Różnica charakterów?

Cześć dziewczyny i chłopaki. Pierwszy raz piszę z takim problemem na forum. Wiem, że nie znacie mnie ani mojego faceta, więc porady przez internet to.. porady przez internet, ale może któreś z Was było w podobnej sytuacji?

Jestem z M od 2ch lat, ja mam 22 lata, on 27. Zawsze zadawałam się ze starszymi od siebie ludźmi, podobno jestem 'poważna jak na swój wiek', więc 5 lat różnicy między nami to nie tak dużo.

Ja: wiecznie niespokojna dusza, zapaleniec sportów ekstremalnych, trochę chłopczyca, trochę wredna małpa. Studiuję męski kierunek, jestem strażakiem ratowniczego OSP, uwielbiam podróże, nurkuję, skaczę ze spadochronem, najchętniej pojechałabym na stopa dookoła Świata  A przy okazji brzydka też raczej nie jestem i podobam się wielu facetom.

M: Raczej domator, woli pogrzebać w ogródku niż jechać na wycieczkę, ale to facet bardzo zaradny w życiu. Nie skończył studiów, ale nie ma problemów żadnych ze znalezieniem pracy, potrafi się ustawić, dobrze zarabia. Ludzie z zewnątrz znają go raczej jako dobrze kombinującego twardziela- ja jako zaradnego romantyka-domatora. Nienawidzi (!) sportów ekstremalnych i rzeczy trochę bardziej 'odjechanych'. Pochodzi z biednejszej rodziny i pierwszy raz pojechał na wycieczkę zagraniczną ze mną w wieku 25 lat (mimo, że już sporo wcześniej było go na to stać). Przez lądowanie awaryjne, które przeszedł zanim się poznaliśmy boi się latać samolotem.


Jesteśmy razem 2 lata i on jest pierwszym facetem, któremu udało się mnie "ustawić"  Moje poprzednie 'związki' kończyły się po +- pół roku, bo ja... się nudziłam. Chyba nadal jestem tą stroną dominującą, ale w jego przypadku nie rzuca się to tak w oczy. Potrafi mnie sprowadzić na ziemię, 'obudzić' kiedy czasem przesadzam, nawet zabronić niektórych rzeczy (co- jak moi znajomi twierdzą- myśleli że jest niemożliwe). Spełnił moje marzenie o skoku ze spadochronem, załatwił super praktyki semestralne, jestopiekuńczy i dobry.
Mieszkamy razem od prawie 4ch miesięcy. Wiadomo jak to na początku mieszkania razem.. kłótnie były na porządku dziennym, miałam go momentami kompletnie dosyć. Od jakiegoś czasu jest lepiej, czuję jakbyśmy się 'docierali', wiem że przy nim zawsze będę czuła się bezpieczna i kochana. Potrafi zadbać o dom, nie jest syfiarzem, jest na prawdę dobrym facetem i wiem że życie z nim mogłoby być całkiem fajne.

Ale.. jest domatorem. Całe moje studia twierdziłam, że nie przeprowadzę się z powrotem do małego miasteczka. Przeprowadziłam się- do niego, do małego miasteczka.
Miałam załatwione praktyki zagraniczne w środkowej Afryce, w ramach wymiany studenckiej (marzenie mojego życia)- zabronił mi jechać. Wcześniej średnio 4 razy do roku jeździłam na ćwiczenia ratowniczo-poszukiwawcze z kolegami i koleżankami z OSP. Teraz jeżdżę raz do roku, po czym wysłuchuję kłótni, narzekania i "nie będziesz z kolegami jeździła na wódę" (bo zazwyczaj ostatniego wieczoru na takich wyjazdach są jakieś małe imprezy).
Przestałam jeździć na łyżwach, chodzić na ściankę wspinaczkową, nawet mojego ukochanego psa, z którym mieszkałam połowę studiów odwiedzam 3x w tygodniu u rodziców- bo nie możemy go trzymać w mieszkaniu (właściciel się nie zgodził).
Wcześniej, mimo że miałam mniej pieniędzy wyjeżdżałam za granicę 3-4 razy do roku, bo znajdowałam tanie loty, tanie noclegi i potrafiłam się spakować na taki wyjazd z dnia na dzień. Teraz wyjeżdżamy 1, maksymalnie 2x do roku, po ogromnych moich namowach, kłótniach i wysłuchiwaniu "jak bardzo on to robi tylko dla mnie"


On nie robi tego złośliwie. Próbuje mi każdą taką sytuację tłumaczyć. Mówi, że wyjazd na 2 miesiące do Afryki zniszczyłby nasz związek. Mówi, że każdy facet jeśli by usłyszał, że jego kobieta jedzie sama z 15 facetami i 2 kobietami na wyjazd, to by się na to nie zgodził. Mówi, że nie dostanie w pracy urlopu na częstsze wycieczki. Mówi, że za to mieszkanie płacimy bardzo mało (po znajomości) i nie warto go zmieniać tylko po to, żebyśmy mogli trzymać w nim psa, który jest teraz 10km od nas. Namawia mnie do uprawiania sportu.. ale w naszej małej mieścinie nie ma nic poza siłownią, której ja nie cierpię.

Rozmawialiśmy o przeprowadzce, M twierdzi, że to nie jest dla niego żaden problem, bo on pracę znajdzie. Tymczasem ja wiem, że on tutaj opiekuje się swoją mamą (tata nie żyje, nie ma rodzeństwa), wiem że dobrze tutaj zarabia i wiem że wcale się nie chce wyprowadzać. On po prostu lubi małe mieściny, zrobił by to tylko i wyłącznie dla mnie. Z tyłu głowy jego żal by narastał pewnego dnia wypomniałby mi to wszystko.
Kwestia przeprowadzki jest jeszcze do przemyślenia.. Ja muszę się zdecydować czy od października zaczynać studia zaoczne czy dzienne, czy w tym samym mieście co ostatnio, czy w innym.

Mój poprzedni chłopak był całkowitym przeciwieństwem obecnego. Miał bardzo miękki charakter, nie miał na mnie żadnego wpływu, był bardzo 'pod pantoflem' i nie czułam się jakbym miała koło siebie prawdziwego mężczyznę.. Ale był wariatem. Dzięki niemu 7x w tygodniu uprawiałam sport i 7x w tygodniu to był inny sport. Rowery, rolki, łyżwy, wspinaczka... Byłam wysportowana, czerpałam z życia i nigdy (!) nie siedziałam bezczynnie w domu.

Z jednej strony czuję że kocham M. i czuję że jest jednym z niewielu mężczyzn którzy potrafią mnie sprowadzić na ziemię i utrzymać przy sobie.. Z drugiej strony brakuje mi spontaniczności, wariactwa i takiej chęci tej drugiej osoby do robienia CZEGOŚ. On twierdzi, że ma chęci.. ale nie widać ich wcale.

M twierdzi, że to wszystko przez to, że kończą mi się czasy studenckie, zaczęła się praca i odpowiedzialność. Że tak wygląda dorosłe życie i że nie polega ono na rozrywkach bez przerwy. Z drugiej strony.. moja siostra (która zna mnie najlepiej) mówi że mój facet bardzo mnie zmienił i niekoniecznie na lepsze.

Jest mi ciężko o tym myśleć, ten temat przewija mi się w głowie od dłuższego czasu. W tym związku jednocześnie mi bardzo dobrze i bardzo niedobrze. Jednocześnie go kocham i nienawidzę. Jednocześnie poświęcam się dla niego i nienawidzę tego, a z drugiej strony on poświęca się mi tak samo mocno.

Wchodzę tak na prawdę w dorosłe życie, rozglądam się dookoła i zastanawiam czy wszystkie związki są takie popaprane, bo każdy przecież przechodzi przez różne problemy i zdecydowana większość par z długim stażem nie zgadza się w bardzo wielu kwestiach. Nie wiem czy ta nasza różnica charakterów finalnie by nie doprowadziła do rozwodu, jeżeli byśmy się pobrali. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie go w tym momencie zostawić za to, że nie jeździ ze mną na wycieczki..

Poradźcie, powiedzcie jak było u Was. Czy jesteście/byłyście w takim związku? Jeżeli jesteście, to jak się z tym dalej czujecie? Jeżeli byłyście, to dlaczego się rozpadł?

Ps. Czytałam, że 'różnica charakterów' to najczęstsza przyczyna rozwodów..
wątek zamknięty
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
26 stycznia 2016 16:29
wątek zamknięty
Nie używałam szukajki z tymi hasłami.. :o Proszę w takim razie o usunięcie
wątek zamknięty
agniecha930, Bardzo ładnie to wszystko opisałaś. Trudno cokolwiek jednoznacznie doradzić, poza tym że związek to sztuka kompromisu i spotkania się w połowie.
Zrezygnowałaś już z wielu rzeczy, które chciałabyś robić. Ale rezygnowanie z największych życiowych marzeń, to zbyt wiele.
(Poza tym mamy od takich rzeczy wątek "sprawy sercowe", myślę że tam by trzeba było przenieść Twoją sprawę. )
wątek zamknięty
tak jak napisałaJulie, związek to sztuka kompromisu, ty zrezygnowałaś z wielu rzeczy, a z czego on zrezygnował/dostosował?
wątek zamknięty
"Ps. Czytałam, że 'różnica charakterów' to najczęstsza przyczyna rozwodów.. "
Różnica charakterow, czyli co? Bo to takie pojećie, że jak nie wiesz co powiedzieć, to mówisz że mieli różnicę charakterów. Zbyt ogólnie, zbyt nie wyraźnie. NIe szukaj po statystykach w internecie, tylko zajmuj się swoim związkiem  😉

"Mówi, że wyjazd na 2 miesiące do Afryki zniszczyłby nasz związek."
A wcale że nieprawda! Ludzie na dłużej sie potrafią rozstać jak muszą i związek dalej działa. Dziwny ten jego powód  🤔wirek: 

"Mówi, że każdy facet jeśli by usłyszał, że jego kobieta jedzie sama z 15 facetami i 2 kobietami na wyjazd, to by się na to nie zgodził."
A dajesz mu powod, żeby był zazdrosny i bał się o te wyjazdy? Bo ja rozumiem, ze może się czuć niepewnie, ale może ten wyjazd trzeba z nim przedyskutować? Po reszcie tego co piszesz, widać że to jest dość konkretny człowie, więc może szczera rozmowa go przekona?

"Z drugiej strony.. moja siostra (która zna mnie najlepiej) mówi że mój facet bardzo mnie zmienił i niekoniecznie na lepsze."
Zakladam, że siostra zna Cię najlepiej i wie co mówi. Ja powiem tak, wydaje mi się że Twoj M ma bardzo dużo racji i w związku możesz być z nim szcżęśliwa. Będzie zaradny, obrotny, zadba o Ciebie i w ogóle. Tyle tylko, że Ty jeszcze nie osiągnęłaś tego wieku domowej stagnacji. Wydaje mi się, że za wcześnie go poznałaś, kiedy po prostu nie jesteś jeszcze gotowa na rodzinę i życie domowe. Rób działaj, uprawiaj dalej sporty i wyjazdy, zadbaj o swoje studia, takie jakie sobie wymarzyłaś. Po prostu mu powiedz, że go kochasz i chcesz z nim być, ale nie możesz rezygnować z marzeń, bo nie chcesz mu tego potem wypominać. Jak kocha, to zrozumie i pozwoli Ci się wyszaleć.
wątek zamknięty
Bardzo próbujesz pokazać, że nie jesteś pod pantoflem, ale jesteś. Za dwa lata będziesz sfrustrowaną kurą domową, która ceruje skarpetki i podaje na paluszkach piwo, gdy gościu ogląda mecz w telewizorni.
Aż przykro to wszystko było czytać.
Naprawdę.
Owszem, związki to sztuka kompromisów, ale dlaczego kompromisy mają być tylko z Twojej strony?
wątek zamknięty
Jest sens dyskutować o tym w dwóch wątkach? Kontynuacja w sercowym. 😉
wątek zamknięty


Ten wątek jest zamknięty Nie można w nim odpowiedzieć.