anai genialne! pozwól ze wykorzystam (może kiedyś) przy trzecim! Tylko musi mi się trafić jakieś lepiej śpiące... bo z moimi średnio się to udawało.
Przypomniało mi się jak zrobiliśmy z mężem jedną próbę z miesięczną córką-cycomaniakiem. Chcieliśmy zaoszczędzić godzinę i wsiąść razem gdy będzie słodko spać. Więc ja uśpiłam ją w wózeczku - wiosenne popołudnie, za ogrodzeniem placu, na skraju lasku, ptaszki śpiewają, moskitiera.. ćśśś, śpi. Mąż osiodłał i przyprowadził dwa konie. Wsiadam - śpi. Stępuję - śpi. Zakłusowałam - obudziła się. Zsiadłam, mąż stępuje oba, usypiam. Wsiadam. Zakłusowałam - obudziła się. Mąż odstawił jednego do stajni, i tyle sobie rodzice romantycznie pojeździli 😂 Za to ta sama córeczka nie obudziła się gdy nad padokiem przeleciało 5 MIG-ów a ja wtedy na zadnich przysiadłam i mało nie ogłuchłam. Nie, to jej nie obudziło. Tylko jak mama zakłusowała... 😁
Bo one małe skurczysyny mają specjalne detektory zadowolenia rodziców i natychmiat małe wampiry usiłują to wykorzystać 😁 Na pewno robią to specjalnie! Moja też tak miała.
Moja siostra właśnie dzięki córce teraz już prawie 8letniej wróciła do jazdy-mała uprawia woltyżerkę,jeździ już na zawody druzynowe-dzięki niej i ja woltyżerki spróbowałam🙂 jeździć zaczęła również normalnie wierzchem, więc i moja siostra też zaczęła znów🙂 i nawet szwagier 😀 także mam jeździecka rodzinkę. Siostra pracuje w domu-jest opiekunką do dzieci-do godz 17 rodzice odbieraja swoje dzieci- a wtedy jedzie z małą raz na trening woltyżerki, a raz na zwykłą jazdę, teraz pozwolili sobie na dzierżawę konia, aby mała mogła się więcej nauczyć, a tym samym siostra może więcej pojeździć. Wprawdzie jeździ raz w tyg, ale zajmuje się również dzierżawionym koniem-no i nie jeździła sportowo, a rekreacyjnie-mozna powiedzieć, że teraz uczy się niemalże od początku, ale możliwość ma i mimo wielu zajęć małej-prócz koni jest gimnastyka-drugie dziecko gimnastyka i judo- a do tego jej praca to jednak czas jest w stanie wygospodarować żeby chociaż ten raz w tyg wsiąść🙂 Podsumowując-nawet mając pracę , dwójkę dzieci i wiele dodatkowych zajęć dla nich można jeździć. Z pewnością gdyby siostra chciała to i by 3 razy w tyg jeździła, ale nie ma nie wiadomo jak wielkiego parcia na to, więc póki co jeździ raz.
Apropos antykoniowej rodziny, to mój brat nie daje się namówić na wizytę w stajni za nic. Nie widział mojego konia ani razu na żywo, twierdzi że koń "zje mu twarz" 😲 Jak mu czasami jakieś zdjęcie wyślę, to skomentuje co najwyżej "ładnie ładnie, tylko chudzieńki coś" 🤔 A mój koń wygląda.. jak na avatarze - parówa taka 😁
Apropos antykoniowej rodziny, to mój brat nie daje się namówić na wizytę w stajni za nic.
Mój małżonek widział Demona nooo 🙄 może z 6 razy. W tym 3 podrząd na wyjeździe wakacyjnym z dzieciarami i koniem na Pojezierze Brodnickie w zeszłym roku. Wyciągnęłam go ( pod groźba rozwodu :lol🙂 na romantik koniowy spacer przy zachodzie słońca, a trzeba przyznać, że tereny tam sa bajeczne. Po galopadzie ile fabryka dała ( jego konisiowi) stwierdził: Nieeee, no w sumie w porządku zabawa. Na następny dzień już z łózka nie wstał.
Skąd ja to znam. Mój na każdą taką propozycję ucieka gdzie krzaki rosną, ale ze 3 razy do roku daje się namówić, cierpi potem strasznie, chociaż w sumie " ruchawy" jest. 😉 w sensie sportu zażywa, tylko innego 😀
Mój siedział na koniu dwa razy. Raz podczas imprezy w stajni ( hi hi) na oklep został przeprowadzony przez długość stajni, a drugi raz też na tej odległości został przeprowadzony w siodle. za 13 lat naszej znajomości i mojego koniarstwa. Ale raz czekał na mnie i kazałam mu konia wyczyścić to zrobił to i był bardzo z siebie zadowolony, nigdy nie widziałam, zeby się tak dobrze bawił. Raz zawiózł mnie na zawody, tylko ja on i koń. Musiał mi pomóc załadować, rozładować, czasem potrzymac konia. Kryzys nadszedł przed drogą powrotną, zjechałam z dekoracji prosto przed przyczepę i krzyczę, że chcę ją wprowadzać i wiązać, a nie mam czym. Przyniósł mi uwiąz. To pytam po co mi uwiąz bez kantara. Przyniósł kantar zabrał uwiąz. Pytam: to czym mam ją uwiązać? on; Przeciez kantar chciałaś.
Niedawno dotarło do mnie (przypomniałam sobie dzięki zdjęciom Ktosia 😀), że fama głosi, że nasze dzieci były wiązane na smyczach do samochodu 🤣 Się ludziskom skrzyżowało: na smyczy, owszem, chodziła starsza (na takiej zwijanej, przypiętej do szelek od wózka - patent na zawody otwarte polecam 🙂😉, bo młodszy urwał sprzączki przy pierwszej próbie :/, a szyć półszorek to już przegięcie 🤣 a w samochodzie siadywały - ustawionym przy parkurze/rozprężalni, żeby miały ogląd, rodzice żeby mieli wgląd i żeby nie wiało/nie padało na nie. Ale żeby na smyczach wiązać... a fe! Dramka, jeśli mama 🥂 sobie to łapki mogą przestać się trząść i aparat idzie utrzymać 😀 A że kadr nie wyjdzie - oj tam, w końcu chodzi o zajęcie dla mamy a nie o zdjęcia 😜 I jeszcze przypomniało mi się, jak "nasi" juniorzy pierwszy raz jechali 130. Tatusiowie wysiedzieli na trybunach 👍 Mamy - zgodnie wyszły z hali trzęsąc się równo, choć bardzo zimno nie było 🙂 Bycie rodzicami jeźdźca to też wyzwanie (godne nawet chyba oddzielnego wątku?)
witajcie, piszę po raz pierwszy w tym wątku 🙂 kilka słów o moim inwentarzu: 2 dzieci, koń i mąż 🙂 większość koleżanek w stajni to bezdzietne panny, takie z "bagażem" jesteśmy tylko we dwie; teraz w sezonie chorobowym obydwie mamy problem z jeżdżeniem. Najpierw była u nas ospa (2tyg kwarantanny), potem jakieś przeziębienie męża, teraz ja choruje. W rezultacie koń ma wolne już 3tydz. Jeździłam do niego wieczorami naszykować jedzenie, ewentualnie ruszyć luzem i tyle. Ostatni raz siedziałam na nim 10dni temu. Do piątku mam antybiotyk i nie mogę wychodzić. Załamka. Mąż ma ważny projekt, klepie po naście godzin codziennie... jak już jest w domu to jest na tyle późno, że wycieczka do stajni traci sens. Dzisiaj prosiłam koleżankę o naszykowanie jedzenia na 4dni. Jak sobie radzicie podczas choroby dzieciarni? Prosicie kogoś o ruszenie konia? chodzi mi o takie dłuższe choroby.
Ja dopiero w połowie ciąży, ale mam juz plan 🙂 ja na szczęcie mam pracę "końską" więc konie mam w pracy. Jedyne co to trzeba będzie opiekunkę znaleźć bo u nas żłobka nie uświadczysz 🙁. Drugi plus mojej pracy taki, że mieszkam w miejscu pracy więc i dziecko mam pod ręką i konie. Z nadzieją patrzę ku lipcowi kiedy to mam sie wysypać i wrócić do jazdy.
koral, nie ma zmiłuj - gdy dzieci chore a do konia trzeba, to ktoś musi się dziećmi zaopiekować. Opiekunka? Zresztą - przecież zawsze musi być zapewniona opieka gdy dzieci zostają w domu 🙂 (przy stajni też ktoś musi być "luzem"😉. Oczywiście, gdy choroba pod kontrolą, bo gdy "emergency" szpital czy coś (tfu, tfu) - to nie ma żadnej innej rzeczy - czy praca, czy własny koń, czy biznes - jasna sprawa. Jeśli chodzi o zajęcie się koniem ja "używam" męża 😀, a jeśli oboje jesteśmy chorzy to decydujemy, które mniej 🙁 Pomału dorósł mi luzak 🙂 w postaci córki.
haha masz rację, ja jak oddawałam na zimę konia na halę, a było to w listopadzie to byłam tak nakręcona, że aż huczało. Pod koniec stycznia chęci osłabły na cały luty, teraz budzą się od nowa. Jak się czegoś nie ma to się tego pragnie, a jak już sie zdobędzie to.............. wiecie co 😁
To fakt, napalona na robotę jestem. Z tym, że na razie nie ma na co wsiadać. 😁 Dwa oszołomy fruwające pod niebo. Najpierw na rozruch przyjeżdża treser. No i oczywiście stara ma oskórowaną jedną nogę 😵 Tak kretynki wydziwiały na wybiegu. Normalnie dziary po 30 cm 😵
W domu to tak właśnie jest. No nie chce się. A za chwilę, a potem, a po śniadaniu, a po obiedzie, a po filmie, a jutro, a pojutrze, a dzisiaj wieje... A tak, jak już człowiek wie, że musi pojechać, to się zbierze. No i jednak co kryta hala, to kryta.
A jeszcze lepiej mieć trenera, który zadaje pracę domową i za miesiąc przyjedzie zobaczyć i ocenić. Wtedy nawet jeśli samemu się nie chce, bo : w nocy pracowałam, z dzieckiem się pouczyć trzeba, biodro ze zwyrodnieniem mnie boli, nie mam siły, to i tak trzeba się zmusić, bo "co ja powiem jak trenerka przyjedzie i zobaczy, że praca domowa nie odrobiona? Albo odrobiona na tróję z minusem? 😉 Obciach i wstyd.
ktoś ci jednak powinien nakopać 😀 😁 ja najpierw wsiadam na swojego i mimo pięknej hali jadę nim do lasu ( bo nie może robić łuków jeszcze, a na prostej może już podkłusować) Jak już do tego lasu wyjadę, to zajmuje mi to 2 godziny ( bo dbam o poszerzanie jego kopyt)
A jak wracam, to ze względu na panią trener zmuszam się i wsiadam na drugiego tak szybko na halę i odrabiam prace domowe. I zaraz sobie zrobię medal z tekturki. 😜
Chcę jeszcze tutaj dopisać, że są także cudowne chwile 😀. Z okazji skończenia przez córę 18 lat (to nieprawdopodobne, jak to zleciało, od czasu gdy siedziała w wózeczku asystując w jazdach :emoty327🙂 wklejam jedno zdjęcie z zawodów Z pozdrowieniami dla wszystkich matek - amazonek.
halo, ależ Ci zazdroszczę, że Twoja córa jeździ. Mój 14-letni syn nawet w okolice stajni nie da się zaciągnąć. Jak miał pół roczku to go sadzałam przed siodło i jeździliśmy w małe tereniki. Może za szybko próbowałam zarazić go koniarstwem? 😉