Leczenie z NFZ i ubezpieczeń. Odszkodowania itp.

Po lekturze jednego z wątków na RV i komentarzy dotyczących odszkodowań z tytułu wypadków wszelakich, leczenia NFZ itp. ręce mi opadły ( i nie tylko). Mam wrażenie, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak to wygląda w praktyce i jak nieudolne są pewne instytucje.
Ponieważ wśród bliskich mi osób mam kilka przykładów na walkę o należne środki na leczenie itp. chciałabym podzielić się doświadczeniami i dowiedzieć od Was, czy macie podobne odczucia.
1) Niby błaha sprawa z skrzywieniem kręgosłupa. Wizyty u lekarzy NFZ. Lekceważące podchodzenie do  sprawy nastolatki, której uciski kręgosłupa na nerwy powodowały okresowe braki czucia w kończynach. Wizyta u prywatnego lekarza, wydatek kilkuset złotych. Wyrok- szybka operacja lub wózek. NFZ zaproponował operację w terminie 2-3 lat. Koszt operacji natychmiastowej prywatnie ok. 40 000zł. Szok. Lawina telefonów do znajomych i krewnych zaowocowała znalezieniem szpitala NFZ i „wciśnięcie” pacjentki na operację w terminie 2 miesięcy. Po operacji i długiej rehabilitacji dziś nie ma problemów zdrowotnych.
2) Schorzenie kolan u osoby starszej polegające na braku smarowania. Życie w bólu przez kilka lat prowadzące do kul i wózka. Lekarze NFZ proponują operację na wpierw jedną nogę, potem drugą. Terminy ok. 2 lat. Wydane kilkanaście tysięcy na prywatnych lekarzy i leki w PL. Następnie konsultacja w niemieckiej klinice i decyzja o natychmiastowej operacji tam. Przy operacji kilkugodzinnej i 2 tygodniach w szpitalu zoperowano oba kolana. Koszt operacji i pobytu  ok. 40 000zł. Potem walka z NFZ i kasa odzyskana po blisko 4 latach.
3) Wypadek, wiele urazów i w efekcie trwała niezdolność do pracy, oraz konieczność stałego leczenia. Czas wymagał aby pewne badania robić natychmiast a nie czekać na wolne terminy NFZ. Koszty poniósł pacjent. Teoretycznie ubezpieczyciel OC sprawcy wypadku ma obowiązek REFUNDACJI faktur na leczenie w ciągu 30 dni. W praktyce robią wszystko aby nie wypłacić  lub przeciągają zwrot kosztów w lata. Nie sposób zakładać sprawę w sądzie do każdej faktury za kilkadziesiąt-kilkaset złotych. Ale w skali roku te kwoty są naprawdę nie małe.
Odszkodowanie- z tego co zauważyłam, wielu się wydaje, że piszemy pisemko do ubezpieczyciela, a ten się kłania, wyjmuje sakiewkę i płaci. Nic bardziej mylnego.  To żmudna walka o swoje w sądach, ciągnąca się w latach. Wygrałeś sprawę i sądzisz, że szybko na twoim koncie pojawi się kasa? Żyjesz w świecie marzeń. Prawomocnym wyrokiem firmy ubezpieczeniowe chyba sobie d… podcierają. Kolejne sprawy w sądach, nieudolni komornicy, coraz wyższe instancje i Strasburgu Witaj!
Renta- człowiek myśli, że w cywilizowanym kraju jeśli ulegnie wypadkowi  to jego byt zabezpieczy winny wypadku lub jego ubezpieczyciel. Szanowna komisja to kpina, wg nich nawet człowiek bez rąk i nóg jest w stanie być aktywny zawodowo (Sprawa dla Reportera). I znów szary, schorowany człowiek maszeruje do prawnika by w jego imieniu wywalczył rentę by żyć. Po zebraniu stosownej dokumentacji (kilka miesięcy) i doczekaniu się rozprawy (kolejne miesiące) człowiek wychodzi z sali sądowej ucieszony, że od przyszłego miesiąca będzie co miesiąc otrzymywał pieniądze na życie i leczenie. Hahaha. Życzę zdrowia i worka pieniędzy by na tą kasę się doczekać.
Ja chyba zwątpiłam w ubezpieczenia po wypadku, jaki mojemu tacie przydarzył się w pracy. Mogło dojść do naprawdę tragicznych obrażeń, ale "całe szczęście" skończyło się "tylko" na poważnym urazie ręki. Minęło parę miesięcy, nim wszystko się wygoiło, potem ponad pół roku rehabilitacji, zabiegów, ćwiczeń. Trudno byłoby wyliczyć, ile było przy tym niepokoju i niepewności o to, czy cokolwiek da się tutaj naprawić. Na szczęście tata ma się już teraz dobrze. Ubezpieczyciel powiedział, że póki nie dostanie pełnej dokumentacji z leczenia, nie ma o czym rozmawiać. Dokumentację dostał - i co? Nie można liczyć nawet na złotówkę, ponieważ pacjent nie doznał trwałego uszczerbku na zdrowiu... 😵

Owszem, może i można by to ciągnąć dalej, powalczyć, ale jakie są realne szanse na to, że dostaniemy chociażby zwrot pieniędzy za leczenie i rehabilitację? Chyba żadne.

Jedna z lekarek powiedziała później - "trzeba było po zakończeniu leczenia wybrać się raz na tydzień, dwa do lekarza i uparcie powtarzać, ze ręka BOLI, nic więcej. Nie da się udowodnić, że tak nie jest, a zawsze można podciągnąć pod uszczerbek na zdrowiu"... 🙄
no ale w tak cywilizowanym i wspaniałym kraju jak Niemcy, no to nie powinno być kłopotów z odszkodowaniem od właściciela konia który nieroztropnie doprowadził do wypadku gościa/pracownika na jego terenie? 😎
no ale w tak cywilizowanym i wspaniałym kraju jak Niemcy, no to nie powinno być kłopotów z odszkodowaniem od właściciela konia który nieroztropnie doprowadził do wypadku gościa/pracownika na jego terenie? 😎


Nie przeceniałabym firm ubezpieczeniowych w Niemczech. "Szwagierka" po wypadku czekała na kasę od wyroku ponad 2 lata.
Tu jest trochę informacji o odszkodowaniach przy wypadkach za granicą. Wygląda to dość przejrzyście. Na pewno bym spróbowała tej drogi, jest o co powalczyć. Tak naprawdę czasem po wypadkach traci się zdolność do pracy i co wtedy...? Na tej stronie z linku można wysłać bezpłatne zapytanie o analizę sytuacji. Ktoś wysyła? 😎
Nie przeceniałabym firm ubezpieczeniowych w Niemczech. "Szwagierka" po wypadku czekała na kasę od wyroku ponad 2 lata.
ale czy ten sceptycyzm, skłonił by Cie do rezygnacji z roszczeń na rzecz jałmużny?
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 lutego 2011 14:02
[quote author=wrotki link=topic=45940.msg894012#msg894012 date=1297431984]
no ale w tak cywilizowanym i wspaniałym kraju jak Niemcy, no to nie powinno być kłopotów z odszkodowaniem od właściciela konia który nieroztropnie doprowadził do wypadku gościa/pracownika na jego terenie? 😎


Nie przeceniałabym firm ubezpieczeniowych w Niemczech. "Szwagierka" po wypadku czekała na kasę od wyroku ponad 2 lata.
[/quote]

ale wrotek nie mówi o żadnych  firmach ubezpieczeniowych - a o "właścicielu konia który nieroztropnie doprowadził do wypadku gościa/pracownika na jego terenie?"
zen, walczyć trzeba, dla mnie to jasne. Mój post miał na celu uświadomienie, że to długa i wyboista droga. Dlatego uważam, że podejście do prośby o wsparcie finansowe na leczenie na zasadzie "po co prosisz, idź do ubezpieczyciela" jest śmieszne i związane z nieznajomością realiów. Człowiek potrzebuje leczenia i kasy na nie JUŻ a nie za kilka lat. Pozatym nie wiemy ile tej kasy leczenie pochłonie, bo każde badanie, każdy lek kosztuje. Dopiero kiedy człowiek zakończy leczenie i rehabilitację może podsumować koszty i walczyć o odszkodowanie, które powinno pokryć koszty oraz zapewnić dodatkowe środki jako odszkodawanie za rzeczy niepoliczalne np. "ból i cierpienie" "oszpecenie" itd.

Wrotki ja bym nie zrezygnowała. Ale nie wiem czy gdyby to mi się przytrafiło moja rodzina dałaby radę zrgomadzić środki na moje leczenie. Nie wykluczone, że chcąc się leczyć byłaym zmuszona prosić o jałmużnę.

ElaPe myślę że wraz z upływem czasu i przemyśleniami Ania wystąpi o odszkodowanie do właściciela stajni. Jeśli ten ma ubezpieczenie (a zapewne ma) czeka ją szarpanie z firmami. Poprostu znając realia wiem, że o tej walce będzie można mówić za jakiś czas. Dziś na pierwszym miejscu jest walka o zdrowie.
Elu, jeśli trener/koń posiadają ubezpieczenie, to gdzie tu nie widzisz roli firmy ubezpieczeniowej? Chyba, że trener jest tak nieroztropny i żadnego ubezpieczenia dupochronu nie posiada..

bera, ja się całkowicie z tobą zgadzam 🙂
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 lutego 2011 14:11
zen, walczyć trzeba, dla mnie to jasne. Mój post miał na celu uświadomienie, że to długa i wyboista droga.

bardzo przepraszam ale jak chcemy coś osiągnąć w czymkowlwiek to zawsze jest długa i wyboista droga.

Na skróty to se ida np grube karczycha z róznych Wolominów czy Pruszkowów co to nie pracują ale najnowsze BMW mają.

Elu, jeśli trener/koń posiadają ubezpieczenie, to gdzie tu nie widzisz roli firmy ubezpieczeniowej?

Mnie naprawdę nie obchodzi skąd będzie pochodzić kasa należąca się mnie za okaleczenie.  Czy kolega Niemiec sprzeda konika, czy samochodzik, czy weźmie od cioci czy też (o ile wykupił ubezpieczenie na okolicznośc wypadków jakimi moga ulec jego goście)  poprosi o kasę swą firme ubezpieczeniową.
ElaPe, zapraszam do Wołomina i proszę pokaż mi tych gości z BMW. Bo operujesz wiedzą sprzed kilkunastu lat zaczerpniętą z brukowców. Większość tych ludzi nawet nie mieszkała w Wołominie 😉.

Jeśli nie ma ubezpiecznia, a konie mogą własnością np. spółki. Mogą temu facetowi zabrać najwyżej telewizor. Ludzie którzy mają obawę o swój majątek naprawdę dbają o to, by nie kłaść go pod nos komornika.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 lutego 2011 14:28
Do Wolomina nic nie mam (miłe miasteczko) i może mafii już nie ma nie winikam - a ty się za to nadymasz jakby bylo o co. Utarło się tak mówić i tyle.


Jeśli nie ma ubezpiecznia, a konie mogą własnością np. spółki. Mogą temu facetowi zabrać najwyżej telewizor. Ludzie którzy mają obawę o swój majątek naprawdę dbają o to, by nie kłaść go pod nos komornika.


Tak gdyby gdyby gdyby. I po co to gdybanie jak nie znasz ani tej stajni ani prawa niemieckiego.
Do Wolomina nic nie mam (miłe miasteczko) i może mafii już nie ma nie winikam - a ty się za to nadymasz jakby bylo o co.
no bo sobie dworujesz z nie lada metropolii, metropolii która ma nawet swoje suburbia: Kobyłkę i Zielonkę 😁
Wątek miał być o realiach leczenia z środków ubezpzieczenia ZUS czy innych, a nie o Wołominie. Metropolia to to nie jest, ale całkiem spokojne miasto, które niewiele różni się od innych. A ElaPe przedstawia moje miasto w negatywnym świetle, z czym nie mogę się zgodzić.
Jeśli Twoja wiedza Elu na temat prawa i ubezpieczeń w krajach UE jest taka jak na temat mieszkańców mojego miasta to nie mamy o czym dyskutować.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
11 lutego 2011 14:50
Oj matkoświęta jak to się obraża. Przepraszam Obywatelkę Miasta Wołomina za nie licujące z godnością wtręty słowne. Przeprasza Obywatelke że się tak utarło mówić.

Apropopo gadki o jakichs spółkach i innych cudach wiankach.  Właściciele to ludzie prywatni -  a nie jakieś nie wiadomo co i po co. http://www.zuchthof-bornmuehle.de/impressum.php Wystarczy sprawdzić a nie tworzyć jakieś wydumane gdybania.
ElaPe, daruj sobie ten sarkazm, bo nie działa. Jak chcesz kontynuować wątek Ani to załóż sobie temat. Ja chciałabym poczytać o doświadczeniach z leczeniem w NFZ i refundowanym z ubezpieczeń oraz odszkodowaniach.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
11 lutego 2011 15:34
Można by sobie darować ubieganie się o odszkodowanie skręcenia kostki czy złamania ręki za granicą. Ale w tym przypadku gdzie dostała w twarz (jeśli to co pisze jest prawdą) to chyba jest się o co starać, bo nie będzie 300zł odszkodowania.
Za coś trzeba żyć, trzeba leczyć i rehabilitować.

A.   master of sarcasm :]
11 lutego 2011 16:05
[quote author=wrotki link=topic=45940.msg894012#msg894012 date=1297431984]
no ale w tak cywilizowanym i wspaniałym kraju jak Niemcy, no to nie powinno być kłopotów z odszkodowaniem od właściciela konia który nieroztropnie doprowadził do wypadku gościa/pracownika na jego terenie? 😎


Nie przeceniałabym firm ubezpieczeniowych w Niemczech. "Szwagierka" po wypadku czekała na kasę od wyroku ponad 2 lata.
[/quote]

Jak juz pisalam we "wkurzajacym" watku kolezanka po wywrotce z koniem i z miednica polamana bardzo dokladnie, niezdolna do pracy, od ponad 2 lat walczy z ludzmi szejka Mohammeda (pracodawcy) o odszkodowanie.
Rzecz oczywiscie dzieje sie w Anglii. Chyba tylko w USA byloby w miare szybko.
Nie wiem jak jest wg prawa np. niemieckiego. Czy można nie zgłaszać wypadku przy pracy. I czy wiedza o tym, że ktoś uległ takiemu wypadkowi, a nie zgłosił, nie jest współudziałem w przestępstwie.
I jednak, środowisko jeździeckie powinno kłaść nacisk na zgłaszanie takich zdarzeń, zamiast zakrzykiwania tych, co śmią mieć jakieś wątpliwości, dawania ostrzeżeń i zamykania wątków. Pomoc prawna chociażby. Bo inaczej pośrednio wspiera się bezkarność, finansując koszty czyjejś niedbałości z cudzych kieszeni. Inaczej ci, co się ubezpieczają, zatrudniają pracowników legalnie to jakieś naiwne jelenie są.
duunia   zawiści nożyczki i dosrywam z doskoku :)
11 lutego 2011 17:10
Jabberwocky   🤔trzałka: 100% racji :winko: :winko: :winko:
Jabberwocky, wypadek ma obowiązek zgłosić BHP-owiec/właściciel terenu na którym zdarzenie miało miejsce. Jednak wypadki często są ukrywane. Zgadzam się, że powinno się to piętnować.
A.   master of sarcasm :]
11 lutego 2011 18:28
Ja mialam wypadek w Anglii - raczej "wypadek" bo skonczylo sie tylko na operacyjnym usunieciu lakotki w kolanie. Ale w kazdym razie stalo sie to w stajni, podczas wykonywania obowiazkow. Drogi pracodawca nawet nie wpisal do accident book - bo to przeciez nie byl wypadek!!!  😤  Sama musialam sobie poradzic, mamy tu na wyscigach cos takiego jak Racing Industry Benefit Scheme (RIABS); niewielkie skladki sa odprowadzane z pensji. W razie wypadku RIABS doplaca do chorobowego i wychodzi 100% pensji. I tu haczyk: pensja moja w owczesnej stajni wynosila £230 na reke tygodniowo, a zasilek chorobowy to bylo wowczas niespelna £80 tygodniowo. Pozalatwialam i doszlam do wniosku ze chodzilo o moj szybki powrot do pracy  😤  A ja na zwolnieniu bylam w sumie poltora roku.
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
11 lutego 2011 22:55
Gadałam dziś na temat odszkodowań za wypadki poza granicami kraju. Nie podawałam przykładu tego głośnego tematu od którego się zaczęło, tylko padło hasło wypadek i na czarno. I jak psu buda należy się odszkodowanie, zwłaszcza w Niemczech, bo (i tu nie będę rzucać terminologią prawniczą, ale na chłopski rozum) funkcjonuje coś takiego jak praca na gębę czy okres próbny gdzie nie ma umów.
Dodatkowo jest w PL (min) dwóch prawników (Wrocław - kończy prawo niemieckie, współpracuje z kancelarią niemiecka i pomaga w sprawach związanych dodatkowo z Austrią i Szwajcarią; i Poznań), którzy specjalizują się w prawie niemieckim. Podobno są bardzo skuteczni i opłaca się ich po zakończeniu sprawy.
mi sie na razie upieklo jezeli chodzi o problemy z zus-em czy NFZ.spadlam z konia w czasie pracy, zlamalam reke, bez problemu pracodawcy zglosili wypadek w pracy, bylo przesluchanie itd. zus po rozpatrzeniu sprawy uznal sytuacje jako wypdek w pracy (z malym foszkiem poniewaz umowe o prace mialam podpisana dopiero od miesiaca i dziwnym trafem zaraz mialam wypadek...takie co suslyszalam!) ale dostaje 100% wyplaty z zus-u, na zwolnieniu jestem od listopada...jeszcze tak do polowy konca- marca posiedze w domu.mialam zakupiona orteze - musialam tylko iles % jej wartosci doplacic - reszte z NFZ doplacili. po zakonczeniu leczenia bede starac sie o odszkodowanie z zus-u  😉 mam nadzieje ze mi sie uda! aczkolwiek chyba nie maja zbyt duzych wymowek skoro sami zatwierdzili to jak wypadek w czasie pracy...5 miesiecy za zwolnieniu yhhh...
JARA, większość prawników opłaca się po zakończeniu sprawy, a wynagrodzenie to % od wywalczonych środków. Większość spraw jest wygranych, choć są to zupełnie różne kwoty i dla jednego będzie satysfakcjonujące 40tyś dla innego 400. Ale nie o tym. Wg mnie największym problemem są środki na leczenie (jak pisałam wcześniej odzyskanie środków za leczenie idzie w lata).
Drugi problem jest taki, że prawnicy często są zainteresowani tylko tą walką, gdzie widzą pieniądze dla siebie. Np. walka o rentę nie jest dla nich tak interesująca jak walka o o odszkodowanie. 2 lata współpracy z jedną kancelarią= 2 sprawy wygrane, o odszkodowanie za uszkodzenia. Panowie wystawili rachunek na ponad 20tyś. Jak się potem okazało nie były to wszystkie środki jakie można uzyskać. Dopiero po zmianie prawnika okazało się, że oprócz kasy z ubezpieczenia należy się zwrócić do innych instytucji, które też wypłacają środki na życie. Tyle że prawnik nic z tego nie bierze...
poza kosztami prawników, którzy biorą % z tego co wywalczą są jeszcze ogromne sumy w postaci kosztów sądowych, kosztów komorników, biegłych itd - można starac sie o zwolnienie ale z reguły najpierw trzeba płacic a to nie mała kasa niestety...
a ja mam prośbę 😡 - może ktoś jest na forum,  kto pracuje w NFZ, lub jest lekarzem pracującym w szpitalu - bardzo prosiłabym o kontakt na priv, mam  1 pytanie odnośnie swojej sprawy.....
busch   Mad god's blessing.
19 lutego 2011 10:53
Jedna z lekarek powiedziała później - "trzeba było po zakończeniu leczenia wybrać się raz na tydzień, dwa do lekarza i uparcie powtarzać, ze ręka BOLI, nic więcej. Nie da się udowodnić, że tak nie jest, a zawsze można podciągnąć pod uszczerbek na zdrowiu"... 🙄


Mnie komisja ubezpieczeniowa powiedziała, że ból nie jest powodem do uzyskania odszkodowania - liczy się tylko trwały uszczerbek na zdrowiu, ponieważ bólu nie można udokumentować ani zmierzyć.
busch, niestety nasze prawo jest chore. W USA liczy się fakt kontuzji, np. złamanie nogi. U Nas liczy się czy ta noga będzie sprawna. Jak nigdy nie wróci do sprawności to masz szansę walczyć, jak za 2-3 lata po kilku operacjach i rehabilitacji wrócisz do zdrowia to sypną jakąś śmieszną kwotą rzędu : 1000-2000zł.
Ale nie do końca nie ma znaczenia bół. Jest coś takiego jak odszkodowanie za "ból i cierpienie". Ale to długa walka i zupełnie różne kwoty odzszkodowań.
[quote author=kucyk link=topic=45940.msg894003#msg894003 date=1297431728]
Jedna z lekarek powiedziała później - "trzeba było po zakończeniu leczenia wybrać się raz na tydzień, dwa do lekarza i uparcie powtarzać, ze ręka BOLI, nic więcej. Nie da się udowodnić, że tak nie jest, a zawsze można podciągnąć pod uszczerbek na zdrowiu"... 🙄


Mnie komisja ubezpieczeniowa powiedziała, że ból nie jest powodem do uzyskania odszkodowania - liczy się tylko trwały uszczerbek na zdrowiu, ponieważ bólu nie można udokumentować ani zmierzyć.
[/quote]

busch, no proszę, w takim razie ręce już zupełnie opadają. Jaka jest w takim razie realna szansa uzyskania zwrotu kosztów leczenia i rehabilitacji, jeżeli owego trwałego uszczerbku na zdrowiu nie ma?
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się