Gdy koń nie chce w teren

Livia   ...z innego świata
12 grudnia 2008 21:30
Mam pewien problem. Mój ukochany konik przy pierwszych sygnałach że jedziemy w teren (samotny) włącza sobie tryb "uciekinier" i przy mojej pierwszej nieuwadze pędzi z powrotem do stajni. Na ujeżdżalni pracuje normalnie, ale kiedy tylko wyjedziemy poza teren stajni, zaczyna się masakra. Kiedy jadę z koleżanką na dwa konie nie ma tego problemu - tyle że też nie zawsze jest z kim jechać, a chcę żeby młody chodził w tereny. Nie mam pomysłu już, co zrobić. Bić nie chcę i nie będę, bo to donikąd nie prowadzi. Próbowałam wyjeżdżać na małe odległości, ale za każdym razem próbuje ponosić i nie zawsze mnie się udaje go zatrzymać. Może Wy na coś wpadniecie?...
Chciałabym po prostu pokazać mu, ze chodzenie w teren to nie kara za grzechy 😉 No i sama czerpać z tych wyjazdów przyjemność.
Aha, koń ma 4 lata - może jest po prostu za młody?
Jak Wy uczyliście Wasze konie samotnych wyjazdów?
Koń jest zwierzęciem stadnym !
jak jedziesz w dwa konie nie ma tego problemu, bo koń wie, ze nie idzie sam.Kiedy tylko oddalasz się od stajni 'włącza mu się' instynkt stadny i lgnie do koni.
Spróbuj stopniowo go przyzwyczajać - spacery w ręku poza teren stajni i tak coraz dalej, aż w końcu zrozumie, że zawsze wraca do stada i krzywda mu sie nie dzieje.
Livia   ...z innego świata
12 grudnia 2008 21:57
Próbuje się zrywać, nagle rusza do przodu, są różne cyrki. Dlatego też nie bardzo z nim chodzę w ten sposób, to już wolę pojechać i próbować zatrzymywać z siodła.
Spróbuj stopniowo go przyzwyczajać - spacery w ręku poza teren stajni i tak coraz dalej, aż w końcu zrozumie, że zawsze wraca do stada i krzywda mu sie nie dzieje.
nie chodziło mi o to, że od razu po 100 czy 200 m poza teren.Tylko kilka kroków i tak co jazdę.
z siodła możesz robić tak samo.
dodatkowo koń jest młody - będzie Cię na pewno doprowadzał do szału różnymi wybrykami, ale nie ma co się wkurzać, bo wtedy Ty i On się zdenerwujecie i z przyzwyczajania nici 🙂
Pierwszy samotny spacer siwego wyglądał w ten sposób, że udało nam się wjechać w las jakieś 500 metrów od stajni, po czym koń odmówił posłuszeństwa, zrobił piękny zwrot na zadzie i w trybie wyścigowym wrócił do stajni, gdzieś tam mnie po drodze zostawiając  🤣
Zatem - cierpliwości.
Staraj się odprowadzać samego konia ze stajni na różne kierunki (bo być może wyjazd w teren jest zawsze w tą samą stronę i koń już z gory się nastawia na to, co się święci). Teraz trudno o trawę, bo za sezonu niezłym rozwiązaniem jest zabrać konia za stajnię - na trawę, i tak stopniowo starać się odchodzić coraz dalej.
Czterolatek ma absolutne prawo dużo rzeczy nie chcieć robić, nie rozumieć i nie umieć.

Siwy na chwilę obecną wlezie wszędzie, sam, z końmi, w dowolnych konfiguracjach 🙂
Pierwszy samotny spacer siwego wyglądał w ten sposób, że udało nam się wjechać w las jakieś 500 metrów od stajni, po czym koń odmówił posłuszeństwa, zrobił piękny zwrot na zadzie i w trybie wyścigowym wrócił do stajni, gdzieś tam mnie po drodze zostawiając  🤣

ha, typowa odległość! taki standardowy dystans ucieczki, czyli odległości, na którą koń ucieka przed drapieżnikiem sprintem. dla wielu koni to jest krytyczna odległość przy odchodzeniu ze stajni. może do tego momentu mają jakąś tam świadomość, że w razie czego dadzą nogę z powrotem, do domu, do pobratymców, do bezpieczeństwa...

BTW to jest też te ćwierć mili od qh - pewnie nie przypadkiem :-)

quantanamera, mam nadzieję, że się wtedy za bardzo nie potłukłaś

Livia, ważne jest uważne obserwowanie konia i wychwytywanie tego momentu, kiedy koń zaczyna się niepokoić. jak robi się "masakra", to znaczy że ten moment przegapiłaś. nie mierz też odległości swoimi kategoriami (co jest blisko czy daleko), lepiej wyjdziesz na słuchaniu konia :-) obserwuj. i traktuj każdy punkt, gdzie koń zaczyna się spinać (to może być uniesienie głowy, zesztywnienie szyi, podkulenie ogona, wstrzymanie oddechu, nie-mruganie, napięcie warg itd.) jak granicę, próg. nie torpeduj jej, nie przyj przed siebie. jak trafisz na próg, zajmij się nim. postaraj się doprowadzić do uspokojenia się konia w tym miejscu. a potem... może wróć do stajni? zwłaszcza jeśli to był próg z tych poważniejszych i doprowadzenia konia do rozluźnienia zajęło sporo czasu. albo, jeśli to był próg malutki, idź/pojedź dalej, nie tracąc uważności i wrażliwości na końskie granice
trzynastka   In love with the ordinary
13 grudnia 2008 00:12
akurat wiem jak tam u ciebie wygląda i może spróbuj na razie pojeździć tak po tej drodze wzdłuż lasu. Od leśniczego do tego wejścia do lasu po przeciwnej stronie [koło autostrady] . Tak w te i z powrotem żeby koń się przyzwyczaił że jest nie daleko, że wracacie za każdym razem. Może przed każda jazdą i po w ramach rozstępowania ? Jak zobaczysz, że jest lepiej to za każdym razem kawałek dalej i kawałek dalej. Aż pewnego dnia pojedziesz w teren 🙂
Livia   ...z innego świata
13 grudnia 2008 07:55
Ninevet, na razie do tej drogi koło lasku nawet nie dojedziemy 😉 Zatrzymanie następuje mniej więcej w połowie drogi do tej dróżki 😉
Co ciekawe, kiedy pierwszy raz wybrałam się sama w teren (wtedy młody miał za sobą jakieś 5-6 terenów z towarzyszem), spokojnie pojechałam na stępa tak na godzinkę i wróciłam. Za to już kolejnych wyjazdów nie udało mi się przeprowadzić, bo zaczęło się zwiewanie.
Spróbuję po prostu po jeździe wyjeżdżać trochę, na dosłownie chwilę, i uspokajać. Zobaczymy, powolutku i oby się udało. Dzięki za rady 🙂
Livia - głowa do góry 🙂 Mój koń nawet nie chciał chodzić w tereny z drugim koniem tzn nie chciał... szedł aż do momentu w którym mu się nie zachciało wracać do domu i nie patrzył na to czy jest obok niego pięć koni czy jeden , po prostu kategorycznie odmawiał mi posłuszeństwa... Teraz już chodzi z tym że ma jeszcze czasem syndrom "Aaaa uciekajmy" ale jest coraz lepiej a udawało mi się nawet pojechać samej na spacer a mojej znajomej na nim cały teren zrobić zaczynałyśmy dość prosto , różne zabawy typu spacer z ręku z drugim koniem po czym nagle na chwilę się rozdzielałyśmy  a potem to samo ale na siodle , pierwsze takie rozdzielanie go od drugiego konia by mimo wszystko miał go w zasięgu swojego wzroku po czym takie gdzie na chwile się nie widzieliśmy 🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
13 grudnia 2008 14:13
wydaje mi się  że ten koń wykorzystuje twoją dobroć na maksa. Jest nieposłuszny i wie że mu nic za to nieposłuszeństwo nie grozi.

Ja bym zrobiła tak. Pracowała z nim na ujeżdżali na maksa - znaczy nie w sensie że ma sie zlać potem - ale tak żeby czuł że maksymalnie od niego wymagasz w każdej sekundzie. Całą jazdę. Przejścia, wolty, no  co tam jeszcze. Ty i on macie się zmęczyć. Na koniec idziecie w nagrodę w teren na spacer. Na początku może w ręku, potem normalnie w siodle.

Każda oznaka zbliżającego się nieposłuszeństwa w terenie - kiedy czujesz że się zanosi na coś - musi być duszona w zarodku.

Jeśli jednak przydarzy wam się nieposłuszeństwo że cię wywozi do domu - to weź go natychmiast na powrót do roboty.


CeraŁ   dużo dużo zmian..
13 grudnia 2008 16:21
ja też miałam ten problem 🙂
Za każdym razem gdy czułam, że koń zaczyna myśleć o ucieczce, zaczyna myśleć co by tu zrobić, zaczynał się buntować - zsiadałam i szłam z nim jakiś kawałek, potem znów wsiadałam i jechaam dalej. Fakt nie był to za bardzo dobry pomysł, schodziłam taki kilka razy w terenie i wchodziłam - ALE koń się nauczył. Nie ponosi, idzie wszędzie tam gdzie ja chce 🙂 SAM 🙂./tzn bez towarzysza/. No i częste spacerki, ja zawsze się bałam, że nie utrzymam to na ogłowiu i na lonży 🙂.
I tak zwiedzaliśmy lasy i okolice, coraz dalej i dalej 🙂.
Też miałam podobny problem. Mój arabokonik też strasznie ciągnał do stajni, nie chcial sam zostawać bez koni 😤  co gorsza na zawodach to się nasilało, dochodziło do  sytuacji, że skakał parkur pod prąd 😉 byle szybciej do koni i domu 😉 heh czasem to bardzo zabawnie wyglądało 😉
To oswajanie trwało jakos 5 lat !!!!!!! obecnie konik łazi luzem po terenie ośrodka i okolicy i nie ma problemu z odchodzeniem od stajni 🙂
więc wszystko z czasem się pewnie zmieni  🙂 po prostu niektóre konie mają bardzo silny instynkt stadny i potrzebują więcej czasu na oswojenie z samotnością 😉 Tym bardziej, że jest to koń młody 🙂 Więc  daj poprostu troszkę czasu 🙂
aa nie które chyba nigdy się z tym do końca nie osowają, znam 16 lat klacz która do tej pory, pomimo  regularnych wyjazdów w teren,  nie chce zostać sama, vez koni wpada w panike ....
Miałam to samo 😉 Klacz za wszelką cenę chciała wrócić do stajni: cofała się, obracała, strzelała z zadu ... ale ja starałam się być jak najbardziej opanowana (chociaż w duchu marzyłam, żeby nie znaleźć się pod kopytami 😉) w końcu na chwilę jej odpuściłam ... postałyśmy 5 min. (zapewne mieliła w swojej główce czy jej się oby na pewno opłaca) i po zastanowieniu sama ruszyła w stronę wyjścia z terenu stajni 😉
Ale w twojej sytuacji myślę, że pomogłyby wyjścia w teren "w ręku" 😉
opolanka   psychologiem przez przeszkody
13 grudnia 2008 18:28
Hehe wiem, o czym piszecie.

moje problemy z moim ogrem w terenie zaczęły się, gdy oprócz mnie w stajni nie było nikogo, kto jeździł w tereny do lasu. Postanowiłam umilić mojemu koniowi tydzien i wyjeżdżałam do lasu. On jednak zaczynał kombinować, w pewnym momencie zatrzymał się, w tył wzrot i długa do stajni. Kilka minut "walki" - konsekwentnie do celu i udawało się przejśc sporny kawałek drogi.

Od tamtej pory, nawet jeśli jechałam z przyjaciółką i wałachem (zaprzyjaźnionym z moim koniem), potrafił czasem robić takie numery. Niestety, zacząl tez stawać dęba, a że jest wielki, bałam się, żeby się nie wywrócił.

Pewnym sposobem była jazda z czarną wodzą - zazwyczaj takie num,ery odwalał na początku terenu, więc miałam "furtkę ratowniczą", żeby trochę te dęby opanować. potem czarna była ścigana i już nie kombinował.

Próbowałyśmy też innego sposobu - przyjaciółka zsiadała ze swojego wałacha i przeprowadzała mnie na moim koniu.

Ewidentnie zachowanie mojego ogra to takie próbowanie mnie, tako foch. Bo nawet gdy przyjaciółka jechala przodem, on nie chciał iśc za jej koniem.

Nasze zabiegi pomagały, ale na krótko, bo on co jakiś czas znów próbuje coś zmalować.

Polecam spokój i konsekwencję, nie odpuszczanie. Możesz zaczac chodzić na spacery w ręku, na lonzy, lub wyjeżdżać w teren uzbrojona w lonże i możesz przeprowadzać konia przez miejsce, gdzie się blokuję. Absolutnie bicie nie przyniesie żadnego skutku. Prędzej jabłko lub cukier.

Powodzenia 🙂
Livia   ...z innego świata
13 grudnia 2008 21:21
ElaPe, ostatnio (znaczy w piątek) właśnie tak zrobiłam - w moim odczuciu jazda była wyczerpująca (choć może koniowi za mało faktycznie było? Niestety nie umiem ocenić...). Chciałam jechać na stępa dookoła pola, a skończyło się na tym że mój rumak śmiertelnie wystraszył kury kiedy tak gnał z powrotem po wąskiej ścieżynce między stertą drewna a przyczepą do traktoru. Kiedy szedł w tamtą stronę, dawałam marchewkę za każdy krok naprzód i nawet szło. A potem, jak chciałam wracać, zaczął się nakręcać. Na polu go wyhamowywałam, ale na tej wąskiej ścieżce już nie dałam rady niestety...
Co do spacerów  w ręku - na ogłowiu, to jasne. Ale trzymać wodze? Lonżę? Długi uwiąz?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
13 grudnia 2008 21:27
mój rumak śmiertelnie wystraszył kury

coś mi się widzi że z niego wielki, niedoceniony talent aktorski jest 😉

może faktycznie trochę za mało w dup* dostał przed tym wyjazdem w teren.

on takie skojarzenie powinien mieć wyrabiane: plac=dużo pracy+zmęczenie, teren=odpoczynek (ale nie pozwalanie mu na robienie co będzie chciał)


Ja moją 4 letnią kobyłkę uczyłam chodzenia w teren tak że najpierw ze dwa razy koleżanka ze mną na piechotę pętelke zrobiła na koniec jazdy. Znaczy się stęp po jeździe i do domu. Potem sama zaczęłam wyjeżdżać.

Raz jak dojechałam do miejsca gdzie ani rusz do przodu nie chciała iść to zesiadłam i szłam z nią dalej na tej zasadzie że dawałam jej się popaść - akurat świeża wiosenna trawka była. Powrót nie stanowił problemu, bo wracałam tą samą drogą.

Inteligentne konie (a twój jako aktor doskonaly zdaje się taki jest) mają to do siebie że bardzo szybko sie uczą - co ma swoje dobre ale i złe strony. Twój jak widać się nauczył że robi co chce pod byle pretekstem (np. kura)


busch   Mad god's blessing.
14 grudnia 2008 01:34
Ja nie miałam problemów z uciekaniem konia, za to dużo się namęczyłam żeby się nie płoszył w terenie.
Być może łatwiej byłoby zacząc od budowania zaufania na placu.
Pamiętam moje początki z młodą, kiedy to nawet łąka (po której chodziła średnio 12h na dobę) była straszna kiedy ja z nią szłam. Nie powiem, żeby od tego mi ego spuchło  😉 ale przynajmniej wiedziałam, że jeszcze nie za bardzo jestem przywódcą dla tego konia.
Cóż postanowiłam zrobić? Pokazywałam na dobrze znanym, przytulnym padoku różne folie i inne cuda wianki żeby przekonać konia, że jednak mogę go ochronić przed całym złem tego świata.  Oprócz tego przesuwałam młodej różne części ciała (względnie podnosiłam-nogi, czy opuszczałam-głowę), na początku na nacisk, potem tylko na dotyk. Niby takie banalne przedszkole ale szybko przeniosło się to bezpośrednio na spacery w teren, podczas których była coraz pewniejsza w moim towarzystwie, czy ogólnie bardziej mi ufała- chociażby jak na nią pierwszy raz wsiadałam i dzielnie to zniosła bo wcześniej ze mną jej się krzywda nie stała.
Oczywiście przywódca to też osoba, która nie da koniowi uciec w siną dal- tego też młody dzikusek próbował. Ja ogólnie jak na razie chodziłam z nią w tereny w ręku (zamiast uwiązu lonżę brałam), jak czułam że zaczyna się denerwować i panikować, to rozwijałam lonżę i sobie biegała tak długo, jak to jej było potrzebne by się uspokoiła.
Może to mało pomocne jeśli chodzi o konie ponoszące do stajni, ale raczej chyba jeszcze w temacie?  😁 Przypuszczam, że takim uciekającym też by się przydał kurs pod tytułem "dwónożny, dziwaczny stwór może być dobrym przywódcom i nic się nie stanie, jak mu zaufasz  😜 "
Mogę powiedzieć jak było z nami. Konia kupiłam już chodzącego w tereny, ale tylko z innymi końmi.

Ponieważ bardzo mi zależało, by koń chodził w samotne tereny, zaczęłam go do tego przyzwyczajać. Nie byłam wówczas zbyt pewnym siebie jeźdźcem, a koń był dość temperamentny i płochliwy więc zaczęłam od spacerów w ręku. 
Różnie i na kantarze i na wędzidle. Kiedy koń z ziemi nauczył się mnie słuchać, poznał dziwy terenowe ( kury, byki, folie, ciągniki, szczekające psy na wolności) i zaczął mi bardziej ufać, zaczęłam jazdę w siodle.

Stopniowo, coraz dalej i dalej. Najpierw małe kółka wokół stajni.
Trzeba umieć wyczuć kiedy koń NAPRAWDĘ się boi. Jeśli widziałam coś, co faktycznie przerażało konia bywało, że zsiadałam i przeprowadzałam go w ręku, by za jakiś czas próbować przejechać obok stracha w siodle.

I wiesz co? Doszło do tego, że biorę konia w teren ze stajni, która znajduje się poza miastem, między polami i lasami i jadę koniem do miasta.  😀 Nie do samego centrum, ma się rozumieć, ale raczej bokami i obwodnicami, ale jestem w stanie w ten sposób dojechać do własnego domu, do pobliskich stajni i w takie miejsca na których mi zależy.
Włóczymy się jak dwie powsinogi. Bywa, że zsiadam i prowadzę, by nie prowokować nieszczęścia, ale takie momenty są coraz rzadsze.

Koń nauczył się mi ufać, stał się dużo odważniejszy i jest super.
Nie nadaje się niestety do sportu ( ja też!), więc został koniem terenowym niejako z przymusu.

Podsumowując: najpierw spacery, krótkie tereny z siodła. Dużo czasu i cierpliwości.


Tu koń już u mnie w domu, w ogródku. Domek w mieście !





Tu w mieście między blokami.




A tu jazda obwodnicą.




Livia   ...z innego świata
14 grudnia 2008 07:41
To jest jeszcze dla mnie nadzieja 😉 Jutro spróbuję pomęczyć młodego na padoku i wyjść na spacerek w ręku, zobaczymy jak pójdzie. Oczywiście dam Wam znać 😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
14 grudnia 2008 15:48
tunrida - fajne zdjęcia 🙂

Do naszego ośrodka zrobiono brakujący kawałek drogi-cudowny betonowy ,gładki - i na nim /o zgrozo!/ dwie takie muldy zwalniające dla aut.
W przerażające żołte pasy! No i Tania popisywała się pięknymi ciagami w celu omijania muldy lądując w nowiuteńkim żywopłocie - na co pozwolić nie mogłam.
Wczoraj gnębiłam ją okrutnie - fuczała,wspinała się ,podchodziła do muldy i zabierała się do skoków w dal. No cyrk.
Oczywiście za innym spokojnym koniem szła jakby nigdy nic i nawet sobie na muldzie stała.
Przepchałam ją na siłę z sześć razy samotnie. Oby już wystarczyło.
To wszystko dziwne bardzo- znów dmuchany ogromny Mikołaj straszny ze mną w siodle a jak idzie na wybiegi to jej nawet ucho nie drgnie.
Czemu tak jest?
my_karen   Connemara SeaHorse
15 grudnia 2008 10:15
Pewnie zaraz zostane zjechana przez conajmniej połowe, no ale trudno.
Powiem, jak takie akcje wyglądaja u mnie. Razem z mężem mamy dość radykalne poglądy na takie zachowania, zajmujemy sie zajeżdzaniem koni od wielu lat i z wieloma róznymi wariatami mieliśmy do czynienia. Otóż zaczynając prace z koniem najpierw zbieramy go w teren. Oczywiście najpierw troche pracy przy stajni, zatrzymywanie, skręcanie, te całkowicie niezbędne elementy.
Generalnie zawsze wyglada to tak: pierwszy ok. tydzień "chodzenia przy koniu"(wszystko robimy sami jeśli ktoś daje nam konia do "zrobienia", nastepnie ze dwa dni na lonży z siodłem, nastepny 1-2 dni to wsiadanie na placu, bez żadnego zbędnego użalania sie nad zajeżdzanym koniem, gdyż to własnie sprawia, że młodziak denerwuje sie jeszcze bardziej. No i teren. Z doświdczonym koniem oczywiście. Zależnie od "stopnia nerwowości" zwierzaka, przejażdzka 10-20 minut, cały czas kontakt głosowy, uspokajanie, żeby wiedzial że wszystko w porządku. Tak robimy ze 2 dni, kiedy kon to zaakceptuje wymagamy już troszke więcej, np. jazdy nie w zastępie, ale równolegle z koniem doświadczonym, samodzielnego zatrzymywania, stopniowego oddalania sie.
Jeszcze NIGDY, przenigdy, nie mielismy większych problemow, a potraktowalismy w ten sposob conajmniej kilkadziesiąt najróżniejszych koni. Z tym, że cackania sie z koniem nie ma od początku, ma jasno pokazane czego wymagamy, jeśli jest bunt najpierw zawsze spokojnie probujemy uspokoić, ale jeśli to nie działa, natychmiastowo używamy bata. NIGDY, JEŻELI KOŃ NAPRAWDĘ SIĘ CZEGOŚ WYSTRASZY, ale to można wyczuć. Natomiast wiele koni takie zdolności aktorskie jak Sander ma, jeśli czegoś zrobić nie chce, a wie że ma dobrą i kochającą pania 🙂  Zaznaczam, że my bata nie nadużywamy, ale żaden koń rządzić nami nie będzie.  Zwykle już po tym tygodniu codziennego doglądania konia ma on na tyle zaufania i szacunku, ze wystarcza podniesienie głosu.
A dalsza praca na padoku kiedy koń już zna reguły. Później takie konie są "niezawodne" w każdych warunkach, na partnerskich zasadach można spokojnie wjechać wszędzie.

Rozgadałam sie, ale chcialam zeby było jasne o czym mówie.
Każdy koń doskonale wie , na ile i z kim może sobie pozwolić. Jestem podobnego zdania co ElaPe, że Sander wykorzystuje Twoją dobrą wole i najpierw sprawdzał, na ile może sobie pozwolić, teraz już to wie i z premedytacją wykorzystuje.
Livia , czy po takiej np. ostaniej akcji z kurą, wróciłas do stajni czy jednak próbowałas do skutku, aż koń doszedł do zamierzonego miejsca?
I jak np. z zachowaniem w stajni, koń uważa na Ciebie, słucha, i robi to czego wymagasz? Kiedyś była na starej volcie ciekawa dyskusja o zachowaniu sie koni, np. wycieraniu pyska o jeźdzca po jeździe...

A, to co opisałam na początku dotyczy głównie koni młodych, bo z takimi stykami sie najczęściej. Jednak praktykowaliśmy to również ze starszymi wykupionymi od handlarzy koni, bardzo często zniszczonymi i mającymi własne zdanie.
Jedyna różnica w przypadku koni starszych było jedynie zakładanie na pierwszy teren dość ostrego wedzidła, oczywiście nie łańcucha, ale takiego, że w razie czego koń wie że ma coś w pysku. Jeżeli pierwszy teren-dwa na takim wędzidle byly ok, koń natychmiast dostawał łagodną oliwke do pyska.

I to proponowałabym w Twoim przypadku Livia. Wiem, że chcesz postępować ze swoim koniem łagodnie, ale nie możesz czekać aż zdarzy się nieszczęscie, cos może się stać i jemu i Tobie, jesli tak dalej pójdzie. On musi znać reguły, żeby później spokojnie cieszyć się z terenu a nie czekać kiedy mu coś odwali. Bo później co, bić go za to? Bez sensu. To niestety dzikie zwierze i myśli inaczej niż kochająca właścicielka. Tak więc trening - wymęczenie w miare porządne na padoku -> teren na  ostrzejszym wędzidle, ewentualnie jakaś silniejsza osoba może się na nim przejechać, ale nie wiem czy na to pozwalasz.
Dziekuje za uwage🙂
pozdrawiam
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 grudnia 2008 10:23
my_karen: fajnie przeczytać twoją opinię jako osoby która "przerobiła" już sporo koni 🙂 Mi nie pozostajnie nic jak tylko się zgodzić z każdym twoim słowem.



my_karen   Connemara SeaHorse
15 grudnia 2008 10:44
hmmm nie chciałam zabrzmieć jak osoba, która pozjadała wszystkie rozumy. Chodziło mi tylko o to, że bez szacunku daleko sie nie zajedzie... (dosłownie😉)
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 grudnia 2008 10:51
nie chciałam zabrzmieć jak osoba, która pozjadała wszystkie rozumy

dla mnie w ogóle tak nie zabrzmiałaś. 🙂

bacior i rura  🏇 😀iabeł:
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 grudnia 2008 11:09
bacior i rura 

no rurę to on już robi - sam siebie albo dzięki kurze 😉
bacior i rura  🏇 😀iabeł:

No właśnie.
Z jednej strony - pokazywać,przekonywać w ręku prowadzać z drugiej bacior i rura.
Podyskutujmy o złotym środku.
Bo ja -przyznaję-metodą Wawrka muldę pokonałam.
Wcześniej z trzy dni pokazywałam ,przekonywałam i.... tylko tkwiłam w choinkach ozdobnym ciągiem.
Nie lubię wymuszać na koniu niczego-tylko czasem chyba gubię się w tym ustępowaniu i mam wrażenie,że tylko zwiększam margines robienia dziwactw.
Już kiedyś o tym pisałam-analizowaliśmy wydruk z pulsometru z treningu w hali -klacz fuczała,szalała,uskakiwała -no komedie robiła w pomieszczeniu gdzie stale przebywa. A tętno miała cały czas równiuteńko niskie .Skoczyło na 200 tylko raz jak Treser drzwiami do WC kłapnął nieoczekiwanie.
Oj...trudne to wszystko.
my_karen
Święta racja! Zajeżdżałam i odrabiałam duuużo koni. Z młodziakiem mniejszy problem, ze skrajnie popsutym - ogromny. Koń nie ma prawa stwarzać sytuacji dla człowieka niebezpiecznych. Chciałabym podkreślić kilka spraw: odróżnianie, czy koń naprawdę się boi czy "testuje". Gdy ma się doświadczenie/wyczucie - nie ma problemu, to czuć. Jeśli nie - cóż, jeżeli np. bez jeźdźca nie reaguje na stracha - sprawa jasna. Reszta na zdrowy rozsądek, np. dziecko w odległości kilkuset metrów nie powinno straszyć.
Ważny jest etap: koń równolegle do konia. Młodego można naprawdę długo jeździć w towarzystwie, stopniowo żądając coraz więcej podporządkowania. Np. koń towarzysz rusza - a my za chwilę. Koń towarzysz idzie - a my zatrzymujemy itd. Nie przesadzać - wszystko tak, żeby zawsze mieć kontrolę.
Trzeba też nauczyć się przechodzenia koło strachów: głowa odwrócona nieco od stracha, przejście nieco bokiem; na młodym ustępowaniem zadu, na starszych łopatką do wewnątrz - działa. I niekoniecznie bardzo blisko. W ostateczności przejeżdżamy cofając.
Dobrego "wychowania stajennego" nic nie jest w stanie zastąpić. Trzeba być bardzo uważnym i reagować na najmniejszy przejaw niesubordynacji konia.
A ew. rura musi być w pożądanym kierunku :kwiatek: :kwiatek:
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
15 grudnia 2008 11:37
Już kiedyś o tym pisałam-analizowaliśmy wydruk z pulsometru z treningu w hali -klacz fuczała,szalała,uskakiwała -no komedie robiła w pomieszczeniu gdzie stale przebywa. A tętno miała cały czas równiuteńko niskie .

jednym słowek aktorka 😉

Bo ja -przyznaję-metodą Wawrka muldę pokonałam.
Wcześniej z trzy dni pokazywałam ,przekonywałam i.... tylko tkwiłam w choinkach ozdobnym ciągiem.


właśnie - głaskanie głaskaniem a wymaganie wymaganiem. Nie można przedobrzyć bo to ani dobre dla konia ani bezpieczne dla człowieka
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się