Forum konie »

zaufanie do trenera

[quote author=lets-go link=topic=130.msg120836#msg120836 date=1229375946]
ale pisałam tutaj raczej ogólnie, w jaki, najprostszy sposób można sprawdzić "jakość" trenera. [/quote]
ja sie bede jednak upierac, ze wiecej wniesie obejrzenie jak wygladaja jego konie i jak na nich jezdzi. bo trenowanie z nim ostatecznie doprowadzi zapewne do tego, ze nasz kon bedzie chodzil jak jego konie, a my bedziemy jezdzic jak on 😉

przy okazji - na dressage.pl jest felieton "na temat": KLIK
W felietonie jest istotny błąd: najwyższy stopień kompetencji to "Nie wiem, że wiem" - wtedy, kiedy wszystko przychodzi naturalnie, intuicyjnie i nie wiedzieć kiedy. Stopnie są zaczerpnięte z materiałów FEI dla sędziów ujeżdżeniowych.
A co robicie kiedy macie trenera najlepszego z możliwych, sami też bywacie trenerem i nie zgadzacie się z trenerem w pewnych kwestiach? (coś w rodzaju możliwości, że uczeń przerósł mistrza :oczy2🙂
A co robicie gdy trener jest osobą bliską? Jest łatwiej czy trudniej? Jakie plusy, jakie minusy?
Trener osobą bliską? Według mnie to jest trudniejsze, niż kiedy trener to tylko trener. Nie wszyscy potrafią okiełznać emocje i przykre sytuacje z tego czasem wychodzą. Szczerze podziwiam rodziców, którzy trenują swoje dzieci i vice versa, i niei stracili przy tym zdrowia i chęci do pracy.
Trener osobą bliską?
chyba chodzi o przypadek gdy trenrem jest mama, tata, mąż itp
Też o tym myślałam. Mam styczność z takimi duetami trenersko - zawodniczymi i czasami bywa bardzo ciężko...

A co robicie kiedy macie trenera najlepszego z możliwych, sami też bywacie trenerem i nie zgadzacie się z trenerem w pewnych kwestiach? (coś w rodzaju możliwości, że uczeń przerósł mistrza :oczy2🙂
A co robicie gdy trener jest osobą bliską? Jest łatwiej czy trudniej? Jakie plusy, jakie minusy?



Jak tylko kogoś przerosnę to dam znać ;p ... na razie nie mogę specjalnie zabrać głosu, choć bym chciała, bo chyba te kilka ciągów i piruetów to za mało, szczerze mówiąc 🙁
Startujący trener w przypadku startującego zawodnika to jeszcze jeden plus. Taki trener dokładnie wie, co to sa emocje przedstartowe i nawet, jeśli zawodnik radzi sobie ze stresem zgoła odmiennie niż on sam, jest w stanie to zrozumieć. Mój obecny trener, poza wiedzą jeździecką, właśnie w tym jest mistrzem. Stwarza to niewyobrażalny wprost komfort i poczucie, że wynik (lub jego brak) to nie tylko moja zasługa (czy wina), że jesteśmy rzeczywiście teamem i odpowiadamy wspólnie, za to, co się wydarzyło.
dla mnie to jest bardzo złe rozwiązanie kiedy trener jest mężem, żoną, matką, ojcem, siostrą itd osoby uczącej się..
nie powinno się uczyć osób z którymi jest się tak emocjonalnie związanym bo nie zaowocuje to niczym dobrym, więcej spięć, konfliktów i zgrzytów, mniej cierpliwości itd...
No pewnie, że to niekomfortowo, gdy w rodzinie. Ale takich "par" jest sporo. Chodziło mi o konkretny obraz trudności.
Plusy są takie, że ma się trenera (za darmo 🙂😉, że wspólnie dzieli się pasję, że spędza się czas razem niejako "w pracy", że można wiele rzeczy spokojnie przy stole obgadać i zaplanować, że wie się jaki kto ma styl reakcji. Ale znam kilka osób, które jeździeckiej pasji nie miały a jeździć musiały - nawet na poziomie MP. Ot, zawód rodzinny.
Podstawowy minus to... zmieniona ocena stopnia ryzyka. Strach o osobę kochaną bardzo przeszkadza, w rezultacie może hamować postępy podopiecznego. Drugi minus - że układy na treningu przenoszą się do domu. "Trenerzy" często oczekują karności swoich podopiecznych w myśl "trener ma zawsze rację".
Najtrudniejszy układ to układ rodzinny + cudze konie. Zawsze są jakieś komentarze, choćby wszystko było miodzio.
Trener osobą bliską?
chyba chodzi o przypadek gdy trenrem jest mama, tata, mąż itp


Oj wiem coś o tym.. Przez te wszystkie lata które trenowałam miałam wielu różnych trenerów ale był też taki okres kiedy mój ojciec dość mocno się "udzielał", sam startował no i bywało,że próbował mi czasem treningi prowadzić.. To było delikatnie mówiąc "mało przyjemne", zwłaszcza że mój ojciec jest mega ambitny i to samo zawsze przekazywał i bratu i mnie. Zawsze wiele od nas wymagał jako sportowców, nie raz słyszałam po zawodach tekst typu "Druga??  👿"" no a na treningach kłótnie to była reguła.. Raz to nawet jako chyba 14 latka juz jeździectwo z tego powodu rzucałam..  😁
Ale co by nie mówić, gdyby nie on i jego zaangażowanie to nigdy bym nie przezyła ten "przygody" z końmi trwającej ponad 18 lat..  :kwiatek:
odświeżam, bo zaciekawił mnie ten temat.
Co do ufności, bardzo ufam mojemu trenerowi. Aczkolwiek zdaża się czasami tak, że ja lub konie mamy gorszy dzień i jeśli np. ustawia przeszkodę wg. mnie za wysoką dla nas, lub robi jakieś kombinacje, z którymi wiem, że sobie nie poradzę, bo cośtam, to mówię o tym wprost. Słucham się pilnie i staram się jak najwięcej wynieść z treningów.

Co do trenera jako osoby nam bliskiej. Mam paru naprawdę dobrych znajomych, z którymi zapoznałam się dzięki koniom i prowadzeniom jazd. Teraz bardzo żadko z nimi jeżdżę, ale jeśli nadarzy się taka okazja, to bardzo się z tego cieszę. Potrafią "pojechać z grubej rury" tak, że coś do mnie dociera. Znają mnie i wiedzą, na ile sobie mogą pozwolić 😁

A wracając do tematu ufania trenerowi. Spotkaliście się kiedyś z osobą, która wszystko, ale wszystko robiła tak, jak jej trener kazał? Znam taką osobę i wg. mnie jest to trochę przykre. Ciągle jest "trener kazał to, trener kazał tamto" 🙄
To ja może od strony trenowania (na poziomie ambitnej rekreacji) własnego męża. Wykłócanie się z instruktorem (czyli ze mną), "wiedzenie" lepiej od instruktora, to jest na porządku dziennym. Inny "klient" nawet nie próbuje jęczeć, że:

*koń zły
*bryczesy złe
*siodło złe.

A on jęczy i jęczy. Z drugiej strony wiem, że wymagam od niego więcej niż od innych, ale to już chyba norma w takich relacjach. Ja to nazywam syndromem dziecka nauczyciela. Czasem strofuję, że ja tu za żonę nie robię, tylko za instruktora, więc proszę bez wycieczek osobistych. Czasem mam ochotę wyrzucić go przez okno, ale z drugiej strony jakoś nie pcham go w ręce innego instruktora, a i on sam też się nie pcha, a możliwość ma. Czasem nawet docenia moją pracę, bo:

*jednak zastosowanie się do moich rad prowadzi do lepszego dosiadu
*koń się nagle słucha
*ktoś z zewnątrz go pochwali.

Na pewno będąc zawodnikiem nie chciałabym, żeby trenował mnie rodzic lub mąż. Wydaje mi się, że do osoby z zewnątrz mamy większy respekt.
Przerywając trochę temat o "spokrewnieniu trenera z osobą uczącą się" .
Jeśli chodzi o jazdę, to ufam osobie z którą jeżdżę . Bardzo ufam.
Zgadzam się z jej metodami, jazdy bardzo mi się podobają, i ani nie myślę żeby dyskutować czy coś, bo po 1. Mam do niej respect a po 2. Poprostu nie ma powodu by dyskutować . Poprostu jest dobrze jak jest, i Bogu dziękuję, że znalazłam taką osobę, u której wkońcu czegoś się nauczę.
Trenerowi ufam ale mam też własne zdanie.  😁

Mąż mój trener..początki były bardzo ciężkie..
A propo zaufania do trenera przypomnuało mi się coś

Kiedyś skakałam z moją trenerką szeregi gimnastyczne na oklep bez wodzy. W końcu ostatnia przeszkoda urosła do 130, trenerka mi kazała wziąść wodze, a ja tego nie uslyszałam i pojechałam bez. Krzyczałam tylko na zakręcie:
- Pania Agato ufam pani!!!!!!!
i pojechałam 🤣
I żyjesz  🏇
I żyje 😉
Ale mój koń jest boski..niedojrze że kucyk to jeszcze 130 sam  😲
Tylko zaufanie w twoim wypadku należałoby do konia 😉
ja Trenerowi ufam bezgranicznie. wiem że nie zrobiłby nic co miałoby zaszkodzić nam albo koniom (jest nas w tzw. grupie sportowej kilkoro). jeśli zdarzy Mu sie popełnić błąd, nie boi się do niego przyznać.
początki były trudne, dość sceptycznie patrzył na moje poczynania. ja sama bałam się Go trochę nawet zapytać o możliwość jazd więc poprosiłam o to mojego kolege-instruktora, byłego wychowanka Trenera.
po pierwszej jeździe powiedział mi że nie potrafię jeździć a jedynie anglezować. po drugiej (skoki-zamienialiśmy się na konie i skakaliśmy pralkę bez strzemion) widząc moją zawziętość powiedział że ja sie nauczę, bo widzi że mi zależy i sie staram więc będą ze mnie ludzie.
poza tym wiem że Trener nie robi tego co robi dla nas dla pieniędzy, tylko dla przyjemności. wiem to z doświadczenia. często nie bierze od nas kasy za jazdy.  nie może bywać tak często jak by chciał ze względu na stan zdrowia.
jestem Mu niezmiernie wdzięczna za to co dla mnie zrobił i robi. złoty człowiek, bardzo Go za to wszystko cenię.
No raczej chodzi mi o to że ufam mojej trenerce. Co by mi nie ustawiła to ja bym pojechała bo wiem że ona zna moje możliwości i nie zrobiłaby mi krzywdy.To akurat był przypadek 😉
czy do "osób bliskich" o których dyskusja zaliczamy przyjaciół, znajomych?
Jestem w takiej sytuacji że jeżdżę, można powiedzieć z koleżanką (starszą doświadczeniem i wiekiem) i umiem rozróżnić sytuację "koleżanka" i sytuację "trener". Są jednak osoby, jeżdżące z tą samą osobą które potrafią się wydrzeć tak na "pomoc z ziemi" że normalnie  🤔
Podsumowywując, jeżeli trener-jeździec umieją rozróżnić relację między sobą-nie widzę dużych przeszkód w jeździe.
"trenerowi" ufam bezgranicznie  😀
Ja ufam mojej trenerce 100%. Widze i jezdze jej konie, widze i czuje moje konie. Widze siebie w lustrze i na filmach i wiem, ze poprawa jest niesamowita. Czuje, ze wiecej czuje, ze wiecej umiem, ze wiecej wiem. 
Pierwszy raz ufam trenerowi tak bardzo. 🙂

A ja jestem przykładem jeźdźca, który stracił zaufanie do swojego trenera. Choć doceniam jak wiele pracy w nas włożył i przecież sami możecie ocenić, jak mój koń się zmienił w treningu i jak wiele roboty zostało zrobione... to jednak musieliśmy się rozstać.

Punktów zapalnych było kilka, były też próby rozmów, ale stwierdziłam, że po prostu już dłużej nie pozwolę dawać się olewać i być dojną krową, której powie się "dobrze, dobrze" a ona zapłaci, bo jest od trenera uzależniona.

Chcę zaznaczyć, że jeździłam z tą osobą prawie 2 lata i myślałam, że tworzymy team, że najważniejsze dla nas obojga jest dobro konia i postępy w treningu. Szanowałam go i myślałam, że on szanuje mnie i docenia moje starania, bo mówiąc nieskromnie, byłam dla niego naprawdę żywą reklamą (z czego miał też spore profity, bo ludzie przychodzili do mnie i pytali z kim trenuję, a potem zaczynali z nim jeździć).

Zaczęło się od feralnego wyjazdu późną jesienią na zawody, gdzie mój trener był łaskaw tak się upić, że właściciel ośrodka przyprowadził go nam do pokoju za rączkę. Nie byłoby w tym może nic nienormalnego, gdyby nie fakt, że następnego dnia miał jechać konkursy a następnie zapakować nieswoje konie w nieswoją przyczepę i pociągnąć ją nieswoim samochodem. Zapaliła mi się wtedy czerwona lampka.

Potem w LUTYM powiedział mi, że na zniszczonych koniach, które odrabia po poprzednim jeźdźcu, które w GRUDNIU szły konkursy LL i L, pojedzie pod koniec roku C klasę. Ja osłupiałam i zdołałam z siebie wykrztusić: To nie za wcześnie? Kiedy usłyszałam odpowiedź przeczącą, moja czerwona lampka zaczęła migać.

Następnie pod koniec lutego odwołał trening, bo jechał z kimś na odznakę. Kiedy następnego dnia zapytałam jak poszło i usłyszałam, że jest wkurzony, bo dziewczyny zostały oblane niesprawiedliwie za złe anglezowanie, moja lampka już nie migała, bo po prostu wybuchła.


Te wszystkie sprawy narastały, okraszone były brakiem zainteresowania co dzieje się na moich samodzielnych jazdach, na treningach zaczęło wiać nudą, ujeżdżenie poszło w odstawkę a skoki polegały na wyżej, wyżej, wyżej, dobrze, dobrze, dobrze, kiedy ja wiedziałam sama, że jest źle. Kiedy prosiłam o rozmowę, unikał jej jak ognia. To wszystko przestawało mieć sens. Kiedy zapytał mnie na gg, czy widzimy się w środę, a ja odparłam, że nie, od razu zapytał "rozumiem, że nie trenujemy już razem" mimo, że ja nawet nie napomknęłam, że chcę zrezygnować. Widocznie on już wyczuwał jakie mam zamiary, a skoro temu nie przeciwdziałał, znaczy, że mu na mnie nie zależało. A skoro mu na mnie nie zależało, to jest ostatnią świnią, że doił ze mnie kasę, zamiast po prostu powiedzieć, nie umiem cię nauczyć już niczego więcej, szukaj kogoś innego, a dopóki nie znajdziesz, będziemy jeździć razem. Niestety tego nie było. Pozostał niesmak i uraza.

Zastanawia mnie tylko, czy to on się zmienił, czy ja się zmieniłam. Czy może on udawał, a mnie to zadowalało... nie wiem.  Kiedyś było inaczej i ja to widzę w każdym mięśniu Poli. Ale się skończyło 🙁

Bardzo żałuję, ale podobno nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, więc patrzę z optymizmem w przyszłość, nowa trenerka sprawdza się baaaardzo fajnie, ale nie wiem, czy będę umiała jej zaufać na 100%, bo jak widzicie, sparzyłam się dość mocno.
A kiedy powiedzieć dziękuję i odejść?
Mój "super trener" startujący z wynikami, z ogromna wiedzą i umiejętnością przekazywania jej na treningach, nerwowo nie wytrzymuje napięcia w dniu zawodów: wrzeszczy, obraża i dołuje...nawet do łez.  😕
Przez jakiś czas dawałam sobie radę, nie słuchałam komentarzy, że jestem beznadziejna i po co chcę startować ...a mówi mi to 5 min przed startem, przy ludziach! Na treningach chwali, a na zawodach potrafi zabić motywację i wolę walki.  🤔wirek:
Jestem zadowolona, gdy nie może ze mną jechać na zawody i rozpręża mnie ktoś inny. Jest spokój i wyniki  🙄


Mężowi, siostrze czy matce za treningi się nie płaci (chyba? 😉), mój trener nie pracuje charytatywnie.
To prawda, że przy wyborze należy zwrócić uwagę, jak trener jeździ - bo tak będzie uczył, jakie ma konie, bo tak je  wyszkoli- to prawda, ale ważne jakich ma zawodników, jakie oni maja wyniki, czy mają?

Już dojrzałam, rozglądam się i szukam.

Szkoda, że on nie wchodzi na to forum, szkoda, że psychologia sportu jest mu obca...szkoda.

[quote author=Lanka_Cathar link=topic=130.msg232939#msg232939 date=1240075977]
To ja może od strony trenowania (na poziomie ambitnej rekreacji) własnego męża.

(ciach)

*koń zły
*bryczesy złe
*siodło złe.

A on jęczy i jęczy.
[/quote]

Może ja jestem jak przysłowiowa baletnica... Ale uwierzcie: Moja Małżonka wymusiła na MNIE kupienie SOBIE (=> MI) bryczesów. I co? Zostałem pochwalony.  🙂
Co by nie było "offtopic" - tak, mam zaufanie do mojej trenerki; i - tak, wiem, że sporo rzeczy robię źle / niewłaściwie / niedokładnie / w miarę.

BTW: Bryczesy są "jakiejś znanej firmy". W siodle musiałem wstać, przenieść się  na "środek", i dopiero wtedy usiąść. W poprzednich mogłem się po prostu przesunąć.

Tleniony
Wczoraj na Hipo był wykład trenera Wassibauera, część konsultacji. Przypadkiem napotkałam grupkę dziewczynek około 15letnich wracających z tegoż wykładu. Jak posłuchałam ich rozmów, włos mi się zjeżył. Konkluzja była taka, że pan Wassibauer gada bez sensu, bo przecież trzeba robić inaczej niż on mówi. Ciekawe po co to smarkateria w ogóle się na wykład wybrała, skoro już takie mądre są  🙄 To tak a propos zaufania, a raczej szacunku dla trenera...
Querido - w czasach, gdy jezdzilas jeszcze Pablo i Kantora, obila mi sie o uszy pewna historia, jakoby Twój przeambitny tata, jak tylko zrobilas 2 licencje, od razu Cie zapisal na DR na nastepnych zawodach. Prawda to, czy urban legend? 😉

Lena Obawiam się, że postawa nastolatek właśnie... z zaufania do swoich trenerów wynika  🙁 Miałam kiedyś okazję dość długo z trenerem W. rozmawiać, i bardzo ubolewał, że to co jemu oczywiste się wydaje, to w PL jakoś... hmm... nie chce się przyjąć?
Pewnie masz rację. Oglądałam przy okazji wcześniejszych konsultacji dwie czy trzy grupy jeźdźców i moim laickim okiem uwagi pana W. były trafne i powodowały widoczną poprawę na końcu lekcji. W szczególności w odniesieniu do jeźdźców, którzy mieli problemy z kontrolą nad swoimi końmi oraz z precyzją jazdy. Wydaje mi się, że uczestnictwo w konsultacjach wynika z chęci poznania właśnie opinii innego trenera niż własny. Po co więc od razu nastawiać się na nie?
Jedną z rzeczy, na które zwraca uwagę pan W., co się niektórym bardzo nie podoba, to praca ujeżdżeniowa. Okazało się, że niektóre pary jeżdżące N a nawet wyżej nie potrafią wykonać stosunkowo prostych ćwiczeń. Druga mało "popularna' uwaga pana W. dotyczyła walki z końmi podczas ćwiczeń skokowych. Okazało się, że złe konie stają się miłe i chodzą dużo płynniej jeśli jeździec pozwala im galopować i przestaje się z nimi szarpać. Może oburzenie młodych adeptek i z tego również wynikało.
Lena,  no i oczywiście dlatego, że niezbyt przychylnym okiem patrzy na patenty. Zwłaszcza w rękach dzieci.
No a jak to tak bez kochanej czarnej/wielokrążka/cyganki czy innego ustrojstwa?! Przecież się tak jeździć i skakać nie da!
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się