Kącik luzaka

Lotnaa   I'm lovin it! :)
10 stycznia 2009 23:24
klaus, nie jeździł nic szczególnego. Głównie 110-125cm, czasem 130 pojechał. Był niezłym jeźdźcem, ale jego teoria pt. "koń musi się ciebie bać, inaczej nie będzie skakał" czasem się zwyczajnie nie sprawdzała  🤔wirek: .  Szkoda gadać, chociaż mogłabym pisać całą noc.
Do tej pory mam nijakie wyrzuty sumienia, że nic w tej sprawie nie zrobiłam, ale już sobie wyobrażam minę sędziów, do których podchodzi jakaś dziewczynka i z silnym wschodnim akcentem najeżdża na dobrze im znanego zawodnika. Mogłoby to nie przejść.

Mimo to wciąż wierzę, że jest trochę normalnych ludzi na świecie. 
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
11 stycznia 2009 10:23
Alexis_17, kwestia przyzwyczajenia.
Ja swego czasu miałam 6 koni na zawodach, wszystkie załadowane w ciężarówce, hacele wkręcałam przeciskając się między przegrodami, a jeździec nawet nie raczył mi powiedzieć, który koń jest w jakiej klasie i kiedy, musiałam sama hektar biegać i sprawdzać na listach. Życzył sobie osiodłanego konia na 7 minut przed startem, po przejeździe zeskakiwał i wołał "next!"  🤔wirek: Najciekawsze było to, że nie miałam nawet nikogo, kto by mi pomógł przestawić konie wewnątrz koniowozu. Wytrzymałam tam 3 tygodnie, o 3 za długo.

A jeśli Ty masz normalną zawodniczkę, to nie ma problemu nawet przy większej ilości koni. Dla miłych ludzi zwyczajnie chce się pracować  🙂


tak miałam na zawodach w Millstreet, na całe szczęście zawodnik był ludzki i wyrozumiały mimo wszystko
ale była niezła jazda jak 6 koni jedzie 12 konkursów ani zawodnik ani ja do końca nie wiemy kiedy mają startować a hipodrom jest niezły kawał drogi od stajni... no maniana pierwsza klasa...
ledwo przyprowadzasz jednego konia, a już powinnaś prowadzić drugiego, ale tendrugi jeszcze nie jest gotowy a w ogóle to za 5 minut powinnaś odebrać poprzedniego... ^^


***Co do tego kolesia można by było książkę napisać. Konie stały non-stop w boksach, wychodziły z nich wtedy, kiedy je czyściłam, mniej więcej co 1,5 tygodnia pakował je do ciężarówki żeby pojechać na ujeżdzalnie poskakać, i na zawody. Był tam jeden wałaszek (kastrowany około miesiąc przed moim przyjazdem) - cudowny, wrażliwy konik, niezwykle utalentowany cztero-latek z literką Z na końcu imienia. Koń przez 3 tygodnie pojeżdżony był 2 razy, na koniec pojechał na 3 dniowe zawody, przez 2 dni skakał czysto, ostatniego brakowało mu już sił, stukał, ostatnią zrzucił.

Fu*k this horse!!!"


taaaa... to też było popularne tam gdzie byłam, ale obeszło się bez agresji wobec zwierząt... ale z tego co obserwowałam też innych zawodników pewnie ten sam scenariusz co opowiada Lotnaa






Nieźle z tymi końmi Z.. 🙁 To bardziej niż przykre

ja za to z przykrych przypadków miałam w pierwszym miejscu pracy sytuację taką:
4 miesiące zanim przyjechałam, pracodawca jako słynący z radzenia sobie z trudnymi końmi dostał do resocjalizacji dwa czterolatki. Jak przyjechałam, jeden nadawał się do pracy chociaż był skrajnie płochliwy (klacz) - do tego stopnia że sama potrafiła sobie robić krzywdę - płosząc się przewracała się na beton, tarła nogami o nogę, że nawet ochraniacze nie pomagały i inne takie... ale całkiem utalentowana, nadawałaby się świetnie do ujeżdżenia, bo miała świetny ruch i bardzo fajnie łapała wszystko, niestety miała kiepską budowę, strasznie zapadnięty grzbiet... no ale to był udany przypadek resocjo...
Za to drugi koń, wałach, pewnie świeżo kastrowany, był kompletnie zaniedbany, a i tak wyglądał podobno o niebo lepiej niż jak przyjechał ze swojej rodzimej stajni. Nie widział przez 4 lata człowieka na oczy, miał poważną chorobę skóry i kopyt, ale nie dawał nikomu się dotknąć... Jak się chciało mu dać jeść, to chodził po ścianach ze strachu, a jak chciało się go wypuścić to kazano mi otwierać drzwi, stanąć daleko i kazać mu iść za innymi końmi...
Ja się zbuntowałam, bo zauważyłam coś w tym koniu, co mnie strasznie do niego przyciągało - Miał piękną ogierzą budowę i był całkiem sympatyczny, tylko skrajnie panikował ze wszystkim... Zaczęłam go socjalizować na własną rękę... Udało mi się po dwóch tygodniach zrobić 500% więcej niż szefowi po 4-ech miesiącach...
byłam w stanie mu zakładać kantar, prowadzić go na uwiązie, przerwałam mu grzywę, kładłam preparat na skórę (którego też się bał jak szef mu aplikował, wręcz stawał dęba) ... nawet jak nikogo nie było bez problemu wprowadzałam go do myjki i myłam - a myjki tej wszystkie konie się bały... szef 'położył laskę w końcu na niego i nic z nim nie robił, więc wszelka praca była tylko i wyłącznie moją dobrą wolą po godzinach czy w czasie lunchu, on go tylko trzymał dla kasy za boks i 'pseudo pracę' z nim... potem jak mówię, że się ten koń całkiem zsocjalizował ze mną, to szef wziął go na lonżę - miał poparzone całe ręce, a koń zwiał... bez fucków się nie obeszło i mówienia że ten koń jest szalony i do niczego się nie nadaje ^_
aż następnego dnia ja go wzięłam na lonżę, i co? kompletny spokój drogą kompromisów ofcours (czyli bez gwałtownych ruchów, czy gwałtownych wymagań... potem już tak się nauczył że jak tylko wchodziłam na plac i klikałam to biegał wokół mnie, jak zmieniałam pozycję i machnęłam ręką to stawał na chwilkę i zmieniał kierunek...

ale dla szefa to był dziki szalony koń, z którym nie da się pracować... :/ ech... ale ta głupia wschodnia dziewczyna jakoś dała radę... a bynajmniej nie byłam żadną mistrzynią niczego tak jak on za młodu...
Wypadalo by tu dolaczyc jako, ze spelniam wymagania dotyczace bycia luzakiem 🙂
Choc i za jezdzca robie, bo szefa nigdy niema - musi zarabiac pieniadze na konie i na mnie w dalekim kraju 🙂😉
Wiec sie widzimy raz, moze 2 razy w miesiacu jak dobrze pojdzie  💃
A koni tylko w tej chwili sztuk 2 ( slownie: dwa)  😉 wiec wlasciwie urlop. Az by sie chcialo miec wiece... Choc trzeci niedlugo pewni wroci po rekonwalescencji...
Moje dwa potwory w akcji:



Alexis_18   Ambitny rekreant :)
11 stycznia 2009 10:53
Alexis_17, maly  🚫 ..... ale zastanawiam sie jakim sposobem nie wiem kim jestes. Twoja zawodniczke znam calkiem niezle. Z zawodniczka ktorej luzakowala tez sie juz dluzszy czas znam.
Siwego pamietam jeszcze z okresu kiedy po jego wejsciu na hale zaraz bylo slychac "uwaga wsiadam".


No możliwe że się nie znamy bo luzakować tej zawodniczce zaczęłam dopiero od tego sezonu halowego czyli od jej pierwszego sezonu startów po rocznej przerwie 🙂. Już od dluuugiego czasu przychodzę na zawody w Sopocie. Właściwie jestem na prawie każdych halówkach, ale dopiero od niedawna luzakuję tak bardziej "na poważnie". A ja Ciebie kojarzę 🙂. Twojego Tenora także. Nawet niedawno (chyba na ostatnich zawodach) stałam obok mojej zawodniczki jak się przywitałyście 🙂. No ale możesz mnie nie kojarzyć 😉. Sorki za  🚫. A tak przy okazji to jak się konio miewa? Już lepiej?
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
11 stycznia 2009 10:56
smerfi, piękne potworzaste!!!!!!!


Ciekawe, czy myślimy o tym samym, z okolic Poznania.



Yhm. Tak z reszta sobie pomyslalam, ze tego goscia wcale nie trzeba wymieniac z imienia i nazwiska - "burak nad burakami" wystarczy, zeby wszyscy wiedzieli o kogo chodzi  😎
Lotnaa   I'm lovin it! :)
11 stycznia 2009 11:51
Ja już od dawna na zawodach nie bywam, ale ten zawsze działał mi na nerwy najbardziej. Zawsze spoglądał zza tych swoich okularów słonecznych z taką pogardą, jakby chciał wszystkim powiedzieć: No i po co tu wszyscy przyjechaliście? Ze mną się chcecie ścigać? Do domu hołoto!!"

smerfi, śliczne kopyciaki. To w Polsce jest czy gdzieś dalej?
Mały  🚫 Super przeszkoda, ta z My little pony 🙂
Wlasnie zauwazylam ile literek zjadlam w poprzednim wpisie. KLapsy sobie dam za to  🤬

Dzieki za mile slowa o potworkach. A sa naprawde wyjatkowe oba 🙂
Konie naleza do zawodnika z dziwnego kraju, czyli Turcji. Zimujemy zawsze w Holandii ze wzgledu na zawody halowe a lato spedzamy wszyscy w Istanbule. Tam tez byly robione te dwa zdjecia na przeszkodzie z Pony Club 😀D Maja tam wiecej takich fajnych wzorow - mam sporo fotek z zawodow tam 🙂
Jak dołapiesz jakieś ciekawe przeszkody na zdjęciach to wrzucaj 🙂
Zawale  tu caly watek - chyba, ze sie jakis nowy na ten temat otworzy 🙂😉 Albo wrzuce gdzies do albumu i wstawie linka 🙂
Z tym albumem to dobry pomysł 🙂
A ja mam dzisiaj kryzys.

Zastanawiam się czy nie rzucić roboty w długą....
Laguna co sie stalo ??
Kryzysy to i ja mam co chwile, ale z  powodu nie zwiazanego z konmi....
A ja z robotą i tym jak ona wpływa na moje życie i moich bliskich.

Jest ciężko. Generalnie staram się być dzielna jednak przychodzi taki dzień jak dzisiaj gdy nie mam siły nawet siodła zadygać pod boks, a co dopiero ruszyć 6 do 13 koni. Gdy jest mi zimno mimo kilku warstw odzieży. Gdy mam katar i czuję, że bierze mnie przeziębienie. Gdy odbieram kolejny telefon i zastanawiam się o co tym razem będzie kazanie, mimo że się dwoję i troję i staram się wszystko robić "przed szeregiem". Kiedy zdaję sobie sprawę, że ja się chyba do tego nie nadaję i zaczynam watpić w swoje siły i umiejętności.
Laguna, każdy ma gorsze dni, sama o tym wiem bo już raz miałam ten najgorszy i rzuciłam robotą...
Jest ciężko jak się wszystko samemu robi, ale może kiedyś przyjdzie ten dzień, gdzie to Ty będziesz miała własnego luzaka 🙂
Kurcze, tak czytam i czytam i stwierdzam, że straszne jest to co piszecie o pracy luzaków. A przecież dobry luzak to dość istotna postać w stajni sportowej. Ja sama też luzakuję jednemu z czołowych Polskich zawodników. Mam pod opieką ponad 10 koni wkkw-owskich i skokowych, młodych i chodzących już większe konkursy. Pracy jest mnóstwo, ale nie narzekam. Lubię "moje" konie, zależy mi by jak najlepiej wypadły na zawodach. No i lubię też mojego zawodnika, który (może dzięki temu, że jest starej daty) ma zupełnie inne podejście do tego wszystkiego, jest normalny i docenia moją pracę. A najcenniejsze jest dla mnie to, że zawsze mogę skorzystać z jego rady, patrzeć, jak pracuje z końmi. Sama też trenuję pod jego okiem i startuję na zawodach (i nie ma problemu, jak on też staruje w tym samym konkursie). Poprostu mam z tej pracy sporą satysfakcję. Czasem mi też zdarza się jakiś kryzys, ale on zawsze mija.
Laguna, głowa do góry. Jutro będzie lepiej!
Lotnaa   I'm lovin it! :)
11 stycznia 2009 23:43
Marianna, w tym całe sedno, żeby trafić na takiego człowieka.
Sama z sentymentem wspominam czasy, kiedy luzakowałam swojemu trenerowi. Nic oficjalnego czy płatnego, on mnie trenował na jednym koniu, ja z nim jeździłam na zawody żeby pomóc z jego stawką koni. I przez całe 2 lata i niemal cotygodniowe wyjazdy NIGDY nie był dla mnie nieprzyjemny. Całą swoją osobą rozsiewał dookoła dobrą atmosferę, mogłabym dla niego zrobić niemal wszystko, bo wzbudzał szacunek, jednocześnie sam będąc bardzo skromną i prostą osobą (były jeździec/masztalerz z państwowej stadniny).
Ale przez całe 17 już lat, kiedy mam mniej lub więcej wspólnego z końmi, tylko ta jedna osoba zapadła mi tak w pamięci. Było kilka innych w porządku, ale dla nikogo nie chciało się tak pracować jak dla niego. A w sumie dlaczego? Zwykła prosta życzliwość, uśmiech na dzień dobry, dziękuję, proszę, chęć pomocy.
Niby tak niewiele trzeba... a jednak...  🙁

Laguna, trzymaj się ciepło!
hmm.. tak narzekacie na swoich jezdzcow, a ja chcialam zwrocic uwage na odwrotna strone.
Otoz kiedy luzak nie wywiazuje sie ze swoich zadan, kiedy nawali, nie zrobi czegos, zaśpi itp. Co wtedy? Czy od razu taki jezdziec dziekuje za wspolprace, czy jednak daje szanse, czy wydziera sie, jezdzi po luzaku?
Czasami nie ma mozliwosci zatrudnienia innego luzaka, bo, przypusmy, nie ma czasu na to zeby szukac, ciagle ma zawody i nie chce brac sobie kolejnego, ktorego musi "uczyc" i pokazywac. Co on wtedy ma zrobic?
małaMi- ale w większości przypadków (mam na mysli profesjonalnych luzaków którzy tak zarabiają na chleb, a nie takich dla których jest to przygoda weekendowa) luzacy to sa naprawdę kompetentni ludzie. Którzy podchodzą poważnie do swoich obowiązków i dbają o konie , sprzęt i powierzone im zadania.

Mnie się na zawodach zdarzyło przez te 2,5 roku tylko raz zaspać i to nie jakoś drastycznie, a tylko 20 min. I to dlatego, że miałam za sobą 18 godzinny dzień pracy i tylko 5 godz snu.

A niestety większość zawodników podchodzi do luzaka na zasadzie- ja Ci płacę to mogę cię gnoić, a Ty siedź cicho, bo Ty tu tylko sprzątasz.
Dokladnie tak Laguna. Rzadko sie zdarza, zeby miedzy zawodnikiem a luzakiem byl prawdziwie kumpelski uklad.
Ja nigdy nie bylam luzakiem zawodowym - mojemu zawodnikowi luzakowalam, jak jeszcze chodzilam do szkoly, a potem na uczelnie. On w zamian za luzakowanie dawal mi swoje ( i swoich podopiecznych ) konie do jazdy, trenowal razem z ekipa juniorów (a potem mj), dzieki czemu jezdzilam parkury na tym samym poziomie co oni - tyle, ze tylko na treningach. To byla dla mnie najlepsza nagroda szczerze mowiac  🙂
Raz sie zdarzylo, ze pojechalam z "obca" zawodniczka na zawody - ona potrzebowala kompetentnego luzaka na csi, ja akurat mialam czas. Zawodniczka mlodsza ode mnie o dwa lata - od dluzszego czasu znalysmy sie z zawodow. Na zawodach slyszalam od niej i od calej ekipy 'dziekuje' na kazdym kroku. Traktowali mnie super, wrecz jak czlonka rodziny. Pech sprawil, ze ostatniego dnia tych zawodów mialam wypadek, przez który wyladowalam na tydzien w szpitalu - tego samego dnia moja zawodniczka wygrala final malej rundy. Po zawodach wszyscy przyjechali do mnie do szpitala i naprzywozili slodyczy, potrzebnych rzeczy. Potem codziennie mialam od nich telefony, a w dniu wypisu ze szpitala tata zawodniczki przyslal po mnie kierowce, ktory mial mnie odwiezc do domu 400km - "bo taka byla umowa, ze do domu Cie odstawiamy".
Ale to byla jednorazowa rzecz, na co dzien pewnie tez to troche inaczej wyglada. Niemniej jednak - mimo uszczerbku na zdrowiu 🙁  - zawody i wspolprace wspominam bardzo mile
Proti   małymi kroczkami...
12 stycznia 2009 13:25
Laguna masz racje większość profesjonalnych luzaków wywiązuje się z obowiązków, ale niestety znam i wyjątki.
Zawodnik prosi luzaczkę o występowanie koni(sam sobie osiodłał, bo jej się nie chciało), w odpowiedzi usłyszał:nie, sam sobie poradzisz. Konie miały dzień wolny, była prośba o spacer z nimi, odpowiedź: nic im się nie stanie jak postoją w boksie.
Oczywiście dziewczyna straciła pracę u tego zawodnika. Baardzo zdziwiło mnie jej zachowanie, bo na początku wydawała się w porządku, wywiązywała się ze wszystkiego. Nie miała dużo roboty, kilka koni pod opieką, od wszystkich prac stajennych jest inny pracownik...

No, ale wiadomo, w każdym zawodzie są takie przypadki 😉
Ja np. jeśli coś zawaliłam w pracy, np. wyczyściłam siodło [mój zawodnik tego bardzo nie lubił, siodło to tylko on może i nikt więcej hihi] owszem, wydarł się- miał powód, ale również były momenty kłótni o nic. Nie powiem bo było bardzo wiele miłych momentów w stajni, ale nie mniej jednak niesmak został.
Za to kolejny zawodnik [luzakowałam na okres wakacji bo odeszła jego poprzednia luzaczka, a po wakacjach znalazł następcę mnie] wszystko obracał w żart, i to chyba była najmilszy okres roboty w moim życiu jak do tej pory 🙂 np. byłam zabiegana [wtedy po 5-6koni na zawodach miałam] i poszłam na kawę a stajnia została niepozamiatana  😡 to przyszedł oczywiście śmiejąc się ze mnie niemiłosiernie, że będzie opieprz zawodowy za niepozamiatanie stajni. Inna sytuacja: siedzimy pijemy kawkę, i pytam się go czy nie iść siodłać, a on, że spoko mamy czas i tak siedzimy i siedzimy, a tu się okazuje, że mamy 5 koni do jego przejazdu, ja ryp do stajni, on leci i mi pomaga również śmiejąc się, inni zawodnicy to by zrobili niemiłosierną awanturę, że przeoczyłam, a on sam się poczuł winny bo wręcz mnie nie chciał do stajni puścić 🙂
Takiego to szukać jak igły w stogu siana, niemniej jednak i jednego i drugiego z chłopaków bardzo nadal lubię, mimo zakończonej współpracy, jednej happy end'em, a drugiej wręcz przeciwnie.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
02 lutego 2009 22:38
Ja zdaję relację po pierwszym dziś pełnym dniu pracy (wcześniej były dwa poranki).
W stajni około 26 koni, z czego wszystkie oprócz czterech są w hotelu. 4 zwierze należą do właścicielki stajni, 3 startują w skokach pod jej córką. W związku z tym, że młoda studiuje weterynarię daleko od domu, przyjeżdża tylko w weekendy.

Praca dość ciężka, ale jestem szczerze zachwycone ludźmi. Myślę, że cała różnica polega na tym, że szefowa robi dokładnie to co ja, więc ma do tego bardzo zdrowy stosunek. No i dziś szczęka mi opadła po raz kolejny - punkt 17, chciałam kilka koni nakarmić, a szefowa: "Jest 17!!! Do domu!!!"  😲 I to mimo tego, że kobieta miała sama cholernie ciężki dzień, bo w nocy ktoś przeciął się przez 2 bramy i stalowe drzwi i ukradł calutki sprzęt klientów pensjonatu i całkiem nowy trailer.

Przez 3 dni powoziłam tyłek w siodle, co tylko mi uzmysłowiło, jak bardzo mi tego brakowało.

So far so good  🏇

Lotnaa, bomba! 🙂 Czekam na relacje z jazd, oraz kolejne zdjecia 🙂
Lotna powodzenia, trzymam kciuki  Oby tak dalej! 🙂
Lotnaa   I'm lovin it! :)
03 lutego 2009 09:23
Dzięki dziewczyny! Praca jest tylko 3 razy w tyg, ale dla mnie to idealny układ żeby połączyć studia, pracę w innym miejscu i wsadzenia tyłka w siodło  🙂
aleqsandra   Kreujemy swój świat tym w co wierzymy
03 lutego 2009 21:22
No i dziś szczęka mi opadła po raz kolejny - punkt 17, chciałam kilka koni nakarmić, a szefowa: "Jest 17!!! Do domu!!!" 


u mnie w pierwszej pracy było to samo 😉
aczkolwiek ja jestem zadaniowiec a nie czasowiec, więc póki wszystko nie było na tip top to nie szłam do domu, tymbardziej, że nie miałam daleko

a popołudniu to już szczególnie lubiłam sobie poprzedłużać na zasadzie - jak czyścić to też poprzytulać itd 😉 a nie tylko wyszorować i lecieć dalej

mieszkałam na terenie posesji, a tak naprawdę cały 'trening' i wszystko co istotne musiało być zrobione do lunchu, więc czasami wstawałam nawet koło 6-ej jak się zapowiadał ciężki dzień, bo do 10 byłam sama...
po lunchu nie zostawało więcej jak 2 konie do zrobienia, ale za to kwestie porządkowe, organizacyjne, inseminacyjne itd 😉
Dawno mnie tutaj nie było.

Ale to dlatego, że podjęłam pracę luzaka jeszcze na drugi etat i teraz siedzę w stajni od 8.00 do 20.00-21.00 🙄

Mam 23 konie pod opieką w tym całe 23 do derkowania, czyszczenia, czyszczenia kopyt, wypuszczania na padok i sprowadzania. 5 z nich do jeżdżenia, 11 do lonżowania i 8 do luzakowania pod ich jeźdźcami.

Czyli cała stajnia na głowie.

Na szczęście lada moment będę miała skończoną kawalerkę obok stajni więc chociaż zaoszczędzę 2 godz dziennie na dojazdy.
Proti   małymi kroczkami...
03 lutego 2009 21:45
Laguna, jeżeli cały dzień jesteś w pracy to chyba już nawet nie masz czasu i sił żeby cokolwiek u siebie w stajni zrobić?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się