rozmowy o niczym

Taka upierdliwa żona oczekująca dbania o idealny porządek jest trudna do zniesienia  😀iabeł:

Dlatego najlepiej pod tym względem dogadują się pary, którym na porządku mniej więcej jednakowo zależy... albo nie zależy.  😉
[quote author=Murat-Gazon link=topic=97011.msg2668324#msg2668324 date=1491334554]
Taka upierdliwa żona oczekująca dbania o idealny porządek jest trudna do zniesienia  😀iabeł:

Dlatego najlepiej pod tym względem dogadują się pary, którym na porządku mniej więcej jednakowo zależy... albo nie zależy.  😉
[/quote]

Teraz to ja to wiem. To powinna być podstawa, resztę można dograć.
Aha... jak śledzę wasze wpisy w wątku sercowym to tych "podstaw" to jednak trochę więcej jest 😉 a przynajmniej powinno być więcej, bo jak za dużo tych "reszt do dogrania" to efekty bywają kiepskie.
My się trochę kłócimy o domowe obowiązki, no ale trzeba się docierać. Myślę, że udział w dbaniu o dom oboje mamy taki sam, tylko się podzieliliśmy. Ja nie odkurzam, on nie prasuje i nie wstawia prania. I jest ok. Pewnie jak dojdzie dziecko to tez wezmę kogoś raz na 2 tyg do gruntownego ogarnięcia mieszkania, ale na razie nie ma takiej potrzeby, bo ogarniamy na bieżąco. Ja pochodzę z domu, w którym to mój tata zajmował się mną (miał tacierzyński) i ogarniał dom jak mama pracowała, potem podział był równy. Nie wyobrażam sobie inaczej mieć teraz w swoim domu i inaczej wychować potencjalne dzieci.
Dlatego uważam, że we dwójkę dużo łatwiej. Dziś przyszłam po pracy i po wczorajszym chaosie nie ma śladu, wszystko ogarnięte, a nie zrobił tego kot 😉 Na pewno bym tego nie tknęła po 20h dyżuru.
U mnie to M przykłada zdecydowanie większą wagę do porządku. Ja jestem chaotyczna, lekki bałagan mi nie przeszkadza,ale brudem nie zarastam. W moim domu rodzinnym, dopóki rodzice byli ze sobą nie było sztywnego podziału na damskie i męskie obowiązki.

Ciągnę właśnie czwartą nockę z rzędu, zapominam już jak wygląda moje łóżko :P Następny taki maraton w święta, będzie jeszcze gorzej, bo to będą zmiany po 12h...
U mnie podział obowiązków raczej nie funkcjonuje w tradycyjnej formie, robi ten kto jest w domu. Ja nauczyłam się radzić sobie jak jego nie ma, a bywa, że i dwa tygodnie, zależy jak mają ustalony plan pracy. Jak ma wolny dzień, a jest daleko to wolę, żeby został w hotelu i sobie odpoczął niż zrąbany jechał do domu, tylko po to żeby w domu paść na dobę na ryj 😉 Za to jak ja mam jakiś wyjazd z pracy np to on też nie ma z tym problemu i radzi sobie ze wszystkim, jest wtedy Ppd 😉 Jak jesteśmy w komplecie to do grubszych spraw jest mąż, ja biorę te lżejsze. I w stajni, i w domu dokładnie to samo, ja szykuje koniom kolację, pomyję koryta, a on sprząta boksy, naprawia jak jest co. W tygodniu, ja nie gotuję obiadów praktycznie wcale (pracuję pon pt, 7-15, potem stajnia), Piotrek to robi, no chyba, że jego nie ma to i tak wszystko jest na mojej głowie. W weekendy jest zmiana i gotuję wg koncertu życzeń, co tam sobie zamarzą. Jedyna opcja w której raczej nie mogę liczyć na wielkie wsparcie to sprzątanie, bajzel kompletnie mu nie przeszkadza, muszę trzydzieści razy prosić jak mam jakaś sprawę w tym temacie. Mama mojego męża nie wyrobiła w nim nawyku sprzątania, robiła za niego wszystko i najchętniej robiłaby teraz to samo z moją córką, ale po kilku rozmowach przestała. Mój mąż jak zaczęliśmy razem mieszkać nie potrafił zrobić w domu nic (w sensie pralki, odkurzacza włączyć, prania wieszać), ani nic kompletnie ugotować. Ale nauczył się, teraz to jest mistrz wszelkich zup i dań jednogarnkowych 😉 Ale tak podsumowując to rzeczywiście w kwestiach domowych nie przekazała mu nic, ale wychowała go na świetnego faceta w pozostałych kwestiach życiowych.
W temacie porządków - jakie są (warte przyjęcia) długoterminowe prognozy pogody?
Można już pochować trwale grube ubrania, zapastować zimowe buty, itd? Można zrobić takie konkretne wiosenne porządki?
Niestety jestem zmarźluchem, w dodatku po długim chorowaniu, więc mam prikaz się ze sobą cackać. I ostatnie dni przebieram się milion pińćset razy dziennie, co wyjście to inny zestaw. Raz szalik, raz chusteczka, raz bez niczego... opaska, kaptur, goła głowa...golf, T-shirt... gumowe kaloszki, trepy, adidasy... porządna kurtka albo sama bluza sportowa... A jeszcze co innego na spacer z psem, co innego "do ludzi". No rewia mody i ni to chować po szafach, ni to trzymać na wierzchu... 😉
Ascaia, kwiecień 😉 Trochę tak, trochę śmak. Ja zimowe schowałam, ale wiosenno-jesienne zostawiłam jeszcze. Jutro ponoć ma być 7 stopni.
Ja zarówno w domu jak i stajni zimowe ciuchy i buty już pochowałam, więc nie ma odwrotu. Z przejściówek korzystam cały rok.
Ja też zimowe przełożyłam już w głąb szafy. A krótkie spodenki na wierzch, a tu znowu się ochłodziło. 😂 Ale ja mam w zasadzie bardzo mało typowych zimowych ubrań, jedynie swetry. Nie lubię mieć na sobie miliona warstw, a kurtkę zimową w tym roku założyłam dwa razy, nie cierpię zimowych kurtek, ble.
Pochodzę z "najlepszego domu z fortepianem". Moja matka jest najbardziej pedantyczną osobą na świecie. Jej dom i  wszystko wokół lśni.
Rodzice próbowali mnie wychować na bardzo porządną i wykształconą osobę. Tak krótko mnie trzymali, że efekt był odwrotny do zamierzonego. Z całego serca nienawidziłam rodzinnego domu, panującego w nim porządku i ogólnie swojego życia jako dziecka i nastolatki, do tego stopnia, że gdy się w końcu z tego domu wyrwałam na wymarzoną wolność, to przez kilkanaście lat odbijałam sobie swoje głębokie poczucie krzywdy i braku akceptacji, prowadząc jak najbardziej nieporządny tryb życia.
Zaczęło mi się powoli odmieniać,  dopiero niespełna osiem lat temu,  gdy poznałam mojego obecnego "męża". Przez pierwszych kilka lat naszego wspólnego życia pracowaliśmy oboje, często zmieniając miejsca pracy i zamieszkania. Podział obowiązków w dbaniu o nasze mieszkania służbowe był chyba w miarę równy.
Gdy pojawiła się nasza Kinder niespodzianka, z początku było mi bardzo trudno zaakceptować fakt, że siłą rzeczy to ja stałam się tą "siedzącą" w domu i że to na mnie spadło całe pranie, sprzątanie, gotowanie...
Gdyby to nastąpiło wcześniej w moim życiu, z całą pewnością nie byłabym w stanie tego zaakceptować i albo bym wylądowała w psychiatryku, albo sobie w łeb strzeliła.
Na szczęście nasze dziecko okazało się tak cudownym dzieckiem, a partner tak cudownym partnerem w tej roli, że udało mi się jakoś przetrwać psychicznie pierwsze 1,5 roku. Jak udało mi się wrócić częściowo do pracy, zaczęło być lepiej.
Niestety, źle wybrałam sobie zawód. Praca jako instruktor jazdy konnej na pełen etat nie jest nadal możliwa i jeszcze długo nie będzie.
W związku z tym, to nadal ja jestem tą osobą która w większości "siedzi" w domu.
Pogodziłam się z tym.
Ten proces nadal trwa. Co raz mniej mnie to boli. Zaczynam być wręcz szczęśliwa i cieszyć się z tego co mam.
Naprawdę nie narzekam i co raz bardziej doceniam to, że mój los "kury domowej" to są wczasy w porównaniu do tego jak bardzo poświęca się dla nas mój ukochany. Flaki sobie wypruwa i bywa, że ryzykuje życie.
A kiedyś byłam pewna, że nigdy w życiu niczego po nikim nie sprzątnę. 😁
Wolałabym się powiesić. 😁
BASZNIA   mleczna i deserowa
05 kwietnia 2017 22:51
Ascaia, nie mówię,  że kobieta nie naprawi i czegoś tam jeszcze nie zrobi.  Mówię, że Tuna sprząta,  a chłop jej auto naprawia,  i że ok. W odpowiedzi na to,  że ktoś się zburzyl,  że nie sprzątają tyle samo. Tak samo jak tyle samo nie naprawiają. 
Może być odwrotnie u kogoś.
Jest jeszcze taka różnica, kto ma jaką pracę i ile się w niej namęczy. Ja w pracy często siedzę na tyłku to tu to tam, mąż zasuwa w warsztacie. Ja wracam sobie o 15😲0, on nadal w warsztacie. Więc ja się zabieram za chałupę, zakupy i inne pierdy. On wraca o 18:30 i pada na kanapę, odpala kompa, bo musi poszukac jakichś części w necie. Ja się nadal kręcę i coś tam robię. Uważam, że chamskie byłoby oczekiwanie, że będzie sprzątał tego dnia tyle samo co ja. Wystarczy mi, jak po sobie pozmywa i nie porozwala ciuchów po podłodze.  😉
W sobotę np, ja wracam po nocy z poślizgiem, on wstanie rano i to on ogarnie chałupę po wierzchu, nastawi pranie, popatrzy co trzeba kupić.
W niedzielę mam dyżur, nie ma mnie, to on zajmie się wszystkim tak jak umie. Nie będzie to tak wykonane jakbym to ja to wykonała, ale dostaecznie zadowalająco, bym po powrocie w poniedziałek nie musiała się wściekać, że wszędzie syf.
I uważam, że jest ok. Mimo, że to ja więcej robię w domu.
tunrida mam bardzo podobne podejście 🙂 ale jakoś wcale mnie to nie dziwi 🙂  💘 Jak mój Piotrek wraca z jakiegoś ciężkiego planu (bardzo rzadko jest tak, że maja labę i się nie narobią) to już czeka browarek, kolacja jeśli jest głodny i daje mu spokój ze wszystkim, bo nie dość że zdjęcia, to jeszcze najczęściej długa droga za nim. Nasza praca jest zupełnie różna, ja biurwa, popołudnia i weekendy wolne, on właściwie w 80% praca fizyczna, czasem wiele dni pod rząd, a czasem pojedyncze, a potem sporo wolnego. Nie da się zrobić tak, i ja tego nie oczekuję, żeby podzielić się po równo, trzeba jakoś dostosować to do okoliczności życia.

Ale mam ostatnio porąbane sny, coś mnie goni, albo nie mogę się wydostać, a dziś śniło mi się, że w ostatniej chwili złapałam kota żeby nie wypadł za balkon, a potem okazało się, że to jakieś dziecko/niemowle trzymam za nogę  😵 To bogate życie wewnętrzne we śnie mnie wykańcza 😉

Martwi trochę mnie to, że jeszcze dwa dni i kończę rehabilitację mojej skręconej szyi i dotąd nie widzę żadnych postępów, nadal bardzo boli jak gwałtownie odwrócę głowę. Jak to wczoraj mój mąż powiedział jak wracaliśmy z lasu, że chyba najlepszą reh. dla mnie to porządnie pojeździć. Na koniu nic mnie nie boli, nigdy. Kiedyś jeździłam ze stłuczona kością ogonową, siniak na pół tyłka i pleców. Siedzieć na krześle nie mogłam, w siodle a jakże 😉 Tylko co mój lek. reh. by na to powiedział gdyby wiedział 😉
Ja do tej pory pracowałam po biurach, więc przez 8 godzin siedziałam na tyłku, patrząc w monitor. Mój mąż jest automatykiem, naprawia maszyny jak coś się zepsuje elektronicznie. Różnie bywa, czasem awaria goni awarię, więc zapierdziela 8 godzin non stop. Czasem jest spokój i cały czas siedzi na warsztacie na necie 😉 Jak jest zapieprz wraca wywalony do domu, do tego pracuje na 3 zmiany, czyli nocki, popołudniówki i na rano. Ja oczywiście nie wymagam by sprzątał non stop i dom szorował na błysk. Bo nawet ja tak nie sprzątam, nie znoszę sprzątania i ogarniam bo muszę, tak by było względnie czysto. Po jakimś czasie bałagan zaczyna mi przeszkadzać, mimo, że demonem porządku nie jestem.
Jednak mimo to, że to czym zajmowałam się do tej pory było pracą umysłową, wcale nie znaczy, że nie wracałam do domu zmęczona. Bo jak szłam na 8, to wstawałam o 5.30 i do domu wracałam o 18. Jak chodziłam na 6.40 to wstawałam o 4 rano i w domu byłam o 17. Wiadomo, że jak mąż był na popołudniówkach, to nic by w domu nie zrobił. Ale już na rano czy na nockach, mógłby.
I właśnie mnie by zadowalała taka forma pomocy jak pisze Tunrida, że coś tam ogarnie, wstawi pranie, wywiesi, czasem odkurzy, ogarnie kuwetę, wstawi naczynia do zmywarki, odniesie po sobie talerze, wrzuci brudne ciuchy do kosza na pranie. To nie jest sprzątanie na błysk, ani wielka filozofia. Ale jak ja mam mówić co ma robić i czekać nie wiadomo ile aż zostanie to zrobione, to mi się nie chce. Chciała bym jednak, że mąż sam czuł, że powinien i ogarnął czasem sam z siebie. No, ale nie wyniósł tego z domu, a zamieszkaliśmy ze sobą jak mieliśmy po dwadzieścia parę lat, więc z domów rodzinnych przeprowadziliśmy się od razu na swoje.

To sobie trochę ponarzekałam 😉 Chociaż wiem, że jak chcę zmian, to narzekanie nic nie zmieni, sama muszę ich dokonać  😀
Za dwa tygodnie mąż wyjeżdża na miesiąc do Włoch na szkolenie, więc przez miesiąc nie będę musiała sprzątać po nikim innym, jak tylko po sobie  🤣 Chociaż mówiąc poważnie, nie wiem jak wytrzymam sama miesiąc w pustym domu. Trochę mnie to przeraża 😉
pamirowa wytrzymasz! 🙂 zobaczysz jaki będziesz mieć porządek i będziesz jeść to co lubisz najbardziej. Ja często jestem sama, z czasem polubiłam ten czas, mam wtedy czasu więcej dla siebie, mimo że wszystko na mojej głowie.
Ja to się czasem zastanawiam czy dałabym radę mieszkać z kimś 😉 To już ten etap staropanieństwa. 😉

Siedzę od 10 godzin w pracy i jeszcze dwie pewnie przede mną. Skumulowały się nam terminy imprez. Ledwo tydzień temu finały konkursów recytatorskich, teraz do soboty teatry młodzieżowe, spotkanie globtroterskie, teatr improwizowany i warsztaty literackie. Ale  to dobrze, bo przed świętami będzie luźniej.

I właśnie się dowiedziałam, że zostałam po raz piąty ciocią!!! 🙂
jagoda1966 o właśnie, ja już sobie planuję co dobrego będę jadła, czego mąż nie lubi  🤣 Na przykład łosoś  😍
W sumie, po 12 wspólnych latach to już nie jest ten etap, gdzie się tęskni jak się partnera nie widzi cały dzień. I w sumie, przyznam się, że ostatnimi czasy lubię siedzieć sama w domu. Mam na wszystko czas, taka cisza, spokój, nikt ode mnie nic nie chce 😉 Ale jednak miesiąc to trochę długo i dlatego perspektywa tak długiej rozłąki nieco mnie przeraża. Pewnie dlatego, że to chyba będzie pierwsza taka długa rozłąka w historii naszego związku  😀
Lubię czasem pobyć sama, ale z wyboru, nie z konieczności 😉 W każdym razie, będę miała co robić, bo jest koń, muszę się uczyć i mam nadzieję, że odbiję sobie trochę życie towarzyskie i wyrwę się na jakąś imprezę ze znajomymi, w końcu 😉
BASZNIA, dzięki za wyjaśnienie. 😀
I zgadzam się z Tobą.

Z tym rodzajem pracy to też prawda. Różnie bywa, różne czynności w pracy wykonujemy i też różne czynności nas męczą.
U mnie bywa bardzo różnie. Większość roku siedzę za biurkiem i klepię w komputer. Ale kiedy są imprezy to robię... wszystko 😉 Tu trzeba przenieść stolik i donieść krzesełek, tu napisać info do mediów, za chwilę rozłożyć poczęstunek, później zapowiedź spektakl, a następnie przygotować  torby z upominkami i nagrodami (to jest calanetics połączony z wolnymi ciężarami 😉 ). A na przykład teraz podczas przeglądu teatralnego występuje jeszcze inny rodzaj zmęczenia. Jako konferansjer i zawiadująca ruchem (która grupa do której garderoby, kto na rozmowę z jurorami, kiedy zapraszać widownię na salę) siedzę kilka godzin na wyciemnionej sali, oglądam spektakl za spektaklem - na ogół dołujące, bo nie wiem czy zdajecie sobie sprawę jakie ponure myśli ma młodzież 😉, dopiero jak wszyscy mają przerwę to wtedy ganiam i dopinam wszystkie elementy kolejnych prezentacji. Niby dużo "tylko" sobie siedzę na krzesełku... A zawsze razem z jurorami wychodzimy po każdym dniu przeglądu jak zombie - to w jakiś dziwny sposób straszliwie lasuje mózg.  

No i tak wracając do tego mobilizowania się, do tego działania na pełnych obrotach, ale też do bycia Perfekcyjną PD, to... no i znowu nawalam 😉 Wróciłam z pracy, wzięłam sukę na ponad godzinny spacer, po powrocie machnęłam jajkami na patelnię w ramach obiadu i... odpływam. A powinnam dziarsko chwycić za odkurzacz, bo jest totalna masakra na podłodze. Jutro będę w pracy znowu dłużej, chociaż ufff, ufff, nie 12h jak wczoraj, nie będzie kiedy posprzątać. A tu siły odpływają. Nastawiam budzik i po 20 MUSZĘ się zmobilizować!!! Muszę i już!!!

PS. Pewnie dodatkowo mnie wycina na drzemkę, bo kociambra znowu postanowiła wstawać o 5 rano.  😵 Myślę, że powodem jest moja dłuższa nieobecność w ciągu dnia - mniej wybawienia, więcej spania, więc rano wcześniej się budzi i jest gotowa do szaleństw.
W ciągu ostatnich 48h przepracowałam 32...W takich ciągach mam absolutnie wyjechane na bycie perfekcyjną pania domu, ograniczam się do wrzucenia prania, sprzątnięcia kuwety i umycia kubka po kawie...wolę łapać jedyne możliwe, nieliczne godziny snu 😉
Hmmm... mam w tył dwie soboty, dwie niedziele i z cztery popołudnia. Do tyłu w tym sensie, że były poza typowym rytmem i poświęciłam je pracy zawodowej, a nie sprawom domowym i sobie. Mam zaległości i się tym irytuję oczywiście. Ten typ tak ma i już.  😉 
A kolejny weekend też będzie "inny" bo święta.
Jak żyć? 😉
Gillian   four letter word
09 kwietnia 2017 22:05
Spoko. 6 dyżurów w 7 dni. 300h z górką w pracy. W tym właśnie skończyłam się pakować i mam na głowie przeprowadzkę plus chodzę na randki. Nie wiem jak. Ostatnio jak patrzałam w kalendarz to był marzec a dziś zaskoczył mnie kwiecień. Niedługo się ocknę, że jestem na emeryturze 😀
Gillian, lepiej, żebyś mogła ocknąć się wcześniej 🙂 Życzę Ci tego, żeby tak było.

Wczoraj zrobiłam listę rzeczy to zrobienia / załatwienia. Właściwie dwie, bo jedna dotycząca spraw zawodowych, druga prywatnych i domowych.
Na liście domowej, abstrahując od takich codziennych rutynowych spraw, znalazły się 33 punkty.... Niektóre są banalne i szybkie jak "wyprać firanki", niektóre to proces złożony bo punkt to opis efektu końcowego.
Szkoda, że odhaczenie wszystkich punktów nie jest możliwe do świąt. Ale mam nadzieję, że do końca kwietnia się uda.
Gillian nie wiem czy to zapieprz w robocie czy randki, ale coś ewidentnie Ci służy, a propos Twojej foty na FB 🙂
Ascaia spora lista Ci wyszła.

Ja mam znowu od dziś do czwartku wolną chatę, mąż wybywa do pracy. Mieszkanie mam na błysk posprzątane, bo miałam gości w niedziele na obiedzie, więc nie było zmiłuj się. Dzisiaj kończę rehabilitację i dobrze, bo chwilowo mam jej dosyć, nie czuję poprawy, a utrudnia mi ona trochę życie, a dokładniej wyjazdy do stajni. Zawsze muszę się tam tyle naczekać, że już mnie ta bezczynność denerwuje. A skoro kończę rehabilitacje to biorę się za kompletowanie dokumentów do ubezpieczenia, żeby o jakaś kasę wystąpić z OC sprawcy, ciekawe jak to pójdzie. Oby tak sprawnie jak z odszkodowaniem za samochód.
Turnusy rehabilitacji potrafią dać w kość. 😉 Są na maksa upierdliwe, prawda? Lepiej by było mieć kasę na indywidualne wizyty w dogodnym dla nas terminie.
Trzymam kciuki za ubieganie się o wypłatę ubezpieczenia. Mi się z AXĄ nie udało, nawet mnie żaden lekarz orzecznik od nich nie obejrzał. W czerwcu minie trzy lata, więc jeśli bym miała powalczyć to ostatnie tygodnie... Ale nawet straszenie sądem nie pomogło.
Jeśli wyczuję opór to skorzystam z pomocy jakiejś kancelarii zajmującej się odszkodowaniami. Nie będę się z nimi szczypać.
Juz się nie mogę doczekać wyjazdu na święta. Od czerwca zeszłego roku pracuję bez przerwy, już mam dosyć. Parodniowy reset mi się przyda, może będę mieć więcej cierpliwości dla ludzi. 🤣
Tydzień urlopu prysł, teraz powrót do rzeczywistości. Dobrze chociaż, że za oknem ładnie
Podziwiam was za tą waszą obowiązkowość. U mnie się coś z nią zepsuło i no, nie działa 😉 Motywacja zniknęła i nigdzie jej nie mogę znaleźć. Tyle mam do zrobienia a tak mi się nie chce 😉 Za miesiąc mam egzamin, więc powinnam siedzieć i się uczyć, a ja tu fejsik, tu forum, tu sobie na rower pójdę...  😀 A tydzień przed egzaminem będę siedzieć i noce zarywać  🤣
Do tego za tydzień mężu wyjeżdża i zastanawiam się jak ja się przestawię na tryb jestem sama 😉 Tym bardziej, że sama nigdy tak długo w domu nie siedziałam i jednak nie lubię bywać sama z konieczności. A znając życie żaden z nielicznego już grona znajomych, akurat nie będzie miał pewnie czasu żeby się spotkać  🙄 No trochę się boję 😉
I szczerze się przyznam, że w takich chwilach troszkę żałuję, że wyprowadziłam się na wieś. O ile łatwiej by było gdybym jednak mieszkała w Poznaniu, gdzie wszędzie blisko, a nie 30 km poza, eh.
Gillian   four letter word
10 kwietnia 2017 14:15
jagoda1966, randki! Gdyby nie to, że fruwam głową w obłokach to chyba bym padła 😉 a tak mnie nosi 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się