Nadpobudliwość- jak pomóc koniowi z tym 'żyć' i trenować?

Nie demonizujcie tak słowa "zaufanie"

Uważam że koń z czasem faktycznie nabiera zaufania do człowieka z którym współpracuje.
Jedno to posłuszeństwo - gdy koń zwyczajnie wykonuje polecenie.
A jeszcze co innego gdy np koń na polecenie skacze przeszkodę której w pełni nie widzi - jest to forma zaufania koń jest posłuszny ale również zawierza przewodnikowi.
Moja kobyła na przykład jeśli jej powiem żeby pomału i spokojnie przeszła rów - zarośnięty chaszczami / głęboki / błotnisty - to go przejdzie, nie skoczy tylko wolno przejdzie.
To moim zdaniem jest zaufanie, nie samo posłuszeństwo.


ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
07 sierpnia 2017 18:26
Mówię "zmęczenie" a nie zamęczanie - no chyba jest różnica.  😉

Zresztą jak zwał, tak zwał - najważniejsze że szkolenie posuwa się w dobrym kierunku.

A jeszcze co innego gdy np koń na polecenie skacze przeszkodę której w pełni nie widzi - jest to forma zaufania koń jest posłuszny ale również zawierza przewodnikowi.

tu akurat też bym użyła słowa zaufanie.
Lilid-werkowana jest regularnie co 6 tygodni, od ostatnich paru miesiecy przez nowego kowala. Byc moze kopyta jej na tyle szybko przyrastaja, ze sie same oblupuja, ale wlasnie dzis pokazalam swojej znajomej, ktora ma konie "od zawsze", a przez 25 lat wystawiala walekery i mowi, ze jednak przyadlo by sie , dopoki sciana sie nie odbuduje. Biala linia wyglada w porzadku. Brzegi przednich kopyt sa bardzo enieregularnie poodlamywane, tylen wygladaja dobrze.
Zobacze zreszta co powie kowal w srode/czwartek, jesli on zadecyduje-kuc, bedziemy kuc, jesli powie zostawic to zostawie. W koncu to on ma wieksze doswiadczenie.

To moje trzy lata dopiero z konmi, wiec jestem jeszcze bardzo zielona.

Dzis szkolenie bylo niespelna godzinne. Cieszylam sie,ze znajoma pojechala ze mna, bo jej komentarz dt Babe byl dla mnie ciekawye, praktycznie w pelni zgodny z tym, co mowil trener. Ze Babe ma ogromna nieprzepracowana traume i nieufnosc do ludzi. Bo kiedy jzu wydawalo sie, ze jest Ok i podaza za nim, nagle stawala, odwaracala sie i dawala w dluga i tak z wlasnej woli wolala biegac wzdluz ogrodzeia galopem kilka-kilkanascie okrazen, kiedy trener stal. Podnosil choragiewke tylkwo etdy, gdy stawala z lbem na zewnatrz ogrodzenia.

Jak powiedzial, juz na nia wsiadl, natycmiast, zesztywniala , i jak pokazywal gestami, zebrala sie w sobie, wiecpoczekal az odpusci, naklonil ja do dwoch krokow w tyl i zsiadl. I znowu za jakis czas to samo. Zeby nei kjarzyla ze czlowei w siodle=ruch do przodu=jak najszybciej przebierac kopytami. Bo jak zwrocila uwage Cindy, znajoma, wystawiaajca walkeryw klasie normalnie kutych, do Big Licku jezdzi sie jak w wyscigach, konie maja napierac na wedzidlo, ktore ma 10 cali (25 cm dlugosci) czanki i prawie drugie tyle u gory, wiec latwo nim lekkim ruchem reki wywolac ogromny bol. A one maja sie zebrac na tym wedzdile i jechac do przodu , gdy jakby to hmmm...wytlumaczyc...inne sygnaly sa do staniecia. Takie wlasnie napieranie na wedzidlo wbrew bolowi od niego. Stad wlasnie gorna czesc i szyja sa wyprostowane i "do gory', kiedy zad jest przy ziemi i u koni z niecietymi miesniami ogona, wsadzaja ogon miedzy nogi.
Czyli to, co teraz musimy odwrocic totalnie i nauczyc ja ustepowac i byc miekkim, zamiast sie usztywniac i jechac do przodu szybko, tu ma nauczyc sie byc miekkim i sutepliwym , wolnym dopoki jezdziec sobie nie zazyczy inaczej. Cale jej poprzednie szkolenie postawione do gory nogami.
Teraz widze dzieki ich koemntarzom i temu co widze na treningu, ze Babe byla nojgorszym mozliwym wyborem dla poczatkujacego jezdzca. I Cindy mi powiedziala, ze jesli nas stac, to zostawilaby Babe po tym treningu (jesli sie nie zmieni diametralnie jej myslenie i nie bedzie bezpiecznym koniem) na pastwisku jak Jerrego. Do kochania, a nie do jezdzenia. Zazartowalam, ze bede ja wypozyczac do rodeo, bo dzis robila rekordowe zwroty na zadzie z tumanami piasku, zeby tylko nie stanac w miejscu pyskiem do trenera...
Uhm. "na polecenie skacze przeszkodę...", "jeśli jej powiem żeby pomału i spokojnie przeszła rów..." I zaufanie.
O zaufaniu (bez cudzysłowu) to można mówić, gdy koń luzem w awaryjnej a groźnej sytuacji potraktuje człowieka jak przewodnika, pewny, że dzięki człowiekowi będzie bezpieczny.
O zaufaniu można mówić gdy jest ufność. Np. przy bolesnych i przykrych zabiegach wet.
O zaufaniu można mówić, gdy koń "łyka" z własnej inicjatywy coś nieznanego, groźnego, zaskakującego, przykrego bo jego doświadczenia mówią mu, że wielokrotnie początkowo było "be", a nastąpiła ulga. Dzięki człowiekowi.
Jeśli ktoś weźmie konia z "przejściami" transportowymi, ten koń za nim pójdzie i za nim (luzem) wejdzie do przyczepy - od razu, bez całego misterium, to tak - wtedy to oznacza, że koń ufa.
A szybciej zaufa stajennemu, który 3 razy dziennie od kilku lat daje żarcie niż ukochanej pańci, która tego nie robi.
Przykład zaufania, taki przyjemniejszy? Wieziemy konia nad morze. Pierwszy raz je widzi. Wchodzimy do wody, koń na luźnej lonży - a koń wchodzi za nami, niespecjalnie wołany.
Zaufanie u koni widuje się bardzo, bardzo rzadko. Bo trzeba zjeść beczkę soli.
Planta w interesie każdego kowala jest kucie. Nie wiem, jak jest w miejscu, w którym mieszkasz, ale USA kojarzy mi się z cudami, jeśli chodzi o "rekonstrukcję kopyta" w ramach kucia i chyba górnej granicy za takie usługi nie ma.
Jest tutaj wątek o naturalnej pielęgnacji kopyt, czyli bez kucia. Są publikacje na temat kopyt, ich budowy i funkcjonowania.
"Budowanie ścian" u bosego konia nie jest priorytetem - jest dokładnie odwrotnie.
Masz wątpliwości - zrób zdjęcia i wstaw do wyżej wymienionego wątku.
Uhm. "na polecenie skacze przeszkodę...", "jeśli jej powiem żeby pomału i spokojnie przeszła rów..." I zaufanie.
...
O zaufaniu (bez cudzysłowu) to można mówić, gdy koń luzem w awaryjnej a groźnej sytuacji potraktuje człowieka jak przewodnika, pewny, że dzięki człowiekowi będzie bezpieczny.

Przeszkodę i rów których nie widać w całości  🙄 A nie, gładki, wygolony rów i przeszkodę z drągów na parkurze.
Napotkany w terenie rów z nie wiadomo czym w środku...
Też mogę zacząć bawić  się w łapanie za słówka:
Koń luzem w awaryjnej sytuacji będzie szukał stada, i w sposób całkowicie naturalny będzie się starał być blisko człowieka.

O zaufaniu można mówić gdy jest ufność. Np. przy bolesnych i przykrych zabiegach wet.
O zaufaniu można mówić, gdy koń "łyka" z własnej inicjatywy coś nieznanego, groźnego, zaskakującego, przykrego bo jego doświadczenia mówią mu, że wielokrotnie początkowo było "be", a nastąpiła ulga. Dzięki człowiekowi.
Jeśli ktoś weźmie konia z "przejściami" transportowymi, ten koń za nim pójdzie i za nim (luzem) wejdzie do przyczepy - od razu, bez całego misterium, to tak - wtedy to oznacza, że koń ufa.
Przykład zaufania, taki przyjemniejszy? Wieziemy konia nad morze. Pierwszy raz je widzi. Wchodzimy do wody, koń na luźnej lonży - a koń wchodzi za nami, niespecjalnie wołany.

Nikt nie pisał że zaufanie przychodzi łatwo i szybko.
Jednak wraz z upływem czasu i wspólnych przeżyć, przychodzi. Bez czarów.

Nad morzem z koniem nie byłam.
Resztę mogę odhaczyć na tak.
Czy to znaczy że jestem kuniareczką której koń ufa??
Ach jak wspaniale  🤣
Iskra de Baleron zaufanie buduje się z czasem, prawda.
Czysto hipotetycznie zapytam, jakie masz odczucia, kiedy Twojego konia odmawiającego zrobienia czegoś tam - czegokolwiek, gdyż jest święcie przekonany, że wiedziesz go w otchłań piekielną - bierze zupełnie obca osoba i udaje jej się bez większych problemów?
Ile razy tak jest, że chuchamy na nasze kochane koniki, bo to i tamto, bo się boi, bo nie ufa, a potem podchodzi trener/wet/czasem totalny laik i nagle działa wszystko.
Zaufanie? A może autorytet?
Jak dla mnie chodzi o budowanie właśnie autorytetu, nie zaufania. Jest to tym trudniejsze, że autorytet trzeba budować w SOBIE. Rozmowy o zaufaniu to zgrabny zabieg przerzucania odpowiedzialności za problemy z siebie na konia, bo on nie UFA. To się nad koniem pracuje, żeby zaufał, a pracować trzeba nad sobą. Żeby być czytelnym, konsekwentnym, przewidywalnym, nieznoszącym sprzeciwu. W tym sensie godnym zaufania.
Jakie to ma znaczenie, czy koń ponosi z buntu czy ze strachu, kiedy w obu przypadkach mówi człowiekowi dokładnie to samo - leję na Twoje polecenia/ocenę sytuacji, ja wiem lepiej, co powinienem w tym momencie zrobić. I jedno i drugie to niesubordynacja.
Tyle w sprawie kwalifikacji czynu. Jak sobie z nim radzić w jakim przypadku to inna historia.
lilid a to jeszcze trzeba się zastanowić, czy przypadkiem to właściciel nie przekazuje swoim zachowaniem koniowi informacji, że tam jest otchłań piekielna. 😉
One czytają nasze emocje i mowę ciała, nawet jeśli my sobie nie zdajemy z tego sprawy.
Jak np. idziesz z koniem do plandeki leżącej na ziemi i myślisz sobie "no i pewnie zaraz się będzie płoszył, może nawet nie podejdzie, a w ogóle to muszę uważać, żeby na mnie nie wpadł, jakby się wyrywał" - to jego zachowanie będzie inne niż jak pójdziesz z nastawieniem "chodź koniu, pokażę ci nową zabawkę, fajnie szeleści i można po niej chodzić". 🙂
Ten wewnętrzny autorytet, o którym piszesz, jest potrzebny, by koń w ogóle mógł ufać danemu człowiekowi. Bo człowiek może być godny zaufania - albo nie. Jeżeli nie jest czytelny, konsekwentny, spokojny, opanowany, pewny siebie - to nie jest godny zaufania. Czyli zaufanie jako takie istnieje, ale bez zyskania autorytetu nie jest możliwe.
Przy czym to nie jest skala 0 - 1. Ufam całkiem albo nie ufam wcale. Oczywiście do tego dążymy, żeby koń ufał całkiem, i wielu parom udaje się z czasem to osiągnąć. Ale bardzo długo jest stan przejściowy - ufam w tej kwestii, a w tej już nie, w tym miejscu, a w tamtym już nie.

vissenna   Turecki niewolnik
08 sierpnia 2017 08:45
lillid
no i tu się zgodzę.
Jak pracowałam w Berlinie miałam właśnie taką sytuację. Znajome przybiegły do mojej stajni prosić o dodatkową lonżę bo ich się rozwaliła. Spytałam więc co się stało.
Okazało się, że jadą na zawody i akurat dziś ich kobyłka postanowiła nie wejść do przyczepki. Taka typowa kobyła, humorzasta, włochata baba z fochami, choć całkiem sympatyczna pod siodłem.
Na miejscu zastałam plac boju z poszarpaną lonżą i koniem z obłędem w oku oraz trzymającą go mamą owych sióstr. Mama już stwierdziła, że jeśli zaraz nie wyjadą, to się spóźnią i ogólnie po zawodach. No to postanowiłam wejść do akcji. Oprowadziłam konia wokół przyczepy, kazałam otworzyć frontowe drzwi, nasypać do żłobu owsa i marchewek i nie zbliżać się do konia tylko stać w pogotowiu z tylną belką i na mój znak zamknąć.
Podczas oprowadzenia wytłumaczyłam kobyłce że ma się na mnie nie pchać i odchodzić ciałem na mój ucisk. A potem... najprostszy sposób z wycofywaniem konia i pozwoleniem na obejrzenie przyczepy od środka zadziałał w 10 minut!
Przyczepą tą koń podróżował wiele razy, właścicielkę zna od 5 lat i nie po 2 godziny dziennie tylko faktycznie to ona się nią opiekowała rano wpuszczając na karuzelę a po pracy spędzając całe popołudnia w stajni. A mnie koń widział w sumie drugi raz w życiu (kilka dni wcześniej prowadziłam trening tej parze).
I co? Ten długi czas na zdobycie zaufania to 10 minut?
A może wiedza, praktyka, pewne przywództwo, autorytet?
Murat to nie jest skala między "Ufam całkiem albo nie ufam wcale". To jest skala między "spoko, nie ma problemu" i  "człowieku, pie***l się". Czyli kwestia poczucia komfortu konia z danym zadaniem.
Jedna rzecz przyprawiająca jednego konia o zawał drugiemu zupełnie nie robi pogody i na odwrót. Rzeczy z koszyka komfortowych koń zrobi zawsze i z każdym, zaś z koszyka niekomfortowych to człowiek się niestety musi bardziej postarać, żeby koń uległ i zrobił to, o co się go prosi. Nie ważne, czy chodzi o wejście w paszczę lwa, czy bardziej wytężony wysiłek pod siodłem, a może o zwyczajne stanie spokojnie przy zabiegach pielęgnacyjnych.
Dla konia to są naprawdę proste rzeczy, proste bodźce wyznaczające granicę, na ile sobie można pozwolić. Dla człowieka to oczywiście lata nauki, jak czytać i działać. Im bardziej koniowi nie po drodze z postawionym zadaniem, tym bardziej będzie Ci wytykał luki w wykształceniu.
Mowa ciała - super, ale to się tyczy wszystkiego, nie tylko koni. Owszem, niektóre ruchy koń i człowiek zinterpretuje inaczej. Nie zmienia to faktu, że jak człowiek jest rozluźniony, wie co robi, co chce osiągnąć i jak, to jest bliżej sukcesu, nie tylko z końmi.
Mowa ciała - super, ale to się tyczy wszystkiego, nie tylko koni. Owszem, niektóre ruchy koń i człowiek zinterpretuje inaczej. Nie zmienia to faktu, że jak człowiek jest rozluźniony, wie co robi, co chce osiągnąć i jak, to jest bliżej sukcesu, nie tylko z końmi.

Tu się całkowicie zgadzamy.
Warto przy tym pamiętać, że chodzi nie tylko o mowę ciała świadomą, ale i nieświadomą. Właśnie dlatego konia się nie oszuka. 😉
Lilid-akurat temu gosciowi ufam, bo nie kuje dopoki naprawde nie musi. Poza tym zaczal wyprowadzac mi ochwatowca na prosta, to co inny kowal spiep...yl przez dwa lata, tnac ochwatowca na prosto przy bardzo zrotowanych kosciach kopyta, na prosto czyli  przycinajac podeszwe jak zdrowym koniom tak, ze na palcach byla bardzo cienka i kon mi okulal dokumnetnie. A potem udowadniala (bo to kobieta byla), ze to od trawy.
Tylko, ze jakos dziwnie korelowalo to z jej wizytami.
Ten robi po odrobinie, zmieniajac kat kopyta, ogladajac po kilka razy zanim cos zrobi. Ufam mu. To on zreszta polecil mi tego trenera, bo u niego trenowal i swoje konie.

Fajny, rzeczowy facet. Tak jak trener.

Watek o kopytach przeczytany, ale dalej nie mam zdania, zdam sie na fachowca. Do tej pory moje konie nie narzekaly na niego  😀
Planta cieszę się, że masz kogoś takiego. W swoich doświadczeniach na pewno nie jestem odosobniona - w Polsce jak się robi cokolwiek z koniem (nie ważne, czy trenuje, struga czy leczy), to trzeba zostać bardzo dobrym teoretykiem w każdej z tych dziedzin, żeby wiedzieć, kiedy ktoś Ci wciska kit. A wciska niestety bardzo często.
lillid, 100% trafny tekst, ten poprzedni.
No wlasnie czytalam o wizytach weta, przyjedzie czy nie przyjedzie, obrazi sie ze ktos inny leczyl czy nie, z kowalami to samo. Dobrze jest wiedziec, na co sie patrzy.
Przeczytalam kilka razy "Kopyta doskonale', "bez kopyt nie ma konia", mam w biblioteczce te, ktora mam zamiar poczytac dzis do poduszki :
Well-Shod: A Horseshoeing Guide For Owners & Farriers (Western Horseman Books), ale wcale nie czuje sie madrzejsza... 😡

Kayra   Kucusiowy wariat :P
15 stycznia 2018 17:04
Nie wiem czy pasuje tutaj to pytanie.. Czy któś z Was używał blinersów z dy'on do jazdy? Mój kuc w obecnej stajni jest już 5 lat i nadal w rogach hali widzi potwory 😉 Które skutecznie uniemożliwiają porządną prace i treningi. Nie może się skupić bo rogi ciagle chcą go zjesc. Moge robić milion przejść zatrzymań, wolt, zmian kierunku, zmian tempa itp. Czy jest jakaś szansa, że ten "patent" ogarną by chociaż troche jego patrzenie w rogi?
Macie sprawdzone sposoby na nauczenie konia odchodzenia od stada i spokoju przy tym? Przyznam sie ze dotad problem występował glownie u mlodziakow i mijal z czasem. To strasza klacz, wczesniej funkcjonująca tylko w stadzie (biegalnia/pastwisko). Chodzi mi o inne sposoby niż oglowie/kolec/łańcuch przez nos i bat w reku bo te znam. Bardziej jakies ćwiczenia (narazie z ziemi ze wzgledu na zaawansowana ciaze, potem moga byc z siodla) ktore zakorzenia jej na stale pogląd ze czlowiek jest fajniejszy niz stado. Dodam ze nic ekstremalnego, nie chce zeby zrobila sobie krzywde (albo mi).

[Kayra a masz mozliwosc luzem na hale puścić i ewentualnie podejsc do naroznika w reku?
Kayra   Kucusiowy wariat :P
15 stycznia 2018 23:37
karolina_, w reku nie ma problemu 🙂 Problem zaczyna być największy w kłusie i galopie pod siodłem. Tu zapewne jeszcze ode mnie dostaje złe sygnały, bo się spinam bo wiem, że coś będzie i to nie pomaga. A jak się rozluźnię, odpuszczę to potrafi mnie z połowy hali wyciągnąć od strasznego rogu. Czasem nie mam szans, żeby od nich odjechać bo na hali jest kilka koni i rogi są nieuniknione. A jego ucieczki zaczynają być niebezpieczne w większej grupie. On potrafi uskoczyć od plamki, która pojawiła się na ścianie hali od wody, od większej dziurki w podłożu itp 🙂
karolina_, w reku nie ma problemu 🙂


Zakladajac ze nie stawiasz go z nosem w rogu i ma szansę go zobaczyc, to brzmi bardziej jak trzodzenie niz strach. Ja bym sprobowala wsadzic kogos kto bdb jezdzi i zobaczyć co bedzie.
Kayra   Kucusiowy wariat :P
16 stycznia 2018 00:50
karolina_, i tu jest problem, bo to kucyk i nie ma kto na niego wsiąść niestety. Nie chcę go też niepotrzebnie stresować. Zapewne da radę to na spokojnie przerobić, tylko czasem warunki namdo nie sprzyjają. I dlatego myślałam nad blinkersami, moze by chodz trochę pomogły z tym gapiostwem. 
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
16 stycznia 2018 07:03
Kayra, No tak to w zyciu konia jest, se sie czasem musi postresowac, zeby nie był niebezpieczny dla innych.
Robota, robota, robota i konsekwencja.
Kayra Blinkery są stosowane bardziej w przypadku, gdy koń dekoncentruje się na tym co się dzieje z boku i za nim. Możesz spróbować załozyć na paski policzkowe futerka, takie jak na kantar. nie musisz od razu wydawać miliony monet na kawałek firmowej skórki 😉
Kayra szczerze to bazując na Twoim opisie mi to też na strach nie wygląda. Problem pojawia się w kłusie i galopie, nie zaś w stępie i w ręku, zatem rozwiązanie problemu jest najpierw w Twojej jeździe, a potem w oduczeniu konia paskudnego nawyku.
W kłusie i galopie jeździec ma "mniej czasu" na ogarnianie się dosiadowo i koordynowanie pomocy, a koń to wykorzystuje. Sama przyznajesz też, że wywołujesz wilka z lasu spinając się przed narożnikami.
Moim zdaniem trzeba zacząć od wsadzenia doświadczonej osoby. Kilka jazd pod kimś roślejszym na podreperowanie problemu nie powinno zrobić kucowi krzywdy.
Do tego potrzebujesz pomocy z ziemi, która zmotywuje Cię do aktywnej jazdy do przodu i odważnego dosiadu bez kulenia się (bo Ty najpewniej instynktownie robisz coś dokładnie odwrotnego).
Kayra   Kucusiowy wariat :P
16 stycznia 2018 10:17
Dorcysia, dzięki za pomysł tak chyba zrobię 🙂
lillid, jak pisałam wyżej, nie szczególnie chce ktoś na niego wsiadać bo jest mały, drobnej budowy. Z ziemi owszem pomoc mam. Ale wiadomo, że zawsze jak ktoś inny wsiądzie to widzi i czuje co innego i tego mi tu bardzo brakuje 🙁 Z jazdą do przodu nie ma całe szczęście problemu, jest chętny do ruchu w przód. Popróbuję sobie to jeszcze dzisiaj z mocniejszym dojechaniem dosiadem i w łydkami. Muszę zapanować też nad sobą, bo jak piszesz na pewno mu wysyłam sprzeczne sygnały, sama o tym nie wiedząc.
Dzięki dziewczyny za wszystkie rady, są dla mnie mega cenne 🙂 :kwiatek: Jeśli macie jeszcze jakieś pomysły na kuca i na mnie to ja bardzo chętnie czy tu czy na prv 🙂
Kayra jest taka, hmm... nieco nieintuicyjna zasada, że im bardziej koń jest do przodu, tym bardziej trzeba go mieć "w łydkach". I odwrotnie, im bardziej koń leniwy, tym mniej pomocy aktywizujących (łydka działa incydentalnie, ale skutecznie).
Jak jest chęć i energia, to fajnie 🙂 Powodzenia!
Kayra   Kucusiowy wariat :P
16 stycznia 2018 10:59
lillid, Jasne 🙂 Dzięki, kucuor jest na prawdę super, chętnie pracuje, wszystko znosi dzielnie co wyczyniam z nim i na jego grzbiecie 😀 Ale te rogi mnie dobijają 😉 Dziękuję  :kwiatek:
Kayra, Faktycznie nikt lżejszy się nie znajdzie? Może jakaś szczupła koleżanka? Nie wiem ile wzrostu ma Twój kucyk, ale może jakąś szczupłą osobę przeżyjecie 😉 jak nie, to wygląda na to, jak zostało z resztą powiedziane, że trzeba byłoby te rogi "przejechać".... Kucyki bywają bardzo sprytne, a skoro od 5 lat się nie przyzwyczaił do rogów na hali, którą widzi dzień w dzień, to nie roztkliwiałabym się za mocno. Powodzenia! 😀

karolina_, A ona robi coś po chamsku? Tzn, wyrywa się, ucieka? Czy tylko nie chce się dać złapać, ale idzie i np. rży?
Tylko jakie ćwiczenia mogłyby to być? Możesz ją spróbować "holować" na wiadro z owsem, żeby wydać się bardziej atrakcyjna niż stado 😉 ale nie sądzę, żeby to była jakaś metoda, ot, tak mi teraz przyszło do głowy. I obawiam się, czy by to poskutkowało na dłuższą metę. Jeśli się wyrywa i potrafi się wyszarpać razem z kantarem i uwiązem, to nie utrzymasz. Jeszcze będąc w zaawansowanej ciąży - może lepiej, żeby zrobił to ktoś inny?
Kayra   Kucusiowy wariat :P
16 stycznia 2018 11:23
Sankaritarina, kucu ma okolo 132, jest drobnej budowy. On jest specyficzny, jak to kuc 😉 Ma swoje bziki w głowie od zawsze, od bania się ludzi, facetów, cieni na ziemi. Kiedyś myślałam, że jest ślepy, że się tak wgapia. (był badany przez okulistę, zdrów jak ryba). Ale chyba taka jego natura po części. Taki dziwny z niego gość i to dość wrażliwy 🙂 Wsiadały kiedyś nie niego moje koleżanki, ale on się spinał, szedł jak maszyna do szycia. I dwa im było niewygodnie. Małe to to i krótkie.

karolina_, A ona robi coś po chamsku? Tzn, wyrywa się, ucieka? Czy tylko nie chce się dać złapać, ale idzie i np. rży?
Tylko jakie ćwiczenia mogłyby to być? Możesz ją spróbować "holować" na wiadro z owsem, żeby wydać się bardziej atrakcyjna niż stado 😉 ale nie sądzę, żeby to była jakaś metoda, ot, tak mi teraz przyszło do głowy. I obawiam się, czy by to poskutkowało na dłuższą metę. Jeśli się wyrywa i potrafi się wyszarpać razem z kantarem i uwiązem, to nie utrzymasz. Jeszcze będąc w zaawansowanej ciąży - może lepiej, żeby zrobił to ktoś inny?


Daje sie zlapac, ale potem wyrywa sie nawet i na lancuchu jak dobrze nie przypilnuje i pozwolę odwrócić głowę.  Sprobuje z marchewkami zamiast owsa, chyba bezpieczniejsza opcja. Chodzi mi o przyzwyczajenie jej do odchodzenia od innych znanych jej koni, albo w druga strone, koni od niej (bo wtedy w boksie rzy i tka). Najlepiej po dobroci a nie siłą.
vissenna   Turecki niewolnik
16 stycznia 2018 12:29
kayra jedyna opcja to nie odpuszczanie kucorowi. Po opisie widać, że robi to specjalnie i wynajduje sobie strachy, by rozerwać się i i oderwać od nudy treningu. Ja bym go jeździła na wolcie w tym rogu i to nie na nabijanie kilometrów, tylko poszerzenia i zwężenia wolty, mega dużo przejść (po kilka- kilkanaście kroków danego chodu). Do skutku.

karolina_ Po pierwsze skoro koń się wyrywa, to powinien dostać łańcuszek pod brodę. Najważniejsze jest Twoje bezpieczeństwo i nie pogłębianie problemu. Raz dobrze uzyty łańcuszek potrafi osadzić konia w miejscu i nauczyć go respektu dla prowadzącego. Ten koń zwyczajnie Cię nie szanuje. I nie chodzi mi o pastwienie się nad koniem, bo widzę, że myślisz, że łańcuszek to zło. To pomoc jak każda inna, czasem nieodzowna. Druga sprawa to nauczenie konia, że odchodzenie od stada to norma i może nawet coś przyjemnego. Ja bym sprowadzała konia możliwie często. Nawet dwa-trzy razy dziennie. Zabierasz do boksu, gdzie w żłobie czekają już marchewki czy jabłka. Pozwalasz zjeść i wypuszczasz z powrotem do stada. Koń szybko przekona się, że odejście od stada może być fajne, skoro w boksie czeka nagroda a nie ubieranie się do pracy 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się