Energiczny/elektryczny/ koń

co do wygalopowania zgadzam się całkowicie z Ahhatą- na początku też tego próbowałam- efekt był taki, że po 15 minutach galopu (nie wyrabiając się na zakrętach) kon był jeszcze bardziej nakręcony a ja byłam cala mokra i bez sił....
Przejścia, ćwiczenia,  konsekwencja i spokój jeźdźca. Tylko spokój może nas uratować 😉
Gillian   four letter word
19 stycznia 2009 14:47
poza tym takim galopowanie wyrabia się kondycję więc kolejnego dnia jest to samo 🙂

ja czasy elektryczności mojego starszego konia doskonale pamiętam i z perspektywy czasu widzę, że tylko spokój i  ciekawa praca się sprawdza. Wygalopowywania głupotki z kopyt też próbowałam, skończyło się na tym że zrobiła się maszynka z żelazną kondychą i tym bardziej nie do zamordowania 😀
skończyło się na tym że zrobiła się maszynka z żelazną kondychą i tym bardziej nie do zamordowania 😀

szkoda ze tyle osob o tym zapomina
co do wygalopowania zgadzam się całkowicie z Ahhatą- na początku też tego próbowałam- efekt był taki, że po 15 minutach galopu (nie wyrabiając się na zakrętach) kon był jeszcze bardziej nakręcony a ja byłam cala mokra i bez sił....
Przejścia, ćwiczenia,  konsekwencja i spokój jeźdźca. Tylko spokój może nas uratować 😉


dokładnie to samo przeżywałam, mogłabym tak galopować i galopować... koń z czasem wpadał w amok...

tak samo ze skokami... koń strasznie nakręcał się zarówno przed przeszkodą jak również po... był pomysł na ustawienie kilku niskich przeszkód w jednej linii, przeskoczenie tego, pojeżdżenie chwile po prostej i od nowa, do momentu aż koń sie znudzi... efekt był tragiczny... nic to nie dało, a tylko pogorszyło sytuacje...

konsekwencja w działaniu.
jeśli już mamy ustalony pewien cel, przykładowo ze koń ma przejechać parkur w takim tempie to nie ma zmiłuj i odpuszczania np. ten jeden ostatni raz bo nie chce mi sie użerać i go skracać więc niech leci - nie, jeśli już nad czymś pracujemy to pracujmy, bo jeśli znów ten jeden jedyny raz odpuścimy lub poniosą nas nerwy i stwierdzimy a leć mam to gdzieś... no to znów nasza praca poszła na marne i możemy zaczynać od początku:/


Jak Złociasz ma swoje szybsze dni albo go coś niepomiernie wyprowadzi z równowagi, to działają na niego wolty, ósemki, przejścia. Ale to wszystko w kłusie roboczym i z zaskoczenia- koń nie  może domyśleć się schematu jazdy. Jeśli nie dało się go zwolnić normalnym paradą, to na małą woltę  dziada i niech tam wyciąga. Zwykle kopara miękła przy drugim okrążeniu.
Nawet w bardzo kryzysowych sytuacjach to działało

Witam

Bardzo Ciekawy wątek pojawił się dzięki Tani!
Ponieważ od ponad 8 lat pracuję z klaczą płochliwą, uciekającą i wybuchową ... tym bardziej rozumiem Tani problemy :-)
Ale można nim zaradzić! Wiem z własnego doświadczenia!

Bardzo trafne rady znalazłam w tym wątku. Jak najwięcej zmian między chodami i zmian kierunków. Podpisuję się dwoma rękami!
Z końmi takimi jak Tania nie powinno się pracować "na prostych". Jazda na wprost powoduje tylko "zafiksowanie" konia na opcji: "jak najszybciej do przodu". To są konie z natury "uciekające", którymi rządzi instynkt.  Jak konie działają instynktownie, to nie myślą. Jak myślą - to nie działają instynktownie (nie uciekają). Myślą wtedy, np. gdy muszą skupić się w którym miejscu postawić nogi (chody boczne, wolty, zmiany kierunku, ustępowania zadem czy przodem). Kiedy konie myślą, są miękkie i rozluźnione.

Gdy pokazujemy im drogę "na wprost" - wtedy konie "uciekające" od razu wyłączają myślenie i przerzucają się na preferowane przez siebie działanie instynktowne - ucieczka do przodu! Byle szybciej! Wtedy są sztywne, nie widzą jeźdźca w siodle, słabo reagują na pomoce itp. Mogą galopować godzinami. Zero zmęczenia.... aż do upadłego.

Jaka jest wtedy najlepsza rada? Już tutaj wielokrotnie o niej wspomniałyście,
"Wybić" takiego konia z działania instynktownego i skłonić go do uruchomienia procesu myslowego, przez skierowanie np. na wolty. Im mniejsze, tym lepiej! 
Można zastosować też inny patent: gdy czujemy że koń usztywnia się i przyspiesza w kierunku na wprost - natychmiast wykonujemy ustępowanie zadem! Koń bez napędu od zadu nie przyspieszy! A dodatkowo wybijemy go z jazdy na wprost i skłonimy do myślenia, gdzie postawić nogi aby zachować równowagę.
Sprawdziłam - działa!

Pozdrawiam
a co zrobić z koniem, który jest bardzo rozpieszczony, żąda cukierków nawet za to, że pozwolił na siebie wsiąść? 😉
jest bardzo flegmatyczny, nie chce współpracować, na jeździe to koń zwłoki, porusza się w ślimaczym tempie i nic nie jest w stanie go obudzić ?
pierwsze co odcięłabym cukierki i nie ma przebacz, nagroda w formie poklepania/miłego słowa/odpoczynku po dobrze wykonanym ćwiczeniu... smakołyk a i owszem ale wyłącznie do żłobu po jeździe...
również polecam dużo przejść urozmaicenia jazdy (w żadnym wypadku nie polecam np 5 kół wokół ujeżdżalni cały czas musi sie cos dziać/zmieniać).
u niektórych flegmatyków pomagają przejścia np ze stój automatycznie w kłu, galop i na odwrót, stają się "żywsze" szybciej reagują na sygnały... no ale to zależy jeszcze o jakim koniu mówimy, na jakim poziomie treningu jest on i jego jeździec...

a jak wygląda jazda w teren? jeśli takowa się odbywa

a co zrobić z koniem, który jest bardzo rozpieszczony, żąda cukierków nawet za to, że pozwolił na siebie wsiąść? 😉
Przestać je dawać?
W każdym razie nigdy nie dawać za domaganie się cuksów i wszelkie żebractwo. Choćby nie wiem jak zdeterminowany był koń, choćby nie wiem jak słodkie oczęta robił. Czy chce się dawać za co innego (i jak wtedy ustalać kryteria), to osobna sprawa.

jest bardzo flegmatyczny, nie chce współpracować, na jeździe to koń zwłoki, porusza się w ślimaczym tempie i nic nie jest w stanie go obudzić ?
A koń w ogóle zdrowy?
Koń i jeździec amatorzy.
Kurczę, to może ja jednak przywołam Moonę do tablicy, bo ona chyba lepiej opisze sytuację.
w żadnym wypadku nie polecam wygalopowania konia "aż się zmęczy" to w przypadku koni które mają nadmiar energii/ambicji nic nie daje a nasila problem, koń się nakręca i nawet jeśli zaczyna odpuszczać to po chwili problem pojawia sie na nowo...

u mnie pomagają przejścia, dużo pracy na kołach... mniejszych większych na zmianę, dodania, skrócenia, zatrzymywania(ale nie za długie)po prostu bardzo urozmaicona robota...

Ja to w ogóle mało galopuję, bo to jest standard, że się nakręci po tym.
Na szczęście w tym wszystkim kobyła jest - nie mogę powiedzieć, że w 100% - ale jednak jest bezpieczna. Napisałam kiedyś, że ma odpały w stylu konia zen - ale raczej chodziło mi o to,  że nagle, a nie, że aż tak bardzo  🙂
Zakupiłam wszystkie książki z cyklu 101 ćwiczeń i jeszcze nie przerobiłam chyba 1/4, właśnie po to, zeby się nie nudziła.
Ja tylko dziękuję za to, że do tej elektryczności kobyła jest absolutnie niepłochliwa. Kiedyś na jeździe wskoczył mi na siodło kot z ogrodzenia ujeżdżalni, myślicie, że kobyła się przejęła  😁
czy mogę mieć taką prośbę (no chyba że nie to przepraszam za moją ciekawość) , ale czy mógłby mi ktoś przytoczyć jaki jest problem z koniem zen, ponieważ już kilkakrotnie spotkałam sie na forum jak ktoś podaje jej konia za przykład a nigdzie tak naprawdę nie wyczytałam o co dokładnie chodzi...
No to piszę skoro proszą.
Kwestia cukierków nie jest tylko kwestią cukierków, ale ogólnie wychowania, któremu tego koniowi brak. Przy większej ilości czasu do odpracowania i to akurat w miarę szło, choć pomału, no bo ciężko konia po kilku latach nagle nawrócić na dobrą drogę  😉

Dla mnie w tym koniu były dziwne w zasadzie dwie rzeczy. Po pierwsze to w jaki sposób się poruszał i to obojętne czy pod siodłem czy po wybiegu. No naprawdę jeszcze nie widziałam konia, który by się tak snuł przemieszczając się swobodnie.
Po drugie to, że koń ewidentnie ma jakiś problem z psychiką, z którą chyba sam sobie nie radzi. Nagle w trakcie jazdy bunt. Bunty się zdarzają, wiadomo. Można próbować po dobroci, chwalić jeśli koń zrobi coś tak jak chcemy, zachęcać do własnej inicjatywy i wtedy nagradzać. Tylko, że to nie działało. Nie bo nie i już. Za to niezawodnie do końskiego umysłu przemawiało siłowe (mocna łydka, czasem z ostrogą, czasem bat) pokazanie mu, że np. wywożenie mu się nie opłaca. Nagle problem znikał. Przynajmniej na czas konkretnej jazdy. Koń nie bał się działań jeźdźca na górze, po prostu godził się ze swoim losem, tym szybciej, im dobitniej się pokazało, że takie zachowanie nie jest mile widziane. Normalnie jak koń ma jakiś problem, to on raczej nie znika tak o od uderzenia batem, prawda?

Co do ruchu naprzód - nieźle się trzeba było nagimnastykować, żeby za człowiekiem koń zaczął chodzić normalnym tempem (tzn. takim, że dorównuje mu kroku), pod siodłem było kiepsko. W sumie żwawsze tempo tylko wtedy, kiedy koń miał jakąś fazę i akurat postanowił trochę pobiec z jeźdźcem. Wypuszczony w dół i zachęcany do ruchu naprzód nie bardzo, normalnie bardzo nie bardzo. Łydka - no ok, trzeba przyspieszyć, no to przyspieszy na trzy kroki i znowu zwalnia (oczywiście po przyspieszeniu ciśnięty już nie był wcale), znowu łydka dla przypomnienia - no dobra dobra, ale to już było, przed chwilę przecież przyspieszałem (jakby wyrzucił ze swojej świadomości to, że w międzyczasie zdążył zwolnić 😉 ), na łydkę też opornie - no tak, coś tam ciśnie, o, ciśnie też ostroga, no to dobra, niech będzie. Już jakoś idzie i nagle znowu jakiś problem z pójściem gdzieś, no ale dobra, bat przywraca prawidłowy kierunek...  😜

Tylko uparty i leniwy? Jak dla mnie właśnie nie tylko, ale szczerze nie w czym tak naprawdę tkwi problem.
busch   Mad god's blessing.
19 stycznia 2009 21:04
To zabrzmi jak truizm ale najlepszą metodą na takie konie jest spokojna praca.
Nie podam konkretnej recepty bo jej nie ma, u mnie schemat działania w przypadku nakręcania się konia polega na szukaniu najlepszego rozwiązania.
Na gniadulcu najlepiej się sprawdzają chody boczne z zaskoczenia- wszelkie ustępowania, zwroty na przedzie i zadzie, gięcia szyi, a oprócz tego cofanie- coś, co zasadza się na jechaniu nie tylko do przodu  😉 . W przypadku gniadego nakręcenie wynika tylko z dużej ilości młodzieńczej energii, a nie żadnych emocjonalnych traum, tak więc po prostu trzeba to przyjeździć i tyle. Najlepiej nie zwracać uwagi na nadmiar ruchu do przodu i kontynuować jazdę.
Blondynce natomiast w chwilach największego nakręcenia się pomaga... stępowanie na rzuconej wodzy (a do tego stępowania przejście może być nawet długie i łachowe, byle nie generowało więcej stresu). Ale w przypadku blondyny problem polega w jej dużej nerwowości (to półkrwi folblutka, która ma 9 lat i nigdy tak naprawdę nie pracowała pod siodłem, a jedynie przewoziła pasażera z punktu A do B), zaczyna panikować od nadmiaru wymagań- a jest tym nadmiarem już wymaganie jazdy na wędzidle. Jak naprawdę odpala wrotki, zaczyna się podrywać, brykać itd., to daję jej pogalopować sobie swobodnie, a potem z powrotem do stępa na rzuconej wodzy aż ochłonie.
Mały, na którym miałam okazję zupełnie przypadkowo jeździć przez kilka tygodni, pędził bo był rozwydrzony przez swoją właścicielkę i w tym wypadku czasem reagowałam ostro. Jak czułam, że zaraz będzie dzida, to był natychmiast zatrzymywany i zaczynałam z powrotem od stępa. Nie było czekania aż koń zacznie zapieprzać, jak tylko zaczynał pół kroku za szybko iść bez mojej zgody, od razu był przytrzymywany. Gdybym tą samą metodę zastosowała na blondynie, odfrunęłaby z nerwów w sąsiednią galaktykę, a gniade by się obraziło za brutalne traktowanie i by był koniec pracy na dziś. Tak samo Mały by mnie niechybnie poniósł i zostawił na pobliskim płocie jakbym mu dała "się wybiegać", a gniadej nic by to nie dało bo by była jeszcze bardziej nabuzowana. Stęp na rzuconej wodzy na pewno nie sprawdziłby się w przypadku Małego bo by to potraktował jako zachętę do wywiezienia w siną dal, a jednak u Blondyny działa. Chody boczne to też nie panaceum, przede wszystkim nie każdy koń je umie, a po drugie niektórym z naszych szlachetnych rumaków ustępowania przysparzają dużo stresu (zwłaszcza jak to coś nowego dla nich) i dają odwrotny skutek.
No i też trzeba rozróżnić poziomy odpalania wrotek, jak koń po prostu przyspiesza, to nie ma sensu od razu podejmować drastycznych kroków, zwykle dobre słowo, kontynuowanie urozmaiconej pracy i pomoce wstrzymujące wystarczają. I ważne jest, żeby samemu zachować spokój, oddychać głęboko i rozluźnić się. Kon też od razu odpuszcza.
kpik   kpik bo kpi?
19 stycznia 2009 21:16
[quote author=_kate link=topic=1623.msg150675#msg150675 date=1232388762]
koń nie  może domyśleć się schematu jazdy.[/quote]

dokladnie, trzeba zaskakiwać, zmuszać do myślenia, zainteresować sobą.
Koniom łatwo rozpraszającym się pomaga muzyka na hali- bo tłumi troche odgłosy z zewnątrz- robi się równy szumik

ale to wymaga pomysłowości od jeźdzca, planu działania, jasnego celu - Taniu napisalaś ze tego Ci w pewnym momencie zabrakło- a to spory błąd przy takich koniach
Tylko uparty i leniwy? Jak dla mnie właśnie nie tylko, ale szczerze nie w czym tak naprawdę tkwi problem.
Ja bym jeszcze raz do tego wróciła - upewnijcie się, że koń jest zdrowy. Że nie ma anemii/niedoczynności tarczycy/niedoborów/whatever.

damarina, ja bym jednak wyraźniej odróżniła konie "uciekające-reagujące instynktownie" od koni figlujących bez panikowania, bez emocjonowania się, tylko ot tak, bo jest energia, jest zabawa. Ani jednym, ani drugim długie proste nie służą, ale już to, czy lepsza jest powtarzalność czy urozmaicanie życia, to od typu zależy. Panikarza nadmiar urozmaiceń może pozbawić resztek pewności siebie i opanowania, u figlarza będzie to sposób na skanalizowanie energii. Powtarzalność i schematy panikującego konia mogą uspokoić, wyciszyć, koń zabawowy cholery będzie dostawał z nudów (i albo wybuchnie, albo w końcu przygaśnie, tak na smętnie). To oczywiście też schemat i duże uproszczenie.
Ja bym dołożyła jednak te przestawiania zadu, zwroty, ustępowania. To nie tak, że one nie obciążają (pisałaś Taniu, że tego się obawiasz), ale robiąc je w stępie wiele zyskasz.
No- z grubsza jest lepiej.
Bardzo mi pomogła ta dyskusja.
W 99% wina była /i jest/ moja. 😡
Zajęta bieżącymi zmartwieniami - całkiem zmieniłam koniowi plan dnia- wszystko szybko ,wszystko po mojemu .
A moje całe ciało było skurczone,zmartwione i mówiące-coś się złego dzieje.
I pewnie głos zmieniony i bez uśmiechu.
Wczoraj roundpen- bez ścigania -z friendly games by me- wiało jak wściekłe - ale jakoś udało się nam w miarę spokojnie.
Dziś rano-hala -znów straszliwa i puuusta Uhuuu! Pochodziłyśmy sobie - dużo rozmawiając i pokazując. Potem popasażerowałyśmy i wyszły z Tani lęki- uciekała do wyjścia raz po raz. Potem w miarę jakaś jazda- taka jak radziliście. Dużo ćwiczeń na myślenie- zero ganiania bez sensu.
Brak Tresera odebrał nam obu pewność siebie i radość z jazd- czy to możliwe?
ps.dodałabym w temacie bojący się -bo chyba i o tym jednak mowa.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się