Leczenie- stała kontrola lekarska z panią endo- , wyniki badań- krzywa cukrowa ( raz na pół roku), ostatnio był- na hormony tarczycy, na nadnercza ( kortyzol)- wszystko póki co w normie. I musze pilnowac tych wizyt aby przy minimalnych odchyłach zadziałać... Spotykam się raz na 3-4 miesiace, ważymy, rozmawiamy co i jak. Lekarka nie przepisuje mi żadnych leków tylko bada- kiedyś chyba przez miesiąc brałam meridię ale wróciły mi kg. Zrezygnowałysmy. Natomiast co 6 tyg. spotykam się z lekarzem pierwszego kontaktu na podstawowe badania krwi, ciśnienie. Już w szpitalu- we Wrocławiu, 4 lata temu ustalono mi diete białkową ( która w dużej mierze zgadza sie z produktami dukana) i cisnę ją z małymi wykroczeniami ( aby nie przeciążyć nerek).. spadam po mału, bardzo wolno ale spadam. Nie przepisano mi żadnych leków. Nie mam problemów z łaknieniem- mogę nie jeśc nawet 2 dni. Za to mam problem z przyswajalnością węglowodanów. Dziennie jade na 1500-1800 kcal (jesli nie jestem na dukanie) najcześciej z przepisów fazy II i III bo sa mega smaczne i zdrowe- ryba, kurczak, białko, warzywa. Moja aktywność fizyczna- 2 razy ( czasmi 3 ) w tygodniu po 2 godz na siłowni. Z czego po 20 min trening aerobowego ( nie mogę przeciążyć stawów), 20 min kardio i na siłę. Do tego dochodza 2 -3 razy w tyg. spacery wieczorne trwające dłużej jak 30 min. Na weekend remont domu- wieczna praca w ogródku itp. Ruszam się cały czas. Wszedzie sraram się chodzić , zmęczyć. Chudnę od 4 lat. BMI poczatkowe 32 , dzisiaj 27. I lekarka utwierdziła mnei w przekonaniu że teraz będzie o wiele trudniej ...
koenicke przepraszam moze to zle zabrzmialo... poprostu jestem zmeczona tlumaczeniem ze nie siadłam na laurach, mimo ze moge tak wygladać. Wiele osob mowi - chodzisz na silownie, masz diete - nie widac tego po tobie. A ja już czasami nie wyrabiam z płaszczeniem sie i uświadamianiem ludzi że ze mną jest mega trudniej. Ale walcze... A do tego dużo czytam o dietetyce, o chemii, hormonach. Stąd moja wiedza.
ps. Solina - jak sie ma pieprzniety kortyzol to i od chleba przytyjesz. Ze mną tak było na samusieńkim poczatku, dlatego wyladowalam w szpitalu.
zabeczka17, z każdym zrzuconym kilogramem jest trudniej.
ćwiczenia siłowe w twoim przypadku raczej nie mają sensu bo na celu mają wyrobić masę mięśniową a tobie chodzi o spadek wagi, siłownie zamieniłabym fitnessem, bieganiem, basenem, ostatnio bardzo fajną formą jest aqua- aerobik. starałabym się tak aby codziennie była ta aktywność fizyczna, np dwa razy w tygodniu na basen ( nie wiem jak u Ciebie ale w Krakowie 1h waha się między 6 a 15zł więc wydaje mi się że kwestie finansową da się przeboleć), 2-3 razy w tygodniu iść pobiegać jak masz psa super da ci motywacje, lub wyciągnąć koleżankę, siostrę, faceta, mamę. może masz jakiś rowerek w domu albo masz możliwość pożyczyć, wziąć oglądając wieczorem serial/ film pojeździć troszkę, robi się ciepło w weekend można wybrać się ze znajomymi na przejażdżkę rowerową, na spacer do lasu.
czy kontrolujesz kalorie na dukanie? jak przygotowujesz tego kurczaka? gotowany smażony? bez skóry czy z? jakie ryby wiele z nich jest tłusta niestety, w jakiej formie? wędzone, gotowane? marynowane? w oleju, w sosie? to też jest ważne.
na jakiej podstawie i kto wyliczył ci 1500- 1800kcal ?
1500 - 1800 kcal wyliczono mi w szpitalu na podstawie jakiegoś równania masy ciała czy czegoś tam. Tyle niby wynosi moja dzienna dawka na kcal i tak pracuje moja przemiana materii. I mam sie jej trzymac pod warunkeim że wprowadzam wysiłek fizyczny.
Na siłownie chodze równiez aby wyrobić lekką mase mięśniową bo raz ze nie mam ochoty oglądac zwisającej skóry ( która równiez fajnie sie napreża), dwa rozpoczynam nowe życie na wsi i MUSZĘ miec porządnie utrzymany przez mięśnie kręgosłup ( który był mega osłabiony, wystąpiła rotacja dysków). Poza tym zamierzam robić przy koniach i nie mogę być słaba. Oczywiście biegam na bieżni - moja prędkość stała to 9 km/h ( z któej jestem mega dumna, bo pracowalam nad nia rok), plus trening kardio na wytrzymałosć. - ale ortopeda pozwolił mi TYLKO przez 20 min/30 min. ... inaczej mogę rozwalić stawy. Kostka i kolano. Stąd również intensywność- 2do 3 razy w tyg i pod warunkiem jednego dnia odpoczynku. Jak widzisz wszystko robione jest z umiarem i rozmysłem. Nic na hajla bajla. Wszystko dopracowane i ustalone ,,pode mnie". I boli mnie to że nie mogę biec 40 min bo bardzo to lubię. W domu mam ,,narty" stąd moje spacerki 30 minutowe które są ZAWSZE. A jesli ladna pogoda to biore faceta i idziemy sobie polazic.
Na dukanie nie kontroluje kcal ale trzymam sie przepisów i objętości posiłów. Staram sie aby nie były wieksze jak dwie moje pięści. Kurczaka piekę parowarze, jem bez skóry. Pierś smaże na teflonówce na wodzie np. z jogurtem i przyprawą curry. Do tego dokladam kilka plastrów papryki. I od kiedy przeszlam dukana moje laknienie ustapiło. Szybko czuję się syta. Skończyły się także ,,przekąski i słodycze". Nie chce mi się ich jesć.
Ryby - mrozonki zapiekane w parowaze z ziolami bez oleju. Na dukanie raz w tygodniu makrela wedzona z naciskiem na faze II wtedy kiedy sa warzywa.
I sama widzisz ze zdrowy osobnik który normalnie przyswaja weglowodany schudłby 10 razy szybciej ode mnie. Ja walczę, idę wolno.. ale walcze. I dopiero przepisy dukana sprawiły że bez problemowo stosuję się do zasad zdrowej żywnosci. Nie jestem głodna...
zabeczka, ale 4 lata temu ustalono Ci dietę - czy od tego czasu zmieniano ją? bo to co było 4 lata temu nijak sie ma prawdopodobnie do stanu obecnego...
Ale moja endo twierdzi ze wszystko jest okey, wyniki badan po 4 latach tez na to wskazuja.... A skoro mi przypasowala to dlaczego mam zmieniac? Nie walcze z hormonami, ze sobą. Jest mi dobrze. Chudnę, staram sie prowadzic zdrowy tryb zycia- nie pije, nie pale... ruszam sie. Tylko te cholerne weglowodany. To na nie mam uwazac. ja na dukanie się nie mecze...
Diete zmieniono mi raz .. po poltora roku temu, przed dukanem. MIalam wtedy już ok. 26 BMI , wygladałam szczupło. Nosilam rozmiar coś około 40. I to byl mega fajne. Dieta 1300 kcal, 5 posilków dzienie. Później mialo być 1000 kcal.. Przytyłam... szybko, błyskawicznie z własnej winy. Chodziłam ciagle zmeczona, apatyczna, wkurzona, na nic nie mialam sily a juz na pewno nie na silownie. Zaczelam chorowac, łapać każde przeziebienie,..... psychika mi siadla. Byłam ciągle głodna. Zaczełam się gubić, podjadać , rzucac sie na słodycze.....i co najgorsze tyć. Znowu szereg badan. Wszystko w normie. Wróciłyśmy do starej diety.. i wtedy odkryłam dukana.. bylam na nim 2 miesiace, zrzucilam 8-10 kg. Przyszedł czas na 3 faze aby to wszystko unormowac. Dzięki temu wdrazalam sie w przepisy... były grzeszki, były tez i pizze... ale stracone kg nie wrocily.
4 lata temu mialam kortyzol wysoki, obawiano sie cuchinga... Zbadano mnie doglebnie, na szczescie nie bylo tak tragicznie i po miesiacu wyniki byly juz ok. Ale stala kontrola do konca z obawy na tarczyce ( ktora moze siasc), nadnercza( kortyzol), i cukrzyce....ktora wystapila w rodzinie. Nabyta, ale wystapila.
Solina, mój ojciec jest szczupły, moja mama całą młodość walczyła z nadwagą, po 2 ciąży zawzieła się i bardzo pilnuje. Od 20 lat patrzy co je i za grzchy pokutuje. Dzięki temu trzyma wagę. Moja siostra jest chuda. Ok 45kg przy 160cm. Wszyscy byliśmy karmieni tak samo. Nigdy nie jadam obiadu z dwóch dań bo to dla mnie za dużo. Zresztą nie ma czasu na gotowanie. Dodofon, może i dupa nie dietetyk. Wiele osób go polecało, tu też. Masę ludzi z nim schudło. Ja trochę też, ale po 2 miesiącach wróciło. Nie robiłam badań, pomiary robił, wywiad co lubię a czego nie jadam też. Nie stać mnie na testowanie kolejnych osób. Poprostu. Muszę walczyć sama.
koenicke, czy Ty myślisz, że tylko osoby które dużo jedzą mają problem z wagą? Przez wiele lat mój jadłospis wyglądał tak: 1) śniadanie 2 kanapki, lub 2 jajka (gotowane lub jajecznica) 2) 2 śniadanie jogurt, serek 3) ziemniaki (2-3 szt), kawałek miesa, sałatka (z jogurtem) lub warzywa 4)kanpaka lub nic
Od 2 lat, czyli czas ciągłej walki, poza czasem dukana. 1) jajko warzywa, kromka chleba ciemnego 2) serek chudy lub jogurt 0% 3) serek chudy lub jogurt 0% 4) kawałek mięsa lub ryba, pieczone lub duszone bez tłuszczu, + warzywo 5) chuda wędlina z warzywem, lub chudy serek,
Owoców prawie nie jadam, czasem cytrusy. Nie używam oleju, smalcu itp. Nie używam śmietany, majonezów, cukru. Nie jadam słodyczy. Nie piję soków, ani napojów kolorowych poza pepsi zero. Unikam alkoholu, choć 2 razy w miesiącu wypiję wino czy latem piwo. Nie jem fast food. Jedyne, co czasem mnie skusi to pierogi. Nie częściej niż raz na miesiąc 4-5szt. Widzę ile czasem pochłaniają koleżanki w pracy. I wiem, że gdybym ja zjadała po 2 pączki dziennie to spokojnie dobiłabym do 100kg.
P.S Przypomniało mi się. Raz schudłam ok 10-12 kg w ciągu 4 dni. Max stres + wymioty. Efekt jo-jo dopiero po roku.
bera7 wcale, ale to wcale nie myślę, że osoby które dużo jedzą maja problem z wagą. myślę, że to nie kwestia ilości ale jakości/rodzaju żarcia. zresztą, każdy ma inne predyspozycje, inaczej reaguje/kumuluje itp. więc powtarzam:wcale nie myślę, że tylko osoby które dużo jedzą mają problem z wagą.
czy ktoś wie coś o tych hormonach w jedzeniu o których wspomniałam wcześniej, i ich wpływie na tycie?
bera7, może problem jest taki jak w przypadku dzieci matek anorektyczek? dzieci anorektyczek podczas ciąży mają zmniejszoną ilość wartości odżywczych, przez co na ogól mają mniejsze zapotrzebowanie kaloryczne, i po urodzeniu takie dziecko karmione normalnie jak każdy inny noworodek, niemowlę i dziecko w młodym wieku są brzydko mówiąc utuczone bo potrzebują o połowę mniej jedzenia niż te matek zdrowo odżywiających się.
tak samo dzieje się u ludzi dorosłych że po przez ciągłe zmniejszanie kaloryczności jedzenia organizm uczy się funkcjonować z tak okrojonym jedzeniem. może to ciągłe u Ciebie obcinanie sobie jedzenia spowodowało że twoje zapotrzebowanie kaloryczne jest bardzo bardzo małe i nawet te chude jogurty, i beztłuszczowe jedzenie powoduje wzrost masy ciała bo jest już za dużo.
2 jajka to 130kcal jogurt naturalny 1,5% tł 47kcal twarożek wiejski 81kcal ziemniaki 70kcal pierś z kurczaka 145kcal sałatka warzywna ok 70-100kcal w zależności od porcji i warzyw w niej zawartych wędlina 112kcal
to maksymalnie daje niecałe 700kcal zakładając że wszystkiego jesz po 100g czyli bardzo nie wiele.
żeby to wyrównać i zrobić żebyś mogła normalnie jeść a nie tyć bo 700kcal to połowa tego co powinno się jeść, pasowało by zacząć intensywnie ćwiczyć, zrzucić trochę kilogramów, dalej ćwiczyć i zwiększać kaloryczność posiłków tak aby utrzymywać wagę, dieta miała 2 tyś kcal i ćwiczyć, po odpuszczeniu ćwiczeń przejść na dietę 1600kcal
koenicke, w niektórych świniarniach świnie są hodowane na paszach z zawartością hormonów, lub dla lepszego efektu podaje im się sterydy domięśniowo z dużą ilością żarcia, pozwala to utuczyć takiego świniaka w 6 mieś to wagi 200kg, co przy normalnym żywieniu nie jest możliwe, do takiej masy to ok 2 lat się hoduje. wiadomo też że taki prosiaczek swoje musi po takiej kuracji odczekać żeby w mięsie nie było dużych stężeń ale coś na pewno zostaje. kurczaki podwieszało się i do żołądka wprowadzało się rurkę przez którą szła papka jedzenia. czasami warto przejechać się do sklepów z paszami i poczytać skład niektórych. czy mają wpływ na nas? na pewno mówi się że jesteś tym co jesz, a już w ogóle odradza się jedzenie wątróbek
tak więc jeśli ktoś ma możliwość kupić od kogoś ze wsi naturalnie hodowaną wieprzowinę, wołowinę, drób i inne to powinien z tego korzystać
Solina, czyli jem niewiele i tyję. Czasowo nie bardzo mam mozliwość ćwiczeń. Zwłaszcza zimą. Basenu w mieście nie ma od 2 lat. Biegać nie mogę od podstawówki (zalecenie lekarzy). Konie odpadły. A z pracy wracam tak zmęczona psychicznie, że często padam spać poprostu.
Solina, czyli jem niewiele i tyję. Czasowo nie bardzo mam mozliwość ćwiczeń. Zwłaszcza zimą. Basenu w mieście nie ma od 2 lat. Biegać nie mogę od podstawówki (zalecenie lekarzy). Konie odpadły. A z pracy wracam tak zmęczona psychicznie, że często padam spać poprostu.
szczerze? wg. mnie jesz za mało, i do tego za mało węglowodanów ale to moja opinia...
a opinia dietetyczki nt. jedzenia - przytoczę Ci... powiedziała mi coś takiego: człowiek zaczyna jejść mało bo myśli ze sie odchudzi, je mało - a organizm od razu "myśli" - o cholera ona je za mało wiec co sie - od razu zmagzynuję, i waga stoi... ona zaczyna jejść mniej - bo nie chudnie... - organizm myśli - WIEDZIAŁEM... szybko schomikuję co sie da!! szybko-szybko, bo zaraz będzie jeszcze mniej!
filozofią jest więc jejść odpowiednio dużo by organizm myślał - ona je ok, regularnie, wiec po co mi magazynowanie, ... cały czas je ok, wiec to co zmagazynowałem mi niepotrzebne - bo przecież ona mi regularnie dostarcza żarcia, wiec wywalam to co zmagazynowałem... oooo, cały czas dostarcza mi żarcia, wiec po co przetrzymywać i robić zapasy, wywalam jeszcze co sie da - oczywiście tu regularna zbilansowana dieta...
a węglowodany - dostarczają energii - ich brak to od razu bóle głowy, depresja i inne... wiec trzeba jejść 😉 tym optymistycznym akcentem idę sie odpasać na pizzy 🏇
Tak sobie podczytuję (w przerwach między fascynującymi przedświątecznymi akcjami)... Czy dietetycy oceniają wpływ stresu na człowieka? Bo przyglądając się wielu "wagowym życiorysom" zauważyłam taką prawidłowość: człowiek czuje się stabilnie i bezpiecznie - waga się normuje nie wiedzieć kiedy; pojawia się długotrwałe poczucie zagrożenia: 'szybciej - prędzej - więcej' i organizm jakby odkładał na ciężkie czasy (a może to ciało "chce" wyglądać solidnie i wywołując respekt u ew. agresorów?) Te uwagi odnośnie, oczywiście, umiarkowanego jedzenia, bo gdy ktoś się obżera - to mówi się trudno. A znam też takie osoby - które pod wpływem stresu zaczynają pochłaniać niewyobrażalne ilości żarcia - to nie o nich.
halo, napewno ma. Faktycznie kiedy miałam poczucie stabilności moja waga nie rosła. Przy dużym stresie gwałtownie spada. 2 razy w życiu schudłam gwałtownie w ciągu kilku dni. Właśnie przez stres. Ale kiedy mam taki stały stres, do którego na dłuższą metę w sumie człowiek się jakoś przyzwyczaja, to waga rośnie lub mimo prób odchudzania waga stała.
wynikać to może np z tego że stres= podniesienie adrenaliny, podniesienie adrenaliny= spowolnienie procesów trawienia, a więc stały, długotrwały stres jakby powoduje gorsze trawienie przy czym osoba żyjąca w stresie je. ja mam odwrotnie jak się czymś zdenerwuje to nie będę jeść w ogóle nie odczuwam takiej potrzeby. inny muszą jeść a z czego to wynika nie wiem.
bera7, no ja wiem o co chodzi i tak się dzieje, chyba że chodzi wam o sytuacje jak ktoś ma stres tydzień i przez tydzień nic nie zje? aczkolwiek nie wiem czy ktoś jest w stanie przez tydzień nic a nic nie przełknąć.
Solina, przy bardzo silnym stresie nie ma uczucia głodu. Nawet nie ma bólu głowy z głodu. Próbując jeść cokolwiek, z rozsądku potrafiłam 3 razy zwracać, zanim zjadłam serek wiejski. Poprostu żołądek był tak ściśnięty, że żyłam tylko kawą z mlekiem. Szybkie odwodnienie, szybki spadek masy - głównie z mięsni zapewne. Oczywiście nie dotyczy to zmartwień typu niezapłacony rachunek, plama na nowej bluzce itp. Ale naprawdę czegoś, co tąpnie życiem. Poziom adrenaliny wtedy jest taki, że nie możesz spać, kołatanie serca itp. Nic dobrego, ale chudnięcie murowane.
bera7, tak to oczywiste tylko halo chyba chodziło o to że się tyje albo ja coś źle przeczytałam. w stresie się zazwyczaj chudnie z powodów takich jak napisałaś natomiast sytuacja kiedy ma się stres a się tyje jest przeważnie wynikiem podjadania, nawet zjadaniu nie wiele a i tak organizm zajęty jest stresem więc trawienie jest pogorszone może z tego się tyje. nigdy się nie spotkałam ze stresem niejedzeniem w ogóle i tyciem
Wiecie co? dziwne zaiste,ze nikt tu jeszcze w tym wątku nie wpadł na temat psychoanalityka 😁 Czasem podejście i ogólna zmiana myślenia niektórym pomaga. No mnie pomogła.
Nie, nie - już wyjaśniam wyraźniej, bo się trochę zamotało. Taki gwałtowny, ostry stres - "agony" to raczej każdego szybko wypali. Mnie chodziło o długotrwałą sytuację "nie jest bezpiecznie, a może być naprawdę źle". Jakby zwiększanie masy (a przy okazji - zmiana wrażenia jakie się robi na innych, na "stadzie"😉 było przez psyche zaplanowane. U siebie zauważyłam jeszcze coś dziwnego - gdy bardzo martwię się o innych - chudnę piorunem, gdy o siebie - tyję (też piorunem). Połączenia psyche i somy nadal nie są dobrze zbadane. Mnie kiedyś przekonały teorie wholistyczne, Gestalt - dużo się zgadzało. Tak jakby ciało "mówiło" czego brakuje w życiu, z czego za dużo, coś jak... kopyta koni 🤣 Jeszcze mam wrażenie, że stale walczą jakby dwie tendencje. Jedna - "zwierzęca", że osobnik masywny, obłożony tłuszczem (ale nie tak, żeby być słabym i nieruchawym) to "ktoś" - że powodzi mu się dobrze i trzeba się z nim liczyć - "szybciej chudy umrze..." Druga - społecznie zupełnie "świeżutka" - ale bardzo silna - że osobnik szczupły - to jest "ktoś" - bo stać go na zdrowe = kosztowne jedzenie, oraz ma czas, żeby intensywnie uprawiać ruch.
Musze sie pochwalic, ze z Natur House schudlam juz ok 4kg. Jestem na diecie od 5 tygodni. Mieszcze sie juz w testowe jeansy z 2007 roku, z ktorych 'wyroslam' niedlugo po kupnie, wiec wygladaja jak nowe 😉 💃 Swobodnie mieszcze sie juz w spodnie 36, jeszcze dwa kilo w dól i bedzie meta, 53 kg i rozmiar 34 🙂
Dobra. Zabieram się za odchudzanie na poważnie. Koniec zabawy. Mam 3 tygodnie na zwalenie co najmniej 4 kilo. Najchętniej pozbyłabym się 6 kilo, ale pewno nie zdążę.
Jest impreza, jest motywacja. Zbliża się otwarcie sezonu motocyklowego, na którym mi STRASZNIE zależy. Mam spodnie ( małe) , mam kurtkę ( ciasnawą)
A ja się chciałam pochwalić 😀 Pamiętacie: Ja już zrezygnowałam z osiągania określonej wagi. Najwyraźniej 65 kg to moje optimum, tym bardziej, że od kiedy chodzę na fitness, wyraźnie schudłam, a wagę zachowałam tę samą. Więc walę to, że jak na dzisiejsze standardy to ważę za dużo, ważne, że zdrowo się odżywiam, dużo się ruszam i dobrze wyglądam. ? tak pisałam 9 marca. Potem pisałam, że kończę z odchudzaniem, a skupiam się na prawidłowym odżywianiu (które wcześniej było dodatkiem do odchudzania się). I tak uczyniłam. Przestałam liczyć, ile kalorii zjadłam, przestałam czytać, ile kto waży i przejmować się, że ja ważę za dużo. Baa, przestałam się ważyć- do dziś. I dziś na wadze zobaczyłam 62 kg 😂 Samo z siebie 😁
Dziewczyny, ratujcie! 🙇 Od jakiegoś czasu mam potworne problemy z wagą. Zawsze udawało mi się zatrzymać w 50-52kg, ale dzięki diecie mojego Kochanie ważę 60kg... zaczęłam mniej jeść, regularnie, ruszać się. I nic. Tzn jest coś- wczoraj wieczorem ważyłam 60kg, dziś po południu ważę 56... 😵 I tak cały czas... jednego dnia 60, drugiego 54, trzeciego w ogóle 62... o co chodzi? oO Czy któraś wie, czym to może być spowodowane? Zaznaczę, że jem głównie jajka, odrzuciłam w ogóle białe pieczywo, do tego jeszcze w dietę wchodzą płatki na mleku i duszone/grilowane mięso. Plus warzywa oczywiście, ale że za nimi nie przepadam to tak 3-4 razy w tygodniu.
CzarownicaSa, ważymy się zawsze o tej samej porze rano, po uprzednim skorzystaniu z toalety 😉 wahania wagi mogą być spowodowane różnymi porami ważenia. od grillowanego mięsa nie schudł jeszcze nikt tak więc wykreśliłabym to z diety. mięso najlepiej gotowane ( kurczak, indyk, wołowina), pieczywo pełnoziarniste, ciemne, pumpernikiel. dużo warzyw ( nie 3-4 razy w tyg a 3-4 razy dziennie), nabiału nietłustego, ryb ( mogą być też te uważane za tłuste) wykreślić smażone, pieczone, panierowane, słodycze makaron w małych ilościach i rzadko można jeść
Wahania rozumiem, ale o 4-5kg? oO Ważę się zawsze rano i wieczorem... Ciężko mi będzie zrezygnować z mięsa jako takiego, warzywami w ogóle się nie nadajadam :/ Przez prawie tydzień próbowałam jeść warzywa 3-4 razy dziennie, skończyło się na tym, że nie schudłam ani grama(wręcz przytyłam 😲 ), po zjedzeniu 6 sałatek(ogórek, pomidor, papryka, sałata lodowa, wszystko zmieszane w wieeeeelkiej misce- mało tego nie było) dalej byłam głodna... po tygodniu zrezygnowałam, bo chodziłam wkur*** jak nigdy... Mój luby zasugerował, że przez swoją grupę krwi(0 Rh-) jestem typowym "mięsożercą", który mając prawie same warzywa w diecie nigdy się nie naje. Czy faktycznie grupa krwi oddziałuje na dietę? oO
CzarownicaSa przeciez nikt nie pisal, ze masz zrezygnowac z miesa, Solina wspomniala tylko, ze zamiast grilowanego lepsze gotowane. Poza tym jedzenie tylko warzyw to tez nie najlepszy pomysl. Dieta powinna byc odpowiednio zbilansowana i dostarczac wszystkich potrzebnych skladnikow. Zamiast jesc tylko mieso, albo tylko warzywa lepiej polaczyc to w jeden wartosciowy posilek i zjesc mieso z duza porcja warzyw 🙂