System opieki zdrowotnej

Hmmm, a czy pensja lekarzy zależy od specjalizacji? Patrząc na mojego znajomego (chirurg ortopeda, młodszy ode mnie więc lat wysługi jakiś kosmicznych nie ma) to chyba można dobrze zarabiać. Patrząc na auta, które kupuje i jak żyje,  to chyba bardzo dobrze.
BMW ma na kredyt. Bo jemu nie wypada jeździć starym ople, bo ludzie powiedzą "jakiś debil a nie lekarz, skoro nie stać go na dobrą furę"
WSZYSCY moi znajomi z pracy, kupują fury w leasingu na firmę. Nikt nie wykłada pieniędzy z konta. Domy są na kredyty, fury na leasing.
Ja się wyłamałam i za kasę z konta kupiłam 10 letniego Fiata Brawo. I reszta się dziwi "jak to tak?"   😁  A mnie akurat wali szczerze czym jeżdżę.  Totalnie.


edit- zarobki zależą od: rejonu kraju, miejsca pracy ( czy to państwowy biedny szpitalik, czy prywatna klinika) od rodzaju specjalizacji i akurat popytu na nią, od rodzaju specjalizacji zależą też możliwości dorabiania poza głównym etatem. Zarobki zależą też od odwagi, od przebojowości, od siły przebicia i umiejętności wepchania się w dobre fuchy do dorabiania, od znajomości, od wytrzymałości fizycznej i psychicznej, od wielu czynników- czyli tak jak wszędzie.
Gillian   four letter word
04 marca 2017 07:52
Mnie nie stać na kredyt. Swoimi godzinami będąc w pracy trzy dni z rzędu i jeden w domu zarabiam 2500. To co mam kupić za to jak ledwo na życie ogarniam?
To fakt. Ciebie jako ratownika, czy pielęgniarkę nie stać na kredyt, a lekarza stać. To prawda! Ale to lekarskie życie, to naprawdę w dużej mierze na kredytach jedzie.
A że ratownicy i pielęgniarki zarabiają za mało a mają OSTRO przesrane, to wiadomo od stu lat. Tylko nikt z tym nic nie chce zrobić. I to, że lekarze maj sto razy lepiej niż pielęgniarki, to też wiadome i nikt z tym nie polemizuje.

A  ratowników mi nie szkoda. Jeśli ratownikiem zostaje obecnie ktoś, kto nie ma wykształcenia medycznego, a tylko jakiś kurs, to dla mnie to jest masakra.
Ratownik robi tylko za taksówkę. Wywiadu kur**a nie umie zebrać. A jak zbiera wywiad, to nie taki, jaki jest mi potrzebny. Zwożą wszystko, wszystko! Dla mnie to oni przypominają taksówki, które w razie potrzeby potrafią wykonać podstawowe czynności reanimacyjne i założyć opatrunek.
Inaczej pracują ratownicy w karetkach, którzy mają też etaty w szpitalach na SOR-ze, oni odwalają dobrą robotę. A beznadziejni są ratownicy po jakichś tam kursach, którzy nie dorabiają w szpitalach i robią tylko za taksówki.

Edytuj posty.
Gillian   four letter word
04 marca 2017 08:06
No. Tylko wkurza mnie ta otoczka świętości lekarza. Lekarz musi zarabiać krocie bo jest po ciężkich studiach i jest taki mądry. Lekarzowi się nie pyskuje. Lekarzowi nie spuszcza się łomotu. A personel średni jak jest traktowany przez większość lekarzy? Jak gówno 🙁

Wożą wszystko, to fakt. Ja też bym woziła bo prokurator się nie będzie pytał czemu zostawiam w domu i błędnie zdiagnozowałam. W mojej stacji wszyscy ratole mają wykształcenie minimum na poziomie licencjatu.
Po kursie KPP można jeździć jedynie w transporcie sanitarnym, nigdy w pogotowiu.
Z pierwszy akapitem się zgadzam.
Drugi akapit rozumiem. Ale do ku*** nędzy, niech chociaż wywiad po ludzku zbiorą! Pierdzielą mi jakieś totalnie nieistotne rzeczy, które w ogóle nie mają znaczenia, a najważniejszych informacji nie mają. I zostajesz potem z takim pacjentem, który sam nic mądrego nie powie, rodzina nie odbiera telefonów a ty baw się we wróżkę o co tu chodzi w tym wszystkim. ( mówię o pacjentach psychiatrycznych, a nie internistycznych, gdzie starczy zrobić badania i już coś masz)

Ja połowę ratowników z którymi mam do czynienia, wywaliłabym od razu.
Gillian   four letter word
04 marca 2017 08:24
Też tak bywa 🙂
Tunrida, ja tu sie nie zgodzę. Zeby zostać ratownikiem medycznym trzeba skończyć 3 letni licencjat. Nie wiem skąd wzięły Ci sie jakies kursy. Praca w pogotowiu jest ciężka, łączysz ze soba praktycznie kazdy dział medycyny, wymaga to wiedzy i doświadczenia, zeby moc prawidłowo zaopatrzyć pacjenta.

A co do pacjentow psychiatrycznych- to psychiatria na uczelniach kuleje. Kończyłam akademie medyczna i nie byłam jakos szałowo przygotowana do pracy z pacjentami psychiatrycznymi. Wszystkiego nauczyłam sie dopiero w pracy...
rtk- ja sobie zdaję z tego sprawę. Ale ja MÓWIĘ tym ratownikom, co mi jest na przyszłość potrzebne z wywiadu. Uczę ich, tłumaczę i jak grochem o ścianę. Widocznie na głąbów trafiam. Niereformowalnych. Nie zbiorą wywiadu jak należy, "rzucą" takiego pacjenta i zadowoleni. Bo przywieźli. Nie wiem jakim lekiem leczony, jakimi dawkami ( a to istotne! Bo Pernazyna Pernazynie nie równa. Można brać 25 mg na noc na spanie, a można brać 100-ki 3 razy dziennie po 2.) Na podstawie dawek ja już wiem mniej więcej z jakim chorym mam do czynienia.
Podają mi wywiad, z którego nic nie wynika. Nic, co jest dla mnie ważne. I ja tłumaczę, powtarzam, żeby wiedzieli na przyszłość o co pytać, jak już są w domu pacjenta. I mówię ci, że jak grochem o ścianę.
Zostawią pacjenta, rodzina gdzieś na wsi telefonu nie odbiera i nie raczy przyjechać na SOR, bo po co, pacjent dysymuluje, przeczy danym z wywiadu, opowiada jak on to widzi "po swojemu" i ...  nic z tego nie wynika.  A już na pewno nie to, czy mogę kłaść chorego bez jego zgody do oddziału, czy nie mam prawa.
Ja zdania nie zmienię, połowę tych ratowników bym zabiła gołymi ręcami jak bym mogła.
Są ratownicy kompetentni, ale to naprawdę zwykle ci, którzy sami robią na SOR-ze lub kiedyś robili i mają pojęcie. Ci co tylko w karetkach jeżdżą, których ja spotykam...nie chciałabym by przyjechali do kogoś z mojej rodziny. Sensowniej było, kiedy w karetkach jeździli lekarze. Choć bywają i lekarze głąby i konowały z karetek, "odpady" jakieś dosłownie. Ostatnio z takim miałam do czynienia i jego szczęście, że się zwinął, zanim ja się zorientowałam co on narobił. Odnoszę wrażenie, że uznają, że "dowieźli" i na tym ich rola się kończy. Skierowano mi ostatnio pacjentkę w ciężkim stanie z zapaleniem opon na psycho bo " się nie odzywa". I ZERO wywiadu, ZERO!
Rozumiem Twoja złość, u mnie w firmie natomiast selekcja ratowników jest dosyć mocna i wymaga się od nich dużej wiedzy. Za to problem często stanowią lekarze, których jest mało wiec ci którzy są, maja kompletnie za nic swoje obowiązki. O psychiatrii, ustawie o ochronie zdrowia psychicznego pojęcia nie maja. Wiec pewnie co region, to inne zwyczaje 🙂 
Tylko proszę nie pisz, ze jesteśmy po kursach, bo w ciągu trzech lat kształcenia mamy porównywalna liczne godzin do kierunku lekarskiego, z tym ze mamy nacisk na inne aspekty niż wy...
ok- przepraszam za kursy.
Tak trochę w obronie napisze jeszcze ze czasem zdarza mi się przewozić na psychiatrię pacjenta na konsultacje po wytrzeźwieniu, z pdoz, innych szpitali w ramach przekazania i dostaje garstkę dokumentów i pacjenta. Nie mam prawa nic wiedziec o pacjencie zabierając go choćby z izby wytrzeźwień. Psychiatrzy się dekompensuja, ale to tez problem lekarzy, którzy nie piszą starannych konsultacji czy nie przekazują sobie nawzajem informacji. A po głowie dostaje transport.  Przykre to
Pacjent po wytrzeźwieniu gada sam. I jeśli chce się detoksykować na psycho to sam ślicznie wszystko opowie. A jak jest już w majaczeniu, to i tak wywiady to część mało istotna na ten dany moment. Bo majaczenie alkoholowe kładziesz bez zgody i leczysz. To jest proste. To stan zagrożenia życia a chory ma zaburzenia świadomości.
A jeśli pod wpływem ganiał z nożem lub twierdził, że się zabije, a po wytrzeźwieniu rozum wrócił a do tego nie chce się leczyć, to wywiad też jest niej istotny. Bo masz już trzeźwego, którego sobie sama oceniasz. Bo masz już trzeźwego, zdrowego psychicznie alkoholika, który sam chętnie mówi. Zwłaszcza kiedy nie chce leżeć, to bardzo chętnie wszystko opowie.
Ja tam się pierdół nie czepiam. Jeśli zespół przewozówki daje skierowanie i mówi "my nic nie wiemy, nam kazali tylko przewieźć" to ja to rozumiem. Kazali, to przewieźli i tyle.
Ja nie jestem czepliwa, naprawdę.
Ale jeśli mi ratownik zwiezie pacjenta pod hasłem "schizofrenia, odstawił leki, uciekał z domu i krzyczał na matkę", ( czyli brak przesłanek do zatrzymania bez zgody na podstawie takiego wywiadu) a sam pacjent ślicznie racjonalizuje, dysymuluje i nie mam sensownego wywiadu, to zostaje pacjenta 3 minuty po przywiezieniu odwieźć do domu. Bo nie mam prawa go przetrzymywać.
I proszę, tłumaczę JAK ZBIERAĆ WYWIAD, żeby na przyszłość wszystkim było wygodniej pracować. I nic. Dalej to samo.
Ostatnio jak wypowiadałam się na temat żywienia w szpitalach, to pisałam same superlatywy, że byłam w szpitalu i sytuacja tak się poprawiła od ostatnich 5 lat, jak poprzednio leżałam z synem w ciąży i można było z głodu zdechnąć. Że teraz jedzenie super, wręcz nie do "przeżarcia", fajne dania, zdecydowanie lepiej, niż karmią mnie w domu 😉 Aż do czasu, kiedy trafiłam do szpitala drugi raz w obecnej ciąży, oddział inny - ten sam, co 5 lat temu. I uwaga - tam nie zmieniło się nic, jak już to na gorsze. Nadal pielęgniarki/położne sfoszone nie wiadomo o co na dzień dobry, wypowiadające się bezosobowo (podmyje się tym mydłem i mocz zaniesie do dyżurki).

Sama jestem ratownikiem i długo pracowałam z pacjentami i sądziłam, że nie da się pobrać krwi tak, żeby pacjent skoczył po sufit - otóż się da! Jak mi wpie.niczyła igłę, to myślałam, że mi łokciem wyszła. Oczywiście przeżgała żyłę na wylot i musiała gmerać w środku, cudem ugryzłam się w język, żeby nie powiedzieć, żeby tylko trochę wycofała igłę. Na szczęście się udało, bo już mi się gorąco zrobiło. A nadmienię, że dopiero od dwóch pobrań zdecydowałam się nie mdleć przy pobieraniu krwi i odważnie nie proszę o możliwość położenia się, od kiedy przy ostatnim przyjęciu pielęgniarka skwitowała to stwierdzeniem, że "ona tak szybko i zaraz będzie po wszystkim". Standardowo  tutaj pobiera się krew/zakłada wenflon do przyjęcia do szpitala przy biurku, z ręką pacjenta w powietrzu (bez oparcia lokcia na niczym), na tym samym na którym wypełnia się papiery.

Nadal te same komiczne zasady zachowania, typu na badanie ginekologiczne trzeba iść w koszuli (nie mogą być legginsy, ani spodnie od piżamy, bo zdejmowanie ich za długo trwa), BEZ MAJTEK (powód - j.w.), a jak któraś ma plamienia, odchodza jej wody płodowe, jest w połogu, to podpaskę ma trzymac siłą woli między nogami. Tym razem powiedziałam, że idę w majtkach i nie będę nic ściskała między nogami, kurde dosyć. Ile trwa ściągnięcie majtek? 3 sekundy? Siadając na fotel ginekologiczny  nie wolno zdejmować klapków (położna gestapo niemalże trzyma cię za nogę).

Na badanie przez profesora/docenta idzie się grupowo w kilka pań wywołanych z sali imiennie przez położną. Przed gabinetem czekałyśmy na krzesłach 50 minut, aż pani profesor przyjdzie. Potem na salę i drugi raz wywoływanie na kolejne badanie (usg) - znów 40 minut czekania przed gabinetem (gabinet na tym samym oddziale, 10 m od sali). Nadmienię, że jestem w ciąży leżącej - zalecone wstawanie tylko na siku i jedzenie. Ta.

Na posiłki chodzi się do jadalni, która ma 3m szerokości i z 5m długości (taka kiszka). Na jakieś 50 pacjentek. Na sali nie wolno. Więc kiedy jest pora obiadu, nikt tego nie kontroluje, nikt nie zadbał o organizację, więc aby zjeść np. obiad trzeba co chwilę podchodzić do jadalni i czatować, kiedy zwolni się miejsce (pacjentki mogły by same się zorganizować, ale jest tak duża rotacja, że z reguły to nie wypala). Czekamy w kolejce z kilkoma paniami i nagle - pani w okienku informuje, że już nie ma obiadu.  😁 Zupy wystawione w wazach w jadalni, ale nie ma w czym zjeść. Pani w okienku informuje, że ona jest sama na kuchni i nie ma kiedy pomyć, a nie ma tyle naczyń na wszyskie pacjentki. No to czekamy. Chociaż zupy się zje. Za chwilę pani daje miseczki i mówi, że jak zjemy zupę, to mamy przyjść po 15-20 minutach, to będą dla nas pierogi (wow). Przychodzimy po tym czasie i okazuje się, że niestety nie ma pierogów. Dostałyśmy resztki (serio, takie okrojone resztki kazda inne, nie wg diet, tylko zupełnie losowo) - jakieś pół kotleta, łyżeczka surówki i do tego kawałek ogórka, mi się akurat trafiło dużo ziemniaków, to sobie zjadłam ziemniaki z kompotem na drugie  😅 Wypis - pani zbiera wszystkie osoby do wypisu i sadza na krzesełkach i .... zgadnijcie co? Czekamy 🙂 30 minut. Mogłam poczekać na łóżku, bo na moje miejsce nie było jeszcze nowej pacjentki, ale nie - "już stąd nigdzie nie odchodzimy". Pani czekała z nami i pilnowała. Serio, byłam przyjęta tylko na jeden dzień i było to mój najbardziej wykańczający dzień w tej ciąży. Chyba. Komedia Barei się nie umywa.
Chcę żebyście wiedziały. Sama nawet nie wiedziałam, że AŻ TAK jest.
- ludzie marudzą, "jak się pójdzie prywatnie to się lekarz przyłoży, postara. A na Fundusz to odwalają fuszerę"

Opisuję sytuację. Poradnia Odwykowa. Przychodzą na wizytę nie tylko osoby uzależnione. Mają prawo tam chodzić na fundusz ( i chodzą!!) rodziny alkoholików. Typu- jeśli twoi rodzice, mąż pili/piją- i jeśli ty teraz masz depresję, nerwicę, zaburzenia lękowe, chcesz terapii, chcesz czegokolwiek od psychiatry, masz prawo przyjść do takiej poradni do psychiatry. Należy ci się na fundusz.
Cena- za wizytę pierwszorazową Fundusz zapłaci za ciebie 80 zł, każda kolejna wizyta u lekarza to zarobek- 23 zł. Brutto.
Jeśli z tego mamy też opłacić podatek 18%, zapłacić za gabinet, zapłacić rejestratorce, sprzątaczce, to taka wizyta jest jeszcze tańsza.

Taka sama wizyta prywatnie- cena od 120-200 zł.

Nawet nie wiedziałam, że fundusz płaci aż takie niskie stawki.
Moim zdaniem to stawki wizyt prywatnych sa wywindowane w kosmos. I z jednej strony rozumiem, z drugiej nie.
Ty w tej poradni od kazdej swojej wizyty odpalasz cos za gabinet, rejestratorke, sprzataczke itd? Mi sie wydaje ze to dziala troche inaczej. Co innego jak podnajmujesz gabinet, a co innego jak masz jakas umowe. Na wydatki "zrzucaja sie" wszyscy przeciez, wszystkie wizyty, uslugi itd.

Ja szczerze mowiac jestem zniesmaczona podejsciem wielu lekarzy, roszczeniowoscia "bo sie nalezy" itd.
Moim zdaniem studia medyczne powinny byc wysoko platne, jesli zarobki mialyby byc wyzsze (i wyrownane, bo np jeden anestezjolog zarabia 3 tys, a inny 13). Jak w kazdym cywilizowanym kraju.
nerechta, wysoko płatne studia medyczne? A co z innymi kierunkami studów?

Szału dostaję, jak słyszę/czytam o wprowadzaniu odpłatności za studia medyczne jeśli ktoś chce wyjechać po nich za granicę. A co z innymi kierunkami? Lekarze to jakiś nikły procent wśród ludzi z wyższym wykształceniem, którzy opuszczają Polskę, więc czemu nikt się nie czepia magistra filozofii przyrody, socjologii (czy jakiegokolwioek innego) króry emigruje? 😂


edit. proszę moda o zmianę nazwy wątku na ,,ochrona zdrowia", „system ochrony zdrowia” lub „system opieki zdrowotnej”. Od 1999 nie istnieje pojęcie ,,służby zdrowia" w Polsce  :kwiatek:

Zmieniłam.
Moim zdaniem wszystkie kierunki studiow powinny byc platne - bo wtedy byloby lepsze zaplecze, fundusze na badania itd. I przede wszystkim przyszli studenci zastanowiliby sie 100 razy zanim wybiora jakis kierunek i ksztalciliby sie sensowniej. A studia medyczne powinny byc drogie, zeby studenci mieli lepsze mozliwosci - to co powyzej + mozliwosc prawdziwej nauki zawodu podczas studiow a nie na stazu na ktory czesc w ogole nie przychodzi albo nie sa dopuszczani do tego zeby sie uczyc i rozwijac (uogolniam teraz, wiem, ale duzo slyszalam ze jednak mlodzi lekarze sa troche traktowani jak, nie wiem, zagrozenie na przyszlosc? konkurencja?).

Prestizowe kierunki (medycyna, prawo itd) powinny byc drogie a co powinno tez za tym isc - zarobki powinny byc bardzo dobre.
Ja troche rozumiem chec wprowadzenia odplatnosci dla osob ktore chca wyjechac. Polska jest specyficzna pod tym wzgledem, bo finansuje nauke a przeciez nikt za darmo nie pracuje i utrzymanie uczelni kosztuje ogromne pieniadze. Jakby nie bylo jest to inwestycja w ludzi, ktora panstwo chce "odzyskac" w postaci placacego podatki pracownika - a kiedy ktos wyjedzie zabiera ten swoj uzbierany "pakiet", zarabia duzo pieniedzy a panstwo nie ma z tego nic. Jednostkowo moze to wywolywac oburzenie, bo przeciez kazdy jest wolny i ma prawo do wybierania tego co uwaza dla siebie za korzystniejsze, ale z poziomu systemu juz nie jest to tak jednoznaczne.

Ale tez inna sprawa jest ze nie rozumiem robienia po x dodatkowych dyzurow, kursowania z pracy do pracy na ostatnich nogach zeby zarobic jak najwiecej kasy i przy kazdej okazji narzekac na swoj los.

nerechta, okej, myślałam że masz na myśli tylko płatne studia medyczne.

A co do masy dyżurów - wiesz ile zarabiają lekarze na 1 etacie (i wyrabiajacy obowiązkowe minimum dyżurów czyli 4 dyżury w miesiącu)?
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
18 listopada 2017 20:25
nerechta- u mnie na zaocznych studiach z zootechniki jest dziewczyna, która nigdy nie miała styczności ze zwierzętami gospodarskimi, a jest na tym kierunku tylko dlatego że chce zrobić doktorat z biochemii. Większość grupy ma zaś podejście- ,,płacę więc mam ukończyć studia jak najniższym zaangażowaniem".

A co do służby zdrowia- chciałam zarejestrować na nfz mamę i siebie na wizytę u ginekologa, u którego leczyłam się gdzieś 10 lat temu, prywatnie. Byłam w dwóch przychodniach, gdzie przyjmuje na nfz. Co się usłyszało (oprócz tego, że rejestracja do tej lekarki jest w gabinecie)? Lekarka przyjmuje tylko te pacjentki, które się u niej leczą od kilku lat, ale mogą zarejestrować do zapchaj-dziury-lekarza u którego nie chcą się leczyć pacjentki, bo jest bardzo średni, a w dodatku facet.
Inna lekarka bardzo odradzana. W innym mieście bardzo dobry ginekolog przyjmuje tylko na prywatnie (160-200zł za 10-20 minut wizyty), ewentualnie można go spotkać na oddziale ginekologicznym w szpitalu.
Ogólnie u mnie jest jeszcze taki problem, że nie mogę się zarejestrować na wizytę typu ,,za 2-3 tyg/ za miesiąc-dwa".

No kurczę, nie pójdę do byle jakiego lekarza na nfz. Na leczenie prywatne aktualnie mnie nie stać.

Gdy słyszę w telewizji i w radiu o profilaktyce, że kobiety się nie badają, to mnie szlag trafia, bo chcę się badać, ale po prostu mnie nie stać. Tak jak wielu kobiet.
Lekarka przyjmuje tylko te pacjentki, które się u niej leczą od kilku lat,


Tyle, ze to nie jest jej zła wola. Jeśli ma kontrakt z funduszem na np 40 wizyt w tygodniu a ma już tyle pacjentek, że przyjmując je wykonuje kontrakt zawarty z funduszem , to nie ma miejsca na nowe osoby. Jeśli przyjmie więcej osób ( punktów) niż ma podpisany kontrakt z funduszem, to jej fundusz nie zapłaci.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
18 listopada 2017 21:30
Na nfz przyjmuje w dwóch przychodniach po jednym dniu w tygodniu, przez trzy dni prywatnie. O ile nic się nie zmieniło, to wizyta na prywatnie wygląda tak, że się przychodzi i czeka. Jak jest dużo osób, to się nie dostanie.
Wolę lekarzy, do których można umówić się przez stronę ,,znany lekarz". Ale teraz nie mogę sobie pozwolić na taki luksus, a na nfz nie mogę znaleźć dobrego lekarza. Nie wspominając o lekarzu-kobiecie.
nerechta, dodam jeszcze, że do końca listopada trwa akcja wycofania zgody na klauzulę opt-out. (szczególnie wśród rezydentów, którzy są tanią siłą roboczą i obstawiają większość dyżyurów). Oznacza to, że lekarze nie będą pracowali w tygodniu dłużej niż 48 godzin. Radziwiłł już ma ciepło i krytykuje, że to nieetyczne, żeby lekarze pracowali takie "minimum". MINIMUM! A to jest przecież maksymalny czas pracy w tygodniu! No paranoja!

Nie pomogły protesty, nie pomogła głodówka, to może nagłe wydłużanie już i tak dramatycznie długich kolejek do lekarzy zrobi wrażenie. Już są zamykane całe oddziały, bo nie ma kto obstawić dyżurów.

Już pominę skandaliczne stawki dla lekarzy w trakcie specjalizacji. Specjaliści mają tylko na pozór lepiej, bo mogą dorobić prywatnie. W szpitalu stawki dla specjalistów przedstawię na przykładzie lekarza, który sam wrzucił do sieci swój wyciąg z konta.


[img]https://ocdn.eu/pulscms-transforms/1/KitktkqTURBXy8wNzc3MzFjNWE0YTEwN2M1NDZhNDE1MjVkYjYzMDZmOC5qcGVnkZUCzQJsAMLD[/img]

Inny lekarz z 15 letnim stażem pracy dostaje 3 tysiące(!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)
Rozmawialiśmy na zajęciach z kardiochirurgami z naszego klinicznego szpitala i dostają 3200! Czy to nie skandal? Ludzie robiący cuda na sercach! Mi oczy na wierzch wychodziłyna operacjach kardiochirurgicznych  😵 To samo na neurochirurgii. Za tyle lat nauki, za taką odpowiedzialność, za pracę w gigantycznym stresie (u zabiegowców szczególnie, ale u reszty też sporej) 3 tysiące. No nie mam pytań. Nie dziwne, że wśród zabiegowców śrenia długość życia jest niższa niż w całej populacji, a % zawałów/udarów/samobójstw jest ogromny.

I nie dziwię się, że lekarze wyjeżdżają. My z chłopakiem też bardzo mocno to rozważamy. Aktualnie najwięcej czasu poświęcamy nauce niemieckiego i angielskiego. Bo poza Polską przyjmą nas z otwartymi ramionami, za dobre pieniądze i godziwe warunki pracy. A wolelibyśmy mieć to w Polsce 🙁

No i dlaczego w takiej sytuacji mają nie dorabiać  przyjmując prywatnie za normalne pieniądze?

Wiadomo, jak się jest jakimś profesorem, czy ordynatorem ew ma się dobry kontrakt to można żyć normalnie jak człowiek. Ale to jest jakiś ułamek wśród wszystkich lekarzy.

Dementek, wizyta u fryzjera/kosmetyczki czy wypad do mechanika nie bolą ludzi, mimo że sporo kosztują. Ale zapłacenie takich samych (a często mniejszych) pieniędzy za prywatną wizytę u lekarza - boli. Czemu?

Arek Baran, z Kliniki Położnictwa i Perinatologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, opublikował na swoim Facebooku wyciąg z konta, który pokazuje wynagrodzenie, jakie uzyskał we wrześniu pracując na cały etat w publicznej placówce. A tam: 3062 zł. Jeszcze inny lekarz, z ośmioletnim dorobkiem, pokazał wypłatę o wysokości 2681 zł.


Rodzice lekarze nie chcieli, by studiowała medycynę

Inną historię opowiada Małgorzata Lipińska-Kozłowska, która pochodzi ze Szczytna. Jej rodzice, lekarze, niegdyś odradzali jej pracę w tym zawodzie m.in. ze względu na zarobki. "Doskonale wiedziałam, jak wygląda ta praca, kiedy się na nią decydowałam. Wiedziałam, że ojciec pomieszkiwał po kilka tygodni w szpitalu, bo mieli braki kadrowe i groziło im zamknięcie oddziału. Pamiętam mamę, która wstawała o świcie, żeby dojechać na staże specjalizacyjne do Olsztyna.

Przez 30 lat ich pracy widzieli dużo zmian w systemie ochrony zdrowia, głównie na gorsze. A jak powiedziałam, że wybrałam internę, to popukali się w czoło. A ja myślałam, że przesadzają, że przecież kiedyś na pewno będzie lepiej. Czekałam przez 6 lat studiów, staż i kilka lat specjalizacji. A kiedy mieliśmy z Markiem po 10 dyżurów (bo przecież kredyt na 50 lat!!!), myślałam sobie, że to przecież nie na długo, że zaraz się coś zmieni, bo przecież musi się zmienić".
Czemu boli? No wez 🙂 Nie mozna porownywac "wolnych zawodow" do systemu ktory oplacaja wszyscy i do ktorego wszyscy powinni miec dostep.

Pal licho, jesli to jest jedna wizyta raz na jakis czas, ale kiedy ktos potrzebuje pomocy tu i teraz, musi isc do x specjalistow to wyda swoja pensje. I wyda, bo kto nie wyda. Ja latalam z dzieckiem do specjalistow, czesc na szczescie udalo sie na nfz, ale wiekszosc prywatnie, bo nie moglam sobie pozwolic na czekanie na wizyte u np alergologa za 7 mcy kiedy moje dziecko cierpialo. I jak zlozyc wszystko do kupy (neurolog, alergolog, fizjoterapeuta, osteopata, dermatolog itd..), z czego czesc wizyt musiala sie odbywac regularnie, to zostawialam naprawde kupe kasy (a do tego przeciez trzeba doliczyc leki) a co dopiero maja powiedziec ludzie powaznie chorzy.

A co do specjalizacji - tez uwazam ze powinny byc platne = specjalista powinien miec jeszcze wyzsza pensje. Ja po prostu nie moge zrozumiec dlaczego w kazdym innym zawodzie ludzie ksztalca sie, doszkalaja itd za wlasne pieniadze, a lekarze zawsze wychodza z postawa roszczeniowa. Specjalizacje w weterynarii kosztuja kupe kasy i wcale nie przeklada sie to potem na jakies wybitne pensje.
W trakcie specjalizacji jeszcze nie jest sie specjalista, jest to czas inwestycji w siebie. Wiem ze to sa dlugie lata nauki, ale potem przeciez wiekszosc lekarzy przyjmuje prywatnie i zgarnia 100-200 zl za 15 minutowa wizyte. Odbije sobie te wszystkie lata "meczarni" - troche ironizuje, bo wiekszosc Polakow zyje za takie pensje...
Poza tym rozstrzal w pensjach jest tak ogromny, ze trudno sie troche do tego ustosunkowac bez emocji - bo jeden lekarz zarabia 2.600, a inny zgarnia 2 tys za weekendowy dyzur. Trudno wiec "zwyklemu smiertelnikowi" zrozumiec i zaakceptowac to ciagle krecenie nosem, zwlaszcza ze lekarze maja bardzo duze mozliwosci poprawienia swojej sytuacji materialnej.

Ale ogolnie moim zdaniem stawki powinny byc tak jak w Niemczech widelkowane, jawne i jasne.

Trudny to jest temat i mysle ze akurat sluzba zdrowia nigdy nie bedzie dzialac sprawiedliwie i sprawnie. Czy jest panstwowa, czy prywatna, zawsze cos bedzie nie tak, czy to ze strony lekarzy czy pacjentow 🙂
nerechta, szkolenia w trakcie specjalizacji są opłacane z kieszeni lekarza  :kwiatek: np rezydent zarabia te 2400 miesięcznie. Ma w programie specjalizacji X, Y czy Z obowiązkowe szkolenie z usg - dwudniowe. Za ponad 3 tysiące. Plus zakwaterowanie w mieście szkolenia, plus dojazd, plus coś do zjedzenia.

Dalej. Robisz speckę w szpitalu X, ale nie da się zrobić wszystkich procedur w tym szpitalu, najczęsciej nawet w tym samym mieście. Więc jesteś oddelegowany do innego miasta na jakiś czas, żeby te procedury wyrobić. I musisz znaleźć drugie mieszkanie albo spać po rodzinie/znajomych bo na hotel za tyle dni/tygodni mało kogo stać. Plus wiadomo dojazdy i wyżywienie. A w mieście X pierwsze mieszkanie/rodzina te sprawy. To wszystko z własnej kieszeni. 😉
Własnie to o czym pisze nerechta, mnie zastanawia. Moja mama pracuje w szpitalu, ale nie jest lekarzem, więc się orientuję tyle o ile. Sama na medycynę nigdy iść nie chciałam, bo dotykanie obcych ludzi mnie jakoś obrzydza 😉 Ale zawsze nam mówiono, że w w weterynarii zarabia się mniej, że lepiej iść na medycyne bo studia podobnie ciężkie a zarobki lepsze. Ja nie narzekam na moje  zarobki i przynajmniej nie muszę siedzieć 24h w szpitalu, żeby się utrzymać. Tylko mnie zastanawiają te różnice w zarobkach. Dlaczego moja mama mówi, że lekarz za dyżur 12h potrafi mieć 1000 zł?  Jak to jest? Dlaczego jedni zarabiają naprawdę kupę kasy (szczerze mówiąc nie widziałam lekarza z kiepskim samochodem...) a inni tak niewiele? I nie tylko starsi mają kasę, młodsi tez widać, że nie narzekają. Biorą aż tyle nadprogramowych dyżurów? Idą do POZtów? Pracują prywatnie? Ale żeby prywatnie przyjmować to też nie rok po studiach chyba? Ja zauważyłam też jeszcze jedną rzecz, lekarze często są uzależnieni od pracy, nie chodzi już czasem o pieniądze, po prostu potrzebują tego rodzaju adrenaliny albo są po prosty uzależnieni. Często widzę prawdziwych pracoholików w średnim wieku wśród lekarzy i oni wcale nie muszę więcej zarabiać 😉
Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi 😉 Ja życzę lekarzom, żeby zarabiali jak najwięcej. Zwłaszcza na początku drogi, żeby nie było to te 2400 zł, bo to naprawdę słabo. Zgadzam się.
Sama też muszę opłacić wiele kursów (w przyszłym roku bagatela 15 000zł...), też jeździłam po pipidówach na stażu za własne pieniądze dostając 900 zł miesięcznie z UP 😉 Żeby jechać teraz na kurs muszę nie przychodzić do pracy przez tydzień, jako osoba na działalności nie mam wtedy żadnego dochodu. Macierzyński w moim przypadku to śmiech przez łzy. Tylko ja po prostu wiem, że muszę na to wszystko ostro zapracować i to robię i się nie skarżę, odpuszczam np wakacje czy tam przykładowo własnego konia i dążę do celu. Trochę z każdym zawodem można tak powiedzieć, że się należy.Taka specyfika zawodu, więc to mnie nie przekonuje. Fizjoterapeuta to samo, pielęgniarka też ciągle szkolenia, kursy a wypłata marna.
Cricetidae,
Co do zarobków na dużurach - zależy jaki szpital (państwowy czy prywatny), zależy jak bardzo zdesperowany jest jego dyrektor i ile oferuje/może zaoferować - lekarzy brakuje plus jak napisałam wyżej trwa akcja wypowiadania opt-out. Dlatego tak jak napisałam są zamykane oddziały, bo nie ma kto dyżurować.

Można mieć super auta, jak się bierze milion dyżurów i pracuje w kilku miejscach. Tylko wtedy mistrzowie wyrabiają po 600 godzin w miesiącu ( a normą jest 300-400h - przelicz sobie ile wychodzi dni w pracy) i nikt mi nie powie, że taka osoba nie jest przemęczona -> nie popełnia błędów. Plus auta są często brane na "firmę" jeśli lekarz jest np na kontrakcie i założy jednoosobową działalność gospodarczą.

Młodzi (i nie tylko) praktycznie nigdy nie pracują tylko w jednym miejscu.

Żeby przyjmować prywatnie trzeba mieć tytuł specjalisty (specka trwa średnio 5-6 lat i wydłuża się z każdym L4, macierzyńskim itd).

Jeśli od począku kariery zapychają na 3-4 etatach to staje się to ich życiem i nie potrafią się od tego odciąć. Widzę po mojej teściowej. Nie chodzi o hajs, tylko o to, że ma masę pacjentów i każde ograniczenie przez nią godzin pracy zwiększy dramatycznie kolejkę a to lekarz z powołania i będzie siedziała, aż wszystkich przyjmie. Odbija się to oczywiście na zdrowiu samych lekarzy.

To tak w skrócie odpowiedz na Twoje pytania :kwiatek:

Zawiść i wrogie nastawienie do lekarzy jest ogromne. Jad w komentarzach związany ze strajkiem* zapoczątkowanym przez rezydentów a rozszerzonym na pozostałe zawody medyczyne jest ogromny. Ja rozumiem, że są w tym zawodzie ludzie, którzy nie powinni być lekarzami. Tak jak wszędzie są ludzie mili i gburowaci. Empatyczni i nie. A nawet ci mili mają gorszy dzień, są przemęczeni i sfrustrowani (patrz wysokość zarobków a odpowiedzialność i czas spędzany w pracy). Ale jak już mojego chłopaka rodzina pacjenta potrafiła wyprowadzić z równowagi w 4 tygodniu pracy to byłam w szoku, bo jest oazą spokoju i nigdy przez 8 lat nie widziałam go w takim stanie. Więc nie wiem czy za 4/10 czy 40 lat nie zostanie sfrustrowanym, chamskim lekarzem.  🤣

* strajkiem, w którym chodzi o zwiększenie nakładów na ochoronę zdrowia, a nie tylko na podwyżki dla lekarzy - co jest pięknie pomijane przez media i znowu lekarz=chciwa bestia.

[img]https://scontent-frt3-2.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/22528083_1596708757019254_2075355823187816077_n.jpg?oh=608537829742023938e3777db46ba664&oe=5A9F7D3B[/img]

[img]https://scontent-frt3-2.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/22730557_10213944668547020_8498639602330900532_n.jpg?oh=765ba6a6d2418cb28b2323637ced8e48&oe=5AA8DAC4[/img]

[img]https://scontent-frt3-2.xx.fbcdn.net/v/t1.0-9/22729010_10213944669467043_1244553949570791800_n.jpg?oh=406e2fca3b8361119e094fbd5e80dfec&oe=5A9B4606[/img]
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
19 listopada 2017 11:35
[quote author=galopada_ link=topic=30079.msg2731318#msg2731318 date=1511085180]


Dementek, wizyta u fryzjera/kosmetyczki czy wypad do mechanika nie bolą ludzi, mimo że sporo kosztują. Ale zapłacenie takich samych (a często mniejszych) pieniędzy za prywatną wizytę u lekarza - boli. Czemu?

[/quote]

U fryzjera byłam gdzieś po 15 latach, przed ślubem brata, podrównać włosy- tak to czasem kuzynka mi podcięła. U kosmetyczki nigdy nie byłam. Nie robię makijażu więc trochę kasy na kosmetykach zaoszczędzam. Samochód prawie rok płacze o mechanika, hamulec ręczny wysiadł mi tego lata- kasy nie ma i trudno, a jeździć muszę, bo muszę jakoś narzeczonego przewozić.
Jak miałam wyższe wpływy to mogłam wysupłać kasę na wizytę prywatną. Teraz mnie nie stać, przy 700zł pensji. O rehabilitacji narzeczonego nie wspomnę...
Opowiem o tym, jak robi się specjalizację. Po kolei.

-Kończysz studia i idziesz na obowiązkowy rok stażu do szpitala.
- Potem zdajesz egzamin z całej medycyny tzw LEP. Jeśli zdasz- możesz pracować w zawodzie.
- Wybierasz co dalej z sobą robisz. Każdy chce zacząć specjalizację, to normalne. Masz  opcje:

  a) wybierasz tryb rezydentury, lepsza opcja, jest konkurencja, więc to dla osób które bardzo dobrze zdały LEP ( płaci ministerstwo zdrowia, nie masz swojego szefa, więc specjalizujesz się gdzie chcesz. Np podczas 5-letniej specjalizacji musisz wykonać wiele obowiązkowych staży na różnych oddziałach, w rożnych poradniach. Np- 6 miesięcy Kliniki, potem 4 miesiące oddziału odwykowego, potem 3 m-ce pracy w poradni itd itp. Będąc na rezydenutrze, po prostu pakujesz torbę i jedziesz sobie gdzie chcesz, na ile chcesz. No chyba, że akurat w danym miejscu za dużo lekarzy, to musisz jechać gdzie indziej na ten staż. Oprócz staży masz obowiązkowe rózne kursy. często kurs są n tylko w 2 miastach w kraju- Kraków i Szczecin. Masa chętnych, bo to obowiązkowe. Wiec zapisy są kilka lat wstecz. Przychodzi twój termin, pakujesz torbę i jedziesz na 5 dni do Szczecina. Za własną kasę.

b) wybierasz tryb zatrudnienia się na etat w jakimś szpitalu. Płaci ci pensję dyrektor szpitala. Pracujesz normalnie na oddziale, masz szefa ordynatora. I chcąc jechać na obowiązkowy staż do Kiliniki, musisz prosić o pozwolenie ordynatora,, dyrektora. Szef ci mówi "nie pojedzie pani teraz, bo teraz to nie ma komu robić w oddziale bo x-ńska chora". Więc nie jedziesz, tylko pracujesz. Potem szef mówi- może pani jechać na staż . I teraz tak
- twój oddział jest w wielkim mieście, masz fajnie, bo na staż po prost idziesz do szpitala obok, bo tam akurat jest klinika, czy oddział psychogeriatrii, czy co tam musisz zrobić.
- twój oddział jest w małym mieście i na WSZYSTKIE staże musisz jechać 100 km do miasta obok. Pakujesz torbę, żegnasz męża i dziecko i jedziesz do innego miasta pracować w klinice przez 6 m-cy. Nadal płaci co twój dyrektor szpitala.. Właśnie te 2 tyś. A ty z tego musisz się utrzymać w dużym mieście mieszkanie, jedzenie) i zostawić rodzinie na życie.. Ne da się!!!!  No to kombinujesz, żeby codziennie dojeżdżać. I dojeżdżasz co dzień tam i z powrotem do miasta oddalonego o 100 km. I tak leci ci 6 m-cy. Zagadujesz kolezanke, czasami sypiasz u niej za darmo. Bo nie stac cię na wynajem. Na nic cię nie stać.

Uwagi:
* staży jest naprawdę dużo. W każdym roku specjalizacji przez ok 8-9 m-cy masz rozpisane rożne miejsca w których masz pracować i zdobywac doświadczenie. Nawet jeśli jesteś wyjściowo w dużym mieście to też nie jest idealnie. Bo chętnych na staże cała masa. Miejsc mało. Kolejki rozpisane na kilka lat do przodu.
* jeszcze gorzej z tym obowiązkowymi kursami
* ja nawet nie pisze o tym, że cały czas sie uczysz! Bo specjalizacja kończy sie egzaminami, ktore trzeba zdać! Ja mówię o realnych probemach
* czy jesteś rezydentem, czy jesteś na etacie kasy masz mniej więcej tyle samo. Ok 2 tyś. Mało. Jeśli masz męża, dziecko, a to już ten wiek, że wiele osób ma, to masz przekichane. Albo pomagają ci rodzice, albo zaczynasz kombinować jak dorabiać.

* możliwości dorabiania dla lekarza na stażu są baaardzo różne:
    - dyżury w macierzystych oddziałach ( nie każdemu dyrektor pozwoli, zgodzi się tylko ten dyrektor, który ma braki kadrowe w specjalistach)- stawki dla lekarza bez specjalizacji są najniższe i w życiu nie dostanie 1000 zł za świąteczny dyżur
   - dyżury w NPl-ach-   tez nie wszędzie przejdzie, bo coraz bardziej restrykcyjne są przepisy jaki lekarz może w NPl-u pracować
   - umowa -zlecenie u jakiegoś rodzinnego- dorabiasz popołudniami siedząc tam i przyjmując

   Ale sa problemy. Bo np schodzisz z dyżuru o 8😲0 rano, ale przecież jestes w trakcie specjalizacji i czekają na ciebie o 8😲0 w Warszawie w jakiejs klinice. A teleportów nie ma. Więc dyżury bierzesz w weekendy i już nie masz wolnego. Albo bierzesz dzien urlopu i po dyżurze masz wolne, bo masz urlop na 1 dzień.
  U rodzinnego możesz być popołudniami, po swojej Klinice w stolicy, rodzinny chce byś była- 16😲0-18😲0 ( bo rodzinnie robią do 18😲0) ale z Warszawy cię wypszczają z Kliniki o 15😲0. Nie dojedziesz w godzine do rodzinnego w swoim mieście! Idziesz prosić w Klinice, zeby cie puszczali 14😲0. Zgadzają się. Ja tak robiłam. Wyglądało to tak, że o 4:45 mialam autobus do Warszawy, jechałam do stolicy 2,5 h autobusem ( spałam w nim), potem przebijasz się miejskimi do Kliniki,  zacznałam prace przed 8😲0, z zgodą ordynatora kończyłam przed 14😲0, jechałam biegiem do swojego miasta  od razu do rodzinnego i tam przyjmowałam do 18😲0. Po 18😲0 szłam do domu, męża, dziecka i ok 22😲0 spać, bo o 4:45 trzeba wstać na autobus.

Jest taka masa problemów z ustawianiem takiego dorabiania, że nawet opisac cięzko.
Wszystko jest różnie. Wszystko zależy od tego jaka specjalizacje wybierzesz, czy rezydentura czy etat, w jak dużym mieście mieszkasz, jak doże masz wsparcie finansowe rodziny. Nie jest lekko. Naprawdę. Ja musiałam wydłużyć te 5 lat do 6,5 i to nie z mojej winy. Po prostu ordynator i dyrektor nie puszczali mnie na staże wtedy kiedy chciałam, bo trzeba było pracować w macierzystym oddziale.  Zrobienie specjalizacji kosztowało mnie prawie prawdziwą nerwicę. Gdyby nie to, że robiłam psychiatrie i byłam świadoma, co się ze mną dzieje i gdyby nie to, że w porę zareagowałam, pewno miałabym nerwicę konkretną.

To byly najgorsze lata mojego życia! Działo sie wiele innych trudnień zawodowych w tym czasie, ale gdybym chciała to opisywać, to książkę by napisał.
Plus temat dostania się na rezydenturę -  miejsc jest duzo mniej niż ludzi kończących studia. Wtedy zostaje ścieżka b) o której napisała Tunrida lub praca na wolontariacie czyli jak sama nazwa wskazuje jest się robolem za darmo przez okres specjalizacji i ma się te te same obowiązki i odpowiedzialność co koledzy na rezydenturze/etacie.

Miejsc na specjalizacje jest za mało mimo że brakuje lekarzy specjalistów. Np jedno miejsce na dermatologie na Podkarpaciu, dwa na urologię - progi gigantyczne. A jak ktoś marzy żeby zrobić jednak dana speckę mimo że miejsce jest jedno albo WCALE to może czekać pół roku z nadzieją że dadzą jakieś miejsce.
Podanie o przyjęcie na miejsce rezydenckie  składa się na jeden kierunek specjalizacyjny w szpitalu X. Jeśli się nie dostanie to albo przepada pół roku albo mogą cię odesłać do szpitala Y oddalonego od twojego miejsca pracy o 100 czy 200km. A ty masz rodzine (meza/dzieci w mieście gdzie chciałas się doatac). No i jeśli nie podejmiesz tej rezydentury w mieście Y to już nigdy nie możesz robić specki w trybie rezydenckim.  To jest tylko jednorazowa szansa. To samo jeśli stwierdzisz że to nie twój wymarzony kierunek -  jak chcesz zmienić specjalizacje to tylko w trybie b)  wg tundridy albo na wolontariacie.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się