Depresja.

Idzie jesień a wraz z nią pogorszenie nastroju. Czy ktoś z Was przechodził depresję? Po czym poznać u siebie, że coś złego się dzieje i nie pomylić z zwykłą chandrą? Jak sobie pomóc i jak przede wszystkim nie dopuścić do depresji?
Edytka   era Turbo-Seniora | Musicalowa Mafia
23 września 2009 14:32
moja była wspołlokatorka cierpi na depresje, nie stale, co jakis czas (np raz na rok) ma nawroty. siedzi w domu, nie odzywa się, odcina się od swiata, duzo placze, bardzo duzo spi, dodatkowo czesto zaglądała do kieliszka.
co robic? przy depresji pomoze tylko odpowiednia pomoc lekarska. natomiast znajomi i bliscy mogą tylko probowac wyciagnąc z domu, wyjsc do kina, na spacer, imo trzeba robic wszystko zeby taka osoba jak najmniej siedziala sama.
Niestety wydaje mi się ze mam tę "przyjemność".. od dłuzszego czasu.
Nie jest to na pewno takie powazne stadium ze jak mam 'nawrót' to nie wychodze z domu x czasu. Wychodze. Ale ciezko jest rano wstac, jeszcze ciezej nie połozyc sie za chwile spac, czasami mam wrazenie ze kiwnięcie palcem jest ponad moje siły.
Nie zamierzam sie jakos specjalnie nad sobą uzalac i obchodzic sie z sobą jak z jajkiem bo "przeciez mam depresje wiec to wszystko usprawiedliwia", ale jednak fakt faktem ze niektóre dni bywaja na prawde ciezkie.  Raczej nie chwilowa chandra bo mam to od dłuzszego czasu, a tak dosc zauwazalnie od ok roku.
Dobiły mnie pewne sytuacje bardzo dla mnie wazne, a na które nie mam wpływu stad pewnie wrazenie ze zycie wymyka mi sie spod kontroli. Sa to bardziej takie problemy emocjonalne, bo paradoksalnie - jak cos bardzo psuje mi sie w zyciu, cos co wymaga działania i na co mam wpływ to sie tak bardzo nie 'rozsypuje' tylko biore w garść.
Na pewno pomaga spotkanie z przyjaciółmi, nawet na zwykłe ploty, najlepiej w gronie kilku ulubionych osób, zeby było kameralnie i wesoło, na jakis czas złe mysli sie wyłączają. Mnie osobiscie od razu przybywa energii. Oprócz tego poukładanie pozornie błahych spraw, cokolwiek - posprzątanie pokoju, zaplanowanie czegos, wyznaczenie celów, mimo ze takie planowanie kłóci sie z moja chaotyczna osobowoscia to jednak pomaga. Zapełnienie sobie dnia zajęciami tez niegłupi pomysł.
No i niezmiennie - konie  🙂 mimo ze czasem siedze na koniu i mysle po co mi to wszystko, w danej chwili nie czuje sie szczesliwa, to jednak pozniej wiem ze było warto jechac, a nie siedziec w domu.
Na pewno pomoc psychologa jesli juz powazniejsza sprawa. Ja na szczescie mam objawy na tyle lekkie ze obejdzie sie. I po prostu nie wyobrazam sobie siebie w sytuacji w której miałabym ruszac sprawy o których nie chce mówic i to przed obcym człowiekiem. Mysle ze bardziej by mnie to rozsmieszyło i poirytowało niz pomogło.
U mnie dochodzi jeszcze na pewno niskie cisnienie - zazwyczaj waha sie w okolicach 90/60 wiec czasem jest na prawde problem ze wstaniem z łózka i utrzymaniem sie przy zyciu, jestem potwornie zamulona i otępiała.
Ciekawi mnie tez jak sie mają te wszystkie srodki farmakologiczne, moze rzeczywiscie ulgą byłby jakis 'deprim' etc?
Depresja to bardzo ciężka choroba i jest jej bardzo wiele rodzajów. Zwykła chandra z powodu jesieni to nic z porównaniu z depresją.
Evson ja też ciśnienie mam jak ryba. Kłopot ze wstawaniem to norma. Ostatnio jednak kilka osób powiedziało, że się zmieniłam. Mało mówię, często "odlatuję" myślami, nie mam ochoty na kino, znajomych. Nawet gdy jestem gdzieś zapraszana, to robię wszystko, żeby zostać w domu. A nie byłam typem domatorki. Zastanawiałam się nad tym i faktycznie od dłuższego czasu nie przypominam sobie, żebym się z jakiegoś powodu ucieszyła. Od kilku tygodni nie mogę spać, mam koszmary senne, a dzień potworne bóle głowy  😕..
Powinnam się ogarnąć, ale mi się nie chce  🙄
kujka   new better life mode: on
23 września 2009 18:31
ja chyba mialam przez prawie rok, nie poszlam do lekarza, ale wyciagneli mnie z tego bliscy, przyjaciele. do osoby z depresja strasznie ciezko jest dotrzec, chyba to jest najwiekszy problem z ta choroba.
Depresje to szeroka grupa afektywnych zaburzeń psychicznych, które wymagają leczenia psychiatrycznego.

Depresja endogenna – depresja jednobiegunowa, charakteryzująca się trwałym obniżeniem nastroju i motywacji o niejasnych przyczynach. Leczenie depresji endogennej jest konieczne jest ona bowiem często przyczyną popełniania samobójstwa przez chorych. Depresje endogenne nie są wywoływane przez żadne czynniki zewnętrzne. Chory bez wyraźnej przyczyny zaczyna nagle odczuwać przygnębienie, niechęć do działania i życia. Jedną z odmian depresji endogennej jest depresja lekooporna, której leczenie środkami farmakologicznymi jest praktycznie niemożliwe.

Depresja dwubiegunowa – zaburzenie afektywne dwubiegunowe. Depresje te często nazywane są też depresjami maniakalnymi. W chorobie tej, chory przechodzi przez kolejne fazy – depresji i manii. Pomiędzy fazami następują okresy względnego spokoju. Depresje dwubiegunowe towarzyszą pacjentom przez całe życie.

Depresja reaktywna – depresja o klasycznych objawach która pojawia się w wyniku reakcji na trudne, traumatyczne wydarzenie - śmierć, utratę dorobku życiowego, pracy. Depresje reaktywne można wyleczyć. Leczenie depresji reaktywnej przebiega podobnie jak w przypadku depresji endogennej, przy czym niekiedy wystarcza sama psychoterapia. W ramach depresji reaktywnych można wyróżnić wiele odmian – depresje poporodowe, depresje inwolucyjne (wieku starczego) czy depresje sezonowe, związane ze zmniejszoną ilością słońca.


http://depresje.org/

Depresja to nie tylko problemy emocjonalne, z choroba to wiążą się również różne zaburzenia fizyczne. Nie jestem przekonana czy ktoś kto naprawdę cierpi na depresję jest w stanie sam się z niej "wyleczyć".
bera7 ja mam to samo + ciągle jem, jem, jem bez końca. Nie moge się na niczym skupić, podejmowac jakichkolwiek decyzji. Ciągłe uczucie jakiejś pustki, zastanawiam się jak dużo się zmieniło. No i jeszcze jak co roku stałam się więźniem coraz zimniejszych wieczorów,
herbaty i kołdry. Wszystko to sumuje sie i .... bu. Lipa.
No nic może to tylko reakcja na złą passę. Pożyjemy, zobaczymy.
Wybaczcie, ale moim zdaniem większość z was myli objawy bardziej przypominające zwykłą chandrę niż prawdziwą depresję.

Chorowałam na depresję dwukrotnie w życiu. W drugiej klasie liceum i 5 lat później.
Za każdym razem lecząc się farmakologicznie minimum przez rok (za drugim razem trwało to ok 20 miesięcy).

Nie życzę nikomu popadnięcia w taki stan, bo wiele się przy tym traci, a leczenie nie jest wcale takie proste i łatwe. I często skutki jego bywają tymczasowe.

Mnie po depresji obecnie pozostał "ślad" w postaci zespołu jelita drażliwego, skłonność do naduzywania leków oraz strach za każdym razem kiedy coś dramatycznego mnie w życiu spotka czy dam radę się z tego otrząsnąć i czy choroba nie wróci.
kujka   new better life mode: on
23 września 2009 19:03
a czy do depresji mozna miec predyspozycje dziedziczne?
kujka, mogę Ci powiedzieć tylko z własnego doświadczenia - tak 🙁

Laguna, skoro chorujesz na depresję to powinnaś wiedzieć, że nie wolno bagatelizować tego, że ktoś u siebie zauważa objawy depresji. Bo jeśli trafisz na chorego może to przynieść dużo złego 🙁

przeszłam, a co najważniejsze wyszlam z depresji...
nikomu nie życzę
kujka   new better life mode: on
23 września 2009 19:25
abre, no wlansie zastanawialam sie na podstawie obserwacji swojej rodziny.
Depresja to potworna choroba. Niszczy życie, potrafi w stosunkowo krótkim czasie zmienić człowieka we wrak. Człowiek chory zniechęca do siebie innych i trzeba być naprawdę silnym psychicznie by z taką osobą obcować i nie pozwolić jej się stoczyć. Straszne jest też to, że jak Kujka wspomniała, często jest to choroba rodzinna - osoby z jednej rodziny mogą mieć podobne skłonności a jeden chory w rodzinie może pociągnąć za sobą innych.
To nie tylko jesienny smutek ale poczucie osamotnienia, bezsensu, odseparowania, narastające lęki, fobie i pogarszające się zdrowie (nerwica, wrzody, spadek odporności).
Jak ją rozpoznać? Najlepiej porozmawiać z psychiatrą (nie psychologiem).
Robaczek M.   i jej gniade szczęście:)
23 września 2009 19:55
Moja mama przechodziła... straszna sprawa. Naprawdę.
Raz na pół roku miała nawroty, które poprzedzał "atak". Duszność, uczucie gorąca, drgawki, zdenerwowanie. Na to pomagał zastrzyk i przechodziło. Ale po tym przychodził czas na leczenie. Psycholog, tabletki. Wyszła z tego i narazie nie powraca od 4 lat.
Najgorzej Jej było odstawić leki. Bała się, że to powróci i...zaczynało się od nowa.
Choroba okropna, której nie wolno bagatelizować.
W anglolandii często popadam w takie stany przedłużonej chandry, związane głównie z pogodą i z oddaleniem od tego co dla mnie najważniejsze.
Do tego stopnia, że jak już mam jechać do tej nieszczęsnej anglii to naprawdę potrafię popadać w histerię. Teraz do wyjazdu zostało mi 2 tygodnie i już ryczę na samą myśl o tym.

Depresji jako takiej nigdy nie miałam, nie leczyłam się też nigdy na żadną z moich chandr - chociaż z niektórymi może powinnam była machnąć się do lekarza, bo 2 miesiące chodzenia jak żywy trup bez żadnych emocji tylko ze łzami w oczach to już się naprawdę kwalifikuje 🤔  ale zawsze jeszcze znajdowałam w sobie gdzieś siłę, żeby dać sobie kopa w wiadome miejsce i wrócić do świata żywych. Mimo, że było to naprawdę trudne. Ale zawsze w ostateczności jeszcze potrafiłam - w każdym razie do tej pory - się przekonać, że od jojczenia, płakania i zamknięcia się w pokoju nic się nie poprawi i lepiej nie będzie.

Poza tym, no wiecie, trzeba myśleć pozytywnie - w końcu co by się nie działo, zawsze może być gorzej  😁

trzymajcie się smutaski chandrowo-jesienno-smutno-depresyjne i nie podjadajcie, bo to niezdrowo  :kwiatek:
Kaprioleczka, najgorsze są chyba te stany euforyczne, kiedy przez krótki czas człowiek czuje, że może góry przenosić. Wtedy dół jest jeszcze głębszy.

Ja też mam niskie ciśnienie. Gdy czuję, że będzie źle dzień zaczynam od red bulla i czekolady - kofeina + hormon szczęścia 😉 Tylko jak potem człowiek patrzy w lustro... 😁
Kaprioleczka, najgorsze są chyba te stany euforyczne, kiedy przez krótki czas człowiek czuje, że może góry przenosić. Wtedy dół jest jeszcze głębszy.



Wiesz, że u mnie nawet nie - u mnie najgorszym stadium jest "bezsilność", kiedy wydaje mi się, że nic ode mnie nie zależy, i co bym nie zrobiła to i tak będzie do d...  🙄 stany euforyczne, bądź też cokolwiek co wydobywa mnie z dołka choćby i na minutę, to jest taki impuls, który pomaga mi kopnąć się tam, gdzie plecy się kończą i wziąć do roboty - to tylko kwestia skumulowania kilku takich stanów euforii 😉
dla mnie najgorzej jest, jak wydaje mi się że cały świat wali mi się na głowę, a ja nie mam na to żadnego wpływu i nie mogę zrobić nic by to uratować.
heh, widać, w którym stadium jestem dzisiaj. Pogoda się popsuła, humor sklęsł. Ale jeszcze nie jest tak źle. Czeka mnie dużo pracy w najbliższych dniach i staram się nie łamać. Choć podejmowanie tak trudnych życiowych decyzji jakimi są kolory fug wczoraj mnie przerosło  😁
Gillian   four letter word
23 września 2009 21:09
ja nie wiem czy to co mam, to już depresja czy nadal jeszcze po prostu mega dół.
W najgorszym okresie przesypiałam całe dnie, budziłam się tylko po to, żeby sobie powyc w poduchę względnie pojechac do konia. W lepszych okresach takich jak np teraz skupiam się na tym, żeby wycierac łzy, które same płyną, postarac się na chwilę przestac myślec o tym, jak bardzo nie chce mi się życ i jak bezsensowna jest moja dalsza egzystencja bez szans i widoków n cokolwiek lepszego.  Najgorsza jest bezsilnośc. Że tak już zostanie, że nic się nie da zrobic, że po co to wszystko. W jeszcze lepsze dnie nagły napad euforii bez powodu, po czym po równi pochyłej na saaaaamo dno...

I tak już 2 lata.
Gillian, kochana idz do psychiatry i to jak najszybciej.
Gillian   four letter word
23 września 2009 21:21
funkcjonuję, daję radę, sprawdzam się w pracy na 100%, niczego nie zawalam = lekarz zbędny.
kujka   new better life mode: on
23 września 2009 21:22
Gillian, przeczytaj to co napisalas w poprzednim swoim poscie, poczytaj swojego pb i jeszcze raz pomysl nad wizyta u lekarza...
o tak , ale zameczysz sie  a tak to ci ulzy. lekarz nie zjada, serio , serio.
Gillian   four letter word
23 września 2009 21:26
pójdę i co mam powiedziec? panie doktor, kurde, życie jest ciężkie, nie ma lekko, ale tak to zazwyczaj w nim bywa? trzeba dawac radę, po prostu TRZEBA. Jest źle, jest kijowo, ale jest.
Myślisz, że będziesz pierwszą osobą, która do tego lekarza przyjdzie i powie mu, że mu ciężko? Że nie potraktuje poważnie? Że nie ma narzędzi, żeby pomagać? A najpierw przeprowadzić rozpoznanie, w czym rzecz? Dobrze iść do lekarza, choćby po to, żeby wykluczyć depresję (serio, nie każdemu ją "wmawiają"😉. No chyba, że lubisz mroczno-heroiczną pozę 😉

Edit.
Z depresją ani u siebie, ani u bliskich nigdy nie miałam do czynienia. Ale już stany lękowe widziałam. I wiem, jak takie "niewidzialne" choroby potrafią męczyć, niszczyć i obezwładniać. I widziałam, jak skutecznie potrafi pomagać fachowe leczenie. (Akurat w widzianych przeze mnie przypadkach farmakologia, biofeedback, rozpracowanie z psychologiem sposobów na zastąpienie destrukcyjnych mechanizmów myślenia i działania takimi, które będą lepiej służyć człowiekowi.) Choroby różne, przebiegi różne, leczenie na pewno też. Ale zawsze lepiej dać sobie pomóc...
kujka   new better life mode: on
23 września 2009 21:35
powiedziec ze obawiasz sie iz dotknela Cie depresja, poprosic, zeby powiedzial co on o tym mysli i ewentualnie poradzil, co z tym dalej robic? co Ci szkodzi pojsc, chocby ten 1 raz?
Gillian   four letter word
23 września 2009 21:39
ja po prostu przyjmuję, że każdemu jednemu jest pod górę ale różne są sposoby radzenia sobie. Jeden się weźmie w garśc i daje sobie radę zadowolony z życia, a drugi będzie siedział i smutał. Jestem niedostosowana, ot co 🙂
co z tym dalej robic? powie mi, że mam się ogarnąc i szukac pozytywów, zmienic otoczenie i unikac stresów. Kaman, żeby to było takie proste...
Gilian, tylko wybierz dobrego lekarza. Sprawdzonego przez kogoś wcześniej.
Ja w swoim najgorszym okresie poszłam do lekarki - i to był błąd. Po 4 wizytach u niej ryczałam bez przerwy i bez powodu, dostawałam histerii z błahych powodów lub bez powodu. Lekarka utwierdziła mnie w przekonaniu, że jestem beznadziejna, że moje życie jest do bani i że nie da się z tym nic zrobic, a dobre momenty nie mają znaczenia bo i tak przeminą. i że właściwie skoro mi źle to nie nadaję się do społeczeństwa. poza tym też że jęczę i że powinnam się wziąć w garść. a no i jeszcze że dorabiam sobie spiskową teorię dziejów do wszystkiego.
teraz jak mi źle to sobie o niej przypominam i jak pomyślę, że miałabym tam znów pójść to... od razu mi lepiej. Ale znam kilka osób które po takiej "sesji" może nawet zrobiłyby sobie krzywdę. Generalnie wszystko opierało się na tym, że całą sesję mi powtarzała, jaka to ja jestem beznadziejna i że wszystko co w moim życiu złe to moja wina (rzeczy niezależne zupełnie ode mnie też), ale jak będę do niej więcej przychodziła i zostawię więcej kasy to ona mnie z tego wyleczy.
Myślę, że jakbym poszła na 5 sesję to ktoś by mnie po kilku dniach znalazł zwisającą pod żyrandolem 🙄 dopiero teraz z perspektywy czasu widzę, ile rzeczy NIE było moja winą, o których myślałam, że zniszczyłam sobie życie albo które uważałam za stracone.

DOBRY lekarz nie każe Ci się ogarnąć - jakby w depresji ogarnięcie się zależało od tego, ze ktoś Ci tak każe, to by nie było chorych na depresję. Dobry lekarz przeanalizuje z Tobą problemy, pomoże spojrzeć na nie z innej perspektywy, wypracować rozwiązanie, podejść do nich inaczej. Generalnie pokaże Ci, że to wszystko nie takie straszne i nie takie bez wyjścia.
Jeśli ktoś Ci się każe ogarnąć albo powie, że to wszystko twoja wina - uciekaj. To jest ktoś, kto w ogóle nie powinien być lekarzem.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się