Emigracja - czyli re-voltowicze i voltopiry rozsiani po świecie.

CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
10 stycznia 2017 16:25
Wiecie, ja to im się nie dziwię- ostatnio 60letni irlandczyk z 40 letnim prawem jazdy przeżył ciężki szok jak go mój chłop uświadomił, że są różne rodzaje opon, nie tylko letnie 😁
To nie jest kwestia ile sniegu spadnie, tylko letnich opon. Ze wzgledu na klimat w GB nie wymienia sie opon na zimowe, a jak sie chce sobie kupic to trzeba zamowic z Francji lub Niemiec. Miasta nie maja tez na stanie odsniezarek i solarek, wiec dla mnie to nie jest dziwne, ze jak raz w roku, czy raz na kilka lat spadnie snieg robi sie chaos.

W Irlandii jeszcze mniej dziwne, bo tam jeszcze lagodniejszy klimat.
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
10 stycznia 2017 16:34
Pamiętam zimę 2 lata temu, jak oblodziło drogi bo w dzień było +5 a w nocy spadło do -2. Mieszkałam wtedy w miasteczku, które jest jakby w kotlinie między górami- nie dało się wyjść z domu 😲 Samochody zaparkowane na ręcznym zjeżdżały w dół dróg, ludzie tak samo, masakra.
Co do wyjazdów z dziećmi nastoletnimi. Pamiętam jak wyjeżdżali na stałe mój wujek z żoną i trójką dzieci do Kanady. 13-latek, 11-latka i 5-latek. Nikt nie miał problemów z nauczeniem się języka, chociaż w Polsce w Suwałkach uczyli się rosyjskiego, a nie angielskiego. Z matematyki byli geniuszami. Francuski ich ominął, bo powyżej którejś klasy nie trzeba zaczynać już nauki drugiego języka. Zaadoptowali się bez problemów, chociaż oni wszyscy są bardzo społeczni, aktywni i nie mają problemów z nowymi znajomościami, więc może im łatwiej było znieść wszystko.

Co do Irlandii, pamiętam jak było śniegu na 1 cm i do 9 rano zostało go tylko w cieniu co nieco, to szkolny autobus nie przyjechał, bo śnieg padał  😂
my_karen   Connemara SeaHorse
10 stycznia 2017 17:37
Pamiętam pierwsze mrozy i śnieg w 2013 w Irlandii (1cm oczywiście 😉 ), byłam jedynym pracownikiem, który dotarł rano do stajni, szef był w głębokim szoku, że jestem, a stajnia była już ogarnięta, kiedy łaskawie zwlokl się do pracy (bo biedny myślał,  że nie ma wyjścia, bo przecież nikt w taką pogodę nie dotrze 😉 ) .

Naboo, dzięki za pocieszenie :kwiatek:  Będę zgłębiać temat 😉
W Nl zimówki bywają, my nie mamy bo szkoda wydawać pieniądze na komplet opon do użycia przez w porywach 2 tygodnie rocznie. Gdzieś w Limburgii pewnie by się przydały.

Btw jak ostatnio się tu uzewnętrzniałam jak to kocham emigrację mą to mogę teraz ponarzekać? Lekki wku*w mnie dopada na przerośniętą biurokrację i socjal, jako Polacy co musem emigrują po zasiłki 😉 jesteśmy dla państwa holenderskiego tak obrzydliwie bogaci że mamy święte prawo płacić absurdalne stawki podatkowe  i no w sumie tyle. Jakieśtam dofinansowania, mieszkania to mam głęboko, gorzej że widzę ile na to idzie też z naszych kieszeni 😤
majek   zwykle sobie żartuję
10 stycznia 2017 22:01
Ja mam inne spostrzeżenia. Wiele ludzi ma allweather. Ja też zresztą

Ale to co się dzieje u mnie w bazie, to naprawdę śmiech na sali. Oprócz wspomnianego maila dzisiaj jak wychodziłam zaobserwowałam szpadel do odśnieżania dosłownie przy każdym wyjściu z budynku, pojemniki z solą bądź piaskiem.
Ja jestem na emigracji w Belgii ponad rok i w ogóle nie tęsknię, a nawet powiem, że czuję się tutaj bardziej w domu niż w Polsce. Angielski zawsze lubiłam, więc wszedł mi szybko i nie bałam się odzywać. No, może trochę na początku byłam małomówna jak ktoś mnie zagadywał, ale jak trzeba było gdzieś coś załatwić, zadzwonić itp, to po prostu był mus więc się nie zastanawiałam czy umiem, czy wyjdzie, tylko mówiłam co trzeba. Zresztą jak się okazało mój angielski to jest mistrzostwo w porównaniu do angielskiego niektórych belgów. Dziś wszyscy twierdzą, że mi się buzia nie zamyka 🙂 Byłam w Polsce na 9 dni, na święta. Co ciekawe znacznie bardziej cieszyłam się na powrót tutaj, niż na lądowanie w pl. Chodząc po moim rodzinnym mieście, jadąc tramwajem itp., czułam się co najmniej obco. Wkurwienia dostałam już na lotnisku, kiedy próbowałam zamówić taksówkę. W tedy tym bardziej utwierdziłam się w tym, że dobrze, że mieszkam już gdzie indziej. Po 4 dniach, kiedy już udało spotkać mi się z najważniejszymi osobami, odliczałam do powrotu. Teraz w sumie bardziej bym się cieszyła, gdyby bliscy odwiedzali mnie tutaj :P Jedyne za czym tęsknie, to kilka produktów spożywczych, typowo polskich, ale to w tedy fajnie jest raz w roku wpaść do "domu" i najeść się tych rzeczy na zapas. Choć i to już nie smakuje tak samo. Żyje mi się tu dobrze, łatwiej i mogę sobie pozwolić na więcej. Może jest parę rzeczy, które wkurzają lub których nie rozumiem, ale nigdzie nie jest idealnie. Za to póki co jest dobrze. Kontakt z rodziną i przyjaciółką mam codziennie, więc raz, dwa razy w roku świąteczne spotkanie mi wystarcza. Trochę mi smutno, że nie mogę osobiście widzieć jak dorastają moje siostrzeńce, ale tak szczere? Doskonale wiem, że żyjąc w Polsce też bym nie była. Może i bym odwiedzała częściej, ale też zawsze pracowałam w innym mieście, przy koniach, więc na to samo wychodzi, bo też trzeba mieć trochę więcej wolnego niż jeden dzień, by przyjechać, spędzić ciut czasu i wrócić.
Także mi tam emigracja póki co służy, ale jakbym mogła wybrać, to bym w Belgii nie została i celowała np. w Holandię 😉
majek   zwykle sobie żartuję
12 stycznia 2017 13:52
jedyne, czego mi tu brakuje to snieg!

Dzisiaj ma u mnie padac! Jak glupia siedze w biurze i gapie sie w niebo czy juz widac odpowiednie chmury!
http://www.telegraph.co.uk/news/2017/01/11/nhs-recruit-hundreds-gps-poland-lithuania-greece/
Moze cos dla naszych forumowych medykow, ktorzy mysla o emigracji 🙂

gllosia, ja tez czuje sie tu bardziej u siebie niz we wlasnym kraju. Bardziej odpowiada mi styl zycia i bycia i wreszcie nie musze byc cwana, zeby normalnie zyc 😀 Mam poczucie bezpieczenstwa, ktorego zawsze brakuje mi w Polsce.
Niemniej jednak, mimo ze bylam traktowana normalnie komunikujac sie po angielsku, to odczuwam duza, niewytlumaczalna roznice kiedy wszystko zalatwiam po norwesku.

majek, u mnie brak sniegu, a wydawaloby sie w krainie fiordow to zagwarantowane!
majek   zwykle sobie żartuję
13 stycznia 2017 08:46
Wczoraj napadalo, stopnialo , teraz zmrozilo i czuje sie normalnie jak w domu  😤
CzarownicaSa   Prosiak statysta, który właściwie nie jest ważny.
13 stycznia 2017 08:52
Majek u nas wczoraj totalna wichura była! 😲 Aż byłam w szoku. Dziś na ulicach całe szalone 0,2cm śniegu 😁
majek   zwykle sobie żartuję
13 stycznia 2017 09:27
Naboo, trafilas w sedno z tym, ze nie trzeba byc cwanym, zeby normalnie zyc.

Czarownica, u nas tak zimno, ze pies nie chce wychodzic na spacer. Dzisiaj koncze prace o 12:30, mialam wsiadac na konia, ale sie boje, ze sie przeziebi  😁

jedyne, czego mi tu brakuje to snieg!


Ja za to szczęśliwa, że nie muszę znosić -20 stopniowych mrozów, które są w Polsce i bardzo się cieszę, bo tu raczej mało zimowo jest. Śnieg spadł jeden dzień, co doprowadziło od razu do wypadków na drodze, bo mało kto ma opony zimowe. Ja się w tedy z domu nie ruszam 😁 A najbardziej to się cieszę, że nie muszę wdychać krakowskiego smogu. Zdaje się, że ulotniłam się w odpowiednim momencie.


Niemniej jednak, mimo ze bylam traktowana normalnie komunikujac sie po angielsku, to odczuwam duza, niewytlumaczalna roznice kiedy wszystko zalatwiam po norwesku.


Tutaj też na szczęście można normalnie funkcjonować po angielsku, zwykle są zaskoczeni, czasem ten angielski leży i kwiczy, ale na ogół traktują to jakby zupełnie normalnie, jednak muszę przyznać, że coraz bardziej czuję się z tym nieodpowiednio, wszak to nie jest kraj angielski.. Ale czuję, że prędką nie nauczę się flamandzkiego, ten język jest dla mnie kosmicznie trudny i w ogóle nie wchodzi.. A myślę, że jednak przydałoby się, zwłaszcza jeśli planuję zostać na dłużej..
gllosia, dajesz, da się zrobić! Znaczy wiem że to brzmi jakby ktoś się krztusił albo mówił od końca 😁 i po całym dniu w pracy z reguły boli mnie gardło 😉 ale to naprawdę ważne. Gramatyka jest w miarę ok, dla mnie fonetycznie momentami ciężko (jeden z moich ulubionych geheugen najlepiej w bardzo charczącym zdaniu, jest zabawa :hihi🙂.

Nie wiem na ile w Belgii jest inaczej niż w Holandii, ale tutaj bez niderlandzkiego to na rynku pracy dla przeciętnych śmiertelników d*pa, sam angielski to albo pakowanie papryki albo faktycznie coś dużo wyżej w typowo międzynarodowym środowisku. Jest czasem parę posad dla zagranicznych studentów przy kelnerowaniu itp. ale to tylko w Randstadzie, i to raczej parttime za grosze, studencka robota taka 😉
.
W ogóle imigrant nieznający języka to łatwy cel dla wszelkiej maści naciągaczy i nieuczciwych pośredników. Strzał w stopę przy załatwianiu formalności czy szukaniu mieszkania. Plus zawsze jest się traktowanym bardziej per noga :/
Ale Wam zazdroszczę i z łezką w oku czytam Wasze wpisy.
Ja finalnie po roku pobytu we Francji wróciłam do PL. Jestem załamana, wdrożyłam się już do pracy i po 4 miesiącach musiałam odejść. Jestem teraz na etapie "nienawidzę Polski, chcę wrócić do cywilizacji". Szukam pracy, ale bardzo tęsknię za moją francuską robotą i za ludźmi i za wypłatą w €...  😕
Ja podobnie jak kokonusss wyjechalam bardzo wczesnie, z "golym tylkiem" i pustym CV bo mi sie zamarzylo mieszkac z nowo poznanym facetem i w sumie nie mialam innych planow. Nie dostalam sie na skandynawistyke do mojego dream city Gdanska, lingwistyka wloski z hiszpanskim w Toruniu mi sie nie podobala wiec stwierdzilam ze w sumie i tak nie mam innych planow i pojade studiowac filologie hiszpanska w Hiszpanii. Najpierw to w ogole wyjechalam na pol roku do pracy na Formentere, dzika wyspe na ktorej dostalam ostry trening w mojej pierwszej w zyciu pracy i nauczylam sie mowic plynnie po wlosku, dostalam sie na Uniwersytet Barcelonski i po sezonie przeprowadzilam do Bcn. Pozniej jeszcze mieszkalam kolejny sezon letni znowu na Forme, ale w tym roku zostalam w Bcn ze wzgledu na egzaminy.

Jesli chodzi o moje sentymenty to owszem, bardzo tesknie za polska przyroda, rodzina i znajomymi i mowiac szczerze to nienawidze Barcelony jako miasta. Moj hiszpanski teraz juz jest pedantycznie perfekcyjny(ze wzgledu na kierunek studiow) ale co z tego, skoro rdzenna ludnosc sepleni tylko i wylacznie po katalonsku z powodow politycznych? Mimo, ze jestesmy na terytorium Hiszpanii. Wiedzialam o tym zanim sie przeprowadzilam, ale bralam pod uwage bardziej jako kaszubski w Polsce, ciekawy element folklorystyczny a nie glowne narzedzie nacjonalistycznej walki. Jesli nie mowisz po katalonsku, praktycznie nie mozesz myslec o studiach(ladne zdziwko mnie haplo jak zobaczylam w programie moich studiow grecki antyczny tylko i wylacznie po katalonsku, do dzisiaj nie wiem jak zdalam), nie dostaniesz pracy w biurze, urzedzie, ani nawet w call center, jesli mowisz po hiszpansku to automatcznie jestes identyfikowany jako "wrog regionu". Nie lubie tutaj mieszkac, ale watpie zebym po zakonczeniu studiow wrocila do Polski. Jedno co jest pewne, to ze w ten sam dzien w ktorym dostane dyplom wsiadam w samolot i wylatuje z Bcn. Mozliwe, ze po prostu do innego miasta w Hiszpanii, bo sam kraj uwielbiam, tylko po prostu miejsce nie to.  😉
Kaktus, o jej! 🙁 a co sie stalo, ze musialas wrocic, mimo ze zaczelo sie ukladac? Pamietam jak pisalas o dolach wczesniej, a pozniej ze odzylas dzieki pracy i bylo lepiej...
Naboo w pracy poznalam francuza, odeszlam od mojego faceta, a po 2 tyg uswiadomilam sobie, ze to mimo wszystko on jest miloscia mojego zycia... tyle, ze bylo juz za pozno, wiec ostatecznie po 3 miesiacach postanowilam wrocic do PL, bo bez umowy na nieokreslony to mieszkania we Francji nie wynajme 🙁 zal mi tej pracy najbardziej, szefowie byli bardzo zasmuceni, jeden nawet napisal mi maila, bo akurat byl  urlopie. Powrot w kazdym razie do pracy mam, tylko nie mam gdzie mieszkac... ot cala historia 🙁
Alvika   W sercu pingwin, w życiu foka. Ale niebieska!
16 stycznia 2017 20:16
Kochani, mamy kogoś aktualnie w Czechach? Ja z zakupową prywatą, czeski adres przerzutowy potrzebuję  :kwiatek:

gllosia, dajesz, da się zrobić! Znaczy wiem że to brzmi jakby ktoś się krztusił albo mówił od końca 😁 i po całym dniu w pracy z reguły boli mnie gardło 😉 ale to naprawdę ważne. Gramatyka jest w miarę ok, dla mnie fonetycznie momentami ciężko (jeden z moich ulubionych geheugen najlepiej w bardzo charczącym zdaniu, jest zabawa :hihi🙂.

Nie wiem na ile w Belgii jest inaczej niż w Holandii, ale tutaj bez niderlandzkiego to na rynku pracy dla przeciętnych śmiertelników d*pa, sam angielski to albo pakowanie papryki albo faktycznie coś dużo wyżej w typowo międzynarodowym środowisku. Jest czasem parę posad dla zagranicznych studentów przy kelnerowaniu itp. ale to tylko w Randstadzie, i to raczej parttime za grosze, studencka robota taka 😉
.
W ogóle imigrant nieznający języka to łatwy cel dla wszelkiej maści naciągaczy i nieuczciwych pośredników. Strzał w stopę przy załatwianiu formalności czy szukaniu mieszkania. Plus zawsze jest się traktowanym bardziej per noga :/


Właśnie to charczenie jest dla mnie nie do powtórzenia. Znacznie łatwiej wchodzi mi portugalski (mój szef jest z Brazylii), ale ten język mi tu raczej nie pomoże 😁 W sumie też nie wiem jak tu jest z językiem i rynkiem pracy, choć podejrzewam, że podobnie. Ja póki co nie poczułam się ani razu gorzej potraktowana ponieważ nie znam flamandzkiego. Traktują mnie mam wrażenie bardzo otwarcie jak również poważnie. I to bez względu na to, czy załatwiałam sprawy w urzędzie, byłam u dentysty, naprawiałam samochód, potrzebowałam pomocy, gdzieś dzwoniłam.. A ja co chwilę coś gdzieś załatwiam, dzwonię, jeżdżę, więc mogę się wypowiedzieć w temacie. Może czasem można odczuć, że belgowie są mało otwarci, izolujący itp, ale jak się jest dla nich miłym, uprzejmym i nie ma postawy roszczeniowej, to są dobrzy ludzie. Ale to chyba wszędzie działa? 😉

Kaktus, skoro masz zagwarantowany powrót do pracy, to nie możesz spróbować poszukać mieszkania albo nawet pracodawca nie może ci pomóc? I mogłabyś w tedy wrócić?
gllosia dokładnie o takim schemacie myślę, tylko, że zostane tam sama... tyle co pójdę do pracy i koniec 🙁 mam także psa, a z kolei z nim problem jest taki, że wyje jak wychodzę... pracowałabym zmianowo, jeden tydzień na 6, drugi na 13, więc z kolokacji szybko by się mnie pozbyli... nie wiem co mam robić, póki co leżę i ryczę, bo nie wierzę, że znajdę w Polsce dobrà pracę 🙁
Kaktus, dlaczego sądzisz, że z kolokacji by Cię wywalili? Jakoś nie sądzę, żeby się ktoś mocno zmianowością przejmował. No z psem już gorzej. Nie mogłabyś go z kimś tutaj w PL zostawić na trochę i potem ewentualnie sprowadzić?
A co do zostawania samej... Myślę, że na początku może być ciężko, ale przecież tam też poznasz ludzi, chociażby jakichś w pracy.

Ja też bym chciała wrócić do Francji, ale póki co średnio to widzę z moim francuskim. 🙁
Kaktus, dlaczego sądzisz, że z kolokacji by Cię wywalili? Jakoś nie sądzę, żeby się ktoś mocno zmianowością przejmował.

Ja też bym chciała wrócić do Francji, ale póki co średnio to widzę z moim francuskim. 🙁


Właśnie chodzi o to, że przez psa by mnie wywalili jakby zaczął im wyć o 5 rano :/
A co do języka... ja pojechałam totalnie bez i dopiero w pracy zaczęłam chwytać sformułowania i w ogóle rozmawiać (o tyle dobrze, że jedna osoba rozmawiała po angielsku, to się go trzymałam). Ale bez języka to faktycznie trudno, oni angielskiego ni w ząb...
No niestety Francuzi i ich angielski to chyba gorzej niż u nas.
Ile czasu Ci zajęło zanim zaczęłaś mówić?
majek   zwykle sobie żartuję
17 stycznia 2017 10:10
Francuzi sa niesamowici, nawet w porcie w Calais trudno bylo sie dogadac po angielsku, a tamtedy przeciez przejezdza codziennie tysiace anglojezycznych podruzujacych. A oni ani be ani me.
No niestety Francuzi i ich angielski to chyba gorzej niż u nas.
Ile czasu Ci zajęło zanim zaczęłaś mówić?


Ja generalnie rok miałam kurs francuskiego na miejscu, znałam dużo słówek, ale formułowanie zdań,ogólnie mówienie i zrozumienie prawdziwego francuza leżało. Ciężko powiedzieć po jakim czasie, duźo mi też dało, że zamieszkałam z francuzem. Także po 3 miesiącach już nawet potrafiłam się wypowiedzieć na proste tematy, poprzeklinać ale i zrozumieć co mówią pod warunkiem, że mówili w miarę wolno (ale to i nie tak wszystkich). U mnie problem był ten, że wstydziłam się w ogóle mówić cokolwiek, nawet w sklepie, myślę, że to mnie najbardziej blokowało 🙂 aktualnie robiąc testy jestem na poziomie B1.
madmaddie   Życie to jednak strata jest
21 stycznia 2017 12:24
jest ktoś w Finlandii? 👀
madmaddie a potrzebujesz jakieś ogólnej informacji? Moja kuzynka tam mieszka, mogę podpytać.
musze gdzies dac upust moim emocjom, wiec zrobie to tutaj. 😂 Od prawie 2,5 lat mieszkam w Niemczech, a od pazdziernika przeprowadzam sie do Hiszpanii i zaczynaja mi sie powoli przygody z ichnia biurokracja, ktorej jestem fanka. Pozwole sobie skopiowac wiadomosc z fb, ktora wyslalam do forumowej feno:

powiem ci, ze juz powoli staje sie fanka hiszpanskiej biurokracji
przeszlo 3 tygodnie temu dostalam dokumenty, ktore potwierdzaja moje przyjecie do szkoly, problem w tym, ze absolutnie wszystko po hiszpansku. wiec pisze grzecznie e-maila, ze sorry, ale no hablo espanol at that level and neither someone from my company does, so, could you make an english version for me? no moga, jasne, nie ma problemu, tylko troszeczke to zajmie, wiec czekam cierpliwie i tydzien czekam i dzwonie co z tym tlumaczeniem, dostaje odpowiedz, ze oni dopiero do pracy wrocili (14 stycznia btw) i jeszcze potrzebuja czasu
wiec ja cierpliwie czekam i dzwonie tydzien temu i sie pytam, no ale oni wciaz nic i jeszcze troche niech poczekam, bedzie mañana, jak mowie, ze spoko; ale dzis minal 3 tydzien wiec dzwonie, przedstawiam sie grzecznie jako Natalia from Germany from that and that company, przelaczaja mnie po campusie, ktos odbiera w koncu buenos diaz, ja sie przedstawiam po raz kolejny pelnym imieniem i nazwiskiem i mowie, ze juz dzwonie ktorys raz w sprawie tych dokumentow i ze ''I really need them, because my german company is waiting' (zeby nadac dramatyzmu), a on do mnie ze halo, halo, jak ja sie nazywam? ja ze Natalia XYZ from germany, a on do mnie : COULD YOU SPELL IT???? no to ja literuje ten angielski alfabet, a on do mnie: Natalia with h oder without h?a ja sobie ku*a mysle, ile wy tam macie wersji Natalii XYZ from germany, nosz cholera jasna, ale grzecznie odpowiadam, ze without H, a on: but from germany???? a ja mysle, to istnieje rowniez jakas natalia XYZ bez h w imieniu not from germany, ale nie mowie tego glosno, tylko z godnoscia odpowiadam, ze from germany, a on do mnie: si, exactmente ( To chyba byl jakis identity test) po czym facet sie nie odzywa przez 3 min w sluchawce, w tle leci muzyka, ja sie w koncu pytam: are you still on the line?, on: yes, I've just send it, ja: what? on: the things you wanted, have a nice day i sie rozlacza szybciej niz usain bolt dobiega na 100, patrze na maila, a tam tak, sa moje upragnione dokumenty (!!!!!) otwieram je po kolei i sa przetlumaczone, oprocz jednego oczywiscie, wiec ja pisze kolejnego grzecznego maila, ze hej, ale ten document isn't translated and can i get the english version? po czym dostaje odpowiedz, ze ten dokument musi byc po hiszpansku, bo jest dla hiszpanskiej ambasady i w tym dokumencie jest napisane, ze on musi byc po hiszpansku, wiec nie dostane g po angielsku. A SKAD JA MAM WIEDZIEC CO TAM JEST NAPISANE ja sie pytam, ale to dopiero poczatek mojej przygody z hiszpanska biurokracja
kurtyna

no, a teraz wracam do mojego niemieckiego ordnungu. 😂
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się