KOTY

Heh moje wszystkie koty w gabinecie zawsze dawały sobie wszystko ze sobą zrobić bez większego cyrku. Generalnie miały wyrąbane i nigdy nawet nie drapnęły.

Ale kiedyś  miałam ubaw niezły. Do weta chodziliśmy z dwoma kotkami na zmianę, obie bardzo starsze, jedna w końcówce życia.  Jedna kocica z wiekiem zaczęła histeryzować w gabinecie ale w tym sensie że drze ryja i warczy pod nosem. I zawsze weci się jej boją a ja wiem, że ona nigdy nikomu nic nie zrobi, sama ją trzymam, często sama w gabinecie przy niej robię bo zrobię szybko no i nikt nie wierzy, że ona nic nie zrobi jak tak warczy i wyje (dosłownie wyje). Za to przychodziłam też z nieżyjącą już koteczką 18-letnią wtedy, która w gabinecie była ideałem łaszącym się do wszystkich i chodzącą anielskością. Mój wet nigdy mi nie wierzył, jak do trzymania jej zakładałam przyniesione z domu rękawice. I nie pozwalałam trzymać nikomu bez nich. Nic nie zrobiła, ale była jedynym kotem, który potrafił zaatakować bez żadnego ostrzeżenia, ultra szybko i jakby dobrze wymierzyła to i tętnice w ułamku by rozwaliła. W każdym razie ta do której się weci nie chcieli dotykać to jestem pewna, że nigdy nic nie zrobi za to ta, którą uwielbiali to potrafiła przyatakować tak, że można by pewnie na SOR trafić...
efeemeryda, bo pewnie najczęściej ludzie w domu pozwalają na wszystko ,a że bezkrytycznie zapatrzeni w swojego zwierzaka, to twierdzą, że to zwierz ideał  😉 a pewnie w domu problem z obcięciem paznkoci jak kotek nie ma ochoty  😂
Zawsze miałam grzeczne mniej lub bardziej, ale dające sobie robić wszystko, bez śmierci WEta. No i nigdy nie używałam rękawic czy też worków.
Może też zależy to od weta, gdzie moi sprawnie robią wkłucia.
Nawet ta Cornishka która jest po takich przejściach i wycięciu jelita , po tej podkładce da sobie zrobić wszystko, ale wiadomo sprawnie trzeba z igłami, bo ma wspomnienia.

Z innej beczki chcemy zrobić kotkom prezent i drapak do sufitu.
Myślałam nad tym, bo zamawiam z zzoplus zawsze wszystko, ale jakiś mega tani on jest:
[url=https://www.zooplus.pl/customerpicturedisplay/shop/koty/drapaki_dla_kota/drapak_siegajacy_sufitu/77493]klik[\url]

Czy ktoś może polecić jakś sensowny sklep drapakowy?
Perlica, wiesz mój żaden kot nigdy nic nie zrobił. Ale ponieważ widziałam nie raz na co stać ta moją jedną to mimo jej anielskiego zachowania nigdy jej do końca nie ufałam 😉.
Aczkolwiek fakt, zawsze jestem zdumiona tym, ile problemów robią koty w gabinecie wet. Inna sprawa, że moje są przyzwyczajane do wszelkiej obsługi a ja też jak mam coś zrobić to robię i tyle - kociska mam wrażenie są nauczonego tego, że nie ma sensu opór bo tylko wydłuża sprawy 😉
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
07 grudnia 2018 16:48
Perlica ten drapak mieli moi znajomi, mega szajs 🙄 wszystko się obluzowało i rozwalił się bardzo szybko. My kiedyś zamawialiśmy u jakiegoś faceta co na wymiar robi taki właśnie pod sufit, żeby diablęta na szafę mogły włazić, tylko ni chu chu nie pamiętam jak się nazywał, na allegro sprzedawał i drapak był bardzo porządny i wytrzymały. Jeśli odnajdę namiar to podrzucę
My kupowaliśmy niby robiony ( nie pod sufit) a i tak mąż go poprawiał po swojemu żeby był solidniejszy.
zembria, nie spodziewam się, że drapak za 300 pln wytrzyma długo, bo też jak koty go podrapią to chcę wyrzucić. Co to znaczy bardzo szybko?
Bo opinie na zooplus były pozytywne, tylko ktoś napisał że się zniszczył po 3 latach  😁 i dał przez to 2*  🤔wirek:
zembria   Nowe forum, nowy avatar.
07 grudnia 2018 18:21
Kurczę nie pamiętam, ale poniżej roku się taki "rozklekotany" zrobił, na łączeniach śruby miały luzy, a koty normalne, nie jakieś hiper ciężkie klopsy 😉 Wszystko się ruszało. Taki drapak powinien być na sztywno, żeby po suficie nie jeździł, jak się go dokręci, a tamten latał cały.
efeemeryda   no fate but what we make.
07 grudnia 2018 18:22
Perlica
Po pierwsze skróć link proszę  :kwiatek:
Twoi weci sprawnie robią wkłucia, Ok to się chwali. Tez uważam, ze robię sprawnie, ale nieraz mam do czynienia z dzikusami, a szczepienie to nie jest tylko wkłucie bo kota trzeba zbadać w tym zmierzyć temperaturę, nie każdy sobie pozwala bez problemu, a już jeśli chodzi o pobieranie krwi to nie ma robienia w locie i często torba ratuje życie 😉
Moje dachówki u weta są jak anioły, można pobrać krew, pobrać mocz z pęcherza, no wszystko, ani drgną.  Ale gdy chciałam dobrze, bo 2 z nich  bardzo źle znosi jazdę samochodem i wetka przyjechała do nas na coroczny "przegląd" kotów to.. się zdziwiłam.. Oczywiście, jak zawsze, można było zrobić wszystko ale tak się biedne denerwowały, że jeden wylądował z głupim jasiem  I totalnie odleciał, drugiej tak waliło serce że Noreen wystraszyła się czy Nini nie ma jakiejś wady serca (gallop) a trzeci zdał sobie skórę z nosa i robił dziurę w lusterku nosa szamocac się w transportetku pomiędzy kolejnymi czynnościami. I nie było żadnych wrzaskow, styków, warczrnia. Tylko Puch zaczął jojczec gdy Noreen po raz kolejny nie mogła się wkłuć ale dalej siedział grzecznie na tyłeczku. Tak więc tego.. A poza tym to anioly, weci je uwielbiają.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
08 grudnia 2018 18:31
Diabełek u weta był aniołem. Doris też, na kroplówkach dożylnych przysypiała. Podskórne znosi gorzej, ale nie walczy. Ogryzek też bezproblemowy. Mój stajenny Łatek sam się ładuje do klatki, łazi po gabinecie, przy zabiegach też grzeczny. Z Nieśmiałkiem zobaczymy, jak nam pójdzie na kompleksowym USG i krwi. Może być ciekawie. Natomiast ostatnio byliśmy z Doris i z gabinetu wyszli państwo z małym transporterem z kotkiem. Pan z jedną dłonią całkowicie zabandażowaną, w drugiej zabandażowany środkowy palec. Mówię do męża, że to chyba nie po kotku? Ale tak patrzę, bandaże te samoprzylepne w aptekach są jednokolorowe, a ten był zielony w gwiazdki i taki sam miała Doris dzień wcześniej. W gabinecie vet pyta, czy kotek jest grzeczny. Mówimy, że tak, że zero problemów. "To dobrze, bo przed chwilą musieliśmy pana opatrzyć, a kotek dostał tylko jeden mały zastrzyk". Tak więc bywa różnie.
efeemeryda, ńie umiem...
zembria, czytałam tam w opiniach , że po 2 tygodniach od zamocowania trzeba jeszcze podokręcać wszystko ponownie.
Chyba się skuszę , najwyżej wywalę jak będzie szajs, bo przeglądam sklepy i wszystkie wyglądają podobnie.
safie   Powyższy post wyraża jedynie opinię autora w dniu dzisiejszym.Nie może on służyć przeciwko niemu w dniu jutrzejszym, ani każdym innym następującym po tym termin
08 grudnia 2018 20:01
Perlica, wpisujesz bez kropki [.url=link]np. KLIK albo drapak[/url]
safie, dziękuję, ale chyba mi coś nie wyszło  😵
Lanka_Cathar, Diabełek "był"?... Diabełek to jeden z moich ulubieńców tutaj.. btw równolatek mojego Pucha..
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
08 grudnia 2018 22:07
Sanna, 17 listopada musiałam podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu. Trzy tygodnie wcześniej nagle zakulał na lewy tył. On zawsze biegał po ścianach. I dzień wcześniej tak było. A rano znalazłam go w przedpokoju, na mój widok zaczął odpychać się przednimi łapkami. Wstał, poszedł ze mną jak zawsze do łazienki. Przymierzał się do skoku na umywalkę, ale najpierw wskoczył na kibel, a z umywalki... spadł. Pojechaliśmy natychmiast do kliniki. Z krwi wyszły nerki, ale to nie był powód. Dostał przeciwzapalne. I w domu, jak wróciliśmy ze sklepu czekał na nas, jak zawsze, w przedpokoju. Na drugi dzień łapa zesztywniała i spuchła. Na USG wyszły nieoczywiste zmiany - albo martwicze albo nowotworowe, ale ze wskazaniem do biopsji. Przestał jeść, Tleniony siedział w domu i dokarmiał strzykawką. Bałam się, że nie dotrwamy do ortopedy, bo schudł, ale na Convalescencie RC odbił znów na 6 kg. Spał z nami, kuśtykał do kuwety. Z dnia na dzień było co raz gorzej. Kolejne USG po dwóch tygodniach wykazało powiększenie zmian, grudki, które były wyczuwalne pod skórą nie wyszły na RTG, ale biopsja z ostatniej zatkała strzykawkę. Dzień po drugim USG, we wtorek, dostaliśmy wyniki biopsji - gruczolakorak w mięśniach (!) uda. Obie tylne łapy były zainfekowane. Na poniedziałek mieliśmy umówionego onkologa, chociaż zdawałam sobie sprawę, że tempo jest tak zatrważająco szybkie, że raczej nie mamy szans. Przez te 3 tygodnie Diabełek dostawał Bunondol. Najpierw dwa razy dziennie, potem raz, bo nie pokazywał bólu. Nawet umył Doris, a już tego nie robił od kilku dni. Pobawił się ukochanym hipciem z IKEI. Ale w czwartek Tleniony zadzwonił do mnie, że Diabełek nie może znaleźć sobie miejsca, chciał leżeć nie na łóżku, a w swoim pudełku. Podał drugi Bunondol. Wieczorem pojechaliśmy po plaster z Fentanylem. Zadziałam ok. 3 w nocy. Ja od tygodnia codziennie wyłam. Mój ukochany kot, pierwszy, wymarzony. Towarzysz, zawsze z nami, duży, silny. Cały czas był zainteresowany, bystry. Miał tylko tą głupią sztywną łapę. Pomagaliśmy chodzić do kuwety, żeby nie musiał się męczyć kuśtykając. Tleniony zrobił mu schodek, żeby było łatwiej wejść. Piątek był dobry, spał spokojnie, zjadł (!), mimo, że nie mógł usiąść nad miską. W nocy spał znów z nami. Rano w sobotę Tleniony jeszcze go nakarmił strzykawką, a chwilę później Diabełek zwymiotował. Przez ułamek sekundy nie wiedziałam, co się dzieje. Convalescent jest kremowy, a nie czerwony. I zrozumiałam, że to jest krew ze skrzepem. Nie mogliśmy czekać, musieliśmy jechać do lecznicy. Nie mieliśmy szans, ani my, ani nasi lekarze, żeby pomóc. Za szybko. Jak rozmawiałam z dr Marcińskim, kiedy to mogło się zacząć, to powiedział, że patrząc na tempo zmian w odstępie 2 tygodni, to zaczęło się kilka dni przed kulawizną. Pochowaliśmy Diabełka w Halinowie na Cmentarzu dla Zwierząt. W domu jest pusto, nikt nie sprawdza zakupów, nie wtula zimnego nosa w oko, nie robi afery o wodę z umywalki. Trzy koty i pustka. Ten rok jest zły. Od lipca sypie się nasz koci świat. Najpierw udar Doris i trzy tygodnie walki o życie kocicy. Wygranej, bo oprócz tego, że lekko się zatacza i leczymy nerki, to jest luz. A teraz Diabełek. Pierwsze stworzenie, za które w pełni świadomie wzięłam odpowiedzialność. 13 lat i 6 miesięcy szczęścia absolutnego. I wielka wyrwa w sercu...
Lanka_Cathar, boże... Bardzo, bardzo mi przykro.. Biedny, dzielny Diabełek.. Cierpiący ukochany zwierzak a potem TA decyzja to jest cos strasznego, najtrudniejszego ale w takich sytuacjach trzeba pozwolić odejść ukochanemu kotu..  To jest to czego boję się najbardziej a mam jeszcze 5 kotów..
Bardzo Wam współczuję.. Wiesz, ja wierzę, że my je spotkamy, te wszystkie nasze ukochane futrzaste dzieci,  Tam, po tej Drugiej Stronie.. Pewnego dnia wyjdą nam na spotkanie.. Ale póki co jest bez nich pusto, ciężko.. Trzymajcie się, mocno przytulam  :przytul:
Run free Diabełek [`]
Dobrze że Doris udało się uratować, na lekach powinna być z Wami jeszcze długo, oby jak najdłużej..
Gillian   four letter word
09 grudnia 2018 09:23
Współczuję Lanka 🙁
Lanka współczuję ogromnie. Przykro mi  😕
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
09 grudnia 2018 20:24
Dziękuję, dziewczyny! Jest nam cholernie ciężko. Mój mąż, który sam o sobie mówi, że jest emocjonalną cegłówką, też w te ostatnie dni się rozsypał. Diabełek miał nie tylko charakter, ale przede wszystkim osobowość. Był panem domu. Pacyfikował konflikty pomiędzy pozostałą trójką. Znajoma dwukrotnie przywiozła nam swojego kota (potężny MCO, 12 kg), gdy wylatywała do USA. Za pierwszym razem podniósł łapę na mnie, za drugim na Tlenionego. W obu przypadkach nie zdążyliśmy zareagować, bo natychmiast był przy nim Diabełek i bardzo stanowczo pokazał, że w tym domu, na jego mamusię i tatusia nikt nie ma prawa podnieść łapy. Nie będzie drugiego takiego kota.

Dwa tygodnie temu na cmentarzu rozkleiłam się zupełnie, bo obok Diabełka pochowano zwierzaka o imieniu Kasia. Stwierdziłam, że to chichot losu - ja mam tak na imię. Tak, jak od religii wszelakich jestem bardzo daleko, tak wierzę, że gdzieś kiedyś znów będziemy razem.
Lanka_Cathar, wspaniały kot..
Gdybyśmy nie mieli spotkać się z naszymi ukochanymi zwierzakami jaki to wszystko miałoby sens? Poza tym wszystko, bez wyjątku, jest energią.  Soul Diabeleka istnieje w innym wymiarze, nie mozesz Go zobaczyć, przytulić, ale On opuścił swoje kocie ciałko i jest przeniósł się Tam, gdzie my, pewnego dnia też trafimy...
Arwilla   Seymour zasnął 17.11.2019…
10 grudnia 2018 06:30
Lanka... strasznie mi przykro.
Jak czytam takie  historie to się rozklejam kompletnie.
Trzy lata temu straciliśmy psa... wyjątkowego.
Drugiego takiego nie będzie.
Wiem co czujesz. Ściskam mocno.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
10 grudnia 2018 07:23
Arwilla, dziękuję! Jak wróciliśmy po drugim USG, to jedna z lekarek, która widywała nas na wizytach i przyjmowała Diabełka na pierwszej z nich, powiedziała, żebyśmy z wynikami biopsji przyszli do niej (miały być na drugi dzień). Przyjechaliśmy, zaprosiła nas do gabinetu. Ja już się poryczałam, bo do wyników jeszcze powtarzałam "Synku, musisz być silny. Naprawimy tą głupią łapę". A ona, tak zupełnie szczerze po ludzku powiedziała: "Przepraszam, nie wiem, co mam powiedzieć. Jeszcze nie umiem o tym rozmawiać. Nie uczono nas tego. Ja przecież go przyjmowałam. Miał tylko kulawą łapę". Od razu dała nam namiary na onkologów i powiedziała, żebyśmy jak najszybciej umawiali wizytę, bo oni u siebie czekają 3 tygodnie na chemię, a my nie mamy czasu. Nikt nie wierzył w to tempo. Jak tydzień temu na kroplówce z Doris trafiłam na nią, to powiedziałam, że nie dotrwaliśmy do onkologa. "Wiem, już wszystko wiem".

Natomiast mój mąż powiedział jedną bardzo ważną rzecz. Jak to dobrze, że mamy pieniądze i możemy pozwolić sobie na leczenie naszych zwierzaków. Bo, umówmy się, szczepienie czy nawet antybiotyk, to pikuś. Gorzej jak w grę wchodzą na prawdę grube tysiące. Już przy udarze Doris zażartował (znam go, więc wiem, że to był taki gorzki żart, bo nigdy nie zaproponowałby nawet takiego rozwiązania), że "Drogi nam ten kotek. Taniej byłoby kupić nowego". Mamy założone specjalne konto, na które co miesiąc odkładamy kasę na veta właśnie.
Lanka_Cathar współczuję i jednocześnie podziwiam tych którym się chce walczyć. Trzymam kciuki.
Sama mam masę zwierzaków w tym 4 opracowane koty... nie tak dawno jeszcze pięć i wiem czym jest walka z rakiem.
Teraz co chwile jezdze z kotka do weta na krpołówki i inne wspomagające zastrzyki bo nerki już nie funkcjonują prawidłowo a do tego wiek 20+
Kotka po przejściach bez połowy ogona, jednej łapki i części zębów... ale cóż jak się przydarzyło i wzięło odpowiedzialność to i się kocha i dba do końca i oddało by się wszystkie pieniądze by ukochany zwierzak został z nami jak najdłużej.
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
10 grudnia 2018 09:03
Cobrinha, dokładnie tak. Jesteśmy odpowiedzialni za to, co oswoiliśmy. W piątek, jak byliśmy z Doris na kroplówce, to przyjechali właściciele ze szczeniakiem leonbergera  (że to szczeniak dowiedzieliśmy się później, bo wielkie to to, a nigdy na żywo nie widziałam psa tej rasy), zeżarł stroik świąteczny. RTG, kroplówki, etc. Wyglądał źle, leżał, dyszał, zero prób wstawania. Przedwczoraj znów się spotkaliśmy w kroplówkowym. Inny pies, przyszedł sam. Wczoraj, jak wychodziliśmy z Doris, znów wpadliśmy na tych ludzi. Śmialiśmy się, że jesteśmy jak rodzice dzieci na placu zabaw.  🤣 Słodko-gorzkie to, ale jakie prawdziwe.

Co do kota po przejściach. Ponad miesiąc temu wchodzę do biura w stajni i widzę, że na szafie (tam stoi suche, żeby psy się nie dorwały) siedzi szary kotek. W pierwszej chwili myślałam, że to kocica szefa. Podchodzę, wyciągam rękę i widzę przerażenie, jedno oko rozwalone, ale z tego przerażenia wyziera też chęć podejścia do człowieka. Widzę, że to nie kocica, ale jakiś obcy kot. Dałam mojemu Łaciatkowi puchę, a tamten szmyrgnął z szafy, odepchnął Łatka i wchłonął puchę. Małe to to, chude przeraźliwie, kocurek. Pomyślałam, że pewnie młode, góra pół roku na oko. Wiedziałam, że w tej stajni zostać nie może. Zadzwoniłam do córki szefowej z drugiej stajni, bo akurat szukali kota i mówię, że jest młodziak. Zawiozłam go. Okazało się po wizycie u veta, że... ma co najmniej 10 lat, brak większości zębów (dlatego na to suche mógł jedynie popatrzeć) i oko po starym urazie, nie do uratowania. Wyobraźcie sobie, jak wyglądał, skoro po ponad 20 latach z kotami byłam niemal pewna, że to młody, półroczny kot.  😲 Teraz śmieję się, że załatwiłam mu emeryturę. Siedzi w pokoju nad kanciapą stajennych, a jak schodzi do nich na dół, to jeszcze go kocykiem okrywają, żeby nie marzł. Łowcy myszy z niego nie będzie, ale okazał się dobrym wujkiem. Kilka dni później podrzucono nam dwa dwumiesięczne kociaki. Przykleiły się do niego i dopóki nie trafiły do domu jednej z dziewczyn ze stajni, to robił za niańkę i termofor dla nich.
Lanka_Cathar, kot pewnie jeszcze nie wierzy że tak się los do niego uśmiechnął  😎 dobrze czytać takie historie  😎
Lanka_Cathar, przykro mi 🙁 Ale niestety, często to wszystko dzieje się nagle i szybko 🙁
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
11 grudnia 2018 08:00
Sanna, nie wierzy, ale już chociaż tak się nie boi. Do tego, jak najpierw było za mało kotów, to jeszcze do jednej z pensjonariuszek przybłąkała się kotka. Młoda, przylepa, pchała się do domu. Zapytała, czy może przywieźć do stajni, bo raz, że ma psa, a dwa szkoda, żeby gdzieś przepadła. Przywiozła. Kocica po tygodniu zaczęła wychodzić z kanciapy i patrolować stajnię. Jest łowna i... kotna. To jest odpowiedź, dlaczego tak pchała się do domu - szukała lokalu.  🤣 Tak więc dodatkowo puściliśmy już wici, że będą pewnie w okolicach marca (zobaczymy, kiedy się okoci) kociaki do wydania.

Cricetidae, tempo było nie do uwierzenia. Kocica mojej mamy miała mięsaka pod językiem. Dwukrotnie. Po drugiej operacji lekarz powiedział, że tak na prawdę jeśli będzie nawrót, to już nie ma marginesu do wycięcia. Nawrotu nie było. Przeżyła jeszcze 11 lat. My cały czas mieliśmy nadzieję, że to jakaś blokada, że coś przeskoczyło w kręgosłupie i trzeba to ostrzykać/nastawić i łapa będzie działać. Zwłaszcza, że poza tym Diabełek był absolutnie czujny, bystry i przytulaśny. Po tym wszystkim zgarnęliśmy Ogryzka na kompleksowe USG (mieliśmy jeszcze jeden termin z Diabełkiem). Polecieliśmy już po całości - serce, płuca, nerki, węzły chłonne, tarczyca, a potem jeszcze krew. Na szczęście, TFU TFU TFU, zdrowy.
Lanka_Cathar, ale biedak.. Pewnie pierwszy raz w swoim dość długim kocim życiu ma tak dobrze, bezpiecznie.. Gładki dla niego i przedsiębiorczej mamuśki ..
Lanka_Cathar, może warto ją jednak wysterylizować...? Tą kotną kotkę ze stajni.
A co do badań, to rzeczywiście warto wszystko sprawdzac co jakiś czas. Wiele chorób atakuje znienacka, chociaż w waszym przypadku to i tak nie mieliście wpływu na to co się dzieje 🙁 Ja w tego powodu zbadałam u swojego kota serce, mimo, że młody, ale kto wie co tam w środku się czai.

Koty to w ogóle spadaj z nieba, o czym przekonała się nasza Quanta. Niestety musiała pożegnać swojego kochanego kota jakoś w te wakacje. Po czym do mnie na wizytę trafił kociak identyczny jak jej pożegnany kot (tylko w wersji mini ofc), okazało się, że nie wiadomo skąd, ale znalazł się pod czyimiś schodami przed domem :O Po prostu, jakby spadł z nieba. Miał trochę uszkodzoną nogę i był przeraźliwie brudny. Kot oczywiście bez właściciela, więc zaproponowałam, że się nim zajmę i mam dla niego dom. A teraz szaleje po stajni i rośnie jak na drożdżach 😉
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
11 grudnia 2018 18:05
Cricetidae, będziemy sterylizować, bo wystarczająco już na świecie tych biedaków pozagryzanych i porozjeżdżanych. Nasz Nieśmiałek miał(a) sterylkę aborcyjną, bo na tyle wcześnie się zorientowaliśmy*, że jeszcze się dało, a tu już przyszła kotna i to na tyle zaawansowana, że nie ma już sensu ciachać.

*pomińmy milczeniem fakt, że czekaliśmy spokojnie z kastracją Nieśmiałka, bo przecież skoro vet opisał mi go jako kocura, to mogę ciachnąć, jak trochę podrośnie, a tu zonk - kocica  😵
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się