Jesli nie ufasz to nie ma szans na wlasciwa wspolprace. Po co Ci trener skoro masz sie z nim klocic / dyskutowac / "wiedziec lepiej"?? To juz lepiej nie psuc sobie nerwow i pracowac po swojemu samemu.
Oczywiście, że trener jest po to, żeby nauczyć, ale czy jeździec nie może czasem odnieść wrażenia, że coś jest nie tak?
Przykładowo: jeździec zna swoje ciało lepiej niż ktokolwiek inny i np. w tej konkretnej kwestii może ocenić, czy dana metoda, w jakiś sposób zmieniająca dosiad, jest dobra dla niego jako jeźdźca właśnie, czy też powoduje jego usztywnienie.
Czy ja naprawdę zadałam na tyle trudne (zresztą czysto teoretyczne) pytanie, że nie można na nie po prostu odpowiedzieć?
Moona napisał: Czy ja naprawdę zadałam na tyle trudne (zresztą czysto teoretyczne) pytanie, że nie można na nie po prostu odpowiedzieć?
Mozna.
Moim zdaniem nalezy w takiej sytuacji zmienic swoje podejscie do pracy z trenerem lub zmienic trenera, bo na takich zasadach trudno mowic o rozsadnej wspolpracy szkoleniowca i ucznia.
Jesli chodzi o twoj przyklad. Majac dobrego trenera powinno byc tak, ze powinien widziec jak odpowiada para na dane metody umiec dobrac taka, ktora pasuje i daje efekty. Dobry trener nie prowadzi par pod szablon tylko kazda indywidualnie wlasnie ze wzgledu na "cechy osobnicze" (ze tak powiem) zarowno jezdzca jak i konia. Jesli masz jakies swoje spostrzezenia to przede wszytskim dzielisz sie nimi z trenerem.
Moona napisał: Tak piszecie o bezgranicznym zaufaniu do trenera, tymczasem trener też człowiek, może czasem, w przypadku danej pary koń-jeździec NIE MIEĆ RACJI.
Powiedzmy, że z trenerem współpracuje Wam się dobrze, rozwijacie się, ale jest jakaś kwestia, w której rada trenera akurat nie przynosi oczekiwanego skutku, mimo to on każe dalej Wam to robić, a Was to zupełnie nie przekonuje. Poza tym cała reszta jest cacy. Co w takiej sytuacji?
Moona powiem szczerze, że nie zdarzyło mi sie, żeby podczas wieloletnie współpracy z moim trenerem jakaś jego rada, wskazówka czy polecenie nie było trafne. On dobrze zna mnie, dobrze zna mojego konia. Wie, co dla nas dobre.
Ale jeśli miałabym jakieś wątpliwości, albo coś nie przynosiłoby skutku - to podczas treningu podjeżdżam do trenera i mówię, że to nie pomaga, co robię źle, a może zrobić to inaczej. Lub po treningu z nim rozmawiam. Na pewno nie odkrzykuje z placu albo się nie kłoce. Z moim trenerem się podczas treningu nie dyskutuje 😀
Ja mam wspaniałego trenera z olbrzymią wiedzą. Nie mam do niego 100% zaufania chyba tylko dlatego, że do samej siebie takiego nie mam. Niestety, z powodu mojej bezdennej głupoty i niewyparzonej gęby często traci do mnie cierpliwość, co odbija się w postępach moich i mojego konia, a raczej w ich braku. Mamy chyba przeciwne charaktery, co chwila dochodzi do spięć, ale jeśli on mnie nie nauczy jeździć, to nikt... wtedy chyba poproszę, żeby wykonał na mnie eutanazję
ja miałam do swojego trenera 100% zaufanie, ale w pewnym momecie okazało się ze treningi poszły w troszeczkę złą stronę i do tej pory walczyłam ze skutkami. Ale mimo to mam do niego ogromny szacunek i dziękuję za wiedze którą mi przekazał.
ja sądzę, że pomijana jest bardzo ważna kwestia przy współpracy jeźdźca z trenerem. Owszem trzeba mieć zaufanie do togo co mówi trener, bo z dołu się cholernie dużo rzeczy widzi, ale... Z dołu też się niewiele "czuje" i w tym przypadku trener powinien mieć zaufanie do jeźdźca i wierzyć mu na słowo.
Oczywiście takiego zaufania trener nie nabierze od razu, ono rośnie wraz z doświadczeniem i zgraniem całej trójki, jednak jest niezwykle istotne w pracy. Nie może być takiej sytuacji, że trener nie ufa jeźdźcowi i ciągle podważa jego zdanie, bo to zaburza jeźdźcowi wiarę w siebie i własne możliwości. Sprawia, że jeździec przestaje ufać samemu sobie i swoim odczuciom. A to błędne koło. W końcu kto ma konia jeździć? Trener czy jeździec.
Trener zatem musi ufać i wierzyć w możliwości jeźdźca. Nie tylko jeździec musi ufać trenerowi. Jeśli treningi przebiegają we wzajemnym zaufaniu, wtedy praca idzie najszybciej i najbezpieczniej dla konia. Kiedy trener przyjeżdża na trening i pyta "jaki był w poniedziałek i we wtorek" to musi wierzyć jeźdźcowi, że zły znaczy zły a dobry, dobry. Że jeśli wisiał na wędzidle i parł do przodu, to właśnie dokładnie to znaczy, a nie znaczy to, że jeździec uwiesił się na twarzy konia i napieprzał go batem. Jeśli mówi, że musiał go poprzepychać znaczy, że był mało przepuszczalny, ale że jeździec zrobił to prawidłowo w łydkach i półparadach, a nie jechał na tarce od czasu do czasu z całej siły ciągnąc za jedną wodzę. etc.
Trener musi także ufać jeźdźcowi w sprawach wykonywania ustalonego planu treningowego. Musi wiedzieć, że koń w odpowiedni dzień poszedł w teren, że chodził na lonży, że miał wolne, że została zrobiona robota uj. Bez wiary w to sam nie będzie miał prawidłowego obrazu całego szkolenia i nie będzie mógł stawiać prawidłowych diagnoz. Najwyżej po jakimś czasie zacznie podejrzewać, że jednak poza spotkaniami z jeźdźcem na treningach żadna robota nie jest robiona i to już buduje nieporozumienia, podejrzenia i niechęć do współpracy.
Bo prawda jest taka, że wszystkim trzem stronom powinno jednakowo zależeć na pomyślności i rozwoju. Nikt nie może chcieć mniej lub więcej niż inne strony.
Mojej (byłej niestety) Pani Trener ufałam w ciemno. Nikt lepiej nie znał mnie i konia. Nigdy nie miałam wątpliwości, nigdy nie było tak, żeby postawiła przed nami zadanie nie do wykonania, przeceniła, pomyliła się.
Choćby postawiła mi 160 i powiedziała "jedź" , to ja bym pojechała z poczuciem bezpieczeństwa i spokojem. I z ufnością, że skoro powiedziała "jedź" to znaczy, że wszystko jest ok i na pewno się nie zabijemy.
Tym bardziej teraz widzę, jak takie zaufanie jest ważne, i doceniam, bo obecnie w zasadzie jeżdżę sama, i od czasu do czasu trenuje mnie inny trener. Nie mam możliwości zmiany, więc jest jak jest, a lepiej jak ktoś czasem spojrzy z dołu. Tylko, że ja nie mam zaufania, często mam wątpliwości. Po tym, jak parę razy posłuchałam, i skończyło się to ze skutkiem odwrotnym do zamierzonego. Momentami czuję, że on nie ma racji, że koń w tym przypadku potrzebuje nieco indywidualnego podejścia. Raz też było tak, że wpakowałam nas w przeszkodę, bo trener krzyczał "jedź", a ja już czułam że nie jest najlepiej, i totalny brak zaufania, poczucie że jestem z tym sama. Ostatni raz wtedy posłuchałam, teraz jak mam wątpliwości, odmawiam, i rozmawiam. Bardziej ufam sobie, moim odczuciom niż jemu. Tym bardziej, że w przypadku byłej trenerki, takich wątpliwości nie było.
Oczywiście, że trener jest po to, żeby nauczyć, ale czy jeździec nie może czasem odnieść wrażenia, że coś jest nie tak? Przykładowo: jeździec zna swoje ciało lepiej niż ktokolwiek inny i np. w tej konkretnej kwestii może ocenić, czy dana metoda, w jakiś sposób zmieniająca dosiad, jest dobra dla niego jako jeźdźca właśnie, czy też powoduje jego usztywnienie. <img src="http://picsrv.fora.pl/images/smiles/icon_wink.gif" alt="Wink" border="0" />
Nie chcę ciebie rozczarować, ale zazwyczaj jest tylko JEDEN prawidłowy sposób wykonania danego elementu, jednak WIELE DRÓG do osiągnięcia tego celu. Przykład: ciąg w lewo. Koń ustawiony do wewnątrz, ciężar ciała na lewej nodze/pośladku, lewa łydka przy popręgu, prawa ok. 2 szer. dłoni za (w zależności od potrzeby i reakcji konia), ręce symetrycznie po obu stronach grzywy. NIE MOŻNA tego wykonać inaczej, nie ma drugiej opcji. Jeżeli np. przełożysz lewą rękę nad grzywę, skręcisz się mimowolnie także w ramionach, z tego wyniknie brak równowagi, ciągu nie będzie wcale albo będzie on niepoprawny.
ALE jest kilka dróg żeby ten ciąg wykonać... Ale nie o tym tutaj. Chcę przez to powiedzieć, że raczej nie ma takiego przypadku o którym piszesz, bo właśnie dany element można wykonać tylko w jeden, prawidłowy sposób. 🙂
ALE (to już ostatnie ale 😉 ) na pewno powinno się kwestionować METODY, szczególnie niektóre... Na przykład:
Na treningu skokowym konisko odmawia skoku. Trener na to: Przylej mu. Tylko dlaczego? Czy może koń został podprowadzony za blisko, czy może jeździec odpuścił nagle jak grom z jasnego nieba wodze i konisko dostało wędzidłem po zębach, więc się zatrzymało, itd. itp.
Ale to już chyba do działo: PO CZYM POZNAĆ LICHEGO TRENERA ;p
Zaufanie zdecydowanie jest konieczne.. Aczkolwiek własny zdrowy rozsądek poparty doświadczeniem i znajomością siebie i konia powinien gdzieś tam w nas być i w razie czego dać sygnał do ewentualnej dyskusji (w dobrym tego słowa znaczeniu) z trenerem jeżeli czujemy,że coś jest nie do końca tak jak być powinno.. Grunt to rozmowa i wspólne rozwiązywanie ewentualnych problemów.. 🙂
Chyba nie ma, a to może być potrzebny wątek, może nawet bardziej niż inne 🙂 Nie mam tyle czasu (niestety ;( ) żeby przeszukać voltę, ale jak ty masz to poszukaj, a jak nie ma to można taki wątek założyć. Myślę że mógłby on się przydać szczególnie tym, co swoją przygodę z jeździectwem dopiero zaczynają , a także tym co mają wątpliwości, a także i tym co tych wątpliwości nie mają, ale mogą zacząć mieć 😀
No właśnie ci zaczynający są najbardziej narażeni na działanie słabych trenerów. Nie mając jeszcze większego pojęcia o jeździectwie, każdy prawie jeżdżący lepiej/skuteczniej jest autorytetem. Nawet jeśli z czasem zaczyna dziać się źle, trener podaje jakieś wytłumaczenie, którego jeździec nie jest w stanie zweryfikować i koło się zamyka. Otoczenie często nie chce się wtrącać, bo różnie to jest odbierane. Poza tym trener zawsze może powiedzieć, że ktoś złośliwie mówi, by mu zaszkodzić i dalej błedne koło. To są trudne sytuacje, niestety znam ludzi, którzy tkwią w nich dość długo.
[quote author=lets-go link=topic=130.msg120347#msg120347 date=1229345490] Chcę przez to powiedzieć, że raczej nie ma takiego przypadku o którym piszesz, bo właśnie dany element można wykonać tylko w jeden, prawidłowy sposób. 🙂[/quote] Piszesz o czymś totalnie innym niż ja w mojej wypowiedzi, którą zacytowałaś.
Podałam przykład, żeby zobrazować o co mi chodzi, bo nie zostało to zrozumiane.
I tak jak ogólnie zgadzam się z tym co napisałaś, tak nie zgadzam się z tym co zacytowałaś, bo piszesz, że "nie ma takiego przypadku", a nie zrozumiałaś, o co mi chodzi, bo rzecz dotyczyła czego innego.
A jeszcze dam Ci kontrprzykład do tego, co napisałaś: z tego co mi wiadomo (oczywiście mogłam coś pomylić) ludzie zwani westowcami np. skręcają z użyciem zupełnie innych pomocy, inaczej działają dosiadem. Czy to jest niepoprawne w związku z tym?
A jeszcze dam Ci kontrprzykład do tego, co napisałaś: z tego co mi wiadomo (oczywiście mogłam coś pomylić) ludzie zwani westowcami np. skręcają z użyciem zupełnie innych pomocy, inaczej działają dosiadem. Czy to jest niepoprawne w związku z tym?
nie zgodzę się z tobą. Koń jest koniem bez względu na swój czy jeźdźca ubiór. W zw. z tym pomoce są i tu i tu takie same - prawidłowe.
Gdyby tak nie było to ani dresażysta nie umiałby na koniu westowym nic ujechać ani westoweic na tym dresażowym
Czasami nawet odnoszę wrażenie że ZA ŁATWO się "trenerom" ufa. Nie sprawdza się ich kompetencji; często potwierdzeniem umiejętności jest wynik sportowy (chociaż rzecz jasna nie zawsze), a przynajmniej powinien być. Przynajmniej jeżeli chodzi o trenera, w sensie sportowym. Jeżeli chodzi o instruktora, już wtedy jest gorzej, szczególnie jeżeli chodzi o kompetencje, tym bardziej, że wystarczy ukończyć kurs i ... za niego zapłacić. Wtedy, mając "papierek" już właściwie droga wolna. Trenuję z Heinzem Schulenburgiem, który był teraz w Polsce. Zapytałam go czy Polska to jeździecki "trzeci świat" ;(. Powiedział, że główny problem to, że nie ma szkoleniowców... A jeżeli kuleje szkolenie to kuleje wszystko, a narazie nie widzę inicjatyw o polepszeniu polskiego szkolenia, jak kursy instruktorów były dobrym biznesem, tak też są, i zanosi się na to że będą. Natomiast jak już jeden polski jeździec (mowa o Rapcewiczu) się zdecyduje na treningi za granicą, to spójrzcie jakie są wyniki - kwestia wyszkolenia właśnie 🙂
Nie sprawdza się ich kompetencji; często potwierdzeniem umiejętności jest wynik sportowy (chociaż rzecz jasna nie zawsze), a przynajmniej powinien być.
moim zdaniem trodno osądzać trenra na podstawie jego wyników sportowych.
Osobiście znam przykład jednego takiego sławnego bardzo jeźdźca (sam miał wyniki i to spore) natomiast nikogo się znaczącego sam nie dochował. Wręcz ludzie z nim jeżdżący albo zniechęceni sami rezygnują z jeździectwa albo ich konie przestają skakać. Albo jedno i drugie.
Z kolei znam też kilka przykładów trenerów ktorzy sami NIE odnosili spektakularnych osiągnięć - jeden sam ledwo kolebie się na koniu - a potrafią trenować i nie psuć jeźdźców czy koni.
[quote author=lets-go link=topic=130.msg120449#msg120449 date=1229352926]często potwierdzeniem umiejętności jest wynik sportowy (chociaż rzecz jasna nie zawsze), a przynajmniej powinien być. [/quote] dla mnie to jest chyba najmniej istotny czynnik 😉 ja patrze na to jak wygladaja jego konie (czy konie pod jego opieka) - zarowno na muskulature, stan zdrowia, jak i na zachowanie, lubie tez wiedziec jak z nimi pracuje i jak pod nim chodza zwracam tez uwage na to jak szkoli innych swoich uczniow - jak sie do nich odnosi, jak traktuje ich i ich konie, ciekawi mnie tez czy jego uczniowie maja jakis progres, czy tkwia w martwym punkcie
wyniki sportowe wynikami, ale wg. mnie szkolenie to zupelnie inna para kaloszy - tutaj trzeba umiec uczyc, a nie tylko "zrobic wynik" 😉
wynik - czyli udział w zawodach - może obiektywnie pokazać czego naprawdę nas nauczył ten nasz trener.
Ela, polecam doczytac cale zdanie z ktorego zacytowalas fragment i zinterpretowalas przeciwnie do intencji autora: wyniki sportowe wynikami, ale wg. mnie szkolenie to zupelnie inna para kaloszy - tutaj trzeba umiec uczyc, a nie tylko "zrobic wynik"
moim zdaniem udzial w zawodach to tylko jedna z co najmniej kilku dostepnych metod sprawdzenia czego nauczyl nas trener. pierwsze i najwazniejsze - satysfakcja i przyjemnosc z jazdy - jezdzca i konia inne - poprawne reakcje jezdzca/konia, poprawa muskulatury / motoryki konia, itd., czy chociazby to, ze kon poprawnie prowadzony sam bedzie pokazywal, ze JUŻ moze zrobic wiecej (np. w ujezdzeniu - kon poprawnie jezdzony z impulsem i w rytmie ma szanse sam pokazac, ze opiera sie mocniej na zadzie i mozna przejsc do cwiczenia chodow posrednich)
jezdzenie z trenerem nie oznacza automatycznie, ze jezdziec musi startowac. moim zdaniem jezdziectwo nie powinno ani nie musi sprowadzac sie do przygotowan do zawodow. mozna jezdzic dla samej przyjemnosci jezdzenia.
i jeszcze jedno - w ujezdzeniu nie podpisalabym sie pod stwierdzeniem, ze wynik zawodow jest OBIEKTYWNYM sprawdzianem umiejetnosci szkoleniowych trenera 😉
a czy możliwe jest "zrobienie wyniku" a w zasadzie wyników - bo jeden dobry wynik może być wyjątkiem od reguły - bez właściwego i prawidłowego szkolenia?
a czy możliwe jest "zrobienie wyniku" a w zasadzie wyników - bo jeden dobry wynik może być wyjątkiem od reguły - bez właściwego i prawidłowego szkolenia? Ela, odpowiadajac przewrotnie na Twoje podchwytliwe pytanie, odpowiem, że tak. Jest taki jezdziec, ktory ciagle robi wyniki (ba! robi wyniki rekordowe w ujezdzeniu) a jego szkolenie nazywane jest "metodą" i to ZŁĄ. 😎
Ela, jasne, masz rację, ale ilu jest takich, którzy kupują nowy wózek gdy tylko stary przestaje ich zadowalać i przewozić?
Jeśli chodzi o zawody, to nie wiem czy wynik sportowy jest wymierną oceną umiejętności jeździeckich. Pewnie dużo zależy od dyscypliny i konia, którego się dosiada. Jeśli chodzi o skoki... z własnego doświadczenia wiem, że kiedy samemu się chce jeździć zawody, to trener - czynny zawodnik, to bardzo pomocna dłoń. I już nawet nie chodzi o wspólne przejście mojego parkuru. Chodzi raczej o więź, która się tworzy, Jeździmy wspólnie na zawody, wspólnie oglądamy przejazdy innych, wspólnie się rozprężamy, oglądamy razem też jego parkury, razem omawiamy swoje przejazdy i opowiadamy o wrażeniach. Wiemy jaki jest smak położonego parkuru i jaki jest smak małych sukcesów.
W skokach już tak jest, że w domu przeszkody np. metrowe są "oswojone", wydają się małe i bezproblemowe. Na zawodach, kiedy dochodzi stres, pośpiech, przymus nauczenia się parkuru i szybkiego przyswojenia trasy nagle okazuje się że te metrówki są jakieś takie strasznie duże. Efektem wspólnych treningów i sprawdzianem na dokonywanie postępów jest więc sposób w jaki dany zawodnik trasę parkuru pokona. Czy zeżre go strach przed wysokością, czy stres związany z wystąpieniem nie przyćmi mu racjonalnego myślenia. Zawody są doskonałym sprawdzianem na intuicyjne popełniane błędów, bo w stresie, w tej prędkości jedzie się już najczęściej "na pałę" i myśli się już tylko, żeby nie pomylić parkuru. Ale oczywiście sam wynik może dawać bardzo błędny obraz całego przejazdu (mówię o stylu tegoż).
Tak więc reasumując. Trener jeżdżący zawodniczo może być niezwykle pomocny, jeśli uczeń również chce być zawodnikiem. W innych sytuacjach kariera sportowa trenera może być najmniej istotna. Wszystko też zależy od uprawianej dyscypliny.
ElaPe Nie mam nawet zielonego pojęcia o westowcach, więc będę milczeć jak grób 😉 caroline Jasne że masz rację, ale jest to przynajmniej najprostszy sposób sprawdzenia trenera, bo powszechnie dostępny, np. www.google.pl 😉 Oczywiście są ustępstwa, są doskonali szkoleniowcy którzy się "spalali" na zawodach, są tez i tacy, dla których samo szkolenie jest istotne i "droga do...", ale pisałam tutaj raczej ogólnie, w jaki, najprostszy sposób można sprawdzić "jakość" trenera. Bo na pewno się ze mną zgodzisz, że jest w PL niestety bardzo wielu "pozorantów" i "bajkopisarzy" :/