Forum towarzyskie »

Jak byłem mały to...

mój brat dawno temu po powrocie z Trójmiasta opowiadał o "trajtusiach na szelkach"
będąc w przedszkolu zostałam jako ostatnia po obiedzie męcząc naleśniki z serem[ pfuj] i bylam już baardzo najedzona, i jak zostałam sama zrobiło mi się niedobrze , zwymiotowałam na talerz i.......umyłam go w wiadrze z mopem 😁
Moja siostra kiedyś myślała ze mój ojciec ma znajomego "na światłach (tzn znajomego który gdzieś tam siedzi w pobliżu sygnalizacji świetlnej dla samochodów ) i zapala zielone gdy ojciec sie zbliża do owej sygnalizacji. A ze ojciec jeżdżąc czesto tymi samymi ulicami dobrze wiedział z jaka prędkością ma jechać aby nie stać na czerwonym tak wiec teoria "znajomego" sie sprawdzała.

A ja zawsze miałam upodobania do poznawania świata we wszelaki możliwy sposób i lubiłam zjadać wszystko co sie rusza - żuczki dżdżownice i inne robactwo
Jak byłam mała pojechaliśmy z rodzicami do Malborka na zamek. Mój dentysta przyjmował w tym okresie w nieotynkowanej,wielkiej kamienicy. Ale prostej, tyle że ze skośnym dachem.
Jakiś czas po tej wycieczce do Maborka przejeżdżałam z Mamą autobusem obok owej przychodni. Obwieściłam wtedy wszystkim współpasażerom nowinę: "To jest zamek. Tu mieszka dentysta".
Jak Byłem Kiedyś w kościele z ojcem ... nie wiem ile mogłem miec lat ...  księdza oczywiście nie słuchałem a on powiedział 'przekażcie sobie znak pokoju' oczywiście nie słyszałem tego , z reszta i tak nie wiedziałbym co to znaczy , ale raptem jakiś facet podaje mi rękę jakby mówił 'czesc' no to ja na pół kościoła do ojca stojącego obok - Tato , czy to twój kolega z pracy ? Ilu Ty masz kolegów !

  - bo po chwili inny tez się ze mną ' witali' i z moim ojcem ;P
Jak mialam jakies 7-8lat, w domu brata ciotecznego (w tym samym wieku) znalezlismy razem ksiazke ( a raczej ksiege ) o wdziecznym tytule Medycyna Sadowa.

Odtad kazde spotkanie przebiegalo na ogladaniu (w ukryciu) zdjec zawartych w tejze ksiazce.
Nie musze chyba wyjasniac, jakiej natury zdjecia tam sa? Jesli jednak musze: sa to autentyczne zdjecia nieboszczykow eksponujace rodzaj obrazenia, które doprowadzilo do ich smierci. Zadzierzgniecie, poderzniecie gardla, utopienie, przepolowienie przez pociag i tak dalej.

Z tym samym bratem namietnie bawilismy sie w "krzeslo elektryczne".

Mimo wszystko wyrosli z nas calkiem porzadni ludzie  😉
Moje pojęcie o tym, jakie dzwięki wydają zwierzątka (miałam ok.4 lat  :hihi🙂
Zuziu jak robi kotek?
Miałłłł...miałłł..
A piesek?
Chał, chał
A rybka?
Ryb ryb....? 😂
A rybka?
Ryb ryb....? 😂


Padłam  😂
Sprawdziany z biologii z podstawowki mojego brata sa hitem 😁

Przyklad ryby -  wieloryb
Po co rybom pletwa ogonowa? - zeby mogly plywac stojac
Czy ryby maja czaszke nieruchomo zrosnieta z kregoslupem? - Tak i dzieki temu moga robic glowa tylko ruch na "tak" a nie moga na "nie".
Opisz maly obieg krwi -  serce-> watroba  | i nic wiecej  😲
Cechy zewnetrzne rasy zoltej - czarne geste wlosy, brak powiek ( :zemdlal🙂, tluszcz nad oczami (?)

Kurde nie pamietam wiecej.

Wlasne nazewnictwo:
pociag - panka
krolik - daduncka
zupa - dobra woda

🤔
Jak moja Sis była mała, to jechali z Rodziacami pociągiem do Torunia. Po drodze pełno pól. Nagle siostra widzi pasące się krwoy i donosi: "Mamaaa!!Świnki się pasąąą!!"

Mama jest położną.Całe życie w służbie zdrowia. Siostra przed moim urodzeniem (Mama była w ciąży już, Sis miała wtedy 5 lat) wymyśliła, że jak te bociany lecą z Afryki, to może przyniosą małego Murzynka? A po znajomości, to nawet 2 i będzie możnawybrać płeć o.0
Wolę nie myśleć jakie było jej rozczarowanie, kiedy okazało się, że nie jestem 2 małymi Murzynkami (płci męskiej do tego), tylko jedną blondyneczką :P

A ponieważ moja cera pozostawia wiele do życzenia, to Siostra do teraz twierdzi, że winą tego jest fakt, że jako dzieciak nabijałam się z Niej, że pryszcz Jej wyskoczył (cerę skubana ma o niebo lepszą :[ ).Skwitowała, to wtedy słowami "podrośniesz to zobaczysz"... no i zbaczyłam :[



Ale rewelacyjny wątek! Dawno już się tak nie uśmiałam!  😁

Jak byłam mała nie mogłam zrozumieć pojęcia "klatka schodowa". Sama mieszkałam najpierw w kamienicy, a później w domku i blokowe osiedla były dla mnie TAJEMNICĄ. Dzieciaki w przedszkolu gadały, w jakim bloku i w której klatce mieszkają, a ja biedna nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego te dzieci muszą mieszkać w KLATKACH, do tego SCHODOWYCH (że niby gdzie się schodzi?)

Kiedyś moja starsza siostra za coś na mnie krzyczała, a ja na to (chyba zainspirowana dialogami z Dynastii): "Nie praw mi już tych KOMPLEMENTÓW!!!"  🤔wirek:

A ja Wam powiem cos co się zdażyło gdy nie byłam juz taka mała bo miałam 15-16 lat. W tej historii należy podkreślić, że nie mam rodziny na wsi, nigdy nie byłam na wsi, a informację i wizerunki zwierząt czerpałam tylko z filmów, ksiażek i zwierzat widzianych z okna samochodu. Dostałam zaproszenie na wieś do rodziny mojej koleżanki. To naprawdę była taka typowa wieś, zero wody, tylko studnia, kury, kaczki, siano, słoma, krowy i inne zwierzaki. Byłam bardzo podekscytowana wyjazdem. Wsiadłysmy w autobus PKS jakieś 1,5 godziny później byłyśmy na miejscu trzeba było tylko dojść bo od przystanku do odmu było jakieś 2 km. Szłyśmy juz spoty kawałek gdy na drodze zobacyzłam biegajace małe łaciate zwierzaki byłam pewna, że to małe psiaki i wypalilam do koleżanki "Patrz jakie piękne małe pieski", a ona w śmiech bo to były małe prosiaczki. A ja byłam pewna, że prosiaczki są różowe.
Ja jak byłam mała byłam pewna, że jak sie porządnie wymierza serek homogenizowany waniliowy, to będzie z tego masło 😀 i wiecie co? Już czułam jego smak hehe

Kiedyś rodzice tak zakręcili, że ponownie uwierzylam w Mikołaja. Tyle razy przenosili mój prezent - domek dla Barbie, mały nie jest - że uwierzyłam, że on musi istnieć, bo ja szukalam, szukalam i nie znalazłam prezentow! 🙂

A co do modlitwy to zamiast "módl się za nami GRZESZNYMI" mówilam "grzeCZnymi" 😀

Jeśli chodzi o słowotwórstwo, to febek i eke to nic innego, jak chlebek z masełkiem 😉 Mówiłam kolomotywa na lokomotywę, dużo czasu minęła, aż poprawnie powiedziałam "akumulator".
Poza tym sporo osób miało problem, żeby mnie zrozumieć, bo Tato pracował przez pewnien czas w Czechach i tam też pomieszkiwałam. Nauczylam się dwóch języków. Więc mówiłam, ze chcę w "koczarku" spać i babcia nie wiedziała, o co kaman 😀

Ja byłam niejadkiem, więc jedzenie ze mną wyglądało ... komicznie. Z dzisiejszego punktu widzenia, oczywiście.
Jak się mnie karmiło zupką, to cały pokój powinien być owinięty folią ochronną bo ja brałam łyżeczkę do buzi i wypluwałam jak fontanna 😀
Jak byłam większa, to po korytarzu jeździłam na rowerku i na "stacjach" dostawałam "paliwo". Następnie moja mama zabierała mnie na spacer - patrzy - a ja mam takie wielkie policzki, jak chomik. A tam - kotlecik 😀
Jak byłam mała bardzo sie bałam zatłoczonych miejsc m.in.autobusów i tego ze nie bede sie mogła z takiego miejsca wydostac więc jak dojezdzałam z mama na przystanek a wyjscie było daleko zapodawałam takie hasło-"Ludzie,ku*** puście mnie,ludzie!!!!"-a miałam wtedy 4 latka 😁,słownictwa uczyłam sie od ukochanego dziadzia który klął soczyscie przy kazdej okazji myslac naiwnie ze ja nie koduję 😉.Nie musze dodawac ze moja mama czerwona jak burak dostawała mega przyspieszenia i w sekundzie taranowała tłum ze mna na reku.
W przedszkolu byłam aspołeczna i nie chciałam sie bawic z dziecmi,jak pani wychowawczyni próbowała mnie nakłonic do zabawy  kładłam reke na czole i podobno dramatycznie szeptałam ..."słabam,wody" 🤣
jak byłam mała to był stan wojenny...
miałam coś z 4-5 lat siora o 2 wiosny starsza...
siedziałyśmy same w domu
mróz trzaskał ogromny
starzy gdzieś wybyli
mieszkaliśmy na zadupiu (wtedy, obecnie już to miasto wchłonęło)

nagle stuk puk - a do drzwi dobija sie jakiś brodacz

my ingorancja - nauczone nie otwierać
ale on sie dobija i dobija

w końcu przez okno udzieliłyśmy odpowiedzi, że rodziców nie ma w domu, na co Brodacz zaczął nas błagać o wpuszczenie bo zwiał przed internowaniem...

przez okno pół godziny sprawdzaliśmy jego wiedzę o naszych rodzicach (nikłą)
w końcu gdy pokazał nam pieczątke Solidarności został wpuszczony i zamknięty w KIBLU   😂
gdzie siedział kolejne kilka 😂  godzin do przyjazdu rodziców

ale była pełna konspira, - otworzyłyśmy okno w łazience...
zamknęłyśmy na klucz drzwi od łazienki - od strony korytarza i wtedy łaskawie pozwoliłyśmy mu przez okno WLEŹĆ do łazienki i tam siedzieć  👍

jakież było zdziwienie naszych starych gdy wrócili  😲 😲 😲

później brodacz mieszkał u nas kilka tygodni aż przerzucono go na zachód

Czarnapanda-zabilas mnie tymi tekstami 🤣 genialne!
Dodofon-prawie jak Kevin sam w domu 😎 ale jakie sprytne dzieci 😀

ja nie chodzilam do przedszkola, mialam niańke od ok 2 roku zycia, taki radosny czas przedszkola mnie ominal 🙁
no i nie umialam mowic "r", nauczylam sie dopiero w wieku 8 lat, komicznie to brzmialo, a rodzina zawsze mnie meczyla prosbami kazac mowic mi rabarbar albo rower, ale jak za dlugo mnie meczyli to zaczynalam plakac
no i w wieku jakis 3 czy 4 lat, jechalismy pociagiem, jakis facet zaczal mnie zagadywac pytajac jak mam na imie i takie tam, w koncu zapytal mojego brata, ktory siedzial obok
-a ty, chlopczyku jak masz na imie?
-<na co ja na caly przedzial>-SRAWEŁ!!! <zamiast Paweł oczywiscie> 😉

oraz za kazdym razem jak bylismy "w gosciach" i ktos czestowal mnie owocami, np pomarancza obwieszczalam wszystkim zgromadzonym iz "bardzo mi przykro, ale nie moge jesc owocow cytrusowych, poniewaz jestem na nie uczulona i cera mi sie pogorszy" 😎
ciri  - skoro 'r' mówiłaś w wieku 8 lat dopiero , to jak mogłaś powiedziec 'Sraweł' w wieku 3-4 ?  😁
bo to bylo "Sraweł" z moim wspanialym sepleniacym "r" 😉 nie da sie oddac wydzwieku tamtego "r" za pomoca polskich znakow 🙁
Nie martw się ciri 😉 Koleżanka do teraz ma z "r" problem, mówi to w taki sposób jak jeszcze nikt, kto "r" nie wymawia i... taaakkk...czasem proszę o "rabarber" 😉
moja ciotka tez nie mowi "r" ( stara baba swoja droga) i jak wymyslali imie dla suczki na zlosc wujek wymyslil zeby nazywala sie skarpetka ciotka swierdzila ze jak mozna psa nazwac imieniem czesci garderoby i jak po miescie bedzie wolac za psem skałłłpetka.
za to kolezanka w podstawowce nigdy nie chciala mowic slowa rura jak wypowiedziala je wtedy sie okazalo tylko ze potem wszyscy sie z niej smiali ze przyszla z lula 🙂
mój kolega nie wymawiał "r" i kiedyś go pani męczyła, że ma powiedzieć "ryba" a on się zdenerwował i odpowiedział "delfin"

Za to mój mały chrześnik dziś mi powiedział, że w bajce był kojban, co oznaczało kombajn 😀
i koleżanka mówi, że Hubu (w lutym skończy 3 latka) zwykł mawiać "mamo, nie otrzymałem odpowiedzi","mamo wciąż czekam na odpowiedź", "to nie jest odpowiedź mamo"  👍
Ja śpiewałam "rolnik w SANDOLINIE" i nie mogłam sobie wyobrazić gdzie ten Sandolin mógłby być 😉
Ja robiłam z ziemniaków łóżko dla kotleta i przykrywałam go kołderką z surówki 😀
a ja zakopywałam kotleta pod ziemniakami albo surówką... bo nigdy nie lubiłam mięsa.
jak juz o jedzeniu to pamietam jak mialam 8 lat zawsze bylam niejadkiem , bylam na koloni i zawsze mi sie dostawalo za to ze nie zjadlam wszytskiego dlatego po paru dniach obmyslilam taktyke na reszte dni pobytu. plan A to bylo powiedziec ze nie dam rady ( nie zawsze skutkowalo- prawie nigdy) B uklepac jedzenie tak na talerzu zeby wydawalo sie ze jest go mniej ( czesto to skutkowalo wiec mialam spokoj, swoja droga nie wiem czemu do dzis jak czegos nie jestem wstanie juz zjesc robie z tego mala kupke na talerzu) plan C bylo powiedziec ze sie skonczylo albo ze nie dobrze mi i uciec ze stolowki ( udawalo sie ale czasami opiekun stal w drzwiach i bylo gdzie tak biegne ) D jak juz nic nie skutkowalo to siadalam i jadalam.  a tortury na koloni zawsze mialam z powodu jedzenia poniewaz moja kochana mamusia zawsze mowila opiekuna przed wyjazdem ze jak sie mnei nie przypilnuje z jedzeniem to nie zjem nic. zawsze sie kuzynki z ktorymi jezdzilam smialy ze mnie ze musze jesc.

kiedys powiedzialam na koloni opiekunce ze nie lupie pomidorow i pozwolila mi odejsc od stolu, nie zebym godzine pozniej wpierniczala male pomidorki ktore przywiozla nam ciocia ktora przejezdzala przez zakopane i wstapila do nas.
Tak mi się z zimą skojarzyło. Fragment jednej z moich historii .
Przepraszam,że długawy:
(...)
Nie mogę bez końca unikać wyjścia z domu. Wypuszczają mnie jak psa, przed południem i po południu.
Marudzę, unikam Gosposi, ale zdrowie przede wszystkim. Czas się ubierać. Rajstopki- dwie pary. Cieńsze elastyczne lub bawełniane a na nie, grube, ciasne wełniane. Koszulka, bluzka –typ golfik, sweter, znowu wełna. Dopiero po latach okazało się, że jestem na nią uczulona. Mam wrażenie, że się już uduszę a to dopiero początek. Spodnie-czarne, wełniane tak zwane „narciarki”. Teraz płaszczyk, nazywany „miś”. Szary dosyć długi, zapinany na drewniane kołeczki i pasek, taki, który zamiast klamerki ma dwa lśniące metalowe kółka. Jakoś to tak zawsze szybko przewlekają, że nigdy nie umiem sobie poluzować. Dociągają mi pasek, jak gorset. Na głowę: czapka wełniana, cienka, na nią druga: albo taka wielka z zawstydzającym pomponem, chyba na wypadek gdybym zaginęła pod lawiną, lub tak zwana „kapuza”. Barania z futra z takimi jakby uszami jak u spaniela, ufiksowanymi ze sobą gumką. Zaletą jest to, że wyglądam w niej jak wszystkie przyzwoite dziewczynki w Związku Radzieckim, a wadą, że te uszy, mokre od pary z ust, śliny i smarków, przymarzają mi do policzków i całą zimę mam rodzaj liszaja na pół twarzy.
Na to chusta. Słowo daję! Wełniana chusta, taka robiona na szydełku! Taka wielka. Owijają mnie prawie do pasa a końce chusty krzyżują na plecach i zapinają agrafką.”Na ukrzyż” jak mówi Gosposia. Nie dosięgnę tam choćbym pękła. Zresztą i tak straciłam już czucie w rękach.
Zapomniałam o rękawiczkach. Też dwie pary, w tym jedne, te zewnętrzne są na sznurku, biegnącym od dłoni do dłoni przez kark pod misiem.
Buty. Zależy od pogody. Jak jest wielki mróz i suchy śnieg, to nie jest najgorzej. Dostaję lekkie filcowe „tatrzanki”. Ciepłe i ruszam w nich palcami. Jak jest mokro, to „hiszpańskie buciki” –narciarki znowu. Jakaś obsesja z tym narciarstwem panowała. Skórzane, sznurowane trzewiki. Takie, do których można przykręcać łyżwy. Sznurówki do nich robili chyba z lin do żaglowców. Takie były odporne na zaciskanie. A zaciskali mi, oj zaciskali. Jakbym kiedyś zgubiła buty, czy co?
Jestem cała mokra zanim dochodzę do drzwi.
Idą po sanki. Zaraz mnie do nich przytwierdzą i pociągną. Daleko od domu. Na górkę. Na „kacze Doły” albo do parku. Gdzie, inne dzieci dobrze się bawią a ja tylko płaczę i płaczę. I nigdy mi nie można dogodzić. I, o co chodzi? Znowu, to okropne dziecko, bachor, jak mnie nazywała mama, popsuło rodzinną wycieczkę.
Tkwię bezsilnie, na sankach a mróz ściska mi stopy jak w kleszczach. Łzy zamarzają mi na buzi, ale najgorsze te stopy. Zaraz odpadną. Zaczynam drzeć się na dobre, bo życie moje wisi na włosku. Co mi tam? I tak marne mam szanse na tytuł Dziecka Roku 1965.
Wreszcie kończą spuszczanie mnie z górki i wracamy. Stopniowo ściągają ze mnie osłony i pod stertą ubrań odnajduje się mokra, chuda dziewczynka.
- No i czemu tak płakałaś? –pada pytanie a mnie się wyrywa, że stopy, że zimno...
- -Siadaj, to trzeba rozetrzeć! –źelazne dłonie chwytają moje sino białe stópki i obracają je w dłoniach jak kawałki drewna. Szybko, mocno. Metoda prosta, skuteczna, bolesna jak diabli. Znowu ryczę.
(...)
Tania pięknie napisane ❗ ...biedactwo... jak to wszystko inaczej wygląda z perspektywy małego człowieka... a pewnie "chcieli dobrze" 🙂
Ja teraz z zazdrością patrzę na maluchy-takie fajne,lekkie ubranka są.
Można się zimą cieszyć do woli.
Jak byłam mała...
nienawidziłam się KĄPAĆ (zostało mi to do teraz!)
a dlaczego??
bo po kąpieli matka stawiała mnie na chybotającą sie RYCZKĘ (dla nie-poznaniaków RYCZKA= stołek kuchenny, takie krzeselko bez oparcia) i wycierała i ubierała
zawsze bałam się że spadnę...

Obecnie sama złapałam sie na tym, że stawiam dziecko na pralce i dokunuję "wycieractwa"...
więc postanowiłam to zmienić i kucam - stawiając na podłodze  🙂
No z myciem to i ja mam wspomnienia:
(...) No chyba, że Mama wpadnie na pomysł,żeby umyć mi włosy lub obciąć paznokcie.Wiem,że to głupio brzmi, ale te jej próby nadania mi kształtu zgodnego z jej oczekiwaniami były tak bolesne,
że trudno je zapomnieć.
Znowu stalowe palce zginające mi kark nad miednicą z wodą,wodą zawsze zbyt gorącą lub zbyt zimną. Szampon szczypiący w oczy jak jakiś kwas. I najgorsze, rozczesywanie twardym, grzebieniem,trzask wyrywanych włosów i ból chudej dziecinnej szyi wygiętej do granic możliwości. Palce pozbawione przez kilka dni czucia po obcięciu paznokci,króciutko przy skórze,bardzo króciutko,bardzo...
Nie płakać!Nie płakać! Zawsze przegrywałam z bólem i upokorzeniem. .(...)

Hi!Hi! Dzieci mają swój świat.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się