Koniec z jeździectwem?

Dodajmy do tego presje rodziny...
I wciąż modne teksty o zasadności posiadania konia, który jest skarbonką bez dna. Czasami widzę w tych przytykach troskę, ale tak źle skonstruowaną, że odechciewa mi się prowadzić rozmowę. Jakby człowiek nie mógł powiedzieć wprost: "a wiesz, że jakbyś sprzedała to może w końcu kupiłabyś auto, nie martwiłabyś się o nic..."
Presja! O tak. To zdecydowanie nie jest mi obca... raczej bym powiedziała na porządku dziennym. Kupuję sprzęt do firmy i muszę wybrać co potrzebuję najpierw... "Widzisz? Gdyby nie koń kupiłabyś oba". Z żalem patrzę na audi A8 "Jakbyś sprzedała konia to by Cię było stać na leasing". Sylwester w Zakopanem, wakacje na Ibizie, remont kuchni.... "Gdyby nie koń..." Jest w tym trochę racji, ale ja nadal nie wyobrażam sobie zrezygnować z koni. Szczególnie, że teraz trafiło mi się wyjątkowe konisko i wiem, że kolejnej takiej szansy nie będzie.
Z drugiej strony jakby się sprzedało (teoretycznie) to szansa ponownego kupna wydaje się mniejsza, bo człowiek z reguły ucieka od dyskomfortu i jeżeli rodzina odpuszcza to można się przyzwyczaić do świętego spokoju. Ale! Znowuż nabycie odpowiedniego kopytnego pod siebie też do najłatwiejszych rzeczy nie należy.
Sivens, trzymaj się tego! Przez cały okres studiów liczyłam grosz do grosza, teraz nie muszę. Tzn. to jeszcze nie taki luksus finansowy, żeby stać mnie było na utrzymanie dwóch koni, ale żyje mi się wygodnie. Chyba czułam się szczęśliwsza kiedy byłam z końmi. Trzymam się po prostu myśli, że to taka przerwa i że znajdę wymarzonego konia. I wreszcie będzie mnie stać, żeby robić to po mojemu. Pytanie czy to będzie za rok? Za dwa?
kare_szczescie, ale będzie 🙂 wymarzony, zdrowy i z większymi możliwościami na Twoje umiejętności 😉
heh... ja poprzedniego konia sprzedawałam, bo już się tak posypało, że nie miałam wyjścia... ale wiedziałam, że wrócę do tego. Nie od razu, bo na początku byłam załamana, ale gdzieś przeczuwałam, bo nawet sprzętu nie sprzedałam. no i przeglądałam ogłoszenia... Z drugiej strony wiedziałam, że ten koń nie był dla mnie.
Wtedy postanowiłam sobie, że jeśli kupię jeszcze kiedyś konia to będzie idealny. Ideałów przecież nie ma :P No i trafiłam na takiego i to o wiele szybciej niż się spodziewałam. Teraz jest ok, nie rozważam sprzedaży. Konisko mnie cieszy, choć trochę ciąży, wiadomo. Ale mam jakieś takie przeczucie, że sytuacja może się powtórzyć... mojemu TŻ nie pasuje to, że przez konia trzeba pewne rzeczy odłożyć w czasie, z niektórych zrezygnować. A jeszcze jak zwykle wszystko na raz musi się dziać. Remont (taki od podstaw z wyburzaniem ścian włącznie), firma (wiadomo, że na początku trzeba sporo inwestować), wesele. Wszystko wymaga dużych nakładów finansowych i rozważnie byłoby konia sprzedać i ja się z tym zgadzam, ale wiem też, że jeśli teraz zrezygnuję to już nie wrócę nigdy. I będę musiała się całkiem odciąć od wszystkiego co końskie, bo będzie mnie męczyć. I boję się, że gdyby tak się stało to kiedyś będę tego bardzo mocno żałować.
wiem też, że jeśli teraz zrezygnuję to już nie wrócę nigdy. I będę musiała się całkiem odciąć od wszystkiego co końskie, bo będzie mnie męczyć. I boję się, że gdyby tak się stało to kiedyś będę tego bardzo mocno żałować.

Tego też się boję... że nie dam rady po raz drugi w to wejść bo:
-jeszcze zajdę w ciążę, a w niedalekiej przyszłości chce,
-moje zwariowane godziny pracy mi nie pozwolą
- nie będę chciała zachowywać się egoistycznie wobec moich najbliższych, ponieważ moja zachcianka będzie ważniejsza od naszego wspólnego życia
pierwszy - to dla Ciebie nawet lepiej. Sądzę, że dziecko może tak pochłonąć, że przez jakiś czas nawet nie pomyślisz o jeździectwie. U mnie odpada. Nie chcę ciąży, nie chcę dziecka :/ podejrzewam, że gdybym urodziła jeszcze bardziej bym się sfrustrowała brakiem koni.
drugi - u mnie daje się to pogodzić.
trzeci - to jest właśnie powód dla którego w chodzi mi to gdzieś po głowie 🙁
Gazella   Uwielbiam czyścić siwe konie ;)
19 stycznia 2017 10:23
U mnie patrzą z politowaniem i mówią " po co Ci te konie, chce Ci się tak dwa razy dziennie jeżdzic do nich, tyle pracy. Nie lepiej sobie po pracy odpocząć"
Gazella ja po pracy mogę sobie właśnie odpocząć. I wiesz co? To jest męczarnia, nie odpoczynek...  🙁
Męczę się okrutnie egzystując ósmy miesiąc bez mojego konia, bez jazdy, bez końskiego widoku, zapachu, stajni i tej całej otoczki jeździeckiej. Nic mi się nie chce, chodzę przybita. I czuję, że marnuję czas. Nie mam na chwilę obecną alternatywy na zmianę obecnego stanu rzeczy, ale dobitnie czuję, że bez koni marnuję czas.

Konie jednak dawały mi motywację, chęci i siły do działania. Jak mi zabrakło ucieczki od szarej rzeczywistości i odskoczni, to siły i chęci zniknęły. A mam plany, duże plany i potrzebuję dużo motywacji, by udało mi się je w życie wcielić. Zmuszam się ogromnym wysiłkiem woli, a później mam do siebie pretensje, że nie dość się staram. Bo powinnam włożyć w to dwa razy więcej pracy  🙄
Obecnie funkcjonuję w trybie "zombie", niejako jak automat. Praca, dom, studia. Brakuje mi radości i nie potrafię jej znaleźć aktualnie, chociaż naprawdę starałam się zastąpić konie czymś innym. No nie udało się. Wychodzi na to, że to właśnie konie i plany z nimi związane dają mi szczęście.

Prawda jest taka, że ja w zasadzie całe życie planuję sobie pod konie. No nie wyobrażam sobie opcji by mogło ich już w moim życiu nie być. I niby to tylko pasja.
majek   zwykle sobie żartuję
19 stycznia 2017 12:48
pierwszy - to dla Ciebie nawet lepiej. Sądzę, że dziecko może tak pochłonąć, że przez jakiś czas nawet nie pomyślisz o jeździectwie. U mnie odpada. Nie chcę ciąży, nie chcę dziecka :/ podejrzewam, że gdybym urodziła jeszcze bardziej bym się sfrustrowała brakiem koni.
drugi - u mnie daje się to pogodzić.
trzeci - to jest właśnie powód dla którego w chodzi mi to gdzieś po głowie 🙁


Z tymi dziecmi to jest tak, ze w sumie jak sa male, to sie jeszcze da to wszystko zorganizowac, ale jak juz sa takie `wyzsze przedszkole` i zaczynaja sie jakies zajecia po szkole to zaczyna sie klopot. Ja np nie moge liczyc na pomoc meza w kwestii wozenia na zajecia wiec jestem w czarnej d...
Ja mam teraz klina okropnego.
W grudniu odszedł mój Siwy i po 13 latach posiadania konia nie umiem sobie miejsca znaleźć.
Stoczyłam już awanturę z moją mamą,po której nie odzywałyśmy się z 3 tygodnie a poszło o co?O następnego konia bo przy obiedzie bąknęłam,że chyba kupię.
Mój przyszły mąż bardzo chce,żebym tego konia miała .
Z jednej strony kupiła bym odsadka a w międzyczasie wyszła za mąż,urodziła dziecko i siadała na konia  😁,ale z drugiej rozsądniej było by poczekać,aż moja własna stajnia stanie.To tylko teoretycznie około 2-3 lata.Tylko,albo aż bo nie wiem jakim cudem przeżyłam ten miesiąc.Chyba tylko dlatego,że zajęłam się budową i weselem.
Faktu posiadania konia nie da się przeliczyć na złotówki.Nie da się spieniężyć szczęścia.To jest tak proste a tak wiele ludzi nie potrafi tego zrozumieć.Pasja jest nieprzeliczalna,więc każdemu kto mi rzuca teksty typu:" co byś mogła za to kupić,bla bla,dzieci bla bla ...."nawet już nie próbuję słuchać bo to nie ma sensu.
Pasja jest nieprzeliczalna,więc każdemu kto mi rzuca teksty typu:" co byś mogła za to kupić,bla bla,dzieci bla bla ...."nawet już nie próbuję słuchać bo to nie ma sensu.


A koniarz powie "jakbyś nie kupiła nowego samochodu / sprzętu foto / czegośtam, to byś mogła za to kupić konia".  😁
Nigdy nie zrozumiem, co ludzie mają wtedy na myśli, no bo niby czemu miałabym kupować coś innego niż chcę? Chcę mieć konia albo potrzebuję samochodu, ale mam nie kupować, bo zamiast tego mogę mieć nowy telewizor i płaszczyć przed nim zad po pracy czy zestaw garów za dwa tysiące, których nie użyję bo nie gotuję? To by wtedy mówili, że po grzyba mi te garnki, lepiej było wymienić samochód.  😜
Gazella   Uwielbiam czyścić siwe konie ;)
21 stycznia 2017 06:02
Altiria, w sam punkt trafiłaś  🙂
Ludzie mają to do siebie, że wtrącają się w życie innych ludzi i mają najwięcej do powiedzenia o życiu innych ludzi. Jakbyście nie miały koni, to pewnie "gdzieśtam" słyszałybyście "a wiesz, jakbyś nie miała Tego samochodu to mogłabyś to i to...."... 😉
Z drugiej strony trochę smutne jak człowiek przelicza pasje innych na kasę.
Z drugiej strony trochę smutne jak człowiek przelicza pasje innych na kasę.

Smutne jest to, że z taka radością gospodarują czasem, pieniędzmi i pasją innych ludzi.
Znowu poległam... wystawiam konia na sprzedaż i niech się dzieje co chce. Jak się sprzeda to się sprzeda, jak nie to nie.
Tez wystawiłam. Ale tym razem juz bez wyrzutów. Nie jeżdzę od listopada. Niczego mi nie brakuje. Postawilam na rodzine i dobrze mi z tym... ciekawe jak bedzie na wiosnę.
A ja mam żal... i wiem, że będę tego żałować, bo to świetny koń. Chyba, że się nie sprzeda... Co ma być to będzie.
Jak zakładałam ten warek, tez miałam ogromny zal. Brakowało mi czegoś, strasznie tęskniłam. I tak kupiłam drugiego konia.
Teraz żalu nie mam. Jest bardziej kamien z serca...
Ja chyba pierwszy raz w życiu muszę posłuchać głosu rozsądku a nie serca i konia nie kupię przynajmniej przez najbliższe dwa lata.
Jest ciężko chwilowo,ale w połowie roku czeka mnie tyle pracy związanych z nową inwestycją,weselem  i  w pracy,że nie będę mieć czasu myśleć.
Jestem człowiekiem ,którego od myśli do czynu dzieli niewielka odległość i jakiekolwiek czekanie doprowadza mnie do szału.
Na kuriera nie umiem czekać dłużej niż dzień a co dopiero dłużej  😁
Ja posłuchałam, w końcu, głosu rozsądku, a głupie serce mi pęka - już ósmy miesiąc 🙁
Pocieszam się myślą, że mój koń jest w dzierżawie, bo pewnie gdyby poszedł w świat to bym się załamała.
I wychodzi na to, że cały mój świat kręci się wokół koni  😜
A ja ostatnio poczułam ogrom wyrzeczeń związanych z posiadaniem tej pasji. Pracuje jako instruktor, wiec raczej popoludniami. Teraz w ferie były półkolonie wiec pracowałam od rana do ok 15 (uwielbiam taki plan dnia) od 16.00 prywatni jeźdzcy w drugiej stajni (1 max 2 dziennie) plus pojeździc konia i jest... 20.00
A kasy z tego mało lub średnio, czasu mało, a jeszcze gdzie pojechać do mojego wlasnego konia (trzecia stajnia, 24 km). Gdyby był na chodzie to juz w ogole nie wiem kiedy bym go jeździła.
A kiedy zrobić praktyki, spotkać sie z ludźmi, pouczyć się na sesje, zaopiekować się końmi, pomasować konie klientów i własne...
No strasznie dziwne jest takie życie. Problem w tym ze bardzo je lubie, no może jedynie prace w rekreacji zmieniłabym na jeżdżenie wiekszej ilości koni.
Ale generalnie to uzależnia, po tylu latach pracy przy koniach, gdybym chciala zmienić takie życie na normalne to chyba musiałabym isc na jakiś odwyk  😁
Fakt, to uzależnia. Choć i tak, i nie,
Mnie też brakuje pracy instruktora. Ostatnio szczególnie... Zamieniłam stajnię na biuro i momentami mam ochotę wyjechać prowadzić jakąkolwiek rekreację nawet i na końcu świata 😁 ale znowu z drugiej strony => jak sobie przypomnę te deszczowe, błotniste i bardzo mokre dni bez hali, to stanie na mrozie, marznięcie na hali, krnąbrne konie, które trzeba było ruszyć, brak chęci i sił na swojego konia.... i wreszcie brak perspektyw na lepszą posadę, lepszą pozycję. Biurko nie jest takie złe.  😜 Coś za coś, bo szczerze brakuje mi tego trybu pracy popołudniami, atmosfery stajennej. Jeszcze jak się niektórzy klienci trafili przemili i rewelacyjni, to i poplotkować można było. Bardzo mi to odpowiadało.

jako że nie potrafiłam się pogodzić z moim końcem jeździectwa, a z drugiej strony wiecznym odwlekaniem powrotu spowodowanym strachem,że już nic nie pamiętam - wzięłam wreszcie doope w troki i wykupiłam karnet w szkółce zanim wynajdę 1000 powodów za tym, żeby już nie wracać. Jestem po 1 jeździe i jest... słabo :/ Z jednej strony dlatego, że jestem rozpieszczona własnym działającym na guziczki dobrze zrobionym koniem, regularnymi treningami i progresem, po drugie kompletym wyleceniem z obiegu - nie do wiary jak się człowiek może pokurczyć/pospinać i zapomnieć przez 3,5 roku bez dostępu do koni 0_0 - 2 minuty galopu zmęczyły mnie bardziej niż cały dzień zapieprzu rowerem na przełaj! Generalnie zsiadłam czując wszechogarniający wstyd i niemoc -nie spodziewałam się, że tak się cofnęłam 🙁

azzawa, pierwsze primo, może poszukać innej stajni? Wiadomo, rekreacja przytępia większość koni tak czy inaczej, ale dobrze wyszkolone rekreanty istnieją 🙂 Drugie primo, nie przejmuj się! Ja po raz pierwszy po kilku latach przerwy wsiadłam na haflingera podczas wakacji w Austrii, po dwóch kołach galopu chciałam wypluć płuca 😁 a teraz jest całkiem ok. Daj sobie czas 🙂
kokosnuss - wiadomo, nie ma co oczekiwać koni na poziomie GP w szkółce jeździeckiej 🙂 , niemniej myślałam, że radość z powrotu będzie na tyle duża, że nie będzie mnie bolało tak bardzo użeranie się z tuptakami (żeby nie było, wiem że taka ich niewdzięczna rola: ktoś musi uczyć i znosić błędy i potknięcia tego procesu).
Stajni nie mogę zmienić bo ta jest jedyną, do której czasowo na trasie dom-praca-stajnia.

Przy okazji, szczerze mówiąc zaczynam się zastanawiać jak mieszkańcy metropolii dają radę ogarnąć i finansowo i czasowo posiadanie konia 0_0 - muszę się zapisać na jakieś doszkalanie z wyciągania jak guma portfela i doby. Moje jeździeckie lata spędziłam w małym miasteczku ze bylejaką pracą i tanim (ale super wyposażonym) pensjonatem, do którego dojeżdżało się w 15 min - czasowo: bajka, finansowo: słabiuchno, ale razem udawało się to jakoś połatać. Tutaj, w wielkim mieście, ogarnięcie dorosłego życia+rodziny+pracy+konia wydaje mi się technicznie awykonalne  😵 SZACUN
asds   Life goes on...
11 lutego 2017 22:15
Ja w wrześniu ostatni raz siedziałam regularnie będąc w treningu na koniu. Później sporadyczne jazdy na ujeżdzalni lub w terenie na koniu znajomej. Przerwa związana była z dużą zmianą w moim życiu - zmiana i szukanie nowej pracy - a co za tym idzie trzeba liczyć wydatki i przyoszczędzić na czym się da (koszt treningów, wypożyczania do nich konia i dojazdów po 35km w jedną stronę). Pracę nową już znalazłam i powoli przyzwyczajam się do nowego środowiska (branża ta sama).
Przerwa wiadomo jest zła z punktu widzenia ciągłości jazdy, ale z drugiej strony ma człowiek szansę przemyśleć raz jeszcze niektóre sprawy. Co do np. poszukiwania konia do kupienia dla siebie to mam zupełnie inne nastawienie jak w wakacje 2016 - przemyślałam kilka kwestii, oceniłam swoje możliwości (finanse, czasowe (głównie) i swoje własne aspiracje (czego oczekuje po zakupie konia? po co chce kupić go? etc. etc.) i chwilowo dałam sobie na wstrzymanie z "końskimi sprawami".


Jak mam okazję to próbuję nowych końskich opcji jeździeckich i próbuje sama wyczuć co mi sprawia fun i co może zwierzakowi sprawiać fun. Na pewno nie mam żadnych ambicji sportowych. ZERO. Może kupię może nie? Kupienie to pikuś. Problem się zaczyna robić przy szukaniu stajni w miarę blisko miejsca zamieszkania (no i kwestia jak dobrze by się układało życie w pensjonacie). Najchętniej to bym se kupiła jakiegoś wałaszka cob'a trzymała go na takim yardzie jak są w Anglii i se pomykała dla relaksu to do lasu w siodle albo z buta razem z koniem. Ale znów mam wrażenie że u nas w świecie jeździeckim osoby tego typu jeżdzące tylko dla relaksu są źle postrzegane przez innych pensjonariuszy. No ba jak to?  I znów nerw bo też nie lubię sytuacji jak ktoś za moimi plecami mi i koniowi  d. obrabia. Strasznie mnie to irytuje że nie można wg. niektórych po prostu jeździć dla przyjemności z  obcowania z koniem i funu z jazd, a trzeba mieć "aspiracje". Tylko kurde do czego i po co? Jaki jest sens żyłować siebie i konia bo jest potencjał, no bo wszyscy tak robią, jak nie mamy z tego przyjemności, a tylko coraz bardziej się sami frustrujemy razem z koniem?



Tu chyba problen nie jest w tym ze 'nie mozna' tylko ze dalas sie wkrecic w takie myslenie 😉
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się