Nic mi nie wychodzi!!! czyli dla "zdołowanych"

Ja tylko nieśmiało się wtracę, że wróciłam ze szpitala, czekam na wyniki biopsji ale jak mnie zapewniał mój Chirurg, wszystko powinno już być dobrze. Bylo ciężko ale mam nadzieję że każdego kolejnego dnia będzie już łatwiej. Raz jeszcze dziękuję tym wszystkim którzy trzymali za mnie kciuki  :kwiatek:
sanna świetne wieści!!! bardzo się cieszę, teraz będzie tylko lepiej 💃
Będzie już teraz dobrze. Czasy są takie, że z nowotworem ma się zmagać co 4-ta osoba. Jakieś tego typu statystyki widziałam. I to fakt. U mnie w rodzinie się to sprawdza wśród bliskich. Niestety.
Turinda, też czytałam, ze 25% osób statystycznie. Niestety moja rodzina wyłamała się statystyce. Z 4 osób: mama, tata, brat i ja po 10 latach zostałam tylko ja... Każde z nich mialo co innego - mam tylko nadzieję, że rachunek prawdopodobieństwa w przypadku mojej rodziny jest już zadowolony i ode mnie i moich bliskich się odwali ...

sanna - musi być wszystko dobrze !!!
Dziękuję, tego się trzymam, że szybko znalezione, że świetny chirurg-onkolog dokładnie wiedział co robić, że...
Sponiewierana jestem jeszcze strasznie...

Edit statystyki są przerażające.. Tego samego dnia podobną  diagnozę dostały jeszcze 3 dziewczyny - jak mi powiedziała moja pani doktor.. 4 takie diagnozy w jedno czwartkowe przedpołudnie..
sanna, trzymam kciuki, będzie dobrze.
Watrusiu, dziękuję  :kwiatek:
ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
11 sierpnia 2019 21:24
Dziewczyny,
Sorry, że ne odzywałam się, ale spier...oliła m się klawiatura w lapku i znów podłapałam doła ze zwinięciem w kłębek i braniem problemów na przeczekanie.
Piszę na klawiaturze ekranowej, więc w telegraficznym skrócie:

Zmusiłam się w końcu, rozwinęłam z embriona i poszłam do poradni. Wyżebrałam szybki termin do psychiatry i mam już lek. Przy okazji okazało się, że moja pierwsza psychiatra (cudowny lekarz, bardzo mi już raz pomogła) wraca do mojej przychodni i mam już do niej termin na koniec sierpnia.

Mój chirurg na urlopie, a ja leczę nogę okładami z kapusty. W akcie desperacji, gdy byłam na wsi u rodziców, a noga spuchła jak balon i  bolała niemożebnie, przyłożyłam kapustę, nie wierząc bardzo w skuteczność, ale ani diclofenak żel ani altacet nie dał rady, więc było mi już wszystko jedno. A tu niespodzianka - opuchlizna zeszła, a ból zmalał. No to jadę z tą kapustą. Już mnie 5 kość przy dotykaniu nie boli, wysięk jest wyraźnie mniejszy.
Więc nie robię na razie zbiórki, bo na kapustę jeszcze mnie stać. A bezpośrednio do rany idzie 10% sól, więc też tani specyfik.
A jakie będzie dalsze leczenie jeszcze nie wiem. Lekarz zdecyduje, jak wróci z urlopu, czy kapusta, czy szpital, czy jeszcze co innego. Pewnie od szpitala się nie wykręcę, ale co będzie po szpitalu, jakie leczenie, tego jeszcze nie wiadomo.

Młodego zapisałam od 5-9 na półkolonie i ... to był strzał w 10. Znalazł przyjaciół, kolegował się ze wszystkimi i wszyscy go lubili, łącznie z opiekunami. Teraz w weekend świetnie się bawił z sąsiadką. Nie do końca udane (koleżeńsko) campy już wyleciały mu z głowy.

Muszę jeszcze spiąć poślady i sprawy firmowe pozamykać po kolei.

sanna, będzie dobrze.
ElMadziarra nie doczytałam co dokładnie masz z tą nogą, ale mi na jątrzącą niegojącą się ranę pomogły plastry Granuflex. Też na nodze. A miałam już wrażenie, że mi zgnije i odpadnie.
W każdym razie gdyby pomoc była potrzebna to nie wahaj się pisać  :kwiatek:
ElMadziarra, dobrze, że napisałaś co u Ciebie, bo już się martwiłyśmy :kwiatek:
Trzymaj się dzielnie i ciepło.


ElMadziarra   Mam zaświadczenie!
12 sierpnia 2019 08:50
Ascaia no nie palnęłam se jeszcze w łeb  próbuje się ogarnąć.

espana to jest niestety zakażenie kości.
Martita   Martita & Orestes Company
12 sierpnia 2019 10:48
ElMadziarra Trzymam kciuki!
ElMadziarra mocno trzymam kciuki!
Dziekuję..  :kwiatek:
ElMadziarra ta kapusta to jest super rzecz na takie sprawy, moja mama miała jakiś tam problem ze stopą i puchło jej, bolało, robiła na noc okłady i pomogło, więc może uda się to wyleczyć tanim sposobem, trzymam kciuki, żeby wszystko się poukładało :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
jak już tu jestem, to rośnie mi ósemka i mam ochotę dziś walić głową w ścianę 🙁 wszystkie ósemki mi troszkę wyrosły i dały sobie spokój, a tu nagle jedna postanowiła sobie dalej rosnąć i oprócz tego boli mnie cała szyja, głowa i gardło (choć to ostatnie może być efektem klimy w pracy), mam dość tego 🙄
desire   Druhu nieoceniony...
17 sierpnia 2019 09:37
ElMadziarra, mozesz sie smiac, ale mialam tak z palcem wskazującym prawej ręki, byl do amputacji (! dosłownie już gnił..), ja wtedy nieletnia, a matka mnie pod pache i spierdzielila ze mną. 😁 poczytała jakąś dziwną książkę i..starła surowego ziemniaka. Moczyłam w nim palucha po 20-30 min dziennie, na początku pamiętam tylko że strasznie bolało i drętwiał, potem zerwaną babke lancetowatą troche ugniatała, opatrunek i chociałam tak z tym pomiędzy "sesjami z ziemniakiem" 😉
Do dzis mam cos dziwny ten palec i z deka krzywy paznokiec zaczał wyrastać, ale poskutkowało i go mam. 🙂
Czuję się jak zwłoki. I w sumie tak też wyglądam i tak też funkcjonuję, chociaż funkcjonuję to bardzo duże słowo. Nie chcę tego nawet opisywać, bo jest to co najmniej niesmaczne. Po tylu latach walki z zaburzeniami psychicznymi chyba wywiesiłam białą flagę, przestałam mieć siłę udawać, że daję sobie radę i że jestem silna, niezależna i samowystarczalna.
Jutro stracę pracę. A jak nie jutro to za dwa tygodnie. Kompletnie mnie to nie rusza. Trochę marzę o tym, by zamknęli mnie na oddziale, trochę marzę o tym by rzucić wszystko i wyjechać i zniknąć bez słowa, trochę marzę o zrobieniu sobie krzywdy, trochę o tym, by po prostu odpocząć przez następne pół roku, trochę o tym, by zrobić wielką rewolucję w życiu a trochę boję jakiejkolwiek zmiany.
Szlachetne zdrowie...  😵 To co głowa potrafi zrobić z człowiekiem to jest zarówno fascynująca i zatrważająca sprawa.
Moja historia wyszukiwania w google odzwierciedla moje samopoczucie, w kilkuminutowych odstępach wyszukiwane oferty pracy, oferty workaway, zakup cyjanku i metody na sfingowanie własnego zaginięcia. Boże, nie panuję nad samą sobą.
infantil, Ty masz 22 lata kochana?
Ja bez choroby miałam w tym wieku podobne myśli (no może bez cyjanku) i kompletny rollercoaster, tak do 30 roku życia mniej więcej.
Prace zmieniałam jak rękawiczki, rzadko pracowałam w jedym miejscu dłużej niż rok. Nie jestem chyba w stanie policzyć ile razy w życiu zmieniałam pracę. Z tym, że to raczej ja zmieniałam, jak tylko coś przestało mi odpowiadać.
Trudno Ci jest, prawda? Masz jakieś wsparcie w realu? Rodzina, przyjaciele?
madmaddie   Życie to jednak strata jest
19 sierpnia 2019 07:25
infantil, trzymaj się tam. Będzie lepiej kiedyś  :kwiatek:
Averis   Czarny charakter
19 sierpnia 2019 08:04
infantil, w każdej chwili możesz iść do szpitala, jeśli czujesz, że stanowisz dla siebie zagrożenie. W Warszawie mam też sprawdzoną psychiatrę. Ale jeżeli problemem jest brak środków, to szpital jest najlepszą opcją.
Trzymaj się infantil...

Ja też jestem na dnie głębokiego dołu. Cały czas zażywam leki przeciwbólowe i walczę ze sobą, żeby nie wyskoczyć przez balkon. Udało mi się umówić psychiatrę niemal na cito. Jadę w czwartek. Jak mi leki nie pomogą, to już chyba nic. Terapia od października non stop, kupa pieniędzy, ale bez farmakologii jestem na równi pochyłej. Modlę się o leki...

Co to się dzieje w ostatnim czasie...
Meise, a nie jest tak, że zbyt wiele od siebie oczekujesz? Postawiłaś sobie wysoko poprzeczkę, dużo pracujesz, masz ambicje i gdzieś Cię zjadło? Ja kilka lat temu tak się zajechałam.
bera7, niestety, ale chyba masz rację. Przerasta mnie prowadzenie firmy... Po raz kolejny zostałam okradziona i nic z tym nie mogę zrobić. Dosłownie nic...
Planuję zakup (drogiego) konia w przyszłym mcu, wszystko klepnięte, musi tylko tuv przejść. Niby do sportu, ale boję się bardzo, że mnie to wszystko przerośnie. Ja konia, rodzina napiera na dziecko i tak to leci... Głupieję już od presji na mnie wywieranej.
Poza tym terapeuta mi otwarcie mówi, że biochemia w moim mózgu nie funkcjonuje poprawnie i od mcy zaleca leczenie farmakologiczne.

Jestem wypalona, zestresowana, nic mnie nie cieszy. Mam lęki i natrętne myśli, które nie dają mi spać.

Mam tyle powodów do bycia szczęśliwą. Więc co kurde poszło nie tak...?
Meise, może za dużo od siebie wymagasz? Za bardzo przejmujesz się opinią bliskich.
Piszesz, że rodzina napiera na dziecko. Czyli kto? Partner?
Decyzja o dziecku powinna być w zgodzie z Tobą, powinnaś go chcieć, inaczej może się to źle skończyć i dla Ciebie i dla dziecka.
Meise, za dużo wszystkiego. Nie da się pędzić o krok szybciej niż świat. Tzn da się, ale po kilku latach masz taki deficyt przestrzeni wolnej w głowie, że nie potrafisz odpocząć. Dziś ludzie mają setki sposobów na relaks dla ciała, ale nie potrafią zrelaksować głowy. Nasi dziadkowie żyli dużo skromniej, ale w zgodzie z rytmem pór roku i jednak dużo wolniej.

Tydzień czy dwa urlopu to mało po tym jak pracujesz po naście godzin na dobę, zwłaszcza kiedy pracujesz głową a nie fizycznie. Ja po rzuceniu pracy po 4 miesiącach nauczyłam się odpoczywać. Wcześniej nadrabiałam straty, ogarniałam zaległe urzędy, lekarzy, sprzątanie itp. Dopiero po kilku miesiącach głowa mi puściła. Wtedy obiecałam sobie, że już nigdy nie dam się wpuścić w taki kołowrotek.

Jestem wypalona, zestresowana, nic mnie nie cieszy. Mam lęki i natrętne myśli, które nie dają mi spać.

Mam tyle powodów do bycia szczęśliwą. Więc co kurde poszło nie tak...?


Może jednak po prostu, jak sama piszesz:


biochemia w moim mózgu nie funkcjonuje poprawnie i od mcy zaleca leczenie farmakologiczne.



Zastanów się, czy nie warto rozważyć.
Ja byłam nastawiona bardzo sceptycznie a teraz cieszę się z decyzji. Jak leki zaczęły działać poczułam, że z powrotem jestem sobą... ale wcześniej nie do końca czułam, że jest nie tak jak być powinno.

Tak czy siak trzymaj się... musisz w końcu niańczyć swoje królicze futerka  :przytul:
Meise, ja Ci już mówiłam - jeśli nie jesteś pewna, nie daj się wmanewrować w dziecko. Choćby nie wiem kto i jak napierał. Konia, jak nie dasz z nim rady, po prostu sprzedasz, dziecko zostanie z Tobą niezależnie od tego, na ile kawałków rozbije Cię macierzyństwo.
Zgadzam się z mundialowa, . Zwłaszcza kiedy nie czujesz się dobrze w swoim życiu. Rodzicielstwo i tak daje w kość, więc lepiej iść w nie kiedy inne sprawy z sobą mamy poukładane
yegua, głównie napiera rodzina dalsza, dziadkowie. Partner w żadnym wypadku, sam nie czuje się gotowy. Ja generalnie nie daję sobą manipulować, ale otoczenie coraz silniej daje mi do zrozumienia, że jestem jakaś wybrakowana, niepełnoprawna, itd. Szok, że ludzie tak strasznie chcą włazić buciskami w cudze życie...

bera7, wiesz sama dobrze jak to jest na własnej działalności. Nie da się mieć wolnego, bo cały czas się myśli. Bo jak ja mam wolne to firma nie zarabia, odkąd nie mam wspólnika... Odpocznę chyba dopiero jak rzucę to w cholerę. Lipiec i sierpień to jakiś dramat. Napisałam mojemu inwestorowi, że jestem w złej kondycji psychicznej. Okazał mi wsparcie i zrozumienie. Powiedział, że mam odpocząć, zrobić sobie wolne. Sytuacja firmy jest skomplikowana, nie wiem co to dalej będzie, nagle czuję, że tonę i ostatkiem sił walczę o utrzymanie głowy na powierzchni.

SzalonaBibi, jutro jadę do psychiatry, będę brać leki, już zdecydowałam i upatruje w nich ratunek. Nawet króliki mnie już nie cieszą, tylko są źródłem lęków i zmartwień, że co to będzie jak się pochorują, itd...

mundialowa, idealnie ujęte. Dziecka nie sprzedam i nie odstawię w kąt. Każdy wypatruje mojego dziecka, ale to ja z nim będę sama. Dla mnie macierzyństwo w tym momencie mojego życia to jakiś kosmos. Nie udźwignęłabym.

Nie wiem o co ludziom chodzi. Z każdej strony słyszę, że jestem już niemłoda, że to już ostatni dzwonek, że jak to mogę być niegotowa.

A ja mam zaniki pamięci od mcy, 0 koncentracji, niewyobrażalne nerwobóle i siadniętą psychę. Serio, nie wiem jak do tego doszło. Teraz praktycznie nie pracuję. Każdy problem w pracy mnie przerasta. Płakać mi się tylko chce. Zamykam kompa i się chowam w mysiej dziurze. Myślę o etacie. A z drugiej strony mnie to przeraża. Ale teraz w sumie przeraża mnie dosłownie wszystko. Mam kołatanie serca w randomowych sytuacjach. Po prostu nagle zafiksuję się na jednej myśli i dostaje duszności i kołatania.
Naprawdę nie wiem skąd to się wzięło, bo mam w miarę stabilne życie. Na psychoterapii rozgrzebane mam straszne g* i traumę mojego życia. Może to to mnie tak rozstroiło.
Idę sobie spisać wszystkie objawy, żeby o niczym jutro nie zapomnieć u lekarza.
Leki mi muszą pomóc. Czytałam o nich w internetach, wygląda to na mało skomplikowane, ale długotrwałe leczenie.

edit. dziękuję Wam za wsparcie  :kwiatek:
Martita   Martita & Orestes Company
21 sierpnia 2019 18:26
Meise Trzymam kciuki! Młoda, fajna babka jesteś a jak inni chcą mieć w rodzinie malutkiego człowieka to niech sobie narysują i wytną jak ja to mówię  😎 Spełnij marzenie o koniu. Mnie konie pomagały rewelacyjnie wietrzyć głowę. Jak nie podołasz to sprzedaż i już. I popieram wizytę u lekarza i leki. Trzeba sobie pomagać. Go girl!
Meise, wiem jak jest z każdej strony. Ja rzuciłam wszystko, zresetowałam i zaczęłam od nowa. Z tym, że bez ciśnienia już. Jak się rozpędzę i zaczynam czuć, że coś znów zaczyna mnie uwierać to odpuszczam. Wykonuje to do czego już się zobowiązałam, a potem biorę książkę i idę na leżak albo wsiadam na konia. Nauczyłam się odmawiać, cenić swoje usługi i dzielić obowiązki jeśli robię coś w grupie. Mnie wykończyła "zosia -samosia".
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się