Oki, już mi troche spokojniej, spróbuję odpowiedzieć i wyjasnić wątpliwości - naprawdę myslę, ze więcej uzyskamy współpracując i traktując różnice miedzy naszymi metodami jako możliwe granice tego co można z kopytem zrobić - czytając na grupie doświadczenia ludzi z naprawdę wieloma kopytami na koncie, wiem tylko jedno - to wszystko zależy, od konkretnego konia, od podłoża, pogody, od kształtu danego kopyta... w tej chwili toczy się kolejna ciekawa dyskusja i zamierzam ją Wam zrecenzować (nie w temacie tej
bijatyki 😉 tylko o obciążeniu peryferyjnym - czyli "zostawiać kawałeczek ściany ponad podeszwą czy nie a jeśli tak to ile i u jakiego konia?"😉 - zrecenzowac "pro publico bono" bo moim zdaniem w tym temacie tak samo ważna jest konkretna wiedza o procedurach (jak się powinno robić), co wiedza, co można robić
różnie, i do czego
różnie podchodzić, naprawdę są w kopytach takie obszary - jak ktoś słusznie na grupie zauważył,
gdyby istniał jeden idealny sposób werkowania bosego, to nie byłoby koni, których nie udało sie przestawić na boso.A są takie - stawmy czoła prawdzie albo stańmy sie "fanatykami bosymi", z zamkniętym mózgiem i szkodliwymi dla koni. Przecież tego nie chcemy.
Przydługi wstęp 😉 do rzeczy.
Dea czemu nazwałaś podeszwe przystrzałkową - ścianą wsporową? Czy ja o czymś nie wiem? 😉[
Moja wina, kajam się, skrót myślowy, w tej chwili rozwijam: przedłużona ściana wsporowa, rosnąca do przodu i otaczająca strzałkę. Widać to na przykład tu:

Widać, ze ściana wsporowa zamiast w pewnym miejscu sie kończyć, idzie dalej DO PRZODU. To czego uwazam, ze nie powinno się ruszać, to wszystko wprzód od granicy ściany wsporowej. Samą ścianę, jak widać z tej fotki, chociaż minimalnie skracam (wprzód też troszkę przycięłam, ale teraz bym raczej zostawiła). Wałek wokół strzałki raczej zostawiam. To jest to samo co u Rameya w artykule (cytowane przeze mnie później):
[img][[a]]http://www.hoofrehab.com/webalizer/Don%20L%20[[a]](59).jpg[/img]
To jest najczęściej ochrona przedniej części kopyta, która ma za mało podeszwy. Dotyczy PRZEDNIEJ części kopyta. Gdyby ktoś MNIE pytał co zrobiłabym z powyższym kopytem (ze scianami wsporowymi) po przycięciu ścian... ano coś takiego jak w załączniku.
...i zwracam uwagę, że to nie jest to samo, co tu:

Widzicie różnicę? Tu ściany przerosły własnie na boki, przed strzałką wałka NIE MA, te ściany uciskają tył kopyta. Tamte chronią przód.
Zapytałam jak to jest gdy wszystko jest na jednym poziomie ściana przedkatna, podeszwa, ściana wsporowa i strzałka, kiedy podeszwa się nie wykrusza i nie można usunąć ściany wsporowej, bo ciągle jest na poziomie podeszwy, ale i jednocześnie na poziomie ściany przedkątnej, gdy nie chowa się w miseczce? Co wtedy sie robi? Bo u mnie czekanie nic nie pomogło.
Nie może być tak, że ściana wsporowa/przedkątna sięga do powierzchni ziemi - wtedy podeszwa pomiędzy nimi jest zbyt chroniona, kopyto nie pracuje i nic się NIE wykruszy. Wg wszystkich znanych mi szkół werkowania bosego trzeba trzymać ściany wsporowe wewnątrz miseczki kopyta, co oznacza, ze muszą być choć minimalnie pod płaszczyzną tworzoną przez punkty podparcia kopyta (4 punkty - dwa z nich to kąty wsporowe, dwa pozostałe to "toe pillars" - jakiś pomysł na polską nazwę? czyli punkty wynikające z "rzutowania na ścianę pazura" kątów wsporowych; znalazłam ilustrację, o której myslałam - credits to Gene Ovnicek, źródło
What is Natural Balance?)

Opieramy płaszczyznę na tych punktach (symulujemy ją tarnikiem). Jeżeli strzałka albo ściany wsporowe albo sciany przedkątne dotykają tarnika, należy je przyciąć. Moze być minimalnie, ale trzeba. Wtedy kopyto ma szansę zapracować - ugiąć się, tutaj chyba wszystko spójnie "międzyszkołowo"? No i moja wizja jest taka, ze niepracujące kopyto nigdy się nie wykruszy. Musi być chociaż minimalna praca, żeby podeszwa "martwa", twarda, nieelastyczna była poddawana naprężeniom i przez to najprościej mówiąc trzaskała. I się wykruszała.
I teraz będzie IMHO różnica: jeśli mamy kopyto, w którym jesteśmy na poziomie podeszwy i ten warunek NIE jest spełniony (czyli musielibyśmy wciąć sie w podeszwę, żeby skrócić ściany wsporowe/ściany przedkątne), to (wg mojej najlepszej wiedzy!!!! nie złej woli) Strasser mówi
wszystko jest OK, wcinamy sie w podeszwę, by uzyskac efekt; Ramey mówi:
stary, przyrżnąłeś kąt wsporowy za mocno. Czasami zostawienie tego trójkącika milimetr wyżej pozwala bez ingerencji w podeszwę zachować mechanizm kopyta działający. Bo jeden z głównych warunków działania kopyta zdrowego to odciążenie ściany przedkątnej (poza tym niskie, cofnięte piętki i cofnięty punkt odbicia - krótki pazur)
Piłowanie wszystkiego na płask i przez to "psucie mechanizmu kopyta" - to nie jest Ramey. To jego "wycięty fragment". Nie zadziała tak samo, jak odcięta końska noga nie pobiegnie 😉
Ja robiłam tak: jeśli zdarzyło mi się, ze musiałam przyciąć wspory/przedkątne "z podeszwą", to robiłam to (lekko), ale kopałam się w tyłek, że za mocno obniżyłam kąt i starałam się następnym razem zostawić nieco samego kąta - żeby nie trzeba było odtwarzać mechanizmu kopyta, ingerując w podeszwę. Parę razy zdarzyło mi się też, że ściana na kątach wsporowych robiła wrażenie, że nie rośnie - nie wystawała ponad podeszwę, ale to zawsze była patologia i sytuacja tymczasowa. Wtedy przycinałam ściany wsporowe i przedkątne lekko wchodząc w podeszwę ale prawdę mówiąc i tak musiałam odczekać swoje, zeby kopyto zaczęło zachowywać się normalnie. Może jednak czasem to podparcie i usztywnienie tymczasowe jest potrzebne? Ja tu nie jestem kategoryczna. Czuję ze za mało o tym wiem. Zostawiam znak zapytania i póki co - lekko podcinam, ale tylko przedkątne, strzałkę i wsporowe. Samej podeszwy pomiędzy nie ruszam. Jeśli ma sie wykruszyć, wykruszy się do następnego razu.
Podcięcie strzałki, jeśli wystaje z tej miski też jest ważne, bo jeśli wystaje - koń, żeby uniknąc obciążania i siniaczenia jej, będzie łaził od palca, a to, delikatnie mówiąc, nie sprzyja mechanizmowi kopyta i wykruszaniu kątów.
Nie rozumiem dlaczego przywołujesz ciągle temat zarzynania do krwi. Chciałam zaznaczyc, że to było domeną co niektórych kowali konwencjonalnych - moja kobyła była do krwi cięta za każdym razem. Nawet niedawno widziała robote mojego pierwszego kowala, wyrżnieta strzałka tak, że jeszcze po tygodniu rana sie otwierała i krew lała strumieniem.
Ja strugam od roku i 7 miesięcy - konia , który ciągle krwawił po kowalach. Ja cięciami Strasser nie uroniłam jej ani żadnemu innemu koniowi ani jednej kropli krwi, jedyna krew, która się pojawiła to moja z moich rąk.Wiem i rozumiem. A u moich podopiecznych nie ma sztywnych kopyt bez mechanizmu kopytowego 🙂 🙂 🙂 🙂
Chodziło mi o to, że możemy się tutaj wzajemnie
zarzynać do krwi (😉) i wyszukiwać "wady" metody A i metody B, a mozemy twórczo porozmawiać -
hmmm... robisz inaczej i działa? Pokaż przykład. Tym bardziej, jeśli ja próbuję robić tak jak Ty i NIE działa. Może to kwestia mojego zawodu - jako informatyk często używam żartu "u mnie działa" - bardzo to głębokie - czasami program moze być zupełnie poprawny, ale drobne różnice w tym, jak człowiek go uruchamia, mogą powodować wystąpienie błędów. Bo czasem programista nie przewidział, jaką wariację na temat zastosowania jego programu zrobi użytkownik (metoda Strasser: użytkownik rżnie bez pamięci do krwi albo do uginającej się pod palcem podeszwy, metoda Rameya - użytkownik zostawia kopyto, żeby w ogóle samo sie robiło i dziwi się, że się nic nie wykrusza).
Jeszcze raz: chodziło mi o błędną aplikację metody. Podobnie jak (bez urazy :kwiatek: ) to co opisałaś jako Twoją aplikację metody Rameya - było zwyczajnie niezgodnie z NHCP i "zrobione na podstawie poszlak".
Wszyscy się uczymy. Uczmy się od siebie. Uczmy się od Hiszpanów, Amerykanów, Szwedów, Czechów, Niemców. Uczmy się. Dla dobra koni.
Ale skoro wciąż sie odbiera to co pisze jak pierwszy krok do pociecia kopyta do krwi - to chyba sobie odpuszcze udzielanie sie.Proszę, przestań podchodzić w ten sposób. Próbuję właśnie wyprosić, zebyśmy dyskutowali w klimacie "może byc tak i może być tak" a nie jedynych słusznych racji i szukania problemów na siłę - tutaj wrócę do początku - IMHO kopyta Forseta się naprawdę poprawiają, a pęknięcia zafundowane przez kowala schodzą. Myślę, ze nie zaszkodzi koniowi sprawdzenie, czy zwyczajne trzymanie sie zasad SANHCP (piętki na tyle niskie, na ile się da, odciążenie ścian przedkątnych i ścian wsporowych, dbanie o symetrię, pazur skrócony i pilnowany, by był krótki) nie pozwoli temu pęknięciu zrosnąc do ziemi - myslę, ze jest spora szansa. Tym bardziej, ze Freddie wcale nie struga konia od 3 lat (jak to guli raczyła zrozumieć), a dużo krócej - od 3 lat to koń ma problem. A kowala szuka nie dla Foresta, tylko dla jego stajennej koleżanki.
:kwiatek: dla wszystkich kopytowo zaangażowanych. Prosze o nieatakowanie mnie.
Nie lubię agresji 😀iabeł: (
niestety na YT go nie ma, ale polecam kabaret Hrabi - terapia, filmik o tym tytule)
EDIT:
pomrowa, mam podobne doświadczenia, właściwie wszystkie moje kopytka co jakiś czas hodują wyższe piętki, poza Brysieńką, która preferuje naleśniki (więc jej kątom nie pozwalam rosnąć, bo kładą się do przodu - na podeszwę, pozostawione same sobie ściany wsporowe robią to samo, i od dnia kursu -
mimo że SANHCP - przycinam je skosem w dół). Te wyższe piętki zależą od pogody/twardości podłoża (podobnie jak wysklepienie miseczki) i cyklicznie znikają i wracają. Koń jest cały czas, jak to się ładnie po angielsku mówi,
sound, czyli gania bez problemów i przestawia koleżeństwo po okolicy. Podobnie jak Forest, o ile mi wiadomo.