Transport koni-co i jak. Wszystko na temat :)

samochód jest moim zdaniem dużo bardziej wygodny, mniej trzęsie, koń właśnie tyłem podróżuje, przez to sdrodek ciezkosci jest w srodku samochodu, konie mogą na zadzie przysiąść rozstawić szeroko nogi i tak przetrzymac trase
dokładnie, ja wiozłam niestety tylko raz koniowozem z koniem tyłem do kierunku jazdy i odniosłam wrażenie, ze koniowi duuużo lepiej podróżowało sie w taki sposób.
Nasturcja-Renata   Moi trzej mężczyźni :)
22 grudnia 2008 20:09
Jeszcze takie pytanie: czy np zamiast zawijać owijki niżej niż normalnie (na pęciny) mozna założyć kaloszki?
Czy będzie to chronić tak samo?
Zalozyc owijki nizej "i" do tego kaloszki. Wtedy dopiero bedziesz miala ala ochraniacz transportowy.
A może tak stworzyć kącik wskazówek dotyczących transportu??

Trasa 180km w tą niedzielę. Koń do przyczepy wchodzi bez problemów, przyzwyczajony do transporterów, ale ja jako przewoźnik zielona i już mam mega stresa  😡

Ubierać konia w derkę? (temperatura pewnie będzie minusowa ale koń zarośnięty) jak wiązać? robić postoje czy nie? gdzie się przywiązuje siatkę na siano? itp.........  🙇
Założyłabym polar na wszelki wypadek, ale z pasami pod brzuchem albo obergurtem.
Wiązać bezpiecznym węzłem, na tyle krótko, żeby nie mógł się odwracać, ale sięgał do siana.
Siatkę się wiąże do specjalnego kółeczka w przyczepie, na tyle wysoko, żeby nie wsadził nogi, ale mógł swobodnie sięgać, ja wiążę jeszcze od dołu albo z boków, żeby się nie majtała i nie prószyła koniowi po oczach.
Sprawdzić czy wszystko w porządku po chwili jazdy (10-15 minut), a potem co ok. półtorej godziny. Wody pewnie nie będzie chciał, ale można zaproponować.
Zuziasta   Zakupoholik na odwyku...
09 stycznia 2009 09:10
A jaką derke na ogolonego konia, w przyczapie, zimą (-1 - +2) (w sensie ile gr)  😉
Koniczka   Latam, gadam, pełny serwis! :D
09 stycznia 2009 09:12
Ja mojego łysola wożę w tej derce w której na codzień stoi.
Zuziasta   Zakupoholik na odwyku...
09 stycznia 2009 09:15
Dziękować  :kwiatek:
deborah   koń by się uśmiał...
09 stycznia 2009 10:35
Quendi, jakieś 50 -70 groszy za km zależy od auta
ja mam 2 litrową benzynę..

dziewczyny jak Wam sie podobają te transportery: ( nie pytam o kolor bo dosyć kontrowersyjny)


cena w przedziale od 160-180 zł  ewentualnie 200 zł z ochraniaczem na ogon w komplecie
deborah, na pewno bym tyle za nie nie zapłaciła. Można w internecie znaleźć porządniejsze za mniejszą kasę. Te mi wyglądają na wielki puchowy balon polarowy z kilkoma rzepami.
deborah   koń by się uśmiał...
09 stycznia 2009 10:57
nie są polarowe. są z grubego drelichu i są dosyć sztywne wbrew pozorom
dokłądnie mi wyglądają na bardz papierowe ;/ brakuje wzmocnienia na dole, i ogolnie jakoś takie mało wygodne się wydają
Poprzednie jarpolowskie o wiele fajniejsze.
deborah   koń by się uśmiał...
09 stycznia 2009 12:47
no właśnie.. to tez ich projekt.. mam takie jedne w domu i nie powaliły mnie na kolana... ale nauczona doświadczeniem, że to co podoba się mi niekoniecznie musi podobać się innym skorzystałam z opcji zebrania opinii 😉

w tych podoba mi się że chronią przednie nogi wysoko, aż za nadgarstek..
mnie nie przekonują również
za to jarpolowskie z szerokim rzepem były rewelka
dokłAdnie te z szerokim rzepem są super świetnie chronią na dole usztywnione super
Horciakowa   "Jesteś lekiem na całe zło..."
09 stycznia 2009 17:48
W zeszłym roku w listopadzie przewoziłam mojego kobylaka do kliniki ok 50km. Na drogę założyłam tylko polarowe owijki, bo transportówek nie mam i nie było od kogo pożyczyć. Kobył obrośnięty, więc nie zakładałam też derki. Drogę powrotna przejechaliśmy tak samo.
Wczoraj przewoziłam ją do innej stajni i tym razem jechała bez owijek, ale mimo, że zarośnięta założyłam jej derkę, bo na dworze -11, jednak górę przyczepy zostawiliśmy jej otwartą. Trasa też ok 50 km. Po dojechaniu na miejsce kobyła miała porządnie nachuchane i była trochę mokra na szyi, ale raczej z nerwów.  Górę przyczepy miała otwartą. Generalnie do przyczepy wchodzi bezproblemowo 🙂, ale potem trochę się denerwuje.

pestka  - na taką długą trasę zrobiłabym  tak jak napisała paa 🙂 Niektóre przyczepy mają jeszcze żłób, w który można nasypać trochę owsa lub paszy na drogę.
Lotnaa   I'm lovin it! :)
09 stycznia 2009 18:00
Jeśli o ciężarówki i przyczepy chodzi, to wg mnie jest dokładnie odwrotnie! Co prawda nigdy nie spotkałam się z ciężarówką przewożącym konie tyłem  🤔 . W tych, z którymi miałam do czynienia konie jeździły bokiem, a jeśli nie było ich dużo, można było ustawić przegrody skośnie, co ponoć jest najlepsze. Większy samochód jest o wiele bardziej stabilny niż przyczepa, bez porównania mniej drgań, podmuchów wiatru itd. I przestrzeni też zazwyczaj (choć nie zawsze) więcej.
Znałam kilka koni, które do ciężarówki wskakiwały jak do własnego boksu, a w przyczepie dostawały ataku nerwowego.
witam
mam pytanie: czy ma znaczenie pora przewozenia koni tzn. czy można z koniem w długą podróż wybrać się w nocy? to pytanie laika :-)
Panuje przekonanie (przynajmniej ja się z taką opinią spotkałam), że konie spokojniej podróżują nocą. Pokonałam kiedyś w taki sposób trasę 500 km z klaczą i źrebakiem- nic się nie działo, ale jak jechały za dnia to też były spokojne. Potem już raczej jeździłam za dnia, choć często wyjazd skoro świt, a dojazd późną nocą.
Myślę, że pora nie ma za bardzo znaczenia dla konia: jeśli trasa jest długa, to i tak, i tak się zmęczy. Ma jednak znaczenie o tyle, że w nocy czy o innych dziwnych porach jest mniejszy ruch, można jechać płynniej (co już nie jest dla konia bez znaczenia) i sprawniej dotrzeć na miejce. A potem konia do stajni i wyspać się porządnie🙂
szafirowa   inaczej- może być równie dobrze
12 stycznia 2009 09:31
Dłuższe wyprawy jak najbardziej nocą- szczególnie latem,bo dużo chlodniej,a o każdej porze roku mniejszy ruch.
wielkie dzięki, w takim razie jedziemy nocą :-)
darolga   L'amore è cieco
13 stycznia 2009 00:38
Jeśli o ochraniaczki chodzi - mam Golden Horsy i jestem bardzo zadowolona. Fajne rzepy i bardzo dobrze wykonane, polecam.
Ostatnio mialam niemila sytuacje.Wracamy z zawodow,ok. 15 km za osrodkiem,normalnie zatrzymalismy sie przed skrzyzowaniem.Potem ruszamy-zdziwilo nas,ze na postoju(swiatla) konie nie grzebaly. Kilka km dalej samochodem szarpnelo. Raz, potem drugi. Mowie: zatrzymujemy sie, cos jest nie tak. Otwieram drzwiczki a w srodku widze mojego giganta lezacego na podlodze.Glowa mu sie zachaczyla o barierke z przodu, nie rusza sie.Obok maly,sparalizowany ze strachu o kumpla.Akcja ratujemy konia: przednia i tylnia barierki w gore,klapa otwarta z tylu,maly spokojnie stoi dalej(cale szczecie). Duzy prostuje przednie nogi,pod ciga zad i... wychodzi DRZWICZKAMI DLA LUDZI. Zrobil to tak spokojnie,jakby byl czlowiekiem! Podciagnal zad na przednich nogach,wypchnal mnie z przyczepy delikatnie, glowe i szyje wystawil na zewnatrz,potem jedna i druga przednia noge, przeciagnal sie i wyszedl caly! Nawet nie mial przysppieszonego tetna!!! Po prostu absolutny SZOK.Pochodzilam z nim troche,przypielismy barierki,wyczyscilismy z siana przyczepe(najprawdopodobniej przyczyna bylo obnizenie sie siatki na siano, w zwiazku z czym siano z niej wypadlo na podloge gumowa,gdzie konie je rozgrzebaly a duzemu podjechal zad).Nastepnie duzy SPOKOJNIE wszedl do przyczepy i pojechalismy powolutku do domu. Bylam w szoku. Mielismy szczescie ze przyczepa przerobiona i miala szerokie te drzwiczki. Czy zdazylo wam sie cos takiego? Teraz bedziemy niedlugo znowu jechac z konmi, i szczerze mowiac troche sie boje.
darolga   L'amore è cieco
13 stycznia 2009 17:58
Salto Piccolo - dobrze, że nic się nie stało... Ale wprost nie mogę wyjść z podziwu, jak on przez te drzwiczki wylazł... zdarzało się, że koń nam się wywrócił w przyczepie... ale primo - wszystkie wpadały wtedy w panikę, a sekundo - żaden przez drzwiczki ze stoickim spokojem nie wychodził  👍

A mam pytanie:
widzieliście taki ło bajer? albo może ktoś miał "to to"?

http://www.siodlarnia.com.pl/index.php?page=produkt_info&produkt_id=440

W  sumie może być fajne, jako alternatywa dla ładowania z pomocą lonż, z pewnością bezpieczniejsze dla ładującego w przypadku koni bijących na oślep zadem...
dempsey   fiat voluntas Tua
13 stycznia 2009 18:18
salto, big respect dla Twojego konia! to musi być siła spokoju, pozazdrościć. myśmy mieli kiedyś sytuację gdy dwa ogry się scieły bo jeden drań zerwał uwiąz. ten atakowany próbował się ewakuować najbliższym otworem wyjściowym czyli drzwiczkami. Ale one były zdecydowanie nie poszerzone tylko takie standartowe. Efekt: ramka drzwi i stelaz ściany do prostowania, noga do szycia (nad ochraniaczem), na szczęście małe rozcięcie...

darolqa, na pierwszy rzut oka myśl: jakiej to bzdury ludzie nie wymyślą..
ale jak się dobrze zastanowic, i wyobrazic sobie np. sytuację awaryjną, noc, deszcz, nkogo do pomocy i trzeba zapakować konia... to może?.. z tym że w wersji klasycznej (lonża za zadem) przy brykającym koniu między nogi spada lonża, którą szybko się luzuje. a w tym wynalazku jak koń będzie uparty i skuteczny, to całe to ustrojstwo może spaść i się wplątać w nogi. i wtedy w pojedynkę  działać to nie życze nikomu
(zupełnie abstrahuję od skuteczności metody "na lonżę" i pochodnych - rozpatruję ją tu jako wyjście awaryjne)
darolga   L'amore è cieco
13 stycznia 2009 18:21
No wcale nie takie głupie to...
Ale też właśnie wyobraziłam sobie sytuację, kiedy całe to ustrojstwo się zsuwa (choć patrząc na fotę, całkiem nieduże prawdopodobieństwo, że to spadnie...) a koń zaczyna walić z zadu, zaplątuje się, w gorszym wypadku wywraca...  hm...
Przekaze slowa uznania wierzchowcowi 🙂 Moim zdaniem ten patent-jak kazdy,raz podziala,raz nie.Zalezy jaki przypadek konia.Chociaz faktyczniee ktos pomyslal
Asik   Najwazniejsze to sie konsko realizowac :D
16 stycznia 2009 11:58
Salto Pico mialam niemalze identyczna sytuacje. Z ta tylko roznica ze kon sie przewrocil w przyczepie na skutek gwaltownego hamowania. Facet jadacy z przeciwka postanowil skrecic w lewo wjezdzajac tuz przed moj samochod, jechalam tylko ok 30km/h ale niestety od razu musialam wcisnac hamulec do podlogi w przeciwnym razie walnelabym w jego samochod co moglo by sie skonczyc jeszcze gorzej. W przyczepie mialam 2 klaczki. Mlodsza, wielka kobyla nie utrzymala rownowagi, przewrocila sie i zaklinowala. Zjechalam na jako takie pobocze i biegiem do przyczepy. Otwieram boczne drzwiczki (u mnie normalnych rozmiarow bo przyczepa nie przerabiana) widze ze uwiaz napiety na maksa a przednia belke kobylka ma nad szyja zreszta otwarta z jednej strony (widocznie zabezpieczenie nie wytrzymalo). Odpielam uwiaz, chcialam pomoc jej wstac a ona mnie tylko przygniatac zaczela. Chwile to trwalo zanim postanowila sie ruszyc. A jak juz zaczela sie podnosic to nie wiem jakim cudem ale przelozyla glowe i przednie nogi przez drzwi i utknela. Zaczela sie szamotac. Nie bylam sama, w samochodzie bylo jeszcze kilka osob, ale glownie to ja walczylam z kobyla. Wzielam jedna noge, zgielam i wlozylam do przyczepy. Poprosilam 2 panow co to ze mna byli zeby zrobili to samo z druga noga bo mialam nadzieje ze jak juz bedzie miala nogi w przyczepie to glowe tez sie wepchnie i stanie na nogach ale niestety panowie nie dali rady. Kobyla wyrwala mi noge i przewracajac mnie wyszla z przyczepy i... uciekla do lasu. Droga przy ktorej stalismy dosc ruchliwa.  Naszczescie przebiegla tylko kawalek i stanela przerazona. Dala sie zlapac. Byla poobijana i pozdzierana. Ale na to jak ta cala sytuacja groznie wygladala to w zasadzie nic powaznego sie nie stalo. Miala pozdzierana glowe i nogi oraz starla sobie troche plecy przeciskajac sie przez drzwi. Uratowalo ja mysle to ze stalismy tuz przy rowie i wydostajac sie z przyczepy schodzila w dol. Na prosto nie mialaby prawa wyjsc. Kobyla dobrze ponad 170 cm, drzwiczki typowe w przyczepie, ja 155 cm. W mojej glowie klebilo sie mnostwo mysli. Bylam pewna ze bedzie trzeba dzwonic po weta zeby dal glupiego jasia i po straz pozarna zeby rozcinala przyczepe. Okazalo sie byc inaczej, wbrew wszelkim prawom fizyki udalo jej sie wydostac. Opatrzylismy ja na miejscu, krok po kroku wprowadzilismy do przyczepy i z sercem w gardle dojechalismy do domu. Wlasciciel poinformowany wczesniej o calej sytuacji czekal juz na nas na miejscu. Obejrzal klaczke i odetchnal z ulga. Miesiac pozniej wiozlam kobylke na nastepne zawody choc bylam pewna ze za zadne skarby nie wiejdzie do srodka. Weszla jak zloto. Kochana kobyla i na zawodach spisala sie rownie dzielnie.
No wlasnie,ja mialam to szczescie,ze trzezwo pomyslelismy z tata i odpielismy a wlasciwie wyszarpalismy wszystkie barierki 🙂 A najwiekszym szczesciem jest Querido,ktory mimo,ze ogier stal jak baranek niesmiejac sie ruszyc ze strachu o przyjaciela. Musze przyznac ze obydwa mnie zszokowaly swoim spokojem i madroscia.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się