Rozmowy pogonionych przez moderację i na każdy dowolny temat - OT nie istnieje

Wczoraj robiłam zakupy. Na torbach „foliowych”, w które pakowałam jest napisane „nadają się do kompostowania” -można? Można. Ja w nie zapakuję biodegradowalne śmieci i wyrzucę w nich do śmietnika.
ushia   It's a kind o'magic
19 lipca 2018 09:09
Watrusia,  ile Ty masz lat?
Bo ja, jako że już trochę, świetnie pamiętam czasy, kiedy foliowa "reklamówka" była rzadkością, wszelkie worki i woreczki pieczołowicie sie składowało do użycia przy jakichś okazjach gdzie nie bardzo się dało użyć czegos innego
wyrzucanie ich było prawie swietokradztwem  😁

pamiętam też mycie kosza na śmieci

i popylanie z wielorazowymi siatkami - robili to WSZYSCY - bo nie było innych

trochę też było mniej kretyńskich przepisów np nakazujących pakowanie jednostkowe zywności

w szkole mleko dostawalismy kazdy do swojego kubka, przyniesionego z domu, rozlewane ze szklanych butelek, nie w mikrokartonikach

jasne ze wsadzenie worka z uszami i wywalenie go jest bardziej estetyczne, wygodniejsze i w ogole nie takie "fuuuuu" jak umycie wiaderka
ale tez koniecznosc mycia motywowala do bardziej regularnego wyrzucania smieci

na wycieczki picie zabieralo sie w termosach (i to o wiele mniej komfortowych niz dzisiejsze!) albo bidonach - niby tez plastikowych, ale po pierwsze nie pet, po drugie, wykorzystywanych do bólu

nie było jednorazowych chusteczek tylko male obrusiki ze szmatki 😉

to nie jest kwestia tego ze sie nie da
da sie - pamietam ze sie da

to tylko - albo az - kwestia naszego wygodnictwa, przyzwyczajenia, troche takiej ogolnospolecznej rozlazlosci i wydelikacenia (serio, dawniej ludzie tez jezdzili na koncerty i nawet nie jedli miesa - hippisi na przykład - a jednak dawali radę bez obranych i zafoliowanych pomaranczy)

mojego rowniez, zeby nie bylo ze swietoszkuje - ale jednak warto sobie uswiadomic, ze to nasze LENISTWO i WYGODNICTWO a nie wyzsza koniecznosc, bo inaczej sie nie da
i moze wtedy chociaz czasami komus sie zrobi glupio i zamiast piecdziesiatej foliowki uzyje szmacianej torby
albo umyje ten nieszczesny kosz na smieci
nie jestem bynajmniej radykalnym bojownikiem eko, ale moze jednak warto czasami zmusic się do pomyslenia dzien wczesniej, zeby obrac sobie te pomarancze zawczasu i (metaforycznie) uratowac żółwia od połkniecia foliowej torebki z "gotowej"?
bez zastanawiania sie nad tym naprawde utoniemy w smieciach

"it's only one straw - said 8 billion people"....
ja chodze na zakupy z koszykiem czy siatką, mam też takie w aucie ;-) najlepsze wielkie z Biedry...

a co do małych siateczek foliowych - ja je w domu składam do szuflady i są np. na basen do mokrych gaci, jako siatka na buty podczas wyjazdu, do śmieci, do glutów w kuwety kota itd.
Kiedyś było ich full - od kiedy są płatne mam ich w domu mało - i czasami brakuje...
Ta dyskusja i tak przyniesie efekt, chocby kazdy z nas mial zrezygnowac z jednego woreczka na kazdych zakupach 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
19 lipca 2018 09:20
marysia550, dla mnie juz przyniosła. Jedna wielorazową butelka zakupiona, jedna stara firana przerobiona na woreczki <3 warto!
w szkole mleko dostawalismy kazdy do swojego kubka, przyniesionego z domu, rozlewane ze szklanych butelek, nie w mikrokartonikach


Aaa.. 😀 Przypomniało mi się jak za mojego dzieciństwa było tak, że taka szklana butelka mleka (za takim zrywanym kapslem 😉 ) wraz z kilkoma bułeczkami była przynoszona rano na wycieraczkę drzwi. Taka była usługa osiedlowa, w każdym bloku roznoszono. 🙂

U nas - czy u rodziców, czy u mnie - staramy się foliówki wykorzystywać wielokrotnie. I tak, zdarzało mi się nie raz je myć i suszyć. Ot kilka dni temu np. woreczek do mrożenia.

Ktoś tu napisał "jak są papierowe torby na pieczywo to biorę w nie też warzywa"... Są papierowe torby w marketach? Bo kojarzę tylko takie, że niby papier albo i tak a to foliowe okienko, a to całe wyplastikowane od środka.
Pamiętam kanapki pakowane do szkoły w papier śniadaniowy - często używany kilkukrotnie, do totalnego zapaskudzenia margaryną "roślinną" 😀  jak był woreczek, to moim obowiązkiem było przynieść go do domu, używany był czasami kilka tygodni, zanim całkiem się nie potargał.
Prawdziwy hit był, jak Babcia przywiozła wielką czekoladę z Richtig Fajnych Niemiec i mogłam przez parę dni mieć kanapki zawinięte w złotko z czekolady...
Tytę do pierwszej klasy robił mi Tata z brystolu, tapety w misie i takiego złotka właśnie - 5 lat później z tą samą tytą rozpoczynał edukację mój brat...
I tak, pamiętam czasy gazety na dnie kosza na śmieci, jak również zawijania w nie mięsa w sklepach, kiełbasy czy ryb... I my ten kosz płukaliśmy w zlewie albo w wannie, bo w bloku nie było opcji użycia szlaucha.
Szklany słoik z korkiem, w którym były naboje do pióra, a który dostałam w podstawówce, mam do tej pory - nadal trzymam w nich naboje, bo piszę głównie piórem właśnie.
A ostatnio znalazłam i uprałam mojego 32 letniego misia, wkrótce dostanie go mój Syn, jak tylko pojawi się na świecie - może nie jest taki piękny i miękki jak te nowe, ale stoi za nim kawał historii i cieszę się, że nie skończył na śmietniku 🙂
Na zakupy (jeśli już chodzę, to )chodzę z płócienną torbą, nie mam woreczków z firanki, ale jeśli kupuję np warzywa, to ważę je wszystkie po kolei, pakuję do jednej foliówki i naklejam wszystkie cenówki na tą jedną siatkę, bo też mnie wkurza niemiłosiernie pakowanie do siatek po jednej marchewce...
Smieci segreguję, ale coś mnie bierze, jak widzę, że podjeżdża śmieciarka  i zgniata wszystko razem, albo nasza pani w korpo zbiera wszystkie segregowane śmieci i tak do jednego wora...
Ja np. bardzo często jeżdżę na koncerty. I stoję w kolejkach przed stadionami/halami na koncert czasem 10, czasem 12 a czasem 18+ godzin. Kiedy spędzam cały dzień (często też noc) siedząc na betonie pod halą to siłą rzeczy jeść coś muszę. Ja i kilkadziesiąt innych osób w tej samej sytuacji  😉 Jako że jestem wegetarianką ale na diecie głównie wegańskiej to dla mnie owoce i warzywa to podstawa i takie instant ratują mi życie. Inni jedzą czipsy w plastikowych opakowaniach a ja jem obrane pomarańcze. Nie uważam, żeby to był jakiś absurd. W takich sytuacjach biorę też "wałówkę" w foliowej torbie, która przed wejściem na stadion ląduje w koszu. Tak samo plastikowa butelka po wodzie. No inaczej się nie da - ale nie sprawia to, że czuję się jak wróg numer jeden środowiska.
Zresztą bycie pro eko itp. to cudowna sprawa, sama nie jem mięsa ani praktycznie wcale produktów odzwierzęcych, zakupy pakuję w torby wielokrotnego użytku (chociaż na owoce biorę foliówki), piję wodę z kranu itd. ALE są w życiu momenty, kiedy to jest po prostu bardzo niewygodne. A ja lubię żyć komfortowo. I nie uważam, żeby było w tym coś złego, skoro jestem fair dla środowiska na co dzień.

Można by było wyciagnąć wniosek, że bez pomarańczy nie da się przeżyć na koncercie. A skoro bez pomarańczy nie, to musi ona być obrana i oplastikowana.

infantil, naprawdę nie da się inaczej? Nie da sie wytrzymać bez pomarańczy przez nawet te 18+ godzin? Taki problem wziąć na koncert inne owoce, które nie są takie upierdliwe w obieraniu jak pomarańcze?  Lubisz komfort – O.K., nie ty jedna, ale serio nie da się połączyć komfortu z wyborem bardziej ekologicznego pożywienia niż pomarańcze w plastikowym opakowaniu? 


Smieci segreguję, ale coś mnie bierze, jak widzę, że podjeżdża śmieciarka  i zgniata wszystko razem, albo nasza pani w korpo zbiera wszystkie segregowane śmieci i tak do jednego wora...

Dziwne. Jeśli tak robią, ja bym zapytała w gminie, dlaczego to robią – firmy mają kontrakty śmieciowe i jest wymóg sortowania śmieci.  Może ta firma w ten sposób oszczędza koszty? Tym bardziej należy skontaktować się z gminą. Do mnie przyjeżdżają w różne dni po różne rodzaje śmieci. I mam  gminny punkt segrekacji śmieci, gdzie są osobne kontenery na różne śmieci. 

To samo co do pani w korpo. Te posegregowane śmieci są w oddzielnych workach i ona worki wrzuca do jednego worka? Może potem je rozdzieli, jak zaniesie do jakiegoś zbiorczego punktu? Jeśli nie, należy to wyjaśnić z administratorem. 
trusia, u mnie jakis czas temu tez wszytsko szło na miazgę do wielkiej smieciary. Szklo i plastik razem. Ostatnio dopiero biorą w workach i wrzucają na busa.
Może ktoś ich pogonił.

U mnie regularnie zabierają śmieci zmieszane, ale na 3-osobową rodzinę nigdy nie zapełniamy całego pojemnika (u nas stoją takie małe). Te wrzucają do śmieciary. Osobno - bo innym samochodem - przyjeżdżają po resztę; plastiki i metal w jednym worku - bo łatwo rozdzielić, osobne worki na szkło i na odpady zielone.
u mnie pod blokiem (Warszawski Zoliborz) są pojemniki do sortowania smieci, ale jak śmieciara podjezdza to i tak pcha wszystko w jedną gardziel - podobno sortują to dopiero na miejscu.
Insza inszość, że pojemniki owszem są kolorowe (poza żółtym i szarym), ale nieoznaczone - na wszystkich ta sama nalepka "segregowane suche" więc ludzie pchają wszystko jak leci tam gdzie akurat jest miejsce.


kumpel, który pracuje w śmieciach mówi, że niestety Warszawa to Sodoma i Gomora jeśli chodzi o segregację :/
trusia to był przykład. Przykład broniący żywność pakowaną w małych porcjach w plastikowe opakowania. I to nie broniący ją na co dzień jako produkt dla każdego, ale jako produkt, który ma swoje zastosowanie w danych, wyjątkowych sytuacjach. Jeżeli z mojego postu wyciągnęłaś wniosek, że pomarańcze są niezbędne by iść na koncert to...  😵
Mój post odnosił się do wszystkiego, do wspomnianych orzeszków pakowanych w małych gramaturach, do warzyw (ogórki/papryka/marchewka) krojonych w paski i sprzedawanych w małej ilości z mini hummusem, do masy innych produktów, które są nie eko bo można je przecież sobie kupić luzem i przygotować samemu.
Pomarańcze były tu użyte jako przenośnia każdej innej żywności tak sprzedawanej. I jako przykład. Bo ja to w ogóle pomarańczy nie lubię jeść i robię to raz na ruski rok  😁 I nigdy w życiu nie kupiłam pomarańczy w plastikowym opakowaniu. Ale już borówki tak. Czy inne owoce leśne, które uwielbiam. Czy arbuza już pokrojonego w sklepie i owiniętego w folię. Czy małą paczkę orzeszków.

I nie, nie zamierzam jeść owoców, których nie lubię lub na które jestem uczulona tylko dlatego, że są sprzedawane w ekologiczny sposób. Albo nie zamierzam głodować przez dobę, bo plastikowe pudełko na borówki jest zabójcze dla środowiska. Moja dieta jest jaka jest i na 'koncerty' nie mam zbyt dużego wyboru, zresztą jem to na co mam ochotę, nie jestem więźniem własnego życia  😉
Szczególnie, że jak już wspominałam, robię masę innych rzeczy które są pro-eko.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
19 lipca 2018 13:09
Akurat wrzucanie śmieci z różnych kontenerów na jedną naczepę to nic niezwykłego, to normalna rzecz spotykana w miastach. 😉
Mycie plastików też jakieś super eko nie jest, bo to zwykłe marnotrawienie wody.

Teraz taki szał na eko, kurde, myślę, że bycie eko powinno być jak ten mem o penisie i religii. Niby każdy ma swojego, ale nie trzeba wszystkim machać nim przed nosem.


Odpadki z żywności wyrzucam na kompost, osobno wyrzucam plastiki, deszczówką podlewam kwiaty, używam wielorazowych pojemników na żywność lub używam do tego pojemników np po lodach lub po odżywkach, robię własne przetwory, mam wszędzie świetlówki ledowe, a reklamówki ze sklepów używam wielokrotnie. Ale podobnie jak Infantil nie zostanę niewolnikiem własnego życia i nie wywrócę go do góry nogami, bo będę zjedzona przez ludzi, którzy postanowili własne życie zmienić nie biorąc jednorazówek. 😉
Są rzeczy, których nie zmienię, nadal będę używać worków na śmieci, kupować wodę w plastikowych butelkach, używać jednorazowych maszynek do golenia i chusteczek higienicznych oraz nadal będę nabywać używane książki oraz nowe buty. Nie zrezygnuję też z tamponów na rzecz kubków menstruacyjnych  :jogin: Wybitnie też nie mam problemu z nabywaniem nowych toreb w sklepach kiedy to nagminnie zapominam zabierać tych już wcześniej kupionych. Jak jest możliwość to zawinę karton z działu z warzywami. 😉 Niestety to jest kropla w morzu naszych potrzeb, a sam "świat" jeszcze za mało wychodzi na przeciw byciu eko. Bo jak bardzo lubię jeść jogurt, który sprzedawany jest w słoikach, tak na dłuższą metę mnie na niego nie stać. I pomimo tego, że słoik po nim będzie na przetwory lub na świecznik to i tak nadal za drogo.


edit:

I pomimo tego, że można sobie uszyć torbę z firanki to cała reszta bycia eko wcale nie jest tania. Podobnie jak żywność bio, miało być zdrowo i pysznie, a jest drogo, bo wiadomo, że bio to zwykła ściema. Żeby wszystko miało być eko to miałoby być tańsze lub zwyczajnie powinniśmy więcej zarabiać 😉
JARA< jako, ze siedzę w ekologii i żywności nie do końca się zgodzę, ze to zwykłą ściema, fakt są oszustwa, ale naprawdę byłąm zarówno w gospodarstwach certyfikowanych jak i w laboratoriach gdzie się to bada - i ściemy nie ma (sama wybrałam rzeczy do badania wiec nie wiedzieli co jest co...)

Co do cen - w Lidlu masz dużo eko warzyw (z certyfikatem) i są w OK cenie, więc bez przesady.

Paradoxem jest to np. ekologiczna cytryna, niby ok, ma certyfikaty ... ale co z tego jak jej transport do polski naraża środowisko na spaliny i inne duperele... niby eko jako -taka, a tak naprawdę logistyka eko nie jest...

Więc to już inna dyskusja...
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
19 lipca 2018 13:26
Myślę, że o cenach nie ma co dyskutować, bo zwyczajnie przepaść zarobkowa między ludźmi jest tak duża, że część zamiast Lidla i tak wybierze Biedronkę. 😉
W Biedzie tez eko jest - z certyfikatami. Jako, ze ja kupuję dużo eko z certyfikatami - jeżdzę do Bidy też.
Problemem jest to, że czesto eko rzeczy mają dziwne smaki dla nas orientalne...

teraz przechodzę na wege i co... wiekszość wege knajp to jakieś pseudo indyjskie smaki... nie dla mnie
tak jakby nie szło upierdzielić klopsa o polskim smaku...

aaa, trafiłąm na jedną knajpę polską-wege gdzie były kluski, warzywa i gołąbki o smaku polskich gołąbków (ale wege) w sosie grzybowym - wiec można
Ja pamiętam z podstawówki herbatę z wiadra rozlewaną do kubków przynoszonych z domu 🙂
Odnośnie eko-rolnictwa, już się wypowiedziałam, ani to zdrowsze ani lepsze dla środowiska, dla mnie git - jako rolnik ekologiczny mam większą kasę, a sama w sklepie tego nie kupuję 😉
[quote author=zielona_stajnia link=topic=80308.msg2797666#msg2797666 date=1532004525]
Ja pamiętam z podstawówki herbatę z wiadra rozlewaną do kubków przynoszonych z domu 🙂
Odnośnie eko-rolnictwa, już się wypowiedziałam, ani to zdrowsze ani lepsze dla środowiska, dla mnie git - jako rolnik ekologiczny mam większą kasę, a sama w sklepie tego nie kupuję 😉
[/quote]

I jeszcze była to herbata mega słodka. Dzisiaj bym się porzygała od niej  🤣 Nienawidzę słodkiej herbaty.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
19 lipca 2018 14:05
A rozcieńczony kisiel? 😁
A rozcieńczony kisiel? 😁

u mnie na stołówce był kompot z galaretki w proszku, paskudztwo :P
No właśnie ten rozcieńczony kisiel do obiadów na szkolnej stołówce.
Mi obiady szkolne zawsze smakowały - moja rodzicielka to kiepska kucharka 😉 i o dziwo ten kisiel też  😁, nawet próbowałam jakiś czas temu wymodzić taki w domu, ale się nie dało. Ciekawe czy smakowało, bo dosładzali/dodawali soku czy to przez to, że w tamtych czasach - koniec 80' początek 90' wciągał człowiek wszystko, bo nic nie było (w sensie w sklepach), a jak było to poza zasięgiem finansowym przeciętnego Kowalskiego?
majek   zwykle sobie żartuję
19 lipca 2018 14:24
Wracajac do wrzucania odpadow do jednej ciezarowki... Ta, co jezdzi u nas ma przegrodki. Czesc jest na tekture, czesc na plastik, czesc na puszki.


Sytuacja w pracy sprzed 15 minut, bardzo w temacie: kolega przyniosl nam do podzialu pare workow baterii, zwyklych Duraceli AA i AAA, bo na pulmonologii maja nakaz uzywac kazdej tylko 1 raz (!) a potem wszystko leci do utylizacji 🤔wirek:

Przynajmniej mam gratisowy zapas baterii na pare miesiecy 😀
ushia, schodzę już linią pionową w dół, moja mama za 2 miesiące skończy 93 lata. Pamiętam wszystko to o czym piszesz, tylko z tą różnicą że nie przynosiliśmy kubków swoich do szkoły, tylko mleko piło się z butelek, z takich jaka była wtedy śmietana. Swoją drogą nie cierpiałam tego mleka, ale w spożywczym można było kupić saszetki z kakao, wsypywało się i było do przełknięcia. Pamięta ktoś miodowy napój Jantar, albo sok jabłkowo marchwiowy, gdzie na dnie prawie 3 cm był osad z owoców, pyszne to było i maniakalnie kupowałam Świat Młodych.  🙂
Za moich czasów jadło się tylko potrawy paleo z klepiska, a zakupy przynosiło się z lasu w koszach plecionych z suchej trawy. Wodę piło się z kałuży lub strumienia bezpośrednio bez użycia kubków czy butelek, nawet wielorazowych. To dopiero było eko i no waste. Kto robi inaczej, niech nie mówi, że jest eko. A tak na poważnie , to te wszystkie działania typu, "jak nie kupię obranego pomarańcza, to uratuję planetę" są w skali światowej kroplą w morzu. Fajnie, że wzrasta świadomość małego procenta ludności ziemi , ale większość świata ma w poważaniu ekologię. Przemysł ma w poważaniu ekologię. Światem rządzi pieniądz, a on nie idzie w parze z ekologią. Sam staram się nie zatruwać środowiska, ale nie łudzę się, że moje działania cokolwiek zmienią. Podstawowym problemem dla środowiska jest przeludnienie planety, a nie woreczki foliowe. Jak żółwia nie zabije dzisiaj woreczek to jutro zabiją go chemikalia, lub inny łańcuch zdarzeń spowodowany działalnością człowieka.

Co do segregowania, to jak się czujecie oglądając potem, jak te pieczołowicie segregowane śmieci widowiskowo płoną na składowiskach? Jak mówiłem pieniądz nie idzie w parze z ekologią.
maniakalnie kupowałam Świat Młodych.  🙂

Dlaczego maniakalnie? Swiat Mlodych byl dla nas, wtedy, wazna gazeta.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
19 lipca 2018 17:46
Perszeron, poruszyłeś ciekawy temat. W kwietniu na spotkaniu na Wydziale Biologi UŚ byla mowa o tym, że aby można było mówić o równowadze między ludźmi, a przyrodą to połowa lądów powinna być zamknięta dla człowieka i zostawiona naturze.
MoniMoni, bo nie znałam nikogo, kto by tak jak ja, kupował przez lata każdy, dosłownie każdy kolejny numer tego pisma.
Watrusia, bo nie znasz mnie... 😉
Perszeron, poruszyłeś ciekawy temat. W kwietniu na spotkaniu na Wydziale Biologi UŚ byla mowa o tym, że aby można było mówić o równowadze między ludźmi, a przyrodą to połowa lądów powinna być zamknięta dla człowieka i zostawiona naturze.




No to równowaga w dosłownym znaczeniu tego słowa. Recepta jest prosta. Zmniejszyć populację do poziomu, w którym nie będzie ona w stanie niszczyć przyrody szybciej, niż ta nadąży się regenerować. Wszelkie inne działania opóźniają tylko katastrofę. Zakładanie, że ludzkość się opamięta moim zdaniem jest naiwne i bardziej skłaniam się ku opcji, że do samego końca ludzkość będzie wyznawać zasadę "po nas choćby potop".

W tym kontekście, spory o skórkę pomarańczy niepomiernie mnie bawią, bo są niczym spieranie się o to, czy wypada puszczać bąki, w momencie gdy stoimy do pasa w szambie, którego poziom podnosi się coraz szybciej.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się