Forum towarzyskie »

Macierzyństwo a jeżdziectwo

Dramka ja tam nie myślę o kolejnym 😡 Jedno mi wystarczy 😍
Strasznie fajnie się Was czyta.. u mnie wszystko było dużo łatwiejsze dopóki miałam jedno dziecko.
Zabieranie go do stajni, treningi ciocie w stajni. Wszystko układało się rewelacyjnie.
sama pracuję od 8-14 na etacie po 12 na resztę doby we własnej firmie.
W weekendy jako że tatuś  też jeździ i ma swojego konia jeździliśmy do stajni wszyscy. wsiadałam ja on zajmował się Juniorem później odwrotnie.

W maju urodził się Grzesiu. Po 4 tygodniach wsiadłam, po 6 pojechałam pierwsze towarzyskie zawody. do sierpnia jeździłam regularnie, Grzesiu był malutki spał właściwie przez cały czas i dawał mi pojeździć. Ciotki stajenne zajmowały się nim jak jeździłam. Misiu jest już samodzielny, całe godziny potrafi bawić się koparkami w piasku przy placu. 
W sierpniu kontuzja mojego konia i jakoś wszystko się rozjechało. leczenie kolejne diagnozy. w grudniu decyzja ze idzie na padoki. Od tego czasu nie wsiadam. Zbiegło się to nieszczęśliwie z ogromną ilością pracy w Jarpolu, wprowadzeniem na rynek nowego bardzo ważnego strategicznie produktu i tyram.
W ubiegłym tygodniu miałam urlop, spedziłam z chłopakami więcej czasu. Niemniej niania cały czas była z nami w domu bo mój urlop w 40% procentach składał się z nadrabiania zaległości "biurowych"

Teraz zastanawiam się czy nie jeżdżę z braku motywacji i własnego konia czy raczej faktycznie z braku czasu. Cały czas bardziej obstawiam brak konia bo kiedy wzięłam konia na próbę na 3 tygodnie wsiadałam regularnie dojeżdżając 65 km do niego..
Szukam konia do startów już drugi miesiąc w zasadzie. bez ciśnienia i pośpiechu czekając nijako na wiosnę bo wtedy będę mogła zabrać obu chłopaków do stajni

i cały czas uważam że da się. Nie sądzę żeby moje dzieci czuły się zaniedbane. Spędzam z nimi cały wolny czas
i choć pracuję bardzo dużo to mam czas żeby iść z nimi na sanki, pograć w kinecta czy zwyczajnie poczytać im bajkę
wniosek dla mnie jeden. Im człowiek ma więcej zajęć tym łatwiej jest mu wygospodarować czas na kolejne. Mając tyle obowiązków muszę być naprawdę zorganizowana żeby nie zwariować.
Nie wyobrażam sobie rezygnacji z koni i poświęcenia się całkowicie wychowywaniu dzieci. To nie dla mnie. Jestem matką pracującą. i dobrze mi z tym.
Ja jeszcze tak wtrącę mojego tatę- od kiedy pamiętam pracował bardzo dużo. Wychodził do pracy o 8 rano, wracał o 20tej i tak dzień w dzień. Mimo to nigdy nie miałam poczucia, że wychowuję się bez ojca, bo zawsze miał dla mnie czas- jak wracał z pracy i jadł obiad, to rozmawiał ze mną, pomagał w lekcjach, no był tylko dla mnie. W weekendy był cały mój- chodził ze mną na spacery, woził na konie, na basen, zabierał w góry. Naprawdę ogromnie go podziwiam, że po tylu godzinach pracy miał jeszcze do mnie cierpliwość i dał mi cudowne dzieciństwo, przepełnione jego obecnością. Teraz, jak czytam różne mądre książki  😉 , to mam wrażenie, że on po prostu wiedział, co to jest modne ostatnio mindfulness  😁
AleksandraAlicja, dokładnie. fakt, ze człowiek dużo pracuje nie musi się równać z byciem złym rodzicem. Kiedy wracam zmęczona do domu muszę wykrzesać z siebie tyle siły żeby choć trochę czasu poświecić chłopaków 🙂
Jak tak czytam o tych ciociach w stajniach to mam wrazenie, ze albo jestescie otoczone nastolatkami (ktore nie maja cisnienia z czasem), albo w stajniach macie sporo osob nie bedacych wlascicielami koni.
Osoba z wlasnym koniem, majaca swoja rodzine (pewnie czekajaca w domu) badz inne zobowiazania bedzie miala trudnosc w poswieceniu dodatkowej godziny w stajni, zeby zaopiekowac sie czyims dzieckiem.
Babo jago,zawsze widząc Twój nick na końcu  interesującego mnie wątku to podnosi mi się ciśnienie....
Są ludzie,którzy nigdy nie maja na nic czasu,zwłaszcza na uprzejmości wobec innych... Są ludzie,którym bezinteresowna uprzejmość sprawia radość.
Moim dzieckiem najczęściej zajmuje się 20 paro letnia kobieta...ale gdyby ciocia miała lat 16 czy 18 tez nie miałabym nic przeciw,jeżeli wiedziałabym że robi to dobrze i z radością a nie z fochem że "musi" pomoc....

Każdy sądzi wg siebie....ludzie,którzy nie zwykli pomagać  czy być po prostu uprzejmi i koleżeńscy,będą się dziwić...Moi znajomi raczej nie wypominają mi uprzejmości które dla mnie robią...tym bardziej,że wiedzą że z naszej strony mogą liczyć na to samo w każdej kwestii...Wrotki nie jest trenerem który stoi na placu od-do,kończy,bierze kasę i ma resztę gdzieś...może też dlatego uprzejmość innych mnie nie dziwi...

I niestety muszę zgodzić się z deb,im więcej zajęć tym człowiek bardziej zorganizowany....
Organizacja podstawowa sprawa  😉 Pomagając w lekcjach Tymkowi nie siedzę przy nim 2 godziny bo nie wyrobiłabym sie z innymi rzeczami. W  tym czasie gdy odpytuje go np. ze słówek  gotuję, prasuje czy układam w szafkach. Choć dzisiaj przyznam ,że poległam z kretesem i choć bluzg w kierunku dziecka nie było to mniej więcej wyglądało to tak:
Ja jeszcze tak wtrącę mojego tatę- od kiedy pamiętam pracował bardzo dużo. Wychodził do pracy o 8 rano, wracał o 20tej i tak dzień w dzień. Mimo to nigdy nie miałam poczucia, że wychowuję się bez ojca, bo zawsze miał dla mnie czas- jak wracał z pracy i jadł obiad, to rozmawiał ze mną, pomagał w lekcjach, no był tylko dla mnie. W weekendy był cały mój- chodził ze mną na spacery, woził na konie, na basen, zabierał w góry. Naprawdę ogromnie go podziwiam, że po tylu godzinach pracy miał jeszcze do mnie cierpliwość i dał mi cudowne dzieciństwo, przepełnione jego obecnością. Teraz, jak czytam różne mądre książki  😉 , to mam wrażenie, że on po prostu wiedział, co to jest modne ostatnio mindfulness  😁


Mój tato tak samo jako rolnik wychodził z domu o 6-7 rano a wracał często po 20, a w żniwa potrafiłam go ptzrze tydzień, dwa wogóle nie widzieć. I też nie uważam się za zaniedbane dziecko.
Do tego mama zawsze na etacie pracowała, a po pracy zawsze najważniejszy był obiad i sprzątanie. I to moze nawet czasami do mamy mogłabym mieć żal, że będąc popoudniami w domu nie spędzała czasu z dziećmi np. bawiąc się z nimi. No ale moja mama ma już taki charakter i nie będę narzekać, bo przeceiż na swój sposób się starała jak mogła najlepiej.

I też się zgadzam z Deb - człowiek zorganizowany ma zawsze dużo na głowie. Jak się ma mało zajęć, to człowiek się chyba rozleniwia i nie umie zrobić dużo rzeczy w ciągu dnia, bo mu zawsze mało czasu.
Ja faktycznie po urodzeniu się Oskara porzuciłam wiele zajęć na rzecz opieki nad dzieckiem. I czasami mi się teraz cieżko zorganizować i często mam wrazenie, że marnuję sporo czasu na bzdury, zamiast konkretnie poracować nad czymś, ale to kwestia samodyscypliny i jest od razu lepiej.
Mój ulubiony wątek 🙂
A ja właśnie wróciłam ze stajni, wymieniłam w domu męża, który pojechał do pracy na resztę dnia. I dzięki porannej jeździe mam czystą, zresetowaną głowę, wielki zapas cierpliwości do dzieciaków. I sterta talerzy do zmywania, która rano doprowadziła mnie do wściekłości, przestała  być taka straszna, pozmywane, obiadek zaraz będę robić 😉 Dzięki konikom, mogę być zrelaksowaną gosposią 😉
I zgadzam się z Wami, że jak się ma sporo rzeczy do zrobienia, człowiek umie się tak zorganizować, że doba wcale nie wydaje się za krótka.
Ja też po stajni. Naładowana pozytywnie.  😀
Od 7😲0-8😲0 uczyliśmy się z polskiego, przy okazji jedząc śniadanie. Od 8:30 już byłam w stajni i do 12😲0 zdążyłam zabrać swojego do lasu na 1,5 godziny i objeździć drugiego na hali.
Po powrocie planowałam z rozpędu iść z małym na ten nieszczęsny basen, ale na szczęście mały nie chce.  😁 Zamiast wspólnego basenu, zrobimy sobie wspólne zakupy spożywcze. Jak mąż wylezie z garażu.
Po południu dalej nauka z polskiego, bo sprawdzian z całego działu w poniedziałek.
Idę ogarnąć chałupę, bo mąż zanim zniknął w garażu niby ogarnął po wierzchu, ale widzę masę rzeczy do poprawki.
Idę ogarnąć chałupę, bo mąż zanim zniknął w garażu niby ogarnął po wierzchu, ale widzę masę rzeczy do poprawki.

😉 Też tak masz? Niby mąż się stara, ale i tak trzeba poprawić 😉
No niestety...chociaż...tak naprawdę to zależy kiedy. Jak się przyłoży, to nie trzeba poprawiać. A jak robi to "po wierzchu", to sporo rzeczy do poprawki.
A łazienki nigdy nie tyka. Nie wiem..jakby musiał umyć kibelek, czy kabinę prysznicową, to chyba by mu rączki odpadły.  😉
Ale że i tak dużo pomaga, to nie będę marudzić.  😍

Nie mogę iść na basen, nie mam stroju. Wyciągnęłam jakiś stary, ale lata już nie te i biust mi w nim wisi. Nie pokaże się w czymś takim publicznie. Przed basenem obowiązkowe zakupy.
A mój mąż jak się weźmie za łazienkę, to ja tak nie potrafię wysprzątać  😍
repka,  to zazdroszczę! Mój łazienki nie tyka, za to potrafi (jak chce) kuchnię na błysk  wyszorować. No i ja tak nie umiem się bawić z dzieciakami, jak on.  No i bez niego byłyby nici z koni. Dlatego, tak jak napisała tunrida,  nie narzekam , staram się nie marudzić na inne "ułomności" 😉
Zwłaszcza, że my pewno też nie jesteśmy doskonałe.  😀
Żona koniara = pieniądze uciekające (boks, kowal, witaminki, szmatki dla konia, nie daj Boże wet itd, itp..), cudne zapachy co jakiś czas w domu, sierść w pralce; w domu często nieobecna, w ciąży myśląca  o tym, kiedy na kunika siądzie - no po prostu marzenie każdego faceta 😉 😉 😉
Ale za to można się pochwalić przd kolegami, że żona to ma konia, że staruje w zawodach i takie tam :p
Zwłaszcza, że my pewno też nie jesteśmy doskonałe.  😀

O nie! Z tym to ja się nie zgodzę.  😁
Zakupiłam Lemoncello i będę wprowadzać plan Tunridy dzisiaj wieczorem. Bo jak na razie odbyły się awantury trzy o przenosiny do obcej stajni. Tzn awantury nie, tylko mężowskie sprzeciwy (dzisiaj uderzył już w inny ton) - po co robiliśmy stajnię, automatyczne poidła, drzwi do stajni za tyle pieniędzy, tyle siana kupione...
Ja bym tłumaczyła, że to JEDYNIE na okres zimy. Kiedy dzień krotki, kiedy śnieg pada, wiatr i nie można jeździć po pracy.
Latem, kiedy dzień będzie długi, dasz radę jeździć u siebie, bez hali.
A tak..praca, dziecko, krótki dzień, śnieg pada i na konie nijak nie masz czasu. A przecież chodzi o to, by na nich JEŹDZIĆ.
(Ale z drugiej strony.....trudno nie przyznać chłopu w pewnym sensie racji.  😉 )
A zapomniałam. Jak powiedziałam, że to tylko na zimę, to się dowiedziałam, że już jest wiosna. A poza tym ile razy on mi mówił - idź wsiądź na konie, a ja nie chciałam tylko leżałam dalej.  😂
Takie argumenty też wytaczał.
Oj pokemon...w takim razie potrzebujesz duużo tego Lemoncello i innych argumentów tego typu. W każdym bądź razie trzymam kciuki.  😉
Żona koniara = pieniądze uciekające (boks, kowal, witaminki, szmatki dla konia, nie daj Boże wet itd, itp..), cudne zapachy co jakiś czas w domu, sierść w pralce; w domu często nieobecna, w ciąży myśląca  o tym, kiedy na kunika siądzie - no po prostu marzenie każdego faceta 😉 😉 😉


Nie mam takich problemów  💃
Dramka, bo Twój też koniarz 🙂 chociaż muszę powiedzieć, że mój mąż się już do tego wszystkiego przyzwyczaił.
W temacie cioć i wujków. W jednej z "moich" stajni jest małżeństwo z dwoma końmi i córką. Córka w tym roku skończy 4 lata. Systemów jest kilka.
1. Jedno jeździ, drugie niańczy, później zmiana.
2. Oboje jeżdżą, a instruktorka prowadząca jazdę mamie przy okazji stawia babki z piasku.
3. Oboje jeżdżą, a małą zajmuje się zaprzyjaźnione ze stajnią małżeństwo, tacy przyszywani "dziadkowie".
4. Oboje jeżdżą, a dziadek niańczy.


Pytanie tylko, ile osób ma tyle wariantów do wyboru? W drugiej stajni dwójka dzieci córki właściciela albo jest pod opieką dziadka, albo taty, albo którejś z podopiecznych, która akurat nie wsiada, ale ma czas, żeby przygotować trenerskiego konia i poniańczyć dzieci w czasie, gdy mama jeździ.
Pokemon- pierwsze co napisałam i skasowałam po tym, jak oznajmiłaś, że zdecydowałaś przenieść konia do pensjonatu było: "Przecież już wiosna idzie, nie za późno to wymyśliłaś?"

Pięknie jest mieć opiekę do dzieci w stajni, a co jak człowiek w tej stajni jest sam - przydomowa stajnia itp? Ja pisałam, że jak szłam jeździć to puszczałam dziecko na plac zabaw obok łąki , na której jeździłam. No ale miałam ten plac i dziecko tego typu co pójdzie, zagada do drugiego i się będzie bawić, a nie wołać : mamo to, mamo sramto!
Pokemon- pierwsze co napisałam i skasowałam po tym, jak oznajmiłaś, że zdecydowałaś przenieść konia do pensjonatu było: "Przecież już wiosna idzie, nie za późno to wymyśliłaś?"

Uwaga! Użyłam argumentu niepodważalnego, który dał nie tylko do myślenia, ale spowodował to, że załatwiam transport.
Damy odpocząć trawie i zmienimy ogrodzenie na ujeżdżalni.
Byłam, widziałam i stajnię wybrałam  😅
BRAWO!  😅 😅 😅 😅 😅
No to spoko.....bo myślałam o tobie co i rusz jak ci poszło.  😉
Co może robić dziecko, jak matka na koniu:
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się