Depresja.

Zarejestrowałam się...
Trzymam kciuki! ;*
mundialowa, super! Jak masz jakiekolwiek pytania czy coś to pisz pw 😉
Mundialowa, jak tam Twe samopoczucie?  :kwiatek:
buyaka, dzięki, że pytasz. :kwiatek: Jestem po wizycie, która trwała szalone 10, może 12 minut. Lekarka przeprowadziła turbo szybki wywiad, nic konkretnego nie powiedziała, dostałam jedynie receptę na Servenon. Biorę po pół tabletki szósty dzień i pewnie sobie wkręcam, ale jakoś mi lżej. Nawet zapisałam się na wirtualną sztafetę maratońską oraz myślę nad podjęciem współpracy z trenerką. Pewnie to placebo i ani ta wizyta nie mogła pomóc, ani tabletki tak szybko nie mogły zacząć działać, ale był to jakiś punkt polepszenia sytuacji. Zobaczymy tylko, na jak długo starczy mi sił.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
11 listopada 2020 08:57
mundialowa,  :przytul: a psycholog? Terapia pomaga, spróbuj kogoś znaleźć, chociażby online.
Lotnaa, tak, zapomniałam wspomnieć - 25 listopada mam mieć kontrolę u psychiatry, a 8 grudnia wizytę u psychologa.
Mundialowa, super wiesci! Ekstra, ze masz juz ustalona wizyte u psychologa! Idziesz jak burza  🏇
Ciesze sie niesamowicie, ze tak szybko czujesz poprawe!
Moga to byc same leki, ja obstawiam, ze to i leki, i swiadomosc, ze w koncu jestes na dobrej drodze  😉

Dostałam znowu leki od lekarza. 3 różne do jednoczesnego stosowania (jeden wprowadzony nowy). Poczytałam trochę i ogarnął mnie lęk, bo opis i działania niepożądane brzmią dość hardkorowo... Nie chcę podważać kompetencji mojego lekarza, ale czy ktoś mający rozeznanie zechciałby zerknąć na to okiem?
Słuchajcie, jak sobie radzić z okresami obniżonego nastroju, płaczu z byle czego czy rozdrażnienia...  🙄  co Wam pomaga?

Nie mam depresji, nie leczę się i nie chodzę na żadne terapie ale ostatnio mój nastrój mnie samą irytuje. Ogólnie rok ciężki, dużo zmian (przeprowadzka, pandemia, stres, kilka nieciekawych sytuacji w rodzinie w tym jedna gruba akcja która sprawia, że trochę na siłę jeżdzę do domu rodzinnego...) - jakoś nie mogę się z tym ogarnąć.
Mało rzeczy mnie cieszy, na szczęście biegam i mam fajnego faceta plus psa, wiec jakoś mnie to trzyma, ale często jadę do pracy i np. chce mi się płakać bo tak, bo wszystko mnie przytłacza i się nakręcam... 🙇
NIGDY tak nie miałam, ja ogólnie zawsze byłam postrzegana jako turbo twarda, nic mnie nie rusza, nigdy nie płaczę itp i dlatego mnie to wkurza!

Nie mam depresji

Ale mówisz tak, bo byłaś u specjalisty i dostałaś diagnozę w postaci braku diagnozy, czy tak mówisz, bo tak czujesz?

Jeżeli to drugie, to zaczęłabym pomoc sobie od rozmowy ze specjalistą. Bo permanentnie obniżony nastrój, brak chęci i radości oraz nakręcanie się jest alarmujące.
Nie mówię o depresji, ale jednak może najlepiej poradzić sobie z tym przy pomocy kogoś, kto wie jak radzić sobie z takimi rzeczami?  🙂
infantil
Nigdy nie byłam u specjalisty, bo przecież ja taka twarda, nic mi nie jest, wszystko spływa po mnie jak po kaczce, nic mnie nie rusza, każdy może się gorzej czuć itp 🙇  serio całe życie tak myślałam!
Jestem zdrowa, mam fajną pracę, w końcu się wyprowadziłam, zarabiam fajne pieniądze - jak ja mogę czuć się źle 😡
A przyznaję, że jak dzisiaj się rozpłakałam będąc w domu, bo siostra i babcia zwróciły mi uwagę o pierdołę, no to zaczęłam się zastanawiać czy wszystko jest okej. A taki stan niestety wraca do mnie falami od jakiegoś czasi, raz jest lepiej, a raz na maxa źle...
Averis   Czarny charakter
05 grudnia 2020 18:40
Mogę tylko doradzić bazując na własnym doświadczeniu, ale po sobie wiem, że:

1. Nie można być całe życie twardym, nie płakać i brać wszystko na klatę. W koncu psychika się podda.
2. Nic dziwnego, że płacz i poczucie bezsilnosci Cię wkurza, skoro całe życie było się siłaczką.
3. Bezilność, przygnębienie i brak sił to nie jest problem do przepracowania [s]ani wyleczenia [/s](edit: tutaj niefortunnie ujęłam - powinnam napisać - wyeliminowania, bo jeśli są objawem depresji, to ją samą oczywiście trzeba leczyć. Ale samych stanów nie da się na zawsze wyeliminować z życia na zawsze, chodzi raczej o ich chorobliwe natężenie), tylko oznaka, że jest się tylko człowiekiem i widocznie po prostu potrzebuje się pomocy i wsparcia.

A odpowiadając na to wszystko - mnie na to wszystko pomogła terapia. Aby ją rozpocząćnie trzeba mieć depresji. Wystarczy po prostu brak zadowolenia i poczucie, że życie nie wygląda do końca tak, jakbyśmy sobie tego życzyli i nie potrafimy znaleźć źródła takiego stanu rzeczy. I nie trzeba chodzić lata. Czasami wystarczy terapia krókoterminowa, która pozwoli popatrzeć na daną sytuacje z innej perspektywy. Podkreślam - nie znam Cię i mówię tylko bazując na własnym doświadczeniu. U mnie lata bycia kobietą ze stali i przekonanie, że zawsze muszę być twarda i nie potrzebuję niczyjej pomocy zaprowadziło w bardzo smutne miejsce. Z którego wychodzę, ale musiałam zderzyć się ze ścianą.
Mogę tylko doradzić bazując na własnym doświadczeniu, ale po sobie wiem, że:

1. Nie można być całe życie twardym, nie płakać i brać wszystko na klatę. W koncu psychika się podda.
2. Nic dziwnego, że płacz i poczucie bezsilnosci Cię wkurza, skoro całe życie było się siłaczką.
3. Bezilność, przygnębienie i brak sił to nie jest problem do przepracowania ani wyleczenia, tylko oznaką, że jest się tylko człowiekiem i widocznie po prostu potrzebuje się pomocy i wsparcia.

A odpowiadając na to wszystko - mnie na to wszystko pomogła terapia. Aby ją rozpocząćnie trzeba mieć depresji. Wystarczy po prostu brak zadowolenia i poczucie, że życie nie wygląda do końca tak, jakbyśmy sobie tego życzyli i nie potrafimy znaleźć źródła takiego stanu rzeczy. I nie trzeba chodzić lata. Czasami wystarczy terapia krókoterminowa, która pozwoli popatrzeć na daną sytuacje z innej perspektywy. Podkreślam - nie znam Cię i mówię tylko bazując na własnym doświadczeniu. U mnie lata bycia kobietą ze stali i przekonanie, że zawsze muszę być twarda i nie potrzebuję niczyjej pomocy zaprowadziło w bardzo smutne miejsce. Z którego wychodzę, ale musiałam zderzyć się ze ścianą.


Dziękuję Ci za ten post, jakbym czytała o sobie. To cała ja - zawsze twarda, nie potrzebuję pomocy, sama ogarnę wszystko plus wysokie ambicje i wymagania. Dlatego ten aktualny stan mnie po prostu wyprowadza z równowagi i nie potrafię tego ogarnąć 🙇  najtrudniej jest chyba zrobić pierwszy krok i przyznać się do słabości... ?
kolebka
to brzmi jak świetny materiał na naprawdę otwierającą oczy i świadomość terapię.
I zgadzam się z tym, co napisała Averis. Są terapie krótkoterminowe, tzn. interwencji kryzysowej - to jest terapia na 10-20 sesji.
Żyje się lżej, gdy nie trzeba być siłaczem całe życie i można sobie pozwolić na ludzkie słabości. Słabości, które nie mają negatywnego znaczenia. Powodzenia  :kwiatek:
Averis   Czarny charakter
05 grudnia 2020 18:55
kolebka oczywiście, że tak. Dla mnie nie było nic trudniejszego, niż stwierdzić, że nie daję rady. I wciąż mam z tym duży problem i wciążmnie irytuje, gdy na terapii mówię o tym, że coś mnie zraniło albo czegoś się boję. Tylko okazało się, że nie da się wyprzeć wybranych emocji. Jak się nie ma dostępu do tych trudniejszych, typu strach, złosć, lęk, to też przestaje się mieć dostęp do radości i szczęścia. I ja też mam super pracę, przyjaciół, konia i sporty. I co z tego, skoro moja skala emocji zamiast od 1 do 100 aktualnie oscyluje od 1 do 3. A zaznaczę, że ja już z depresji wyszłam, po prostu wciąż odgruzowuję emocje. Ale pracuję nad tym - Ty też możesz.

Mnie moje siłowanie się z samą sobą doprowadziło do depresji. Na szczęście w porę zaczęłąm się leczyć. Ale ta choroba (nie licząć rzutów wywołanych traumą) nie pojawia się z dnia na dzień. Ona się rozwija, dlatego warto działać jak najszybciej, bo naprawdę nie ma co się męczyć. Nie trzeba "zasłużyć" na terapię jakimś hardcorowym stanem. Na pomoc i wysłuchanie zasługuje każdy, kto czuje, że ich potrzebuje.

Wysyłam masę wsparcia <3
Ja przeszłam w tym roku terapię w kryzysie, moja trwała 10 spotkań. Sama terapeutka powiedziała mi kiedy koniec - jak jej zdaniem miałam już narzędzia do samodzielnego radzenia sobie z różnymi sytuacjami. U mnie czynnikiem, który mnie na terapie skierował było kilka sytuacji w pracy, ale ostatecznie o pracy były dwa spotkania, a potem zeszlo na zupełnie inne tematy. Dzięki temu jak przyszedł prawdziwy kryzys życiowy pod koniec terapii ja umiałam sobie z tym poradzić i wyszłam bez szwanku póki co, chociaż to wszystko jeszcze trwa, ale myślę, że bez terapii byłabym autodestrukcyjna wobec siebie i mój perfekcjonizm by mnie zeżarł. Tak samo to ciągle bycie silnym. Ja teraz ciągle mam jakieś słabości i w ogóle się tego nie wstydzę,nie boję i uważam za normalne. Każde emocje trzeba się nauczyć przeżywać, nas uczą ukrywania słabości, smutku, niepewności, bezradności, a potem właśnie jest tak że człowiek płaczę po kątach albo zaczyna być agresywny. Uważam że to ogromny problem w naszym społeczeństwie, ja się spotkałam z agresją klientów wobec mnie, mimo że mojej winy nie było. Teraz rozumiem że agresją ludzie po prostu maskują inne emocje, których się wstydzą albo nie potrafią okazać.

Nie mam depresji, nie mam traum, mam normalne życie, kochanego męża, wspaniała rodzinę, super pracę, hobby ale potrzebowałam tego i to była najlepsza inwestycja w siebie. Trafiłam tez na super terapeutę, w nurcie który bardzo mi pomógł. Zresztą zawsze mogę wrócić na jedno czy kilka spotkań o być może za jakiś czas będę tego potrzebowała.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
06 grudnia 2020 10:36
Cricetidae napiszesz proszę, do kogo chodziłaś? Może być na pw  :kwiatek: U mnie ponad 3 lata chodzenia, już rok bez, i czuję, że czas spróbować u kogoś innego, ale bardzo nie chcę iść na kolejną długoterminową  🙄
smarcik, napisałam pw 🙂 Ja jak szłam to zupełnie nie wiedziałam ile to zajmie, ale tez nie chciałam długoterminowo chodzić. Pamiętam, że pod koniec jak już wiedziałam, że zostają 2 spotkania i kończymy to było mi jakoś.. obco, dziwnie i smutno, ale zawsze mam to oparcie, że jak coś się wydarzy to wrócę  😉 Ale staram się pracować sama ze sobą tak jak się nauczyłam w trakcie i po terapii.
smartini   fb & insta: dokłaczone
06 grudnia 2020 20:16
kolebka, myślę, że warto nie myśleć o tych stanach jako o słabości, do których musisz się przyznawać. Nie czujesz się źle i smutno bo jesteś delikatną, wątłą dziewczynką. Jeśli masz depresję to nie kwestia 'bycia słabym' a bycia chorym. A nawet jeśli takiej diagnozy nie będzie to to nadal nie jest słabość - po prostu nie da się być kozakiem na 110% cały czas. Jak zgubi się ten balans to w końcu każda psychika się złamie.

Ja się wrzuciłam poza granice wytrzymałości całkiem szybko bo jeszcze na studiach, potem sytuacja rodzinna tylko przybiła gwóźdź do trumny. Nie byłam słaba i nie jestem, po prostu miałam okres w życiu, w którym potrzebowałam wsparcia -ludzkiego i medycznego (leki).

I powiem Ci, że dla mnie usłyszenie tego potwierdzenia 'tak, masz depresję' było jak... kamień z serca. Bo wiedziałam co się ze mną dzieje, że można się tym zająć i leczyć. A teraz jestem bogatsza o świadomość siebie, o narzędzia, by sobie radzić z gorszymi chwilami. A przede wszystkim wiem, gdzie leży moja granica wytrzymałości, ile jestem w stanie dźwignąć i że czasem trzeba sobie samej powiedzieć dość 🙂

Także trzymam kciuki, pójdź do lekarza jak z kaszlem a nie ze słabością - dowiesz się z czego wynika, jaki jest poważny i jak sobie z nim poradzić 🙂
Kolebka
Ja bym jeszcze sprawdziła tarczycę badaniem krwi.
Też jestem mocna i daję w życiu sobie radę z ludźmi i sytuacjami.
Raczej zawsze nastawiona byłam (i jestem) na działanie i rozwiązywanie problemów.
Łapki się trzęsły owszem ale zawsze PO zażegnaniu problemu.
Przyszedł jednak taki czas, że łzy leciały bez powodu właściwie.
Na tyle mnie to zaniepokoiło, że zaczęłam od badań.
Absolutnie nie odradzam psychologicznej pomocy ale tarczycę zbadaj przy okazji.
U mnie wyszła mega nadczynność i odkąd dostałam leki a wyniki się ustabilizowały wszystko wróciło do normy.
Wadliwie funkcjonujący układ hormonalny naprawdę potrafi rozwalić psychikę.


Cześć, czy możecie polecić lekarza psychiatrę w Warszawie? To będzie pierwsza wizyta i zależy mi na kimś z polecenia, żeby się nie zrazić. Z góry dziękuję  :kwiatek:
Pani Magdalena Konieczna  😉
Bardzo Wam dziękuję dziewczyny za odzew i wskazówki  :kwiatek:
Na badania tarczycowe i tak miałam iść w grudniu, porobię cały pakiet. Nadal ciężko mi się przyznać samej do siebie, że potrzebuję pomocy ale już to sobie układam w głowie i dojrzewam do wizyty... tylko właśnie, kto na pierwszy rzut ? Psycholog, psychoterapeuta ?

Chętnie przyjmę polecanych specjalistów w Krakowie  :kwiatek:
kolebka, moim zdaniem psychoterapeuta. Poszukaj kogoś, kto robi terapię w kryzysach 🙂
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
11 grudnia 2020 21:37
Przychodzę z 2 pytaniami...
1. Jak rozpoznać depresję u bliskiej osoby? Mam coraz więcej podejrzeń, że to nie jest sezonowy dołek...
2. Jak przekonać taką osobę do pomocy sobie??
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
17 grudnia 2020 13:11
Tianeptyna - ktoś miał do czynienia? Chętnie na priv  :kwiatek:
Pora na mnie?  😉 Po raz pierwszy w życiu zastanawiam się czy nie powinnam połykać jakichś leków z grupy przeciwdepresyjnych.  😵
Nie wiem czy bardziej czuję że "nic nie ma sensu", czy bardziej "wszystko mnie wkurwia". A może po prostu dopadły mnie myśli na temat przemijania i bezsens angażowania się w cokolwiek?
Wszystko robię normalnie. Napierdalam jak zawsze. Aktywność mnie nadal kręci ( treningi, koń, itd itp) Tylko wszystko bardzo łatwo mnie drażni.
Zaczęło się od choroby teściowej. Jest gównianie i nie chcę o tym mówić, bo nie ma sensu. A wiadomo że wszystko będzie na mojej głowie, jak jej się bardziej pogorszy. Już się czuję obciążona psychicznie a będzie gorzej.
Młodego chyba posłaliśmy na zbyt trudne studia informatyczne. Matma jest problemem chyba nie do przeskoczenia. Mimo codziennych korków przez net. Z programowania i zajęć tego typu jest jednym z najlepszych. A matma leży. Niby mamy plan B ( łatwiejsza szkoła) i teoretycznie nie powinno być źle. Mimo tego tak mi zalega ta jego szkoła że szok. Teoretycznie wszystko wiem, rozumiem. To jego życie, jego szkoły.  Nie dam rady za niego życia przeżyć i wszystkich kłód mu spod nóg pozabierać, a jednak....ciężko mi się z tym pogodzić. Lubię nad wszystkim panować.
Zawsze nad wszystkim miałam kontrolę w życiu. I zawsze wszystko było opanowane. A tu nagle pojawiają się sprawy nad którymi nijak nie mam kontroli. Teoretycznie rozumiem, że to normalne. A praktycznie nie mogę tego przetrawić. I źle się czuję
do tego stopnia że mam ochotę zacząć coś łykać. Coraz częściej taka myśl mi po głowie lata.
Do psychologa iść? I co mu powiem? Że życie ludzkie tak naprawdę nie ma sensu, bo i tak wszyscy umrzemy i że tak naprawdę to nie ma znaczenia czy coś zrobimy i co zrobimy, bo i tak umrzemy?
I co on mi na to odpowie mądrego, skoro to co mówię to jest święta prawda?
( chyba pora na tabletkę)
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
12 stycznia 2021 13:22
tunrida, jest dużo tematów, które możesz przepracować z terapeutą. Od właśnie podejścia do śmierci i poczucia bezsensu, po puszczenie trochę tej kontroli. Za wiele nie tracisz rozmawiając z kimś. 
Tylko że ja mam poczucie że ja wszystko wiem. A gadać aby gadać to ja nie lubię. Za konkretna jestem na takie gadanie bez sensu. Dla mnie to jest tak- wiem co robię, myślę źle? To zmienić i wykonać. I po problemie.
Nie dam rady psychicznie z kimś tak pierdolić bez sensu, bo mnie to męczy.
Zastanowię się ( bo teoretycznie rozumiem o co ci chodzi) ale zacznę od tabletki.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się