Wewnętrzna "blokada"

safiraa, na wypadki nie ma reguły. Z nagorzej wyglądającego mojego wypadku wyszłam bez szwanku. Za to zwykłą glebę na prostej przypłaciłam poważnym uszkodzeniem biodra. W sumie najważniejsze, co z tego wyniosłam, to to, że zaczęłam z powrotem jeździć w kasku.

W zasadzie chyba odpowiednia ilość dupogodzin powinna cię teraz uleczyć.
Dance Girl, w stajni jestem bardzo często ostatnio, terra to chyba nadrabiam moje "niejeżdżenie" przez 2 miesiące, kiedy miałam złamaną rękę, ale mam wrażenie,  ze im "dalej w las, tym gorzej" ze mną.
No ja mam strach przed...galopem 🙁 Mój pierwszy galop miał być na lonży. Instruktorka chcąc mi "pomóc" w zagalopowaniu podkręciła konia do kosmicznego kłusa (było mi ciężko anglezować, wysiedzieć juz w ogóle nie mogłam...), następny trzask batem i konik bryknął a ja znalazłam się na glebie... Od tego czasu choć baaardzo bym chciała, to boje się galopu i szybkiego kłusa.. Ale zaczynam małymi kroczkami dążyć do przełamania moich strachów. Ostatnio zaczęłam jeździć szybkim kłusem bez paniki i lepiej wysiadywać ten kłus. Powoli do celu. Nie ma sensu przełamywać swoich lęków na siłę, ale z drugiej strony unikanie sytuacji które wzbudzają w nas strach raczej też nie pomoże... Wiec metoda małych kroków wydaję się najlepsza. plus odpowiedzialny trener i koń któremu można zaufać.
szkrabek1984, nie ma to jak posadzić starszego klienta na niewyszkolonego do chodzenia na lonży konia i jeszcze go z tego konia zwalić. Nie prowadzę jazd od 20 lat ale wydaje mi się, że nic się w tej materii nie zmieniło  😵

Pomijam już nawet fakt, że zagalopowanie z rozpędzonego kłusa jest nieprzyjemne, to jest ono po prostu nieprawidłowe. Tempo konia w kłusie powinno być mniej więcej takie samo, tylko wykrok się zmienia. Koń jest w stanie zagalopować nawet ze stój i z cofania.

Wiadomo, że patrzę z innej perspektywy, bo jeżdżę X lat i w razie czego sobie konia przytrzymam, ale serio, jakbym miała zagalopowywać z rozpędzonego kłusa, albo nawet popier...ć takim kłusem po placu to bym chyba podziękowała za tę przyjemność. Wiem, że dobre wyszkolenie konia kosztuje i to jest też bolączka polskich szkółek, ale takie historie jak widać po tobie do niczego dobrego nie prowadzą.

Na pocieszenie ci napiszę, że kiedyś uwielbiałam galopować pełną parą po wale wiślanym na przykład albo po lesie, a teraz tak jakby widzę siebie oczami wyobraźni robiącą koziołka z koniem na jakimś wykrocie czy korzeniu i jakoś tak od razu mi marzenia przechodzą. Moja córka natomiast takich oporów nie ma. To akurat kwestia wieku.
szkrabek1984 - nic dziwnego, że masz uraz po takim wydarzeniu! Tak jak Dance Girl napisała, takie zagalopowanie jest nieprawidłowo, ciężkie do ogarnięcia, a już dla początkującego to dramat... Ale jak widać w szkółkach jest jak dawniej :-) Nie zapomnię, kiedy na 5. jeździe w życiu na lonży, podstawiono obok kobyłę i rozpoczęto proces krycia ogierem. Jakieś 10 metrów od miejsca mojej "lekcji" 😵 Oczywiscie zleciałam z tej okazji.
No właśnie ja dużego doświadczenia nie mam ale od razu czułam że to nie tak powinno wyglądać...ale zanim zdążyłam powiedzieć ze tak to ja nie zagalopuję to już byłam na glebie  🤣
Dlatego szukam innej stajni....
szkrabek1984, jazda konna powinna być przyjemnością, a nauka tak prowadzona, że co prawda wymaga wysiłku od osoby uczącej się, ale również z każdej jazdy uczeń powinien wyjść z jakąś satysfakcją czy osiągnięciem. W każdej szkółce są lepsze i gorsze konie, każdy do czego innego się nadaje, ale gdybym miała nauczyć kogoś galopować to:

- Wzięłabym konia najlepiej chodzącego na lonży, tzn zagalopowującego płynnie na sygnał z dowolnego chodu
- wypięłabym porządnie tego konia wypinaczami, albo gumami żeby mu dodatkowo uświadomić że jest w pracy
- zabrałabym pacjentowi wodze, żeby mi konia nie szarpnął jak się przestraszy, mogłabym mu wpiąć ewentualnie strachołapkę żeby się trzymał, to tylko na psychikę działa bo tak poza tym nic nie daje
- zastanowiłabym się nad zagalopowaniem ze stępa

Galop ze swojej natury chodu trzytaktowego powinien być dla ucznia bardziej przyjemny niż kłus. Ludzie się boją prędkości ale przecież nikt nie wymaga od nich kaskaderki. Zagalopowanie z szybkiego kłusa podnosi poziom strachu jeszcze bardziej.

Delikatnie mówiąc rzeczywiście poszukałabym innej szkółki.
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
11 października 2019 10:07
A cóż to takiego strachołapka? 🤣
Dance Girl, dla mnie w ogóle powinno się zaczynać się zagalopowania od stępa. Głównie dlatego, że w stępie panujemy dużo bardziej nad ciałem niż w kłusie - łatwiej przyłożyć łydkę, pozostać w równowadze odpowiedniej. Jak się człowiek oswoi z zagalopowaniami i samym galopem to wtedy jest czas na zagalopowania z kłusa, które wymagają lepszej koordynacji. No ale znaleźć konie szkółkowe, które dobrze zagalopowują ze stępa to cud. I jeszcze to przekonanie, że trzeba to robić z kłusa.
majek   zwykle sobie żartuję
11 października 2019 10:18
Jest jeszcze taka opcja, zeby pierwszy galop zaaranzowac w terenie. Taki przez nozke. Pod warunkiem, ze kon sie trzyma ladnie za ogonem. A jeszcze fajniej, jak np obok jedzie instruktor i uspokaja.
To dosc przyjemna sprawa wtedy i strach zamienia sie w wielka radoche.
Strachołapka to po prostu uchwyt do siodła:

link, który instalujesz do strzemiączek (tych kółeczek z przodu siodła). Zawsze się można za to złapać jak ktoś się boi, lepiej niż za wodze, bo i tak to nic nie da a przynajmniej co konia nie szarpnie.
Dance Girl szukam - mam już coś na oku. dziś mam dzwonić  🙂

zembria
to ten uchwyt przy przednim łęku - miałam to przy pierwszych kłusach potem mi to schowali - akurat dobrze 🙂
epkno ja jeszcze się z takim koniem szkółkowym nie spotkałam w stajni  w której jeżdżę. Jeśli kiedyś to umiały to dawno już się popsuły pod tym względem, bo na niektórych to nawet bez bata nie zakłusujesz nie ma mowy... A co dopiero takie cuda  🙄
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
11 października 2019 10:21
Nigdy nie słyszałam tej nazwy na rączkę do siodła. Już miałam wizję jakiś skomplikowanych konstrukcji 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
11 października 2019 11:20
Ja uczyłam ludzi robić zagalopowania w półsiadzie. Dobrze dla człowieka, bo się nie telepie i nie spina, bardzo dobrze dla końskich pleców. Jak już ogarniali specyfikę galopu to sobie powoli siadali i nie było stresu.
Ja tak sobie często myślę, że jeżeli ktoś chce się nauczyć jeździć = czuć się bezpiecznie we wszystkich chodach, to im wcześniej odejdzie się ze szkółki (no niestety poziom wyszkolenia koni i instruktorów jest jaki jest), tym lepiej. I albo dzierżawa prywatnego konia (poprawnie reagującego na pomoce) + jazdy prywatne z dobrym instruktorem lub coś a la jazdy sportowe na porządnym koniu z porządnym instruktorem. Jest to niby zdecydowanie droższa wersja, ale jednocześnie tańsza niż kupno konia + treningi i zdecydowanie mniej zagrażająca zdrowiu niż konie szkółkowe (+ pomimo braku poprawnej reakcji na pomoce, zazwyczaj też obolałe i niechętne) no i długofalowo jednak tańsza, bo zazwyczaj i tak kiepskie nawyki ze szkółki trzeba przeuczyć.

Przy strachu z galopu są zagalopowywania w terenie w luźnym patatajku + spokojne przejścia za prowadzącym koniem i jazda np. pod górkę fajna sprawa, jeżeli konie są dobrze ułożone i uprawiają patatajek, a nie gonitwę. Ogólnie przy takim układzie zazwyczaj nie ma problemu z zagalopowaniem ani wysiedzeniem galopu bo pod górkę konie zaokrąglają się same, robią się miękkie i przy nie całkiem poprawnych pomocach i przy sztywniejszym jeźdźcu (u nas działa).

Reakcja niechętnego konia na wpędzanie go batem do galopu jest całkiem łatwo przewidywalna... i tak samo reakcja nie bardzo objeżdżonego jeźdźca na sztywny koński grzbiet na małym kole przy wyższej prędkości.
safiraa, zauważ, że przeszkoda 50 cm to niemal to samo co cavletti wysoko ustawione (45 cm). I tak się odrabia strachy.
Galop przez drążki, galop przez niskie cavaletti, galop przez średnie, galop przez wysokie.
Jak już ogarniesz płynnie każdą kawaletkę to można, dla psychiki, dostawić odkosy, a potem zmiana na drągi/stacjonatki to już nie jest problem.
A gdy się człowiek (od nowa) nauczy skakać w rytmie (jeszcze trzymanie się wytoka pomaga, nie przeszkadzasz koniowi) to niemal nie zauważa, gdy ze stacjonatek
robią się okserki. I dopiero po takich rytmicznych mini szeregach można przechodzić na pojedyncze, z początku też "z pilotami" (drążkami).
Halo, chyba to wypróbuję, bo aż mnie wstyd zjada, że instruktor boi się skakać, mimo że swoim podopiecznym "każe" wykonywać takie rzeczy. Fajnie jest się spełniać ujeżdżeniowo, ale jednak trzeba być trochę "wszechstronnym".
unity, Każdy kij ma dwa końce. Wielu jeźdźców jest dzisiaj "jeźdźcami jednego konia". Na swoim/dzierżawionym dobrze zrobionym - pojadą, na innych nagle jest kłopot z zakłusowaniem.... Jednak w szkółce (jaka by nie była) mamy okazję jeździć na różnych koniach (co jest bardzo dobre dla jeźdźca początkującego), mamy okazję socjalizować się z otoczeniem, uczestniczyć w życiu stajennym oraz wydarzeniach (jakieś, nie wiem, hubertusy stajenne, wigilijki stajenne etc...). Sportowe kluby jeździeckie to jest fajna opcja dla kogoś chcącego jeździć "ambitniej".... Tylko jakoś ich coraz mniej. Chyba.

No, a że mało jest ambitniejszych szkółek, to trochę się nie dziwię - słaba kasa, wysokie ryzyko... potem niektóre kiepskie szkółki są kiepskie, bo prowadzone przez kiepskich jeźdźców, kiepskich instruktorów, bo tylko takim byejakość nie przeszkadza.
Ale dobre szkółki też istnieją.
Sankaritarina, tez kiedyś patrzyłam na to w ten sposób. Teraz nie miałabym nic przeciwko byciu jeźdźcem jednego konia. Nie widzę powodu wsiadać na takie, które z jakiegoś powodu maja problem z zaklusowaniem.
Bardzo jestem wdzięczna swojemu byłemu klubowi źe mogłam jezdzic na bardzo różnych koniach,
jezdżać na jednym tylko koniu praktycznie nic sie nie umie.
Tak Was czytam i myślę sobie, że jazda na różnych koniach jest super, bardzo rozwija i dobrze mieć taką możliwość. Ale zaczynać warto na jednym i to jak najlepiej wyszkolonym. Jeśli nie ma się podstaw to bardzo ciężko jest nauczyć się poprawnie działać na koniach które sprawdzają to co mają na grzbiecie. Choć najczęściej i na tych szkółkowych można się dobrze nauczyć o ile nie jest się za szybko wrzuconym do grupy (jednak jeden klient w pół godziny a pięciu na raz w godzinę - well...kalkulacja wychodzi sama, niestety). I to to jest chyba największy problem większości szkółek. Nie niewyszkolone konie (bo one zwykle robią wszystko jeśli siedzi na nich lepiej jeżdżaca osoba). Tylko właśnie 3-4 lonże i - jak ktoś już w miarę trzyma wodze i się nie rzuca po koniu - to do grupy!
Moim zdaniem zależy, co dla kogo.
Zaczynając przygodę z jeździectwem jako już starsza/dorosła osoba i ze świadomością, że celem jest amatorskie jeżdżenie na własnych (jak ambitne by to jeżdżenie nie było), jazda na jednym dzierżawionym profesorze ma znacznie więcej sensu. Nie oszukujmy się - większość koni w większości szkółek nie dość, że często nie reaguje poprawnie na pomoce, to jeszcze ma masę fizycznych problemów, od sztywności i asymetrii po przewlekłe kulawizny. Pomijając aspekty bezpieczeństwa, kiedy taki koń ma definitywnie dosyć kolejnego kursanta i daje mu o tym dobitnie znać. W pewnym wieku upadki z konia przestają być takie zabawne.
Taka osoba chcąc jeździć na poważnie i tak kupi sobie jednego konia, który jej będzie pasował i będzie w siebie inwestować na TYM koniu. Jak jej będzie mało, kupi sobie drugiego, według tych samych kryteriów.

"Jeżdżenie na różnych koniach" to jest dla młodych ludzi, którzy w przyszłości chcieliby zostać profesjonalnymi jeźdźcami i będą musieli umieć pojechać na wszystkim, co ma 4 nogi i ogon - nawet takim z jedną nóżką bardziej.
Nie każdy musi zostać profesjonalnym jeźdźcem, który poradzi sobie z każdym koniem 🙄
Osobiście nie mam obecnie żadnej frajdy z wsiadania na "wynalazki", włącznie z co niektórymi prywatnymi końmi. Nie odnajduję żadnej przyjemności w docieraniu się z koniem, który mi od samego początku kompletnie nie pasuje.
Ale jednak dla ludzi, którzy zaczynają i nie wiedzą czy będą chcieli to robić (albo nie mają czasu/pieniędzy na jazdę i zajmowanie się koniem kilka razy w tygodniu) dzierżawa konia to ogromny koszt (szczególnie że często dzierżawa niesie za sobą dzielenie kosztów w razie problemów zdrowotnych). Ja sama nigdy nie zdecydowałam się na dzierżawę właśnie z tego powodu. Trochę tych stajni jednak jest dookoła, ludzie się przeprowadzają, zmieniają im się ramy czasowe - nie raz zwykli rekreanci są zmuszeni żeby zmienić stajnie. I jeśli mają solidne podstawy to poradzą sobie wszędzie. A jeśli nikt im tych podstaw nie przekazał to zostaje im tylko frustracja. A lepiej raz w tygodniu jeździć z głową (od zera) niż bujać się w szkółce za ogonem.
Trochę snujecie utopijne wizje, bo skąd ktoś aż tak początkujący ma wziąć dobrego profesora? Nikt takiego konia nie wydzierżawi osobie do nauki podstaw, sam takiego nie kupi, bo nie ma pojęcia jak ma "działać" koń. Gdzieś więc się tego musi nauczyć, aby dopiero potem mieć szansę (a i tak uważam, że małą) na jakąkolwiek dzierżawę normalnego konia, by mógł korygować błędy nabyte w rekreacji 🤣 Ta dobra szkółka to w zasadzie jedyna opcja. Ale tu też następuje zderzenie ze ścianą, bo skąd laik może wiedzieć, która będzie dobra?
Fajnie, jakby były same profesjonalne szkółki z mądrymi, zadbanymi końmi, ale na to nie ma szans. Za mało świadomych osób, ignorantów, leni, "dorobkiewiczów" kosztem koni.
Dlatego właśnie napisałam, że wystarczyłoby czasem po prostu porządne nauczanie podstawowe na tym co jest w rekreacji, a nie podejście "trzy lonże i do zastępu" albo lonże prowadzone przez osoby z małą wiedzą 🙂
Ja sto lat temu coś instruktorzyłam tak mega podstawowo i serio mi się chciało nauczyć te dzieciaki (bo głównie one były) poprawności w jakimś stopniu, szukałam im ćwiczeń by się nie nudziły, a było pomocne w dosiadzie, tylko... co z tego, skoro naprawdę 99% dzieciaków wcale nie było tym zainteresowane (pisząc dzieciaki mam na myśli naprawdę duży przedział, po nastolatków). Finalnie i mi się nie chciało gadać do ściany, albo słuchać jojczenia, że za trudne, że głupie, że on to chce w teren z galopem od razu i po co tyle stępa. Po czym był ryk w kłusie, bo przecież za szybko i straszno.
Niestety wszystko działa w dwie strony, mam wrażenie, że mając taki przemiał czasem w rekreacji bardzo łatwo jest się wypalić. I później jest jak jest...
wywiązała  się  ciekawa dyskusja.
bardzo zastanawia mnie jak wy postrzegacie dobrego jeźdźca rekreacyjnego. co powinien umieć  i w jakim zakresie?

jedno stanowisko  mówi  o tym, że  żeby  dobrze nauczyć  jeździć to trzeba jeździć  na jednym  dobrze wyszkolonym wierzchowcu, a drugie, że  im więcej koni na różnym  poziomie, tym lepiej.
żeby  było  śmiesznie, to zgadzam się z dwoma stronami, bo zarówno  jakość ma znaczenie  jak ilość i różnorodność. trzeba jedynie oddzielić  konie:
prywatne na przyzwoitym poziomie wyszkolenia, na ktorym jezdzi maksymalnie  kilka osob pod nadzorem jednego trenera, konie
szkolkowe, które  sa dobrze wyszkolone, ale praca z wieloma osobami  doprowadziła  do tego, że  nie będą sluchaly kazdego polecenia ( dzieki czemu  sa bezpieczne ) ktore sa pod nadzorem jednego lub dwoch instruktorow
od.koni znarowionych, niezależnie  od tego do kogo należą  i kto je udostępnia.
Zupełnie  nie rozumiem  natomiast wypowiedzi dotyczącej tego, że  komuś  nie sprawia przyjemności  docieranie się  z obcymi końmi, wsiadanie na "wynalazki"( nie mówię  o koniach  narowistych).
jestem  w stanie zrozumieć, ze na swoim siedzi sie najlepiej- tez tak mam. to jak  dobrze wysiedziany, stary fotel, idealnie pasujacy  pod oba poldupki z podnozkiem i wglebieniem na lokiec z funkcją gps  i wbudowanymi programami KUR, PARKUR, LAS, LONŻA , CHILL OUT.
jednak uwielbiam wsiadac na rozne konie. od kazdego ucze sie czegos innego i kazdy pozwala.mi sprawdzić  swoje  umiejętności.  nie jest wazny  poziom wyszkolenia konia, bo jestem w stanie odnaleźć  się  na wszystkich, a im dłużej  jezdze  tym mniej jest koni, ktorych nie lubię lub jak to bylo ladnie powiedziane , z którymi  muszę  się  docierać.  wydaje  mi się, ze na tym polega pasja, ale
człowiek  to taka leniwa bestia, ze nie lubi... jak cos nie wychodzi i często zamiast spojrzec krytycznie na siebie to przeklada to na konia. ja po prostu lubię  konie i staram sie spędzać  na ich grzbiecie maksymalna  ilość  czasu. nie wsiadam jednak na konie niebezpieczne i znarowione, poniewaz cenię sobie  swoje zdrowie.

wracając  do docierania... prowadząc  bardzo kameralną  szkolke zauwazam  że  w ciagu roku  wielu jezdzcow  potrafi zmienić  ulubionego  konia kilka razy w zależności  od tego na jakim poziomie  sa  ich umiejętności.  na początku  są  zakochani  w koniu, na którym  jeżdżą  na lonży, potem wybierają  tego, którym  najlatwiej jest skręcić w stepie.  potem tego, który  chętniej rusza kłusem  lub  galopuje  lub skacze lub lepiej idzie w terenie, a na końcu  się  okazuje, że  żaden  z nich nie sprawia już  trudności, a wręcz  ten który  sprawiał  ich najwięcej  staje się tym najlepszym.

a zeby nie bylo tak do konca nie na temat to ja zawsze mialam blokade przed  skokami powyzej metra, ale gdy mam jazde  z trenerem to nie dyskutuje, gdy ustawia wyżej.  czuje sie pewnie, bo wiem ze to co ustawia, i ja i kon jestesmy w stanie skoczyć, jestesmy na to gotowi. nie dostaje  golej przeszkody  i hasla skacz, tylko konkretne  cwiczenie ktore buduje  moja pewnosc siebie np  wskazowke, pasujacy dystans itp trener  nie pyta mnie czy chce wyżej, tylko to robi. ale to kwestia zaufania i w szkolkach tez tak powinno byc. uczniowie  musza ufac swoim instruktorom i wtedy wpsolpraca idzie gladko.
Interesująca dyskusja, fakt. 😀
Niemniej jednak ja tam nadal uważam, że początkujący jeździec powinien spróbować jeździc na jak największej ilości koniach. Oczywiście - oby to odbywało się w jak najbezpieczniejszych warunkach.
1) przebywając z różnymi końmi, jeździec się oswaja, nabiera takiego "ogólnego ogarnięcia wokół-konnego"
2) ciało się przyzwyczaja podążać za ruchem konia - konie mają różne chody, różną budowę, różny wzrost... (nagle się okazuje, że na jednym koniu anglezujemy, a na drugim nie umiemy 😉 )
3) jeździec nabiera trochę pokory.... Szczególnie młodszy. Chociaż nie wiem czy w dzisiejszych czasach się tak jeszcze dzieje... no, ale jak nie nabierze w szkółce, to nabierze na konkursie... a może i nie.
To może nie dotyczyć dorosłych jeźdźców, ale z drugiej strony - chyba też czasem się można dogadać... no nie wiem, mnie tam instruktorki czasami tego jedynego ulubionego konisia zostawiały na jazdę.

Niech ten rekreacyjny jeździec posprawdza, popróbuje, a jak "wsiąknie", to wtedy niech myśli o dzierżawie czy kupnie. Bo przy swoim albo dzierżawionym koniu, nagle robi się masa innej roboty.
Jak już będzie radził sobie tak samo na każdym koniu, to niech wtedy poszuka dzierżawy albo indywidualnych treningów...
Swoją drogą - to ja kiedyś (jak jeszcze pracowałam jako instruktorka w dużej stajni) miewałam jeźdźców, którzy na co dzień jeździli na super-zrobionych koniach, ale do mnie przyjeżdżali w teren (bo u siebie nie mogli/nie było na czym/nie było fajnych terenów) albo wsiąść na jakiegoś konia, który będzie dla nich wyzwaniem, bo się chcą pomęczyć... 😉 😎

Też nie wiem czy aby czasem nie demonizujecie tych szkółek... ja w sumie spotkałam całkiem fajne. Może na starość zostają tylko te dobre wspomnienia... 😉
whisperer13, punkt widzenia zależy od punktu tu siedzenia. Mam 46 lat i jeżdżę od 12 roku życia. Najeździłam się w młodości na takich wynalazkach, których tu ludzie z forum by nie posądzili, że można na nie wsiąść. Więc teraz doceniam to, że sobie mogę spokojnie dłubać swojego konia na poziomie samoniesienia czy chodów bocznych i za wszelkie wynalazki dziękuję. Na konie mojej córki wsiadam jak muszę, albo jak trzeba trochę im przeczyścić styki przy czym to są bardzo porządne konie współpracujące z człowiekiem, ale za wszelkie śrupy i wynalazki dziękuję bo już znalezienie kilka razy w tygodniu czasu na wlasnego konia jest dla mnie ciężkie.

Nie muszę nikomu nic udowadniać, wiec mam delikatnie mówiąc wywalone czy zakłusuję na koniu koleżanki czy nie.

Szanuję Twój punkt widzenia ale przyjmuję, że każdy wiek ma swoje prawa.
Dance Girl, Każdy wiek ma swoje prawa, ale uważam, że żaden wiek nie uprawnia do "mam wywalone" - jeśli mowa o nauce, a o tym chyba tutaj rozmawiamy.

Bardzo wiele kobiet po 35-40 roku życia ma ogólnie "wywalone" - one chcą jeździć na swoim jednym ulubionym koniu i nie robić nic "ponad", nie chcą ryzykować, nie chcą ćwiczyć, nie chcą nowych rzeczy. Chciałyby się nauczyć - ale no najlepiej na nic innego nie wsiadać prócz tego jednego spokojnego stępo-kłusem. Chcą progresować - no, ale dzisiaj nie galopujemy, bo coś tam... niee, na drągi w kłusie to ona nie, bo jej to niepotrzebne.... A zatem - po co mają się w ogóle uczyć?
Jasne - nie wsiadam na świry, wariaty i inne, rozumiem  - ale teraz zagwozdka instruktora: wymagać choć odrobiny czy pozwolić na lajtowość i kasować za snucie się raz w tygodniu na najspokojniejszym tuptusiu....?

A poźniej pani zajedzie do innej stajni i powie "ha! w poprzedniej to mnie nic nie nauczyli...."  👀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się