Wewnętrzna "blokada"

[quote author=Diakon'ka link=topic=5983.msg256230#msg256230 date=1242724215]

pomagam sobie... śpiewając! ciało się wtedy rozluźnia, oddycham, mój głos działa kojąco na konia.
polecam🙂
[/quote]

Ja też śpiewałam zimą, gdy dało się jeździć jedynie na łąkach kawalek od stajni, w której na dodatek nikogo oprócz mnie nie było, a kobyła próbowała zawieźć kilka razy pańcię z powrotem. Do dziś mam nadzieję, że nikt nie słyszał  🤣

A strachy w głowie mam co jakiś czas. Ostatnio takie większe, gdy wsiadałam po przerwie i kontuzji kolana. Koń mi wtedy też wcale nie pomagała. Pomogło za to prawie codziennie jeżdżenie (jak kobyła zrozumiała, że przestały mnie ruszać niespodziewane galopy w kierunku stajni, odpuściła zupełnie), wzmożone środki bezpieczeństwa w postaci kamizelki i kasku i... koncentracja na robocie. Jeżdżę na młodym koniu, więc roboty jest mnóstwo. Raz w tygodniu mam pomoc z ziemi i wtedy dostaję 'zadania domowe' na następny tydzień. Skupiamy się na pracy i nie myślimy o strachach. Jeździmy też na samotne spacerki coraz dalej od stajni - koń dla rozluźnienia, ja dla nabrania pewności siebie.
No właśnie!
Śpiewanie! Rewelacja! szczególnie gdy obawy już na ziemi, w boksie i okolicach się pojawiają. Polecam:
"Relax, take it eeeeasy...." 😀
Seksta   brumby drover !
19 maja 2009 13:37
haha polecam spiewanie rowniez 🙂 blokady nie mialam nigdy ale spiewalam jak byl okres kiedy duzo i intensywnie jezdzilam i skakalam bez strzemion, pare lat temu...wtedy spiewanie pomagalo na ....obity tylek  🤣
jedyna piosenke, ktora pamietam byla reklama jakiegos plynu do toalet... "uuu siu siu u u u siu siu" i na koncu "zwrotki" kobyla czesto miala zwyczaj ploszyc sie wiec idealnie mi to pasowalo, konczylam piosenke, kobyla po kilku sekundach byla spokojna iii od poczatku  🤔wirek: haha
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
19 maja 2009 13:57
Śpiewanie owszem, też uskuteczniam, kiedyś wyjechałam na grzybiarzy, a że darłam się, "Bo we mnie jest seks!", bo mi do kłusa pasowało, to rozbawiłam ich setnie :-) Teraz sobie nucę pod nosem tylko, żadnych arii na pół lasu :-P
Seksta   brumby drover !
19 maja 2009 14:02
Whisper-77 o mamo dalas czadu  😵 hahaha sama nie raz spiewam glupoty ale tego jeszcze nie probowalam.A i masz racje, do klusa pasuje  😉 sprobuje
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
19 maja 2009 14:07
Tylko to akurat zapamiętałam, ale poza darciem papy o seksie, to dalej sobie już mruczałam, bo nie pamiętam słów 😎... Czasem jeszcze motyw przewodni z 40-latka króluje w Daszewickich lasach  🤔wirek:
Seksta, dopiero zauważyłam, że Ty druga strona Poznania - Wola 🙂
Daszewice pozdrawiają 🏇
To ja wam opiszę "mój ból"  🤔wirek: a w zasadzie dwa  🤔wirek:
1. Lęk p.t. "koń kulawy": Był Lord dłuższy czas kulawy, najpierw z powodu mięśnia międzykostnego, następnie trzeszczek. Teraz nie mogę przestać dopatrywać się kulawizny. Dopatruję się codziennie. W zasadzie już nie wiem, czy on jest kulawy czy nie. Nie potrafię rozróżnić rzeczywistości od "wyobrażonej" kulawizny. Nie potrafię też nikomu zaufać w tym temacie. Nie wierzę trenerowi, nie wierzę znajomym. Znajomi wg. mnie nie widzą kulawizny, a trener się "nie przejmuje" (też tak często jest, faktycznie). Ograniczam jego ruch do karuzeli, bardzo delikatnego treningu, pobytu na trawie na lonży/uwiązie.
2. Lęk p.t. "koń szalony" (dot. głównie samotnej jazdy w hali i na zewnętrznym placu): Faktycznie ma Lord nie poukładane w głowie: wspina się, zabiera, nigdy nie można przewidzieć kiedy i dlaczego. Jeżeli się wspina, to "na całego", dopiero w ostatniej chwili, kiedy już czuć, że się przechyla, potrafi się pozbierać, jeżeli się zabiera to także "całym sercem". Nigdy nie zrobił mi krzywdy, nigdy nie spadałam, do tej pory też sobie tak z jego "stuknięciem" żyłam, ale od chwili rozpoczęcia tego fatalnego okresu (kulawizny, itd.) się jakoś "zacięłam". Tylko jak jestem z trenerem, wtedy, dziwne, nie mam żadnego lęku. Zaufanie jest takie duże (najwyraźniej) że wszystko jest super. Lecz jeżeli pomyślę, że mam jeździć sama, to się pocę.

Ot co.  😵  🤔
[quote author=Whisper_777 link=topic=5983.msg256383#msg256383 date=1242737865]
Śpiewanie owszem, też uskuteczniam, kiedyś wyjechałam na grzybiarzy, a że darłam się, "Bo we mnie jest seks!", bo mi do kłusa pasowało, to rozbawiłam ich setnie :-) Teraz sobie nucę pod nosem tylko, żadnych arii na pół lasu :-P
[/quote]

Można jeszcze sobie słowa własne powymyślać (mózg pracuje, więc na banie się jeszcze mniej czasu), np. "Raz, dwa, trzy, teraz zad podstawiasz ty" albo "Zadem, zadem, zadem jadę drugim śladem". Tylko wtedy to już naprawdę trzeba uważać na przypadkowych spacerowiczów...
Whisper_777   .: Born To Be Wild :.
19 maja 2009 14:15
izydorex - no nieźle :-) Ale to działa, moja koleżanka tak jak pisałam wcześniej gadała dużo ze mną jak miałam blokadę galopową, kawały, ja się smiałam, przepona pracowała, brzuch stawał się luźniejszy, nie było żadnych motylków w brzuchu lękowych :-)
Seksta   brumby drover !
19 maja 2009 14:18
Whisper-77 Boska jestes  💃

Wola odwzajemnia pozdrowienia 😀
let's-go świetnie Cię rozumiem, że doszukujesz się kulawizny. Też tak miałam, jak już pisałam Klami: bałam się każdego pierwszego zakłusowania, przed siodłaniem biegałam z koniem po stajni, macałam każdą nogę, zamartwiałam się, że jak stoi w boksie to odciąża nie tą, którą powinien. Ale to mija... Uleczonego zwierza mam podobno od połowy grudnia (z tygodniową kulawizną w styczniu, ale raczej nei zwiazaną z poprzednim urazem), a świrowanie zaczęło mi przechodzić pod koniec kwietnia. Także nie martw się, Tobie też kiedyś przejdzie i wrócicie do normalności. Narazie jestem na etapie jakiś 90 % "normalności",ale wierzę, że już niedługo  😉
szczurołapka   żółtodziób. od 10 lat...
19 maja 2009 16:17
Ooo! Wątek dla mnie 🙂 Mam załamania nerwowe jeśli chodzi o jazdę konną za każdym razem, gdy coś na jeździe jest nie po mojej myśli. Oprócz tego uważam, że jestem beznadziejnym jeźdźcem, a jest to chyba prawda, bo jeżdżę regularnie 2 razy w tygodniu od 7 lat, a będąc w obcej stajni zostałam zapytana czy galopować umiem 🤔 Ogólnie rzecz biorąc, przez ten wątek zdołowałam się chyba jeszcze bardziej, bo znowu myślę o tym jakim antytalentem jestem. Z drugiej jednak strony mam Was - innych zblokowanych i to mnie pociesza.
Mnie przed dwoma laty poniosl kon dwa razy na tej samej jezdzie, i to tak, ze nie moglam sie zatrzymac. Pierwszy raz zmienilismy w tempie swietlnym hale i na koncu duzej hali sie ewakuowalam, bo wiedzialam, ze go nie utrzymam.
Wsiadlam znowu, poszlam do malej hali, zamknelam drzwi (to byl mlody kon, siedzialam moze 5 razy na nim). Wszystko bylo super, az tu nagle poniosl mnie znowu. Wytrzymalam moze 1o okrazen ze zmiana kierunku. Robilam wszystko, co mi tylko przyszlo do glowy, zeby go zatrzymac, ale nic nie pomoglo. W koncu sila odsrodkowa miotnela mna o sciane hali. Dlugo lezalam w piachu i nie moglam wstac. Nikt mnie nie slyszal, nie moglam rowniez wyciagnac telefonu z kieszeni. Potem nie moglam jezdzic 2 tyg i lopatke czuje do dzisiaj.
To bylo dla mnie gorsze od wszelkiego brykania, stawania deba i innych wybrykow. Przy moich 52 kg nie dam rady zatrzymac takiego drania i od tamtej pory mnie muli, jak mam wsiasc na konia, o ktorym wiem, ze ponosi. Wsiadam mimo wszystko i jak czuje, ze dam rade go zatrzymac, to nie ma problemu - jezdze. Jak jednak poczuje, ze nie mam absolutnie kontroli, to zaczynam byc zbyt ostrozna i jezdze "do tylu"...

Co pomaga mi na duchy? Szef albo nasz bereiter ujezdzeniowy, bo oni stana na boku i tak na mnie nawrzeszcza, ze zapomne o strachu  😁 Taki kop w tylek pomaga mi lepiej, niz glaskanie po glowie i mowienie, ze wszystko bedzie dobrze.

Pamietam, jak krotko po tym wypadku dostalam takiego specjalistycznego do jazdy konia. Bal sie wszystkiego wokol siebie, nawet wlasnego cienia, chetnie chodzil na "jelenia" i czasem byl troche nieprzewidywalny (w przod). Jezdzilam go w malej hali, gdy szef przyszedl i sie zapytal, czy moge pojechac do duzej hali. Ja "eeee...no....eee....moze jutro....eeee". Szef jednak poprosil o zrobienie tego od razu i powiedzial, ze poprowadzi mi trening. Ja do hali, szef "jedz w przod!" ja do konia "prrr", szef "w przoood!!" ja "prrrrr"  😂 sezf  👿 ja  🙇  szef  👿 ja "no ok". Pojechalam w przod i nagle.... kon puscil i bylo dobrze.

Trzeba po prostu przeskoczyc ta bariere i bedzie latwiej.
Thilnen   Dżamal Ad-Din
19 maja 2009 16:56
Ja miałam trochę inaczej, to znaczy bałam się koni, ale tylko z ziemi. Jak już byłam w siodle, to czułam się bezpiecznie, ale przy czyszczeniu i prowadzeniu miałam zawsze serce w gardle. Wynikało to ze złych doświadczeń z końmi, które gryzły, kopały, przygniatały do ściany i ogólnie nie były zbyt miłe w obejściu (dawne konie z SJ Szarża). I w związku z tym na wiele lat zupełnie zarzuciłam jazdę konną, po prostu się bałam. Parę razy próbowałam wrócić, zacząć jeździć na nowo, ale się nie udawało. I byłoby tak pewnie nadal, ale w wakacje odkryłam naturalne jeździectwo, czyli Parelli Natural Horsemanship. To zmieniło absolutnie wszystko. Nauczyłam się w jaki sposób bezpiecznie obchodzić się z koniem, jak się z nim dogadać, żeby nie chciał mnie ugryźć ani kopnąć. I teraz przymierzam się do kupna własnego konia 🙂

Napiszę Wam dziewczyny to, czego sama się dowiedziałam, studiując materiały do PNH. Bardzo wiele osób, które ma żywe, płochliwe konie, właśnie w PNH i podobnych metodach znajduje swój sposób na strach. Bo naturalna praca to nie tylko sznurki, machanie carrot stickiem i zabawy z ziemi, ale przede wszystkim budowanie relacji z koniem, jego pewności siebie i umiejętności opanowywania emocji (końskich i ludzkich). Takiemu koniowi można zaufać i on uczy się ufać nam.

Teraz coś o strachu (temat szeroko omawiany w PNH) - najgorsze, co można zrobić, to na siłę przełamać strach. To często jeszcze pogarsza sprawę. Boimy się, bo nasz mózg chce nas obronić przed jazdą konną, bo uważa, że możemy zrobić sobie krzywdę lub nawet zginąć. To, co musimy zrobić, to przekonać nasz mózg, że nie jest tak źle :P Najlepiej zrobić to metodą małych kroczków. Jeśli boicie się wsiąść na konia, to powiedzcie sobie: "Dziś na 100 % nie wsiądę, nie będę dziś jeździć." Potem zacznijcie siodłać konia i poszukajcie takiego momentu, kiedy zaczynacie odczuwać strach. Czy już w siodlarni? Czy dopiero, gdy koń ma siodło na grzbiecie? A może dopiero na ujeżdżalni? Może, kiedy podnosicie nogę do strzemienia? W każdym razie w tym momencie, gdy zaczyna się odczucie strachu, zatrzymajcie się! Nie idźcie dalej. Zostańcie w tym punkcie tak długo, aż nie będziecie czuć absolutnie nic. Może to zająć 15 minut, godzinę, albo kilka dni pod rząd. A kiedy strach w tym punkcie minie, zróbcie malutki kroczek do przodu, znajdźcie kolejny punkt, gdzie zaczyna się strach i ponówcie procedurę. A kiedy dojdziecie do momentu, że wsiądziecie na konia, NATYCHMIAST zsiądźcie. Wiem, że to dziwne, ale to bardzo wam pomoże na dłuższą metę. W ten sposób powiecie waszemu mózgowi, że nie ma się czego bać, jesteście godni zaufania i nie zrobicie sobie krzywdy 🙂

To może zająć dużo czasu, ale zadziała. To takie oswajanie się ze straszną rzeczą. Warto też zainwestować w zdobycie dodatkowych umiejętności, np. kilka jazd na spokojnym koniu (np. na lonży) z dobrym trenerem zwiększy Waszą pewność siebie, że poradzicie sobie w trudnej sytuacji. Mogą być też jakieś ćwiczenia gimnastyczne, do których nie trzeba siedzieć w siodle, dla zwiększenia sprawności.

To tyle mojej wiedzy o pokonywaniu strachu 🙂 Mam nadzieję, że się komuś przyda.
Thilnen bardzo ciekawe 🙂.
A co zrobić, kiedy strach pojawia się przed jazdą, na samą myśl? Na myśl o przygotowaniu konia, wsiadaniu i samej jeździe? Jak to przechodzi razem z momentem wsiadania, czy może nawet trochę wcześniej, kiedy już konia mam praktycznie gotowego do jazdy? Zwykle jak już wsiądę to jest lepiej, staram się i wszystko nie jest już takie straszne. Po jeździe jestem rozluźniona i zwykle zadowolona, jednak przed kolejną strach wraca. Dziwna jakaś jestem  🤔wirek:.
Bischa   TAFC Polska :)
19 maja 2009 17:07
Ja mam jeszcze jeden problem - panicznie boję się jeździć na oklep . Stęp jeszcze ok . Kłus - trzęsę się jak galareta na samą myśl . Galop - nigdy nie spróbowałam . Kiedyś pare razu byłam zmuszona ( przez instruktora ) do jazdy kłusem na oklep , a że wtedy instruktor to był BÓG to o odmowie nie było mowy . I spadałam jak śliwka , nie powiedział mi co robić , by się utrzymać . Nie połamałam się , ale nabiłam wiele guzów , miałam siniaków całą masę i zadrapań - i mam uraz . A chciałabym przezwyciężyć , bo wiem , że jazda na oklep może poprawiać dosiad . Macie jakieś rady ? Zdaję sobie sprawę , że najlepiej na lonży .
Thilnen   Dżamal Ad-Din
19 maja 2009 17:07
Jeśli boisz się na samą myśl, to powiedz sobie: Dziś nie będę jeździć. I nie wsiadaj nawet na konia, dopóki nie uda ci się pokonać strachu na wszystkich kolejnych etapach. A jak wsiądziesz, zaraz zsiądź. Dopóki się boisz, nie jeździj. To zajmie dużo czasu, ale później będziesz się czuła pewniej i swobodniej na koniu, więc chyba warto 🙂

Bischa: a masz możliwość wsiąść na konia na jakimś małym padoku, najlepiej na okrągłym lonżowniku? W Na małej przestrzeni koniowi się trudniej rozpędzić, będziesz miała nad nim większą kontrolę, spokojny, rozluźniony kłus łatwiej wysiedzieć (więc przed właściwą jazdą warto wcześniej rozluźnić właśnie konia).
Dzięki, na pewno wypróbuję przy najbliższej okazji 😉.
Bischa   TAFC Polska :)
19 maja 2009 17:17
Thillien w tej chwili właśnie nie . Nie mam swojego konia , nie mam stałej stajni . No i na razie nie bardzo mam kasę , by płacić . A tam gdzie chciałam nie ma możliwości jazd za pomoc w stajni .
Bischa L szkoda, że nie mieszkasz w moich rejonach, u mnie mam spokojną jak aniołek babuszkę, mięciutką jak fotel, zero problemów z jazdą na oklep 😉. Ja mam podobny problem z oklepowaniem, ale w sumie na 'mojej' kobyle, bo mimo, że miękki kłusik ma, za nic nie potrafię się na niej utrzymać... Jest tak okrągła że zsuwam się na pierwszym zakręcie :P. W wakacje jak usłyszalam, że mam wsiadać na lonżę na oklep to zbladłam. Wsiadłam - chude to jakies (w porównaniu do mojej grubaski ;P), jak tu się utrzymać? Po zakłusowaniu nie wierzyłam że można tak swobodnie siedzieć, na takim chuderlaczku w kłusie na oklep 😉. Co prawda zdarzało się stracić równowagę i się ześlizgiwać, ale aż sama sobie nie wierzyłam, że się da 😉.
Thilnen   Dżamal Ad-Din
19 maja 2009 17:25
Można tez kupić taką podkładkę do jazdy na oklep, która sprawia, że się człowiek aż tak nie ślizga. Ale z tego co słyszałam w jeździe na oklep początki zawsze są trudne, ale jak się człowiek nauczy, to jest bardzo fajnie 🙂
Metoda "na przełamanie", co mi się w tym wątku potwierdza, działa w określonych okolicznościach. Przede wszystkim kiedy na ziemi stoi ktoś, kogo się respektuje. Jakby on brał odpowiedzialność za proces? A"pacjent" chyba musi mieć dużą motywację. Parcie na osiągnięcia, rozwój, może i świadomość, że lepiej byłoby nie stracić roboty?
U "normalnych" jeźdźców (czytaj: rekreacyjnych, mniej pchanych naprzód wewnętrznym motorem, jeżdżących samodzielnie, itd.) to się może nie sprawdzić. Zresztą ludzie są różne, nie każdemu pomoże ochrzan. Jeden uwierzy i się przełamie, inny się rozbeczy i rozsypie. Albo schowa w sobie. Od świata odetnie, czucie straci. Wróci do starych nawyków. Jedni ludzie się w obliczu stresu mobilizują, inni rozsypują.

Dragonnia założyła wątek, dawno, ale odpiszę z opóźnieniem. Tak wyszło 😉

Poszukaj obszaru, w którym czujesz się ok. Jak go znajdziesz, będziesz miała punkt wyjścia.
Nie przejmuj się, jeśli ten "obszar ok" będzie tyci. Obserwuj siebie - kiedy zaczynasz się niepokoić. Jak bardzo się niepokoisz. Gdzie się niepokój zaczyna.
Jedna z największych przeszkód w walce ze swoimi blokami i strachami to wstyd. Wstyd cofnąć się do przedszkola. Wstyd jeździć samym stępem na roundpenie... A to bywa najkrótsza droga.

Kiedy: czyścisz konia i jest ok? Prowadzenie konia jest ok? A samo wejście na schodek i głaskanie konia? A siedzenie na stojącym koniu?
Dobrze jest być konkretnym do bólu. Nie zatrzymywać się na ogólnikach.
Dobrze też sobie automatycznie zadawać pytanie: niepokój jest uzasadniony, czy nie? Coś nie tak z koniem (boi się, nakręca, emocjonuje, whatever), czy to tylko w mojej głowie? Próbować oddzielać emocje od racjonalnej oceny sytuacji. Nie negując emocji, bo one też są prawdziwe. Tylko czasem mocno samowolne 😉

Jak bardzo: niepokój jest umiarkowany, motyle w brzuchu, czy totalny blok i panika? Lekki niepokój jest ok. Motyle w brzuchu są ok. To jest odczucie, z którym pozostaje się człowiekowi oswoić, jeśli chce się czegokolwiek uczyć i robić jakiekolwiek postępy. Takie życie 😉 Jak się swoje niepokoje rozpoznaje i umie oszacowywać, można nimi mądrze zarządzać.
Robisz coś, z czym się czujesz ok. Jesteś w swojej strefie wygody. Robisz coś więcej - zaczynasz czuć niepokój. Pozostajesz w tym trochę - i wracasz do swojej "strefy wygody".
I... Od nowa. Bo nie chodzi o "litowanie się nad sobą", wycofywanie, unikactwo. Tylko o to, żeby bez traum iść naprzód.
Po pewnym czasie to, co kiedyś wywoływało motyle w brzuchu, przestanie je wywoływać. Dołączy do strefy wygody. I będzie można iść dalej.
Błąd to nie iść w niewygodę.
Błąd to rzucać się w nią na oślep. Torpedować swoją pewność siebie. Albo dawać innym ją torpedować (jak "zmuszą" do zrobienia czegoś, na co było za wcześnie).

Gdzie
się niepokój zaczyna. Płytszy, nierówny oddech? Wierszyki i śpiewanie już dużo osób chwaliło. "Szczękościsk"? Poruszać odrobinę żuchwą na boki. Coś się spina - w miarę możliwości tym poruszyć. Dobre jest też opowiadanie dowcipów, żartowanie. Patrzenie na siebie i sytuację z dystansem.

No i nie do przecenienia jest praca nad techniką... Bo to się splata. Świadomość, że siedzę, panuję nad ciałem, nie lecę, mam na konia wpływ, dodaje pewności siebie. Ale i pewność siebie jest tym, co pozwala używać ciała efektywnie, nie kulić się jak embrion, czuć, nie zaciskać rąk, nóg. To jak z postawą i optymizmem. Trudno wpadać w czarne myśli, kiedy człowiek stanie prosto, klatkę otworzy, uśmiechnie się, spojrzy do góry...
Bischa L, moja rada: samodzielnie na jakims woooolnym tuptusiu rekreacyjnym, albo jakiejś kobyłce do rany przyłóż, coś w ten deseń o której mówi Breakawayy 🙂 Na koniu, któremu będzie jedno czy Ty się na nim potelepiesz, czy się nie potelepiesz, a który sam sobie podyktuje temp ospałego ślimaka. 😉 i.... polecam również wyrozumiałego czy wręcz luzackiego i wesołego instruktora/trenera. Jeśli trener/instruktor będzie potrafił wprowadzić atmosferę zabawy a nie wielkiego poprawiania dosiadu itede, zobaczysz, zsama się rozluźnisz i bedzie Ci to po prostu sprawiało frajdę. Przynajmniej ja tak miałam i piszę to przez pryzmat własnego doświadczenia. Wsadzili mnie w jednej stajni na oklep i były to najlepsze jazdy, jakie miałam. Zaliczyłam wprawdzie glebę, ale momentalnie wlazłam z powrotem. Gaaaalop na oklep bo bajka. 😍
W ogóle, Bischa, możesz wierzyć lub nie, ale galop na oklep jest wygodniejszy niż kłus, niezależnie od "miękkości" konia. W kłusie miednica musi dostosować się do konia, musi bardziej pracować, tak jakby "szybciej". [ze znajomą wpadłyśmy na określenie "ekspresowy ruch kopulacyjny" 😉 ], natomiast w galopie, jeszcze na koniu wolno galopującym, miednica się "buja", wolniej, wygodniej i o wiele prościej wysiedzieć. Też kiedyś miałam blokadę przed oklepem, na jednej jeździe w połowie godziny siodło sobie przyniosłam, ale po tych oklepach w pewnej stajni i skakałam na oklep, więc da sie🙂
Na lonzy i polecam i nie polecam z tego wzgledu, ze jesli nie potrafisz odnaleźć równowagi na oklep po prostej to tym bardziej będzie Ci trudno odnaleźć tę równowagę na kole. W kłusie może jeszcze, ale w galopie moim zdaniem po prostu będzie Cię wyrzucało na zewnątrz. Na lonży polecam kłus i galop bez wodzy i strzemion, ale z siodłem.🙂
A ja mam taki sam problem jak lets-go oraz Forta. Nie boje sie o siebie (ze spadne, uderze gdzies, cos mi sie stanie itp.), lecz panicznie boje sie o konia.
Kupilam mlodego konia. Poszedl w trening i zaczal kulec. Jedna noga cos. Wyleczone. Druga noga cos innego. I tak przez blisko 5 miesiecy (do sierpnia zeszlego roku). Wtedy decyzja o pokazaniu konia prawdziwemu specjaliscie. Diagnoza, operacja... Od rozpoczecia wlasciwego leczenia minelo juz, jak widac, 9 miesiecy.
Na poczatku byl porazajacy strach przy kazdym wyprowadzeniu konia z boksu (a co bedzie jak sie wyrwie, zrobi cos czego nie powinien i cale leczenia na nic). Potem panika przy zaklusowaniach. Pozniej odpowednio przy zagalopowaniu. Dlugo jezdzilam na czarnej wodzy wlasnie ze wzgledu na ten strach... ze nie zdolam go przytrzymac i zrobi cos czego mu nie wolno.... i cos sie posypie.
Teraz juz mi troszke minelo i przy pracy na plaskim mam tylko pewne leki. A to pierwsze zaklusowanie a to bardziej efektowna ewolucja na padoku.... Juz nie skupiam sie tylko i wylacznie na wyczuwaniu regularnosci itp.
Natomiast nie potrafie jak na razie przezwyciezyc na prawde poteznego leku przed skakaniem. Caly czas boje sie, ze cos sie stanie i kon znowu bedzie kulawy. Najezdzam na przeszkode, widze miejsce odbicia, widze odleglosc... ale tuz przed odbiciem mnie paralizuje i tyle. Zostawiam konia samemu a sama niemalze zamykam oczy. Staram sie to przezwyciezyc zaciskajac zeby i skaczac. Kilkukrotnie poplakalam sie na treningu z bezsilnosci, ale staram sie isc dalej. Staram sie rejestrowac tylko polecenia trenera, wykonywac a odrzucac wszelkie inne mysli. Licze, ze w koncu to minie.
Teodora  😍 No czyta się Ciebie wspaniale!

Mnie kiedyś bardzo interesował problem strachu po urazach (różnego typu) - to oczywiste, chyba  😁
Dowiedziałam się, że za takie "ostrzegające wspomnienia" odpowiada część mózgu pt. hipokamp. Taki rezerwuar pamięci. I trzeba różnymi sposobami wpisać "nową" pamięć - tzn. nowe, pozytywne "wspomnienia". Nowy "zapis" kasuje stary.

Jeździectwo to w ogóle ciekawa sprawa. Na początku często jest fajnie, bo: oczekiwań nie ma (bo nie wie się, czego oczekiwać), bo podstaw do czarnych wyobrażeń nie ma etc. Jest lekkość i spontaniczność - samo wychodzi (a jak nie - to życie przed nami  :konik🙂. A gdy się dłużej pojeździ, to wcześniej lub później zdarza się "coś"  🙁 I trzeba sobie z tym poradzić.
Ostatnio ułożył nam się w rozmowie taki dowcip: "Zawodowcy się nie boją - "to" nazywa się stresem"  🤣
christine   zawodnikowanie reaktywacja. on the go.
19 maja 2009 18:15
ja załapałam w życiu jedną prawie blokadę. miałam z jakieś 8 lat, jeździłam na łące i kucyk wpadł nogą w dziurę (pies wykopał dołek, a właściciel go przysypał mocno spulchnioną ziemią- chciał dobrze, ale no nie wyszło). pierwszy raz przewróciłam się z koniem i panicznie się bałam wsiąść  z powrotem. na co moja mama na mnie nakrzyczała i siłą wsadziła na kucyka. cholernie się bałam, ale szybko minęło. od tamtej pory z konia i z koniem leciałam nie raz i (odpukać) nie złapałam żadnej blokady bo po niepowodzeniu zawsze wsiadam i...jeżdżę lepiej 😉 jestem taka, że upadki/szaleństwa/bryki mnie motywują.
A gdy się dłużej pojeździ (...)
Na to pojeżdżenie dłużej czasem też nakłada się dojrzewanie 😉 Człowiek dobija gdzieś połowy dwudziestki, mózg mu wreszcie ostatecznie dorośleje. Szersze widzenie, większe niepokoje. I większa odpowiedzialność (za siebie, innych), większe niepokoje. Nie wiem, czy to reguła, ale wiele razy słyszałam o tym, jak to lęk właśnie gdzieś przed trzydziestką się objawił. No i w ogóle jazda konna i życie poza nią się nakładają. Jak w danym momencie życia jest dużo stresów, to człowiek słabszy psychicznie, może go mocno ruszyć coś, co normalnie by po nim jak po kaczce spłynęło. Pamiętam - była wkkw-istka, jeździec od lat, nieraz połamana, bez urazów po tych upadkach. A potem wiadomość o śmierci przyjaciela i następnego dnia upadek z konia. Dość porządny, ale nie gorszy od wcześniejszych. I blokada. Z zawrotami głowy przy samym podejściu do konia. (Lęk udało się przepracować.)
Notarialna   Wystawowo-koci ciąg. :)
19 maja 2009 18:20
Ja tak mam. Jeżdżę bez instruktora i jak przyjdzie mi wsiąść gdzieś z instruktorem to zaraz panika, bo kompromitacja, bo nie umiem tego, tamtego, nie znam konia, spadnę, poniesie mnie, nawet jak wsiadam na znajome to często mam blokadę, że wszyscy są lepsi, robią postępy, a ja antytalent i kończy się tym, że wolę popatrzeć na konie, poczyścić, popatrzeć jak inni jeżdżą, siodłać im konie itp.


Ino ja też tak mam, od ładnych dwóch lat porządnie nie jeździłam... Bo blokuję się...
Ostatnio ułożył nam się w rozmowie taki dowcip: "Zawodowcy się nie boją - "to" nazywa się stresem"  🤣


To jest dobre.  🤣 i w sumie prawdziwe.

Teodora super to opisalas. Normalnie :kwiatek:

Jezdziectwo jest moim zawodem, dlatego tez nie powinnam dawac zadnych rad osobom bojacym sie, bo u mnie to calkiem inaczej wyglada. My musimy zwalczyc ten stres i isc dalej, a jest tak, jak opisalas, ze tu niezbedne sa: samozaparcie, motywacja, parcie na osiagniecia. Tu nie ma czasu na bawienie sie w podchody "boje sie, czy sie nie boje". Albo wsiadam i zwalczam tego potwora, albo oddaje paleczke i rezygnuje z konia. to nie oznacza utraty pracy, ale utrate konia, ktorego sie np. lubialo, lub w ktorym sie przyszlosc widzialo, albo tez utrate kawaleczka siebie. Dla mnie to sa moje prywatne porazki, bez znaczenia, co szef, trenerka czy koledzy/kolezanki powiedza. Jako ze mam samopchanie w kierunku bycia lepszym, potrzebuje wlasnie tego kopniecia w tylek, aby poczuc, ze jednak umiem. To jest niesamowite uczucie dumy, jak jednak przezwycieze sama siebie.
Wiecie co - zwyczajnie rozważamy tu sobie, jak skutecznie zrobić z siebie wariata  😜 😁
Bo normalny człowiek - to przezornie trzyma się od koni jak najdalej  💘

Chodzi mi o to, że ten strach jest przecież najzupełniej uzasadniony - instynkt samozachowawczy się kłania, a przy początkach - wręcz fizjologiczny - taka rola błędnika, żeby o niestabilnym "podłożu" ostrzegać.

christine Pół biedy, jeśli jest okazja od razu strach przełamać  💃 Ale gdy to niemożliwe (szpital i inne przyjemności) to o trwały uraz łatwiej.

Uparcie piszę strach a nie lęk - bo podobno "lęk" jest nieuzasadniony z definicji  😀iabeł:

Klami Może określ sobie na początek, czego się konkretnie obawiasz? Bo te obawy przyjmują zazwyczaj postać dosyć konkretnych wyobrażeń (kiedyś bałam się solidnych, dobrze zabudowanych przeszkód - to był taki "symbol" strachu przed wściekłym bólem). Np. że nogi konia się składają? etc. Kiedyś po serii kontuzji u koni strasznie bałam się o podłoże - jeździłam na wdechu zwracając uwagę chyba tylko na to po czym jadę. Później dotarło do mnie, że oprócz zdradliwego podłoża były i inne przyczyny, którym zapobiec nie sposób  🙁
Wyszło na plus - bo podłoże już zawsze będzie bardzo ważne - więc w sumie "przepracowanie" obaw wzbogaca doświadczenia. Myśl pozytywnie - zysk z całości doświadczeń taki, że nigdy nie będziesz eksploatować konia beztrosko.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się