Młode Konie

dea   primum non nocere
13 listopada 2019 06:39
"koń niebezpieczny będzie nieprzewidywalny i wymaga dużo inwestycji czasu i ryzyka, jest na rynku teraz tyle koni, że nie warto" - pewnie coś w tym stylu było😉 wnioskując z poprzednich wypowiedzi
Dea
Ale taka jest prawda.
Szczególnie jeśli się trochę bardziej świadomie jeździ i ma się ochotę rozwijać, to nie do końca widzę sens ryzykowania i straty czasu.

Ostatnio nawet ktos mi powiedział " że trochę wstyd że będąc na stanowisku jeźdźca, mówię otwarcie że boje się niektórych koni i na nie nie wsiądę , bo jej córka jakbybyla na takiej pozycji to by wszystkie konie robiła".
No i spoko, miałam ten etap w Schocko i zapłaciłam za to różnymi kontuzjami i aktualnie psychicznymi blokadami,a wiem że to było gówno warte. Jedno co to nauczyłam się wielu technik, ratujących moje zycie, czy zdrowie, lub ratujacych sytuacje jak koń odwala. Ale teraz dla mnie każdy koń  to jest potencjalny morderca i potrzebuje masę czasu, żeby jakiemukolwiek koniowi zaufać.
Mnie nawet nie imponuje to, że ktoś radzi sobie ze świrem, wręcz przeciwnie. Uważam że jest idiota ryzykujacym życie w imię niczego.
KaNie, serio? Każdy koń jest potencjalnym mordercą? 🤔

Ja też bym na świra już nie wsiadała, ale jak miałam 20 lat z ochotą wsiadałam na wyścigach, nawet na takiego co to już nikt nie chciał  😜
Perlica
Dla mnie tak. Widziałam tyle wypadków jeźdźców i luzaków, że przez długi czas nie potrafię zaufać koniowi i jestem ekstremalnie skupioną na nowym koniu. Nie ważne czy jest młody czy nie. Bałam się nawet naszego stajennego profesora przy 1 wsiadaniu. Ja się zawsze boję i raczej mi to nigdy nie minie. Co nie zmienia faktu, że kocham to co robię.
Gillian   four letter word
13 listopada 2019 09:54
Dea
Ale taka jest prawda.
Szczególnie jeśli się trochę bardziej świadomie jeździ i ma się ochotę rozwijać, to nie do końca widzę sens ryzykowania i straty czasu.

Ostatnio nawet ktos mi powiedział " że trochę wstyd że będąc na stanowisku jeźdźca, mówię otwarcie że boje się niektórych koni i na nie nie wsiądę , bo jej córka jakbybyla na takiej pozycji to by wszystkie konie robiła".
No i spoko, miałam ten etap w Schocko i zapłaciłam za to różnymi kontuzjami i aktualnie psychicznymi blokadami,a wiem że to było gówno warte. Jedno co to nauczyłam się wielu technik, ratujących moje zycie, czy zdrowie, lub ratujacych sytuacje jak koń odwala. Ale teraz dla mnie każdy koń  to jest potencjalny morderca i potrzebuje masę czasu, żeby jakiemukolwiek koniowi zaufać.
Mnie nawet nie imponuje to, że ktoś radzi sobie ze świrem, wręcz przeciwnie. Uważam że jest idiota ryzykujacym życie w imię niczego.


A ja Cię popieram. Jak byłam młoda i głupia to wsiadłam na wszystko co mi podstawili. Dzisiaj jeżdżę tylko na swoim, któremu ufam w 100 procentach bo mam go 11 lat i przez ten czas nic nie odwalił. Na obce konie wsiadam niechętnie a jak widzę lub wiem, że nie jest ogarnięty, to nie wsiadam wcale. Po prostu. Szanuję swoje zdrowie.
KaNie Twoja postawa to nie głupota a postawa dojrzałego, doświadczonego jeźdźca. Strach przed nieznajomym koniem jest naturalny i ważne żeby był Twoim dobrym doradcą a nie powodował panikę. Dobry jeździec nigdy nie jest zbyt pewny siebie i nie uważa, że może wsiąść na wszystko bo taka postawa kiedyś doprowadzi do wypadku. Zawsze z respektem i dozą niepewności trzeba podchodzić do nowych/młodych koni.
Ja rok temu wsiadłam na kobyłę niby bezproblemową ale nikt za bardzo nie wspomniał, że miała problem ze wsiadaniem na nią. No i tak się stało, że w tej stajni wsiadało się na asfalcie ze stałych betonowych schodów. No i wsiadłam, długo nie posiedziałam bo najpierw koń brykając ze mną poszedł prosto w samochód a tuż przed nim zrobił zwrot i poszedł dalej. Ja spadłam na beton a koń kuty na 4 brykał nade mną, w tle słyszałam tylko krzyki. Jak wstałam z ziemii to pomyślałam, że mogłam skończyć na wózku i nigdy już nie wsiadłabym na konia a bez tego bym nie przeżyła.

Ja dzielę ludzi na idiotów co niby niczego się nie boją i ludzi doświadczonych, którzy mimo obaw wsiadają na młode konie, jeżdżą i potrafią robić to dobrze.
Ja mam takie powiedzenie:
Ja się koni boję, tylko głupcy się nie boją...

Do koni trzeba mieć respekt, zawsze, wszędzie i do każdego.

Swoje konie zajeżdżam, bo wiem, że dla mnie tak lepiej, ale zawsze daję sobie czas i zawsze mam stracha, szczególnie przed pierwszym wsiadaniem. I to chyba normalne i dobre, bo dzięki temu czekam, aż koń będzie tak gotowy, jak to tylko możliwe i to jednak nieco minimalizuje ryzyko. W młodości też wsiadałam na każdego świra - fakt, że z ogarniętym i bardzo doświadczonym pomocnikiem, któremu w pełni ufałam. Teraz takiego nie mam więc przed wsiadaniem długo się z koniem cackam, do etapu aż mam poczucie, że moje znalezienie się w siodle nie sprawi mu wielkiej różnicy - i odpukać się z grubsza sprawdza. No, ale ja nie mam klientów/szefów nad głową więc mogę.
I uwielbiam stajenne przytyki - już wsiadłaś? - nie. - kiedy wsiadasz? -jak koń będzie gotowy. - już wsiadałaś?  🤔wirek:




Olq
ja teraz mam luzaczke bez pojęcia ( oddałbym miliony za luzaka z poprzedniej pracy, albo za mojego męża luzaka ). Nie mogła zrozumieć, po kiego grzyba ja tego konia tyle lonzuje z pasem do lonżowania, po kiego grzyba uczę chodzenia na lonzy czy akceptacji wypięcia zanim wsiądę, czemu to tyle trwa zanim wsiądę. A no po to żebym właśnie wsiadła bezpiecznie. Żeby konia nic nie zaskoczyło szczególnie jak już tam u góry będę. No i dla mojego samopoczucia. Bałam się też z nią wsiadac, bo ona potrafi sobie lonże oplatać dookoła nadgarstka, albo stać na końcówce.
Kiedyś lonzowala z lonza oplątana dookoła nogi i po zwróceniu uwagi powiedziała mi, że ona zna te konie od źrebaka i jej nic nie zrobią  👀
Lubi też mówić że ja się sram a ona by bez problemu wsiadła ( odmówiłam szefowej wsiadania na 9 latkę, która od 4 r.z była matką, a wcześniej z jeźdźcem odwalala ostro podobno.) Luzaczka za to ciągle łazi i mówi że wsiądzie - ma jakieś 60kg nadwagi i nie jeździ wcale od paru lat , bo nikt jej nie chce dać konia, ze względu na wage.
Ja ostatnie kilka koni zajeździłam z niemężem, laikiem.
Ma podstawowe pojęcie o koniach, czasem mi sprowadza z padoku, wpuszcza do boksu i to tyle.
Natomiast dostał ode mnie szczegółowe wskazówki co ma robić i jak, czyli np nie stawać na lonży, nie zawijać niczego wkoło siebie itp.
Przy koniach doprowadzonych do stanu wsiadam, a koń co najwyżej rusza uchem jest w stanie mnie pooprowadzać i nawet wstępnie przelonżować. No, ale konie są ogarnięte z ziemi, potrafią chodzić na lonży bez robienia z tego halo itp. I już teraz z nikim innym bym nie chciała zajeżdżać. To jego laictwo o dziwo częściowo pomaga (robi dokładnie to, co mu mówię, nie próbuje nikomu nic udowadniać, jak mówię że to nie dzień na wsiadanie to on to rozumie i czekamy, aż uznam, że to bezpieczne). Pewnie schody by się zaczęły przy trudniejszym koniu, ale odpukać trafiają mi się same grzeczne (albo dobrze przygotowane  😉).

Raz dawno za to zdarzyło mi się zajeżdżać konika polskiego z człowiekiem, który konie hodował całe życie i skończyłam owinięta lonżą wkoło konia, tak, że nawet nie mogłam zsiąść. Całe życie mi wtedy stanęło przed oczami 🙄
Ja mojego męża nie sadzam na konia do momentu aż koń chodzi równym rytmem w 3 chodach, akceptuję kontakt i jest brak reakcji gdy przy nim skaczemy, oklepujemy i się przewieszamy. Za to potem robota idzie zazwyczaj gładko i owocuje spokojem i zrównoważeniem konia.
Choć po ostatnich wydarzeniach zastanawiam się czy nie robię się za stara już na to.
Draskaeb
Co się stało, że uważasz że jesteś za stara?
Tez mnie to ciekawi. Bo u mnie to nie byla jakas sytuacja tylko zimna kalkulacja potencjalnych zyskow i strat.
dea   primum non nocere
14 listopada 2019 05:42
KaNie bez wartościowania napisałam. Po prostu podejrzewam, że wiem, co miało być w tamtym poście, bo już to czytałam kilka razy... I też się w sumie zgadzam. Ja nie wsiadałam na świry, bo ze mnie d.pa nie jeździec, ale odrabiałam kilka niebezpiecznych z ziemi. Udało się, ale i tak bym się teraz za to nie brała. Może się zmienia podejście, jak się człowiek odzieci... Prawda pewnie jest gdzieś pośrodku. Pewnie, że każdej "meduzie" milej, jeśli nie wyląduje na haku i wiele się da naprawić. Pytanie czy warto ryzykować. Swoim życiem i najbliższych - gdyby coś jednak poszło nie tak. A gdyby wziąć jakiegoś, co jeszcze go życie nie zepsuło, to się bilans będzie zgadzał, a człowiek będzie bezpieczniej żył 😉 Jedno życie jest...
Ok., w skrócie chodziło mi o to, że to nieprawda, że jak się konia dobrze przygotuje i zlikwiduje ewentualne efekty bólowe, to wszystko powinno być si.
Bo, generalnie, o przejawach osobniczości decydują subtelności układu nerwowego.
I konie "z dobrą głową" są nieocenione.
Bo tego niemal nie da się nadrobić. Stylu, szybkości, siły reakcji, progu pobudzenia, odczuwania, malkontenctwa, poziomu przychylności, reakcji na stres itd.
Przy czym większość znanych mi koni "konkretnie świrniętych" dało się doprowadzić do stanu niezłej użytkowości,
dużo lepszej niż wiele "fejsbukowych idealów", ale to nie powstrzymuje akcji autodestrukcyjnych.
Trawożerca powinien być rozsądnym osobnikami - inaczej sama ewolucja stara się go wyeliminować.
I to mi najbardziej przeszkadza w kontakcie z "rozsądnymi inaczej" - wieczna ludzka czujność, żeby koń Sobie krzywdy nie zrobił.
I, szczerze mówiąc, pomijając kwestię opłacalności (co nie jest bezwzględne, bo bywa, że narobisz się lat 5 czy 6 ale potem 12 lat sobie pomykasz),
dla mnie teraz to jest granica nie zajmowania się koniem. Gdy ma zajawki autodestrukcyjne.
A kiedyś myślałam, że wszystko da się wyprowadzić.
Bo tak tu czytałam, i snuł mi się wniosek (dla czytelnika), że to wszystko jedno jaki koń, byle zdrowy i "dobrze prowadzony".
Błędny. Zdecydowanie nie wszystko jedno.
Rozsądny człowiek szuka optimum, stara się pomijać skrajności; w obszarach skrajnych nie działają "powszechne prawa".
Dotyczy to także (dyskusja w innym wątku) koni skrajnie przerasowanych/przerysowanych, gdy świadomie szukamy creme de la creme.
I jak trudno jest spośród osobników skrzywionych wyłowić tego, który ostatecznie okaże się ok, tak samo trudno jest wyłowić perłę spośród koni aspirujących do topu.
Na szczęście optimum jest szerokie, dla jednych węższe, dla innych szersze.
I, moim zdaniem, lepiej jest wybrać konia z optimum, i z nim sensownie pracować, niż szukać "okazji" w skrajnościach.
Ale zwolennicy hazardu zawsze będą: jest ryzyko, jest zabawa; kto nie ryzykuje, ten nie je...
A oprócz tego każdy człowiek ma silną potrzebę poczucia sprawstwa.
Chce przeprowadzić Zmianę i odczuć satysfakcję. Chce mieć wpływ na Świat.
Ta potrzeba (z drugiej strony to jedna z fajniejszych ludzkich cech, o ile nie idzie na łatwiznę w kierunku destrukcji) potrafi przesłonić instynkt samozachowawczy.
Zazwyczaj trzeba "paru"połamanych kości, żeby człowiek zaczął się z tego leczyć (tj zdawać sobie sprawę, że martwy już niczego nie zmieni).
Uwielbiam ten wątek za dyskusje jakie tu się czasem wywiązują  💘 😜
Lanka_Cathar   Farewell to the King...
15 listopada 2019 13:02
Zazwyczaj trzeba "paru"połamanych kości, żeby człowiek zaczął się z tego leczyć (tj zdawać sobie sprawę, że martwy już niczego nie zmieni).


Amen. Dwa razy koń zrobił sobie ze mnie bieżnię. Za pierwszym razem wyglądałam jak ofiara przemocy domowej, za drugim kopyto zjechało z biodra na pachwinę. Cieszyłam się, że nie na brzuch bo nie byłoby co zbierać. I wyleczyłam się z nieśmiertelności.
Nie ma ludzi nieśmiertelnych, są tylko tacy, którym dłużej zajmuje ogarnięcie tego 🙂
Z braku konia jestem juz pare lat na etapie wsiadania na wszystko, co podstawia i szczerze mowiac jakbym teraz miala kupowac konia to jedyny wymog bylby taki, zeby byl grzeczny i wspolpracujacy z czlowiekiem :kwiatek: No, moze w miare zdrowy jeszcze. Cala reszta to rzecz nabyta, a ja mam czas.

Moj obecny "nabytek" (ten po Diarado, co go 2 lata temu jezdzilam, zanim mi jego brat reki nie zlamal) idzie ostro w gore i odpala wrotki na widok konia z naprzeciwka, odglos galopujacego konia za soba, na widok koni chodzacych w karuzeli, widok skaczacych koni etc. Prze jezdzie w pare osob na zewnetrznym placu kolo karuzeli wiecej brykal, niz jakkolwiek chodzil. Jak wczoraj nie mial dokad uciec (bo bylo duzo koni na hali + zastawione stojakami) to poszedl tylko w gore, na dwoch nogach ofc.

I da sie na nim jezdzic, poprzednia amazonka dobre wyniki robila 🙂 tylko musi byc wlasnie stale skupienie na koniu, zwlaszcza przy mijaniu jakiegokolwiek innego konia, i hiperpoprawnosc w stosowaniu presji, bo jeden nieostrozny krok i delikwent wybucha. Pewnie za pomoca czarnej szloby zrobic z niego sportowca na parkury w wersji instant. Do jazdy ambitno rekreacyjnej, dla przyjemnosci - mujbosze nie daj  😵 i w zyciu bym takiego konia nie chciala miec.
Kokosnuss, a z ciekawości, czemu za pomoca czarnej? To jest tylko niewielka dziwgnia ze zmienionym punktem podparcia (ciagnie wedzidlo do polowy wysokosci miedzy ktora jest wpieta i Twoja ręką). Jakby ktos go chcial usadzic to w skokach sa dozwolone mocniejsze patenty. Troche mnie dziwi demonizowanie czarnej wodzy u koni skokowych gdzie mozesz wsadzic w paszcze kosmiczne patenty i jechac parkur.
karolina_, widzisz, dopóki koń idzie przed siebie, dowolnie szybko - to nie jest problem, to faktycznie często da się zniwelować patentem.
Ale gdy koń stanie, co zrobisz? No nic nie zrobisz. Gdy koń odmówi ruchu, czy to zamierając, czy cofając, czy stając na dwie (kiedyś jednemu zmierzyłam czas w pionowej sójce - 2 '30"😉
to nawet uderzenie prądu może tego stanu nie zmienić (byli tacy, co próbowali).
Złamiesz wolę konia - jesteś załatwiony jako jeździec. Nie złamiesz woli (negatywnej) konia krnąbrnego - jesteś załatwiony jako jeździec.
Skoczkowie patenty do skoków wybierają bardzo czujnie - bo koń musi być kontrolowalny a mieć wolę, swobodę, pewność i odwagę skoku.
Czarna z jednej strony jest mniej szkodliwa niż źle dobrany patent (a patent może okazać się zły w środku parkuru), z drugiej strony jest stosowana bez refleksji i umiaru.
Oraz może się spotkać z czymś takim: Czemu nie założysz czarnej? Bo to Mój koń! Czarną to zakładam tylko na sprzedażne!
Z czarną jest taki problem, że, generalnie, jest zakładana by Ułatwić jeźdźcowi pracę. Gdy w rzeczywistości wymaga tyle uwagi co wymyślne kiełzno.
Albo i więcej. Bo rzadko który koń na dowolnym kiełźnie rzuci się na plecy, a z czarną to już niejednego takiego widziano.
A najczęściej jeździec zakłada czarną by się zwolnić z wielu trudów i dyskomfortów. Przy trudnych kiełznach jest uważny, przy czarnej - luzik.
Co potrafi dawać spektakularne efekty, szczególnie gdy się czarną zdejmie.
Halo ale to jest patent ulatwiajacy pracę, bo jak masz konia ktory juz zalapal ze w moze zamiast wykonać nielubiane przez niego polecenie wyjsc nad reke i cie konkretnie szarpnac z siodla a ty nie masz sily go utrzymac to 5 minut wpiecia czarnej (plus ewentualnie przypomnienia) likwiduje problem. To nie jest substytut treningu, a tak zrozumiałam wypowiedz Kokosnuss.
Mi się tutaj w temacie trudnych koni przypomniało jedno szkolenie (nie pamiętam już imię trenera), jak bezpiecznie jeździć wydziwiające konie. I tak - podchodzisz do konia z siodłem i denerwuje się - nie wsiadasz. Problem z siodłaniem - nie wsiadasz. Po spokojnym siodłaniu nie stoi spokojnie przy wkładaniu nogi w strzemię - nie wsiadasz. Jest problem przy obciążeniu strzemienia - nie wsiadasz... i tak dalej. To była chyba odpowiedź na to, co robić kiedy koń poniesie - w miarę możliwości nie siedzieć na takim.  🤣

Nie sądzę też (z doświadczenia), że każdego konia z cechami autodestrukcyjnymi nie da się wyprowadzić i nie da się takim koniom nigdy ufać, jednakże zgadzam się, że jest tyle fajnych koni, że szkoda czasu/ energii/ życia, nawet jeżeli uda się zmienić takiego konia nie zagrażając zdrowie.
karolina_, w tym właśnie rzecz, że to jest patent ułatwiający pracę, co ludzie mylą z łatwym (w posługiwaniu się) patentem.

unity, proszę, podaj imię jednego konia, który jako młodziak miał silne zajawki autodestrukcyjne a w dobrym zdrowiu i bez kosztownych interwencji
dożył do 20+. Albo chociaż do 15. Nie jako "rencista".
Halo, mój koń :-). Zajawki autodestrukcyjne typu galop przez wszystko, w stanie całkowitej histerii i panicznego strachu o życie. Parę razy zharatany, z rozwalonym przodem, jak ze strachu wolał przegalopować jakieś stałe ogrodzenie. Za parę miesięcy będzie miał 18 lat I stał się grzecznym opanowanym koniem.

Jednak, jak kocham mojego konia, tak się już nigdy więcej w coś takiego nie będę pakować. Bo ile to kosztowało, wiemy tylko ja i mój koń.
A nie, ja co innego miałam na myśli. Zajawki autodestrukcyjne u Młodych koni, nie efekty traktowania bez pomyślunku.
Przy takich zajawkach u Młodego - to nie ma czegoś takiego jak "dobrze z oczy patrzy", czy "dobre serce", czy "uważa na człowieka".
Jakie ćwiczenia ujeżdżeniowe polecacie dla 4,5 latka? Na razie tłuczemy sobie łopatki, ustępowania, zmiany tempa, przejścia, wolty, drążki. Chce, żeby koń wrócił do formy po kastracji, żeby był mocno przepuszczalny (powyższe ćwiczenia naprawdę doskonale się u niego sprawdzają), przechodził chętnie do ręki. Co jeszcze możecie polecić?

Drugie pytanie, jak często lonżujecie swoje młodziki? Używacie wypięcia? Jeśli tak to jakiego? Jak często i jak długo chodzą Wasze konie na lonży? Wiem, że jest to trening dosyć obciążający dla aparatu ruchu, dlatego póki co lonżuję młodego ok raz w tyg ok. 40 min. Jak to u Was wygląda?
Meise Szczerze? Nie warto wymagać dużo od konia w tym wieku. Łatwo przedobrzyć, przeciążyć fizycznie, przepalić styki i zniechęcić do pracy.
Pytanie, jak długo ten Twój pracuje pod siodłem.

Moja kobyłka trafiła do mnie w tym samym wieku, była ledwie zajeżdżona. Pierwsze pół roku pracy było tylko jechanie do przodu i budowanie reakcji na pomoce. Liczył się rytm, reakcja na łydkę i stery. (Odliczając ok. 5 miesięcy na operację i jeszcze jedną zdrowotną wtopę) ustępowania, mikro-łopatki, kontrgalopy i dodania/skrócenia weszły po pół roku i są tylko dodatkiem. Przejścia między chodami robimy w ilości hurtowej i to jest nasze główne zajęcie teraz.
Ogólnie przepuszczalność to dość odległy koncept dla młodego konia, a przerost ambicji szkodzi, i to bardzo.

Lonżuję góra 2x w tygodniu, gdzie kłuso-galopu jest max 20 minut. Wypinam na zwykłe wypinacze (bez gumowych wstawek), na tyle długie, by koń mógł wyjść nosem do przodu. Na lonży tłuczemy przejścia kłus-galop-kłus.
Mamy 3 treningi w tygodniu, między treningami albo lonżuję, albo wsiadam na jogging (głównie galop w półsiadzie, w równym tempie, bez innych wymagań).
2 dni w tygodniu kobyła ma wolne.
Mimo takiego podejścia mieliśmy już 2 przestoje z okazji przeciążenia.
A zatem polecam wziąć wdech, wydech i odpuścić.
No już rok pracuje, już na zawodach był kilka razy. Generalnie był w dość regularnym treningu. On chętnie wykonuje różne podstawowe ćwiczenia ujeżdżeniowe, kluczem jest u nas dużo zmiennych, żeby koń miał cały czas stymulację, że "aha, teraz znowu coś nowego". Na lonży chętnie i ładnie pracuje, też ćwiczę z nim dużo przejść kłus-galop-kłus, bo to dla niego na razie jedno z trudniejszych zadań pod jeźdźcem. Ja absolutnie nie mam ambicji, żeby jeździć od razu dużo, mocno, itd. Chcę z nim się rozwijać powoli, żeby koń chętnie pracował i rozwijał się w zrównoważony sposób, absolutnie mi nie zależy na bylejakości i aby szybciej, aby więcej 🙂

Pojadę go zatem dziś wylonżować. Ja póki co też korzystam ze stajennych wypinaczy i dokładnie tak jak mówisz, żeby koń wyciągnął się mocno do dołu - minimalne wypięcie i zawsze po rozgrzewce bez wypinaczy.
Meise, ja z kolei każdego konia już pracującego robię schematem, że 1 x lonża na wypięciu ( czambon) , 1 x lonża na kantarze ( nazywam to, że zrobię mu dzis Roba  😂 bo R. Ehrens na szkoleniu mi o tym przypomiał, że pracującego konia dobrze zabrać czasem na lonżę na kantarze, żeby sobie biegł i trzymał głowę gdzie chce, bez żadnych wymagań). Pozostałe dni praca po prostu , treningi i zawody.

Edit: wypinacze zwykłe to tylko na konia przed zajażdżaniem na lonży używam
O, to moje mają albo dzień Roba, albo NieRoba 😀
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się