"Nie ogarniam jak..."

Ja tez od takiej pensji zaczynalam, ale to bylo 11 lat temu 😉 Od tego czasu ceny wszystkiego mocno poszly w gore.

Infantil 1400 zl w Warszawie za kawalerke to chyba bez oplat i po farcie 😉
amnestria   no excuses ;)
24 maja 2018 11:03
Wynajem nory w Warszawie to chyba 1400, jak patrzę na ceny aktualne to jest to chyba już kurde 1600 🙄 bez opłat
Masakra.

Zgadzam się z infantil i ashtray. Jest pewna granica jednak przyzwoitości. I nie widzę żadnego honoru w tym, żeby pracować za grosza, za które ledwo da się wyżyć. Moja asystentka na dzień dobry dostała 3k netto na umowę o pracę, dziewczyna kumata, kończy studia, nie ma doświadczenia prócz jakichś zleceń drobnych. Jedyne czego wymagam to języka C1 i umiejętności pracy pod presją czasu, no i zaangażowania. Reszty ją nauczę. Nie wyobrażam sobie jej dać najniższej krajowej.
kokosnuss, wystarczy byc super dobrym 😀 wtedy firmy same sie zgłaszają z dobrymi zarobkami. Jak sie nie jest super dobrym, to trzeba jednak obniżyć trochę wymagania 😀


Strzyga, powiedz mi cos, czego nie wiem 😉 btw mam wrazenie ze cos innego mamy na mysli, co w sumie logiczne biorac pod uwage roznice wieku, doswiadczenia zawodowego etc miedzy nami 🙂

Rzecz w tym, ze zostanie super dobrym kosztuje. Oczywiscie sa umiejetnosci, ktore mozna nabyc samodzielnie - jezyki etc. Chociaz nawet tu zdobycie jakiegos potwierdzenia tych umiejetnosci potrafi kosztowac. Ale wiekszosc hard skills wymienialna jest na twarda walute, czy to w formie kursow, szkolen, studiow czy wlasnie stazu, mega niskoplatnej pracy. Bo jak warunkiem rozwoju jest bezplatny staz czy praca ponizej mozliwosci wyzycia z pensji, to trzeba zwyczajnie miec kase, zeby do tego biznesu dolozyc.

A za dojazdy i parkingi place sama od zawsze, jakbym miala takie wymagania to jak nic nasyp i mirabelki... no nic, sie zachcialo zostac self made manem to czasem boli to, jak brutalna bywa rzeczywistosc 🙂

Edit. Jak ktos chce dac mi prace to znam 3 jezyki biegle, 4 jesli polski sie liczy, bo seplenie jak cholera 😂 glupawka mnie chyba dopada z tego wszystkiego 😉
Moon   #kulistyzajebisty
24 maja 2018 11:12
Strzyga, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia - weź porównaj, chociażby miasto czy mieszkanie samemu/z rodzicami/z chłopakiem/współlokatorem.
I więcej, myślę, nie trzeba dodawać.
W Krakowie mamy mieszkanie (kawalerka) w dosc spoko standarcie za 1600 zl, z oplatami wychodzi 1800 zl. Wiec jakbym mieszkala sama, to juz za taka pensje nie mialabym co jesc, za co sie umyc i w co sie ubrac 😉 To jest ta godnosc? 🤣 No moze luksus, w porownaniu z tym, ze niektorzy mieszkaja w chatkach bez kanalizacji albo w kamienicy ze wspolna lazienka na korytarzu.
1800 zl jest ok jak mieszkasz z rodzicami, ale nie kazdy chce i ma takie mozliwosci 😉
dla singla mieszkającego samemu, gdzie 1600- 1800 idzie na rachunki, to moim zdaniem 3 tyś to minimum.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
24 maja 2018 11:35
Moon, dlatego ja  napisałam na początku, ze abstrahuje od tego wszystkiego, pisałam tylko o parkingu, ze 120 zł to nie jest jakiś dramat i samochód to nie podstawa bytności człowieka. Tak jakby, lotniska są dobrze skomunikowane.
Strzyga a jechałaś kiedyś na warszawskie lotnisko na modlinie?  😂
Albo na jakiekolwiek inne o 3 nad ranem bez samochodu/taksówki?

I 120 zł za parking przy zarobkach 1800 zł to jest dramat.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 maja 2018 11:52
infantil o rany, na dojazd tam to wydałabyś całą tę pensję  😵 Szkoda, że niektórych bolą cztery litery, że ludzie chcą przyzwoicie zarabiać.
Wydaje mi sie, ze przez to, ze sa ludzie, ktorzy uwazaja ze 1800 zl za caly etat to spoko pensja, takie wlasnie stawki sa proponowane 😉
Akurat ja szłam na rozmowę na Chopina, ale rozbawiło mnie stwierdzenie o dobrych dojazdach na lotniska  🙂 

ashtray amen!
Nie chodzi przecież o parking za 120 sam w sobie ale w zestawieniu z zarobkami to śmiech na sali żeby jeszcze za parking płacić zarabiając 1600 czy 1800 zł...

Edit: widzę że pisałam równocześnie.

A samochód to już dawno luksusem nie jest, no chyba, że Mercedes 😀
madmaddie   Życie to jednak strata jest
24 maja 2018 12:21
Strzyga, ja mieszkam w centrum miasta i niedaleko przystanku tramwajowego. Do jednej pracy, do której jeżdżę zazwyczaj częściej mam 15, do drugiej jakieś 30 min (a od pierwszej 15, są po drodze). Na uczelnię też mam chwilkę. Nie opłaca mi się mieć samochodu. Ale jakbym chciała dojeżdżać np. do Fabryki Porcelany, gdzie są fajne firmy z fajnymi ofertami pracy, to już muszę mieć samochód, bo inaczej bym jechała milion lat. To samo jak jestem w domu w małej miejscowości (do którego się zastanawiam, czy nie wrócić trochę pooszczędzać, bo ceny w Katowicach zaczynają się równać z tymi krakowskimi) - bez auta do miejscowości oddalonej 20km mogę jechać z 3h. Bo nie ma połączenia.

Averis   Czarny charakter
24 maja 2018 12:32
Dla singla mieszkającego samemu w Warszawie 3 tysiące to minimum. Ja w ramach tego miałam jeszcze konia i było bardzo mocno na styk. Oczywiście na śmieciówce.
amnestria   no excuses ;)
24 maja 2018 12:45
Inna sprawa, że przy UoP za głupie 3K netto pracodawca musi zapłacić niemal dwa razy tyle. I się dziwić potem pracodawcom (zwłaszcza MŚP), że nie chcą zatrudniać na umowę o pracę czy dają jakieś fatalne wynagrodzenia 🙁
Ja się szczęśliwie wyprowadziłam z Warszawy dobre 2 lata temu.  Ja i mąż oboje pracujący+ dziecko w wieku wtedy przedszkolnym + wynajęte mieszkanie.
Mąż zarabiał jak na Warszawę całkiem dobrze, ja najniższą krajowa na umowę o pracę.  Żyliśmy na styk, bez żadnych fanaberii, kin teatrów , wyjazdów weekendowych.
Nie było mowy o większym oszczędzaniu. Ja do pracy w godzinach szczytu na Mokotowie 12 km pokonywałam czasami nawet i w godzinę komunikacją miejska. Mąż na drugi koniec Warszawy jechał prawie 2 godz.
Wyprowadziłam się 80 km od Warszawy, do pracy mam 7 km jadę kilka min, mąż do pracy ma 3 km. Szkoła rzut beretem, stajnia 5 km od domu. Wszystko w zasięgu ręki. Obydwoje mamy pracę, mieszkanie na kredyt. Stać nas na to aby zaoszczędzić, wyjść do kina , wyjechać sobie na weekend . A jak mi się nudzi to pakuje towarzystwo w auto, i weekend spędzam w Warszawie u mamy.
Na pewno jest tak, że Warszawa, Kraków, Trójmiasto (Katowice?) - to jednak inna bajka. W wielu aspektach życia, w stylu życia, itd.
Tam takie 3 tys netto wydaje się bardzo skromnym budżetem. Dla mnie 3 tys. na rękę to już kwota zupełnie przyzwoita, czułabym się wtedy bezpiecznie i stabilnie finansowo.
Samochód ostatnio staje się sporną kwestią. Chyba taka moda nastała by kwestionować sens jego posiadania. U mnie w mieście jest silne lobby anty-samochodowe. I w sumie ekologiczne argumenty są logiczne, ale... nie przekonuje mnie, że komunikacja miejska i/lub rower są w stanie zastąpić własne auto. 
Oj u mnie tez słyszę coraz częściej głosy o ograniczeniu ruchu w mieście, tzn w Centrum. Jako mieszkaniec ścisłego centrum miasta zgadzam się z tym, sama po Śródmieściu samochodem nie jeżdżę (tylko chodzę 😉), ale samochody mamy dwa i oba są potrzebne...
amnestria   no excuses ;)
24 maja 2018 13:11
W śródmieściu faktycznie bieda, ale tak poza to auto się przydaje. Odkąd mam prawko i auto to jestem w stanie ogarnąć więcej rzeczy - jechać do rodziców, gdzieś z psem, do stajni, na większe zakupy. Nie traktuję samochodu jako luksus. Choć przy tych cenach paliwa... 😉
Mieszkalam w duzym miescie bez auta, potem mialam motocykl, potem jeszcze maz auto sluzbowe. Plusy bez auta sa takie, ze codziennie ma sie ruch (u mnie 8 mil w jedna strone było). No i mozna wypic pare piwek i wracac rowerem (w UK nie sa na to tak cieci jak w PL) czy metrem. Minus to niewątpliwie zrobienie wiekszych zakupow (zgrzewke wody z lokalnego marketu nioslam 20 minut z buta), czy chocby to ze leje deszcz (do metra trzeba dojsc a rowerem dojechać). No i wypady za miasto sa malo osiagalne. Motocykl rozwiazuje kwestie wypadow za miasto i czesciowo zakupow. Natomiast komfortowo sie zrobilo w momencie kiedy zamiast upychac zakupy na siedzeniu pasazera i zapinac na bungee modlac sie zeby nie spadly na rondzie (raz smazylam schabowe na wydechu  :lol🙂, moglismy je po prostu wrzucic do auta meza. Wiec do przezycia wlasny transport w mieście nie jest potrzebny, do komfortowego funkcjonowania juz tak.
Ja dziś tak właśnie pomyślałam, że jakbym zarabiała te 2500 to by mnie nie było aktualnie stać, żeby zatankowac samochód te 2x w miesiącu... masakra co to się dzieje 🙁
amnestria, dokładnie tak, czas zaoszczędzony przez jazdę samochodem jest warty każdej złotówki wydanej na paliwo.
Jedyne co to widzę, to co pisze karolina_ - mam mniej ruchu takiego w codziennym życiu.
W sumie punkt widzenia zależy od punktu siedzenia... Mieszkam na kolonii wsi, do wsi jest 4 km spod domu - jest przystanek pkp. Ok, ale pociąg jest 6 razy dziennie (3 razy w jedną, 3 razy w drugą stronę) o tak poronionych porach, że jak byłam zmuszona jeździć nim do pracy (auto się posypało) to spóźniałam się na swoją zmianę i potem musiałam wcześniej wychodzić, żeby zdążyć na powrotny, bo następny dopiero po 21 - a wychodziłam z domu o 5. A mam psy, konie... no nie dało się. Ok, jest jeszcze przystanek tzw. okejek (czyli busików zrobionych z transporterów, sprinterów longów i tym podobnych, zwykle mają po 15-20 siedzeń). Ale przystanek, od zrobienia obwodnicy (z 9 lat będzie) jest... martwy. Kiedyś czekałam na nim 3 godziny, w zimę, przy -15, żeby dojechać do szkoły (technikum, od ukończenia gimnazjum gimbusem, który zajeżdżał do wsi, nie szło dojechać -przepełniony, a po gimnazjum - nie przysługuje). A. I do tego przystanku mam 8 km. Z czego 4km do wsi przez błota totalne, bo gmina ma w d. drogę - ważniejsze jest położenie 200 metrów asfaltówki w miejscu, gdzie mieszka jeden z radnych  🙄 Innymi słowy, ok, nie płacę czynszów czy kredytów za dom w którym mieszkam, za wodę też nie - własna studia, za kanalizę też nie - własne szambo. Ale to, co miesięcznie oszczędzam na takich kosztach, wkładam w samochód i dojazdy. Każda sprawa, typu zakupy, załatwianie spraw w urzędach, do lekarza, do weterynarza ze zwierzakiem itd. każde wyjście z domu - wymaga samochodu. I bez dobrego rozplanowania, typu: jadę do miasta, więc jadę z rana i obskakuję 5-10 miejsc gdzie mam coś do załatwienia jednego dnia - się nie obejdzie, bo koszty dojazdów zjadają całe zarobki w innym wypadku.

Takich jak ja są setki, tysiące albo i setki tysięcy - patrząc w skali chociażby województwa. Do tego jestem jeszcze młoda i w miarę sprawna i zdrowa - a co mają zrobić Ci, którzy mieszkają w takim miejscu jak ja, ale : mają małe/chore dzieci; są w średnim-starszym wieku/są schorowani/zniszczeni przez lata pracy fizycznej? I dla takich osób auto to podstawa bytu, a nie luksus (i często jeżdżą 20-25 letnimi trupkami, bo na więcej - nie stać. Auta psują się niemiłosiernie przez mamtowdupizm gminy w stosunku do dróg - przynajmniej w moim powiecie... - a to generuje koszty naprawy. Im starsze auto, tym mniej elektroniki i debilnych rozwiązań mechanicznych, więc i prościej naprawić = tańsze naprawy, da się żyć i auto przegląd też przejdzie.)

Zaś w mieście (mieszkałam 3 lata, miejscowość ma maks. 15000 mieszkańców) - auto było niepotrzebne. Komunikacja z miastem wojewódzkim ok, do przystanku "początkowego" okejek 2 km (mieszkałam na obrzeżach, przystanek jest w centrum), do sklepów blisko, do szkoły blisko, do tego chodniki - nie trzeba było się przedzierać przez chaszcze, żeby omijać błoto (głębokości takiej, że te większe koła od ciągników do połowy znikały - normalka na aktualnej drodze dojazdowej, szczególnie jesienią). I to, co zaoszczędziłam na nieposiadaniu w tym czasie samochodu - kosztowało mnie wynajmowanie mieszkania i opłacanie rachunków za to, co "u siebie w lesie" miałam właściwie za darmo (woda, szambo zamiast kanalizy i tak dalej).

Także podsumowując: mieszkając w mieście uznawałam posiadanie auta za niepotrzebny luksus, a mieszkając u siebie "w lesie" (czyli na kolonii wsi) uznaję za artykuł wręcz pierwszej potrzeby - bo bez niego nie zarobi się na życie. Mało który pracodawca będzie tolerował "spóźnianie się" do pracy i wychodzenie wcześniej - ja sobie dostosowałam grafik, bo był elastyczny i nadrabiałam uciętą godzinę - dwie w sobotę, pracując dodatkowe kilka godzin, żeby wyrównać wypłatę.  Teraz, co prawda, pracuję zdalnie - ale już mój facet dojeżdża codziennie 20 km w jedną stronę.
Ja to chyba żyje jednak w dużym mieście, bo nie widzę szans utrzymania się za mniej niż 3000 miesięcznie. No nie ma jak. Znaczy, jak człowiek pokombinuje to za 2500 może, modląc się, żeby ząb nie rozbolał i nie zachorować, bo wtedy zęby w parapet, albo szczaw. Najmarniejsza kawalerka z opłatami, w stanie "dziadek-gierek i karaluchy gratis" to 1200zł, coś przyzwoitego to już 1400 minimum. Za małe mieszkanie (sypialnia+salon z kuchnią) w normalnym standardzie i niezłej lokalizacji płacę z P. 1800zł. Mieszkam w Zielonej Górze, która do największych nie należy 😉 Niestety, bardzo aspiruje do dużego miasta cenowo, nie bardzo pensjami.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 maja 2018 14:42
No jasne, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia! Jak ktoś pracuje w biurowcu w centrum Gdańska to może sobie myśleć, że można żyć bez samochodu, no i super  🙂

W sumie jakbym pracowała w centrum to zdecydowanie wolałabym poruszać się bez auta. To daje ogrom wolności i możliwości  😉 Ale jako że pracuję na zadupiu, kończę o 16, a z kolei o 16.30 mam obowiązek być po drugiej stronie Warszawy, to już mogę sobie gdybać i psioczyć na auto, ale jazdy nim nie przeskoczę  🙂 Komunikacji miejskiej u mnie nie ma. Rowerem próbowałam - dojazd zajął mi 2 godziny, bo trzeba przejechać 25 km przez całe miasto, w tym pełno skrzyżowań, świateł.. trzeba być jakimś nadczłowiekiem żeby pokonać ten dystans w 30 minut  😉 W dni, kiedy nie muszę pędzić dalej po pracy, zawsze jeżdżę rowerem  💘 Gorzej jak w zimie zasypie mi drogę i robi się niebezpiecznie. Ale cóż, w innym wariancie mogłabym iść co najwyżej z buta, bo komunikacji miejskiej brak  😉 (jeśli ktoś zastanawia się jakim cudem w Warszawie może nie być komunikacji miejskiej to zapraszam do mojej dzielnicy  😂 Albo chociaż na jej forum, tam często ludzie uwielbiają o tym pisać). Na szczęście za dwa lata ma do nas dotrzeć rower miejski..
1400 - 1600 zł za wynajem kawalerki... Kurteczka, ale ludzie drą z innych. Straszne to.
Moje opłaty życiowe na swoim 2-pokojowym mieszkaniu (z ratą, z internetem/tv/komórką włącznie) to średnio 1 200 zł. Rozumiem, że opłaty czynszowe w większych miasta są wyższe, ale no chyba nie aż tak?! Czyli ludzie taki robią narzut, żeby zarobić? 
amnestria   no excuses ;)
24 maja 2018 14:45
Ja za czynsz płacę 800 zł (warszawskie Bielany) w 47 metrowym mieszkaniu 😉
Za 1400 + opłaty 3 lata temu wynajmowałam mieszkanie na Woli. 26 metrowe 😀


Mieszkanie, mieszkaniem, ale ogólnie koszty życia są większe. Jedzenie jest droższe między innymi 🙁 Możliwości więcej, zarabia się więcej, ale i więcej się wydaje.
O cholercia! Ale przebitka! Bo Warszawa... ziemia taka cenna, że powinniście chyba zamiatać za sobą kroki, żeby jej nie pobrudzić. 😉
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 maja 2018 14:49
Ja płacę za czynsz plus rachunki około 1000zł miesięcznie.

7 lat temu za wynajem 3-pokojowego mieszkania płaciłam 2300zł (rozkładaliśmy to na 3 osoby). Rok temu jak szukałam mieszkania w tej samej lokalizacji, to nawet na 2-pokojowe w tej cenie nie było szans. Skończyło się na tym, że musiałam wynająć sobie pokój, bo zwyczajnie nie było mnie stać  🤔 Pokój - 850zł i była to świetna okazja. To strasznie demotywujące kiedy dorosły, pracujący człowiek musi dzielić mieszkanie z obcymi ludźmi, bo nawet nie stać go na wynajem  🤔
amnestria   no excuses ;)
24 maja 2018 14:55
No ziemia akurat jest tutaj cenna 😉 I coraz więcej inwestycji, a Warszawa rośnie - z czego jako rodowita warszawianka - przyznaję jestem dumna 😉 A do opłat się faktycznie przyzwyczaiłam. Przy czym no nie ma takiego przełożenia na inne regiony, że zarabiasz 4K to są to jakieś "kokosy" -> to taka ledwie przyzwoita wypłata. Nie poszalejesz.
W zasadzie dopiero po ostatniej podwyżce, która należała mi się jak psu buda, mogę sobie komfortowo żyć, że stać mnie na konia, na utrzymanie siebie, na psa, na auto i na wakacje.


smarcik, dopiero co wróciłam z NYC, korzystając z okazji wybrałam się na stand-up. I jeden z prowadzących to był gość 40+, który mówił, że ma "roomies", a mieszka na Brooklynie. A nie na Manhattanie. Jest to bardzo popularny model życia, bogaczy stać na apartamenty na Upper East Side, reszta żyje w 3 pokojowych mieszkaniach w 6 osób.
Ja bym była sfrustrowana na maxa.
Averis   Czarny charakter
24 maja 2018 15:01
Dlatego ja trochę oszukałam system, bo...wzięłam kredyt. Mam malutką kawalerkę w odnowionej kamienicy i ze wszystkimi opłatami, kredytem i czynszem wychodzi mi za nią zimą (mam własne ogrzewanie gazowe) 1250 zł, a latem 1150 zł. Z góry uprzedzam - kredyt dostałam na umowę o dzieło 😉 Wiele osób pukało się w głowę, że kredyt to głupota i że skończy się moje życie. A po 3 latach wciąż uważam, że to był najlepszy ruch mojego życia. Nie mogę mieszkać z kimś, chyba że byłby moim partnerem. Wcześniej wynajmowałam kawalerkę w okolicy i płaciłam za to wszystko jakieś 1400 zł.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się