rozmowy o niczym

Ale zbieg okoliczności, kilka dni temu zajrzałam na mojego, równie zapomnianego fotobloga w poszukiwaniu jednego zdjęcia i spojrzałam na miniaturkę zdjęcia Passata zaparkowanego pod Biedrą, myśląc że szkoda. 😉
Reaktywuj koniecznie, ja też będę zaglądać. 😀
Tunrida dołączam do fanek "passatowego" pisania!  😀 Świetnie Ci to wychodzi. Zawsze jak czytałam twoje wpisy miałam uśmiech na twarzy 🙂

Jej jak mi pięknie śpiewają ptaszki za oknem  😍 Wiosnaaaa!!!!
I słońce świeci! I ma być dzisiaj 16 stopni, a od wtorku nawet 20!
I zawody są w Strzegomiu!
I jutro koncert Eda!
💃
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
26 marca 2017 08:30
W Warszawie za to szaro i pochmurno. Ale i tak czeka mnie dziś kupa pracy i sprzątania, a w pokoju mam żółte ściany, więc jest nawet słonecznie  💘


Miłego dnia!  😀  :kwiatek:


Marzenia są od spełniania, a ja zawsze chciałam mieć drewniany zegarek  😍
Jaram się jak świeczka  💘
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
26 marca 2017 18:31
Piękny! Co jest w tle?  Kubek? 🙂
smarcik kubek z Psich Sucharków  😁
Ktoś pisał ostatnio posta w podobnym tonie...
Nie ogarniam jak tyle z Was daje radę prowadzić tak intensywny tryb życia. Jest nieogarnianie z podziwem, bez podtekstu.
Już zaczęłyśmy ze smartini wymianę postów o tym.
Jak dajecie radę być zorganizowania i co ważniejsze zmobilizowane? Wychodzi mi, że większość ludzi tutaj czy moich znajomych działa 20 godzin na dobę i tak codziennie. Działa czyli wykonuje czynności umysłowe lub fizyczne.
Praca na pełnym etacie czyli 8h. Do tego często dojazdy więc w sumie minimum 9h poza domem. Wiele osób bierze też dodatkowe zlecenia. Albo w ogóle ma dwa, trzy miejsca pracy. Albo ma pracę tylko dyżury. Do tego większość tutaj przecież jeździ konno przynajmniej kilka razy w tygodniu. Macie psy czyli spacery. Macie koty, z którymi się codziennie bawicie. Macie dodatkowe hobby - agillity, inne aktywności fizyczne, decoupage, fotografie... Macie rodziny czyli dzieci, z którymi się bawicie, odrabiacie lekcje, czyli partnerów z którymi również się... "bawicie" 😉. Robicie zakupy, gotujecie, odkurzacie dywany i myjecie podłogi...
Jak to pomieścić w 24 godzinach dniach? W 7 dniach tygodnia?
Jak znajdujecie siłę na to by cały dzień jak z motorkiem w tyłku nie przestawać coś robić?
Czy ktoś poza mną rozumie "czas dla siebie" jako usiąść na kanapie z laptopem, coś pisać towarzysko, coś przeczytać, puścić jednocześnie serial czy film? Jak dajecie radę funkcjonować nie robiąc sobie takiego czasu wolnego?
Chociaż...  patrząc po wpisach w niektórych tematach macie czas wyjść do kina, z serialami i filmami jesteście na bieżąco, z książkami. I na forum piszecie. To kiedy w takim razie te inne codzienne czynności?
Wiadomo - niektóre działania można prowadzić jednocześnie. No ale nie da się np. odkurzać i pisać na forum, albo jeździć konia i oglądać serial...
Kurteczka, to jak?

No ja na ten przykład kompletnie nie ogarniam się czasowo 😀
Myślę, że przegięłąś.  😉  To się rozkłada przecież na różne osoby. Jedna ogląda na bieżąco seriale, ale np się uczy i nie pracuje i mieszka sama. Druga zajmuje się dziećmi, ale w domu nie ma idealnego porządku a z psami bawią się dzieci. Jak ktoś pracuje poza domem 12-14 godzin, to nie gotuje obiadów i nie idzie do kina. A jak idzie to nie pobawi się z kotem. Jeśli jednego dnia ktoś pomaluje obrazek, albo wyjedzie porobić foty, czy do konia pojedzie na trening doliczając dojazd godzinę, to nie zrobi czegoś innego.
Ja myślę, że jednak wiele osób które mają aż tyle atrakcji na głowie i dają im radę dość systematycznie, to albo są w domu same i nie mają na głowie rodziny, albo mają pracę niewymiarową.

Da się przez kilka dni robić full rzeczy, jedna po drugiej, ale już kolejnego zalicza się zwolnione obroty.
Sama uważam, że ogarniam bardzo dużo, ale nie robię wszystkiego co dzień. Rozkładam sobie tak, żeby dać radę. A wiele rzeczy robi się w międzyczasie.
Wczoraj wstałam o 6😲0, ćwiczyć mi się nie chciało, to do 6:45 posprzątałam chałupę. Łącznie z przetarciem podłogi w kuchni na mokro. Powtórzyłam z młodym na sprawdzian i odwożąc go na 8😲0 miał wszystko powtórzone. Przed swoją praca na 8😲0 zdążyłam jeszcze zrobić zakupy i wrzucić je do samochodu. I to wszystko jest w międzyczasie.
Atea Na pewno ogarniasz, bo podejrzewam, że ani Ty, ani Twój małż i dzieć nie chodzicie głodni, w brudnych czy dziurawych ciuchach. Podobnie głodne nie stoją Twoje zwierzaki. Ze swoimi obowiązkami jesteś na bieżąco - przecież nie odwołujesz jazd i kursów...


tunrida, międzyczas czy nie międzyczas, zwał jak zwał, ale fizycznie każda czynność zabiera czas czy jest to 50 minut czy tylko 5. A doba ma określoną ilość godzin, minut i sekund.
Też dzisiaj zrobiłam szybkie zakupy przed pracą, no ale to zawsze -20minut na liczniku dnia. Nie da rady żeby było inaczej.
45 minut na sprzątanie chałupy... no jak? no kurde jak? W jakim tempie bym nie zapierd... odkurzaczem to żeby był efekt czyli nie było widać paprochów, psiej i kociej sierści to odkurzanie moich niecałych 50m2 i kawałka klatki schodowej zajmuje mi minimum 30 minut. Jak chcę odkurzyć dokładniej czyli odpisić poduszki w salonie i pościel w sypialni to schodzi 45 minut na samo odkurzanie. A gdzie zetrzeć kurze z parapetów, szafek, itd. Gdzie chociaż pobieżne przetarcie na mokro podłóg?
Aaaa... nie ogarniam. Czy moja minuta jest jakaś inna?

I jednak mam wrażenie, że większość ma właśnie i to i to i tamto i wszystko - bardzo dużo różnych aktywności codziennych. I że wstajecie wszyscy radośnie i bez problemów o 5 rano, później cały dzień non stop bez przerw coś działacie i dopiero o północy kończycie działać i o 1 zasypiacie...
I ja też tak chcę!
Chcę ochoczo i w pełni trzeźwa wstawać, ubierać się w 5 minut, jechać do stajni, jeździć, wracać do domu, myć się znowu w 5 minut (z myciem i suszenie głowy włącznie), w 5 minut robić i jeść śniadanie, zdążać do pracy na zaplanowaną godzinę, tam z energią pracować bez wychodzenia do toalety, wracać do domu, zabierać psa na spacer, znowu w 5 minut szykować i zjeść obiad, i bez siadania nawet na chwilę zabierać się za zadbanie o dom (odkurzanie, ścieranie kurzy, pranie, prasowanie, sadzenie kwiatków,itp, itd, robienie mebli innych takich technicznych rzeczy) i zdążać na różne zajęcia w których miałabym ochotę uczestniczyć (agillity, zumba, teatr amatorski, śpiewanie, kettlebell, pływanie, ścianka wspinaczkowa...). I jeszcze mieć czas obejrzeć z jeden odcinek serialu dziennie czy film! I czytać książki nie zasypiając nad nimi. I gotować sobie zdrowe jedzenie z szykowaniem "na zaś'...
I jeszcze chcę chodzić do kina, do teatru, na koncerty i zacząć chodzić do klubów z dwa razy w miesiącu. I częściej spotykać się ze znajomymi. I mieć partnera czyli mieć czas tylko dla niego...
I spać 6-7 godzin, żeby być zdrową!
O!
Coś za coś.
- Głowę myję raz w tygodniu, w ciągu tygodnia używam suchego szamponu jak trzeba - W domu mam bałagan na ogół, a skoro ja odkurzam cały dom w 10 minut, to chyba to obrazuje. Nie ścieram kurzy z szafek ( no...czasami, ale nie ze wszystkich, na raty) W brodziku mam zacieki i nie boli mnie to. -Nie gotuję typowych obiadów ( coś na ciepło czasami ugotuje mąż, czasami teściowa, a czasami nikt. Lodówa zawsze pełna i kto chce to se idzie i bierze, albo sam coś robi. Dziecko jak ma chęci na coś wymyślnego typu naleśniki, pierogi, to idzie na dół do babci) - Nie prasuję, bo nie widzę takiej potrzeby  -Pranie nastawia i rozkłada mąż  - Zakupy też czasami robi mąż, a czasami robimy razem w ramach "rekreacji" i spędzania czasu razem. Wtedy się gada o życiu, a przy okazji robi zakupy  - Nie zmywam, bo wrzucam do zmywarki i ja i cała rodzina. - Nie bawię się z kotem, mąż to robi za mnie
Z pewnością kiedy są 2 dorosłe osoby w domu łatwiej wiele rzeczy ogarnąć. B jak nie jedna je zrobi, to druga zrobi.
I tym sposobem mam czas na milion prac, na treningi, biegania, naukę z młodym, na konia się znajdowało i na rowery z mężem i na wieczorne gapienie się w tv kiedy w międzyczasie robi się inne rzeczy.
No nie wiem...  ja tam się na ogół prawie zawsze wyrabiam z tym z czym chcę. No chyba, że załapię dzień lenia. I jeszcze jedna rzecz. Jak się z czymś nie wyrabiam, to nawet tego nie rejestruję, więc może po prostu nie mam tego poczucia, że " o boże...nie zrobiłam wszystkiego". Jak nie zrobiłam, to nie zrobiłam i po temacie.  😉  Są rzeczy "mega ważne" danego dnia i je wykonac muszę, chcę, wykonam. A wiele innych jest nieistotnych i jeśli ich nie zrobię, to po prostu to olewam.  😉
O..np do ponad tygodnia powinnam odebrać dowód rejestracyjny samochodu. I nie odbieram i myśl o tym, że on tam leży nie odebrany nie powoduje wzrostu ciśnienia ani o pół cyferki. Gdybym cały czas miała to w głowie "ojej...nie odebrałam dowodu", t pewno czułabym, że nie wyrabiam, nei nadążam, ale mnie ta myśl w ogóle nie boli.  😉  Może w tym rzecz?

No niestety.  😁  Trafiłaś na moment kiedy się nudzę.  😉
Tak więc monologu ciąg dalszy.
To chyba chodzi o poczucie obowiązku! Moje poczucie obowiązku jest najwyraźniej mniejsze, bo robię rzeczy które uważam za niezbędne. A reszta... różnie. Jakby tak popatrzeć, z czym się nie wyrobiłam w ostatnich dniach to: nie wysłałam matce kwiatków, nie zebrałam prania z góry od 4 dni i wisi na suszarce, nie odebrałam dowodu rejestracyjnego, nie napisałam opinii ( mało ważna jest), nie wymyłam tego durnego brodzika, nie kupiłam dziecku skarpetek a prosił, nie ugotowałam sobie kaszy na jutro, nie kupiłam Pepsi Lighjt cytrynowej ( bo jest tylko w niektórych sklepach)
A gdybyś spytała czy ogarniam wszystko w ostatnich dniach, to bym odpowiedziała -"Tak- zarąbiście wszystko ogarniam i zdążam, jestem super zorganizowana", bo tak się czuję. Mam widocznie mniejszą potrzebę wykonywania wszystkiego perfekcyjnie i mniejsze poczucie obowiązku.

Edytuj posty!
Nie monolog - chociaż prawie, bo przecież oczywiście walczę ze sobą by nie zasnąć.
Co robić jak oczy pieką, powieki się zamykają i mózg zwalnia obroty? Jak się ratować przed tym zasypianiem? No bo jak mam robić te wszystkie rzeczy jak mnie teraz dzień w dzień kładzie...
Kawa i herbata nie działa...

Pewnie to różnica w poczuciu obowiązku i... no może nie aż perfekcyjności, ale jednak jakości wykonywania. Dla mnie jest sens wyciągać odkurzać jeśli efekt ma być taki tam "z grubsza". Ma być czysto! 😉
Ascaia, kurcze, o tym samym myślę od paru dni... Jak Wy to robicie. Ja pracuje 8h plus dojazdy 30 km do roboty, koń i kuc u siebie plus koń w pensjonacie, do tego bieganina papierowo urzędowa z rozwodem i zwyczajnie padam. Nie wyrabiam fizycznie. Najgorsze zakupy, bo pod nosem przy pracy mam Auchana, który co drugi dzień zabiera mi z 40 minut dodatkowo (duuużu i dlugi, no szybciej się nie da), plus psy, koty, więc co raz to jakaś wizyta u naszego "najlepszego weta na świecie"...No po prostu się słaniam na nogach... A tu jeszcze co raz mechanik (bryka ma 20 lat więc się waha czy żyć dalej), dom leży odłogiem z mojej strony, mama ogarnia (Bogu dzięki, że z nami mieszka), mąż ma na wszystko wyrą...ne, więc nie robi nic... No trudno, żeby rozwód pomógł załatwiac skoro ja chciałam... Tak czytam co piszecie o sobie i padam z wrazenia, nie wiem czy nad Waszymi możliowściami czy nad brakiem moich. I z tym myciem wlosów to też, niby 15 minut, ale też wychodzi, że coś za coś... A nie mogę do pracy jeździć śmierdząca gnojem z włoskami spod kasku, które wiadomo jak po treningu wyglądają... A jeszcze kłopoty ze zdrowiem doszly, mega anemia i co chwilę jakiś lekarz, czyli siedzenie w poczekalni min. godzina... Co chwila coś się popsuje, to naprawiać, drutować, kopać trzeba... Nie wiem jak Wy to robicie. Ja wymiękam tak, że już normalnie ruchy mam zwolnione, a w pracy ledwo się wyrabiam, raz zasnęlam przy biurku...
Pracuję na etacie, godziny pracy bardzo ruchome... Czasem 13-21, czasem 9-16, czasem 9-21 (handel, więc dwa weekendy pracujące); dodatkowo pracuję zdalnie z domu, miesięcznie wychodzi mi ok.40-50h (zazwyczaj spędzam ok.1-2h dziennie, czasem nic a czasem siedzę po 3h.
Mam psa, zaliczamy jeden spacer godzinny, na drugi dłuższy idzie z kuzynką.
Mam trzy koty i szynszylę, w miarę to ogarniam na szczęście.
Jeżdżę do konia 2x w tygodniu, zajmuje mi to 3h z dojazdem - jeżdżę w dni wolne i przed/po pracą. Biegam 3x w tygodniu.
Sprzątam gruntownie raz w tygodniu, ale nie mieszkam sama więc jest luźniej... Tak samo z gotowaniem.
Właściwie nie mam czasu dla siebie, ostatnią książkę przeczytałam w Boże narodzenie. Raz w tygodniu robię sobie wieczór chillout, z piwem i filmem 😉 generalnie nie narzekam, bo wszystko na własne życzenie mam.
Czyli dobrze się domyślam, że jesteś w działaniu pewnie od 6 do 23? Dzień w dzień. I cały czas robisz i robisz... i nie masz zwiechy umysłowej lub fizycznej?
Jak to osiągnąć?
A z drugiej strony... po co? Czy ten czas z książką to nie jedna z fajniejszych chwil?
Ja odkąd wróciłam do domu, to też mam taki zapierdziel od rana do wieczora. Bywa, że wychodzę z domu chwilę po 7, a wracam koło 1, jeśli mam zamknięcie w pracy. I znowu wstaję rabo, bo albo zajęcia albo konia trzeba pojeździć, a potem znowu do pracy. I tak w kółko. Czasami mam takie momenty, że już mi się nie chce. Ale z drugiej strony po 3 latach nie robienia niczego w Lublinie, gdzie leżałam cąły dzień i tylko oglądałam seriale, to miła odmiana coś robić. I fakt, na początku byłam strasznie zmęczona, mama mówiła, że powinnam przystopować, bo wyglądam jak zombie i byłam blada jak śmierć, ale przestawiłam się i teraz starcza mi, jak mam jeden dzień całkowicie wolny i to co jakiś czas, nie regularnie. I leżę w taki dzień i sobie myślę, kiedy on się skończy, bo już mnie męczy to leżenie. 😂 Faktem jest też, że w zasadzie oprócz studiowania, żadnej z tych rzeczy nie robię na siłę, tylko dlatego, że chcę i je lubię. Więc po prostu jest łatwiej, bo to nie jest przykry obowiązek. No właśnie oprócz tych nieszczęsnych studiów. 🤣
Ja zwiechę miewam tylko na sprzątanie, no nienawidzę tego robić, ale lubię mieć czysto 😉 no i jak tu sobie dogodzić? Najchętniej to bym komuś zapłaciła, żeby do mnie przyszedł posprzątać, nawet już kiedyś brałam się do tematu, ale poddałam się.
W okresach, gdy nie mam wyrzygu na sprzątanie to robię porządki we czwartki, żeby w piątek mieć już weekend w domu. Najczęściej wstaję ok 5:30, w weekend maks o 7- mej (tak mam). Do pracy chodzę na 7, mam 10 min piechotą), więc jak rano już jestem naszykowana do wyjścia, to mam z pół godzinki na drobne ogarnięcie chaty, wstawienie pralki, zmywarki, sprzątanie kuwety i takie tam inne bzdety. Do domu wracam ok 19/20- tej, bo najczęściej prosto z pracy (kończę o 15- tej) jadę do koni, no czasem wpadam do domu na szybki obiad (jeśli mąż jest akurat i coś ugotuje). W stajni czynności typu sprzątnięcie boksów, naszykowanie kolacji, wody na wieczór i rano są na mojej głowie. No, ale ja to lubię i nie przeszkadza mi to. Mąż robi grubsze roboty. Wolę to niż sprzątanie w domu. Jak wracamy to kolacyjka (oni jedzą, ja szykuję 😉), oblecę chatę w między czasie i mam wolne, przeważnie. Książkę poczytam, jakiś film zobaczę. To jest scenariusz, kiedy mąż jest w domu i ja nie gotuję obiadów w tygodniu, bo on to robi. Niestety, kiedy go nie ma, a wybywa często na kilkudniowe wyjazdy, to wtedy mam jeszcze gotowanie obiadu na następny dzień, robię wtedy na dwa dni, zmieniam tylko dodatki np. Zakupy zlecam wtedy córce lub po stajni robimy razem. W stajni jestem 5/6 razy w tygodniu, praktycznie zawsze wsiadam, konie mają wolne od nas w niedzielę. Dodam jeszcze, że najczęściej ok 22- ej prąd mi wyłączają i zasypiam, nie ma ze mną już wtedy kontaktu 😉
Tak to sobie teraz przeczytałam i stwierdzam, że strasznie dużo sprzątam, a i tak jest bajzel, to jak to? 😉
A dzisiaj jadę w końcu na działkę, bo ma być piękna pogoda i najpierw się trochę narobię (oczywiście znowu sprzątanie, wyciąganie klamotów po zimie, grabienie liści), a potem będę leżeć z winem na leżaku z widokiem na jezioro i to mnie pociesza  😁
Ascaia często tak jest, ale dzisiaj np.luksus bo pospałam do 8:30 😉 kosztem biegania, ale coś za coś. Wezmę kijki do nordica na spacer z psem 🙂
Jak mam wolny dzień w tygodniu to śpię do 8/9, ograniam trochę dom, ale wszystko na lajcie, tak samo staram się organizować weekendy - ale jak już mam wolny weekend to z reguły bieg, jakiś wyjazd itp
Chciałabym się częściej spotykać że znajomymi, z jedna koleżanką umawiam się już hmm drugi miesiąc ?

Plus tak, że do pracy mam 2km więc nie tracę czasu na dojazdy...
Brakuje mi takich chwil, tylko ja i herbatka i dobra książka. Ale z drugiej strony wychodzę z założenia, że jest czas w życiu na ciężką pracę i jest na lżejszy okres 😉 bardzo sobie cenię teraz finansowe bezpieczeństwo, nie żyje od 1 do 1 i nie muszę pożyczać.
A ja sie nauczylam sobie odpuszczac 😉

Sprzatam z grubsza, porzadniej raz w tygodniu, tak tez piore, prasuje tylko co konieczne - reszte rozwieszam porzadnie i jakos daje rade 😉
Jak potrzebuje posprzatac zajebiscie to wole raz na miesiac-dwa kogos wynajac zeby zrobil to za mnie i zaplacic 😉 Szkoda mi na to czasu i swoich sil.

Gotuje w weekendy, w tygodniu minimalnie, tyle, zeby przyzwoicie sie odzywiac, ale zadnych fajerwerkow i szefa kuchni. Wystarczy ze w eekend sobie poszaleje bo lubie 😉

Jestem obowiazkowa w pracy, ale jak przychodzi moment ze mam dosc i organizm sie domaga - to zbieram tylek w troki i wychodze.
U konia jestem codziennie, a przynajmniej 5-6 razy w tygodniu, ale to akurat mnie nakreca i daje powera.
Ale spac chodze wczesnie, moje zdrowie jest najwazniejsze, jak nie ma sily - nie zmuszam sie, nie zarzynam i juz.
To jest dokladnie to co mowi Tunrida - gdyby mnie ktos zapytal czy sobie radze i ogarniam  - no jasne. Bardzo jestem z siebei zadowolona, kurz na polce czy pol kosza prania nie obnizaja tej oceny, dla mnie to detal 🙂
flygirlI od 7 do 1 dnia następnego cały czas działasz? Cały czas Twój mózg "kręci obroty" czyli albo coś tworzy, przetwarza, albo kontroluje wykonywanie czynności? To podziwiam i stwierdzam, żeś cyborg.
Ale domowe sprawy też na Twojej głowie?

kolebka tak jeszcze do poprzedniej Twojej wypowiedzi - jeden spacer z psem Ty, drugi kuzynka... a trzeci? a czwarty? I ciekawe co rozumiesz przez gruntowne sprzątanie bo dla mnie to wiąże się z łażeniem po drabinie, żeby zetrzeć kurz ze wszystkich półek i dokładnym myciem podłogi (taki na zasadzie ściera i na kolana 😉 )
No to racja, że u mnie finanse ciągle kuleją. Praca w budżetówce i zlecenie od czasu do czasu nie zapewniają poczucia bezpieczeństwa.

jagoda głupie pytanie... rano wykorzystujesz minutki i nastawiasz pranie i zmywarkę... ale pranie to powiedzmy min. 40min (ze zmywarką nie miałam w życiu do czynienia to się nie wypowiadam) - to jak pranie ląduje na suszarce? mąż? córka?

Tak jeszcze sobie poukładałam w głowie...
Latami prowadziłam intensywny tryb życia - od połowy podstawówki do połowy studiów. Całymi dniami coś się działo, nad czymś "pracowałam" - lekcje szkolne / zajęcia studenckie, regularna jazda konna na ogół 2 konie, a bywało i 3, dodatkowe zajęcia typu śpiew (przez większość czasu w dwóch miejscach), zajęcia teatralne, dodatkowe zajęcia językowe, itp, itd. Na II roku studiów zaczęłam pracę w Teatrze Muzycznym, więc doszły próby i spektakle. Często dzień wyglądał właśnie tak, że wychodziłam przed 7 bo jechałam do koni, później 10-14 próba czyli cały czas w ruchu, w kreowaniu roli, później zajęcia i 18-22 znowu próba albo spektakl.
Ale mieszkałam z rodzicami, obowiązków domowych praktycznie nie miałam oprócz opieki nad zwierzętami. Z zakupów to tylko swoje sprawy czyli takie bez spiny czy jutro czy dziś.

A te "niemoce" dopadły mnie później. Jak zaczęłam pracę zawodową raz, a najbardziej odkąd poszłam na swoje i kolejny etap gdy pojawił się pies...
Chociaż nadal mam dni kiedy jestem naście godzin w pracy na pełnych obrotach. Albo gdy pracuję zdalnie z domu...

I tak sobie myślę...
- albo to starość 😉 czyli wypalenia umysłowe i zmęczenie fizyczne
- albo to ma jednak związek z objawieniem się niedoczynności tarczycy
- albo...

mój mózg potrzebuje stymulacji, konkretnej pracy. I działa zero-jedynkowo. Albo się coś dzieje, albo odłączamy zasilanie. I dopóki jestem w pracy i tworzę pisma, rozmawiam z ludźmi, rozpisuję zadania, przeliczam wydatki, itd. to działa bez zarzutu. Mogę nie jeść, nie pić, nie chodzić do toalety, nie chce mi się spać nawet jeśli nie przespałam poprzedniej nocy. Naprawdę mogę działać bez przerwy. Podobnie stymulujące są zajęcia gdzie trzeba na bieżąco koordynować swoje czynności - np. jazda konna. Czytanie książek. Oglądanie serialu czy filmu również - bo dla mnie to od razu okazja by sięgnąć do wiedzy np. historycznej czy z innej dziedziny. Do internetu w domu też siadam po to by przetwarzać informacje - czytam, rozmawiam, szukam rozwiązań technicznych drugą ręką projektując coś...
A czynności domowe, chociaż nie mam do nich wstrętu, są odmóżdżające, automatyczne i przy nich mózg się wyłącza. Przez to do nich nie mogę się zmobilizować. Z drugiej strony efekt jaki pozostawiają jest potrzebny 😉 i w sumie lubię go. Więc są moim stałym wyrzutem sumienia, że nie dbam o dom dość dobrze, nie dość regularnie, itd. To powoduje stres, a na stres reaguję... mózg odłącza zasilanie.
No normalnie działa cały dzień. Może po prostu mam zapasy energii niewykorzystanej przez ponad 3 lata obijania się. 😁 I też mi się niedługo skończy. W domu nie robię nic, w zasadzie tylko w nim śpię na dobrą sprawę. Mieszkam z mamą, a czasami jej przez bity tydzień nie widzę. Taty to już w ogóle, bo on przyjeżdża co jakiś czas, tylko na weekend na przykład, więc z nim się spotkać, to w ogóle abstrakcja w większości. 🤣 Pod choinkę kupiłam nam wszystkim voucher do escape roomu. Ważny był 3 miesiące. Trzeba było przedłużać i w dodatku na szybko potem się umawiać. Nie wiem, kiedy minęły te całe 3 miesiące, ale albo ja nie miałam czasu, albo taty nie było, albo mama była u taty i tak w kółko. Odkąd pracuję, to ten czas mi tak szybko leci, że czasami to aż w szoku jestem. No a życia towarzyskiego odkąd wróciłam do koni to też za bardzo nie mam. 😉 Czasami na piwo wyjdę, ale przeważnie wolę zostać w domu i pójść spać, żeby nie umierać cały następny dzień. Ogólnie to nie narzekam na taki stan rzeczy, bo w końcu czuję, że nie marnuję czasu i jest mi z tym dobrze. I najważniejsze - wróciłam do koni. W zasadzie wszystko, co teraz robię, mniej lub bardziej się z tym łączy.
Ascaia wstawiam pranie, w sensie wrzucam z kosza i ustawiam opóźniony start, żeby np pralka skończyła ok 19- tej i wtedy jak wracamy do domu to ja lub córka (ona częściej) wieszamy. Porządnie, bo nie prasuję większości rzeczy. Właściwie tylko moje rzeczy do pracy prasuję, mąż na plan ma swoje ciuchy wodo, zimno i ognio odporne 😉 Moja Zuza chodzi bez prasowania 😉 Zmywarkę opróżniam wieczorem, cykl trwa chyba godzinę.
faith do sprzątania bierzesz kogoś obcego, znajomego, firmę?
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
31 marca 2017 09:24
Ascaia chyba kwestia organizacji czasu plus tego w jaki sposób funkcjonujemy - ja np. nie umiem nic nie robić bo bardzo szybko "dziadzieję". Muszę mieć cały czas zajętą czymś głowę. Jak np. jestem chora i nie mogę nic robić to leżę i patrzę w sufit i robię się jeszcze bardziej chora. Ty też jesteś bardzo aktywną osobą, więc może teraz masz taki czas refleksji i poczucia niespełnienia właśnie ze względu na tę długą chorobę?  :kwiatek:

Z rzeczy mocno zajmujących na co dzień to:
- pracuję na etacie 8-16, na szczęście pracę mam taką, że bardzo rzadko zabieram ją do domu,
- robię dzienny doktorat,
- jestem redaktorem zeszytów naukowych,
- prowadzę zajęcia studentom (a to niestety wymaga sporo domowego przygotowania przed, sam czas trwania zajęć to jest nic),
- 4-5 razy w tygodniu jestem na siłowni,
- trenuję zawodniczo strzelectwo sportowe,
- mieszkam sama więc nie mogę liczyć na to, że np. zakupy jakimś cudownym trafem same się zrobią albo mieszkanie posprząta,
- jeżdżę w góry kiedy tylko nie mam pracujących weekendów,
- chodzę spać o 22, max. 23 bo potem i tak już nic nie zdziałam, muszę być wyspana i świeża, wstaję o 5.30. Noce zarywam sporadycznie, kiedy naprawdę gonią mnie terminy oddawania publikacji itp.

Ale:
- nie mam życia towarzyskiego, nie pamiętam kiedy ostatnio widziałam się z jakimikolwiek znajomymi, w sumie to już chyba nie mam znajomych,
- rodzinę widuję w święta, a i to nie zawsze, kontakt mamy głównie telefoniczny,
- nie piję alkoholu, kac obniżający moją efektywność na pół dnia jest dla mnie nie do pomyślenia,
- na sprzątanie mieszkania poświęcam absolutne minimum czasu,
- jem potrawy, które są zdrowe, ale ekspresowe - kurczak z kaszą, kurczak z kaszą, kurczak z kaszą.. śniadanie gotuję w trakcie mycia włosów rano, jedząc śniadanie nadrabiam zaległości czytelnicze, towarzyskie rozmowy telefoniczne odbywam stojąc w korkach i jednocześnie jedząc,
- na r-v wchodzę w międzyczasie, kiedy mam luźniejszy dzień w pracy albo przeciwnie, już mam tak dość, że potrzebuję kilku minut przerwy,
- chłopca mego najukochańszego widuję tylko dlatego,  że on ma w sobie jakieś niezmierzone pokłady cierpliwości wobec mojej osoby i kolejne niezmierzone pokłady kreatywności w kombinowaniu jak się spotkać,
- mam w garażu kompletnie nieużywany motocykl bo nie mam czasu go stamtąd wydobyć,
- odkąd sprzedałam konia to jeżdżę raz na pół roku albo rzadziej w jakiś teren ot tak, dla przyjemności.

I pewnie można mnożyć i mnożyć.. ja robię kupę rzeczy, których ludzie nie ogarniają "jak to można połączyć" a mi jest wiecznie mało i mało i chciałabym móc robić więcej.. jest przecież jeszcze tyle fascynujących rzeczy do zrobienia!  😉

ALE - ja nie robię nic czego nie lubię. Serio, nic. Wszystko co robię, robię dlatego, że sprawia mi to niesamowitą frajdę i przyjemność - praca, uczelnia, nawet jak sprzątam to otwieram wszystkie okna na oścież, puszczam muzykę i cieszę się odpoczynkiem  🙂 Jak czegoś nie lubię, to wcale tego nie robię.
Scottie   Cicha obserwatorka
31 marca 2017 09:56
Ascaia, ja również podziwiam takie osoby jak tunrida, jagoda1966, flygirl, czysmarcik, w zorganizowaniu sobie czasu. U mnie jest jeszcze inna sytuacja, bo mam kupę czasu wolnego (serio, starczyłoby na siłownię, konia, zakupy, gotowanie obiadu i sprzątanie- niemal dzień w dzień), pomimo tego, że pracuję na etat, ale nie mam siły robić czegokolwiek. Większość tego czasu przesypiam. Mnie dobija tarczyca mocno i zmęczenie, jakie powoduje niedoczynność. Zastanawiam się, jak to jest możliwe, że osoby z TSH powyżej 100 (!!) dopiero z wyników badań dowiadują się, że są chore- jak one funkcjonują? Kiedy moje TSH zbliża się do 5, ja zbliżam się do tego, żeby zapaść w sen zimowy. Moje życie w czasie wolnym kręci się wokół snu i wokół tego, żeby się dobrze wyspać.


Edit: Oprócz tarczycy dobija mnie jeszcze praca na noce (nie mogę spać podczas dyżuru). To kombo jest dla mnie zabójcze.
Wiecie co...
zdecydowanie poprawia mi nastrój i samoocenę ta rozmowa.
Uświadamiam sobie, że bardzo dużo rozbija się o... słowa. 🙂 Jak nazywamy różne czynności, jakich słów używamy by to ocenić.
Bo np. zdałam sobie sprawę, że ja rzadko kiedy napiszę/powiem "wyszorowałam łazienkę" - bo dla mnie to by oznaczało stan a'la Perfekcyjna Pani Domu, test białej rękawiczki, itd. Więc napiszę "coś tam przeszorowałam w łaziance" co w praktyce oznacza umycie umywalki, wanny, kibelka, starcie kurzy z mebli łazienkowych, poukładanie ubrań jeśli jakieś są na wierchu, odkurzenie miejsce za miejscem / wszystkie kąty dokładnie / z wyciągnięciem kuwety / z podniesieniem dywaników... i przetarcie chociaż mokrymi chusteczkami podłogi... To jest moje "z wierzchu sprzątnęłam".
No i za nic nie powiem, że ogarniam dopóki: akwarium nie zrobione, leży jakiś ciuch na wierzchu czy niewyprasowany, pies nie wyczesany, storczyki nie wykąpane... dom nie przypomina katalogu czyli tu pieknie zielono na balkonie, kuchnia lśniąca bez jeden zbędnej rzeczy na wierzchu, itd....
W sumie to ja pewnie nigdy nie powiem że ogarnęłam 😉

Więc powiedzmy, że w godzinę część z Was zrobi pięć czynności, ja dwie, tylko to będzie inne "natężenie".
I jednak wychodzi, że żyję w nierealnych wyobrażaniach, że większość z Was to wszystko i codziennie - i jest w pracy, i gotuje, i jest u konia, i to i tamto JEDNEGO DNIA. To się jednak rozkłada na cały tydzień.

Co jednak nie zmienia faktu, że nadal czuję się "słabiak" z tą... ciągłością wykonywania czynności. Bo jednak wychodzi na to, że od średnio 7 rano do 22 wieczorem nie przestajecie działać - czyli kreatywność umysłowa i/lub aktywność fizyczna. Nie siadacie na krześle, nie przymykacie oczu, nie obejrzycie serialu... W trakcie dnia - to mam na myśli.

Np. moje dzisiaj.
6.40 - pobudka
7.10 - z psem (nie umiem szybciej się zebrać, żeby być obmyta po nocy, ubrana, nałożony lekki makijaż, pies przygotowany czyli wzięte odpowiednie zabawki i smaczki)
8.10 - dom - przebranie się, dać jeść zwierzakom, zrobić śniadanie, siąść ze śniadaniem w saloniku, odpalić kompa, odpalić telewizor, zjeść śniadanie, wypić kawę, napisać post, w tle leci odcinek serialu, odpisać na priv wiadomość, napisać słów kilka do przyjaciółki
9.45 - ogarnianie - wymiana żwirku w kuwecie z umyciem jej do czysta, odkurzenie mieszkanka (dokładnie miejsce przy miejscu, żeby nie było sierści, dokładnie wszystkie kąty, pod meblami, po wierzchu narzuta i poduszki na kanapie, po wierzchu pościel w sypialni, klatka schodowa), przetarłam mokrymi ściereczkami podłogi, przetarłam ściany na korytarzu i drzwi wejściowe
10.35 - skończyłam to robić czyli 50 minut... i kurde nie uważam, żebym nie była sprawna w tych czynnościach
           skończyłam i... usiadłam na moment... oczywiście od razu w tym momenice kot zrzucił storczyka czyli +kilka minut żeby na nowo posprzątać ten fragment
No i teraz jednak PRZERWA czyli na kanapie piszę ten post czyli to jakieś 15 minut...
Zaraz wstaję przebieram się i idę na spacer z psem i nietypowo chyba zdecyduję się jednocześnie zrobić zakupy (bardzo nie lubię zostawiać psa pod sklepem ale dzisiaj inaczej się naprawdę nie wyrobię).



Scottie, no to przybij piątkę, bo u mnie właśnie od tego się zaczęło to analizowanie, że ostatnio bardzo często mnie kładzie w ciągu dnia. I już sama nie wiem czy to tarczyca, czy lenistwo, czy stres, czy leki antyhistaminowe czy co do cholery...
I próbuję dojść jak to jest, że inni dają radę jechać naście godzin bez przerw dzień w dzień...
Moon   #kulistyzajebisty
31 marca 2017 10:32
Ascaia, hahaha, też miewam ostatnio takie myśli - że kurdę są ludzie, którzy naprawdę mają chyba motorki w tyłkach, albo biorą bardzo dobre dopalacze, skoro funkcjonują praktycznie 24h/7 ciągle w biegu, ciągle coś robią i dają radę.
Tak jak piszesz - za czasów szkolnych, mieszkając z rodzicami, miało się o wiele mniej obowiązków okołodomowych, siły i takiego powera, żeby być ciągle w biegu. Przeprowadzka i mieszkanie na własnym bardzo szybko zrewidowały moje priorytety 😉 Jak jeszcze doszedł pieseł, to w ogóle.

Ale ogólnie jestem osobą, która lubi uporządkowane życie, ceni sobie ciszę i spokój i poczucie, że do końca dnia "nic nie muszę" - uwielbiam pójść z psem na długi spacer do lasu po pracy, potem zlec na kanapie i obejrzeć seriale, poczytać książkę. A latem - wieczorem jeszcze raz wyjść na spacer, czy posiedzieć na balkonie. I w ciagu tygodnia muszę, po prostu muszę mieć min. jedno takie popołudnie, inaczej chodzę nieprzytomnie zmęczona i zdarza mi się spać w dzień. I chodzę spać max o 23, mój organizm nie jest w stanie następnego dnia funkcjonować jeśli nie prześpię tych 8 godzin.

Przeważnie sprzątam łazienkę/kuchnię dokładniej w sobotę, odkurzam kilka razy w tyg, ze względu na piesełowe kłaki, nienawidzę jak mi koty latają po podłodze i choćbym na twarz padała w ciągu tygodnia, to odkurzę (to się nazywa chyba nerwica natręctw :P) tak samo pranie - nie lubię gdy stos brudnych ciuchów wylewa mi się z kosza w łazience.
I nie lubię zmieniać sowich planów - przykładowo mam danego dnia zaplanowane, że po pracy jadę do konia a potem do domu (w domyśle: ubrać dres i wciągnąć obiad oglądając serial) to nagłe zmiany, z przykładowym tripem do rodziców P. zaburzają moje postrzeganie dnia :P
Dziewczyny, DZIĘKUJĘ za powyższe posty. Solidaryzuję się z Wami, i w niedoczynności tarczycy, i w próbie ogarniania życia w tempie, jakie dla innych jest naturalne (dla mnie jednak zazwyczaj zbyt szybkie).

Pamiętam, że zanim zaczęłam chorować na niedoczynność, wszystko było proste i przyjemne. Na pewno dlatego, że byłam beztroską nastolatką i miałam zdecydowanie mniej problemów, ale też dlatego, że wiele rzeczy robiłam szybciej. Łatwiej zapamiętywałam, więc mniej czasu spędzałam na nauce. Wolniej się męczyłam, więc wystarczało sił i na cały dzień w szkole, na zajęcia dodatkowe/konie i na ogarnianie obowiązków domowych. Łatwiej było wstać rano, nie budziłam się opuchnięta na twarzy. Energii wystarczało na cały dzień, a wieczorem potrafiłam zalec na kanapie z książką i nie zasypiałam po przeczytaniu pół strony. Weekendy chętniej spędzałam ze znajomymi, zamiast je przesypiać. Odkąd zaczęłam chorować na niedoczynność wszystko jest na odwrót  😕
Bywa irytujące, że muszę się pilnować o wiele bardziej, niż moi rówieśnicy. Uważać na dietę. Dawać sobie więcej odpoczynku. Regularnie się badać. Jak stara babcia jakaś.
U mnie to jest tak, że ja wszystko robię szybko. Szybko chodzę, szybko szykuję się do wyjścia (przez to czasem czegoś zapomnę), no jakoś tak mam, że wolno kojarzy mi się z marnowaniem czasu. Jak gdzieś razem wychodzimy to ja już czekam przy windzie, albo schodzę, a reszta jeszcze, a to jakie buty, a to siku, i takie tam pierdoły. No ja zawsze na nich czekam 😉 Wiem, że wywieram presję, ale tak mam. Nie lubię bezczynności, czekając na wodę, aż się zagotuje, wytrę stół i blaty, na reklamach też zawsze coś zrobię - nie pykam pilotem czekając, myjąc zęby, drugą ręką myję zlew ... 😉 Zanim rano wejdę pod prysznic, to włączam ekspres, namaczam Lusi miskę po mokrej karmie, więc jak wyjdę to kawa czeka, kot też 🙂 Kawę potem biorę do łazienki i piję ją malując się.  Fakt, czasem to się mści na mnie, bywam roztargniona, czasem muszę stanąć i pomyśleć, czy wszystko mam czy o wszystkim pamiętam, dużo ustawiam przypomnień w tel.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się