👿 Ale napisze jeszcze raz, bo myslę, że to interesujący przypadek i można się z niego nauczyć sporo w kwestii - ciąć/nie ciąć.
No więc tak - chodzi o tę kobyłę co strugam. Kilka dni temu, jak pisałam, zaczęła jej odchodzić skorupa martwej podeszwy(wyglądającej z pozoru jak żywa, ale ewidentnie było to martwe i nieprzydatne, zresztą spodziewałam się, że prędzej czy później coś takiego nastąpi, nie miało prawa być inaczej). Odłażąca skorupa zaczęła tak uciskać żywą podeszwę, że koń zaczął ostro kuleć.
A własciwie to kolejność procesu była taka - była sobie skorupa martwej podeszwy i dopóki koń miał podkowy i zostawione za długie sciany, to tak nie uciskała konia. Gdy ja ostro zjechałam sciany, skorupa zaczęła cisnąć zywą podeszwę. Koń więc poczuł, że trzeba jej się pozbyć - zaczęła odłazić, ale że to była naprawde gruba i zbita warstwa koń sobie sam z tym nie radził. Zastanawiałyśmy się wczoraj z
deą co z tym zrobić, no i wyszło, że chyba najlepiej będzie częścć tej martwej skorupy usunąć. Czemu nie całość? Bo żywa podeszwa odsłaniająca się spod skorupy była cieniutka i wrażliwa. Bałam się, że wycinając skorupę zostawie konia na paru milimetrach żywej podeszwy, co sprawi że będzie umierał z bólu przy każdym kroku i sie do tego podbije. Ale, że skorupa sama nie zamierzała odłazić bardziej, to jednak trzeba było podjąć decyzję o wycinaniu - uznałam, że koń kuleje tak czy tak, to lepiej niech już kuleje w stanie przybliżającym go do poprawnych kopyt, niż takim czymś. Planowałam w razie czego kleić do kopyta podkładki.
Tu macie zdjęcia tego jak to wyglądało:
Na pierwszych dwóch(są sprzed chyba 2 dni) widać, jak zaczęła odłazić skorupa od strony pazura, ale w reszcie kopyta ani myślała. Była naprawdę twarda jak kamień!:


Na trzecim zdjęciu biała linia, którą wyszła czarna maź:

Decyzja okazała się być bardzo dobra! Koń od razu poczuł ulgę i zacząć dużo sprawniej i chętniej chodzić. Wycięłam sporą częśc skorupy, ale nie całą - zostawiłam jej trochę pocienionej w wewnętrznej stronie miski, tak wkoło grotu strzałki,a właściwie po jej bokach, bo tam pod spodem coś się dzieje(widac było po prześwitach - na tym zdjęciu tego sie nie dopatrzycie, bo dziś pocieniłam to mocno i dopiero zaczęło być porządniej widać, co jest pod spodem) i dopóki nie mam butów dla tego konia, nie chciałam ryzykować. Najważniejsze było usprawnic konia i to się udało.
Żywa podeszwa jaka się odsłoniła jest troszkę grubsza, niż myślałam, ale i tak zostawiłam na niej z milimetr czy dwa proszku dla osłony. Bo widać, że jest taka młodziutka, mięciutka, trzeba jej dac czas na adaptacje do podłoża - póki co konina tylko po bardzo miękkim podłożu będzie chodzić, na kamieniach by się od razu podbiła(choć po tym struganiu dzisiejszym i po betonie szła nieźle, ale nie ma co ryzykować). Jak będą buty to będzie łazić i po twardym do czasu aż się kopyto nie przystosuje.
W ogóle po usunięciu skorupy okazało się że ściany wystają na centymetr jak nie więcej ponad podeszwę, także je starnikowałam. Udało się zrobić łuczki, przyciąć mocniej ściany wsporowe(choc nad nimi powinnam więcej popracować, ale koń nei chciał już stać za bardzo więc, zrobiłam tak żeby było w miare ok, bo nie chciałam by sie nam rozhisteryzowała 😉 ), cofnąć jeszcze kąty wsporowe.... Kopyto jest wreszcie miseczkowate i przypomina coś sensownego. Jestem wreszcie zadowolona jako tako z tych kopyt, teraz poczekamy z 2 tygodnie co się będzie działo.
Jutro wkleję jeśli będe miała zdjęcie jak to wygląda po tym dzisiejszym struganiu, żeby było widac na ile usunęłam skorupy, jak wygląda teraz miska itp.