komu konia w trening?

olq: nie sprowadzam problemu do wysokiego sportu. Komentowałem tylko dyskusję trochę nie fer.

DressageLife:  Co do Jasińskiego to jego wyniki kwalifikują go na regionalki. Dał popis traktowania sportu i współuczestników rywalizacji sportowej w tym roku, że ho ho!!! Będzie jeździł konkursy powyżej 70% i zachowywał się jak mężczyzna a nie jak chłopiec to będę go podziwiał.
.
Naprawdę koń, który ma służyć do wyjazdów w teren musi przejść profesjonalny trening u znanego zawodnika z osiągnięciami  🤔wirek:?

Oczywiście jak kogoś wielki sport interesuje to jest dobrym pomysłem zakup konia z Dobrej linii lub już w sporcie sprawdzonego, ale większość tuptaków/ambitnych rekreantów naprawdę może do wymaganego poziomu przygotować średniej klasy jeździec (obdarzony odpowiednim doświadczeniem i wyczuciem).


Szkopuł w tym, że zajeżdżaniem koni "nie do sportu" zajmują się ludzie, którzy w większości nie mają pojęcia, co robią. Pokrzywieni, pousztywniani, pozaciskani, trzymający konie za paszczę z siłą 16-kołowego tira i gmerający łydami po końskich bokach bez ładu i składu, bo przez cały swój jeździecki staż nie dowiedzieli się, jak wygląda prawidłowa reakcja na łydkę. Młode konie zajeżdżają "koleżanki" ze stajni, bo akurat są pod ręką i mają trochę czasu, a że nigdy wcześniej nie robiły młodzika, to co to szkodzi. Przecież koń i tak będzie do tuptania...

A czy koń do tuptania nie powinien być do diaska miły do jazdy? Przepuszczalny, elastyczny? Poruszający się w równowadze, przyjmujący pomoce? Czy naprawdę do lasu trzeba jeździć na wylamionym z kontaktu koniu - albo na wielokrążku? Jaka jest frajda z konia, który na jedną stronę ledwo zakręca, albo nie umie w ogóle galopować? Którego się nie da zatrzymać, albo przeciwnie - upchnąć i ruszyć?
To wcale nie są jakieś szczególne przypadki - szukam dla klientki od dłuższego czasu konia i czterolatków zajeżdżonych prawidłowo i poprawnie jeżdżonych (poprawnie, nie jakoś "aj-waj-sportowo"!) od sierpnia do dziś widziałam trzy sztuki.

Wcale nie trzeba wysyłać konia do kadrowicza albo mistrza Polski, żeby jeździec zrobił dobrą robotę. Wcale to też nie musi kosztować fortuny. Jeśli się chcemy wozić na grzbiecie zwierzęcia, to jesteśmy mu do licha winni dobre przygotowanie. Nie u koleżanki ze stajni, albo zakochanej w koniach nastolatki 🙁
Szkopuł też w tym, ze 90% ludzi szukajacych konia do tuptania i do lasu w zyciu nie miala pod tylkiem konia przepuszczalnego, elastycznego, poruszajacego sie w rownowadze i przyjmujacego pomoce 😉 stad tez - wisi im i powiewa jesli kon tak zajezdzony nie jest, bo nie maja o tym bladego pojecia - ergo jak idzie do przodu wzglednie w 3ch chodach, skreca i zatrzymuje sie - to gitarra.
Nie mowie, ze tak byc powinno.
faith, o totototo
Problem w podstawowym wyszkoleniu rekreantów i koniach w rekreacji
A tu znów idziemy w stronę kasy, bo aby konie w rekreacji były ujeżdżone - trzeba je naprawiać, a to kosztuje czyli treningi musiałyby być droższe... Często ludzie wybierają stajnię na zasadzie "blisko i tanio" i tyle...
J. Filis był zdania, że koń do spacerów powinien być też dobrze ujeżdżony. Ale to było w czasach kiedy jazda na "dzikunie" była obciachem.
J . Fillis był tez zdania, że najlepsze konie od ujeżdżenia to folbluty. Bo ruszają się z gracją i bezgłośnie, a nie tak ciężko, że aż ziemia dudni 😀

Cóż, mody się zmieniają. Może teraz moda na konie słabo użytkowe? Niewykluczone, skoro wykorzystywanie zwierzęcia jest  trochę nie trendy, to może to taki szpan - mieć konia, który nie jest zacnym wierzchowcem? Wolność, te sprawy.

lostak, nie zdzierżyłam być cicho. Bo wg mnie to ty, pisząc coś takiego - psujesz ujeżdżenie. Bo i ciebie i mnie uczono, że ujeżdżenie to nie pokaz małp cyrkowych, tylko sztuka przemieszczania się na koniu i dialogu z nim. I że absolutnie Każdy koń może chodzić ujeżdżenie. Każdej rasy byle (jako duży koń) miał ponad 148 cm w kłębie. Tak mówią przepisy. Mówią też, że wynik pomiędzy 5 a 6 to wynik pomiędzy "dostatecznie" a "zadawalająco".
To już nie można pojechać dostatecznie???

I głęboko nie rozumiem, komu niby miałabym szkodzić. Czworoboki są bezpieczne. Nikomu w drogę wszak nie wchodzę. Wyniki są po to, żeby wiedzieć co i jak poprawiać. Taki z ciebie sportowiec, że odmawiasz prawa startu? Koniowi, który np. serie lotnych co 3 robi na 7? Bo tobie się to nie widzi? Nie pojmuję w jaki sposób mogłabym "psuć ujeżdżenie". Ujeżdżenie ma się jak się ma. No chyba, że szkodzę konkretnym interesom, propagując mit, że na każdym koniu można. Otóż można.
Jasne, że bez nadziei na wygrane. Jasne, że nie każdy z każdym koniem sobie poradzi. Nie martw się, z tego co widzę nie ma chętnych na wybór drogi podobnej do mojej. Do ujeżdżenia są potrzebne kosztowne konie, ze starannie wybranych linii - jeśli chce się wygrywać, czy choćby zdobywać klasy sportowe. I wiedzą o tym już dzieci.

faith Masz całkowitą rację. Jestem tego najlepszym (a raczej najgorszym) przykładem. Rekretuptałam sobie na koniach tak naprawdę kiedy i gdzie się dało, a że z rodziny majętnej nie pochodzę, ale mama chciała mi umożliwić chociaż częściowo rozwijanie pasji, odkładała każdą "nadprogramową" złotówkę na jazdy dla mnie. Jakiś czas potem sytuacja finansowa się nieco poprawiła, bo miała lepszą pracę + sprzedaliśmy kawałek ziemi. A ja akurat zapałałam nastoletnią i przyznaję, "kuniarkową" miłością do pewnego wałacha huculskiego, na którym jeździłam od dwóch miesięcy (wakacje, jazdy za "pracę"😉 mając 12 lat. Oczywiście "instruktorzy" (papiery mieli, jeździli dobrze, ale niestety, przekazywanie wiedzy i umiejętności przychodziło im z trudem) chwalili mnie, przed mamą i innymi (tak naprawdę dlatego, że nie spadałam z taką częstotliwością jak inni... i to na tyle), a koń był przeciążony pracą w tej rekreacji ( i zaczęły się nader częste niesubordynacje z jego strony, ale tak naprawdę, ten koń miał w tym całkowitą RACJĘ!). I tak się skończyło, że trafił do mnie. 4 letni koń, jak się potem dowiedziałam, zajeżdżony w wieku 2,5 roku na zasadzie "siodło na grzbiet i heja do lasu" (zmieniał też często właścicieli, my byliśmy 4..., ja w sumie jestem 5, bo był "zapisany" w papierach na mamę 😀 ) o bardzo dominującym i kombinatorskim charakterze i umyśle, i ja, 13 letnia, jeżdżąca od 3 lat, z czego rok w miarę regularnie, pod okiem "instruktorów". Koń dostał też towarzystwo do przydomowej stajni, drugiego hucuła. Roczniaka, ogierka, odpad hodowlany (nader tulaśny i spokojny po tacie, ale stosunkowo energiczny podczas zabaw z kolegą i biegania, do tego jak na hucuła zawsze ładnie się ruszał- w obejściu cud miód, i cholernie pojętny, lubię go opisywać jako Owczarka Niemieckiego - mniej więcej podobne podejście pt. " zadowolić człowieka"😉. Do teraz zastanawiam się, jak przeżyłam te pierwsze 2 lata, kiedy starszy koń był nie do ogarnięcia, z resztą, głównie z mojej winy. Potem trafiłam przez zupełny przypadek do behawiorysty końskiego, który akurat zaczął stacjonować ... 3 km ode mnie przez las, na kompletnym zad.piu. I dopiero wtedy ogarnęłam się i ja, i koń. Nigdy w życiu bym nie zrobiła tak ponownie (no może te konie bym wzięła, ale pod warunkiem, że od początku do np. teraz bylibyśmy pod opieką kogoś doświadczonego, takiego jak tamten behawiorysta). Ale człowiek uczy się na własnych błędach.

(Gwoli wyjaśnienia, by ktoś nie najechał zaraz na moją mamę za brak odpowiedzialności - 1: była wprowadzana w błąd przez instruktorów, że super jeżdżę i się super znam, a tak naprawdę dla nich jeździł super każdy, kto nie spadał nader często + znał się ten, kto potrafił ogarnąć np. taką jedną klacz, co wszystkimi pomiatała jak jej się podobało - sama nie jeździ, bo ma przeciwwskazania - miała zmiażdżoną nogę, także nie miała jak tego zweryfikować, "wejść w światek", 2: zadziałał czynnik "wzbogacenia się" i chęci naprawienia tego, że nie mogła dać mi tego, czego chciałam wcześniej (m.in. regularnych jazd), a przez pkt. 1 opacznie to pojęła, 3: Pytała instruktorów, tych z tej stajni, z której jest koń, czy to dobry pomysł (jako osób w jej mniemaniu kompetentnych by to określić, w końcu uczą ludzi i dużo widzieli), by kupić mi właśnie tego konia. A oni, zabójcy jedni, mówili, że świetny, bo ja go tak lubię i tak fajnie z nim pracuję  😵 )

Ale jedno jest prawdą. Tyle, ile nauczyłam się przy i przez tego konia to tak naprawdę 90% mojej wiedzy i umiejętności od początku mojej przygody z jeździectwem.
Także powiedzenie, że własny koń zweryfikuje wiedzę i umiejętności, i nauczy pokory... w naszym przypadku się sprawdziło. A przy okazji jest to przykład, jak NIE robić.
Szkopuł też w tym, ze 90% ludzi szukajacych konia do tuptania i do lasu w zyciu nie miala pod tylkiem konia przepuszczalnego, elastycznego, poruszajacego sie w rownowadze i przyjmujacego pomoce 😉 stad tez - wisi im i powiewa jesli kon tak zajezdzony nie jest, bo nie maja o tym bladego pojecia - ergo jak idzie do przodu wzglednie w 3ch chodach, skreca i zatrzymuje sie - to gitarra.
Nie mowie, ze tak byc powinno.


Bywa jeszcze gorzej. Ujeżdżałam kiedyś z kolegą konia od zera. 100% hucuła w hucule i to tych najlepszych cech. Koń w stylu "co jeszcze mogę dla ciebie zrobić". Koń został wstępnie ułożony czyli: prawidłowa reakcja na lekką łydkę, lekkie oparcie na wędzidle, elastyczny rozluźniony ruch do przodu w trzech chodach, podobnie na łuku z ładnym wygięciem wokół łydki, jakieś cavaletki, mostki na ziemi, wyjazdy w teren z końmi i samodzielnie ...
Pojechał do nowego domu i ... Za tydzień telefon z pretensją "jak to ujeżdżony, panie, ja ciągnę a on nie skręca"  😵
[quote author=_Gaga link=topic=161.msg2617386#msg2617386 date=1479657598]
Problem w podstawowym wyszkoleniu rekreantów i koniach w rekreacji
A tu znów idziemy w stronę kasy, bo aby konie w rekreacji były ujeżdżone - trzeba je naprawiać, a to kosztuje czyli treningi musiałyby być droższe... Często ludzie wybierają stajnię na zasadzie "blisko i tanio" i tyle...
[/quote]

Problem ujeżdżonych koni do rekreacji, to problem kasy, bo jeśli chcesz przygotować dobrze konia do rekreacji to w takiego 4-latka musisz włożyć tyle samo pracy, co przygotowując go do powiedzmy "małego" sportu, ale klient za konia do sportu zapłaci 30-40tys, ale do rekreacji to 10 tys już za drogo...

halo, a ja popieram jeżdżenie ujeżdżenia na koniach "nie nadających się" do dyscypliny. Przepisy nie mówią, że trzeba jeździć na tresowanej małpie, a niestety wiele koni z linii ujeżdżeniowych, trenowanych w przeganaszowaniu wygląda jak małpy z cyrku, to może fajnie jak ktoś pojedzie na folblucie i pokaże, że koń może się ruszać normalnie...
gosiaopti, ano. W przypadku koni "rekreacyjnych" jak zwykle zachodzi mylenie potrzeb a popytu. Popyt to potrzeby, na które jest kasa. Jeśli ktoś ma kasę na zaspokojenie swoich jeździeckich potrzeb, niech kupuje konia możliwie najlepszego i najbardziej "pasującego". A jeśli nie ma? Cóż, większość z nas nie ma. To sprawia, że "ubieramy się" w konie dalekie od potrzeb. I sprawia, że na dobre konie nie ma popytu 🙁
Wywołuje też dziwne zjawisko, że praca z koniem ma być za darmo. Ba! Pracujący z koniem, czyniący z niego zacnego wierzchowca - powinien (według wielu) jeszcze za to płacić.
Chora sytuacja.
Powinno być tak, że znakomite konie, w które włożono masę pracy i kasy, zaczynając od zamysłu hodowlanego - są kosztowne, i są dla bogatych. Te z pewnymi problemami dla mniej bogatych (a pracowitych). Te tanie - to konie słabsze, lub "koty w worku" - dla mało zasobnych osób, które mają mniejsze wymagania lub są ryzykantami.
A w naszych warunkach ekonomicznych zachodzą najróżniejsze aberracje.
Ponieważ, delikatnie mówiąc, rynek jest rozchwiany - podaż nie wpływa na popyt, popyt nie wpływa na podaż, szczególnie wobec koni tanich należy się dobrze zastanowić, czego się oczekuje.

I tu, wracając do meritum wątku, warto zauważyć dwie rzeczy. Praca z koniem kosztuje tyle samo, czy ktoś to robi dobrze, czy źle. Praktycznie tyle samo, czy stawka jest wysoka, czy średnia, czy rzeźbimy sami. Ktokolwiek rzeźbił sam a oszacował koszta - ten to wie. Do danego poziomu praca kosztuje x. Lepszy materiał po włożeniu x pracy będzie sprawował się lepiej niż gorszy materiał. Druga rzecz, że część ludzi mylnie uważa, że rodzą się konie-gotowce. Nie. W każdego konia trzeba włożyć masę pracy. Lepszy młody koń da tylko/aż to, że praca będzie lżejsza i samo-motywująca. Fajnie jeździć jest na szkoleniowe zawody - a i tak wygrywać. Od 4-latka. Ale znakomitego młodego konia można schrzanić tak samo jak średniaka, tylko trochę trudniej niż kiepskiego. I dlatego bywa, że ten "dobrze urodzony" przegrywa z tym "szarakiem". Dość bywać na zawodach, zwracając uwagę na ciut więcej niż własne sprawy, żeby dostrzec jak ciężko pracują ludzie i konie, żeby dojść do oczekiwanego poziomu. Zarówno ci na tych "no problem" jak i ci na problemowych.

Chciałabym, żeby nikt nie miał złudzeń - "wyżej konia nie podskoczysz", koń i jeździec to para i nieco więcej zależy od konia. Od jeźdźca tyle, że może konia użytkowo uszkodzić, a może pozytywnie rozwinąć.

Szukajcie możliwie najlepszych koni i możliwie najlepszych trenerów. Tyle można zrobić. W ramach własnego portfela.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
20 listopada 2016 22:46
Szukajcie możliwie najlepszych koni i możliwie najlepszych trenerów.

Z tym że "najlepszy" to pojęcie względne. Dla wielu "najlepszym" koniem będzie jakiś totalnie niejezdny/szajbnięty koń pokrzywiony na wszystkie strony ale za to "piękny" (też pojęcie względne) a "najlepszym" trenerem ktoś taki jak chociażby A. Makacewicz.
Koń typu "czarny królewicz", żeby potuptać po lesie, a potem pretensja, że nie jest w typie ujeżdżeniowym. I wtedy trzeba zmienić trenera, na takiego, który obieca, że zrobi z niego top konia ujeżdżeniowego. Albo skokowego - co kto woli  😁
A takich "trenerów " nie brakuje niestety . Wyczują ze klient ma kasę za to z wiedza nie bardzo to powiedzą ze i z perszerona skoczka zrobią . Ja rozumiem ze za własną naiwność trzeba płacić ale cynizm i nastawienie na kasę bywaja porażające....no ale ja niedzisiejsza jestem
Witam,
Proszę o informację czy jest szansa znaleźć kogoś rozsądnego do pojeżdżenia konia w granicach kwotowych 1300-1400 zł już z kosztami pensjonatu.
Wiem, że taka cena to tak naprawdę cena pensjonatu ale jeżeli ktoś ma swoją stajnię to może jest jakaś szansa ?
Czytałam wątek i wiem, że za dobrą pracę trzeba zapłacić ale wolę zapytać, a nóż się ktoś znajdzie 🙂
Lenia może doprecyzuj co rozumiesz prze pojeżdzenie... jaki koń ,w jakim wieku, co umie ,z jakim przeznaczeniem itd itp
zkopuł w tym, że zajeżdżaniem koni "nie do sportu" zajmują się ludzie, którzy w większości nie mają pojęcia, co robią. Pokrzywieni, pousztywniani, pozaciskani, trzymający konie za paszczę z siłą 16-kołowego tira i gmerający łydami po końskich bokach bez ładu i składu, bo przez cały swój jeździecki staż nie dowiedzieli się, jak wygląda prawidłowa reakcja na łydkę. Młode konie zajeżdżają "koleżanki" ze stajni, bo akurat są pod ręką i mają trochę czasu, a że nigdy wcześniej nie robiły młodzika, to co to szkodzi. Przecież koń i tak będzie do tuptania...

Z tym, że to jest opis patologii - a mój post dotyczył średniej klasy jeźdźca z odpowiednimi umiejętnościami i doświadczeniem - nie osoby, która nigdy wcześniej nie siedziała na prawidłowo jeżdżonym koniu i nie ma pojęcia jak do tego podstawowego wyszkolonego młodego konia doprowadzić.
Oczywiście nie jest tak, że KAŻDY powinien się za to brać, ale nie każdego konia musi robić topowy jeździec z rozlicznymi wynikami sportowymi.
I żeby nie było absolutnie zgadzam się z tym, że koń do tuptania też ma być miły do jazdy i reagować na pomoce.

Jasne, koń dorosły poruszający się w trzech chodach.
Szukam kogoś kto poprowadzi konia w treningu bez skoków.
Poprawi reakcje na pomoce, przepuszczalność itd.
Popracuje na tyle na ile koń da radę, bez żadnych ciśnień.
Ale też kogoś kto zrobi to uczciwie czyli jak będzie oferował np. wsiadanie 5 razy w tygodniu i puszczanie na padok to właśnie tak będzie.
Moim zdaniem szkolenie konia z przeznaczeniem do sportu i do rekreacji to są zupełnie inne pary kaloszy, bo zupełnie inne potrzeby.
Nie znam się na sporcie w praktyce, jestem prawdziwym rekreantem bez ambicji i perspektyw, ale nabyłam się wśród jeźdźców lawirujących między sportem zawodowym a amatorskim i myślę, że widzę różnicę.
Koń dla amatora nie może być aż tak reaktywny jak dla profesjonalisty, aż tak obszerny w ruchu i wymagający w prowadzeniu (bo nie ma co się oszukiwać - konie utalentowane i ambitne łatwe w obejściu i w jeździe nie są). Ma być miły w obsłudze, przewidywalny, wygodny i łatwy do jazdy. No i bez pułapek zdrowotnych, bo amator wypatrzy problem dużo później niż profesjonalista, a i na ogół nie korzysta regularnie z medycyny sportowej.
I to jest nisza - bo nikt z myślą o tym koni nie hoduje ani nie szkoli, wszyscy deklarują ambicje sportowe.

Nauczmy się w końcu nazywać rzeczy po imieniu, to skorzystają na tym wszyscy, bo koń wybrakowany ze sportu czy hodowli z uwagi na zdrowie/głowę/błędy szkoleniowe jest ostatnim koniem nadającym się do rekreacji, a na ogół tam właśnie trafia. Tych wybrakowanych wyłączne ze względu na ograniczone predyspozycje jest niezmiernie mało, a te konie są potrzebne najbardziej tak naprawdę. To samo się tyczy szkolenia - nie można pod amatora szykować konia mocno idącego do przodu i super wrażliwego na pomoce, ani tym bardziej konia atakującego przeszkody razem ze wszystkim przed i za.
Do końca życia zostanę nielotem między innymi dlatego, że miałam wątpliwą przyjemność uczenia się na koniach  po sporcie do poziomu GP włącznie. To nie są misie patysie profesorki dla amatorów, naprawdę.
Nie strzela się z armaty do muchy.
Według mnie jest tylko jeden system szkolenia konia (albo może lepiej powinien być). Nie zależnie od przeznaczenia. czy do rekreacji czy do sportu różnica jest tylko w stopniu zaawansowania. oczywiście , że trzeba zachować specyfikę dyscyplin. Jednak nawet dla poszczególnych dyscyplin podstawowe zręby pozostają te same. Z tego modelu nieco wyłamuje się west, ale tylko co do sposobu używania pomocy - spodziewany efekt jest identyczny. Skala ujeżdżeniowa obowiązuje we wszystkich dyscyplinach.
melehowicz ok, ja się zgadzam, że niezależnie od przeznaczenia (sport, nie-sport, czy trochę-sport) konia powinno się jeździć przy użyciu tych samych pomocy i przy tych samych założeniach bez głupot typu "pociagniesz za zewnętrzą wodzę to masz przejście w dół, jak za wewnętrzną, to zatrzymanie" - autentyk, i to nie zza stodoły, serio. To choćby po to, żeby klasycznie szkolony jeździec mógł na każdego klasycznie szkolonego konia wsiąść i pojechać.
Ale ja nie o tym. 
Niby wszyscy szkolimy konie klasycznie z zachowaniem tychże pryncypiów a wychodzi na pełen przekrój rezultatów. Nie trzeba ich łamać, by uzyskać konia wymagającego bardziej łopatologicznych sygnałów (i tym samym wybaczającego przypadkowe ruchy).
melechowicz - tu się w pełni zgadzam, każdy młody, prawidłowo prowadzony koń powinien przejść te same etapy nauki i jeśli jest prowadzony prawidłowo powinien taki podstawowo wyszkolony egzemplarz pod każdym w miarę ogarniętym jeźdźcem pochodzić.

Za to ciekawe jest, że często mi się zdarza widzieć niby przez b. dobrych jeźdźców szkolone konie, na których przeciętny amator nie potrafi sobie poradzić. Ba nawet nie tak dawno miałam okazję obserwować jazdę próbną osoby na poziomie klasy L, która próbowała konia zrobionego teoretycznie do C klasy - ta osoba bez użycia ostróg nie była w stanie na tym koniu ruszyć kłusem.

A z drugiej strony przewinęło mi się kilka koni robionych przez średniej klasy jeźdźca, który jednak miał dużo doświadczenia z młodziakami, i na tych koniach KAŻDY był w stanie w 3 chodach bez problemu pojechać, również w teren.
No i wracamy do tego, co pisała halo. Jak wybieramy konia i ścieżkę szkolenia dla niego, trzeba mieć na uwadze, jak będzie przez nas użytkowany i brać konia sprawdzonego w takim właśnie użytkowaniu.
Czyli koń spod profesjonalisty niekoniecznie będzie sie nadawał pod amatora. Niestety.
olq: twoje obserwacje nie są odosobnione, tylko że wynikają , w moim mniemaniu z czegoś innego. Dla prostego porównania: przeciętny kierowca posadzony w auto z tylnym napędem i 300 kucykami pod maska ląduje na najbliższym drzewie, o ile uda mu się ruszyć. Tak samo z koniem dobrze wyszkolonym (abstrahuję od konkretnej sytuacji), którym średni dupotłuk nie ruszy z miejsca bo krzywo siedzi, krzywo przyłożył łydki, za nisko trzymał rękę i co tam jeszcze, w efekcie wykonał zwrot na zadzie zamiast ruszyć do przodu, a jak popieprzył kolejność to pojechał do tyłu.
melehowicz ależ mi chodzi dokładnie o ten opisany przez Ciebie przypadek. I co teraz? Ten dupotłuk ma niejeździć, póki się jeździć nie nauczy? To na czym na się uczyć, bo chyba nie na koniu, którego nie może ruszyć z miejsca. Koń dla amatora nie może być tak precyzyjny jak dla profesjonalisty, tak samo jak dla młodego kierowcy tylny napęd i 300 kucy nie nadaje się na pierwsze auto. Jak nauczy się wyczucia na prostym sprzęcie z dużym marginesem błędu użytkownika, to niech potem się bierze za bardziej wymagające rzeczy, ale żeby nauczyć się jeździć, trzeba jeździć.

Jak problem ze zbyt wysokim stopniem wyszkolenia konia objawia się niemożnością ruszenia czy zagalopowania to jeszcze w porządku, takie konie jeszcze uczą. Gorzej, jak taki drań zaczyna zataczać na treningu dużo szersze kręgi niż to by wynikało z ogrodzenia placu. Takie konie z kolei tylko straszą i nic poza tym.

Opiszę jeszcze przypadek nie mój: duet nastoletnia amazonka i jej instruktorka szukały dla niej profesora na pierwsze starty w ujeżdżeniu z jakimś tam zapasem możliwości na wyższe konkursy. Szukały u profesjonalistów wyłącznie, w końcu kupiły wałacha na poziomie C klasy spod bardzo zacnego znanego tyłka. Wszystko było pięknie, pierwsze zawody miała pojechać instruktorka, skończyło się imponującą rundą honorową po terenie całego ośrodka, która zakończyła się dopiero, jak koń wygalopował swoje. Od tamtej pory asekuracyjnie koń chodzi na czarnej - zawsze, niezależnie od okoliczności. Bo zdrowie dziecka ważniejsze od powszechnie rozumianej poprawności i wcale im się nie dziwię. Starty oczywiście w nieoszacowanej jak dotąd perspektywie mają z głowy, bo bez awaryjnego hamulca nie pojedzie. Do zawodniczki oczywiście pretensji nie ma, bo pod nią takich predyspozycji koń nie wykazywał i nic dziwnego - naprawdę paskudne charaktery często nigdy nie dostają szansy do eskalacji pod profesjonalistą, więc i za paskudne nie uchodzą. Ale czy taki koń nadaje się dla amatora?
Dotykasz sedna sprawy - tu kluczowe jest dobranie konia wg jego indywidualnych cech i/lub sposobu wyszkolenia. Temat jest o tyle ciekawy, że niektórzy trenerzy (nie wiem na pewno , ale się mi wydaje) mają zdolności do przygotowania koni chodzących "na guziki", albo maja szczęście do takich koni. Mam takie doświadczenia z edukacją jeździecką mojej córki. Ponadto wiele koni wyczynowych z wyższej półki to takie dranie, że nie rozumieją co taki dupotłuk do nich mówi, albo udają że nie rozumieją. Pingwiny w tym przodują, bo skoczki w Polsce przeważnie źle ujeżdżone chodzą pomiędzy ostrogi a drutem w pysku.
Konie do sportu mają zwykle gorącą głowę. Są nadreaktywne i weekendowy szwędacz leśny takiego nie potrzebuje. Ba, nawet nie potrzebuje konia bardzo wygimnastykowanego, bo koń u niego szybko te właściwości zaprzepaści. Jest masa ludzi, którzy od konia wymagają aby prawidłowo reagował na pomoce w górę i w dół bez zaciągania ręcznego. Ma skręcać na ciężar i przesunięcie łydek, bo po lesie często jeździ się na luźnej wodzy. Ma ochoczo i odważnie iść naprzód, ale nie ponosić.
Jest masa ludzi o takich wymaganiach a koni niewiele. Jest za to wiele koni, które są zaciągnięte w pysku, uciekające z kontaktu, bo ktoś im heblował szczękę usiłując konia "zebrać".
Bera7 : mylisz predyspozycje konia z jego wyszkoleniem. Wszystkie wymienione cechy, bardzo trafnie, z wyjątkiem uznania wygimnastykowania za zbędne, nabywa koń na poziomie ujeżdżenia pierwszych konkursów N (N1) lub  dobrze opanowany poziom P. Każdego konia można i powinno się wyszkolić do tego poziomu. Nie chodzi oto , przy tym, by wywijał nogami nad uszy, ale by był podstawiony i sam się niósł. Niestety większość kontuzji koni rekreacyjnych (nie szkółkowych) wynika z niedostatecznego wytrenowania.
melehowicz, nie mylę. Oddzielam, bo widzę wymieszanie różnych koni różnych potrzeb.

Trening to jedno a użytkowanie to drugie. Znajomy kiedyś kupił 2 kobyły po skokach  P i N. Czy ich wcześniejsze wyszkolenie miało wpływ na to jak chodziły po kilku latach bez jeźdźca? W życiu nie siedziałam na takim tramwaju.
Są ludzie, którzy szkolą się z koniem, wykorzystują jego umiejętności  i tacy co wsiadają jak na rower.
Jaki jest sens kupowania profesjonalnie przygotowanego konia pod amatora który nie umie jeździć ???  😲 Ten koń po miesiącu będzie na poziomie tłuka z za stodoły albo dostanie pier...ca  🙄 😁
Smok10, ufff. Właśnie o tym cały czas piszę.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się