Sprawy sercowe...

Dzięki wielkie. Przekażę Pytkowi, że trzeba się uzbroić w cierpliwość.
Infantil idź w to i nawet się nie wahaj! Do odważnych świat należy! Choćby koniec końców miał wyjść inny niż z założenia to i tak zawsze będziesz o jakieś doświadczenie 'do przodu'. I tak, masz race - z Twojego opisu wynika, że teraz to najlepszy moment dla Ciebie. Bez zobowiązań bez konkretnego pomysłu na siebie, nic do stracenia. Mi mama zawsze powtarzała, że lepiej żałować, że coś nie wyszło niż żałować, że się nawet nie spróbowało. A sparzyć się można zawsze i wszędzie nawet będąc świetnie przygotowanym z 'zapleczem'. Jeżeli psychicznie jesteś na to gotowa to wszystko inne ogarniesz. Życzę Ci wspaniałego nowego startu  :kwiatek:
bera7 No... dalej niepewność. Jest kolejny termin, metodą dedukcji (po tym, jak z Mamą dostałyśmy niezłej załamki), chyba jesteśmy na dobrej drodze, ale jest jeszcze za wcześnie, żeby o czymkolwiek wyrokować. Właśnie dlatego, przez tą cholerną niepewność, nawet nie odpalałam komputera, a miałam meldować się tutaj, jak poszło (kilka osób o to prosiło, dostałam też parę prywatnych wiadomości 🙂 Bardzo miło mi się zrobiło, że w sumie "obce" osoby trzymają za Nas kciuki! Dziękuję  :kwiatek: ), ale nie byłam po prostu w stanie. Tyle szkód ile z Mamą narobiłyśmy z nerwów (ręce Nam się trzęsły itd. wszystko z rąk leciało - kubki, talerze itd.), to się Nam chyba nigdy nie zdarzyło. Dopiero potem, jak przemyślałyśmy wszystko na chłodno, A. wpadł na prawdopodobny trop rozumowania Sądu. I się pojawiło światełko w tunelu. Jak ja się cieszę, że mam przy sobie logicznie myślącego ścisłowca, który mnie ściąga na ziemię (albo wyciąga z miejsc poniżej jej poziomu - dołków).

Dzisiaj zaś, "na pocieszenie", A. wziął się ze mną za ogrodzenie dla koni i lonżownik. Ogrodzenie prawie skończone, jutro tylko elektryzator zamontujemy, zaś lonżownikowi brakuje więcej - desek i bramki. Ale słupki już stoją, także jutro pewnie się wyżyję na fizycznej robocie przy domu - w takich momentach doceniam, że żyję na totalnym zadupiu i że zawsze jest coś do zrobienia w obejściu. Pożytecznie wyżyć się można  😜
Wikusiowata, trzymajcie się, będzie dobrze🙂 Czasem lepiej nie analizować, tylko zaczekać na konkrety (wiem, bo sama tak nie umiem i się nakręcam😉). Trzymam kciuki caly czas. Nie zawsze mam czas włączyć forum, ale pamiętam🙂 Jejku, jak ja Ci zazdroszczę robienia przy domu, koniach z facetem. U mnie niewyobrażalne, pomijając mojego prawie już niemęża, to nawet kolegi końskiego nigdy nie miałam, zawsze baby🙂 A ja czekam na notariusza, czyli notariusz czeka aż dostanę pensję, żebym miała z czym do niego iść. I muszę wziąć urlop bo toooone papierów trzeba powyciągać z różnych instytucji, czesc dla banku, czesc dla notariusza, a czesc dla adwokata jako załączniki do pozwu. Padam fizycznie i finansowo ale nic to, jeszcze trochę i będzie lepiej. A kiedyś może nawet będzie dobrze🙂 Do tego łaciaty zalapał wszy (musiał przywieźć kucyk, on od handlarza wieć możliwe że coś miał, śmierdział jak przyjechał a w tej temperaturze przepierki nie ryzykowałam:/) i jeszcze muszę się dziś kopnąć do lekarza po jakies wszobójstwo... A smarowanie Młodego czymkolwiek jest świetnym antydepresantem, walka o własne życie i całość konia dodaje wszak wigoru🙂  Młody jak kot zwiewa po ścianie na sufit, przed akurat TYM gazikiem, bo np. inny gazik może być fajny, w końcu gaziki różnią się między sobą znacząco, z czego jeden gatunek gazików zjada konie... Podobnie jak miseczka wysłodkowo marchewkowa, pomarańczowa jest super, różowa (sądząc po reakcji) musi mieć na sumieniu z dziesięć końskich żywotów. Fajnie by było mieć kogoś, kto też ogarnia, lubi i działa przy tej menażerii. Ale widać mi nie było pisane🙁 Teraz ważne ogarnąć rozwód i wykaraskać się z dołka finansowego. No i odwszawić Łaciatego🙂🙂🙂 - zwierzaki to zawsze jakimś przyziemnym problemem ściągną człowieka na ziemie🙂
Wikusiowata, ale pierwsze koty za płoty. Może na kolejną rozprawę pójdziecie spokojniejsze i bardziej pewne sukcesu.

Na na razie nie chce zapeszać, ale chyba wyjazd był strzałem w 10 u nas. Normalnie jak rozmawiam z mężem to jakby mi wrócił ten sprzed kilku lat.
bera7, fajnie to słyszeć. Też trzymam kciuki (może mi nie braknie🙂😉.
bera7, czasem czlowiek na wygnaniu zaczyna sobie uswiadamiac co moze stracic i co w zyciu wazne jest. Szczescie jego jak nie jest za pozno 🙂
KaskaD30, zawsze możesz uruchomić u nóg 😉

Naboo, doszliśmy do etapu, że albo ten wyjazd przesądzi o rozstaniu albo da nam szanse przemyśleć, odpocząć od siebie itp. Po miesiącu wygląda to na dobry kierunek. Zupełnie inaczej z sobą rozmawiamy, mój mąż z jednej strony zobaczył, że to nie jest tak, że bez niego nie dam sobie rady. Z drugiej tęskni za dzieckiem i chyba uświadomił sobie, że może stracić rodzinę. Zyskał wiarę w siebie, to ile może. Teraz twierdzi, że gdyby ten wyjazd był 20 lat temu to już by do PL nie wrócił. Wróciły mu ambicje by coś tworzyć i robi coś w tym kierunku a nie tylko gada 🙂
bera7, to super, ze pozytywnie 🙂
A czemu by nie wrocil? Podoba mu sie?
Ja 'na stare lata' wyjechalam 😀
Naboo, nie wiem w jakiej Ty byłaś sytuacji, ale mój mąż pojechał do kraju, którego języka nie zna. Nie mówi też po angielsku, więc zupełne przeprowadzenie się to byłby skok na głowę. Poza tym zostałam tu ja i gospodarstwo, czyli moje życie.
Podoba mu się zupełnie inny styl życia. Rozmawia o tym jak żyją ludzie tam, widzi jak mieszkają itp. No nie da się ukryć, że jest lepiej niż w PL. Nie podoba mu się tylko pogoda 😉
KaskaD30 Ja też kolegów jeżdżących/ koniarzy nie miałam! Mój A. jak się napatoczył, też niby nie jeździł  - ale jak się dowiedział, że ja jeżdżę, to się przyznał, że chciał spróbować. Ale jego pierwsze wsiadanie skończyło się lądowaniem twarzą w kupie (po bardzo efektownym fikołku w powietrzu).
A to dlatego, że jako kompletny laik wsiadał na wystane (rzadko jeżdżone) araby u swojego wychowawcy w technikum. Facet trzymał konie do hodowli i żeby wyglądały ładnie przy domu, ujeżdżone też jakoś super nie były (chociaż piękne, to trzeba przyznać, pomimo, że za arabami nie przepadam). Facet zaś też raczej niejeżdżący, konie były typowo dla żony i córki, których akurat nie było w domu. To się musiało tak skończyć 😀
  Dopiero jak pojechał ze mną do stajni raz, drugi itd. zaczął jeździć i zajmować się końmi. Znacznie więcej potrafi w kwestii obrządku koni, prac naprawczych i robienia rzeczy z drewna (co się wiąże z wyuczonym zawodem), jak np. drzwi do boksu czy solidny lonżownik (przemyślane łączenie desek ze słupkami itd. itp., jak przetestuję, to powiem, czy hucułoodporne 😀 ), niż jeździecko. Ale to też dlatego, że nie mam konia, na którym mógłby jeździć - mam dwa hucuły, także jest na nie po prostu za duży i za ciężki - i sam to stwierdził, że mu tych moich "maluchów" szkoda, nie chce robić im krzywdy, tylko dlatego, że "bo on chce jeździć". W planach dalekosiężnych mamy kupienie kiedyś konia typowo pod niego, z racji jego wzrostu i budowy ciała (wagi) myślałam o jakimś solidnym, nie młodszym niż 5-6 letnim (takim, że w razie czego jeszcze da się go skorygować, ale jest już trochę bardziej ogarnięty pod względem głowy z racji wieku) ślązaku, albo ewentualnie krzyżówce z takowym.

  Żeby było śmieszniej, dostawca siana się na mnie wypiął w ostatniej chwili. Ostatnim razem na ponad 100 kostek siana miałam 50% nieskarmialnego odpadu, więc przyjechałam po siano i przebierałam, brałam co ładniejsze i bez ewidentnego zapachu pleśni (a że mam uczulenie, to jestem dobrym detektorem, nie muszę nawet kostek rozwalać). To się obraził, że przebierałam, i stwierdził, że całość sprzedał - ale ogłoszenia nie zdjął z Internetu i jak koleżankę podstawiłam, żeby zadzwoniła, to jasne, są kosteczki, piękne suche i bez deszczu zbierane, tylko brać! 🙄
  Także masz rację, zwierzaki zawsze ściągną człowieka na ziemię. Ale przynajmniej kot mi przeżył operację i czuje się świetnie jak na jego stan i wiek, pies (z którym wylądowaliśmy w ambulatorium nocą, bo coś go prawdopodobnie użarło w szyję) też już po staremu się czuje, został tylko placek z nowo narastającą sierścią i jego zachowanie. Mianowicie, mam wrażenie, że pies się zna na zegarku. Bo zawsze, gdy jest pora na antybiotyk, co do minuty, leci do szuflady, w której mam leki, a potem do lodówki, gdzie jest kiełbasa, w której leki podaję. Następnie siada na środku pokoju i wpatruje się uporczywie w człowieka, dopóki człowiek nie spojrzy na zegarek albo na niego. Tak to jest, jak się leki podaje w kiełbasie, by mieć pewność, że pies leki weźmie  🙄

bera7 To trzymam kciuki, żeby wszystko Ci się udało po Twojej myśli 🙂



Wikusiowata, dzięki. Nie bardzo wierzyłam, że jest co zbierać ale na razie wszystko wygląda nawet bardzo różowo. Trochę zweryfikujemy to w święta gdy sie zobaczymy. Będzie wiadomo czy ten spokój i zgodę uda się zachować dłużej niż podczas rozmów przez telefon.
Najbardziej mnie cieszy, że wrócił ten facet którego poznałam. Nie marudzi, planuje, działa. Nie zmienia zdania co 5,minut. Ehhh aż się boję rozczarować  😉
Trzymam kciuki, żeby było dobrze!
SzalonaBibi, trzymaj! Bo aż trudno uwierzyć, że to tak na stałe 😉
desire   Druhu nieoceniony...
27 marca 2017 22:07
bera7, a Twój małż nie miał tak czasem depresji?? Jak mnie coś nakręci to też mogę góry przenosić.. chwilowo, niestety. 🙁 staram sie zbierać, mąż mnie wspiera, jak potrafi,  ale boi sie ryzyka bardziej niż ja i rozwinięcia skrzydeł 'po swojemu', no i mam "pretensje do całego świata", bo wiem że nie dam rady, a nikt też mi nie powie, że jest/będzie inaczej. i sobie egzystuje. i też chodzi mi po głowie wyjazd, żeby sprawdzić czy dam rade, przedtem byłam zdana tylko na siebie, praca, koń, leczenie konia, długi, wykaraskałam się z wszystkiego sama, byłam niezależna, pracowałam po 12h dziennie, a miałam na wszystko czas,  teraz jestem zależna i niespełniona, sfrustrowana, chyba nawet nieszczęśliwa w tej swojej złotej klatce.   🙁
Averis   Czarny charakter
27 marca 2017 22:31
desire, a może zamiast uciekać przed problemem idź po prostu na terapię?
Wikusiowata, moja sucz tez pilnuje lepiej swoich tabletek niż ja. Obecnie jest rozczarowana, bo przestała je brać, a ja śmiem brać jakieś swoje i się nie dzielić. Dodam, że podawane były w kawałku "mielonki" z mokrej karmy dla psów. A moja poprzednia jak brała zastrzyki, takie że jeden dawałam w jeden pośladek, drugi w drugi, to się po pierwszym dźwigała po nagrodę i ładnie układała drugim do góry, żeby szybko następną załapać.  A odnośnie zaradnych facetów, prawie nowe ogrodzenie z siatki zaczęło się poddawać po wichurach. Mój jeszcze mąż ponad miesiąc temu toto naprawiał. Patrzymy z mamą, wisi dalej... Pytam grzecznie co jest, a ten mi na to, że w składzie budowlanym, z którego zawsze kupujemy (nie, nie jest to jedyny skład w gminie, o sklepach "wszystko albo nic" nie wspominając, Leroy też jest 20 km od nas), takich naciągów nie było. Zapytał miesiąc temu, nie mieli, koniec, siatka może sobie zatem wisieć, przecież próbował.... A ja nawet nie sprawdziłam w tym czasie czy naprawione, choć go znam na tyle, że powinnam była... Boszsz, jak ja się cieszę, że się rozwodzę 😀
desire   Druhu nieoceniony...
28 marca 2017 09:56
Averis, wolałabym żeby terapia przyszła do mnie. wiem, beznadziejny przypadek. 😉 ale już nie marudze, czas wziąć się w garść..  😉
desire, owszem miał doła itp. Ale depresją jako jednostką chorobową bym tego nie nazwała.
desire, może ty taki typ jesteś... Mój prawie były mąż twierdzi, że jestem dziwna i chyba lubię mieć problemy, że ma wrażenie, że np zepsuty samochód w połowie trasy w jakiś sposób mnie bawi... I wiesz co.... Jakoś chyba trochę tak jest... Też nie wiem o co w tym chodzi ale jak jest źle, coś się dzieje, to dostaję powera, jak niby wszystko jest dobrze i poukładane ja dostaję czegoś takiego jakby mnie w szklanej butli zamknęli. Mam wtedy wrażenie, że wszystko toczy się jakby obok, poza mną, jakbym świat przez matową szybę oglądała... Nie wiem do końca jak to opisać. I zawsze mi się coś takiego włączało jak byłam w związku, że jakby mniej byłam. To głupie. Ale nawet teraz, jak wiem, że rozwód, że jestem/będę sama, to wszystko wokół mnie jest takie bardziej prawdziwe, wszystko mocniej czuję. Nawet taka głupia rzecz, że bardziej cieszy mnie jazda autem codzień z i do pracy... Ja sobie jadę, silnik warczy i jest fajnie, a  jak wiem, że moje życie jest z czyimś związane to to znika, no jadę bo muszę się przemieścić ale jakby to nie do końca ja... A równocześnie nie jestem typem osoby, która lubi być sama, umiem, ale wcale nie lubię... I to nie chodzi o to że mi się szybko nudzi, czy coś takiego... Sama tego nie rozumiem. Zresztą dopóki nie zrozumiem, to na pewno się w nic nie zaangażuję, bo to chyba gdzieś tu jest haczyk co ze mną jest nie tak.
bera7, naprawdę trzymam kciuki, żeby to było na stale i nie chcę tu dołować. Każdy jest inny, więc mam nadzieję, że u Ciebie będzie inaczej, ale myśmy się rozstali/rozjechali na pół roku, jak pojechał do szkoły policyjnej. Wydawało mi się, że będzie dużo lepiej. Tęskniliśmy za sobą, rozmowy przez telefon super. Kochający mąż. Nie rób tego ,tamtego, nie podejmuj decyzji, wróce to zrobimy razem, będzie dobrze... Koń świruję- zostaw, wrocę to ja go opanuję, będe z nim pracowal, nie martw się, teraz będzie już dobrze, ciągle: damy radę, nie martw się, wrocę ze wszystkim pomogę...Znów takie poczucie wspólnoty i wsparcia... zakończenie znasz... Tym drastyczniejsze, że właśnie rzeczywistość "po powrocie" bardzo kontrastowała z tym co być miało... Ale mój to specyficzny typ. On zresztą zawsze taki po prostu był tylko ja się z tym pogodzić nie umiałam. Skoro Twój byl wcześniej inny, to może gdzieś się po drodze po prostu pogubił w tym jak chce żyć, my mamy do tego prawo, faceci też. Więc Wam to naprawdę może pomóc, jeśli znajdzie znów pawera. Czasem wystarczy naladować akumulator. Mój po prostu zawsze miał za małą bateryjkę, fabrycznie niedoladowaną😉
KaskaD30, wiesz co, nie wiem ile miałaś doświadczeń z facetami, ale dla mnie to jest ta różnica między byciem z kimś kto daje wolność a byciem z bluszczem.
W wolnym związku nie musisz pędzić ugotować zupę, nie musisz sie tłumaczyć z wyjścia z kumpelą na zakupy czy do kina. Jesteście ze sobą z radości a nie poczucia obowiązku.
Z bluszczem jest przerąbane i ja się bronię jak mogę kiedy zaczyna mnie oplatać.
napisałyśmy rownocześnie🙂 Wiesz, może i racja... Może ja taki typ facetów zawsze wybieralam. Tak ostatnio z mamą gadalyśmy i sama doszlam do tego, że nigdy nie bylam z kimś kto mi imponuje i mnie fascynuje... Jakby wiązałam się z ludźmi, którzy jakby mnie toś teoretycznie zapytał, to by mnie nie interesowali... To też świadczy o jakimś moim skrzywieniu 🤔 Gillian, a gdzie Ty? Co tam u Ciebie bo śledziłam jak Ci się rozwija i kibicowalam🙂🙂
Gillian   four letter word
28 marca 2017 21:53
KaskaD30, na razie jest regres. Dla mnie jednak trochę zbyt wcześnie i się wycofałam. Ostatnio zaczęłam myśleć mózgiem a nie sercem i jestem z siebie bardzo dumna 🙂 mamy kontakt ale cofnęliśmy się do friendzonu. No i przypadek w sumie sprawił... będziemy jeździć jedną karetką 😉
bera7, jest taka psychoterapeutka Esther Perel. Napisała książkę, która po angielsku ma trafny tytuł "Mating in captivity". W polskiej wersji sens się zaciera ("Inteligencja erotyczna"😉 – bo generalnie Perel pisze o tym, jak za dużo bliskości morduje iskry. I jak walczyć o te iskry. I nie stracić po drodze związku. Nie chodzi jej o sam seks, ale też o taki całościowy pociąg do partnera. Mówi o tym, jak to się dziwnie dzieje, że się czuje ten magnetyzm, gdy druga osoba jest "bardziej obca" – bo wyjechała, bo akurat pełni jakąś społeczną rolę i jest niedostępna itp. I pisze o tym, jak probować coś takiego utrzymać. Jak nie przesadzić z oswajaniem. Poczytaj może, jak będziesz miała okazję 🙂
desire   Druhu nieoceniony...
28 marca 2017 22:16
KaskaD30, ja to jestem typ ciągle w ruchu 😉 lubie zmieniać robote, lubie sie przeprowadzać, smakować różnego życia, bycie w jednym miejscu, przywiązana mnie nudzi..  a z drugiej strony chyba się starzeje, bo marzy mi się, żeby gdzieś osiąść na swoim, zająć sie malarstwem i hodowlą koni.. 😁  tyle, że my póki co nie mamy nic, miała być własna stajnia i dom to 2x zostaliśmy wyr&*ani tak, że dobrze, że skończyło się na stratach finansowych rzędu 10tyś., a nie 100. 😉

desire, a ty zodiakalny bliźniak czasem nie jesteś?  😉 Gillian, przypadki rządzą światem, więc jest dobrze  🙂 faza spokoju też jest nie do przecenienia 😉 Trzymaj się tam  😉
desire   Druhu nieoceniony...
29 marca 2017 11:15
KaskaD30, byk. 🤣
a że wątek sercowy - mój chłop to ryby i ponoć znakami idealnie dobrani.  😂
majek   zwykle sobie żartuję
29 marca 2017 11:23
Teodora, ja juz sobie zapisuje ten tytul. A cala ksiazka jest kiepsko przetlumaczona czy tylko tytul?
Chyba dało się czytać, bo nie pamiętam 😉 Jedno z jej wystąpień w TED (drugie jest o zdradzie, ale w sumie to też gdzieś obok).
Dziewczyny, wątek nam umarł. Co tam u Was?

Ja ze swojej strony mogę pochwalić A., bo lonżownik okazał się być hucułoodporny, przetestowaliśmy z Grubym i Młodym. 😀 Co więcej, w międzyczasie powstała namiastka Paddock Paradise zrobiona wspólnymi siłami, satysfakcja jest przeogromna 😀 Popołudniami możemy sobie pić kawkę i patrzeć, jak koniska łażą po ścieżce i nie tyją tak z powietrza, jak to zwykle hucuły mają do siebie. 🙂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się