Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

pamirowa, no złośliwość losu konkretna, już mi pierwszy dół przeszedł na szczęście 😉 ale trochę niefajnie. Umówiłam się sama ze sobą, że jeśli sprawa jest kwestią tygodni to mogę przeboleć tę 1 godzinę jazdy tygodniowo, jeśli coś naprawdę poważnego (odpukać! nie wygląda na szczęście) to się niestety pożegnamy i idę szukać dalej. Tak czy siak coś czuję że z tych skoków to g*wno wyjdzie 😉

[quote author=pamirowa link=topic=44.msg2664955#msg2664955 date=1490470848]
A zresztą, to czasem tak z boku wygląda, że inni mają tak super w życiu, a jak jest naprawdę, wiedzą tylko oni sami.
Więc, nie łam się  :kwiatek:


dokładnie!
[/quote]

Też racja, znajomych co zostali w PL to "widzę" z reguły przez fb, może gadki szmatki na 15 minut - i w sumie normalne że na fejsbuczkach każdy ma życie idealne, bo pisze o super imprezach, super wakacjach i super wygranych zawodach a nie że samochód się zepsuł, egzamin oblany i debet na koncie 😉

bera7, no ja jestem trochę asekurant, to święta prawda. Długo się asymiluję w nowych miejscach i wśród nowych ludzi, lubię wszystko na spokojnie według planu. Ale tak serio to mój główny "problem" z koleżankami jest taki, że w przeciwieństwie do nich ja mam handicap nie bycia stąd (bo każda jedna jest Holenderką lub przynajmniej zna niderlandzki natywnie) i to są stracone szanse których nie wyrównam żadnym podejmowaniem ryzyka. Ba, one nie podejmują per se większego ryzyka, jedynie skończyły edukację średnią w wieku 16-17 lat, wyższą 21-22, weszły na rynek pracy wcześniej i na lepszych zasadach i mogą w tym momencie życia kupować domy, konie i egzotyczne wakacje... zresztą jak o konie chodzi - to mogły x lat rozwijać się za półdarmo jako bijrijderki na koniach tak wyszkolonych i u takich instruktorów, że na moim zadupiu jeździeckim w PL to się rekreantom nie śniło, ot i tyle 😉
kokosnuss, dla mnie bije z Ciebie trochę malkontent. A może Ci, którzy wg Ciebie mają super życie skupiają się na pozytywnych aspektach a nie negatywnych?
Bo pewne rzeczy można widzieć na 2 sposoby. Trochę jak z tą szklanką dla jednych do połowy pełną a dla drugich do połowy pustą. Tak czasem myślę nad własnym życiem i zastanawiam się na tym czy jest dobrze czy nie. I jak mam dołek to widzę tylko czarne strony. Że nie mam tego czy owego, że niektórzy znajomi mieli lepszy start, itd. A z drugiej strony osiągnęłam wiele ja na swój wiek bez pomocy. Małymi kroczkami realizuję cel postawiony wiele lat temu. To jednak nie jest źle, choć nigdy nie jest tak, żeby wszystko szło z górki i życie pachniało fiołkami.
busch   Mad god's blessing.
26 marca 2017 12:21
kokosnuss, coś w tym jest że warto jest mieć zdrowy dystans do swoich problemów. Różni ludzie osiągają go w różny sposób. Część potrafi znaleźć go w sobie, a część potrzebuje nieco pomocy 😉.
Sama zdajesz sobie sprawę, że na facebooku ludzie pokazują zazwyczaj tylko najlepsze fragmenty swojego życia. Mam taką koleżankę, której zazdroszczę że zwiedziła pół świata, i to wcale nie na wycieczkach, a faktycznie żyła w różnych miejscach kupę czasu. Zna kilka języków i nie brak jej odwagi, by "zaryzykować i pić szampana". Trochę otrzeźwiałam gdy ostatnio się spotkałyśmy na żywo i... okazało się że ona mnie zazdrości mojego uporządkowanego, zakorzenionego życia bo sama przez wszystkie swoje podróże ma dziury w CV, problemy sercowe (bo trudno budować związek jak wiesz że gdzieś zaraz znowu cię poniesie) i boi się, jak to będzie.

Jestem przekonana, że Ty też masz jakieś grono 'zazdrośników', bo przeniesienie się do Holandii i życie tam na poziomie umożliwiającym dzierżawę konia, też nie jest normalnym/zwykłym doświadczeniem każdej Polki w Twoim wieku.

Ja też czasami lubię sobie zapuścić film dokumentalny o różnych ludzkich przeżyciach i doświadczeniach, by zdać sobie sprawę jak nieprawdopodobnie dużo szczęścia mnie spotkało że urodziłam się w Polsce, a nie np. w Sudanie Południowym, Iraku, Iranie, Bangladeszu, że urodziłam się (w miarę) zdrowa, a nie z mukowiscydozą czy mrowiem innych chorób, że mogę sobie pozwolić na komputer, Internet itp. itd. Poniekąd porównywanie się z przysłowiowymi dziećmi w Afryce, ale ja jakoś naprawdę potrafię się wczuć w te historie, bo to też są ludzie, zwykle tacy sami jak ja i to naprawdę jest moje szczęście, że nie jestem na ich miejscu. Zwłaszcza gdy żyjesz w Holandii, kraju bogatszym i wygodniejszym do życia niż Polska, to łatwo się pewnie nieco litować nad sobą - podczas gdy Ty też dostałaś świetny los na loterii życiowej.

Oczywiście nie znaczy to, że nic mnie nie smuci w moim życiu, że nie jestem czasem wkurzona na coś itd. Nadal żyjemy w swojej własnej głowie, więc to nasze własne problemy są największe i najważniejsze. Ale taka kotwica czyichś doświadczeń bardzo pomaga lepiej znosić swoje własne kłopoty, widzieć ich skalę w nieco bardziej obiektywny sposób i szybciej się otrząsnąć ze smutku 🙂
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
26 marca 2017 12:37
kokosnuss, to je przestań obserwować na fejsbuku. O ile bedziesz zdrowsza 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 marca 2017 08:11
Kossonus mam podobnie. Jeżdżę już z dobre 12 lat z hakiem, ale co z tego skoro na koniu wyglądam jak klasyczny rekreant? Nie zrobiłam postępów, mam wrażenie że dalej nie robię, dalej konie pode mną wyglądają byle jak, mój dosiad jest tragiczny, telepię się w siodle jak worek kartofli... w porównaniu z przyjaciółkami jeżdżącymi taki sam okres czasu- różnica jest kosmiczna. I to potrafi dołować 🙁 Teraz złapałam kobyłkę do jazdy- drobiąca, spięta, strachliwa, nerwowa, nie skacząca ale jest! Za darmo! I co? Zdążyłam pojeździć tydzień, skaleczyła się w tylną nogę na padoku i pupa, musi odpocząć kilka dni. Akurat wyjątkowo słonecznych, bo jakże by inaczej 🤣
Stanęłam w miejscu, w CV praktycznie nie mam co wpisać i niestety jest to tylko i wyłącznie moja wina. Studiów nie mam, żadnych kursów też nie, papierki hodowcy mogę sobie wsadzić 😎 Ale trzeba jakoś ciągnąć do przodu, wziąć się za siebie i mając tego świadomość zacząć działać, bo nigdy nie jest za późno na rozwój.

Też doła lekkiego złapałam. Do jutra mi przejdzie, ale ten weekend... chciałam, żeby był jakkolwiek wyjątkowy, jeden dzień w roku, a nawet prezent który sobie sama kupiłam nie dotarł... smutno trochę.
Gillian   four letter word
27 marca 2017 11:40
Nie ogarniam swojego życia.
Pracuję po to, żeby mieć za co żyć. Nie mam kiedy żyć.
Od kwietnia ruszam z drugim, morderczym etatem. Konia będę oglądać na zdjęciach. Koty muszę oddać mamie. Czy takie życie jest w ogóle cokolwiek warte?
Gillian, szczerze... doszłam już do tego, że nie. Nie warto żyć, żeby pracować. Wiem, że bez kasy się nie da, ale to co napisałaś - co z tego, skoro nie ma kiedy z tej kasy skorzystać.
Żeby tylko znaleźć receptę na ten stan...

A mi się chce wyć, na zmianę z wybuchami śmiechu...
Dzisiaj ostatni dzień zwolnienia. Trudno powiedzieć, że jestem zdrowiutka - wiele osób reaguje nadal "o jaka pani chora", bo utrzymuje mi się kaszel. Tyle, że ja wiem jaka jest różnica w stosunku do tego, co było. Czuję się znacznie lepiej, na pewno nie mam zapalenia oskrzeli, krtani, itd.  Czekam z niecierpliwością aż się skończą leki antyhistaminowe, bo mnie kosmicznie przymulają i przez nie nabrałam wody jak gąbka. Ogólnie powinno iść ku dobremu, a tu... Od kilku dni dokucza mi ucho, znowu drapie mnie w gardle...
To żart? To jakaś niekończąca się opowieść czy jak?
Gillian, tylko wtedy, kiedy to stan przejsciowy i ma doprowadzic do zmiany tej sytuacji...
Kossonus  Jeżdżę już z dobre 12 lat z hakiem, ale co z tego skoro na koniu wyglądam jak klasyczny rekreant?


12 lat - ale codziennie ? ile razy w tygodniu? na jakich koniach? z jakimi trenerami?
12 lat NIC kompletnie nie mówi
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 marca 2017 12:32
Różnie. Czasem z instruktorem(bo trenera jako takiego nigdy nie miałam), najczęściej sama, na najróżniejszych koniach, czasami 4-5 dni w tygodniu czasami raz w miesiącu... niemniej na tym etapie powinnam umieć więcej, niezależnie od okoliczności.
majek   zwykle sobie żartuję
27 marca 2017 12:39
Nie przejmuj sie, ja zaraz bede mogla sie pochwalic 30letnim stazem jezdzieckim. Swojego konia obecnego mam od lat 9. Powinnismy dawno jechac na olimpiade.
Easy.
CzarownicaSa, z tego co pamiętam miałaś długą przerwę nie? Dziecko itp. Dla mnie to czas kiedy się bardzo uwsteczniłam w umiejętnościach. Tzn. nadal w teorii wiem, ale nie kontroluję swojego ciała. Nie rozluźniam gdzie trzeba, nie napinam dokładnie kiedy trzeba i efekt jest jaki jest.
Był czas kiedy jeździłam po kilka koni dziennie. Od surówek po treningi skokowe pod okiem trenera. Jak sobie przypomnę tamten dosiad, wyczucie i równowagę i zestawię z tym co czuję obecnie to jakby inne ciało.
Plus jest taki, że wiosną kiedy odpalam konia po 2-3 tygodniach ciało sobie powoli przypomina i część tych rzeczy wraca. Ale nie udało mi się dość od lat do tego co było wówczas.
No niestety prawda jest taka, że możesz jeździć i 50 lat i nie będziesz miała takich sukcesów jak ktoś kto jeździ np. 2 lata, ale 4-5 razy w tygodniu pod okiem fachowca (to nie musi być trener, ale osoba adekwatna do poziomu ucznia) i rozwija się.
[quote="CzarownicaSa"]niemniej na tym etapie powinnam umieć więcej, niezależnie od okoliczności.[/quote]
Niekoniecznie. Przerwy bardzo dużo "robią" - w sensie, powodują, że jeździec uwstecznia się błyskawicznie. Kiedy nie jeżdżę 3 dni z rzędu, bo czasem się tak zdarza - na 4 dzień "czuję", że to nie "to", 5 dnia mam zakwasy. A to są 3 dni przerwy... a co, kiedy przerwa trwa kilka miesięcy? Rok? Ciało zapomina błyskawicznie.
Inna sprawa - można jeździć i 12 lat non stop w rekreacji, wykonywać te same zadania (stęp-kłus-galop-koniec) i nie czynić żadnych postępów. By były postępy - potrzebny jest trening, potrzebne są nowe zadania, potrzebna jest "wizja" trenera i dobre oko trenera. Albo chociaż ogarnięta rekreacja, gdzie jeździec widuje drągi, tereny, a nie tylko drepcze. 🙂
Nie łam się - najprostsze rozwiązania są najlepsze, zatem... chcesz jeździć, więc jeździj. :-)
mils   ig: milen.ju
27 marca 2017 13:18
CzarownicaSa wiesz... Długość stażu ma się nijak do umiejętności. Tak jak dziewczyny piszą - można jeździć i 30 lat, ale jeśli jazda jest nieregularna, czasem bez instruktora/trenera, to naprawdę ciężko jest się rozwijać. No i przerwy... Naprawdę potrafią spowodować ogromny krok (albo i kilka) w tył. Trzeba robić swoje i stawiać sobie wymagania i cele adekwatne do możliwości, po prostu. 🙂
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
27 marca 2017 14:18
No i logicznie myśląc zdaję sobie z tego sprawę, to nie jest tak że nie wiem 😉 Ale rozum jedno, a człowiek chciałby drugie...
Nie oczekuję od siebie nie wiadomo jakiego poziomu, bo ciężko o to bez regularnej jazdy. Ale teraz np. jeżdżę od kilku miesięcy co tydzień z instruktorem a postępy robię według mnie marne. I to są takie podstawowe rzeczy, że czasami mam ochotę się rozpłakać- koń mi zdycha, przy kłusie po drągach zwalnia, przy galopie po drągach często przechodzi do kłusa, mam duży problem z rozbujaniem go i ruszeniem do przodu... a to wszystko sprawia, że zamiast skupić się jakkolwiek nad sobą całą energię poświęcam na pchanie go :/ I z jednej strony myślę o poproszeniu o innego konia, a z drugiej cały czas jakiś głos w głowie mi szepcze "kurde, jesteś tak kiepska że nie umiesz sobie poradzić ze starym profesorem?" 🙄
Ale to nie znaczy, że się poddam. Mam gorsze dni, wkurzam się, dołuję, ale jak to lubi mówić moja przyjaciółka "poprawiam koronę i zapierdzielam". Nie poddam się, bo chyba pierwszy raz w życiu mam ambicje osiągnąć coś jako jeździec i nie chcę się poddać.
Gillian   four letter word
27 marca 2017 14:36
Naboo, no właśnie nie... nic nie zmieni, pomoże przetrwać. Bez sensu 🙁
Gillian, kicha. Moze musisz dojrzec do jakis duzych zmian w swoim zyciu. Czasami one sa mega bolesne na poczatku, ale warto czasem postawic wszystko na jedna karte.
Wyprowadzka do duzego miasta nie dalaby Ci wiecej mozliwosci?
Gillian   four letter word
27 marca 2017 21:06
Wyprowadzka ani zmiana zawodu nie wchodzą w grę. Niestety. Zostaje zatem albo wegetacja albo mieszkanie w pracy. Co za farsa... 🙁
Gillian, mogę spytać dlaczego nie widzisz opcji zmiany zawodu? Tak lubisz swoją pracę czy jakieś inne powody?
Gillian, mój mąż się bronił przed wyjazdem i pół roku temu jeszcze reagował niemal agresją na słowo "praca poza domem". W tej chwili puka się w głowę dlaczego nie zrobił tego wcześniej.
Gillian, a w zawodzie, ale wyjazdowa? Np. jedziesz na kilka tygodni, a pozniej jestes w domu?  Tak blisko Niemcy- znam ludzi ktorzy tak pracuja i maja zupelnie inne zarobki!
Gillian   four letter word
27 marca 2017 21:35
Nie mogę. Po prostu. Nie ma takiej opcji. Nawet na kilka tygodni.
busch, mądrze prawisz, święta prawda co do złapania dystansu. Ba, jak sobie o tym na spokojnie pomyślałam przy weekendzie (nic tak nie pomaga na chandrę jak wypad na stare wybrzeże, frytki z majonezem, ser i dobry tripel 😉 ) to jakbym miała szansę zamienić się na życie (jak w amerykańskim filmie klasy B 😁 ) z jakąś amazonką klasy ZZ czy podróżniczką jak twoja koleżanka, to wcale nie byłby to szczyt moich marzeń. I że nie musi mnie osobiście obchodzić lansowane przez niektórych "możesz wszystko, zrób wszystko, czemu nie osiągasz jeszcze wszystkiego?!" i może przyciąć lepiej fejsbuka niż się dołować nieistniejącymi problemami 🙂

Jestem przekonana, że Ty też masz jakieś grono 'zazdrośników', bo przeniesienie się do Holandii i życie tam na poziomie umożliwiającym dzierżawę konia, też nie jest normalnym/zwykłym doświadczeniem każdej Polki w Twoim wieku.

A jak, byłam na święta w PL i ja zazdrościłam trochę znajomym siostry (podróżowania, sportu, bardziej spontanicznego  stylu życia), a oni mnie (stałej pracy, uporządkowanego życia, znajomości języków), to chyba takie "dobrze tam gdzie nas nie ma" 😉 I tak serio to jak najbardziej mam świadomość, że moje życie to wygrany los na loterii, nawet nie w odniesieniu do życia w Sudanie Południowym czy Ugandzie tylko na całkiem bliższe realia, i nie ma co jojczeć że inni mają lepiej a ja to Kopciuszek i ojej, chlip, jak mi trudno. Mam kontakt z rzeczywistością i wiem jakie są prawdziwe problemy i że kulawy koń to poziom dość wydumany, bo znaczy że człowiek ma na 100% podstawowych potrzeb i jeszcze sporą nadwyżkę 😉

CzarownicaSa, co tydzień czyli raz w tygodniu? Ja ci powiem z doświadczenia, że tak to się człowiek nawet nie wsiedzi w siodło, za każdym razem przyzwyczajanie się poniekąd od nowa... Niemniej (to raczej na końskie) jeśli jest problem z równym energicznym galopem, to trochę wcześnie na drągi. Nie masz opcji pojeździć z kimś kto cię najpierw usadzi, pokaże pomoce od nowa (serio, niby "wstyd" po ładnych paru latach jazdy, ale dopiero od niedawna zaczynam łapać w jeździe "myślenie do przodu", jazdę od zadu przez plecy (polska język trudna język 😁 ) zamiast dziubać piętą i dziubać łapą, dobry trener od dresażu to skarb!). Powodzenia w każdym razie!

A w ogóle to "dobrze" się złożyło z tą kulawizną, mam egzaminy za moment, Moot Court, urwanie głowy w pracy, na konia brakuje mi czasu i wyjście na spacer do lasu i nad jezioro dla relaksu nie boli aż tak 😉





A mi powolutku wychodzi 🙂 Pamiętacie Soniaka? Konia o którego trochę powalczyłam, bo sprzedali go bez mojej wiedzy.. w sobotę jedzie do stajni Elizar w Jejkowicach 🙂 Znalazłam współdzierżawcę, nie jest to daleko od mojej pracy więc będę mogła częściej wpadać do mychy.

Jedyne na co mogę ostatnio narzekać to na okropnego lenia :P  Po pracy jestem wykończona, a tu kolejna robota czeka, koń na dworze.. wolę wziąć książkę w rękę i czytać, zamiast robić to co powinnam  😡

Jakiś sposób na motywację?
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 marca 2017 07:24
Kokosnuss teraz jeżdżę częściej, bo mam drugą kobylke do jazdy- i z nia takiego problemu nie mam, idzie energicznie(tylko drobi, ale pracujemy). Wyszlam z założenia, ze skoro instruktor mi tak ustawia to widocznie uznaje, ze jestem gotowa.
Moja instruktorka jest fajna i dobrze tłumaczy, ale kiedyś stwierdziła, ze "ujezdzenie  jeżdżą Ci, którzy boją się skakac". Wiec dosiadowo dłubie sama. Jak zrobię prawko to będę mogła dojechać do jakiejś innej stajni i wtedy będę szukać bardziej ujezdzeniowego trenera.
Nic to, trzeba się ogarnąć i działać. Dziś do konia jadę, zobaczę jak noga i pewnie wsiade.
A ja się dzisiaj zważyłam - kolejny kilogram przez tydzień. Przez miesiąc przytyłam 4! A ruszam się więcej i uważam na to co jem. Endokrynolog dopiero przed wakacjami.
Moja babcia mawiała, że miała "gwarancję" na 80 lat, mama się śmieje, że na 60... a u mnie się skończyła po 40  😵
Czarownica, jest jeszcze jedna ważna rzecz: TALENT i predyspozycje.
Znam ludzi jeżdżących rok-dwa = na poziomie naprawdę fajnym, a znam ludzi jeżdźących latami na poziomie podstawowym. Czas nie ma znaczenia - albo sie to coś ma albo nie
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
28 marca 2017 17:49
Dodofon doskonale to rozumiem i jednak myślę, że nie jestem samorodnym talentem. Potrzebuję regularnej pracy, dobrego oka, kontroli, zwracania mi uwagi na to co robię i poprawiania na bieżąco. A jeśli chodzi o ujeżdżenie- to w obecnej stajni tego niestety nie dostanę i mam tego świadomość. Podświadomie czuję, że nie będę nigdy mistrzem świata 😉 ale chciałabym po prostu jeździć dobrze i porządnie, bez szkody dla siebie i konia. I wydaje mi się, że dużą ilością solidnej i sumiennej pracy może w końcu to osiągnę, bo miewam mikromomenty kiedy jest naprawdę spoko.
I po dzisiejszej jeździe wróciło mi pozytywne nastawienie, jak pisałam 😉 Pewnie będę wracać i jojczyć bo jestem typem marudy, ale na razie chowam załamanie w kieszeń i skupiam się na pracy.
Wracam do domu po 19h dyżuru na którym spalam 45 min i zatrzymał nam się pacjent (pies) podczas zabiegu. Niestety nie udało się go ruszyć ponownie, właściciele wdzięczni za opiekę i pomoc w środku nocy, ale ja to przeżywam nadal. Ledwo znalazłam miejsce parkingowe, ale nie wiem czy nie dostanę przypadkiem mandatu. Otwieram furtkę na dziedziniec i cała załadowana zakupami i workiem z ziemią wtaczam się słysząc z tyłu opieprz mohera że te drzwi się domyka, bo po to one są i się tam nade mną produkuje o te drzwi na całe podwórko. Nie wiedziałam że taka pierdoła tam bardzo mnie dobije i dowali jeszcze na koniec. Te babki doskonale wiedzą kiedy i jak zaatakować, żeby dobić. Zawsze w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie są na straży podwórka.
Dobrze ze moja kicia przyszła mnie pocieszyć, a rzadko jej się zdarza przychodzić z własnej woli na tulenie. Jednak co zwierzaki to zwierzaki.
Cricetidae, jesteś wykończona, więc nic dziwnego, że emocje na cienkie nitce. Ale pomyśl, że takie krzyki świadczą tylko o tej kobiecie - że brak jej życzliwości i wyrozumiałości. A opinia takich ludzi nie warto się przejmować.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się