Nadpobudliwość- jak pomóc koniowi z tym 'żyć' i trenować?

Visenna, ona wychodzi na lancuszku a ja biore bat i uzywam w razie potrzeby. Chodzi o zniwelowanie napadow paniki, gdzie nawet i lancuch nie pomoze, np teraz po zmianie stajni obsesja stada sie poglebila mocno. Pomysl z wyprowadzaniem na marchewke jest fajny, popracujemy nad tym w weekend :-)
karolina_

Ja robiłam jak vissenna radzi. Nową kobyłę jak puściłam na pastwisko z dwójką średnio ufającym ludziom koniom to mogłam sobie łapać cały dzień.

Nauczyłam w dwa tygodnie że przychodzenie do człowieka jest fajne i się opłaca.
Zawsze mam w kieszeni smakołyki i czasem chodziłam tylko złapać podrapać, dać cuksa i puszczałam. Musiałam też spacyfikować dwa pozostałe bo jak widziały człowieka to kojarzył im się że będzie je łapał i zaczynały ganiać jak wściekłe. Teraz najpierw daję smakołyki dwóm pozostałym i już jak mnie widzą to same przychodzą a kobyła przychodzi sama na końcu - jeszcze czasem zrobi ze dwa kółka kłusem wokół.
Ale w boksie czeka na nią zawsze jakieś żarcie. Poprzedniego wałacha którego miałam pod opieką też tak nauczyłam przychodzić choć on przed wszystkimi uciekał.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
16 stycznia 2018 13:35
Kayra, 132 to juz spoko. Incydentalnie moze spokojnie ktos większy wsiąść.
Zdecydowanie musisz konia zająć robotą.
Kayra a ja bym to próbowała rozwiązać w taki sposób, że koń ma pracować wszędzie tam gdzie próbuje uciec, czyli pewnie na środku ujeżdżalni, a odpoczywać w narożnikach. Czyli gdy zwieje z narożnika to jakieś ósemki, wolty w galopie, potem galopem do narożnika i tam odpoczynek. Zwiewanie z narożnika mu sie po prostu przestanie opłacać, skoro to nie o strach chodzi.
Kayra   Kucusiowy wariat :P
16 stycznia 2018 18:40
Dambala, i w sumie dzisiaj podobnie z nim pracowałam. Zmiany kierunku, wolty, dodania, ustępowania itp. Zatrzymania w narożnikach, klepanko odpoczynek. Są z nim fajne momenty, że da spokój tym narożnikom i przejedzie. Dzisiaj piękne ustępowania do narożnika nie było problemu 🙂 Jak się trochę zmęczył, to i w galopie dało radę spokojnie przejechać.
Trochę też nie chce na niego wsadzać kogoś innego. W końcu tylko ja na nim jeżdżę. Zapewne ktoś inny to przerobi, wsiądę ja i problem znowu będzie. Chciałabym sama to przerobić , bo to ja w końcu tworzę z nim duet.  🙂 Mam nadzieję, że wiecie o co mi chodzi 🙂 No i fakt, że nie ma kto, dziewczyny nie chcą bo za mały.
Dzięki dziewczyny za rady, na pewno nie odpuszcze mu tych rogów i dalej bedę męczyć bułę 😀  :kwiatek:
[quote="Kayra"]Zapewne ktoś inny to przerobi, wsiądę ja i problem znowu będzie. [/quote]
Niekoniecznie. Tzn, może tak być. Bywają konie, które aż za dobrze wiedzą kto wsiada (tak, tak, uważam, że konie rozpoznają kto je "oporządza", kto jeździ, potrafią się na swój sposób przywiązać, poznać nas - czasem aż za dobrze, bo potem fochy strzelają i lecą w kulki 😉 ) - ale bywają i takie, którym "przewietrzenie czachy" przez kogoś ogarniętego, "przepchnięcie" przez coś, też dobrze robi i nie próbują tego z właścicielami tak "od razu". No, ale jasne, próbuj, grunt to się nie poddawać 🙂

karolina_, No, myślę, że Vissenna i Ewelin_n podały dobre sposoby.
Kayra   Kucusiowy wariat :P
16 stycznia 2018 21:09
Sankaritarina, oj mały doskonale wie kto na niego wsiada 🙂 Raz posadziłam na niego, na chwilę na oprowadzankę synka koleżanki. Kucu tak się zestresował, że aż mu się nogi trzęsły. Na początku myślałam, że ma mięśniochwat.. Jak młody zsiadł z niego, kucyk ozdrowiał 🙂 No ale kuc to stan umysłu tego się nie da przetłumaczyć 😉
Bardzo mi się to spodobało: kuc to stan umysłu 😀 pasuje do mojej idealnie. Zapożyczam


Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 stycznia 2018 06:52
Kayra, jeśli masz możliwość to jak najbardziej wsadź kogos doświadczonego, uwierz mi 🙂 no i aż taki mały nie jest 🙂


Sankaritarina jest dokładnie tak jak mówisz. Moja kobyła nie dość, że rozpoznaje mnie, mojego tatę i trenera (którego swoją drogą się boi, bo krzyczał na treningach) to doskonale wie JAKIM AUTEM JEŻDŻĘ, widzi moje auto, to przybiega jak głupia i rży. Moja klaczka jest bardzo nerwowa, "tykająca bomba" z którą jestem już 3 lata.
Dla takich koni najważniejszy jest czas, cierpliwość i to, by "tam na górze" był ktoś tzw. "zimny". U mnie sytuacja na jeździe potrafi się zmienić o 180 stopni w ciągu 5 min, wtedy jedyne co powtarzam jak mantrę " jestem zimna", ona szybko łapie mentalność tłumu. Jest klaustrofobiczką, na parkur na zawodach muszę ją wprowadzić, NIKT INNY nie może (ze mną czy beze mnie). Na rozprężalni rozgrzewam ją bez skoków, musi być "świeża" bo inaczej emocje biorą górę.
Wszystkie uspokajacze spływają po niej jak po kaczce. Wszystko już przerobione, magnez w proszku, granulacie, płynie, pasty uspokajające, zioła, wszystko to dla mnie jest nie dla niej.

Ale mimo tego wszystkiego nie zamieniłabym jej na żadnego innego konia, jak kiedyś słyszałam, że ja nie chcę "normalnych koni", bo z nimi byłoby mi po prostu nudno😉
Witam ! Jako że zostałam zbanowana, ponawiam moje pytanie w tym dziale.  Może ktoś z Was ma doświadczenie z podobnym kopytnym
renarde, a gdzie pytanie?
Może łaskawie je ponowisz?
renarde, ban = blokada możliwości pisania na forum... o ile o ty było pytanie 😉
Ups, przwpraszm,  coś się nie wkleiło...
No to od początku.  Moja kobyla która mam już od dwóch lat boi się całego otaczającego ja świata.
Wyjazdy w teren to dla niej stres i nie ma mowy na czerpanie przyjemności z kontaktu z naturą....
Nie ważne czy jest sama czy z innymi końmi.  Po 15 min jest cała mokra. Im dłużej jesteśmy po za stajnia tym gorzej z jej ''samopoczuciem''.
Próbowałam odczulania, Parelli itp.
Tutaj gdzie jestem nazywają takie konie hiperewrażliwymi i twierdzą że nie ma szans na poprawę.
Czy ktoś z Was miał podobne doświadczenia? 
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
10 maja 2018 17:09
renarde, to po co wyjeżdzasz na długo i jedziesz dalej skoro kon jest juz przerażony? Tylko utrwalacz w nim skojarzenie teren = dramat.

Czy kon chodzi na padok? Jest poprawnie ujezdzony? Co z zachowaniem z ziemi?

Jeśli kon jest padokowany, w domu spokojny, nie ma problemów pod siodłem i z ziemi, przygotuj sie na dluuuuugą prace. Wyjeżdżaj tak daleko i na tak długo jak kon sie czuje dobrze, nawet jeśli to znaczy na 3 minuty do bramy. Stopniowo wydłużaj odległość i czas, stosując przy tym pozytywne wzmocnienia (mówienie spokojnym głosem, głaskanie, drapanie, klepanie, cicha, spokojna muzyka z telefonu), jak kon zaczyna okazywać stres, zanim jeszcze zacznie sie stresować, bo wtedy juz po ptakach, wracasz do stajni.
Pamiętaj, zeby nie iść na skróty i nie „popędzać” konia, przelewająca jego granice.

Sprawa pewnie potrwa bardzo długo, ale zależy wyłącznie od Twojej determinacji, nastawienia i cierpliwości.
Strzyga dziękuję za Twoją opinię. Tak- Ona spędza cały dzień ba pastwisku. Pod siodłem szukająca problemów ale z tym umiem sobie poradzic.  Problem w tym, że na zewnatrz ''nie uczy się''.
Np. Powiewajaca plachta w pobliżu jej padoku wzbudza ten sam lęk  przez pół roku. Gnojownik obok którego przechodzi cztery razy dziennie to źródło zła. 
Pod siodłem jest łatwiej ją opanować niż w ręce.
Kiedyś przez 40 minut oglądaliśmy robota strzyżącego trawniki.  Panika wciąż była taka sama i utrzymywała się długo potem. 
Co jakiś czas robię staże z Frederic Pignon i Magali Delgado- wg nich koń musi się napatrzec i przekonać że nic mu nie grozi. W praktyce moja im dłużej patrzy tym bardziej się nakręca. 
Mój trener od skoków ma chyba więcej racji: ostroga i do przodu!
renarde, z mojego doświadczenia zostawianie takiego konia samemu sobie, żeby się "napatrzył", tylko pogłębia problem. Bo taki koń sobie nie radzi sam ze sobą i wystawiony na dłużej na działanie przerażającego bodźca również sobie z nim nie poradzi.
Moja jest o wiele łagodniejszym przypadkiem niż Twoja, ale najbardziej pomaga zajęcie jej robotą. Tylko nie byle jakie: im bardziej precyzyjnie się ją prowadzi i wymaga tego, żeby dała się tak prowadzić, tym bardziej skupia się na człowieku. Jeśli uda się ją na sobie skupić, to nie ma już żadnego problemu z gapieniem się, płoszeniem, nakręcaniem.
Popieram słowa Moon.
Moja trenerka też polecała nam na straszaki podczas jazdy, aby nie dawać koniowi napatrzeć się na nie, a zając konia czymś innym (pracą).
Zgadzam się z Wami. Dlatego jestem w stanie nad nią zapanować w hali lub na parkurze.  Między łydki i do roboty.  Problem zaczyna się w terenie gdzie staram się robić występowania itp ale efekt jest często słaby a i nie jest moim celem powtarzać roboty z ujezdzalni w lesie.... już lepiej zostać w stajni.
Ahhh... ostatnio popularna zrobiła się komunikacja ze zwierzętami.  Może spróbuje i dowiem się co to za trauma ją spotkała! 
renarde, w terenie tez da się skupiać uwagę konia na sobie i na zadaniu. Owszem, często nie da się uniknąć walki.
Ta walka, to jest jakby walka woli, osobowości, nie musi obejmować bata ani ostróg (choć to czasem ułatwia, ale nie z każdym koniem).
Za to wymaga morza spokoju i nieustępliwości.
I, obawiam się, jazda w terenie na takim koniu nigdy nie będzie pełnym relaksem, zawsze wymagając od jeźdźca skupienia i pomysłu.
renarde, ja bardzo długo nie jeździłam na swoim koniu w normalne tereny. Jeździłam za to popracować na łące, dokładnie tak samo, jak popracowałabym na ujeżdżalni. I dopiero kiedy to zaczęło działać (a to wcale nie tylko koń musiał nauczyć się pracować na zewnątrz, to przede wszystkim ja musiałam nauczyć się tam poprawnie działać, żeby móc mu pomóc), byłam w stanie zacząć jeździć bardziej po prostej.

I zgadzam się z halo - są konie, dla których wyjazdy w teren nigdy nie staną się relaksem. Bo będą czujne za siebie, za jeźdźca i jeszcze za kilkoro kolegów z padoku...  😉
Co jakiś czas robię staże z Frederic Pignon i Magali Delgado- wg nich koń musi się napatrzec i przekonać że nic mu nie grozi. W praktyce moja im dłużej patrzy tym bardziej się nakręca. 

Bo nie każdego konia wystarczy zostawić, żeby sobie popatrzył. Bywa, że trzeba im jeszcze wyjaśnić, co mają myśleć na temat tego, na co patrzą.
Jeśli masz konia-tchórza, to on bez twojej ingerencji i pomocy będzie podejmował naturalną dla niego decyzję, że trzeba uciekać, bo jeszcze go coś zeżre.
No chyba że uda ci się zyskać u konia taki autorytet, by opierał się na twojej opinii i uznał, że skoro ty się nie boisz, to i on nie musi.
Święte słowa - ja mam egzemplarz bojący się szelestu hali namiotowej - próbowałam wszystkiego - od biegania luzem, jedzenia na hali, spacerowania, zbliżania oddalania, no wszystkich cudów na kiju, jakie mi przyszły do głowy - nic nie pomogło, panika nie maleje.
Jedynie (jak już uda mi się w tych szeleszczących warunkach wsiąść) skupienie na pracy pomaga jakotako popracować (chociaż do rozluźnienia i uspokojenia głowy to w te szeleszczące dni nam baaardzo daleko).
Pamiętam, że czytałam kiedyś o badaniach nad czasem, który jest potrzebny, żeby koń oswoił się z daną "strasznością". Niestety porównywano tylko zostawienie konia samemu sobie z tematem (na wolności, mógł sobie podchodzić, odchodzić itd.) z "odczulaniem". Druga wersja działała szybciej i się lepiej utrwalała. Nie porównywano niestety tych dwu podejść z klikerem.
Konie różnią się stopniem "płochliwości". A raczej - typem układu nerwowego, jeśli chodzi o próg reakcji, styl reakcji,
siłę, szybkość, wygaszanie (reakcji).
Reakcji na co? Otóż, tak mi wychodzi - na dyskomfort, stres, zagrożenie.
Co by to nie było, przekłada się na "coś" - czujność - Alarm!!!

Taki przypadek: koń, naprawdę "wybitny", u siebie na placu, ze wszystkim zaznajomiony - on się Boi.
Czego się boi? Nijak nie ma nic, czego mógłby się bać.
Kurka na dachu się boi. Konkretnie - nasady komina 200 m dalej i na wysokości 3 piętra.
Bo blik światła.

I teraz tak: niektóre konie Kochają się bać. Masochistycznie dosyć.
Niewykluczone, że są uzależnione od hormonów stresu.
To jest super ciężka sprawa, bo życzliwość takiego "odzwyczajanego" konia jest porównywalna
z życzliwością alkoholika gdy mu chować 1/2 litra.

Najlepiej byłoby, żeby żaden koń nie uczył się nawykowego wpadania w popłoch.
Ale często przejmują to od... własnej mamusi, i raczej nie genetycznie.

Zaufanie to jest mało powiedziane, autorytet już lepiej, ale też za mało,
bo takie konie potrafią wystąpić nawet przeciw instynktowi stadnemu, stado lampi się jak na gupka,
a ten(ta): Bojem sie, bojem, bojem - juhu, bojeeem sie!

Imo - uzależnienie(uwarunkowanie) wypychać uzależnieniem, stąd klikanie ma spory sens.
I wielu jeźdźców to wie, spontanicznie jako klikera używając głosu, np. kląskania językiem.

Bardzo trudno jest przeorientować styl behawioru konia, choć w sporym zakresie da się to zrobić.
Z tym, że nigdy nie wiadomo na ile pomogła sztuka jeździecka, na ile dojrzałość i doświadczenia z czasem.
Dziękuję za Waszą pomoc. Sama świadomość,  że ten model tak ma i trzeba się przyzwyczaić, pozwala mi się trochę "rozluźnić".
halo dziękuję za interesującą wypowiedź.  Daje do myślenia.  Moja kobyla jest tak porostu reaktywna.  Znam natomiast innego konia, który dokładnie tak jak mówisz,  lubi się bać.  Czy można to oduczyć?  Raczej spokojem go czy batem?  Skurczybyk jest pewny siebie jak słoń ale od czasu do czasu nakręca się zabawą w strachy!
Zauważ, że "reaktywna" też oznacza, że się nakręca. Gdyby się nie nakręcała, nie byłoby problemu.
I ogólnie rzadko kiedy jest problem z końmi, które jedynie łatwo się płoszą.
Bo tu wystarczy nieźle siedzieć (równowaga), mieć konia bazowo na pomocach - i co tam.
Problem jest gdy się koń nakręca, reaktywny czy nie, i nie ma sposobu, żeby błyskiem się uspokoił, nie luzuje.
Problem "spokojem czy batem" jest typu węzeł gordyjski.
Bo takie konie potrzebują być zdominowane, a jednocześnie bat - tylko nakręca, nijak nie rozwiązuje sprawy.
Zazwyczaj załatwia się to "przez nogi do głowy". Tj, przykładowo, można założyć, że po 8 h pod siodłem w terenie (ciągiem, z popasem)
wierzchowiec przestanie się przejmować otoczeniem. A już następnego dnia - to for sure.
To, oczywiście, sytuacja przerysowana.
Bywa też tak, ale to przypadkiem, i na szczęście rzadko, że koń znajdzie się w sytuacji realnego zagrożenia życia -
i człowiek wyratuje, stając się "zbawcą", liderem totalnym.
Niektórzy próbują wykorzystywać to zjawisko tworząc różne makiety takich sytuacji, ale wydaje mi się, że konie są czułe na fałsz.
Chodzi mi o coś takiego, jak razu pewnego taki płochliwy koń uskoczył i władował się w bagno.
Z wielkim trudem wyratowany potem był niezwykle potulny w terenie, tak mu zostało.
Ale to nie powód, żeby konia celowo ładować w bagno.

Można ew. wypróbować, tak sobie przypomniałam, jazdę "samopięt" ale z (mądrym) psem.
Bo z innymi końmi to układ jest taki, że albo koń idzie pierwszy - a wtedy jakby szedł sam, niekomfortowe,
albo idzie za innymi - i też się stresuje, bo idzie drugi/trzeci...
A pies to jest z przodu, to z tyłu, z boku, dla konia żadna sprawa ambicjonalna,
konie szybko łapią, że to psy patrolują, one zatem nie muszą być czujne.
Tylko mało kto ma warunki, żeby sobie z psem jeździć.
konie szybko łapią, że to psy patrolują, one zatem nie muszą być czujne.

<offtopic>
No chyba że koń czujnie obserwuje, gdzie są psy  😂
Ja jeżdżę z trzema psami, wiem coś o tym  😂
Każdy, nawet najbardziej płochliwy koń przestawał być płochliwy po.dołączeniu do stada w rajdach długodystansowych. Kwestia kilku dni.
Nie spotkałam takiego, który wracałby z rajdu epatując "juhu, boję się!" 😁
Chociaż fajny przykład i oczywiście znam takie świry, co lubią się bać.
Ja mam chyba taki egzemplarz... do mniej więcej 5 roku życia był super, cieszyłam się, że tak niby się boi, ale idzie, wszędzie wejdzie, wszędzie przejdzie. Teraz ma 8 lat i od roku boi się tych samych miejsc na swojej ujeżdżalni.
Mniej więcej wygląda to tak: koń widzi swoje straszne miejsce i już od połowy ściany zaczyna się spinać, zatrzymywać i świrować. Za trzecim razem go przepchnę. Za czwartym razem koń przechodzi w miarę na luzie. Piąty przejazd wygląda tak jak pierwszy...

Najlepsze, że on nie boi się pracujących betoniarek, traktorów, wiejących namiotów, wbiegających nagle psów itp rzeczy. On się boi stojących nieruchomo stojaków, opon, ogrodzenia? Takie strachy ni z d...

Zawody ostatnio miałam takie: Przyjechałam w piątek żeby pojeździć na hali, na której koń bywał już wiele razy. Boi się, ale mam czas żeby go przejechać. Jest ok. W sobotę start, koń wchodzi na halę i nie da rady normalnie ujechać programu, bo on WSZYSTKO widzi i WSZYSTKO chce go zabić. Niedziela, przed startem wjeżdżam na nim na dekorację z poprzedniego konkursu, pooglądał sobie halę, oczywiście bał się, ale przegalopował rundę honorową. 5 minut później wjeżdżam na swój konkurs i znów nie daję rady ujechać, bo on WSZYSTKO widzi. Masakra.

Na razie jedynym sposobem na niego jest konkretne zamknięcie w pomocach, czego niestety nie potrafię jeszcze zrobić, a tym bardziej przejechać go błyskawicznie przez wędzidło w sytuacji wjechania już na czworobok.
Na szczęście jest trener, który na dziada wsiada, ściska gdzie trzeba i koń paczy, ale idzie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się