Zima. Wszystko pokryte szronem. Niebo bezchmurne i jasnobłękitne. Liście lecą z drzew całymi chmurami. Zamarzł nam kran przy koniach (kran już odmarzł, ale lód musi być jeszcze w rurze, bo na razie woda nie leci), a dzień musiałem zacząć od rozpalenia kozy.
Krajobraz w tej chwili przepiękny, aż mi się zaczyna własne gospodarstwo podobać!
Wie ktoś, jak się fachowo nazywa grzałka na rurę z wodą? Bo Allegro zwraca 28 stron grzałek i przy moim łączu ich przeglądanie zajmie mi cały dzień - a chciałbym skończyć dziś północną ścianę wiaty i skrzynkę na kran z grzałką właśnie...
Konie na szczęście w porządku, tylko Melesugun trochę pokasłuje, kupimy jej witaminę C.
Okazało się, że jesteśmy zupełnie nieprzygotowani na zimę na wsi. Brakuje nam ciepłych gaci, walonek i tego rodzaju akcesoriów, bez których już teraz wyjście na zewnątrz do przyjemności nie należy. No i dom trzeba koniecznie ocieplić. Pomijając brak jednej szyby (jest tylko pojedyncza, a powinna być podwójna - na szczęście, to akurat najmniejsza z naszych szyb okiennych) i szparę przy drzwiach, nie wiedzieć czemu cała północna ściana domu lodem wieje...
jkobus, kup dobre obuwie, u nas sprawdzaja się kamiki, sorele, termobielizna koniecznie czapka z membraną albo z futrem naturalnym jkobus, nam abisynka w stajni też zamarzła ale termos wrzatku i odpuściła niestety przez większość zimy będziemy wozić koniom wodę z domu jak co roku
Bo północna ściana się nie nagrzewa. Gdybyś poczytał o np. domach pasywnych dowiedziałbyś się, że od północnej strony w takim domu nie powinno być okien - powodują wychłodzenie budynku. Jeśli będziesz dom ocieplał, zacznij właśnie od tej strony a w oknach zawieś zasłonki z jakiegoś grubszego materiału.
Konie chowają Ci się do wiaty uciekając przed zimnem? Może zaaplikuj im czosnek? Dziewczyny na forum pisały ile i kiedy dawać.
Jak się grzałka nazywa nie wiem, ale spróbuję znaleźć (internet może mi nie śmiga ale daje radę). A w ogóle jak się łączysz z siecią?
Konie dostaną granulowany czosnek (na razie symbolicznie, bo tutaj nie ma jak kupić w ilości hurtowej, ale i tak muszę się wybrać do Warszawy, to zajrzę do Wet-farmy i kupię...) do kolacji. Do obiadu dodaliśmy im marchewkę: staruszkowie i Melesugun zeżarli ze smakiem, dwie pozostałe tekinki nawet nie ruszyły, jakby kamienie w wiaderkach leżały, nie marchew - ta sama marchew rozdzielana na pastwisku znika jak śnieg na wiosnę, kompletnie tego nie możemy zrozumieć... Kupiliśmy też witaminę C, wszyscy dostaną jutro, jak będzie więcej czasu na zabawy. Melesugun dostała dziś dopaszczowo flegaminę - i, jak na razie, więcej nie kaszlała. Zresztą, węzły chłonne nie powiększone, to nic poważnego być nie może.
Konie konsekwentnie ignorowały wiatę aż do momentu, gdy złożyliśmy tam siano (wcześniej przychodziły tylko po owies - latem zresztą trzeba im było wmuszać, zwłaszcza obiady, bo ciepło było - i po wodę). Odkąd pod wiatą jest siano, mają zabawę z rozwalaniem kostek. Odkąd zaś pokryłem dach papą, w środku nie pada, o ile nie wieje (bo ściany pojawiły się dopiero wczoraj i dzisiaj) - i konie, zwłaszcza Dalia, chętnie się pod wiatą chowają przed deszczem (reszta stada idzie za przewodniczką). 14 i 15 października całe dwie doby spędziły pod wiatą, było nam ich bardzo żal, bo śnieg padał wtedy prawie poziomo i w dodatku z północnego-wschodu, więc wiata przed niczym ich nie chroniła. Teraz jest już o wiele lepiej: północna ściana wewnętrzna gotowa. Jak dojdzie jeszcze druga warstwa, czyli ściana zewnętrzna, żaden wiatr z deszczem czy śniegiem nie będzie nam groźny. Spadek dachu jest po osi wschód - zachód, z zachodnią ścianą niższą (wykończę ją w przyszłym tygodniu) - a od wschodu przed bezpośrednim wiatrem chroni wiatę lasek. Co prawda, mniej niż byśmy chcieli - ale co najwyżej ułożę z tej strony jakieś siano. To oczywiście nie jest układ idealny, lepszy byłby odwrotny, ale nie miałem innego wyjścia - po wschodniej stronie lasku powstanie stajnia docelowa, a na razie będzie, mam nadzieję, plac budowy, więc konie kręcić się tam nie powinny.
Nie mamy okien w domku po północnej stronie. Co zresztą jest po części przypadkowe: domek stoi tylko mniej więcej w tym miejscu, gdzie miał stać - nie udało mi się zahamować z lawetą dostatecznie szybko, a o cofaniu nie było mowy i w rezultacie mamy teraz ciemny aneks kuchenny z łazienką, a maksymalnie doświetlony kącik do pracy - wejście do wody i prądu oraz wyjście na oczyszczalnię ścieków znalazło się nieoczekiwanie przy zachodniej, a nie przy wschodniej ścianie domku, gdzie pierwotnie była kuchnia i gdzie także kuchnię planowałem. Na północ jest padok dla koni i w sumie okno by się przydało, ale że wjazd na posesję mamy od południa, to z dwojga złego wolałem widzieć kto do mnie wjeżdża.
Za to po północnej stronie domku pomiędzy pierwotną kuchnią (gdzie teraz stoi komputer na którym piszę i regał z książkami, częściowo pogryzionymi przez myszy), a pierwotną sypialnią (teraz nie ma żadnej ściany w środku i wszystko jest open space) był kiedyś duży, ceglany piec. Którego oczywiście nie można było przenieść razem z całą resztą - nie było go już zresztą, gdy kupowałem domek, bo to już była jego druga podróż, a piec stracił przy pierwszej (nota bene, za pierwszym razem dom był przeciągnięty na czterech przodkach od wozów - końmi!). W każdym razie, w miejscu po dawnym piecu nie ma boazerii (w głowę zachodzimy, co za kretyn cały domek boazerią pokrył - mógł za te same pieniądze drugi, dwa razy większy postawić!) i pewnie bale są cieńsze, czy jakoś naruszone. Zamiast boazerii przyszpililiśmy do ściany folię odblaskową zagrzejnikową i stoi tu teraz koza - która jednak razem z kominem zajmuje góra 10% miejsca, jakie zajmował dawny ceglany piec. Od zewnątrz domek jest ocieplony supremą - uzupełniliśmy ubytki styropianem i zaprawą tynkarską, więcej nic się tu nie da zrobić. Jedyne, co jeszcze mogę zrobić, to zmagazynować po tej stronie więcej drewna i owsa (na razie leży jakieś 1,5 metra drewna i dwa worki owsa - ale żeby zmieścić więcej, muszę najpierw rozsypać resztę nawozu i poprzestawiać maszyny, które mi ojciec zostawił, uff...).
Z siecią łączę się przez blueconnect. Teoretycznie mam 1 GB na miesiąc, ale różnicy w szybkości transferu przed i po wyczerpaniu limitu praktycznie nie ma: szczyt możliwości na tej głuszy to jakieś 12 kb/s, norma to od 2 do 7 kb/s. Już się przyzwyczaiłem. Ale jest mnóstwo rzeczy, których nie jestem w stanie zrobić w tych warunkach!
Acha: kupiliśmy dziś ocieplane kaloszki dla Dalii. Mnie na razie wystarczą moje buty myśliwskie z Decathlonu :-)
Idę dawać kolację.
Edit: jedynym wielbicielem czosnku wśród naszych koni jest Gluś. Cała reszta nie dojadła swoich porcji, a zapach czosnku ewidentnie je odrzucał. Księżniczki!
Nie mówiąc o tym, że Margire i Osman Guli zastaliśmy na wolności - przelazły pod ogrodzeniem, które wygląda na nie naruszone. Jak raz przelazły, to mogą to zrobić i drugi. Fajna noc się zapowiada!
jkobus, właśnie chciałam Ci tę folię podpowiedzieć, ale widzę, że sam na to wpadłeś. Na ścianie północnej warto zamontować półki z książkami, szafę na ciuchy, powiesić kilimy czy wielkie obrazy 😉 Z zewnątrz ogacić słomą albo posadzić drzewka chroniące przed wiatrem ( w Polsce chyba dominuje północno-zachodni).
Księżniczki oczywiście wylazły. O 4.08 najpierw obudził nas kot - kot ma swój własny rytm życia i żadne zmiany czasu nic jej nie obchodzą, dostała żreć, została wywolna na dwór załatwić się, wróciła, dostała żreć, omyłkowo poszła na swoją walizkę w kącie, po czym właśnie doszła do wniosku, że w sumie można się jeszcze przytulić do pana w wygrzanym łóżku, kiedy usłyszałem za oknem tętent kopyt. Panienki zwiedzały okolicę. Na szczęście Margire podchodzi do ludzi, więc nie miałem kłopotu ją złapać, a Osman Guli poszła za nią.
W rezultacie po raz pierwszy będę dawał koniom śniadanie ogolony. Mam nadzieję, że to docenią!
Zimno, ale nie aż tak zimno jak wczoraj. Woda w wannie dla koni nie zamarzła, kranu jeszcze nie próbowałem. Spać się chce, a co to będzie dopiero wieczorem? Mam deficyt snu, m.in. przez naszą kozę. Mimo ostatniej poprawy jednak bardzo długo trwa, zanim temperatura powietrza osiągnie jakiś satysfakcjonujący poziom, wystarczy spuścić ją z oczu na kwadrans a gaśnie (choć drewna wcale dużo nie wychodzi, po prostu trzeba co jakiś czas popychać, bo ciasno w środku i samo na dno nie spada - a jak się nie napchnie dostatecznie dużo, to się w ogóle nie rozgrzewa...), no i ciągle mam nadzieję, że jak dłużej w noc popalę, to rano nie będzie tak zimno - co, jak na razie, zupełnie się nie sprawdza...
pada deszcz ze sniegiem 👿 LISTopad jak sama nazwa wskazuje, charakteryzuje sie tym, ze pada DESZCZ. Wannami.
nie wiem ile tez moze byc w Southampton i nie chce tego wiedziec. ale niestety zaraz sie dowiem bo wybieram sie do Londynu a jest to jednoznaczne z wypelznienciem z cieplego domku 👿
a nad śląskiem chyba ładny wyż. słoneczko od wczoraj mocno świeci, zero wiatru, a powietrze ostre, że wieczorem ciężko oddech złapać. uwielbiam taką pogodę! jak dla mnie cała zima mogłaby tak wyglądać.
Z dzisiejszego poranka. Szron widać i liści coraz mniej. Spod liści wystaje teraz goły szkielet naszego przydomowego lasku (mamy nadzieję, że z czasem będzie to park w stylu angielskim 🏇 ) Nasz domek od strony północnej, ze świeżo przedłużonym kominem. Przy okazji widać jak bardzo zamarzła szyba w samochodzie. Zimno - mimo wszystko dotkliwie dość. Chyba się nigdzie dzisiaj od kozy nie ruszymy. No, co najwyżej wsiądziemy na konie, po kolei, żeby ktoś stale pilnował ognia... I jeszcze - widok z progu domu o poranku: Mimo wszystko, podoba mi się tu.
Pięknie i słonecznie, ale zimno jak Diabli! Tym bardziej, że prądu nie mieliśmy przez jakiś czas i grzejnik, który normalnie by nas dogrzewał, nie działał. W dodatku wieje od południa, a tam szpara w drzwiach. No i skończyła się podpałka, więc kozy nie rozpalę. 😜 Za chwilę jadę do Warki po podpałkę i inne potrzebne do przeżycia rzeczy, np. gwoździe, szybę i izolację do drzwi i okien...
jkobus- a jakby tak ocieplić domek kostkami słomy? Tę najzimniejszą ścianę? Tak jak się angielskie stajnie ociepla na zimę? Poukładać takie najgorsze kostki na zewnątrz?
Północna ściana domu wygląda tak jak na zdjęciu i na siano miejsca tam już, jak widać zresztą, nie ma. W tej chwili zresztą wieje od południa i wcale nie jest słodziej 😂
To jest 🚫 ale już mi się nie chce do innego wątku przechodzić tym bardziej, że naprawdę muszę lecieć. Otóż: w miejscu, gdzie kiedyś był piec i murowana ściana, dzieląca domek na dwie części, jest dziura w stropie. Przez tę dziurę przechodz nasz komin - a reszta jest zakryta folią i założona od góry styropianem. Rano mysz wlazła pod styropian i chodziła nad nami po folii. Samczyk to był - mogę powiedzieć. Kot podsadzony pod sufit nawet się tym bytem zainteresował, więc wrzuciliśmy Sylwestrę na strych i teraz od godziny gania się tam - nie wiemy, czy za myszem, czy raczej w poszukiwaniu dogodnego miejsca do drzemki... 😁 😁 😁
ja własnie wróciłam od konia. Kobył jest futrzasty i niestety, lekko przykurzony. Wyczysciłam ją i przybrała kolor wyblakłej szarości (pokuszę się kiedys i ją odkurzę - moze mnie nie zabije). Kiedy wypuszczałysmy konie, poczułam ten wstretny wiatr, o którym pisze Sznurka. Mało tego na termometrze w słoneczku jest -3