"Nie ogarniam jak..."

Ascaia, ja nie uważam, że słowa są bez znaczenia. Są ważne. Ale jeśli rozumiem co ktoś ma na myśli patrząc całościowo na przekaz, to nawet jeśli jakieś słowo mi 'nie leży', jeśli ja bym ubrała pewne rzeczy w ciut inne słowa, to pcham dyskusję dalej, a nie zatrzymuję się na takich niuansach, które w mojej ocenie do dyskusji nic nie wnoszą i nie mają na nią wpływu.

A to, że czasem ludzie nie odczytują swoich intencji w internecie...cóż, czasem ciężko to zrobić. Zwłaszcza, jak się z kimś wcześniej nie rozmawiało, jeśli to ktoś przypadkowy. Albo np. jeśli kogoś już 'znamy', wiemy jaki z reguły ton przybierają jego wypowiedzi, wiemy, że są one raczej ironiczne, złośliwe czy może uszczypliwe, to z czasem automatycznie dopatrujemy się tych cech nawet w tych wpisach, które były zupełnie neutralne lub wręcz miały mieć pozytywny przekaz. Łatwo się tu rozminąć, bo bazuje się na słowach, na swoim wrażeniu wobec danego użytkownika, czasem na własnym przykładzie (tzn 'ja używam tego słowa albo tej emotki jak chcę komuś wbić szpileczkę, więc pewnie on też pisze to złośliwie'😉. Są osoby, które używają dużej ilości emotikon żeby doprecyzować ten przekaz i wówczas brak emotikon ze strony drugiej osoby odczytują jako niechęć do rozmowy na przykład.
vanille, pamiętaj skąd się wzięła dyskusja o "sprzeczaniu się". Patrz na całość.
Przy omawianej kampanii nie ma dyskusji - jest tylko to słowo.
Po drugie - skoro słowa są ważne to może jednak mają wpływ na tendencje społeczne takie jak wszechobecna mowa nienawiści? Że jednak dopuszczanie do codziennego użytku słów, które jeszcze kilka lat temu były powszechnie uznawane za wulgarne "psuje" język i poziom wypowiedzi, że "chamiejemy" językowo co powoduje większą swobodę w agresji słownej. Brzydki język to nakręca, wspomaga. Jest pierwszym krokiem, pierwszym przełamaniem zasad.


W drugim akapicie stwierdzasz fakty. To samo co ja napisałam. (tylko zamieniłaś "często" na "czasem" - a będę się upierać, że to jest jednak sytuacja nagminna)
Tylko teraz chciałabym się dowiedzieć jakie widzisz rozwiązanie by takie sytuacje minimalizmować? By im zapobiegać. By właśnie nie rozwijały się w sprzeczki.

busch   Mad god's blessing.
17 stycznia 2019 20:22
busch, tylko teraz tak: jaki % osób 'żrących' to osoby z ED? Jaki % osób otyłych ma problemy z wagą, bo źle się odżywia i się nie rusza, a jaki % to te osoby, które są rzeczywiście chore? Wydaje mi się, że ten problem, o którym mówicie, nie został uwzględniony przez autorów. Po prostu ciężko jest przewidzieć, że u kogoś to może wywołać aż tak złe emocje.

Otyłość i zaburzenia odżywiania są ze sobą związane, jedno może wynikać z drugiego (w obie strony), jedno może nakręcać drugie.
https://www.nedc.com.au/eating-disorders/eating-disorders-explained/obesity-and-eating-disorders/
https://www.psychologytoday.com/us/blog/you-must-be-hungry/200909/is-obesity-eating-disorder
http://nedic.ca/eating-disorders-and-obesity-how-are-they-related
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19526739
https://www.eatingdisorderhope.com/blog/teens-eating-disorders-obesity
I z takich bardziej indywidualnych perspektyw od boogie2988, bardzo inteligentnego gościa, który dużo mnie nauczył o perspektywie osób otyłych na takie "szorstkie" komunikaty - swoją drogą kibicuję mu w jego obecnej walce o zrzucenie kilogramów:
naprawdę warto zobaczyć - typowo o takich komunikatach
a tu bardziej konkretnie czemu boogie2988 jest otyły

Może mam skrzywioną perspektywę akurat takimi źródłami informacji, z jakich korzystam (dość lewackie) ale moim zdaniem ludzie nie doceniają, jak wiele osób otyłych ma zaburzenia odżywiania albo zaburzone odżywianie. Nadwaga - to jestem się w stanie zgodzić - trochę inna sprawa i tutaj pewnie mniej będzie ED, a więcej miłości do żarełka. Ale w kontekście osób zażerających się na śmierć (a "żryj/żyj" to przecież nie o Grażkach próbujących zrzucić 10 kilo po ciąży, tylko o osobach podobno szkodzących sobie w tym życiu, co nie?) naprawdę trzeba bo prostu być niedoinformowanym, żeby uważać że szukanie związku z ED to szukanie dziury w całym.

I dobrze, niech sobie populacja będzie niedoinformowana - nie można znać wszystkiego. Ale jeśli ktoś wypuszcza kampanię, to oczekuję że wysiłek zostanie włożony nie tylko w chwytliwe hasło.
Ascaia, zgadzam się, że 'chamiejemy', że nie używamy już tak ładnej polszczyzny jak niegdyś, tak samo jak umarła np. sztuka kaligrafii. Przykre, ale niestety takie mamy czasy i jest to raczej nie do zatrzymania.
Tak jak wspomniałam wcześniej - w mojej ocenie 'brzydki', potoczny język, który się upowszechnia, nie ma wpływu na agresję słowną. Upowszechnianie pewnych 'zakazanych' czy brzydkich słów powoduje zwykle spadek ich siły przekazu. Jeszcze jak byłam mała słowo 'zajebisty' było uznawane za przekleństwo, dzisiaj słyszy się je nawet w telewizji. Nie oznacza już nic więcej niż 'super fajny', na nikim nie robi większego wrażenia. Myślę, że podobnie jest z innymi słowami, które wchodzą do języka potocznego. Nie uważam, że nawet ktoś, komu ten język 'schamieje', z tego powodu zacznie być agresywny słownie. Może jego wypowiedzi nie będą piękne, ale jeśli jest dobrze wychowany to brzydki język nie wyzwoli w nim nagle jakiejś brutalności wobec innych, chęci dokopania komuś. Bez względu na to, czy mówimy popisową polszczyzną, czy rynsztokowym slangiem, w mojej ocenie nie ma to związku z tym, jak traktujemy drugiego człowieka. I jedni i drudzy jak będą chcieli, to wbiją komuś szpilę.

Co do Twoich pytań, co można zrobić, by lepiej się rozumieć 'internetowo'? Chyba trzeba po prostu zachować dystans, nie brać wszystkiego do siebie, uwzględniać specyfikę komunikacji wirtualnej i jej ułomności, jeśli się nie jest pewnym cudzych intencji to lepiej nie zakładać np. z góry, że są one złe i nie odpowiadać od razu atakiem. Dwa razy pomyśleć, zanim się napisze coś niemiłego.

EDIT:busch, dzięki, przejrzę co wysłałaś. Być może ja też mam nieco zaburzoną perspektywę, bo przesiedziałam trochę w gabinecie lekarza rodzinnego ale też po różnych oddziałach i naprawdę ogromna ilość osób z problemem nadwagi oczekuje złotej tabletki, która za nie zrzuci nadmiarowe kilogramy. Ludzie niestety się bardzo rozleniwili. Chcą mieć efekt, magiczny lek, który załatwi ich problemy, nie dając zupełnie nic od siebie, nie podejmując żadnego wysiłku. Nie mówię już nawet o aktywności fizycznej. Nawet dietetyk jest problemem. Ba, problemem jest nawet zmiana nawyków żywieniowych na ciut zdrowsze. Bo ktoś lubi smażone mięso, bo kocha pierogi. I ktoś dalej na Ciebie patrzy zza biurka ze znakiem zapytania w oczach, że dopasujesz jakieś rozwiązanie do jego sytuacji. A nie da się bez zaangażowania drugiej strony. Może za dużo takich ludzi widziałam, może to gdzieś we mnie siedzi, denerwuje mnie i dlatego podoba mi się ta akcja.
Busch
Mam do Ciebie ogromną prośbę...nie używaj słowa "Grażka".
Proszę Cię w imieniu wszystkich Grażek, które"grażkami" nie są.
Jeśli już rozmawiajmy o empatii, rozumieniu, wrażliwości to oszczędź tego wszystkim fajnym kobietom o imieniu Grażyna.
Przepraszam ...ale musiałam. Za pierwszym razem przemilczałam.
Nie zgodzę się. Może nie jest to "powód", ale moim zdaniem brzydki język ułatwia, wyzwala wbijanie szpil. Coś w stylu metody drobnych kroków. Takie są moje obserwacje. Bardzo skrótowo rzecz ujmując - ktoś najpierw pozwala sobie mówić "ku...wa" jako przecinek, a za jakiś czas wyrywa mu się "Ty ku...wo" do kogoś. Jakoś tak "samo leci".

(ps. dla mnie "zaje..." nadal jest wulgarne, nadal mnie razi - o właśnie, nie napiszę pełnym słowem, nie przechodzi przez klawiaturę, może użyłam go kilka razy w naprawdę dużych emocjach i zawsze mnie później "paliło w język"😉

Hmmm... zachowanie dystansu i niebranie wszystkiego do siebie, itd to raczej ogólne zasady dobrej dyskusji bez względu na jej formę (bezpośrednia czy internetowa). 
Chyba, że masz na myśli, że dyskusje internetowe należy traktować nieco "przez palce"? Z przymrużeniem oka?
busch   Mad god's blessing.
17 stycznia 2019 20:57
szemrana, "Grażka" miała być skrótem myślowym do osoby niezaburzonej, "normalnej", bez specjalnych problemów z odżywianiem, której plakat nie rani, która może jest adresatem kampanii ale raczej dlatego, żen ie miała czasu tak bardzo uważać na dietę itp. itd., absolutnie nie w jakimś pejoratywnym znaczeniu ale przestanę bo faktycznie nie jest to jakieś specjalnie fortunne formułowanie tej myśli :kwiatek:
Ascaia, no to w takim razie trzeba by się odwołać do jakichś obiektywnych badań, bo dla mnie jak ktoś jest dobrze wychowany to 'plytki' język w otaczającym świecie tego nie zmieni. Tzn nikt z tego powodu nie odkryje w sobie nagle chęci do 'gnojenia' drugiego człowieka.
Dla mnie to co piszesz o tych małych krokach przypomina trochę opinię, że jak ktoś zapali marihuanę to za chwile sięgnie po twarde narkotyki i zostanie regularnym ćpunem. Jak wiemy nie znalazło to potwierdzenia w rzeczywistości.

Co do internetowych dyskusji to ja zachowuję dużo większy dystans niż normalnie bo wiem, że intencja piszącego niekoniecznie musi się zgadzać z przekazem. Bo to zwykle są same słowa. W normalnym kontakcie stanowią one tylko jakiś procent komunikatu. Tu musimy się oprzeć wyłącznie na tym procencie, plus ewentualnie jeśli odwiedzamy jakieś forum regularnie i 'znamy' mniej więcej użytkowników to możemy celować, czego się po nich spodziewać.
Fakt. Chętnie bym wnioski z takich badań przeczytała.
A'propos marihuany - były takie badania? Bo tak z praktyki życia codziennego to chyba nieco inaczej to wygląda. Że jednak "łatwiej" wchodzi się w kolejne używki. Od razu doprecyzuję - nie mam na myśli tego, że jeśli ktoś raz zapali marihuanę to już na pewno się stoczy, zaćpa, zapije, itd, ale że to przełamuje pewną barierę i "skraca" decyzję o kolejnym kroku w coś mocniejszego. Analogicznie jak to brzydkie słownictwo a agresja słowna - jeśli ktoś przeklina to nie znaczy, że na pewno zacznie stosować mowę nienawiści, ale przeklinanie ułatwia "wskoczenie" na taki poziom wypowiedzi.

Co do reszty Twojej wypowiedzi - chyba się już powtarzamy. 😉
dea   primum non nocere
17 stycznia 2019 21:14
Mnie jest dużo łatwiej w dyskusjach pisanych, odkąd przestałam zakładać, że ktoś chce mnie kopnąć w kostkę. Teraz mam robocze założenie, że ludzie chcą się dogadać, wręcz często mają coś podobnego na myśli, a nieporozumienia wynikają z niedoskonałości komunikacji. Trening przeszłam nie na forum, tylko na komunikatorach internetowych z bliskimi mi ludźmi. Ile razy mnie tam coś pocięło do żywego, a potem się okazywało, że nie to autor miał na myśli... Nauczyłam się, głęboko odetchnąć i się zastanowić, czy to się da zinterpretować jakoś inaczej. Zadziwiająco często się da. Tu na forum, mimo poglądów nie zawsze popularnych, nie kojarzę, żeby dotknęła mnie jakaś jatka. Chyba już ostro nieczuła jestem 😉

Polecam, ułatwia życie sobie i innym. I nawet to często nie jest kolorowanie rzeczywistości. Ludzie naprawdę często chcą się dogadać. Nawet jak ktoś coś złośliwego chlapnie, to często za moment chce rozmawiać normalnie. Nie warto eskalować. A jak ktoś naprawdę chce być złośliwy, to się mu nie daje satysfakcji, pozwalając na wyprowadzenie z równowagi, więc też sukces.

Co do języka niekoniecznie literackiego... Na forum nie stosuję, ale w robocie (90% mężczyzn) to przecinki się sypią na równi z zapożyczeniami, nieraz wybitnie koślawymi celowo, podteksty czają się w każdym kącie. Taki slang lokalny. Wszyscy to rozumieją, nikt się nie obraża. Koleżanka, która przyszła niedawno, na razie tylko słucha. plus dla niej, nie strzela teatralnych fochów, więc wygląda na to, że się do nas nadaje. Wszystko zależy od kontekstu i umowy grupowej.
dea, tchniesz nadzieją! 😀
Moje doświadczenia są odwrotne niestety (miałam takie nastawienie pozytywne, ale zostałam go skutecznie pozbawiona 😉 ). Ale mam nadzieję, że jeszcze do mnie powróci takie zaufanie do ludzi.

Co do języka grupy. To chyba jednak coś innego w małej grupie, znającej się bezpośrednio. Wiesz, pomimo, że mój dział organizuje warsztaty, konkursy słowa, itd to między sobą też mamy slangowe wyrażenie, niepoprawności. Dodatkowo ja i moja rodzina celujemy w nowosłowach, które wchodzą do użycia w moich grupach. 😉
Tylko że cały czas odnosimy się do tych rozmów internetowych czy kampanii społecznych obecnych na ulicach i w mediach. Inny nośnik niż rozmowa bezpośrednia. A warto by było się jednak klarowanie porozumiewać.
Ten temat mnie nurtuje od kilku dni, ciekawie się złożyło, że wypłynął teraz także na forum. 
dea   primum non nocere
17 stycznia 2019 21:42
No nie, jak można sobie w historii poczytać, na forum przecinków używam klasycznych 😉 tylko mówię, że nie jest tak, że z takiego słownictwa automatycznie wynika wzajemna agresja itp. Nasz zespół działa całkiem sprawnie i konfliktów nie ma jakichś szczególnych. Z jednym kolegą czasem wymienię pół żartem pół serio jakąś szpilę, jak przegnie, ale zaraz wracamy do pozytywnej komunikacji. Nie eskaluje się. Trochę jak z koniem, grozi nogą, to dostanie szybkiego w zadek, ale jak grzeczny, to ja też miła jestem  😎

Co do tego zrozumienia na forum, to ma dwie strony. Z jednej, założenie, że ludzie nie mają misji, żeby Ci dokopać (dystans), ale z drugiej, trzeba zrozumieć, że czasem pewien styl wypowiedzi albo powtarzanie czegoś może ludzi drażnić. Inaczej mówiąc, czasem warto odpuścić i zauważyć też, jak inni czytają to, co my piszemy, nie tylko interpretować to, co oni piszą. W końcu piszemy z nimi, do nich, więc nie jest najważniejsza jakaś własna racja na górze (po co?), tylko zrozumienie się. Takie moje przemyślenia 🙂
Tak jak napisałam dwa posty wcześniej do vanille, - "brzydki" język nie jest jednoznaczny z przejściem w agresję, ale przyśpiesza tę drogę, łamie bariery (w mojej opinii oczywiście).

Ad. drugi akapit
"chodzi o to by się zrozumieć" Jasne, zgadzam się z Tobą w 100% (też to już padło na tej czy poprzedniej stronie). Problemem jest tylko by takie nastawienie szło od obu stron dyskusji, a o to ciężko.
Tylko zobacz, że jest pewien paradoks w tym, co napisałaś. Mamy się zrozumieć, ale powtarzanie może drażnić... Więc jak osiągnąć ten cel główny? Jeśli są niespójności językowe, w doświadczeniach, a przez to szwankuje interpretacja? Jak bez powtarzania, "obracania w głowie i na języku" tematu dojść do tego by wszyscy członkowie dyskusji uchwycili sens?
Popatrzmy też na to w kontekście co zostało teraz w tej dyskusji napisane, co napisała szemrana, tunrida czy vanille (te przykłady mam w głowie, jeśli kogoś pominęłam to niespecjalnie) - spłycając nieco ich wypowiedzi wychodzi mi na to, że dyskusja internetowa powinna być szybka, w tempie, niekoniecznie aż tak "wiążąca", itd. "Inna" w formie i zaangażowaniu niż dyskusja bezpośrednia czy internetowa, ale ze znajomymi bezpośrednimi.
Czy da się spełnić te warunki jednocześnie? Skoro mamy inne słownictwo, inne doświadczenia, a z drugiej strony dyskusja nie powinna być taka... drążąca (? - dobre słowo?) to jak osiągnąć wspólny pułap porozumienia i interpretacji?

Jeszcze co do stylu wypowiedzi... Tu jest szerokie pole do polemiki. Jakie jest naczelne wręcz hasło psychologiczne? "Bądź sobą!" 😉
Zawsze znajdzie się ktoś komu dany styl nie będzie odpowiadał. I pytanie czy zmienianie się pod rozmówce nie jest swego rodzaju "oszustwem"? Czy nie jest nieszczerością, udawaniem, nakładaniem maski tylko po to by się przypodobać i/lub osiągnąć swój własny cel? Czy to jest dobry kierunek?


Z innej beczki, bo to się nadaje do "nie ogarniam" czyli nie rozumiem czyli nie pojmuję/kojarzę/chwytam 😉

Szum wokół nowej reklamy Gillette.
https://www.youtube.com/watch?time_continue=1&v=koPmuEyP3a0

Ponoć oburzyła mężczyzn i jednocześnie oburzyła feministki.
Obejrzałam i... nie łapię co w niej można interpretować jako obrażanie kobiet (jak już to prędzej widziałabym w tym rzeczywiście stereotypizowanie "męskiego mężczyzny"😉. A tymczasem rano ujrzałam...
post na facebooku
Ja napiszę z pozycji osoby aktualnie bardzo otyłej. Otyłej absolutnie nie na własne życzenie. Otyłej z wielkimi problemami zdrowotnymi.
I teraz z ręką na sercu - ile z Was by powiedziało/pomyślało pod nosem "taaaaaaaaaaaa, na pewno wpieprza 10 czekolad dziennie, a potem idzie po złotą tabletkę na odchudzanie, bo jest leniwa".
Ba! Ja usłyszałam od lekarza, u którego byłam, że mam iść do Naturehouse, bo tam pomagają takim ludziom jak ja.
Wizyta u endokrynologa (kolejnego) wyglądała jak w tym dowcipie:
-Musi pan więcej spacerować, kim pan jest z zawodu?
-Listonoszem.

W tym momencie (chyba) mam anoreksję, bo nie mogę patrzeć na jedzenie, zmuszam się do przełknięcia czegokolwiek. Mój bilans dzienny to 700, może 800 kalorii... I to, do tego się zmuszam.

Więc odnoszę wrażenie, że w całej tej dyskusji osoby szczupłe, czy z małym nadmiarem kilogramów, które nigdy nie borykały się z takimi problemami, zawsze w podświadomości będą miały teksty takie, jakie napisała vanille, że to są LENIWE OSOBY i WIĘKSZOŚĆ jest takich.

Taka kampania żryj/żyj jest beznadziejna i gdyby coś takiego było u mnie w mieście, to pewnie ryczałabym za każdym razem w domu (i tak w zasadzie mam depresję). Wyobrażacie sobie grubą osobę, jak stoi pod takim plakatem na przystanku, jak widzi wzrok debili i głupich ludzi, którzy ją oceniają w myślach?
pokemon, kiedy zaczynałam szukać pomocy gdy ruszyła u mnie niedoczynność tarczycy to kilku lekarzy po kolei mówiło właśnie takim językiem "no niech się Pani przyzna - żre się chipsy i dojada pizzą w nocy" - to jest dosłowny cytat.

Co więcej - nawet kiedy schudniesz, a masz za sobą takiego doświadczenia, jeśli byłeś "grubasem" to na zawsze zostaje w głowie. Możesz mieć BMI w dolnej granicy, mogą znajomi pytać "czy Ty jesteś chora, bo taką masz twarz zasuszoną już" a Ty się nadal nie lubisz jeść przy ludziach - bo przecież "żresz"...
Taka kampania żryj/żyj jest beznadziejna i gdyby coś takiego było u mnie w mieście, to pewnie ryczałabym za każdym razem w domu (i tak w zasadzie mam depresję). Wyobrażacie sobie grubą osobę, jak stoi pod takim plakatem na przystanku, jak widzi wzrok debili i głupich ludzi, którzy ją oceniają w myślach?


Dziękuję Ci za ten post, bo to ja poruszyłam temat tej kampanii i ja oceniłam ją negatywnie i szkodliwie, właśnie przez wpływ na osoby z zaburzeniami odżywania (a takich zaburzeń jest wieeele, wiele) - a cała reszta osób, które się udzieliły hucznie uznały, że nie widzą problemu. A ten problem jest i dopóki kogoś nie dotknie, to będzie popierał i akceptował taką formę przekazu.



Swoją drogą, wczoraj mój terapeuta przyznał mi stuprocentową rację odnośnie szkodliwości tej kampanii. Czyli ze mną i z moim myśleniem jest wszystko w porządku  🙂
Pytanie jak mamy się porozumiewać (nie tyle ja-Ty, co ogólnie ludzie) i rozumieć skoro słowa tracą swoją wartość, tracą znaczenie. Żeby się z sukcesem komunikować kod musi być zbieżny dla wszystkich.

Nie jest lepszym rozwiązaniem używać słów zgodnie ze słownikiem skoro takowy powstał? 😉

Ale jest przecież coś takiego jak kontekst. Co innego słowo samo w sobie, a co innego słowo w jakimś tekście.  Na tym m.in. polega bogactwo języka – ze to samo można wyrazić na rózne spoosby, a nie tylko przepisując słownik.

A skoro ta sama firma wymyśliła inne hasło czyli "jedz bezpiecznie", które spełnia swoją rolę; skoro do konkursu zgłoszono grafiki niosące przekaz, ale bez tej dozy "brzydkości" to czy to ŻREĆ jest potrzebne?


Ja np nie rozumiem, co to znaczy "jedz bezpiecznie" i do mnie to nie przemawia. Bo co to jest jedzenie bezpieczne? To, którym się nie zatruję lub nie otruję? W życiu by mi nie przyszło do głowy, że może to mieć to samo znaczenie co „nie obżeraj się”. A przecież słowo żryj ma wywoływać szybkie skojarzenie, a nie rozwiązywanie zagadek typu „co autor mial na myśli”.  Poza tym takie hasla muszą być krótkie, bo mało kto na ulicy, w przelocie, będzie czytał wypracowania i prowadził ich analizę. 

Averis   Czarny charakter
18 stycznia 2019 09:17
Ascaia, link strasznie rozjechał forum.
dea   primum non nocere
18 stycznia 2019 09:52
Ascaia kto jak kto, ale na pewno ja nie sugeruję, żeby zmieniać się pod publikę. Moja główna dewiza to szczerość. Chodzi mi bardziej o takie coś: rozmawiasz o grawitacji z zawodowym fizykiem i z trzyletnim dzieckiem. Chyba nie będziesz mówić tego samego? Dostosujesz wyraz do rozmówcy, żeby zostać zrozumiana. To krańcowy przykład. Jak widzisz, że mówisz w sposób A i to ewidentnie nie trafia, to możesz pomyśleć dlaczego i ująć kwestię inaczej. Powtórzenie tego samego, nawet dużymi literami raczej nie pomoże 😉 aż mi się przypomniała akcja sprzed kilkunastu lat. Międzynarodowy pokaz lotniczy w Pruszczu, w jednostce wojskowej. Goście z zagranicy. Pani pilot chciałaby zatankować swoją maszynę. Próbuje dopytać pracowników obiektu, a oni tylko po polsku. My, uczniowie liceum, stoimy i słuchamy, jak pracownik kolejny raz powtarza, WOLNO I DUŻYMI LITERAMI, te same polskie słowa, a w oczach pani narasta bezsilność 😉 podeszliśmy i tłumaczyliśmy, od razu się udało dogadać.
Averis, przepraszam, pisałam z kompa i wydawał się krótki. Teraz lepiej?

W sumie przecież jesteśmy grupą statystyczną - więc tak z ciekawości:
Ile wśród Waszych znajomych jest osób, które są otyłe bo świadomie jedzą byle jak? Które - mówiąc stereotypowo - tu batonik, tu McDonalds?

Z innej beczki, bo to się nadaje do "nie ogarniam" czyli nie rozumiem czyli nie pojmuję/kojarzę/chwytam 😉

Szum wokół nowej reklamy Gillette.
https://www.youtube.com/watch?time_continue=1&v=koPmuEyP3a0

Ponoć oburzyła mężczyzn i jednocześnie oburzyła feministki.
Obejrzałam i... nie łapię co w niej można interpretować jako obrażanie kobiet (jak już to prędzej widziałabym w tym rzeczywiście stereotypizowanie "męskiego mężczyzny"😉. A tymczasem rano ujrzałam...
post na facebooku



Powiem szczerze, że też nie bardzo wiem, co złego w tej reklamie, dla mnie właśnie pokazuje, że mężczyźni powinni pokazywać chłopcom, że stereotypowe zachowania męskie (macho) nie są dobre, że należy je zmieniać. Że chłopcy i mężczyźni nie mają prawa traktować seksistowsko kobiet, stosować przemocy wobec słabszych ( i w ogóle) itd. Nie widzę tu nic złego, może ktoś mi wytłumaczyć?
majek   zwykle sobie żartuję
18 stycznia 2019 10:16
Ascaia, dobre pytanie, wlasciwie to nie znam nikogo takiego. Wszystkie osoby z nadwaga jakie znam (no moze oprocz mojego taty) sa non stop na diecie, zawziecie spaceruja i generalnie `cos ze sobia robia`. Raczej nie podjadaja. Chyba, ze faktycznie robia to po katach. A zeby bylo smieszniej, to dziewczyna, ktora u mnie w pracy siedzi biurko obok zjada cos (bardzo czesto slodkiego) co dwie godziny. Tu snickersik, tu mala paczka chipsow, babeczka do kawki itd. Oprocz tego normalny full lunchyk (typu penne z kurczakiem, albo idzie na kebsa z frytkami).  Nosi rozmiar 36. 

Ja tez przezylam (przezywam) przybranie na wadze ze wzgledow zdrowotnych - z 55 - 60 kg do wieku okolo 27 lat, mam 176 cm wzrostu - nagle przybylo mi drugie tyle. Po ogarnieciu tarczycy i glodzeniu sie (serio) spadla polowa nadwyzki. Nadal walcze (raz mniej lub bardziej, juz jem normalniej zeby nie bylo i staram sie biegac) i nie moge sie doczekac menopauzy, bo wszystkie kobiety w mojej rodzinie wtedy spadaly na wadze  (nie no to oczywiscie zarty).
Ale nie mozna powiedziec, ze sie obzeram, o nie.

A w macu to robie siku albo ew. pije kawe w trasie
majek ja jem jak ta twoja znajoma z pracy i jestem szczupła :P i czesto słysze jak moge tak duzo jeść. no ale ja jem dosc czesto bo co dwie godziny, tez jem niezdrowe jedzenie z macka czy obiad o 20, no ale oprocz tego duzo sie ruszam.
i w moim otoczeniu nie ma typowych grubasów bo duzo jedza i nic nie chca z tym robić, jak juz to jest to na tle zdrowotnym
Z mojej najbliższej rodziny na 5 osób 4 jeśli mają problemy z nadwagą ( w tym ja) to tylko dlatego że żrą. O znajomych się nie wypowiem bo aż tak ich nie znam. Do mojej rodziny plakat żryj pasuje.
majek   zwykle sobie żartuję
18 stycznia 2019 10:33
tunrida,genetyka? 

A tak a propos plakatow - w temacie odchudzania to moj ulubiony:



(masz dosyc bycia grubym i brzydkim? badz tylko brzydki!)
Powiem szczerze, że też nie bardzo wiem, co złego w tej reklamie, dla mnie właśnie pokazuje, że mężczyźni powinni pokazywać chłopcom, że stereotypowe zachowania męskie (macho) nie są dobre, że należy je zmieniać. Że chłopcy i mężczyźni nie mają prawa traktować seksistowsko kobiet, stosować przemocy wobec słabszych ( i w ogóle) itd. Nie widzę tu nic złego, może ktoś mi wytłumaczyć?


Mnie drazni, bo jest okropnie patetyczna, przerysowana i w ogole taka 'Murrican 😉

Natomiast to, co sie odjaniepawla w komentarzach to jakas porazka 🤔wirek: hurr durr trzeba byc samcem alfa a nie soy boyem w rurkach, a wy baby pozalujecie, jak przyjdzie wojna! I jeszcze oskarzenia, ze reklama jest anti-white, bo pozytywna postacia jest jakis czarnoskory koles. Btw faktycznie ci prawdziwi mezczyzni to silne i logiczne istoty, nie zeby wpadali w histerie z powodu durnego 1,5 minutowego filmiku na youtube :P

Ascaia, wiekszosc znajomych z relatywnie niewielka nadwaga, takie dziewczyny z boczkami 😉 to raczej podjadacze, syndrom jeszcze jednego kawalka i "o, moze skoczymy na frytki ?". Zreszta sama swoja nieco bulkowata posture zawdzieczam wlasnie bezmyslnemu jedzeniu, i nie mowie tu o orgiach spozywczych z ciastkami w ilosciach paczkowych :P ale o jeszcze troche ziemniakow do obiadu, jeszcze jednej kanapeczce i jednej muffince po pracy, bo jedzenie jest takie dobre a ja tak ciezko sie wysilam przeciez 😉

Natomiast ludzi z problemami z otyloscia znam tylko z jakims tlem zdrowotnym, hormonalnym etc. Jedna laske z "rodzinna" otyloscia i podejsciem do jedzenia w klimacie ED. Statystyka w mikroskali ofkors.
W ogóle nie znam nikogo kto się żywi w McDonald's. Żeby być za grubym starczy pakować w siebie kluchy, sery, ciastka, kotleciki do obiadu o 1,5 za dużo, piwo itd.
Z osób z dalszej rodziny które widuję to jest właśnie problemem. Za duze ilości zbyt kalorycznego jedzenia. A widać to na imprezach, spotkaniach rodzinnych, wakacyjnych itd.
kokosnuss, rozwiniesz sformułowanie "murrican"?

ps. znowu a'propos słów - przykro mi jak czytam to "odjaniepawlać" 🙁 Jan Paweł II jednak był kimś ważnym i to takie... szarganie Jego pamięci w moim odczuciu.
W moim najbliższym gronie 7 osób (w tym dwoje dxieci) otyłych jedzących niezdrowo.
Z tej siódemki jedna w tej chwili chudnie spektakularnie po wykryciu cukrzycy. Na nowo uczy się co jeść.
Oprócz tego jedna z Hashimoto, która ma co prawda nadwagę ale bez otyłości.
I jeszcze ja jestem.... Całe życie mogłam żreć ile chciałam ale zawsze jadałam zdrowo.. Trzy lata temu waga powolutku zaczęła piąć się w górę. Mam 165 cm i całe życie ważyłam ok 59 kg.
Przy 5 kg nadwyżki poszłam się badać. Mam guzy na tarczycy i dużą nadczynność. Tak, tak wiem ...podobno przy nadczynności się chudnie  😁
Zanim zdiagnozowano co się dzieje nadwyżki było już 7 kg.
W tej chwili zostało mi do zrzucenia 4 kg.

I jeszcze jedno. Jak zaczęłam łazić po lekarzach i mówiłam, że tyję to patrzyli jak na idiotkę.
Jeden mówi do mnie ....ale przecież Pani nie jest otyła, no bez przesady.
A ja do niego powiedziałam....czyli mam przyjść jak przekroczę setkę ? I wtedy dostanę opiernicz, że nie przyszłam wcześniej.
Dostałam te skierowania na badania i potem do specjalistów.

Ps. Mój mąż jest bardzo szczupły. Jeszcze 10 lat temu ważył sporo ponad stówkę przy wzroście 188cm.
Wcale nie był umięśniony a kości ma drobne.
Kiedyś skrytykował jakąś otyłą kobietę w tiwi. Wkurzyłam się. Powiedziałam mu, żeby spojrzał w lusterko zanim cokolwiek powie o innych.
10 lat temu zaczął wychodzić na spacery, potem na truchtanie. Po 4 latach ukończył pierwszy w życiu maraton... miał wtedy 62 lata.
Dzisiaj waży 76 kg. Do pracy i z powrotem (w sumie ma 12 km) biega, czasem jeździ na rowerze. 3 razy w tygodniu gra w tenisa. 2 razy w tygodniu jeździ podbijać na scianę. Waży się codziennie. Jak przybywa... zwiększa dawkę ruchu i redukuje ilość jedzenia.
pokemon, nadwagę w Polsce ma (dane z 2017) 64% mężczyzn i 49% kobiet. Teraz może być więcej. Czyli jest tych osób więcej jak połowa nas wszystkich. To ogromny problem społeczny i ogromne wyzwanie dla służby zdrowia. Wszystkim osobom, które nadmiarowe kilogramy 'zawdzięczają' chorobie BARDZO współczuje, BARDZO trzymam kciuki i zawsze jestem gotowa wesprzeć takie osoby chociażby dobrym słowem. Nigdy nikt ode mnie na wstępie nie usłyszy, że wygląda jak wygląda bo jest leniwy, nie mam też takiej myśli jak widzę osoby z otyłością - zwłaszcza z naprawdę dużą otyłością, nie z boczkami wylewającymi się zza spodni czy dwoma fałdkami na brzuchu. Przy dużej otyłości lub dziwnej otyłości (czasem widać od razu, że sylwetka jest efektem choroby, czasem od razu można podejrzewać jakie to mogą być zaburzenia) tym bardziej zwykle zapala się lampka, że za tym MUSI stać jakiś problem zdrowotny. Patrząc jednak na większość osób, które być może chciałyby pozbyć się paru kilo (bo jednak nie jest tak, że połowa naszego społeczeństwa jest chora), to myślę, że większość z nich osiągnęłaby swój cel po prostu zmieniając nawyki żywieniowe/jedząc mniej/jedząc zdrowiej, ćwicząc, ruszając się więcej. To, że prowadzimy obecnie bardzo niezdrowy styl życia - niedobre, przetworzone jedzenie w dużych ilościach, przemarsz z domu do samochodu/na przystanek i z przystanki/auta do pracy/sklepu jest faktem i wydaje mi się, że własnie z myślą o takich osobach powstała taka kampania. Być może niefortunnie.
Rzeczywiście po waszych uwagach uważam, że autor czy raczej osoby oceniające konkurs, od których oczekiwałoby się większego rozeznania w temacie niż mamy my, przeciętni Kowalscy, powinny się dwa razy zastanowić i uwzględnić również oddziaływanie tej kampanii na osoby chore.
Znam uczucie frustracji i bezradności, bezsilności, kiedy się walczy i nic z tego nie ma (choć w innej dziedzinie niż odchudzanie). Sama w takich sytuacjach ryczę w poduszkę. I naprawdę cenię sobie takie wymiany poglądów jak tutaj, bo jako ludzie oceniamy świat z własnej perspektywy, ewentualnie możemy nauczyć się patrzeć na świat z perspektywy naszych bliskich, znając ich sytuację i doświadczenia. Ja nie mam w otoczeniu najbliższym osób z ED więc przyznam szczerze, że nie sądziłam, że taki plakat może wyzwolić aż takie emocje.

I tak btw to ja też kiedyś usłyszałam od lekarza tekst, że mam wysoki cholesterol bo na pewno obżeram się hamburgerami w Mc. I wówczas dla mnie jako nastolatki też było to krzywdzące i poczułam się przez kogoś oceniana i zawstydzana. Bo akurat jako dziecko/nastolatka byłam z rodzicami w takim miejscu dokładnie 2 razy w życiu. Moja mama ma odkąd pamiętam świra na punkcie zdrowego i chudego jedzenia, piło się u mnie wyłącznie wodę, ciast się nie piekło... więc żywione byłyśmy bardzo dobrze. Po prostu mimo szczupłej sylwetki problem cholesterolu jest u mnie dziedziczony od strony matki i ta uwaga wtedy była dla mnie nie na miejscu. Dlatego ja tak nigdy do ludzi nie mówię, nikogo z góry nie oceniam. Jako lekarze mamy jednak dostęp do wszystkich danych odnośnie pacjenta i wiemy, kto jest 'leniwy' i wymaga zmotywowania, a kto jest chory.
Wydaje mi się, że osoby z nadwagą, u podstawy której leży rzeczywiście jakiś bardziej złożony problem zdrowotny niestety zbierają żniwa tego, że zbyt wiele osób używa tego jako wymówkę. Tzn jest to bardzo wygodne wyjście dla osób, które po prostu nie chcą chudnąć, nie potrafią się odpowiednio zmobilizować ale jednocześnie uwiera je fakt, że mogą być oceniane przez innych jako leniwe. Więc wtedy często pada 'a skąd wiesz, że nie jestem chora?'. Trochę tak jak z depresją. Każdy jak ma gorszą chwilę to mówi, że ma depresję. I później jak ktoś faktycznie w naszym otoczeniu ją ma lub podejrzewa, że ją ma, to istnieje ryzyko, że zbagatelizujemy problem i zasadzimy tekst pt. weź się w garść, jakoś to będzie. I nie ze złej woli, po prostu nie zdajemy sobie sprawy z tego, że akurat ta jedna osoba na kilka/naście/set osób, wokół których się obracamy, rzeczywiście ma problem, o którym mówi.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się