Potwór w rodzinie

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
27 grudnia 2013 16:35
ja dzwigam krzyż bycia z taką osobą


To jest bardzo szkodliwe myślenie, bo sugeruje, że to coś, co trzeba robić. Bo ma się krzyż i trzeba go dźwigać. A nie trzeba, tylko się człowiek na to decyduje.
Strzyga,  ale... no nie zawsze jest to kwestia wyboru jako takiego.

pewnie, mamy wybór. wywalić starszą panią na ulicę i zapomnieć, że istniała. ale to jest wciąż w kategoriach "wybór"?

czasem... trzeba go dzwigać. czasem nie ma alternatyw. Starsza, zgorzkniała i zniedołężniała pani nie może iść do domu starców, bo rodziny na to nie stać, a te "państwowe" to raczej ciężko o miejsce (nie wiem jak to działa, może ktoś bardziej poinformowany?). więc albo zostawić staruszkę samej sobie, albo... nieść swój krzyż. a jednak dobremu człowiekowi ciężko skazać kogoś na powolną agonię na ulicy.
Strzyga,  ale... no nie zawsze jest to kwestia wyboru jako takiego.

pewnie, mamy wybór. wywalić starszą panią na ulicę i zapomnieć, że istniała. ale to jest wciąż w kategoriach "wybór"?

czasem... trzeba go dzwigać. czasem nie ma alternatyw. Starsza, zgorzkniała i zniedołężniała pani nie może iść do domu starców, bo rodziny na to nie stać, a te "państwowe" to raczej ciężko o miejsce (nie wiem jak to działa, może ktoś bardziej poinformowany?). więc albo zostawić staruszkę samej sobie, albo... nieść swój krzyż. a jednak dobremu człowiekowi ciężko skazać kogoś na powolną agonię na ulicy.


Isabelle - bardzo dobrze to ujęłaś.
Tak własnie jest...
Dziękuję. Jakoś mi lżej. Nie tylko ja mam Potwora.


Sama jestem zdziwiona, jak wielka liczba ludzi ma w rodzinie swoich "Potworów".
Przecież to jest nienormalne!
No jest nienormalne. Szczerze mówiąc nie znam nikogo, kto by nie miał w rodzinie chociaż jednej takiej osoby.
O jaki na czasie temat 🙂 Ja właśnie czekam na swojego Potwora. Mój "kochany" tatuś przyjeżdża mnie odwiedzić. Nie bił i nie pił, ale jest mistrzem psychicznego maltretowania. Na szczęście jestem już na takim etapie, że nie jest wstanie mnie ani zranić, ani zmanipulować. Tak więc ugoszczę grzecznie kawką i ciastem, pogadam miło i wyślę dalej w świat, byleby jak najdalej odemnie.
A na starość pieluchy będzie mu przewijać pielęgniarka w zakładzie państwowym. Ja tego krzyża na bank dźwigać nie będę, nawet gdyby cała rodzina miała mnie wykląć.
[ Starsza, zgorzkniała i zniedołężniała pani nie może iść do domu starców, bo rodziny na to nie stać, a te "państwowe" to raczej ciężko o miejsce (nie wiem jak to działa, może ktoś bardziej poinformowany?)


długie kolejki, państwowe lub prywatne (mniejsze kolejki lub brak - ale tacy rzadziej biora problemowych). cena 2,5-3,5 tyś za miesiąc.
jesli rodzinę stać (jakoś to się wylicza) a emerytura pensjonariusza niższa niż opłata, to rodzina MUSI dopłacić różnicę (można np wynająć mieszkanie tej osoby), jak nie stać, to dokłada miasto (dps)

też mam w otoczeniu potwory, znęcających sie psychicznie, emocjonalne i energetyczne pijawki. koszmar 🙁
[quote author=horse_art link=topic=93379.msg1962004#msg1962004 date=1388171919]
długie kolejki, państwowe lub prywatne (mniejsze kolejki lub brak - ale tacy rzadziej biora problemowych). cena 2,5-3,5 tyś za miesiąc.
jesli rodzinę stać (jakoś to się wylicza) a emerytura pensjonariusza niższa niż opłata, to rodzina MUSI dopłacić różnicę (można np wynająć mieszkanie tej osoby), jak nie stać, to dokłada miasto (dps)
[/quote]

DPS to to o czym mówimy- Dom Pomocy Społecznej, a dopłaca OPS- Ośrodek Pomocy Społecznej lub MOPS- Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej 😉
no dokladnie, czyli z budżetu miasta.
w dps mialam kilka tyg praktyk (pielęgniarstwo i zarządzanie), prywatny mamy zamiar otworzyć. troszkę zatem już kopałam po informacjach co i jak, dla kogo, za ile.

dodam, że programy w stylu "uwaga" czy inna "afera" bardzo przekłamuja warunki itd.
w szczecińskim dps jest bardzo pozytywnie, jeśli pracownik robił coś "nie tak" po informacji był natychmiast zwalniany lub przenoszony. warunki i opieka super. zajęcia rózne, gimnastyki itd. ale i tam jakby dziennikarzyny wpadli mogli by zrobić reportaż "jak to wpuszczają rodzine co bije i nie karmią" - bo tak chory z demencją i zwidami naopowiadał.... choć rodzina nie żyje, a jedzenie jeszcze dobrze nie połknięte...
przez takie relacje ludzie męczą i siebie i bliskich w domach, zamiast oddac pod profesjonalną opiekę, gdzie czlowiek miałby i opieke i towarzystwo - a jak ma z kim pogadać, to i tak depresyjny, zrzędliwy czy agresywny nie jest....
Ja mam jakby... pół Potwora.
Moja P(prababcia) ma teraz z dobre... 91 lat.
Mieszka z moją babcią. Kiedy P zaczęła podupadać na zdrowiu z 5 lat temu przeprowadziła się do swojej córki pielęgniarki.
Na początku było cacy. P siedziała w swoim pokoju, trochę pomagała w domu, chodziła po bułki czy na rynek.
Potem zaczęło się piekło. P, kiedy odkryła TELEWIZOR, naoglądała się reklam leków i cud-maści. Ponieważ apteka jest za daleko żeby P mogła tam przejść sama, musi chodzić tam moja babcia. Kiedyś tam w TV reklamowali bodajże Altacet czy inne cudo. Kiedy babcia powiedziała, że nie kupi maści, bo ma podobny odpowiednik, P rozbiła talerz i zrzuciła patelnię z obiadem.
Od tego dnia przynajmniej co dwa-trzy dni odkrywała nowy super-lek i leciały następne rzeczy - dzbanki, kubki, obiady które stały na kuchence.
Rok temu zmarł niestety mój dziadek na zawał serca, który czasem poskramiał swoją obecnością lekową rządzę P. Babcia została sama. P zaczęła straszyć ją podczas nieobecności w domu.
Wygląda to tak -
B - Co się stało?
P - Oh, serce mnie boli!
B - No to weź XYZ, stoi na szafce.
P - Ależ mnie głowa boli. Boże, zaraz zasłabnę. Oh, jak mi słabo. No ale nie przeszkadzam, Basiuniu, ale wracaj jak najprędzej! Oh! - rozłącza słuchawkę.
Moja babcia dostaje kociokwiku. Przy pierwszych kilku telefonach leciała do domu, rzucając wszystko. Po którymś razie po prostu dawała spokój, bo jak się okazywało P potrzebowała "czegoś". czyt. herbaty/kawy/herbatników z najwyższej półki/cukru bo nie ma i jej zniknął choć leży na wierzchu. I dużo jest takich akcji.
Co dziwne, młodszemu bratu mojego ojca urodziła się córeczka. P jest przeszczęśliwa. Ma zajęcia. Babcia też, ma trochę wolnego.

P zmieniła ostatnie 5 lat życia mojej babci w bezsenny koszmar. P dzwoni, kłamie o swoich dolegliwościach, babcia leci. P wie, jak trafić w czuły punkt i wybierała zazwyczaj objawy przedzawałowe czy coś w tym stylu.
Masakra. Ale może być tylko lepiej 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
27 grudnia 2013 19:46
Isabelle, to jest wybór. A nie krzyż. Bo krzyż to męczeństwo. A dźwiganie krzyża to akceptowanie swojego męczeństwa. A to jest wybór i decyzja. A uważanie, że wyboru się nie ma, to pozbawianie się decyzyjności i możliwości wpływu. Można tylko "dźwigać ten krzyż".
czyli za państwowe jest 2,5 tys?
no tak... znacie jakąś staruszkę z emeryturą 2,5 - 3,5 tys?
nie każda emerytka ma mieszkanie. nawet jeśli ma, to wątpię, żeby emerytura plus wynajem pokryły koszt pobytu.

czyli można staruszkę oddać do prywatnego domu spokojnej starości i oni tylko wezmą emeryturę a resztę państwo dołoży na pobyt?
a dodatkowo na leki, na pampersy, na ubranie? też państwo doloży, skoro dom jesienny zabiera emeryturę?

ludzie męczą i siebie i bliskich w domach, zamiast oddac pod profesjonalną opiekę

a ja sądzę, ze męczą, bo ich zwyczajnie nie stać na to. można oddać staruszkę do domu jesiennego i nie płacić nic? i mieć pewność, że bedzie miała leki, dobre jedzenie, gazetkę, okulary wymienione, ubrania nowe? nie trzeba za to dopłacać? jeśli trzeba(co wydaje mi się oczywiste...) to pobyt staruszki kosztuje minimum 4-5 tys. pamiętam jak babcine leki kosztować potrafiły ponad tysiąc miesięcznie. i gdzie tu jeszcze do tego opłata za domek?

dla mnie to marzenia ściętej głowy. bo przy sobie można staruszkę utrzymać za jej emeryturę+dokładka na leki itp, bo opłaty za własne lokum czy jedzenie nie zwiększają się znacznie. przy dokładaniu na leki, różne środki itp plus zabieranie emerytury przez dps plus jeszcze ewentualna dopłata przez rodzinę... no nie wiem czy to tylko męczeńskie noszenie krzyża a nie prosta ekonomia, bo nie da się zapłacić więcej, niż się posiada.

Strzyga ale przecież mówię Ci - masz wybór, owszem, ale czy normalny człowiek jest w stanie wybrać opcję "wywalam staruszkę na ulicę" ? choćby nie wiem jak wielki ten krzyż nie był, nie mogłabym spać robiąc takie coś. i gdzie tu wybór? wybór to opcje. tu NIE MA opcji, więc nie ma wyboru. nie odbieram sobie prawa do wyboru, życie mi ten wybór narzuca. więc akceptujemy nasze męczeństwo, zagryzamy zęby, znosimy. owszem, mozemy wybrać wywalenie staruszki na zbitą buzię, na bruk. czy to jest jakakolwiek opcja, w której można mówić o wolnym wyborze? czy to jest opcja, która możemy zaliczyć w ogóle jako jakąkolwiek opcję? a nie, jest jeszcze wybór- samemu zamieszkać na ulicy. albo... nie jeść, żeby zapłacić za dom spokojnej starości. można też strzelić sobie w łeb. to są takie same "opcje" jak wywalenie staruszki na bruk. jeśli coś jest nierealne do wybrania jako możliwość-nie jest już opcją wyboru, tylko zostaje krzyżem.
Nie można "oddać" i niech państwo dołoży, bo państwo NIE dołoży, jesli staruszka ma rodzinę. Brakująca resztę dokłada rodzina. A jeśli rodzina się wypiera i opieka składa papiery do DPS-u, to odbywa się rozprawa sądowa i sąd nakłada na rodzinę obowiązek płacenia za DPS staruszki.
Państwo dołoży jedynie w ostatecznej ostateczności!! Bo obowiązek dochowania członka rodziny spoczywa na rodzinie.
prawda jest taka, ze wiem ze mój "krzyż" w razie mojego odejścia zamieniłby życie w koszmar,
To taki typ. Oczywiście zamienił te ostatnie 10 lat życia w "koszmarek", i wiem, ze to dla mnie 10 lat życia stracone absolutnie. Ale nie jestem gotowa jeszcze na rok- dwa mega koszmaru jaki by sie wydarzył.
To człowiek, który potrafi tak CODZIENNIE dowalić psychicznie, dzień w dzień, że trudno z tego wyjść.
Uodpornilam sie. Mam cudowne życie "alternatywne", dziecko,  prace, przyjaciół - i to nie takich fejsbukowych  😉
To ze codziennie praktycznie dostaje  psychicznego "strzała na dzień dobry" to juz nie mój problem. I juz moim problemem ńigdy nie bedzie.
Jest taka pijawka, a żeruje na uczuciach innych, chociaż one z czasem stały się wspomnieniem, bo sił już brakło. Nie nadużywa alkoholu lecz swoich kłamstw jak i niespełnionych ambicji. Była już dyrektorem, pomimo że wykształcenie jej na to nie pozwala, ale tylko na papierze i w świetle wizji rodzinnej, gdzie łgała jak z nut. Czwórka dzieci, a każde z innym mężczyzną. Łapie na alimenty, słodkie oczka i czeka jak ktoś za nią pracować będzie i utrzyma. Dwie lewe ręce, kłopoty z prawem i do tego próba samobójcza. Praw do jednego dziecka nie ma wcale, nie widziała już jej ponad 2 lata, a dziewczynka ma trzy. Ze starszymi kontaktuje się jak pieniędzy potrzeba, ale to jej nie przeszkadza długów robić. Ścigana przez odpowiednie organy z wyrokiem na karku, okradła własnego syna wmawiając, że jak spała to złodziej wszedł do domu. I mnie pozbawiła rzeczy wartych ponad 2 tysiące złotych. Własną matkę na łożu śmierci potrafiła oskubać, a gdy umarła to w ogóle nie przyjechała. Pojawiła się łaskawie na pogrzebie. Wynajmowała mieszkanie, wyniosła wszystko co zdatne było na sprzedaż, właściciel jej szuka, bo przecież musi teraz za to zapłacić. Za długi ją pobito, ale uparcie twierdzi, że wpadła pod samochód, ale lekarz wie swoje i na pewno kłamie. Psa dużego ze schroniska wzięła w adopcje, co by nikt na podwórko nie wszedł, ale poić i karmić to zapomniała. A i leczyć miała...
Ogólnie ona mnie już nie interesuje. Jak ją spotkam przypadkiem to może zatłukę, budzą się we mnie bardzo negatywne emocje.
Isabelle, tak sobie myślę 🤔. Gdy opcja nie wchodzi w rachubę to nie jest opcja? Jednak jest. I wybór jest. Są też konsekwencje wyboru. Człowiek musi to tylko umrzeć (i kobieta po x tygodniu ciąży - urodzić 🙂😉. Resztę wybiera. Nie to, że chętnie i dobrowolnie - w 99% pod presją. To, że nie załatwi np. kroplóweczki z potasem  😀iabeł: to też jest wybór. Że nie uśmierci potwora. Bo konsekwencje byłyby zapewne dotkliwsze niż codzienne cierpienie.
W takim Rzymie - Tyberiusz się rozszalał? Poduszeczka - i nie ma Tyberiusza  😀iabeł:
Chrześcijanie grzesząc ryzykują szczególnie dużo - utratę Wiecznego Życia w szczęśliwości. Chrześcijanie, bywa, wybierają akceptację cierpienia, krzyża - jako ofiarę dla dobra swojej duszy (i/lub innych potrzebujących).
Chyba zbyt dużo kultury chrześcijańskiej tkwi w ludziach, którzy Kompletnie nie wierzą w Zmartwychwstanie i Nagrodę dla Sprawiedliwych. Cierpią - po NIC. A i na miłość bliźniego ich nie stać (bez nadprzyrodzonego wspomagania).
Wybór jest. I motywacja do takiego, a nie innego, wyboru. Pt. wolę użerać się z X niż zaryzykować bezdomność i wywrócenie życia do góry nogami.
Rzecz w tym, że świadomość wolnego (choć pod presją) wyboru Niesłychanie pomaga. "Rety - jaka jestem wspaniała - wybrałam nie zamordować babuszki (przynajmniej dzisiaj)"  😀iabeł: "Męczące to i upierdliwe, ale potomstwo ma dach nad głową". Naprawdę pomaga. Ustawić granice. Minimalizować koszta emocjonalne. "Pozbycie się" potwora - koszt może zbyt duży, ale kto każe się potworem przejmować? Maksymalnie unieszkodliwić można. Komfort (już bezpiecznego dla innych) potwora - rzecz sumienia.
Tak jakoś mi wypada, że na każdą rodzinę nie radzącą sobie z potworem wypada jedna, która sobie radzi. I to nie od potwora zależy, ani od warunków, tylko od hartu i zdrowego rozsądku najbardziej zainteresowanych.
Kłopot największy, że zmiana własnych nawyków emocjonalnych straszy bardziej niż największy Potwór - ale znany 🙁 Każdy powinien odróżniać bieżące naciski chwili od obciążającej go ideologii (np. jak to tak, żeby schizola faszerować lekami, prawnie ubezwłasnowolnić, leczyć przymusowo itp.). Większość z nas zbyt mocno kieruje się "nie czyń drugiemu co tobie niemiłe". Zdecydowanie wolę: "kochaj bliźniego jak Siebie Samego" - nie Bardziej!
Uważam że dużo ludzi nic nie robi ze swoim życiem z powodu lenistwa, niskiej samooceny, braku wsparcia ze strony osób nie związanych z rodziną/osobą która niszczy tą osobę. Wyjście z bagna emocjonalnego wiąże się główne z oderwaniem wszelkich schematów jakie panowały w relacjach. 

Po za tym, jest coś takiego jak długotrwały skutek stresu, ten kto nie doświadczył przemocy w rodzinie. Nie zrozumie co to znaczy bać się własnego rodzica. Bo uraz zostaje do końca życia, po wielu latach pewne zdarzenia mogą powrócić np przyspieszonym biciem serca lub uderzeniem ciśnienia do głowy.

Znam wiele rodzin gdzie jest potwór w ludzkiej skórze. Każdy przypadek inny, ale tak samo doprowadzający do szału jak zwykły piątkowy pijaczek.

Ale znam też 4 osoby co poszły na terapię i ich życie bardzo się zmieniło.
Czasem terapia nie pomaga. Co z tego, że ja chodzę na terapię, skoro Potwór nie? Do tego potrafi ze mnie zrobić potwora, jak to już wcześniej było wspominane? Co z tego, że chodzę na terapię, skoro Potwór z rosnącą satysfakcją nazywa mnie i traktuje jak wariata? Bo to przecież ja chodzę na terapię, a nie on? Jest milion takich ''co z tego''...


Też mam Potwora. Dziękuję Ci Taniu za poruszenie tego tematu na forum. Chociaż nie powiem, że lepiej mi ze świadomością, że nie tylko ja mam Potwora - wszystkim Wam z całego serca współczuję i życzę ogromnej siły.
A sobie bym życzyła jednego - żebym nigdy, przenigdy, przez wpływ Potwora na moją osobę nie stała się taka sama jak on.
MissTake - wystarczy że masz świadomość tego że można inaczej. Z czasem nabierzesz odporności  na "potwora". Terapia to proces który może trwać latami, z pewnych względów dobrze jest odseperować się od osoby która powoduje ciągły stres. Zawalcz o swoje życie, a kiedy to zrobisz może się zdarzyć że życie nabierze innych barw. Co spowoduje że ten "potwór" będzie mały i niegroźny. Dla mnie takie osoby to bardzo nieszczęśliwi ludzie. Choć zdarzają się tak zwani sku...e/kur...y które od małego mają ciągoty do czynienia zła.
Jest jeszcze (przemyślałam dokładniej) jeden rodzaj sytuacji, kiedy człowiek Musi. Kiedy faktycznie jest uwięziony i torturowany. Nie - gdy nam powiesz to przestaniemy, ale ot tak - bo prześladowca to lubi. Totalny gwałt. To chyba najgorsza rzecz, którą można zrobić drugiemu. M.in. dlatego, że tego wyboru (choćby iluzorycznego, choćby strasznego) pozbawia. Uderza w najcenniejszą część ludzkiej istoty - wolną wolę właśnie. W sumie to szczęście, że totalnych zwyrodnialców jest w miarę mało. Reszta jednak woli manipulować  😀iabeł:
MissTake a PO CO Tobie(!) robi jak traktuje cię Potwór? Skoro chodzisz na terapię to ręce i nogi masz wolne. Serce też. Umysł też. Pozwoliłaś Potworowi tak się zmanipulować, że sama nałożyłaś sobie więzy.
Gdzieś czytałam artykuł lub książkę że muszą być takie osoby potwory. Bo świat jest tak skonstruowany że ktoś musi od małego posiadać odporność na stres i działać w roli osoby odpornej na stres. A nikt inny nie zapewni tego jak tortury w dzieciństwie które zabijają wiele słabych cech. Lubię czytać autobiografie różnych znanych osób i bardzo często spotkałam się z terminami DDA, DDD, AA, i wiele innych.

Doszłam już do momentu, kiedy zdecydowałam, że koniec, wyniosłam się z domu, rozpoczęłam terapię... (Swoją drogą coś mi zgrzytało mocno w tej terapii, ale ciężko mi to krótko opisać) Ale i tak nie byłam psychicznie spokojna, cała sytuacja z ucieczką od Potwora wiązała się z ciągłym stresem pt. "co będzie jutro", "ile można być tak zawieszonym", plus wieczne nerwy, niepokój, taka uwierająca drzazga w świadomości, ciągłe oczekiwanie na atak. No i co - już, już wydawało się, że zaraz zacznie być dobrze, a tu... Wypadek (mój) i chcąc nie chcąc, musiałam do Potwora wrócić, przełykając całe swoje upokorzenie, widząc satysfakcję Potwora że jednak jestem od niego zależna.

Halo , masz rację, Potwór nałożył już mi więzy, ta wspomniana wcześniej drzazga i ciągłe poczucie zagrożenia.
Więc poszukaj grupy wsparcia, bo czasem właśnie w sytuacjach takich jak np wypadek. Można być dalej niezależnym od osoby która nas krzywdzi. Choć jest to bardzo trudne...
MissTake, WCALE nie jesteś zależna. To przejściowa sytuacja. Chwilowo przydatna symbioza. "Ach mój miły Augustynie, wszystko minie, minie, minie". "Que sera - sera". Ciężko zrobić taki klik w głowie, ale się da. Co zabawne (szczególnie na tle lat emo-tortur) to w ogóle nie wymaga ani czasu, ani zmiany okoliczności. To można zrobić ot tak - jednym mentalnym klikiem, rodzajem olśnienia. Poważnie. Wystarczy zdecydować się, że jesteś dla siebie najważniejsza, przez siebie kochana i potwór - dopóki nie skuje cię fizycznie kajdankami może ci skoczyć - bo i tak zawsze zrobisz co DLA CIEBIE najlepsze, bo jesteś Bezcenna dla świata! Jedyna i niepowtarzalna. Trwasz, żyjesz i nikt nie zabroni ci się śmiać i cieszyć.
edit: Potwory kreujemy sami (oprócz baaardzo nielicznych wyjątków - gdy życie w niebezpieczeństwie trzeba sp* - jeśli tylko się da  🙁) Gdy się zmieni punkt widzenia, to okazują się albo śmiesznymi potworkami, albo żałosnymi istotami, albo istotami rozpaczliwie potrzebującymi.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
28 grudnia 2013 01:34
MissTake, skoro Ci zgrzytało w terapii, trzeba było zmienić terapeutę. Terapeucie musisz ufać, musisz czuć, że on Cię prowadzi ku celowi.
To,  że "potwór" nie chodzi na terapię, to nic. Bo na terapii masz się nauczyć jak chronić SIEBIE. To, co terapeuci powtarzają pacjentom to, to że świat wokół się nie zmieni po terapii. On pozostanie jaki jest. Zmieni się tylko jego postrzeganie przez człowieka i sposób radzenia sobie z nim. A to niesamowicie wiele. 

Każdy człowiek ma godność i granice. I tylko OD NIEGO zależy czy będzie ich przestrzegał, czy pozwoli innym je przekroczyć. Nikt nie może tego zrobić bez pozwolenia.
I tak, taki potwór też nie może tego robić. I "dźwiganie krzyża" to bzdura wymyślona, żeby oddalić od siebie odpowiedzialność za przekraczanie własnych granic. Bo ZAWSZE jest wybór. Tylko trzeba podjąć decyzję świadomie, a nie mówić, że ktoś decyduje za nas, że to nasz krzyż, że inaczej się nie da. Bo zabierając sobie decyzyjność, zabieramy sobie możliwość oswobodzenia się. Jakkolwiek pojętą. \\

Tak bardzo krótko, ale warto się zainteresować decydowaniem, jeśli twierdzi się, że nie ma się wyboru...
http://coaching.focus.pl/zycie/5-praktycznych-wskazowek-dla-kazdego-kto-chce-zyc-swoim-zyciem-374?strona=3
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 grudnia 2013 04:41
Fajnie jest stwierdzić, że ma się wybór 😉 Fajnie jest zasugerować, że to tylko nasza psychika i nasze podejście, że możemy coś zmienić. Ale takie Potwory nie wybierają na swoje ofiary ludzi silnych psychicznie i niezależnych 😉 Ich najlepszymi ofiarami są ludzie słabi, którzy potrzebują innego człowieka i często nie potrafią sobie sami radzić. Osobom silnym psychicznie mogą truć życie, osobom słabym je niszczą.
Spotkałam w życiu dwa mikro-potworki. Jednym był mój ojczym, drugim pierwszy chłopak. Od ojczyma minęło kilkanaście ładnych lat, od chłopaka około 5. I dalej gdy wydaje mi się, że widzę któregoś na ulicy serce mi dosłownie staje. I tego lęku chyba nie da się pozbyć. Można nad nim zapanować, można go trzymać w ukryciu, ale to chyba nigdy nie znika.
Bo świat jest tak skonstruowany że ktoś musi od małego posiadać odporność na stres i działać w roli osoby odpornej na stres. A nikt inny nie zapewni tego jak tortury w dzieciństwie które zabijają wiele słabych cech.


Podoba mi się. To jest podobne do mojego motta z dzieciństwa, które sobie znalazłam w książce o Spartakusie. Do tej pory pamiętam jak to leciało....
"Bito nie tylko aby karać. Bito aby przyzwyczaić do bólu, aby uodpornić organizm". Powtarzałam to sobie nie raz. Czy to właśnie potwór spowodował, że jestem taka silna? Nie wiem.... ale jestem!

Teraz córka dorosła i ojciec stracił córkę. A prawdziwym ojcem dla córki jest teść. A potwór może sobie istnieć gdzieś na drugim końcu kraju.
Wielu z nas miało kontakt z potworami, albo z alkoholizmem, albo z nieszczęściami. Czysta statystyka.
Od pierwszego potwora  uwolnilam sie spadajac z domu, a potem wyprowadzajac sie za granice. Niestety do dzisiaj nie mamy normalnych relacji i za kazdym razem wzdryga mnie, jak rozmawiamy. Nie umiem wybaczyc i zapomniec. Staram sie zachowac zimna krew.

Od drugiego potwora uwolnilam sie rozwodem, ale on jest taki, ze znika na dluzszy czas, aby w najmniej oczekiwanym momencie mi znowu zatruc dobre samopoczucie, ale tu juz latwiej bylo mi sie uwolnic psychicznie. 

No niestety takich potworow jest wiecej, niz nam sie wydaje...

JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
28 grudnia 2013 08:03
Każdy zna lub ma potwora, bo to nie tylko przemoc i znęcanie psychicznie, ale też nadopiekuńcza matka/babka, dziecko sprawiające problemy, chore, uzależnione itp.
Strzyga - oj dałaś mi do myślenia. Szkoda, że tak późno.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się