Psycholog terapia psychoterapia - lek na wszystko?

AgaEL, dziękuję bardzo za odpowiedz  :kwiatek: Myślisz, ze remont może pogorszyć sytuację?
Tzn moim zdaniem zmiany trzeba wprowadzać stopniowo bo może być sytuacja, że Dziadek nie pozna miejsca w którym jest. Chodzi o taką zmianę.
Trudno powiedzieć na jakim etapie choroby jest Twój Dziadek 🙁

Niestety rokowania co do osób chorych szczęśliwe nie są, gdzieś wyczytałam, że średnia życia osoby z taką chorobą to 5-6 lat. Są osoby, które bardzo poprawiają statystykę, a inne nie 🙁
Mój dziadek dokładnie zmieścił się w średniej. W pewnym momencie kiedy z dziadkiem nie było już normalnego kontaktu (chociaż przez chwilę) babcia i bliska rodzina przestała sobie dawać radę - ucieczki, agresja itp.
Dziadek był w szpitalu na ustawieniu leków (to pomogło) ale niestety choroba miała ostry rzut.
Niestety w tym przypadku musieliśmy podjąć decyzję by został umieszczony w specjalnym ośrodku dla ludzi chorych na Alzheimera.
Przy starszych osobach niestety potwierdza się reguła, że dopóki chodzą, ruszają się(nie patrząc na stan umysłu) to żyją. Jeśli taki chory położy się - zapomni chodzić, nie będzie miał siły z jakiśtam powodów to niestety dużo życia nie zostało.

Alkohol też działa przyspieszająco (mój dziadek też lubił wypić).
Dziadek zmarł mając niespełna 72 lata. Chorował około 6 lat (jawnie)- patrząc na to z perspektywy czasu można było wcześniej zauważyć, że już coś nie tak było ale on to ukrywał tak jak prawie każdy chory.

Wiem, że mój post nie napawa optymizmem. Właśnie ta choroba można powiedzieć, że działa skokowo. Pamiętam wakacje z dziadkiem kiedy można było z nim jeszcze porozmawiać, a za 3 miesiące już nie 🙁

Staraj się wspierać Babcię oraz korzystać z tego, że z Dziadkiem można porozmawiać. Takie osoby trzeba aktywizować jak tylko można.
dempsey, skoro kończysz temat w tym wątku dodam tylko, że terapeuta ma OBOWIĄZEK zgłosić odpowiednim służbom takie informacje jak zagrożenie dla życia/zdrowia innego człowieka, a już szczególnie dziecka, o którym dowie się od swojego klienta. Widocznie terapeuci uznali, że opieka nad dziećmi jest na tyle źle sprawowana, że sytuacja stanowi zbyt duże zagrożenie. Rozumiem, że wzmianka rodziców o kończeniu terapii bez rozwiązania kwestii przemocy czy czegokolwiek, co terapeuci uznali za zagrażające, popchnęła ich do tego. W ośrodku, w którym stażowałam, też zdarzyła mi się taka sytuacja - tylko że tam chodziło o przemoc męża wobec żony. Terapeuta nie ma związanych rąk, kodeks etyczny każe reagować na zewnątrz, gdy klient opowiada o myślach samobójczych (i brzmią realnie), realnych planów zabicia lub skrzywdzenia kogoś fizycznie, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci - bo czasem nikt poza terapeutą nie wie.
Kuriozalne raczej wydaje się to, co sąd dalej zrobił, z tym domem dziecka i policją to jakiś kosmos.

Edit: dodam tylko, że psycholog oczywiście nie zgłasza od razu na policję klapsów czy nawet porządniejszego lania, o ile rodzic zgadza się, że chce nad tym pracować i się starać. Jeśli mówi, że bije/zaniedbuje dzieci i chce przerwać terapią nie szukając pomocy gdzieś indziej, to wtedy psycholog staje przed dylematem etycznym, który wcale prosty nie jest.
agaEl, dziękuję... Żeby wątku nie zaśmiecać przeniosłam do nowego o starości.
dempsey   fiat voluntas Tua
06 marca 2013 18:11
Dzionka dziękuję Ci za odpowiedź.
Sprawa ta uświadomiła mi, jak niebezpiecznie jest pozwolić wejść komukolwiek obcemu w nasze życie. Teraz, mając taką wiedzę, gdybym miała zwrócić się o pomoc do jakiegoś terapeuty (zwłaszcza powiązanego z instytucjami opieki nad rodziną) nie zrobiłabym tego.

aha, btw
dempsey- to tak jakbyś napisała "lekarz XX miał obciąć nogę pani YY. Zamiast prawej obciął lewą. Wszyscy lekarze są źli. Zastanówcie się sto razy zanim pójdziecie do jakiegokolwiek. Nie idźmy do żadnego, choćby nam noga miała zgnić i choćbyśmy mieli od tego umrzeć, bo to zła instytucja ci lekarze i możemy na tym źle wyjść".

Nawet jeśli w tym przypadku dali jakąś straszną plamę ( a tego nadal nie wiadomo) nie zmienia to faktu, że tego typu instytucje ratują byt/życie wielu dzieciom z patologicznych warunków. Dzięki takim instytucjom (RODEK plus sąd rodzinny) wiele dzieci jest uchronionych przed złym losem i trafia w lepsze warunki z szansą na poprawne dzieciństwo. I może dzięki temu mniej jest okrzyków społeczeństwa "A gdzie była opieka, czemu nikt nic nie robił????"
Averis   Czarny charakter
06 marca 2013 18:51
Śmiało mogę powiedzieć, że mnie psycholog uratował życie, więc generalnie mogę być przykładem na bardzo sprawne działanie tej instytucji 😉 Nie ma co demonizować.
dempsey   fiat voluntas Tua
06 marca 2013 18:51
Zapewne są dzieci które zawdzięczają poprawę warunków życia tym instytucjom. I zapewne jest ich wiele, więcej niż takich absurdalnych przypadków.

W żadnym stopniu ta wiedza nie wpływa na mój odbiór sytuacji. Bo ja nie jestem patologią. Ale najwyraźniej mogę zostać potraktowana jak patologia przez ogromny i bezwładny system, z powodu jego niewydolności lub czyjejś złej woli, czy też pomyłki.
Nieistotne w zasadzie z jakiego powodu.

Świadomość takich zależności o jakich napisała Dzionka, w połączeniu z historią Bajkowskich powoduje u mnie po prostu ogromną ostrożność wobec systemu.
Dobrze to wiedzieć, choćby po to aby trzymać się od urzędników jak najdalej i  nie popełnić tego samego błędu co ci ludzie.

Ja Averis nie tyle myślę o sobie, co o dzieciach, rodzinie.
Po prostu koszmar odebrania dzieci jest dla mnie czymś o czym nawet nie mogę bez bólu pomyśleć.
Teraz to brzmi tak, ze się zgadzam!! Jeśli ci państwo naprawdę nie zasłużyli na to, co ich dotknęło, to zaprawdę jest to przerażające.
Ale chyba KAŻDY wielki system, każda tego typu machina może tak zadziałać.  🙁 Z rozpędu, bezmyślnie, czasami z zaniedbania, z nieprzyłożenia się jednostek. Jak ruszy, to może polecieć. Mimo elementów które mają za zadanie kontrolować. ( inną sprawą są sędziowie. Odkąd wiem co wiem, straciłam zaufanie do instytucji sądów zupełnie)
Długo się wahałam, ale jednak nie wytrzymałam:
Ale chyba KAŻDY wielki system, każda tego typu machina może tak zadziałać.  🙁 Z rozpędu, bezmyślnie, czasami z zaniedbania, z nieprzyłożenia się jednostek. Jak ruszy, to może polecieć. Mimo elementów które mają za zadanie kontrolować. ( inną sprawą są sędziowie. Odkąd wiem co wiem, straciłam zaufanie do instytucji sądów zupełnie)

Nawet jeśli w tym przypadku dali jakąś straszną plamę ( a tego nadal nie wiadomo) nie zmienia to faktu, że tego typu instytucje ratują byt/życie wielu dzieciom z patologicznych warunków. Dzięki takim instytucjom (RODEK plus sąd rodzinny) wiele dzieci jest uchronionych przed złym losem

Już chyba rozumiem, czemu w Sowieckim Sojuzie taka karierę robiły "psychuszki".
Bo sądom ufać nie wolno (że wychwycą wroga systemu?) a psychiatrze można - bo sam decyduje.
I wiadomo - system ma prawo błądzić.
Czuję się jak w koszmarnym śnie.
Tunrida, nie masz przypadkiem rozdwojenia jaźni?  😉
dempsey (i odpowiadającym) bardzo dziękuję! Już w Życiu nie wybiorę się do żadnego terapeuty. Tfu.
Nie nie mam. Świat jest rozdwojony. Rozpięciorzony.  😉

Kiedyś miałam wielkie zaufanie do karetek pogotowia. Jak byłam mała. Byłam pewna, że jak przyjedzie karetka i wejdzie lekarz, to jakby sam Bóg przyjechał. Wejdzie i uratuje.
Odkąd wiem, że w karetkach jeździł dziadek lat 80, który dawał np Furosemid pacjentowi "w ciemno".Ja potem na izbie przyjęć pytam "ciśnienie było wysokie, tak?", a on mi na to "nie wiem, nie mierzyłem"... Odkąd wiem, że w karetkę potrafił wsiąść kolega z dermatologii.... straciłam wiarę w instytucję pogotowia.

Kiedyś byłam przekonana, że sąd to instytucja godna zaufania. Masz problem? Idź do sądu, oni ci pomogą. Odkąd wiem, że sędziną może być poważnie zaburzona kobieta, której raz na jakiś czas się pogarsza i odpierdziela kaszanę ( bo jest tylko człowiekiem), albo kobieta totalnie TĘPA ( widziałam taką),  to straciłam zaufanie do instytucji sądu.
.............
Nie zmienia to faktu, że kiedy biorę udział w opiniowaniu spraw małoletnich, mam dostęp do akt. Widzę, ile pracy zostało włożone w daną rodzinę. Widzę wszystkie zestawienia kuratora z wszystkich odwiedzin. A jest tego cała masa. Wywiady zebrane od sąsiadów, dziadków dziecka, nauczycieli, psychologa szkolnego, czasami dzielnicowego. Wszystkie notatki policyjne. Masa papierów. Potem widzę opinie psychologa. Bardzo rzadko jednego. Zwykle to kilka różnych opinii, z kilku ośrodków, na kilka różnych zagadnień. Czasami opinia lekarza.
I kiedy uczestniczę w tym procesie, widzę, że MA TO SENS. Duży. Że jest to kawał dobrze odwalonej roboty.
Rozmawiam potem z rodzicami, czasami z małoletnim. I wszystko się zgadza.
I jeśli wiem, że decyzją sądu dziecko zostanie zabrane, to wiem, że NIE JEST TO JEDYNIE DECYZJA może akurat powalonej pani sędziny, ale jest to efekt decyzji poszczególnych osób. Bo praca tych wszystkich osób składa się na dane w aktach.
I wiem, że dzięki tym decyzjom, masa dzieci ma szansę na lepsze życie.

Nie czepiaj się Halo mojego "rozdwojenia", bo nie ma sensu. Jeśli chcesz, bym zawsze i wszędzie miała jedno i zawsze to samo zdanie na dany temat w różnych okolicznościach i sytuacjach, to będzie ci trudno ze mną rozmawiać.  🙂 Dla mnie wszystko to odcienie szarości. I wszystko "zależy". Odczucia też mam często różne, zależne od sytuacji.
Może zbyt pewnie i twardo napisałam zdanie "straciłam zaufanie do sądów"- ale straciłam. Tak jak straciłam zaufanie do lekarzy w karetkach. Nie znaczy to, że uważam, że praca jaką WSZYSCY wykonują jest zła i z góry podchodzę do niej podejrzliwie. Nie. To ZALEŻY. Od tego jaka praca, kto ją wykonuje.
Bardziej patrzę na osobę niż na instytucję. ( kiedy byłam mała i naiwna patrzyłam na instytucję)
Nie wierzę również w instytucję szkoły. Co nie zmienia faktu, że wierzę niektórym rozsądnym nauczycielkom. ( choć uważam, że niestety większość ma problem)
tunrida, dzięki za wyczerpującą odpowiedź  :kwiatek:
Wniosek byłby chyba taki, że tam gdzie wszystko zależy od kilku osób szanse na właściwe rozstrzygnięcie są chyba większe, niż tam, gdzie decyduje jedna. Bo jedna - no właśnie jest człowiekiem i boskich praw mieć nie powinna. M.in. wyrokowania co jest NA PEWNO dobre. O tyle rozumiem sądy, że opierają się na paragrafach i nikt nic lepszego od tysiącleci nie wymyślił. Na pewno tam, gdzie decyduje się o losie innych ludzi, trzeba i pokory i dobrej woli. Z tym różnie bywa.
Jest tak jak piszesz, świat jest wieloraki i ludzie najróżniejsi.

Jednak wątek wywołał/utwierdził we mnie opinie, że we własnych sprawach Nie "oddam się w ręce" innej osoby, jeśli nie będę do tego zmuszona. Bo ta osoba jest tylko człowiekiem i zawsze może się pomylić (złą wolę wykluczmy). Nawet bardzo, skrajnie pomylić. Doradzić komuś - słuszna rzecz, nie ma obowiązku słuchać. Zdecydować za kogoś - całkiem co innego. A tu się pojawiła opcja: idziesz po poradę i wsparcie, spotyka cię skrajnie bolesne decydowanie za ciebie.

Naprawdę myślałam, że terapeuta etc. nie ma prawa przekazywać "na zewnątrz" informacji bez zgody osoby zainteresowanej. Dobrze, że już wiem, że tak nie jest. Moja noga nie postanie (chyba, że dowiozą siłą  😀iabeł🙂.
halo- podobna ustawa obowiązuje lekarza.
Ustawa o zawodzie lekarza, artykuł 40

1. Lekarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy informacji związanych z pacjentem, a uzyskanych w związku z wykonywaniem zawodu.
2. Przepisu ust. 1 nie stosuje się gdy:
(...)
zachowanie tajemnicy może stanowić niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia pacjenta lub innych osób.
Rozumiem, wszystko się zgadza - jeśli pójdę do terapeuty i zwierzę się z myśli samobójczych - to on może poinformować? I kogo? Czy - musi poinformować? Jaki mam wpływ na zakres "zwolnienia z tajemnicy"?
Bez mojej zgody lub wyroku sądu do hospitalizacji nie dojdzie, tak?
A jeśli powiem, że w desperacji groziłam komuś nożem? To lecimy na policję?
Poinformować powinien. Jeśli zapisze to w swoich dokumentach, a później rodzina założy sprawę, że psycholog nie dopełnił obowiązków, bo "mógł uratować a nie uratował" i jeśli na sprawie wyjdzie na jaw, że faktycznie mówiłaś mu o tym, a on wiedząc, że faktycznie planujesz to zrobić, nie zrobił nic, będzie odpowiadał przed sądem.
Jeśli nic nie zapisze i uda, że nie słyszał- będzie odpowiadał tylko przed swoim sumieniem.

Jeśli zdecyduje powiedzieć, najprościej zadzwonić po pogotowie. Lekarz pogotowia zabiera cię na izbę przyjęć do psychiatry i on na podstawie wywiadu uzyskanego od psychologa ( bo rozumiem, że ty się wypierasz wszystkiego, tak?) podejmuje decyzję, czy cię zatrzymuje w szpitalu bez twojej zgody zgodnie z odpowiednim artykułem Ustawy o ochronie zdrowia psychicznego, czy też puszcza do domu ( ryzykując odpowiadanie potem przed sądem za zaniedbanie, czy za błąd lekarski) Jeśli cię przyjmuje, takie przyjęcie powinien w miarę możliwości zatwierdzić inny lekarz psychiatra.
I zawiadamia się są rodzinny o tym fakcie. Sędzia przychodzi do ciebie i pyta,  czy nadal nie wyrażasz zgody. Jeśli nadal nie wyrażasz, powołuje biegłego lekarza, który nie brał udziału w sprawie do tej pory, by zbadał cię i wydał opinię. I na koniec sąd podejmuje decyzję, czy natychmiast cię wypuścić, czy jednak trzymać i leczyć. Cała sprawa jednak trwa a ty w tym czasie siedzisz w szpitalu.
Do podjęcia decyzji najlepiej mieć jak najwięcej danych. Wywiad od rodziny, bliskich- często bardzo dużo wnosi. Ale jeśli wywiadu takiego nie ma i nie ma możliwości zdobycie go- lekarz musi podjąć decyzję sam. Tylko na podstawie tego co mówisz ty i co mówi psycholog, któremu się wyspowiadałaś.
To NIE SĄ proste decyzje.
Bywało, że się puszczało do domu, a po kilkunastu godzinach ktoś wracał na SOR nieprzytomny po nadużyciu leków. Tak więc....wiesz....

Nie chcesz być w takiej sytuacji? Owszem- NIE MÓW NIC nikomu. Po prostu idź i się zabij. Bo jeśli powiesz terapeucie/lekarzowi ( rodzinie) musisz się liczyć z tym, że będą cię ratować.

Co do desperacji i grożenia nożem. Zawsze się sprawę rozpatruje indywidualnie, prawda? Jeden grozi nożem, bo jest wściekły i tyle. I nie widząc u niego żadnych zaburzeń po uspokojeniu się, nikt go nie będzie nigdzie zamykał. Ani nigdzie zgłaszał! Najwyżej dowie się po czasie o sprawie sądowej złożonej do prokuratury przez samego poszkodowanego.
Inaczej będzie jeśli mamy osobę chorą psychicznie w stanie zaostrzenia choroby. Ale rozumiem, że takiego przypadku nie rozpatrujemy,m prawda?
Nie łapie się i nie zamyka wszystkich którzy w trakcie kłótni domowej potłukli szyby, zdemolowali samochód koledze, grozili żonie że ją uduszą.  😉

Kilka godzin temu puściłam do domu człowieka który leczy się psychicznie i właśnie zdemolował samochód i jeszcze kilka rzeczy. Stwierdziłam, że zrobił to nie z powodu zaostrzenia choroby podstawowej, ale z powodu zwykłych zaburzeń zachowania, do których to zaburzeń został sprowokowany podobnymi zachowaniami innych osób. ( dane zmienione więc luzik) Tak więc nawet nie zawsze jest tak, że jeśli ktoś jest chory, to zaraz będzie zamykany.
Aczkolwiek- owszem- można podjąć złą decyzję. Zwłaszcza kiedy nie ma innego lekarza do skonsultowania. A zwykle nie ma.

Grożenie nożem... Podejrzewam, że psycholog podobnie rozpatruje całą sytuację usłyszaną od ciebie, tak jak rozpatrywałby ją psychiatra. Jeśli z twoich słów wynika, że był to stan wzburzenia, zdenerwowania, że nie masz planów zabić nikogo i jedynie groziłaś w desperacji- nigdzie nie poleci. Jeśli zaś z twojej opowieści będzie wynikało, że jesteś psychopatką i planujesz z zimną krwią zabić kogoś- to owszem- powinien polecieć.

Gdyby taki Brevik poszedł do psychologa i opowiedział co planuje- psycholog nie powinien zatajać tych informacji, prawda?
halo, ty myślisz, że psycholog ma jakiś interes albo przyjemność w informowaniu służb? To jest ogromny dylemat i na szczęście bardzo rzadko w ogóle przed takim się staje. Miałam kilka dni temu akurat cały dzień zajęć w szkole poświęconych etyce. Prowadził je bardzo doświadczony i szanowany terapeuta. Powiedział, że w swojej 40-letniej karierze  miał kilka takich sytuacji, gdy dzwonił po pogotowie i raz sam odprowadził pacjenta na izbę przyjęć. Powiedział, że we wszystkich tych wypadkach ludzie mu dziękowali po pewnym czasie, mimo pierwszej wściekłości. Żaden z nich nie zerwał kontaktu z nim i wrócił do terapii po pokonaniu kryzysu.
Pytasz czy jak się zwierzysz z myśli samobójczych to dzwonimy po pogotowie. Oczywiście, że to tak nie wygląda. Chyba, że masz plan, zaczęłaś się przygotowywać i napisałaś list pożegnalny. To wtedy masz spore szanse, że drugiego człowieka w gabinecie to ruszy i zaproponuje ci wizytę w szpitalu. I oby to zrobił.
To samo z biciem dzieci - przecież nikt nie dzwoni po policję, bo ktoś się "przyznał", że dzieci bije. Moi niemal wszyscy podopieczni w fundacji bili dzieci i nie widzieli w tym niczego złego, swobodnie o tym mówili. Do służby zgłosiliśmy tylko jedną rodzinę, a i tak poza przyznaniem im kuratora nic więcej się nie stało, żadnego zabierania w asyście policji. A szkoda, akurat w ich przypadku.

Z tego, co wyczytałam, psychiatra tego człowieka, który zastrzelił w Stanach kilkanaścioro małych dzieci w przedszkolu, miała problemy, że nie zgłosiła jego zamiarów policji. Napisał jej list o tym, co chce zrobić, a ona nie zareagowała. Ciekawe czy wyciągnięto wobec niej konsekwencje, jedna ostracyzm społeczny w jej kierunku był ogromny. Reagować źle, nie reagować też źle, to nie jest takie oczywiste... 
Bardzo ciekawe co piszecie. Może dlatego, że nigdy się nad tym dłużej nie zastanawiałam?
Tak źle, tak niedobrze, nic nie jest oczywiste...
Przeraża mnie uznaniowość. Że nie wiadomo, jaką kto decyzję podejmie. A przy takiej "ulotności umocowania decyzyjnego" - brzemienne skutki.
tunrida, przynajmniej opisujesz, no właśnie - co? Zalecenia? (i czyje?) Zwyczaje? Procedury? Pobożne życzenia? Ustawy i zarządzenia? A co grozi psychiatrze, który osadził (i poddał leczeniu) w szpitalu zupełnie zdrowego człowieka? Bo z tego co piszesz, to jest to najzupełniej możliwe. Wystarczy zła wola/czyjś interes.
Czy te sprawy nie są przypadkiem tak ważne, że powinny obowiązywać jasno określone procedury? I o tych procedurach "klient" powinien być poinformowany? Tak, jak informuje się klienta przez telefon "uprzedzam, że ta rozmowa będzie nagrywana..." itd.
Nie wiem jak u psychiatry, ale psychoterapeuta przed rozpoczęciem terapii (nie mylić z konsultacjami) ustala z klientem tak zwany kontrakt. Właśnie wtedy mówi m.in. o zasadzie poufności i ewentualnych od niej odstępstwach. Jeśli nie ustalił tego w kontrakcie, a widzi w jaką stronę zmierza sprawa, może wnieść tą informację na sesję zanim podejmie jakiekolwiek kroki i uzgodnić z klientem kiedy i po kogo dzwonimy. Nie powinno się to w żadnym razie dziać znienacka, bez uprzedzenia.
To co opisuję, to postępowanie które wynika z odpowiednich ustaw. Jest ustawa o zawodzie lekarza, ustawa o ochronie zdrowia psychicznego i obie całkiem szczegółowo regulują postępowanie z pacjentem. W momencie przyjmowani chorego bez zgody informuję go dlaczego to robię i na mocy jakiej ustawy.
Czy uprzedzam podczas badania? "cokolwiek pan powiesz- może być użyte przeciwko pańskiej wolności jednostki, ale dla pana szeroko rozumianego  dobra i dla dobra innych jednostek?" Nie. Nie mówię. Jestem po to by pomagać i leczyć. A nie straszyć. Naprawdę, w obecnych czasach nie zamyka się ludzi, którzy tego nie potrzebują.

Nie mam pojęcia halo co grozi lekarzowi za umieszczenie całkowicie zdrowego człowieka w szpitalu. Nie interesowałam się tym, bo nie sądzę bym kiedykolwiek podjęła taką decyzję i musiała się o to martwić ( na pewno taka osoba może założyć sprawę cywilną lekarzowi, prawda?)

Ale powiem ci tak. Każdy szpital podlega pod odpowiedni sąd właściwy dla danego terenu. Bywają tacy sędziowie, którzy SAMI, bez posiłkowania się opinią biegłego psychiatry, nakazują zwolnić umieszczonego pacjenta w trybie natychmiastowym. I to jest moim zdaniem złe.
Bo. Na izbę trafia chory psychicznie, który zdaniem rodziny jest w bardzo złym stanie i zagraża, a leczyć się nie chce. Lekarz uznaje, że faktycznie- chory spełnia przesłanki do zatrzymania go bez zgody i przyjmuje. Zawiadamia sąd. Przychodzi sędzia następnego dnia, czy za 2 dni i każe natychmiast chorego wypuścić. I sędzia SAM podejmuje taką decyzję. Wbrew decyzji lekarza, który chorego przyjął. Nie posiłkując się opinią biegłego. Tak jest w szpitalu w którym czasami dyżuruję. Nie słyszałam, by któryś z tamtejszych lekarzy poniósł jakieś konsekwencje, ale spytam kiedy tam będę.
Przyjmując chorego bez zgody w tym szpitalu po prostu wiem, że to, że chory nie je, nie pije ( bo zatrute)- nie jest przesłanką. To, że wyzywa domowników i rzuca w ścianę szklankami, bo widzi tam czającego się diabła- nie jest przesłanką. To, ze rodzina się go boi i nie śpią, bo nie wiadomo czy nie rzuci przedmiotem w nich- nie jest przesłanką. To, że zabrania dziecku iść do szkoły, bo w szkole siedzi diabeł- nie jest przesłanką. itd itp Muszę po prostu czekać, aż kogoś uderzy. Bo jak przyjmę- sędzia sam, bez opinii biegłego podważy konieczność hospitalizacji.
Ustawa mówi- "pacjenta zagraża swojemu życiu, lub życiu i zdrowiu innych osób". Ustawa nie precyzuje dokładnie kiedy chory zagraża. Są specjalne przypisy, wyjaśnienia pisane przez biegłych, szkolenia w tym celu. Ale sama ustawa tego nie precyzuje. Kiedy ktoś z młodszych lekarzy dyżuruje i nie wie, czy chory zagraża, czy nie zagraża- idzie do telefonu, dzwoni do starszego, relacjonuje i pyta. Poza tym- zawsze można wezwać ordynatora do pomocy. Nasz przyjedzie i pomoże w awaryjnych sytuacjach.
A taka sytuacja "przyjąć- nie przyjąć" to najtrudniejsza decyzja w dziedzinie psychiatrii! Jak leczyć, czym leczyć- to sprawy proste. Problemem jest "przyjąć czy odesłać". Jakąkolwiek podejmiesz decyzję- może być źle. Przyjmiesz niesłusznie- możesz mieć sprawę wytoczoną przez pacjenta ( jeszcze nie słyszałam o takiej) oraz ograniczasz czyjąś wolność, nie? ( a szpitale psychiatryczne nie są ładne, przyjemne- bo o chorych psychicznie rządy nigdy nie dbały jak należy  🤔 ) Nie przyjmiesz- może stać się nieszczęście i zginie albo chory, albo ktoś postronny. ( i tu już będzie klops)

I jest jak mówisz- tam gdzie decyzję podejmuje 1 osoba, łatwiej o nadużycia, błędy wynikające czy ze złej woli, czy z niewiedzy, czy po prostu z braku pełnych danych.

I jeśli faktycznie chcesz być spokojna, że nikt z butami nie wejdzie w twoje sprawy, to lepiej nie mówić nic nikomu i trzymać się zasady, że własne brudy pierzemy sami w zaciszu domowym.  😉 Tylko czy to słuszne? Czy nie lepiej zaryzykować i wyjść z problemami do powiedzmy...w końcu fachowców, tak? Nie zakładając z góry, że są niekompetentni i pełni złej woli. Ja wiem, że psychoterpia działa cuda. Pacjencji, których lekami nie można wyciągnąć, bardzo ładnie idą w terapii. Młode osoby, które są w stanie jeszcze przekształcić swoje myślenie, podejście, reagowanie- bardzo ładnie pracują.
Bez psychoterapeutów moja praca byłaby niepełna, gorsza. Kurde.....nie muszę chyba tego tłumaczyć. To jest tak oczywiste, że aż nie wiem jak o tym pisać.  🙂 Właśnie zatrudniliśmy nowego terapeutę i bardzo bardzo bardzo się z tego cieszymy. I pacjenci też.

ps- czasami bywa tak, że masz człowieka w środku nocy, wywiadu obiektywnego tylko tyle co napisane w skierowaniu, telefonów do rodziny nie masz, nie masz jak uzupełnić wywiadu. Człowiek zachowuje się tak, że masz poważne wątpliwości czy można go bezpiecznie puścić. Podejmujesz decyzję o przyjęciu. Następnego dnia człowiek się wyśpi, wyciszy, uspokoi, bierzesz go na rozmowę, posiłkujesz się koleżankami i kolegami z pracy. Wspólnie z nim rozmawiacie i jednak podejmujecie decyzję o wypuszczeniu. Tak też bywało! Ale wiesz co? Nie spotkałam się, by ktokolwiek miał wielkie pretensje i postanowił dochodzić swoich praw. Może dlatego, że jeśli się go zamyka w szpitalu, to jednak dzieje się to w atmosferze pełnej zrozumienia, chęci pomocy. Do takiej osoby podchodzi się ciepło i życzliwie. Uważamy, że mamy przed sobą człowieka z problemem, tak? A jesteśmy po to by pomagać.  Zarówno podczas zamykania w oddziale, jak i następnego dnia rano. Staramy się mu wytłumaczyć czemu musimy/musieliśmy podjąć taką a nie inną decyzję. Naprawdę- przez 14 lat mojej pracy nikt nigdy nam się nie odgrażał w stylu "załatwię was, nie daruję wam tego" itd itp.

ps 2- ja widzę dużo większe problemy w psychiatrii. Mianowicie- WARUNKI JAKIE PANUJĄ W ODDZIAŁACH ! O naszych chorych się nie dba. Remonty psychiatryków są robione na samym końcu. Niedofinansowanie w sprzęt, w personel. Brakuje możliwości odizolowania chorych, którzy mogą stanowić zagrożenie w danej chwili. Nie ma odpowiednich izolatek z kamerami. Skutkuje to tym, że chory musi być unieruchamiany ( przywiązywany do łózka). Tylko kurde z takiej dennej przyczyny, że nie można go zamknąć w bezpiecznym pomieszczeniu. Za mało personelu by ktoś non stop pilnował jednego chorego. To są kurczę prawdziwe problemy współczesnej psychiatrii. Poza tym- brak opieki środowiskowej. A na tym chorzy tracą najwięcej ! A wszystko przez brak kasy!!
Dziękuję! :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
Dosyć ciekawy i przystępnie napisany artykuł. Na samym dole jest napisane, po czym poznać czy mamy do czynienia z profesjonalistą - myślę, że to szczególnie wartościowy kawałek. No i piszą o tej ograniczonej zasadzie poufności.

http://www.polityka.pl/psychologia/poradnikpsychologiczny/211093,1,psycholog-instrukcja-obslugi.read
Brzmi rozsądnie. Może o to właśnie chodzi - że psycholog/terapeuta/psychiatra/lekarz - jest i powinien być - usługodawcą? Bez roszczenia sobie prawa do (prawie boskiego) wyrokowania?
Do usługodawcy (gdybym potrzebowała takiej usługi) bym się wybrała. I z pewnością chciałabym być dobrze poinformowana o zasadach świadczonych usług 🙂
Ależ ogromna odpowiedzialność spoczywa na "specjalistach od mentalności"! (nazwa pierwsza z brzegu). Wszak rzadko kiedy klientem jest poukładany i asertywny człowiek/para ludzi (badań dla np. celów zawodowych nie licząc).
dempsey   fiat voluntas Tua
21 marca 2013 01:23
Cd historii którą rozpoczęła decyzja terapeutów - czyli Bajkowscy story.
Dziś sąd podtrzymał decyzję o rozbiciu rodziny i pozostawieniu dzieci w bidulu.
Czyli "mamy wasze dzieci i co nam zrobicie"
[[a]]http://www.rp.pl/artykul/17%2C992003.html[[a]]
Kilkunastu fachowców wydało opinię. Konieczność terapii. Rodzice nie współpracują. Dzieci wręcz polubiły bidula. Jest świetnie, armia urzędasów jest z siebie zadowolona.

Jeśli rodzice faktycznie (jak twierdzą owi fachowcy) winni są jakichś strasznych zaniedbań, to czemu nie ma zarzutów?
No będę ja pamiętać o tych terapeutach i śledzić ten cały cyrk aż coś się nie wyjaśni.
Ale jakich zarzutów? Prokuratorskich? Sprawy karnej?
Nie ma.
Jeśli rodzice np nadużywają alkoholu i zaniedbują dziecko, jeśli chorują psychicznie i zaniedbują dziecko, jeśli mimo kuratora i mimo zaleceń sądu sytuacja się nie zmienia, są rodzinny odbiera prawa,odbiera dzieci. Nie zakłada się sprawy karnej. Całą sprawą zajmuje się sąd rodzinny.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
21 marca 2013 08:41
jak ktoś myśli wyłącznie o sobie i wiecznie analizuje czy jest czy może nie jest  "szczęśliwy" i dlaczego a po co a  na co,  to tak to się kończy że mu i coach ani terapeuta ani nikt inny nie pomoże jak będzie wiecznie drążył sam w sobie.
Ok, dla mnie to cenna wiedza. Jezeli sady, terapeuci i biegli uwazaja ze lepiej dziecku w bidulu, pod opieka oplacanych urzednikow niz w normalnym domu, to mam w nosie ich "pomoc" i te ich zalosne "kompetencje". Tak sie sklada, ze znam dom dziecka od srodka wiec wiem o czym mowie. Prawda jest taka, ze jak sie zechce to na 90% rodzin w PL mozna znalezc zarzuty w tym stylu, mi np mozna postawic zarzuty o nadopiekunczosc 😉 Nie wiedzialam tez, ze jest przymus korzystania z terapii, jezeli terapeuta tak sobie zazyczy (przeciez to oczywisty interes terapeuty). Nigdy nie pojde do zadnego terapeuty, jak pewnie wiekszosc rodzicow sledzacych ta historie.
A może zamiast w bidulu- w rodzinie zastępczej?
Oczywiscie! Takiej, ktora nie jest nadopiekuncza tylko opiekuncza zgodnie z widzimisie terapeuty!
Strasznie surowe wyroki ferujecie jak na sprawę, w której nic nie wiadomo, bo proces jest utajniony...
dempsey   fiat voluntas Tua
21 marca 2013 12:41
Oczywiscie! Takiej, ktora nie jest nadopiekuncza tylko opiekuncza zgodnie z widzimisie terapeuty!

heh lepiej bym tego nie ujęła

Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się