Depresja.

Dawno mnie tu nie było i nie spodziewałam się, ze tu trafię tak szybko.  😵
Przez ostatni czas rzygałam tęczą, wszystko szło znakomicie. Naprawdę, nie pamiętam czy kiedykolwiek w życiu byłam tak szczęśliwa. Sama chyba nie do końca wierzyłam, że to się dzieje...
W weekend odezwała się osoba, przez którą zaczęły się wszystkie moje problemy, przez którą wpadłam w taki dół, z którego bardzo długo nie mogłam się wydostać. Uciekłam przed nią, zmieniłam miasto zamieszkania, uczelnie. Myślałam, że pozbyłam się jej na zawsze. Byłam pewna, że już dawno się z tego wyleczyłam. Przez te prawie 2 lata zmieniłam swoje życie o 180 stopni. I od weekendu siedzę i o niczym innym nie myślę. Zastanawiam się co by było gdybym odpowiedziała (nie odebrałam telefonu, ani nie odpisałam). Chce mi się znowu płakać, robię histerię z byle powodu.. Wszyscy się mnie pytają czy się źle czuje, jestem chora bo bardzo źle wyglądam... Co mam zrobić? Leki i terapie odstawiłam (nie sama oczywiście). Jestem totalnie zdołowana. A nie mam na to czasu, jestem w trakcie sesji.  🙁
Sonkowa, bardzo współczuję. Czasem ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tego, jak wiele może namieszac znak zycia od nich, jakaś głupia wiadomość czy sms. Ja bym na Twoim miejscu wróciła na terapię. Z Twojej reakcji wynika, że nie uporałas się ze swoim demonem, a jedynie od niego uciekłaś. Problem był i wciąż jest nieprzepracowany
Tylko ja za kilka dni wyjeżdżam do domu na dwa tygodnie więc średnio ma sens pójście na spotkanie w Wawie na następne gdzie indziej.. Po prostu nie ogarniam jaki trzeba mieć tupet żeby po tym wszystkim jakby nigdy nic próbować się dobijać do mnie...
Gillian   four letter word
05 lutego 2019 22:25
Można to załatwić w krótkich żołnierskich słowach aby wy...szukiwał wiatru w polu. Nie uciekać przed toksyczną relacją tylko zerwać ją raz a dobrze. I dosadnie, jeśli trzeba.
Hej, czy ktoś może mi polecić dobrego psychiatrę w Warszawie? Ile może mnie kosztowac taka wizyta? Sprawdziłam swój pakiet w Medicover i nie ma wizyt w ogóle, a nie wiem jak długo będę w stanie czekać
Ollala odezwę się na priv  :kwiatek:
Przychodzę po radę. Bardzo mi bliska osoba ma od kilku lat stwierdzoną depresję. Trzykrotnie zmieniał leki, chodzi na terspię, ale mam wrażenie że nadal jest coś mocno nie tak. Miewa dni, że jest w stanie euforii, zmiany życia, ma bardzo duże ambicje i plany. Równie często jednak wpada w totalny dół, ma bardzo silne załamania nerwowe, histerie, urządza sceny także w miejscach pracy. Generalnie regularnie  się rusza, zdrowo się odżywia, przestał pić i palić. Wyraźnie prosi nas o wsparcie i uwagę, cała rodzina dzwoni, odwiedza go, pyta jak może pomoc. Niektórzy pomagają, niektórzy niechcący pogarszają sprawę, ale myśle ze to standard. W co celować? Inne leki? Jakaś dodatkowa terapia? Do kogo najlepiej się zgłaszać po pomoc i jak z nim o tym rozmawiać?
Atea, z Twojego opisu tak na szybko to mi wygląda na chorobę afektywna dwubiegunową.
Z tego co ja mogę polecić, to dobry psychiatra i zmiana leczenia. A ta choroba, to strasznie podstepna szuja, bo stany depresyjne mogą tak samo szybko się pojawić, jak i zniknąć. A te są najgrozniejsze ( łącznie z chęcią popełnienia samobójstwa)
"Miewa dni że jest w stanie euforii" to może znaczyć wiele rzeczy:
- to dni kiedy coś se przycpa, napije się
- to zbyt entuzjastyczny opis normalnego dobrego samopoczucia pacjenta
- ma zaburzenia osobowości dodatkowo przy depresji ( albo taki jego charakter)
- ma chorobę dwubiegunową z szybką zmianą faz (bo normana zmiana faz trwa dłużej)
Iść do dobrego psychiatry. Wejść z nim, opowiedzieć swoje obserwacje. Czesto kiedy pacjent wchodzi sam i opowiada sam co czuje, jest to tylko połową prawdy i czasami wręcz nieoceniony jest wywiad osoby z otoczenia, który lekarzowi naświetli problem w pełniejszy sposób.
Tunrida nie wiem czy to zbyt entuzjastyczny opis, zachowuje się w te dni inaczej niż dawniej kiedy nie miał depresji albo nie była na tyle nasilona by ktoś odczuł, że jest problem. Pisze o euforii bo w te dni często do mnie dzwoni albo pisze, opowiada że wie co w życiu jest najważniejsze, ze wstał dzisiaj zupełnie inaczej nastawiony do świata i, że ma takie i inne plany na swoją karierę zawodowa i relacje rodzinne. Opowiada o rodzinie, źe ją kocha, jest najważniejsza itp. No trochę jakby był na haju ale partnerka by wiedziała gdyby regularnie coś brał. Z charakteru na pewno jest szalenie emocjonalny, ja też taka jestem i jest mi z tym ciężko, ale radzę sobie, a on nie. Dziecinstwo dało nam w kość, a on był starszy i przeżywał bardziej różne rodzinne perypetie, dodatkowo jest dość egocentryczny i impulsywny. On bardzo chce być zdrowszy, szuka różnych dróg, ale jestem przerażona bo z roku na rok, moim zdaniem, ma coraz większe amplitudy tych zachowań (poza etapem kiedy jeszcze nieleczony był ciagle na etapie totalnego dola i kompletnie nie ogarniał układu nerwowego). Mam wrażenie, ze zmieniło się nieco jego osobowość. Nie wiem już gdzie jest prawdziwy on, czy istnieje jakiś złoty środek jego charakteru.

Czy ta dwubeigunowosc mogła się rozwinąć podczas depresji lub pogłębić?

Psychiatrę twierdzą ze maja dobrego, nie wiem czy uda mi się coś w tym kierunku zdziałać, ale spróbuje. Jego partnerka jest złota, ale tez ma już powoli dość bo nigdy nie wie jaki będzie danego dnia. Może poproszę ja żeby faktycznie weszli razem i pogadali o tym (podejrzewam jednak, ze on się będzie bardzo denerwował słuchając o swoich „przywarach”).
Czasami jest tak, że najpierw pojawiają się tylko stany depresyjne i rozpoznaje i leczy się depresję, a dopiero później pojawiają się stany hipomaniakalne i okazuje się że człowiek cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową. Leczy się ją inaczej. Bo podaje się stabilizatory nastroju, a leki przeciwdepresyjne rzadziej ub z przerwami. Idźcie z nim do tego lekarza na wizytę i opowiedzcie jak to widzicie z boku.
A w międzyczasie poczytaj o chorobie afektywnej dwubiegunowej i zobacz, czy tak to wygląda waszym zdaniem. Bo może to jednak nie jest dwubiegunówka a jego charakter. Jest też coś takiego co nazywa się cyklotymią.
Bez uczciwej rozmowy z lekarzem, który go prowadzi, będzie ciężko.
Ps- z twojego opisu wynika, że tak czy inaczej przydałby się mu stabilizator.
Dziewczyny,
czy któraś z Was wróciła na leki po długim czasie bez leków? Odstawiłam leki 2,5 roku temu, ale aktualnie czeka mnie powrót do psychiatry i na leki i zastanawiam się, czy tym razem organizm szybciej zareaguje, czy skutki uboczne mają szansę być lżejsze i ogóle czy fakt, że kiedyś się leczyłam ma jakikolwiek wpływ?
Po 2,5 roku nie ma żadnego wpływu ani na szybkość działania leków ani na unikanie ewentualnych działań niepożądanych. Ale wierząc że leki pomogą  ( a już przecież wiesz że pomagają) jest szansa że psychicznie poczujesz się lepiej szybciej poprzez lekki efekt placebo.
Dziękuję  :kwiatek: Tak w sumie myślałam. No nic, przynajmniej wiem czego się spodziewać.
Wiem, że to nie do końca ten wątek, ale lepszego na rv nie znalazłam. Moja bliska koleżanka przyznała mi się wczoraj, że od 10 lat choruje na bulimię. Wiem tylko ja na ten moment. Wiedziałam, że miała zaburzenia odżywiania w przeszłości, ale myślałam że to już za nią. Chciałaby zacząć coś z tym robić. Wiem, że dawno temu się leczyła, ale bez rezultatów. Ja od wczoraj myśle tylko o tym jak do tego podejść, żeby jej pomóc i nie zepsuć tego moim zdaniem olbrzymiego kroku, który zrobiła mówiąc mi. Jeśli któraś z Was jest w stanie mi jakoś pomóc byłabym mega wdzięczna. Może być na priv.
Właśnie rozpadłam się na kawałki w pracy. Leżę w łazience na podłodze w histerii i nie umiem się zebrać od pół godziny. Zdarzyło mi się pierwszy raz w życiu, nigdy nie pękłam w miejscu publicznym, nigdy nie pokazałam nikomu, że coś jest nie tak. Aż do dzisiaj, pękło z jakiegoś idiotycznego powodu. Nie mogę się uspokoić.
Piszę tu w sumie tylko dlatego, żeby to z siebie wyrzucić gdziekolwiek.
Boże, jaka ta choroba jest paskudna.
infantil, napisałam PW, trzymaj się :kwiatek:
Dziękuję za wszystkie priv, dziewczyny  :kwiatek:
Mały opis przypadku. Czy to depresja? Nie wiem. Ale się obawiam.
Teoretycznie nie jest źle. W sumie nie wiem od czego zacząć, jak wszystko ująć. Podstawowy objaw? Myślę, że jak powiem, że utrata bądź znaczne osłabienie odczuwania emocji, to niewiele minę się z prawdą. Rozpoznanie nowotworu złośliwego u bliskiej osoby nie wywołuje żadnych emocji, żadnego smutku. Dziecko w bliskiej rodzinie przewróciło się i krwawi z buzi? Nic. Ciągle myśli o opuszczeniu wieloletniego partnera i żadnych negatywnych odczuć z tym związanych. Jest blisko rozstania? No i co z tego. Ani to ziębi, ani to grzeje. Coraz większe do tego problemy z zasypianiem, połączone z notoryczną sennością. Jest 10, a wstałaś o 9? Można by jeszcze było spać do 14, szkoda tylko, że i tak nie uśniesz. Jednocześnie istnieje poczucie obowiązku. Na praktyki trzeba wstać, pracę licencjacką trzeba napisać, na zaliczenie trzeba się nauczyć. Do tego myśli samobójcze i awaryjne tego planowanie. Gdyby były środki przez siebie ustalone, mogłoby dojść do tego czynu. Jednak mimo łatwej dostępności zaplanowanych środków, brak dążenia do zaopatrzenia się w nie. Dodajmy też poczucie beznadziejności, nieatrakcyjności, bycia nielubianą, niekochaną, gorszą. Taki stan nie trwa stale, ale przychodzi falami, jednak z coraz większą częstotliwością. Nawet podróże, góry nie przynoszą pozytywnych emocji. Obojętność totalna. Chociaż planowanie wyjazdów jest, ale zero radości z tego powodu.
Nie wiem, co robić. Płatna pomoc nie wchodzi w grę, brak funduszy. Ale boję się, że bez pomocy może to się żle skończyć.
Do lekarza. Choćby do rodzinnego.
Mimo tylu lat z depresją, nadal odkrywam jej nowe oblicza, to niesamowite.
Opowiem Wam historię.
Aktualnie jestem na etapie ogromnego zobojętnienia na wszystko, co się dzieje ze mną i wokół mnie. Takiego fizycznego, ale i emocjonalnego zobojętnienia. Jednak w piątek uświadomiłam sobie do jak wielkiej rangi to urosło.
Wracając z pracy na rowerze miałam wypadek. Przejeżdżałam przez przejście na zielonym (takie przejście ze ścieżką rowerową) i kierowca w samochodzie, który skręcał w lewo trochę zapomniał o tym, że ludzi na przejściu na zielonym trzeba przepuścić  😉 I pech chciał, że uderzył we mnie, klasyczne potrącenie - wzięło mnie z rowerem na maskę po czym zrzuciło na jezdnię. Trochę się poodbijałam, ale nic mi się nie stało. Ludzie się zlecieli, zaczęli mi pomagać wstać, podnieśli moje rzeczy, rower itd., kierowca wyskoczył przerażony z samochodu... a ja? A ja nie miałam ŻADNEJ reakcji na tę sytuację. Nie zestresowałam się, serce nie zaczęło mi w ogóle bić szybciej, nie zdenerwowałam się. Moją pierwszą myślą było zastopowanie endomondo, żeby mi nie liczyło czasu  🤔wirek: Tak też zresztą zrobiłam, jak tylko wstałam z jezdni. Fakt, że uderzył we mnie samochód nie wywołał we mnie niczego - ta sytuacja była mi po prostu obojętna. Tak jakbym się co najwyżej potknęła.
Przeraża mnie to moje zobojętnienie.
Averis   Czarny charakter
29 kwietnia 2019 11:28
infantil, a to nie mógł być też szok? Ludzie różnie reagują na takie sytuację. Niektórzy wpadają w stupor.
Nie sądzę, bo nie było momentu, żeby ten potencjalny szok ze mnie zszedł i żeby nagle do mnie dotarło to, co się wydarzyło. Ja od razu byłam w pełni świadoma, że wylądowałam pod samochodem i od razu też wiedziałam, że jest mi to obojętne. To trochę tak, jakbym... doświadczała braku doświadczania tej sytuacji. Otrzepałam się, włożyłam słuchawki do uszu i pojechałam dalej (odpaliwszy ponownie endomondo). 
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
29 kwietnia 2019 11:49
infantil a na uczelni w weekend byłaś?
Tak, zarówno w sobotę jak i w niedzielę (metoda z zdeklarowaniem się przed kimś, kto po mnie przyjeżdżał i zawoził była strzałem w dziesiątkę, w przeciwnym razie bym się pewnie nie zebrała) 💃
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
29 kwietnia 2019 11:54
Super, gratulacje!  😅
infantil, a ta obojętność to coś stałego, czy nowość w Twoim życiu?

pytam, bo ja mam podobne reakcje od zawsze, w jedną i w drugą stronę tzn. równie "obojętnie" reaguję na pozytywne wydarzenia. Ale właśnie czy to jest obojętność?
Dwa lata temu pracowałam służbowo z osobistym trenerem (nie lubię słowa coach  :lol🙂 Co on się biedny ze mną namęczył to jego  🙂
dopiero po dłuższym czasie stwierdził, że ok przyjmuje do wiadomości, że mam małą amplitudę emocji.
Jak się cieszę to ok no powiem, ze się cieszę i tyle. Nie wiem co można więcej zrobić, powiedzieć?
W liceum zaliczyłam dachowanie auta kiedy jechałam z moim chłopakiem. Po wszystkim wysiadłam, otrzepałam się i zmartwiłam, ze trochę mnie głowa boli, a jutro klasówka z biologii.
tak naprawdę przeżywam mocno i porażki i sukcesy, ale wiele osób oceniło by z zewnątrz, że coś jest mi obojętne.
może to taka osobowość?

czy jesteś może DDA?

Taka obojętność to nowość (ostatnie kilka miesięcy) - nic mnie nie rusza, nic nie cieszy, nic nie smuci, nic nie denerwuje, nic nie stresuje, nic nie ma na mnie wpływu (poza pojedynczym epizodem, gdy wpadłam w histerię w pracy). Ona ma też poważniejszy wydźwięk - jest mi obojętne co się ze mną dzieje, mój stan zdrowia, życie i tak dalej. Takie wyłączenie emocji pojawiło się u mnie przy najnowszym nawrocie depresji, czyli w listopadzie. Nigdy wcześniej tak nie miałam.
Bywało, że było mi "wszystko jedno" odnośnie tego co się ze mną dzieje, ale to bardziej na zasadzie - wszystko mi jedno, więc przebiegnę przez 6 pasmową autostradę, wszystko mi jedno więc rzucę całe życie i się wyprowadzę z dnia na dzień. Bardziej zachowania jak w manii, niż taka emocjonalna nieobecność.

Ja jestem BARDZO emocjonalna, wybuchowa i impulsywna z natury, bo jestem neurotykiem. Wszystko przeżywam mocniej, niż inni, zazwyczaj reaguję nieadekwatnie - szczególnie właśnie w kwestii negatywnych uczuć i przeżyć. Stąd ta piątkowa sytuacja jest dla mnie alarmująca i fascynująca.

Tak, jestem DDA, chociaż to chyba ma najmniej wspólnego z tą sytuacją.
Rozumiem.
Takie oglądanie świata przez szybę jest charakterystyczne dla DDA dlatego zapytałam, ale piszesz, że jednak z natury jesteś mocno emocjonalna.
W takim razie faktycznie to sygnał, że coś się niedobrego dzieje.
Zobojętnienia doświadczam teraz i ja. I przeraża mnie to. Prawdopodobnie jestem osobą z borderline, a teraz mam wywalone na sytuacje. Czasem coś się podstresuję jak mi słoma za późno przyjedzie. Wpadam w chwilowe ataki płaczu jak jestem sama wieczorami. Ale generalnie na sytuacje, w których kiedyś moje emocje szalałyby w różne strony, teraz jestem obojętna. Z jednej strony dobrze, bo blokuję negatywne emocje i histerie, ale z drugiej strony... pozytywnych odczuć też nie mam.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się