Rak, nowotwór (i inne poważne choroby) w rodzinie/u bliskich

U mojej babci na sali zamieszkal... szpitalny kot. Przyszedł do niej wczoraj i spędza dużą część dnia w jej łóżku, spiąc zadowolony w jej nogach :P Kota nikt nie goni, ponoć tak sobie żyje w szpitalu, łazi po nim. Babcia zachwycona, bo tęskni za zwierzakami moich rodziców - u nich też jeden z kotów codziennie z nią spał. Czasem nawet w szpitalach się zdarzają miłe rzeczy 🙂
Baranka, fajna sprawa z tym kotem  🙂 mam nadzieję że że Twoja Babcia wkrótce wróci do domu i będzie miała się dobrze przez dluuuugie dluuuugie lata! btw co za niezwykly personel szpitalny że mają u siebie kota rezydenta  😎
No, śmiesznie z tym kotem, nawet mam zdjęcia, ale nie chcą mi sie zgrać na komputer. Dzien wcześniej widziałam go na parterze, ciekawe jak sobie przedreptał do niej na górę, skoro tam sa tylko windy a klatki schodowe za drzwiami zamykanymi. Musi sobie przełazić za ludźmi jak otwieraja drzwi :P
Jest szansa, że w piatek ją wypiszą. Mieliśmy kilka dni temu mega kryzys, wyglądało to bardzo źle, miałą niewydolność krązeniową, zaczęły nerki siadać - ale wyciągnęła się z tego, dalej jest na sali zwiększonego nadzoru, ale juz bez tych wszystkich rurek, monitorów, itp został tylko wenflon do kroplówek. Jest stabilna, w niezłym humorze, organy wszystkie teraz działają, wyniki krwi się poprawiają każdego dnia, udało sie opanować masakryczną anemią, zaczęła jeść stałe pokarmy. Największy problem teraz to że przestała chodzić, nie jest w stanie też sama usiąść. Nie wiemy czy to minie, lekarz twierdzi że jest duża szansa że tak, intensywnie ją rehabilitujemy, ale wiadomo że w tym wieku długie unieruchomienie... może być tak,  że już chodzić nie zacznie. Najważniejsze, żeby jak najszybciej można ją było zabrać do domu, myslę że tam odżyje troche.
A swoją drogą to jednak rak endometrium, ale we wczesnym stadium, mówią że normalnie by się zrobiło radioterapię ale przerzutów nie ma, uwazają, że udało im się wyciąć całość, wiec tym mówili żeby się nie przejmować.
Branka, bardzo, bardzo się cieszę! Teraz dużo sił dla Babci!
Jak sie Wasze rodziny mają w święta?
U nas babcia od zeszłego tygodnia już w domu.  Nie wie, że ma raka, moja mama postanowiła jej nie mówić. Stadium w każdym razie wczesne, wycięli co mieli wyciąć, powinna mieć radioterapię, ale onkolodzy odradzali w jej kondycji zdrowotnej, choć jeśli nabierze sił, to będzie to do powtórnego rozważenia po nowym roku.
A babcia czuje się lepiej i sił nabiera... zaczęła chodzić (z balkonem) a dziś na wigilii chodziła w ogóle tylko o lasce. Pierwszy raz od wypisu siedziała tyle godzin na krześle, bo wcześniej to tak większosć dnia spedza pół-leżąc. Udzielił się jej nastrój świąt, nagle dostała apetytu,  od kilku dni je więcej, niż wcześniej przez cały miesiąc łącznie... jest taka chudziutka.... no ale je i to ze smakiem, czego już dawno nie było, więc może przytyje? Trudno nam ocenić na ile jest chuda od tego, że tyle czasu prawie nie jadła, a na ile to kwestia raka. Najważniejsze, że przestało ją bolec, jutro ściągamy ostatnie szwy, rany pooperacyjne się ładnie zagoiły, przestały puchnąć nogi. Ogólnie jest lepiej 🙂
Mam wielką prośbę, do wątku o pomocy nie zaglada dużo osób. Pomagam koleżance w zbiórce na leczenie mamy 🙁 Może ktoś zechciałby pomóc?  🤔 :kwiatek:
https://www.zostananiolem.pl/campaigns/terapia-komorkami-jedyna-nadzieja-wygrana-choroba/
U mojego męża w rodzinie, ciotka właśnie umiera na raka. Od  postawienia diagnozy, do momentu " niestety nic już nie możemy zrobić" mija  11 miesięcy. Ostania wola ciotki, to odejść w spokoju w domu. Młoda kobietka 57 lat.
https://www.siepomaga.pl/zycie-nicoli
Kochani, jeśli ktoś może wpłacić 5, 10 zł dla tej małej dziewczynki to będzie na prawdę dużo.
Dobro powraca - wierzę w to i z góry dziękuję za każde wsparcie nie tylko finansowe, ale również modlitwę. :kwiatek:
Mam nadzieję, że nie jest to zabronione na forum.
W tym wątku większość zmaga się z finansowaniem leczenia choroby nowotworowej. Koszty noclegów, podróży do poszczególnych klinik  w końcu słabo refundowanych leków 😕 Słabo się pomaga, gdy człowiek sam by takiej pomocy potrzebował 🙁
Gaga, a jak Tata? Mam nadzieje że spokojnie i stabilnie.
Całkiem nieźle poza tym, że paskudnie poparzony radioterapią. Aktualnie ma przerwę celem wygojenia i czekamy na kolejną tomografię. Psychicznie bardzo dobrze  😅 i wbrew pozorom jest mega na chodzie. Włosy i broda odrosły po chemii (to go mocno dołowało, bo on całe życie miał brodę), skutki uboczne chemii ustąpiły. Zatem aktualnie jest nieźle.
Trochę się boję wyników kolejnych badań, bo wiem że na 99% czeka go operacja usunięcia przerzutów , a tato cały czas żyje nadzieją, że już go nie będą ciąć. Jakiś lekarz kretyn na samym początku diagnostyki nastraszył tatę, że jak nie będzie dobrego dojścia du guzów, to mu nogę w bidrze odetną  🤔wirek: i chociaż nikt nie potwierdził tej teorii to tato teraz się koszmarnie boi, że po operacji obudzi się bez nogi 😕
Gaga, cieszę się że twój tata dobrze się czuje  :kwiatek:
W sumie nie wiem co gorsze, lekarz który uprzedza przed niektórymi sytuacjami (które mogą mimo wszystko się nie wydarzyć), czy taki co nic ci nie powie i tego co się dzieje dowiadujesz się z wypisów i plotek innych. Zresztą każdy pacjent jest inny.
Milla, żaden z lekarzy później tego nie potwierdził , a przez ponad rok terapii trochę się ich przewinęło. Ja wiem, że trzeba mówić o takich rzeczach, ale na samym początku, praktycznie przed rozpoczęciem leczenia (chemia + radio) ? Poza tym forma bardziej przeraziła: lekarz powiedział to tak, jakby generalnie od początku sprawa była przesądzona i mój tato - żeglarz, sportowiec z dnia na dzień miałby stać się kaleką na wózku 🙁 tato wiele dni po tej rozmowie w ogóle nie chciał słyszeć o leczeniu, na dłuższą chwilę totalnie stracił wolę walki. Sporo kosztowało mnie podniesienie go na tyle aby zgodził się na kolejne etapy leczenia. 😕 a intak ta rozmowa co jakiś czas wraca. Boję się, że tato nie da się już na stół położyć nawet przy gwarancji nie obcinania nogi...
Rozumiem że ten lekarz na chwilę obecną nie prowadzi leczenia twojego taty? Jeśli nie to dobre i tyle, w razie W może zaufa kolejnemu. Trzymam kciuki aby nie była konieczna operacja i aby nie opuszczała was nadzieja 🙂
U mojej mamy za to lekarz nic nie mówi, co dalej będzie, jaka jest szansa itd. a w necie niestety można znaleźć miliony historii, opinii, które już mój tata wyczytał i sam traci nadzieję...
Na szczęście mnie posłuchał i nic mamie nie pokazywał.
Brat mojej mamy (60 lat) usłyszał wczoraj od lekarza: "Tutaj rokowania są żadne, to kwestia czasu, chemia nie na sensu. Leczenie paliatywne i przeciwbólowe to jedyne co można dla Pana zrobić". Nowotwór jelita, plus przeżutu na pęcherzu i płucach. Wujek załamany. Ma malutkie wnuki, ukochane pszczoły i prace którą uwielbia. Straszne to.

Dlatego ja uważam, że lekarze nie powinni tak "walić prawdy prosto w oczy", bo to odbiera nadzieję.
Z drugiej stron, jesli taka jest prawda to co ma powiedzieć? Rozumiem, że powinien może to jakoś ubrać w słowa, ale treść zostanie taka sama...
No jak widać ta prawda to nie do końca prawda... Właśnie rozmawiałam z mamą. Dziś còrka mojego wujka pojechała na konsultacje z wynikami swojego taty do Pani onkolog (wujek jechać nie chciał bo twierdzi że nie ma dla niego ratunku). Ta lekarka ma całkiem inne zdanie. Stwierdziła, że leczenie będzie długie, ale widziała ludzi z gorszym wynikami ktòrzy z tego wyszli. Zasugerowała chemioterapię indywidualną, przeprowadzoną na podstawie badań genetycznych. Wujek będzie leczony w Gliwicach i ten ośrodek ma podobno dobre rezultaty jeśli o to leczenie chodzi. Dała nadzieję i realne szanse. Teraz tylko trzeba do tej wizji przekonać wujka który od wczoraj jest w stanie tragicznym.
Jasne, lekarz jest od tego, żeby przedstawić różne możliwości. Ten nie podał żadnej innej alternatywy i jest to nieprofesjonalne. Jednak często sytuacja jest patowa i chyba lepiej, żeby pacjent i rodzina zdawali sobie sprawę z tego?
galopada_   małoPolskie ;)
16 lutego 2018 18:29
Cricetidae, bo często nie ma żadnej alternatywy. Pozostaje tylko leczenie paliatywne.

galopada_, jak widać ktoś jakaś podał, a pisałam o sytuacji Bulanej.
yga   srają muszki, będzie wiosna.
20 lutego 2018 14:07
Bulana- moja koleżanka wyciągnęła swoją mamę z zaawansowanego nowotworu płuc. Lekarze też mówili: chemia paliatywna i hospicjum. Ona na chemie sie nei zgodziła. Podjęła się leczenia alternatywnego (wlewy itd) i żyje 3 rok, wyniki ok.
Czy ktoś z Was miał może do czynienia z gronkowcem? Zaatakowana kość przy stawie skokowym. Komentarz szpitala w Otwocku (parafrazując) - no będzie się to otwierać, na razie nic z tym nie zrobimy, proszę przemywać i jakoś sobie radzić. Jak bardzo się pogorszy to ewentualnie zajrzymy.
Ojciec "jakoś sobie radzi" już drugi rok...

edit: dodam tylko że to ta złośliwa odmiana, odporna na antybiotyki; a skóra w okolicy rany po starej operacji jest już prawdopodobnie martwa więc nie wiadomo jak się będzie goiła po ponownym otwarciu nogi
FurryMouse, antybiotykoterapia + ozonoterapia... nie ogarniam dlaczego pacjenta zakażonego gronkowcem pozkstawiono bez leczenia  😲
Gaga, wszyscy rozkładają ręce bo skoro na antybiotyki toto odporne, a otwierać strach bo nie ma pewności, że czyszczenie kości pomoże za to jest duże prawdopodobieństwo, że rana nie będzie się chciała zrastać to "ni ma lekarstwa panie". Największa nadzieja była właśnie w tym Otwocku bo to ponoć najlepszy w PL szpital zajmujący się zakażeniami kości. No ale tam się lekarz nie podjął. Każdy mówi co innego, każdy wysyła dalej do innego specjalisty. Dlatego też napisałam tutaj bo może ktoś miał podobny przypadek.
FurryMouse moja babcia podczas jednej z operacji została zarażona takim opornym gronkowcem. Usadowił się w kości ramiennej i ją zjadał (trzeba było wyciąć kawałek). Przez pół roku miała otwartą ranę, z której lała się ropa szklankami. Lekarze zmieniali co miesiąc antybiotyk. Zaczęłam czytać na ten temat i wpadłam na ślad miodów z krzewu manuka. Kupiliśmy ten miód babci. Przez 2 tygodnie robienia okładów i stosowania doustnie 3 x dziennie po łyżeczce rana się zasklepiła. Po tym czasie babcia już tylko jadła ten miód. Kupowaliśmy ten z zawartością methylglyoxalu 400mg/kg tutaj: https://www.miodymanuka.pl/
espana, dziękuję. Wiem, że ojciec próbował też na własną rękę różnych rzeczy. Od srebra koloidalnego do picia, przez mumio i jakieś inne specyfiki właśnie chyba do miodu. Ale dopytam jeszcze - tyle tego było że może już sobie dopowiadam. Dzięki raz jeszcze!
poczytaj ostatnie posty Elmadziarra w wątku o odchudzaniu! KONIECZNIE! I napisz do niej na priva!
tundira osz kurdę! przeleciałam w jej profilu jeszcze kilka wiadomości wstecz i...osz kurdę! Napiszę na pewno.  🙇
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
21 lutego 2018 11:23
FurryMouse ja Ci tu napiszę, bo może jeszcze ktoś skorzysta.

Ze sposobów z leksza szamańskich od najtańszych:
Wiem, że to zabrzmi typisz jak indiański szamanizm, ale gronkowca zabija skutecznie dym z liści brzozy (najlepiej młode liście majowe, mokre). Trzeba okadzać i wdychać, jak kto odważny, to potem jeszcze ciepły popiół przyłożyć na zakażone miejsce. Jest szansa pozbyć się tą metodą gronkowca na zawsze, bo po antybiotykoterapii, nawet tej celowane, zostają przetrwalniki. Ja właśnie nie mogę się doczekać, aż brzozy będą miały liście, żeby se zatoki przeleczyć. (Z nogi już się gronkowca pozbyłam, teraz z innymi bakcylami walczę.)
Propolis na rany (roztwór wodny) i doustnie (może być nalewka).
Miód mannuka, o którym pisała espana na rany i doustnie.
Złożona kuracja ziołowa:
http://zdrowiebeztajemnic.pl/gronkowiec-zlocisty-staphylococcus-aureus-naturalny-protokol-leczniczy/

Sposoby medyczno-szamańskie:
srebro koloidalne też gronkowce, nawet te oporne, tłucze dość skutecznie. 50 ppm i częste płukanie rany, warto też doustnie. Między płukaniami warto dać do rany srebrną siatkę (Atrauman Ag),
olej lniany ozonowany lub maść ozonowa,
częste płukanie betadyną (min 2 razy dziennie) i opatrunki z betadyny.

A ostatnią deską ratunku jet doktor Szczepanowski w Kędzierzynie-Koźlu, który stosuje min terapię larwami, pijawkami, ozonem (miejscowo i ozonowanie krwi) oraz medycynę konwencjonalną (antybiotyki celowane), a w ostateczności przeprowadza zabieg, np. usunięcia zakażonych martwaków kości (w szpitalu Wojewódzkim w Opolu). U niego ludzie z całej Polski się leczą (gdy inni lekarze rozkładają ręce i sugerują amputację).
http://www.szczepanowski.kursor.pl/

edit./ Trzeba próbować wszystkiego, patrzeć po czym jest najlepszy rezultat i zmieniać co jakiś czas metodę. I nie robić opatrunków zatykających, musi być możliwy odpływ. Nie można dać gronkowcowi spokoju, w sensie opatrunek i następny dopiero za 24 lub później, chyba, że srebrna siatka, ta 24 h daje radę inne się wypłukują, jest za małe stężenie i się bakcyl uodparnia. Jeszcze larwy, te się trzyma 3-4 doby).
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się