Wkurzają mnie dzieci i presja macierzyństwa -wydzielony z "kto/co mnie wkurza.."

kolebka, nie wiem kto pisał o obrzydzaniu, więc mój post był puszczony w eter. Po prostu wielokrotnie czytałam słowa opisujące kobiety w ciąży -obleśne, odrzucające, ohydne. Można powiedzieć - nie podoba mi się i ok a co tam sobie myślisz to Twoja sprawa 🙂. Ja o innych ludziach nie mówię, że wyglądają obleśnie bo są grubi/chudzi/chorzy i takie określenia nie wydają mi się normalne - to jest moje zdanie 🙂 A pracuje z różnymi ludźmi.
Heh, nie pocieszę was drogie panie, w życiu zawsze będzie ktoś, kto będzie wiedział lepiej co jest dla nas dobre i jak mamy żyć...
Będzie presja na dziecko, będzie presja na ślub, będzie presja na kolejne dziecko, będzie presja na chrzciny, będzie presja na zmianę metod wychowawczych i tak w koło Macieju...
Mnie macierzyństwo wzięło z zaskoczenia, więc już na starcie byłam tym zdołowana, że moje życie zmieni się całkowicie i ja nie mam już na to żadnego wpływu ( usunięcie nie wchodziło w grę z powodów etycznych). Do końca ciąży nie czytałam i nie interesowałam się tematem dzieci, czytałam raczej o tym jak pracować z koniem z ziemi 😉 wyprawkę skompletowałam na tydzień przed urodzeniem dziecka.
Postanowiłam podejść do tematu dziecka, jak do tematu małego porzuconego kota, psa czy innego zwierzątka, które trzeba odkarmić i odchować. Zaznajomiłam się z fizjologią i potrzebami gatunku i pozwoliłam działać matce naturze aby uruchomiła we mnie instynkty. Na szczęście się udało 🙂 Może to śmieszne co napiszę, ale dla mnie małe dzieci są jak trochę bardziej wymagające koty 😉 Tak więc mam w domu fajnego kotko-pieska małpoludka.
Ale żeby nie było tak różowo to są spore minusy, tej sytuacji. Mój związek poszedł w bardzo złą stronę i nie wiem co z tym zrobić. Prawdopodobnie w przyszłym miesiącu muszę wystawić moje ukochane konie na sprzedaż bo za chwilę kończy mi się macierzyński i muszę iść do pracy , nie będę miała już funduszy na pensjo dla dwóch koni ( a kobyły bardzo ze sobą zżyte, nie rozdzielę).  Do pracy mogę iść tylko na pół etatu i to w godzinach popołudniowo wieczornych, bo nie chcę aby dziecko poszło do żłobka ( koszty, choroby i dojazd 🙁 ) Młody będzie siedział w domu z babcią, ale babcia też pracuje... Do tego przytyłam 15 kg, mam guza w tarczycy i rozwalony kręgosłup nie wspominając o bliźnie na pół brzucha.... A i jeszcze "przybyło" mi nowej rodziny, a tam niestety sporo ludzi, którzy wiedzą lepiej co dla dziecka dobre... Nagabywanie na drugie już było i to przez niedzieciate małżeństwo ( dzieci nie mają bo nie chcą mieć...) na pytanie: kiedy drugie? odpowiedziałam pytaniem: a kiedy pierwsze ? Pomogło bo zatkało kakao i już więcej nie pytali 🙂 przykre to trochę bo znają mnie na tyle, że wiedzą iż mężatką  nie jestem, i nie mam warunków ani fizycznych ani finansowych na kolejne dzieci...
Aktualnie teściowa szarpie się niemiłosiernie o chrzciny, bo według niej młody jest gorszy, bo nieochrzczony i nieślubny i ona biedna nie ma się czym przed rodziną pochwalić...wszystko fajnie tylko na to trzeba mieć pieniądze....pieniądze trzeba odłożyć. Zero zrozumienia tylko awantura. Ja nie jestem religijna mi te chrzciny do niczego nie potrzebne, dziecko chciałam ochrzcić w sumie dla niej, skoro to takie ważne, ale po ostatniej awanturze to odechciało mi się z ta osobą  nawet spotykać....
Wybaczcie za długaśny wpis, trochę nie na temat, ale jak już na wstępie wspomniałam, w życiu zawsze znajdzie się ktoś kto będzie wywierał na nas jakąś presję, a my musimy nauczyć się z tym radzić i żyć dalej po swojemu 🙂 
Matrix no nie sprzedawaj tych koni! :-( Poszukaj wspoldzierzawcy czy cos... albo zlobka/niani
  Niestety nie jest to takie proste...wyć mi się chce jak pomyślę o tym, że więcej tych koni nie zobaczę, nie pomiziam i nie będę miała żadnego wpływu na ich dalszy los 🙁 ale niestety utrzymanie 2 koni w okolicach dużego miasta jest drogie. Koszty ograniczyłam do niezbędnego minimum, konie stoją na "łąkach" 40 km od Wro już od ponad 3 lat. Chodzą bose, nie jedzą paszy tylko garstkę owsa, z supli dostają tylko okresowo biotynę. Wszystkie zbędne mi jeździeckie sprzęty sprzedałam lub mam wystawione na sprzedaż. Ta kasa zazwyczaj idzie na weta i kowala. Od dawna nie kupuję zbędnych szpejów, jeżeli już bardzo chcę czegoś nowego to robię to sama po kosztach...
Nie jestem w stanie bardziej ograniczyć kosztów utrzymania bez szkody dla zwierząt 🙁 Do stajni jeżdżę min. raz w tygodniu bo jednak jak doglądam te moje habetki to jakoś mniej potem na weta wydaję, dalej ich nie przestawię bo jeżdżę do stajni z małym dzieckiem i to jest moje max możliwości dojazdowych, zresztą im dalej tym więcej za paliwo zapłacę...
Moje konie na tą chwilę są nieużytkowe, odezwały im się stare zwyrodnienia w stawach przednich nóg, wet nie pozostawił złudzeń. Pod siodło, jedynie na spacery w teren. Rehabilituję, je teraz w miarę możliwości, mamy jeszcze opcję farmakologicznego leczenia i kucie korekcyjne. Jak ktoś chce wydzierżawić konia to po to aby na nim jeździć, zresztą znaleźć dobrego dzierżawcę to też sztuka i trzeba mieć dużo szczęścia. Dzierżawa może się skończyć w każdej chwili, i co wtedy? Na szczęście moje konie mogą chodzić w zaprzęgu, do sezonowej lekkiej pracy zaprzęgowej jeszcze się nadają 🙂 ładnie się prezentują, niczego się nie boją i grzeją jak oszalałe. Mam nadzieję, że uda mi się znaleźć dla nich dobry dom, gdzie jeszcze komuś posłużą i dadzą dużo radości. Tyle mi zostało....
W temacie żłobek/niania...no cóż po pierwsze uważam, że moje dziecko jest za małe...z babcią zostanie i nie ma problemu, ale obcej osobie czy instytucji nie chcę go zostawiać. Żłobek i niania to dodatkowy wydatek i to wcale nie mały...w sumie to koszt utrzymania konia na łąkach... I tak jak z dzierżawą, trzeba dobrze trafić, mieć szczęście. W sumie wyszło by na to, że pracuję tylko po to żeby zapłacić za opiekę nad dzieckiem bo muszę iść pracować. Miejsce dziecka jest przy matce 🙂 ...tylko żeby jeszcze ta matka nie musiała tak martwić się o pieniądze i sprzedawać swoich ukochanych koni, które ma od 15 lat. W złą stronę to wszystko poszło i nie dziwię się, że ludzie nie chcą mieć dzieci.
Chce tylko napisac ze nie jestem negatywnie nastawiona do mojego macierzynstwa. Wrecz przeciwnie, ale uwazam to za hardcore i udreke przez wiekszosc czasu. I nie wiem co za oszolomki pisza te slodkie blogaski parentingowe i kto w necie wypisuje bzdury o magii, milosci, bliskosci itp.

W ramach bliskosci, to proba tulenia Rocha zwykle konczy sie tym ze strzeli mi liscia w twarz. Doprawdy polecam....  🥂 🤔wirek:


Edit
I jeszcze chcialam napisac ze wlasnie wkurza mnie t,o ze duzo kobiet boi sie pisac i mowic otwarcie o takich rzeczach, ktore ja tu napisalam.
O tym ze nie sa szczesliwe, ze nienawidza karmienia piersia, ze karmia mlekiem modyfikowanym, ze szukaja jak najszybszego sposobu na odzyskanie zycia, meza, pracy, ze ich zyciowym celem nie jest zmienianie pieluch, ze mozna czasem nienawidzic bycia matka.




Szacun za wszystko to co napisałaś! :kwiatek:
Każda z nas ma takie momenty, w których ma serdeczie dosyć bycia matką. Nawet te, które mają "łatwiesze egzemplarze" dzieci (takie jak mój Gab, czy Twój Roszek do pewnego momentu, przykro mi, że się to zmieniło 🙁 )
Mimo całego ogromu miłości jaką darzę moich synków i ogromnej radości jak mi dają, jestem często totalnie wykończona, fizycznie i psychicznie. To jest najcięższa praca jaką kiedykolwiek wykonywałam!

Takie porównanie mi przyszło do głowy, w związku z tym powiedzonkiem: "Wybierz pracę, którą kochasz, i nie przepracujesz ani jednego dnia więcej w Twoim życiu."
Oczywiście weźmy za przykład konie. Mamy na tym forum setki osób, które związały się zawodowo z końmi i spełniają się w tym.
Ale niech ktoś spróbuje pracować z końmi przez 24 h na dobę, 7 dni w tygodniu, niech się też zrywa i wsiada na konia kilka razy w nocy!
Nie ma, że kończysz, idziesz do domu, zjeść kolację, wykąpać się... Możesz tylko zjeść kanapkę, jedną ręką, siedząc na koniu. I przemyć się w zlewie w siodlarni. Generalnie nie wychodzisz z pracy. Przez rok.
Ciekawe, czy ktoś by nadal to kochał...?
Albo można spróbować słuchać ulubionej piosenki, bez przerwy, 24 h na dobę, 7 dni w tygodniu. W środku nocy czasem też.
😁

Za to regularnie czytam wątek dzieciowy, bo jest najbardziej życiowy ze wszystkich revoltowych wątków. Absolutnie nie nazwałabym go różowego i cukierkowego, dziewczyny często piszą o kryzysach w macierzyństwie, i dobrze! Niedzieciate mogą mieć naprawdę szeroki ogląd na sytuację  🙂
Ja też nie uważam, żeby ten wątek był różowo-cukierkowy.
A z obrzydzeniem co do ciąży i porodu doskonale Cię rozumiem, bo miałam identyczne odczucia. Na szczęście życie mnie mile zaskoczyło i w obu ciążach czułam się rewelacyjnie, poród był taki, jakiego się obawiałam, czyli hardcore i rzeźnia (pierwszy, bo drugi to już lajcik), ale potem znów miłe zaskoczenie jak niesamowite jest nasze ciało i jak potrafi wrócić do stanu poprzedniego.
Ale z tym oczywiście różnie bywa. Trzeba pisać o wszystkich możliwych przykładach.


[quote author=maleństwo link=topic=35211.msg2784049#msg2784049 date=1526633897]
Serio macie wrażenie, ze dziewczyny z wątku dzieciowego są same słodko - pierdzące, różowiaste i zachwycone? Bo ja tam widze, że w większości są targane po sinusoidzie odczuć i każda ma kryzysy, wątpliwości...A może, tak jak kiedyś napisała julie, po prostu wolą pisać o pozytywach, bo ileż można narzekać albo - bo nie o wszystkim chcą/ mogą napisać na forum, bo internet wcale nie jest taki anonimowy.[/quote]
Przecież też narzekam, prawda? 😁
A to, że mniej niż przeciętnie... Mam swoje powody.

-Osobiste. To forum czyta moja rodzina. Jestem instruktorem, to czytają moi klienci, w tym bardzo młode osoby. Pewnych rzeczy nie napiszę wprost, w taki sposób jakbym to powiedziała w cztery oczy kumpeli, czy przyjaciółce.

-Ja naprawdę taka jestem. I kto mnie zna osobiście (a jest tu kilka akich osób) to potwierdzi. Po prostu nie narzekam, staram się skupiać na pozytywach. Zagryźć zęby i do przodu. Bo biadolenie niewiele zmieni. Czasem, jak każdy, potrzebuję z coś z siebie wyrzucić, ale ze względów wymienionych powyżej, wolę nie publicznie, tylko w rozmowie osobistej.

-Moje dzieci naprawdę takie są! Rzygam tęczą, kocham ich jak szalona, cieszą mnie, bo naprawdę nie mam z nimi problemów, są dla mnie mega radością. Sorry, ale taka jest prawda. Nie pisać o tym, zachować dla siebie?!
Ciężko i dosyć mam z innych powodów, a nie dzieci samych w sobie.
Mam niebywałe szczeście, że Gab był/jest totalnie bezproblemowym dzieckiem. Grzecznym (niemodne określenie 😁 ), miłym, radosnym. Myślę, że też kilka osób, które go poznało osobiście, może to potwierdzić. Nie wymyśliłam sobie tego i nie polukrowałam. Ignaś aż taki łatwy nie jest, ale też nie ma tragedii. Muszę go "tylko" dużo więcej nosić na rękach niż musiałam Gaba.
Mam siłkę gratis! 😀
(I tak wolę na to patrzeć, zamiast biadolić.)
Julie dziękuję za ten post, naprawdę miło czytać takie opinie  🏇  Że nie każda kobieta z radością podchodziła do swojej ciązy, ale koniec końców i tak jest szczęśliwa.. A przecież to jest najwazniejsze 🙂
Martita   Martita & Orestes Company
22 maja 2018 12:48
Julie Zawsze przyjemnie czyta mi się Twoje posty, nawet jak gdzieś trochę narzekasz to i tak jest to pełne optymizmu, że jutro będzie lepiej. Zarażasz tym  😁

Odnośnie ciała w ciąży, to ja się czułam jak wielorybek na mieliźnie. Dużo znajomych mówiło mi, że wyglądam super a ja czułam się jak kupa śmieci. Nie podobało mi się, na szczęście mija  😉 Za to najgorsze wspomnienie z okresu ciąży to brak możliwości zawiązania samodzielnie sznurówek, I ogólnie takie ograniczenie ciała, szybkie męczenie się etc.
Odgrzebię kotleta, ale trochę zainspirowała mnie dyskusja w wątku "koniec z jeździectwem", bo ostatnio temat presji macierzyństwa czepia się mnie jak kula u nogi i muszę wylać żale.

Patrzac po otoczeniu (i forum) to dobre 90% kobiet po urodzeniu dziecka albo sie z konmi rozstaje, albo przynajmniej rozstaje sie definitywnie ze sportem jezdzieckim, i costam gora podlubie rekreacyjnie raz czy dwa w tygodniu. Chociaz 90% z tych 90% sie zapiera na starcie, ze koni nie rzuci. Polecam przekartkowac watek  dzieciowy, serio 😉

Mam wrażenie, że jak tylko pojawią się dwie kreski, to wszystkie moje plany sportowe (akurat psie i biegowe, nie końskie) runą, bo utknę po pas w pieluchach i całe dnie będę spędzać na słuchaniu płaczu i noszeniu na rękach nieodkładalnego bobasa po zasyfionym mieszkaniu. Kiedyś, jak byłam mała, mówiłam że w wieku 25 lat na pewno już będę miała męża i dziecko. Teraz mam 27 i odsuwam od siebie myśl o ciąży jak najdalej się da. Wiadomo, że prędzej czy później to nastanie, ale w ogóle się na to nie cieszę. Przeraża mnie to, jak maluchy koszmarnie uwiązują matkę (wiadomo, oboje rodziców, ale jednak matka odwala większość roboty), jak utrudniają życie i tworzenie planów. Nie będzie się już dało wsiąść do samochodu i jechać, trzeba będzie zapchać bagażnik po sufit setkami kompletów ubrań, bo wszystkie będą zapewne za chwilę zarzygane. Nie podoba mi się też aspekt fizyczny, wielkie cycki, ciało, które nie wróci szybko do siebie, ciągłe zmęczenie, niewyspanie, rozdrażnienie. Nie widzę plusów tej sytuacji, tym bardziej, że to nieodwracalna decyzja na całe życie. A jak już ją podejmę, to co jeżeli instynkt się nie pojawi i będę wredną, nieczułą matką, która nie kocha własnego dziecka?

Myślałam, że Czechy to bardziej "zachodni kraj" i nikt nie będzie wciskał nosa w cudze sprawy. Tymczasem mam wrażenie, że ciśnienie jest jeszcze większe, niż u nas, albo może mój D. ma po prostu taką rodzinę. Niedobrze mi się robi na myśl o kolejnej rodzinnej uroczystości, bo z każdej strony słyszymy te same komentarze. Jego babcia w kółko wali tekstami, że zanim umrze chciałaby ponosić małego bobasa a ojciec pyta, kiedy w końcu zostanie dziadkiem. Wiecie co jest dla mnie totalnie niepojęte? Wspomniane osoby chcą, żebyśmy MY mieli dziecko, żeby ONI mogli pochodzić z wózkiem po osiedlu, jak raz na dwa miesiące przyjedziemy w odwiedziny (i najlepiej, żebyśmy podczas tych odwiedzin u nich nie spali, bo zakłócimy spokój, do którego są przyzwyczajeni). Nikogo nie obchodzi, że przez cały pozostały czas to rodzice stają na uszach i nie śpią, bo obskakują bobasa, że to wszystko kosztuje, że trzeba mieć odpowiednie warunki mieszkaniowe. Co z tego? Przecież babcia jest stara i chce prawnusia.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
31 sierpnia 2020 13:23
Wiadomo, że prędzej czy później to nastanie, ale w ogóle się na to nie cieszę.(...) Nie widzę plusów tej sytuacji, tym bardziej, że to nieodwracalna decyzja na całe życie.


fin przepraszam, jeśli to zbyt osobiste, ale nieco przeraziły mnie te dwa zdania - dlaczego uważasz, że musisz mieć dzieci, skoro ich nie chcesz?
smarcik, jak to kiedyś napisała majek - taki jest cykl życia gatunku. Nie chcę mieć, bo egoistycznie patrzę na swoją wolność i swobodę, ale obstawiam, że prędzej czy później nastąpi chwila, w której odsunę swój święty spokój na dalszy plan. Z tym, że obawy mam takie, jak opisałam [s]poniżej[/s] powyżej, a wylewam żale, bo wkurza mnie presja.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
31 sierpnia 2020 13:53
fin ja jeszcze nie tak dawno pisałam w tym wątku, że nie lubię dzieci i nie chcę ich mieć. Jednak się zdecydowałam, urodziłam cale szczęście grzeczne dziecko. Nigdy tak dużo/systematycznie nie jeździłam konno jak po porodzie. Duża zasługa mojego męża, który gdy tylko wracał z roboty zajmował się córką  i miałam czas dla siebie i koni. Niestety często faceci uciekają od obowiązków i kobieta choćby bardzo chciała to nie rzuci wszystkiego i nie poleci do koni. Także da się pogodzić jeździectwo z macierzyństwem ale logistyka musi być na tip top.
fin ja dłuugi czas zakładałam, że urodze dziecko przed 30stką. Cóż, w tym roku kończę 31 i dziecka brak  😂

Natomiast przemyślenia mam takie same jak Ty. Na chwilę obecną jestem na NIE, ale pewnie przyjdzie taka chwila w moim życiu, że stwierdzę że to już czas. Koło 35 roku życia tak myślę  😁
A presja, w moim kręgu znajomych nie ma ani jednej ciąży i dzieci, dalsze znajome to już tak (może dlatego są dalsze haha). Nie odczuwam totalnie presji, w rodzinie mam starszą siostrę i kuzyki, które też są bezdzietne i nikt nie ma z tym problemu.
Pierwszy raz się z tym spotkałam w aktualnej pracy, "jak urodzisz to pokochasz", "kazda tak mówi ze nie chce", "najlepiej przed 30stką, potem coraz gorzej"  i tak dalej... Jednym uchem słucham, drugim wylatuje 😉  To moje życie i sama o nim decyduje, rady w zakresie rozmnażania bynajmniej nie skłaniają mnie do tej decyzji.
fin, jest dokładnie tak jak piszesz, z ta różnica drobna, ze jak ktoś CHCE mieć dzieci, to to wszystko jest nieważne bo i tak warto. Poza całym tym gownem i syfem 😉  Ty NIE CHCESZ, no i super! Nie miej i już, ufff jakie szczęście ze w ciąże trzeba zajść, a dzieci nie przynosi pewnego dnia losowo kurier pod drzwi! Żyj i korzystaj z życia, jeśli kiedyś poczujesz tak naprawdę ze chcesz, bedxiesz chciała nie BO coś, a MIMO WSZYSTKO 😀 a jeśli nie - po prostu nie będziesz mieć dzieci i będziesz znacznie szczęśliwsza niż mając je na sile! 🙂
A tak btw to ja akurat wracam do koni, kiedy moja córka ma 3 lata a syn 9 miesiecy - a nie jeździłam laaaaata, lata.  (EDIT: bo zawsze ‚nie miałam czasu’ a przy dzieciach - czyli kozach, znacie ten dowcip? - organizacja sprawiła ze nagle ‚mam’ czas 😉)
fin przede wszystkim, na boga, nie daj se wmówić, że musisz, bo coś tam. To naprawdę jest ciężki kawał chleba na początku i jak zrobisz to wbrew sobie to będzie jeszcze trudniej. Super jest mieć dziecko, super patrzeć jak się zmienia itd. Ale tylko jeśli codziennie nie wyrzucasz sobie, że się do tego przymusiłaś.

Co do ciała - ponoć wszystko szybko schodzi jak się karmi piersią. Ja nie karmię (Młody ma 4 miesiące), a mieszcze się już w spodnie sprzed ciąży.

Co do instynktu - ja go nie mam 🙂 i na początku też miałam problem. Miłość przyszła, a instynktu dalej nie ma  😀

A co do organizacji - jeśli jesteś dobrze zorganizowana teraz to po dziecku też będziesz

Edit: w temacie organizacji wspominałam Gosię z myheartchakra. Gdzieś mi tą część postu wcięło i nie bardzo mam czas uzupełnić. W każdym razie 3 psy, jedno dziecko, joga, kwiatki, wyjazdy. I daje radę 😀 odsyłam na blog i fb 🙂

Btw, mnie też dziecko zmotywowało do powrotu do jeździectwa 😉
zabeczka17   Lead with Ur Heart and Ur Horse will follow
31 sierpnia 2020 14:14

Mam wrażenie, że jak tylko pojawią się dwie kreski, to wszystkie moje plany sportowe (akurat psie i biegowe, nie końskie) runą, bo utknę po pas w pieluchach i całe dnie będę spędzać na słuchaniu płaczu i noszeniu na rękach nieodkładalnego bobasa po zasyfionym mieszkaniu. Kiedyś, jak byłam mała, mówiłam że w wieku 25 lat na pewno już będę miała męża i dziecko. Teraz mam 27 i odsuwam od siebie myśl o ciąży jak najdalej się da.


Utkniesz, plany runą, będziesz słuchać płaczu... ale nie na zawsze🙂 to tylko taki sezon. Powtarzam sobie to i faktycznie , widać już światło w tunelu.
fin, posłuchaj sienki - nic nie musisz, ani teraz ani nigdy. Warto mieć temat obgadany z partnerem/mężem, żeby o to nie było kłótni, a naciskającej rodzince możesz powiedzieć, że nie możecie mieć na razie dzieci - może to ich postawi w głupiej sytuacji i przestaną paplać. Albo nic nie odpowiadaj. Wiem, że to wkurza, ale musisz być tego pewna, nie robić niczego wbrew sobie. Może przyjdzie moment, że zechcesz, wtedy poświęcenie nie będzie typowym poświęceniem, bo będzie to coś, czego chciałaś. A może nie przyjdzie.
Za dużo widzę wymuszonych dzieci za wcześnie przez męża/rodzinę, a z którymi "męczy się" kobieta sama głównie, a dookoła tylko głupie teksty, że pokocha bo swoje i wszystko będzie dobrze - nie zawsze jest dobrze. Dlatego to ma być decyzja z głębi Ciebie!
Ja sobie też wmawiałam, że dziecko przed 30, 30 kończę zaraz a dzieci brak, wśród moich znajomych też jakoś baby boomu nie ma. Tematy takie dopiero gdzieś tam kiełkują.
Za dużo widzę wymuszonych dzieci za wcześnie przez męża/rodzinę, a z którymi "męczy się" kobieta sama głównie, a dookoła tylko głupie teksty, że pokocha bo swoje i wszystko będzie dobrze - nie zawsze jest dobrze.
Dlatego właśnie mnie tak męczą te naciski, o których wspomniałam. Bo i tak koniec końców to kobieta jest najbardziej uwiązana i odwala większość roboty.
fin, ja wiem i mam przykład tych nacisków w swoim otoczeniu. Tam jeszcze był problem z niepłodnością, udało się, ale kobieta została sama praktycznie... I radość z dziecka niby jest, ale pod spodem sporo goryczy.
A ci ludzie od naciskow urodza i wychowaja te dzieci za ciebie 😉 ?

Ja jestem od wczesnego nastolectwa zdecydowanie na NIE, moj facet doskonale o tym wie, bo temat jest obgadany na starcie i jest takiego samego zdania na szczescie. Zreszta rodzina tez, i nikt sie nie miesza. Na organizacje czasu nie narzekam.

Moze to kwestia kulturowa w NL a moze moj dobor towarzystwa, ale naciski to rzecz dla mnie egzotyczna (i dobrze). Mam kolezanki w stajni dzieciate, mam znajomych bezdzetnych (w wiekszosci z grupy 30+), tematu w sumie nie ma.

Uwiazanie to rzecz wzgledna, pewnie jak komus na posiadaniu dzieci zalezy, to to uwiazanie wcale nie jest odczuwalne jako cos az tak negatywnego.
Nie kazdy tez potrafi byc tak zorganizowany, zeby miec dwa etaty, trzy konie i psy, jedno niezalezne hobby i dziecko/dzieci. To jest kazdy moze sie pewnie w koncu takiej organizacji nauczyc, ale nie kazdy to psychicznie udzwignie. Moze majac odpowiedniego terapeute 🙂
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
31 sierpnia 2020 17:32
Fin, to rodzina twojego faceta czy twoja? Jeżeli jego to niech z nimi pogada, że nie życzycie sobie takich pytań.
Averis   Czarny charakter
01 września 2020 00:55
fin, niczego nie musisz - ani teraz ani nigdy. Bycie matką nie jest obowiązkiem i jedyną życiową drogą. Nie musisz rezygnować ze świętego spokoju, jeśli tego nie chcesz i zmuszać się do ogromnej życiowej zmiany, na którą nie masz ochoty. To nie jest żaba, którą każdy musi połknąć, a bycie bezdzietną z wyboru jest wyborem równie dobrym, jak każdy inny. I fakt, może i da się pogodzić bycie matką, pracę i pasję. Ale po co robić to wszystko w imię roli, w której nie chcesz być? Mnie trochę zmroziło to „wiadomo, że prędzej czy później to nastanie, ale w ogóle mnie to nie cieszy”. Naprawdę masz wybór.
TRATATA   Chcesz zmienić świat? -zacznij od siebie!
01 września 2020 06:32
Ja się zdecydowałam bo stwierdziłam, że albo teraz albo nigdy.
Nie można jednak decydować się wbrew sobie. Macierzyństwo z przymusu może być super, cukierkowe albo okazać się drogą przez mękę. Nie da się wielu spraw i wydarzeń przewidzieć np. tego czy facet się ogarnie i będzie potrafił zając dzieckiem czy zawinie się do innej piaskownicy. Bywa różnie. U mnie na początku też nie było kolorowo ale udało się tak wszystko zorganizować, że tak jak wspomniałam wcześniej to był mój najlepszy czas jeśli chodzi o jeździectwo.

Jeśli ktoś nie czuje potrzeby posiadania dzieci to nie musi ich mieć, gderactwo rodziny i tak się nigdy nie skończy bo jak urodzi się jedno to potem i tak się wysłuchuje "kiedy następne?" "dziecko musi mieć rodzeństwo" bla bla bla, olać ich.
Moon   #kulistyzajebisty
01 września 2020 06:54
Ponieważ wątek znowu wypłynął...
U mnie niewiele się zmieniło. Obecnie posiadam dwa stany - albo "Kurdę, ponad 3 dychy na karku... Pewnie powinnam..." albo "Nigdy w życiu!"

I obecnie posiadam hejt nawet na rozpier... porozwalane zabawki lub ich strzępy po osiedlu, które się walają po chodniku na dziedzińcu. I na tabliczki powstawiane dosłownie wszędzie "zakaz wyprowadzania psów" - Hitem jest tabliczka przy jednym z ogródków "Posprzątaj po swoim psie, DZIECI SIĘ TU BAWIĄ!" - Aż mnie korci dokleić kartkę z "a kto posprząta po dzieciach?!"  😫 🤔 Dobrze, że wakacje się skończyły  🙄

I hasło "tylko tylko dziecko..." mnie niebotycznie wku*wia. Oraz "jak mam tu przejść z wózkiem?!" - tak samo jak pan kurier/listonosz/dostawca z wózkiem z paczkami.  👿
Czy jestem już zezgredziałą jędzą?  😵
Ooo zabawki na osiedlu to sama kiedyś pozbieram i wyrzucę do kosza. To jest jakaś masakra. Tzn niby pieprznięta pod blokiem hulajnoga za gruby hajs świadczy o bezpieczeństwie na osiedlu  😀 no ale bez przesady...

Ale! Jeśli chodzi o przejeżdżanie wózkiem to akurat jest u nas duży problem. Chodniki są w opłakanym stanie, a ludzie parkują kompletnie bezmyślnie. I ten biedny listonosz czy niepełnosprawny będzie miał taki sam problem jak matka z wózkiem. Pamiętam jak mi koleżanka opowiadała jak w zimę musiała wózek z dzieckiem przez zaspy przenosić, bo auta poparkowane na chodniku tak, że sama ledwo się mieściła. Ja też klnę jak nagle muszę zjechać z wysokiego krawężnika i jechać ulicą, bo ktoś sobie chodnik z parkingiem pomylił. Nie chcę myśleć jak klną ludzie na wózkach inwalidzkich.
Ja wiem dziewczyny, że nic nie muszę, nikt mnie nie rozstrzela za karę. Ale za rok wyjdę za mąż, prędzej czy później to dziecko powinno się pojawić. To nie jest tak, że już teraz wiem, że nie będę go nigdy chciała, bardziej chodzi o to, że już teraz bombardują mnie naciski na coś, czego w tej chwili nie chcę. I obawiam się, że nigdy nie będę w tym temacie rzygać tęczą i będzie to bardziej "zadanie do wykonania" niż wyczekiwana fala cukru.

Zniechęca mnie też to, że choćby partner stawał na uszach, to i tak więcej roboty ma matka i ileś tam miesięcy siedzi w domu.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
01 września 2020 09:27
Ponieważ wątek znowu wypłynął...
U mnie niewiele się zmieniło. Obecnie posiadam dwa stany - albo "Kurdę, ponad 3 dychy na karku... Pewnie powinnam..." albo "Nigdy w życiu!"


Mam tak samo, piąteczka  😉 Generalnie jestem na nie, ale czasem mam obawy, że kiedyś będę chciała dzieci i już będzie dla mnie za późno  🤔


fin ale jeśli jest to dla Ciebie tylko "zadanie do wykonania" to po co to robić? Wychodzę z założenia, że nie robię rzeczy, których nie chcę/nie lubię, i tak długo, jak długo nikomu nie robię krzywdy moim zachowaniem/sposobem życia, to uważam, że mam pełne prawo robić wyłącznie to, co chcę  😉 Chyba, że np Twój partner ma radykalnie inne zdanie w temacie i bardzo zależy mu na dzieciach?
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
01 września 2020 09:30
Fin, nawet po ślubie nie ma obowiązku posiadania dzieci - nawet w naszym kraju póki co  😁
Ale za rok wyjdę za mąż, prędzej czy później to dziecko powinno się pojawić.


Wybacz, ale to jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe...
fin, serio, nic nie powinno. Jeśli będziesz chciała, a przeraża Cię kwestia organizacji to spokojnie, wszystko da się ogarnąć. Ale jeśli tego nie czujesz to się nie decyduj. Naprawdę. Zamęczysz się. To jest orka i tak jak dziewczyny pisały - posiadania dziecka jest tego warte ale tylko jeśli świadomie tego chcesz. Wtedy i tak jest wystarczająco ciężko (przynajmniej na początku). Nie ma co sobie dokładać poczucia, że zrobiłaś coś wbrew sobie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się