Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Rozmawiałam tylko przez telefon z ludźmi z recepcji w placówkach, w których przyjmuje. Może faktycznie masz rację, spróbuję odkopać jej numer i skontaktować się osobiście, ale nie sądzę, żeby mnie pamiętała. Nie leczyłam się u niej jakoś specjalnie długo i żaden ze mnie szczególny przypadek. Ale spróbuję, bo gdyby się udało, byłoby super.
Wybaczcie post pod postem, ale przyszłam zameldować  😉
Że jest mi trochę lepiej i powoli się składam. Emocjonalnie nadal leżę i nie zanosi się na podniesienie, ale przynajmniej jakieś podstawowe funkcje życiowe przywróciłam do życia. Małe kroki. Sprzątnęłam część mieszkania, poodpowiadałam na zaległe wiadomości, jakoś więcej mam kontaktu z rzeczywistością, powoli pozbywam się paranoicznych myśli, gdy jestem na zewnątrz. Trochę łapię oddech i już nie czuję się jak zwłoki, mogę powiedzieć, że trochę człowieczeństwa zaczyna w tym wszystkim być.
Uczelnia nadal stanowi ogromny problem, ale dziś dotarłam na prawie wszystkie zajęcia i jakoś na nich wytrzymałam (rozryczałam się tylko raz! i pół żartem, pół serio - to naprawdę spory postęp). Załamuje mnie wizja pisania licencjatu, bo nie mam na niego kompletnie pomysłu a za miesiąc mam już zdać temat i wstępny zarys. 

No i najważniejsze (co wcale nie jest takim małym krokiem) mam nową pracę! 🙂 Pojutrze wyjeżdżam na tydzień, ale po powrocie zaczynam. I cieszę się, bo to coś kompletnie nowego a na mnie wyzwania działają bardzo pozytywnie. No i tryb mi odpowiada, bardziej luźny i zależny ode mnie. A to chyba w tym momencie najważniejsze, bo etat 9-17 doprowadził mnie do załamania nerwowego. Jakoś tak... dobrze się to zapowiada. Praca postawi mnie siłą rzeczy na nogi i wymusi pewne zachowania, więc cieszę się na samą myśl o tym. Super jest też to, że na samym początku nie będę mieć dużo pracy, więc nie rzucę się od razu na głęboką wodę i nie doznam szoku.

No, to tyle u mnie. Dziękuję jeszcze raz za wsparcie i wszystkie słowa :kwiatek:
infantil, mega się cieszę!
Infantil  😅 Ty wiesz zreszta :*
A ja się melduję, bo dopadł mnie kryzys.
Pracuję, studiuję zaocznie i nie daję rady. Nie mam czasu na naukę, bo pracuję. Nie mogę pracować mniej, bo nie będę miała na utrzymanie koni. Mam zmiany wieczorne, często zaczynam między 12/16, pracuję do 22 i wracam często wymęczona, a nie umiem się uczyć w dzień. I to się zapętla. Zawalam głupie przedmioty, bo nie umiem się skupić i usiąść, a nawet jak już przysiądę, to przy pisaniu na egzaminach zapominam.
Dodatkowo, zaraz 22 lata na karku, a ja nawet nie wiem, co chcę robić ze sobą dalej. Straciłam 4 lata na szkołę, po której w moim mieście nie znajdę pracy, a na wyjazd mnie nie stać, bo konie. Czasem myślę, że bez nich by było o wiele łatwiej, ale nie wyobrażam sobie któregokolwiek sprzedać, bo chyba bym tego nie przeżyła.
I po prostu mam dość...
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
14 stycznia 2020 22:19
Oo piona. Jestem w bardzo podobnej sytuacji
Nie wiem co zrobię po studiach, teraz mam wrażenie, że 24 hdziennie to za mało.  Pół wypłaty (i tak niewielkiej) to kopytny...
Zastanawiam sie nad pracą która nie zniszczy mnie psychicznie a będzie całkiem nieźle płatna
Ale nie wiem co mógłby robić tech wet/instruktor po psychologii w biznesie...
Pati2012, jeśli po psychologii w biznesie można zrobić kurs psychoterapii, to psychoterapeuci biorą od 120zł/h minus koszty i Ci najlepsi są oblegani.
Pati2012, no to mamy podobnie. Ja też tech wet, ale aktualnie studiuję filologię angielską...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
15 stycznia 2020 07:32
yegua z tym że zostanie psychoterapeutą to nie jest przecież "zrobienie kursu" tylko lata pracy - szkoła, psychoterapia własna, staż.. Plus koszty w dziesiątkach tysięcy 😉 oczywiście jeśli ktoś jest dobry to kasa się zwróci i myślę, że zawsze warto inwestować w siebie, ale zawód psychoterapeuty jest jednym z ostatnich o których można pomyśleć słysząc "praca, która nie zniszczy mnie psychicznie" 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
15 stycznia 2020 09:11
Terapeutą ani łatwo ano tanio zostać, a sama praca nie jest łatwa, łatwa i przyjemna. Po psychologii biznesu to HRy, rekrutacja, marketing, UX, badania i ilościowe i jakościowe, konsulting, szkolenia. ALE nic z tego nie zrobisz mając tylko studia, trzeba jeszcze zagłębić się w sam temat. Jak ze wszystkim.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
15 stycznia 2020 09:27
HRy niszczą psychicznie  🤣

Windziakowa, ja mam 26 lat, dwa lata doświadczenia na pełen etat w HR, sporo innych doświadczeń i nadal nie mam zielonego pojęcia co robić. Utknęłam w miejscu, gdzie pracy jest niezbyt dużo, jestem bezrobotna od końca grudnia i pogrążam się w binge watchingu Netflixa. A to miał być dobry rok. Daj se czas, pewne rzeczy się poukładają (np. czego NIE chcesz robić, to też cenne). Nie myślałaś o oddaniu koni w dzierżawę?
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
15 stycznia 2020 12:27
Właściwie podsumowując można powiedzieć, że praca niszczy psychicznie  😁

(siedzenie na kasie w Tesco w liceum - to był dramat 😉 ).


madmaddie jak to bezrobotna?  👀
madmaddie   Życie to jednak strata jest
15 stycznia 2020 13:03
ja tam Tesco miło wspominam. Zerowa odpowiedzialność bardzo mi pasowała. Teraz niestety jestem chyba zbyt wykwalifikowana, żeby iść do Biedry, a nie wiem co mam powiedzieć, że robiłam przez ostatnich 6 lat 🙁

smarcik, skrobnęłam Ci priv, bo nie chcę się rozpisywać publicznie. Bezrobocie ssie w opór, ale doszło do mnie ile życia to ze mnie wysysało. Ani razu nie poszłam tam z ochotą, więc może dobrze się stało. Tyle dobrze, że nadal mieszkam w domu, więc nie muszę martwić się czynszem. Jestem w jakichś procesach, ale o matko, to tyle trwaa. Dawno aktywnie nie szukałam pracy.
smarcik, Strzyga, nie napisałam, że jest to łatwa praca. Jednak jeśli jest się młodym, chce się kształcić i pracować, to na psychoterapeutów jest w dużych miastach  zapotrzebowanie i nie biedują mimo sporych kosztów działalności.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
15 stycznia 2020 22:54
yegua, tylko pati pisała o pracy, która nie zniszczy jej psychicznie, a tak jakby terapeuta się w to nie wpisuje...
Dajcie spokój, niektóre wielce-procesy rekrutacyjne trwają w nieskończoność... 

O tak, praca niszczy psychicznie 😎 Zgadzam się!

Uwaga! *bajdurzenie starości* - Ile ja bym dała, by móc mieć znowu 22 lata!  😵

Windziakowa, No właśnie, może konie wydzierżawić?
Strzyga ale dlaczego uważasz ze praca terapeuty niszczy psychicznie? Ja kocham swoją prace, wychodzę z niej jak na skrzydłach. Zupełnie niczego psychicznie we mnie nie niszczy a wręcz daje ogrom inspiracji, poszerza perspektywę, zachęca do elastycznego myślenia i tak dalej.
Psychicznie najbardziej meczy praca, której sie nie lubi
Pati2012   Koński insta: https://www.instagram.com/mygreybay/
16 stycznia 2020 20:32
Miałam na myśli to co vanille napisała  😉
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
17 stycznia 2020 06:23
vanille chyba też nie zawsze.. 😉 jest cała grupa ludzi, którzy pracują wyłącznie dla kasy i do pracy w ogóle nie podchodzą emocjonalnie. A ja np uwielbiałam moją wcześniejszą pracę, ale były czynniki, które sprawiały, że byłam mocno zestresowana. Zmiana naprawdę dobrze mi zrobiła na głowę 😉 Oczywiście zgadzam się, że praca, której się nie lubi jest dla głowy fatalna, chciałam tylko podkreślić, że czasem można pracę lubić, ale to wciąż za mało 😉
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
17 stycznia 2020 08:40
Dzionka, nie uważam, ze pet se niszczy, ale jest obciążająca.
smarcik, zgadzam się z Tobą.
Można naprawdę lubić to, co się robi, a jednak czuć stres. Nadmiar pracy, czy duża odpowiedzialność, czy sytuacje interpersonalne - musi być równowaga kilku elementów, żeby praca nie powodowała zmęczenia i frustracji.
No pewnie, czynników jest dużo więcej. Ale i tak uważam, ze jednym z bardziej frustrujących czynników jest niechęć do tego co sie robi. Nawet jeśli w pracy jest stres, kocioł, niesprzyjające warunki etc to jednak fakt, ze przynajmniej robimy co lubimy, choć nie w optymalnych okolicznościach, mnie podnosi na duchu. Łatwiej przetrwać.
Sama już nie wiem co bardziej frustrujące - niechęć do tego co się robi, czy niechęć do ludzi, z którymi się robi...
Zależy tez co jest dla koło obciążające, mysle ze ogólne stwierdzenie ze praca psychoterapeuty jest obciążająca to zbytnie uogólnienie. Można spojrzeć na to tez tak: nie ma szefa, w takim typowym sensie, zero presji, kontakt 1:1, zero hałasu, nadmiaru bodźców, poczucie ze robi sie cos dobrego i ważnego... Mysle sobie, ze np. praca nauczyciela czy w audycie jest dla mnie duzo bardziej obciążająca. Pisze to, zeby troche odczarować mity związane z moim zawodem.
madmaddie, Sankaritarina - owszem, myślałam. Ale póki co na kobyłę bym nie wsadziła nikogo innego, bo dwa lata laby i siadło jej na łeb, a nie chcę ryzykować czyimś zdrowiem, bo ona ma swoje "jazdy", które jak jej się wkręcą to czasem jest ciężko. Mam o tyle lepiej od obcych osób, że znam ją 7 lat i wiem, czego mniej-więcej mogę się spodziewać. Dzierżawa drugiego odpada, bo ma 9 miesięcy :P

Póki co ogarnęłam studia na poziomie "znośnym", mojego młodego zwożę 8go na stajnię do matki. Decyzja będzie niosła za sobą kolejne wydatki, ale trudno. Jakoś zagryzę zęby i dam radę, póki mieszkam z rodzicami to nie jest aż tak fatalnie...
Ale nigdy bym się ŚWIADOMIE nie zdecydowała na drugiego konia. Nigdy. Nie przy tych zarobkach, a na pewno nie w tym wieku.
emptyline   Big Milk Straciatella
22 stycznia 2020 00:23
Sankaritarina, moim zdaniem niechęć do tego co się robi. Dla mnie jest to absolutnie nie do zdzierżenia.
Facella   Dawna re-volto wróć!
22 stycznia 2020 05:29
Muszę się poskarżyć. Od godziny nie śpię, od pół powinnam być na chodzie. Leżę w łóżku i nie chce mi się z niego zwlec. Jest dla mnie za wcześnie. Pospałabym jeszcze z dwie godziny, mimo ze spałam od 22.30-23. Do pracy mogłabym pójść na 8.30, ale muszę być tam o 7.30, żeby mieć po południu te godzinę więcej na załatwienie spraw. Lubię swoją pracę, ale wkurza mnie ze zajmuje mi wiekszosc dnia. Zadaniowy czas pracy był wygodny, bo po 6h miałam z głowy. Jeszcze bardziej wkurzają mnie głupie rzeczy, które mam do zrobienia po południu i które zajmują zdecydowanie za dużo czasu. Mam dość, myślałam, ze pracując w biurze zwolnię obroty, a wcale tak nie jest. Chciałabym robić więcej, jeździć konno, zapisać się na yoge, ale nie mam na to siły ani czasu... do dupy to wszystko.
majek   zwykle sobie żartuję
22 stycznia 2020 08:56
Coz Ci  moge powiedziec, witamy w doroslym swiecie. Oby do emerytury....


A tak na serio, wiem, ze to trudne, taka pora roku itd. Masz dwa wyjscia, albo sie pouzalac nad soba albo wziac sie w garsc. Wziecie sie w garsc poprawia potem humor. Ja robie tak, ze staram sie jak najwiecej rzeczy `z popoludnia` skumulowac jednego dnia i np wynegocjowac wczesniejsze wyjscie u szefa (tak ze dwie godziny - zawsze sie zgadza). Im lepiej mam zorganizowany kalendarz (co do godziny ) to mi latwiej i planujac dzien nie planuje, ze `to zrobie wieczorem`, tylko `to zrobie miedzy 16:30 a 17:30. I jak najwiecej rzeczy zalatwiam mailem/telefonem.
Ja mam jeszcze dwojke dzieci, ktore prawie codziennie woze na jakies zajecia. Na konia mam czas wsiadac dwa razy w tygodniu.
A teraz jeszcze zapisalam sie na boks.

Pije elektorlity i lykam witaminy. Tez polecam.

Dasz rade, uszy do gory!
facella

😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się