Sprawy sercowe...

smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
23 marca 2017 13:35
infantil  :kwiatek: Tak sobie powtarzam w gorszych chwilach, że skoro Ty masz pierdylion kilometrów i dajesz radę a ja tylko 300, to w sumie nie mam na co narzekać  😡  :kwiatek:
smarcik piątka, bo u mnie też 300 😉
Do tego właśnie kończy mi się zniżka studencka, a co za tym idzie rumakowanie pociągami - zostaje PB...
I czeka nas miesiąc osobno - pierwszy raz tak długo. Właśnie zaczynam nową pracę, więc może jak rzucę się w wir zajęć to może jakoś to pójdzie, ale i tak słabo to widzę.
Dziś przypadkiem wygadałam się babci...dobrze że w porę ugryzłam się w język i nie zdradziłam szczegółów, bo jeszcze wysłałabym ją do grobu :/
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 marca 2017 14:06
DeJotka może to te same miasta?  😁 Chociaż Ty chyba jesteś krakowska?  👀

A pociągi, cóż.. 51% zniżki to chyba obecnie jedyny powód, dla którego jeszcze nie rzuciłam w cholerę doktoratu  😂 Polecam  😉
Ty siedzisz w stolicy, ja tam dojeżdżam 😉
smarcik nie rzucaj 😉 Ja się swego czasu zastanawiałam po cholerę ja to tak naprawdę ciągnę. A później z nieba mi spadla praca, której bez tego bym na pewno nie dostała, albo na duuuzo gorszych warunkach. Choć nic nie zapowiadało, że cos poza "lubieniem tego co robię" powinno mnie przy tym trzymać...
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 marca 2017 14:51
DeJotka no i wszystko jasne  😁


Kaska30D nieee luzik, nie rzucam, po prostu wczoraj okrutnie się zawiodłam na pewnych sprawach z tym związanych, na które poświęciłam dwa miesiące a jak się okazuje były to miesiące zmarnowane przez czyjeś widzimisię. Ale jak mówi bliska memu sercu osoba 'są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze'. Zatem zaliczam tę porażkę do mniej ważnych i cisnę dalej  🙂 Choć ja mój doktorat robię wyłącznie dlatego, że lubię, bo to mi nie daje absolutnie żadnych perspektyw poza obecnym brakiem życia prywatnego  😉 Znacznie lepsze perspektywy daje mi moja praca, którą po prostu uwielbiam  😀 Tylko czasem robi się smutno, bo na tygodniu kiedy znajomi doktoranci cieszą się prawie studenckim życiem to ja zapieprzam na etacie, wieczorami prowadzę zajęcia studentom i redaguję artykuły naukowe, w weekendy mam na zmiany zajęcia swoje i zajęcia studentów.. i koniec końców okazuje się, że najbliższy wolny weekend mam pod koniec kwietnia a człowiek chciałby się spotkać, chciałby jakoś rozwijać swoje życie uczuciowe.. i dupa, nagle głupie 300 km urasta do ogromnej odległości  🤔

Jasne, fajnie robić karierę, fajnie mieć przyszłość.. tylko nie fajnie, kiedy człowiek na końcu zostaje sam, bo przecież nie można nikogo skazywać na wieczne czekanie.

:kwiatek:
smarcik no nie zazdroszczę (choć podziwiam). Szczególnie, że obecnie studenci mają tak roszczeniową postawę (w tym kierunku zmieniało się to w każdym razie u nas), a do tego uczelnia często wymaga prawie przyprowadzania ich z przystanków (przepraszam, raczej parkingów- przystanki to za moich czasów) w korowodzie powitalnym na zajęcia... I podaj wszystko na tacy. Jak jacyś ogarnięci i zainteresowani się trafią, to się super pracuje, ale jak jakaś banda opornych, którzy nie maja pojęcia po co tu przyszli, to mnie się normalnie wszystko przewracało... Spoko, dwa miechy to jeszcze ujdzie... Koleżance zdechły kiedyś owady, których hodowlę prowadziła jakieś 1,5 roku (do doktoratu), nie pamiętam co tam się stało bo to z paręnaście lat temu było, ale pamiętam, że ostatecznie musiała temat pracy zmienić, bo bydlęta jakieś nie do odzyskania były...🙂🙂 Podziwiam Was, że tyle rzeczy na raz ogarniacie. Szczerze mówiąc, ja przez to nasze "nowe" gospodarstwo i rozwody padłam na py.k... Zwyczajnie fizycznie się wypaliłam i nie wydalam. Jak ktoś mi mówi, ile ogarnia, to mi się aż słabo robi kiedy to sobie wyobrażam, a dwa, mam wyrzuty sumienia, że ja się do kupy pozbierać  nie mogę🙁🙁
KaskaD30 piąteczka, bo ja mam podobnie. Jak czasem czytuję forum, w różnych wątkach, albo słucham znajomych i słyszę ile rzeczy ogarniają jednocześnie, ile mają na głowie i dają radę, to bierze mnie dla nich podziw. A do tego często sytuacja życiowa wcale nie lekka i prywatnie życiowo też pod górkę mają. I nie wiem jak oni dają radę. Ja się staram, ale nie umiem tak. Jak mi się życie sypie, to ciężko mi się poddźwignąć i czasem zawalam to czego nie powinnam. Bo ani psychicznie ani fizycznie w takich chwilach ogarnąć nie umiem. Trudno, widać ze stali nie jestem 😉 
smarcik ja myślę, że liczba kilometrów nie ma większego znaczenia. Odległość to odległość i fakt nieposiadania drugiej osoby blisko siebie jest taki sam. Na terenie jednego kraju może jedynie łatwiej zoranizować podróżowanie. Ja np. mam aktualnie kupiony bilet w jedną stronę do Rzymu na początek kwietnia, bo powrotne są w chorych cenach  😁

DeJotka hihi, ja lubię prowokować moją babcię, bo ogólnie kompletnie się nie dogadujemy i od zawsze mamy kontakty oparte na braku zrozumienia. Jak jej powiedziałam, że wyprowadzam się do faceta, 10lat starszego ode mnie Włocha do Rzymu to zamilkła. A potem zastosowała mechanizm wyparcia i pierwsze o co zapytała to to czy jestem głodna  😂 Także dołączam do klubu wysyłania babć na drugą stronę.
infantil, nie jestem twoją babcią 😉 ale reakcja mnie bynajmniej nie dziwi. Znasz włoski biegle? Masz wsparcie finansowe kogoś z rodziny, choćby w razie W? 🙂 Bo z własnego i znajomego doświadczenia wiem, że się można konkretnie wpakować przy takich pomysłach, przy krótkim związku zwłaszcza z barierą odległościową/kulturową/językową lepiej mieć solidny back-up plan i nie pakować w zależność finansową. Plus dochodzą ewentualne zamoty z przerwami w studiach czy pracy.

Jeśli to masz przemyślane i dopracowane to można to było chociaż babci delikatniej sprzedać 😉

Zmieniłam słówko 😉
Kokosnuss dobrze prawi.
Mozliwosc swobodnej rozmowy w jakiejkolwiek codziennej sytuacji daje ogromny komfort.

I jeszcze trzeba miec na uwadze to, ze predzej czy pozniej sama wielka milosc nie wystarczy. Ja, dzieku buddo, znalazlam na obczyznie dobra przyjaciolke w niedoli emigracji. Jeszcze wieksze podziekowania buddzie skladam, ze mieszka blisko mnie i mozemy sie spotkac w kazdej chwili jesli ktoras z nas ma dola. Bez mozliwosci pogadania z kims po polsku, nadajacych na tych samycj falach bym po prostu nie wytrzymala.
Ostatnią rzeczą jaką bym w życiu zrobiła to wpakowanie się w zależność finansową od kogokolwiek, szczególnie od mojej rodziny. Nie mam wsparcia finansowego rodziny, mieć nie chcę i nie będę.

Nie, nie mam wszystkiego dopracowanego, ale mam 20 lat i kompletnie nic do stracenia  🙂 Żadnych zobowiązań, nic mnie tu nie trzyma. Nie uda się - wrócę i będę w tym samym punkcie co teraz, a mogę jedynie zyskać. Jeżeli nie wielką miłość to doświadczenie i język.
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 marca 2017 19:20
infantil a ja się zastanawiam co sprawia, że Ty w ogóle jeszcze wracasz do Polski z tych wyjazdów  😡


Gdyby mnie tak zupełnie nic nie trzymało w Warszawie to już bym chyba nie umiała wrócić. Tylko lubię i cenię swoją ścieżkę rozwoju zawodowego i nie chciałabym jej zmieniać. Mogłabym - jasne. Ale nie chcę. To rodzi wiele dylematów. (Oczywiście u mnie jeszcze za wcześnie na jakiekolwiek realne dylematy, ale tak hipotetycznie to robi się dość ciężka sytuacja, gdy dwóm osobom jest dobrze w tych miejscach, w których są).
smarcik Szczerze? Koncerty Depeche Mode w maju i czerwcu, bo wszystkie wyjazdy mam poplanowane z Warszawy  😡 To mnie trzyma. Brzmi kompletnie głupio, ale to są wyjazdy po całej europie, czasami trzy miasta w jednym tygodniu.
Ale wraca się bardzo trudno, każdy bilet powrotny to jest wewnętrzna walka serca z rozsądkiem.


Ja rozumiem i bardzo doceniam wszystkie głosy "przemyśl, zastanów się" itp. Ale jestem w najlepszym momencie życia na podejmowanie spontanicznych decyzji i kierowanie się sercem. Kiedy jak nie teraz?   🙂
infantil tak sie zastanawialam, czy tutaj napisac i zastanawialam, ale jednak to zrobie. Trzy lata temu bylam dokladnie w tej samej sytuacji co ty, co do najmniejszego szczegolu, jak nie wierzysz to przejrzyj moje posty z 2013 roku. Nigdy tak sie nie czulam, motylki srotylki, nie mam nic do stracenia, you only live once, jestesmy tego pewni, blablablablabla.
Moze jakby mi tak ktos walnal obuchem po glowie to bym teraz nie wisiala jak makak na balkonie zastanawiajac sie, kiedy w koncu dam rade puscic ta cholerna barierke.

Nie to, ze zaluje, bo koniec koncow czegos sie nauczylam. Wszystkie doswiadczenia, dobre czy zle sa po to zeby czlowiek mogl sie czegos o sobie nauczyc. I wiem ze tam polecisz i dasz z siebie wszystko, zeby bylo super. I tego Ci zycze z calego serca. Ale jesli moge Ci cos napisac z perspektywy osoby, ktora nie tak dawno byla w tym samym momencie, postawila wszystko na jedna karte i tak samo jak moglo jej pojsc dobrze, poszlo jej zle - wez sobie dziekanke. Nie zawal studiow. Pomysl o sobie. O tym co TY chcesz robic w zyciu, nie przez pryzmat zwiazku i fajnej przygody. Pomysl o tym, co chcialabys robic w tej Italii, jaki masz cel oprocz bycia z ta konkretna osoba. A w kazdym razie upewnij sie, ze jesli mialabys tam upasc na glowe, w jakimkolwiek sensie, to bedzie Cie mial kto zlapac. Trzymam kciuki!  :kwiatek:
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
24 marca 2017 20:03
feno a czemu u Ciebie poszło źle?  👀 Opowiesz?  :kwiatek: Bo z tego co pamiętam to Ty jakieś studia tam zrobiłaś, jesteś/byłaś z tym gościem kilka lat? Żałujesz? Wolałabyś tego nie robić?


Szczerze mówiąc to jak czytam te wszystkie posty typu "byłam w tej samej sytuacji", "wiem co myślisz" itp to paradoksalnie aż mi się cieplej na sercu robi - bo podejrzewam, że mało kto był w tak młodym wieku w takich sytuacjach jak infantil i tyle przeszedł co ona. A robi mi się cieplej bo to jest miłe, pozytywne i niewinne - i każdy powinien mieć taką swoją niewinną młodość. Cieszę się, infantil, że Ty w końcu możesz przeżywać swoją  młodość, nawet jeśli wiąże się to z setką głupich decyzji  😀
infantil, szalej póki możesz. Potem jak człowiek ma zobowiązania trudniej jest podjąć takie decyzje.
busch   Mad god's blessing.
24 marca 2017 21:04
Ja to jednak jestem przy was cykor, bo nawet przed przeprowadzką do innego miasta w Polsce za facetem najpierw skończyłam magisterkę, podszkoliłam angielski i nagrałam sobie pracę 😁. Chyba bym zwariowała z nerwów jadąc do innego kraju na pałę 😉.

Też jestem z obozu, by się przygotować przed takim wyjazdem. Może podszkolić język, może poszukać jakiejś pracy, albo chociaż wolontariatu. Jednak przeskok jest duży pomiędzy widywaniem się co drugi/trzeci tydzień w weekend, a mieszkaniem razem na co dzień. W tej pierwszej opcji miesiąc miodowy się potrafi znacząco wydłużyć 😉. Dynamika związku też może się bardzo zmienić jak nagle jesteś zależny/a językowo/finansowo/mieszkaniowo od kogoś i odcięty/a od swojej sieci wsparcia. Plus, w przypadku gdy wszystko się posypie, fajnie jest nie mieć dziury w swojej 'karierze' 😉

Szczerze mówiąc to jak czytam te wszystkie posty typu "byłam w tej samej sytuacji", "wiem co myślisz" itp to paradoksalnie aż mi się cieplej na sercu robi - bo podejrzewam, że mało kto był w tak młodym wieku w takich sytuacjach jak infantil i tyle przeszedł co ona. A robi mi się cieplej bo to jest miłe, pozytywne i niewinne - i każdy powinien mieć taką swoją niewinną młodość. Cieszę się, infantil, że Ty w końcu możesz przeżywać swoją  młodość, nawet jeśli wiąże się to z setką głupich decyzji  😀

:kwiatek:



Nie dzieliłam się swoją historią na forum, ale byłam w bardzo toksycznej relacji, z której wyszłam z ogromnym bagażem doświadczeń. Takich, których nie życzę nigdy żadnej kobiecie w jakimkolwiek wieku. Mnie spotkało to zdecydowanie za wcześnie (chociaż nie ma odpowiedniego wieku na coś takiego), ale dzięki terapii nauczyłam się wyciągać z tego jak najwięcej dla siebie. Jestem młodą osobą i może niekoniecznie wiem, czego chcę w życiu - ale wiem, czego nie chcę  😉 I wiem, że nie chcę żałować i nie chcę puścić tego co może być czymś na długo. Nie chcę też czekać, bo pierwszy raz jestem prawdziwie szczęśliwa i chcę łapać to uczucie garściami  🙂
busch   Mad god's blessing.
24 marca 2017 22:44
infantil, jeśli tak faktycznie jest, jak piszesz, to niestety tym bardziej powinnaś przemyśleć wszelkie dramatyczne decyzje podyktowane uczuciem trzy razy :kwiatek:
Niestety osoby z bagażem emocjonalnym są szczególnie narażone na powtarzanie różnych iteracji podobnego scenariusza... Czego absolutnie Ci nie życzę i mam nadzieję że się zupełnie mylę w swoich radach 😉.

Jeśli facet jest naprawdę tak zajebisty, żeby się dla niego wyprowadzać do obcego kraju, to będzie też na tyle zajebisty, by poczekać troszkę na Ciebie, aż będziesz mogła miękko wylądować 🙂.

Czuj się całkowicie uprawniona do zignorowania mojego gadania, ale tak tylko chciałam wrzucić swoje trzy grosze 🙂. Sama byłam w związku na odległość bardzo długo i chociaż czasami było mi potwornie ciężko, to cieszę się że poczekałam na 'właściwy moment'. Dzięki temu nie tylko spełniłam swój cel sercowy, lecz także rozwijam się zawodowo 🙂
smarcik Ja też ostatnio się wcięłam z "chwaleniem się" (W moim przypadku 😀 ) facetem i relacją, też w środku deprechy u dziewczyn. Takie napisanie, że komuś się układa/zaczyna układać, jest pokrzepiające. Bo udowadnia, że nawet jak człowiekowi się wydaje, że życie jest do du..., to jednak może być dobrze. I się człowiekowi cieplej na serduchu robi. 🙂 Takie "zarażanie" pozytywną energią jakby. Wiesz o co mi chodzi ? 😀

(Tak, wiem, spóźniłam się, bo smarcik już opisała, co u niej, ale wczoraj nie byłam w odpowiednim stanie emocjonalnym, żeby chociaż komputer odpalić, ale chciałam to napisać.)
infantil z moją babcią jest tego rodzaju problem, że jest niesamowitą plotkarą i mitomanką. Gdybym powiedziała jej, że jestem w związku z rozwiedzionym facetem z Warszawy, to w krótkim czasie moja rodzinna miejscowość dowiedziałaby się, że w stolicy puszczam się za kasę z żonatymi facetami. Ten typ niestety, dlatego mój ojciec i brat dostali nakaz trzymania języka za zębami.
Wikusiowata, a jak rozprawa?
Ostatnią rzeczą jaką bym w życiu zrobiła to wpakowanie się w zależność finansową od kogokolwiek, szczególnie od mojej rodziny. Nie mam wsparcia finansowego rodziny, mieć nie chcę i nie będę.

Nie, nie mam wszystkiego dopracowanego, ale mam 20 lat i kompletnie nic do stracenia  🙂 Żadnych zobowiązań, nic mnie tu nie trzyma. Nie uda się - wrócę i będę w tym samym punkcie co teraz, a mogę jedynie zyskać. Jeżeli nie wielką miłość to doświadczenie i język.


Bardziej chodziło mi o awaryjne pieniądze (oszczędności jakieś?) na wypadek gdyby nie wypaliło, żeby mieć choćby na bilet powrotny i wynajem jakiegoś pokoju po powrocie. Plus po przyjeździe do Włoch za coś żyć trzeba, koszty wynajmu, głupie ceny w supermarketach mają zaporowe. Biorąc pod uwagę jak kiepski jest rynek pracy dla osób bez znajomości języka (i imponującego CV) w Holandii (gdzie mimo wszystko w dużych miastach są strefy "anglojęzyczne", angielski zna właściwie każdy + są oferty podłej roboty fizycznej typowo dla imigrantów ) to trudno mi wierzyć że Włosi rzucają się do zatrudniania od ręki ludzi bez komunikatywnego włoskiego.

Z drugiej strony jesteś młodsza ode mnie parę lat i jak widać ogarniasz samodzielne utrzymanie w Warszawie, studia na prywatnej uczelni, liczne podróże, koncerty, tatuaże itp. a ja mam ledwie studia, robotę, konie i debet na koncie, tysiaka euro na bieda-start w innym kraju nie miałabym skąd wziąć za Chiny Ludowe, jestem kiepskim materiałem do pouczania ludzi 😁

Z lektury forum miałam wrażenie że zależy ci na obecnych studiach?, ale jeśli to nie to, i możesz sobie pozwolić na rok-dwa-pięć przerwy, pozbierać doświadczenie w pracy etc. masz pomysł na siebie bez żadnych studiów, to w sumie czemu nie? 🙂

busch, cieszę się że nie jestem jedynym cykorem, bez skończenia studiów, znajomości języka i nagranej pracy to by mnie stąd siłą nie wyciągnęli 😉

Ja bym na miejscu infantil przekiblowała jeszcze na studiach chwile i załatwiła sobie Erazmusa we Włoszech 🙂
Ze studiów zrezygnowałam po pierwszym semestrze, bo to nie był mój czas na nie. Chcę zacząć za 1,5 roku ten sam kierunek, bo to w stu procentach to co mnie interesuje. Tylko trochę w nawiązaniu do moich przeżyć nie byłam na nie gotowa w tym roku a zostałam "przymuszona" przez mamę. Świadomie zdałam wszystkie egzaminy i dzień po wynikach wypisałam się z uczelni  😉
Więc i tak mam 1,5 roku bez studiowania. Jeżeli mam siedzieć w Warszawie i pracować za barem tak jak aktualnie to robię to wolę siedzieć w Rzymie i pracować za barem  🙂 A przez 1,5 roku zdążę się upewnić i zobaczyć czy to to.
W Warszawie zawsze mam gdzie wrócić (mieszkanie w którym mieszkam jest mojego ojca, wynajmuje je od niego). Nie spalam za sobą mostów.
Dziewczyny jak długo czekałyście na list z sądu z terminem rozprawy od momentu wysłania pozwu?
Sporo w sumie... kilka miesiecy? najpierw idzie pismo powiadamiajace o zlozeniu pozwu, pozwany musi zlozyc oficjalna odpowiedz - ja taka zlozylam w listopadzie, a pismo z terminem rozprawy przyszlo chyba dopiero w styczniu/lutym.
O ile dobrze pamiętam, to jakieś trzy miesiące.
To zależy, moja mama składała pozew w maju zeszłego roku, a początkiem lipca przyszła informacja o terminie rozprawy. Mój tż składał pozew w zimie i informację dostał końcem czerwca.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się