"Miłego dnia życzę"

Być może walentynki czy dynie są zbędne-ale takie zwroty jak w tytule są w porządku.
Nie wiem czy pojawiły się zapożyczone z angielskiego czy ogólnie z cywilizowanych krajów.
Czy ze szkolenia-jak się odzywać do Klienta.
I wiem,że wypowiadane są tak często machinalnie -z obowiązku.
Ale tworzą klimat przyjazny.
Być może pociągną za sobą zwyczaj mówienia Dzieńdobry - obcym np. przy wchodzeniu do biura czy sklepu?
A nawet patrzenia w oczy i mówienia - Przepraszam- w supermarkecie jak się wózki zaklinują z nie pchania się ze spuszczonym łbem?
I być może nawet doczekam się,że w stajni- gość się przywita tak podwórkowo obcy ? I odpowie na uśmiech?
Marzy mi się taka zmiana - taka z nawyku - nie z obowiązku.
I to,żeby mnie nie uważano za wariatkę - w sklepie,gdzie się witam,żegnam i dziękuję.
Tyle - miłego dnia życzę. 😉
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
03 listopada 2009 10:58
mnie takie automatyczne powitania irytują często. Np. dzwonię gdzieś i tam zgłasza się ktoś:

- Frima XYZ. dzin dobry.

(ja) - dzień dobry. Proszę itd...

- Dzień dobry. Itd

zauważcie ilośc tych "dzień dobry" To jakas paranoja się robi a nie uprzejmość.

Tania, ja uwielbiam mówić "dzień dobry" czy "przepraszam" w takich sklepowych sytuacjach i widzieć na twarzach zaskoczenie. Masz rację, to takie niepolskie. Niecodzienne. Ludzie są przyzwyczajeni to tłoczenia się, rozpychania, siłowania i walki o pozycję w ogonku. A wystarczy mieć uśmiech na twarzy i ładnie mówić, a miejsce się robi jakby sam prezes się pojawił.

Przypomina mi się taki fragment książki Pilipiuka, gdy dziedziczki (a właściwie potomkinie dawnych dziedziców) zajechały na wieś i chłopi instynktownie czapki zdejmowali.

Siedzi to w Polakach, poczucie niższości, brak manier wyniesionych z domu, hołdowanie robotniczo-chłopskiej prostocie za czasów PRL.
Ja się nie mogę przyzwyczaić do wszechobecnego how are you moich zagramanicznych współpracowników. Siedzę sobie wściekła w robocie, przeziębiona i bez urlopu od paru lat, a taki południowy diabelec mnie pyta how are you. A potem się śmieją z moich odpowiedzi  😁
Hahaha, Lena mam to samo  😀 Pracuję w szkole językowej z native speakerami i jak już chcę wyjść z pracy szczęśliwa, że wreszcie do domu,zagaduje mnie taki jeden z drugim, usta w banana i weź to z takim gadaj teraz i udawaj, że tak miło ci się konwersuje  😂

Ale za to lubię zwrot "miłego dnia" na koniec rozmowy, takiej bardziej oficjalnej raczej, czy to przez jakiś komunikator czy "w realu" - właśnie za ten miły klimat jaki tworzy  🙂
JARA   Dumny posiadacz Nietzschego
03 listopada 2009 11:43
"miłego dnia życzę" można ode mnie usłyszeć bardzo często i wcale nie pod przymusem 😉
W Krakowie jest miło,jak pamiętam Wrocław-jeszcze milej.
W Warszawie - raczej zdziwienie budziły i powitania i miłego dnia
a już pogawędki z taksówkarzami to całkiem niemodne chyba?
Też lubię to zdejmowanie czapek  😂
Tania, masz chyba bardzo złe zdanie o Warszawie 🙂 Ja zawsze jak jadę taksówką to gadam z kierowcą i widać, że on do tego bardzo przyzwyczajony. Miłego dnia i inne uprzejmości też wymieniam, nikt nie jest w szoku 🙂 Proszę mi tu nie etykietować stolycy, bo nie jest taka "zburaczała" jak to się o niej mówi często  😀iabeł:
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
03 listopada 2009 12:43
" Zawsze dziękuj. Nawet gdy nie masz za co. "
                                              Forrest Gump

Ja właśnie dziękuję nawet, gdy nie mam za co. Ludzie mają mega polewkę, gdy siedzę na środku auli i żeby wyjść, 30 osób musi wstać . Idę wiec i mówię " dzień dobry, przepraszam, dziękuję, dziękuję, przepraszam, dziękuję, dzień dobry, przepraszam"
Siedzi to w Polakach, poczucie niższości, brak manier wyniesionych z domu, hołdowanie robotniczo-chłopskiej prostocie za czasów PRL.

Abre  🙇 takiego dobrego podsumowania dawno nie przeczytałam. Mam dokładnie takie samo zdanie.
Dzionka, moje obserwacje są zgoła inne. Brak uprzejmości na parkingach i często postawa "JA jadę, JA tu jestem więc ty mi nie podskakuj". Samochody podjeżdżają tak blisko pieszych, że się niemal o nich ocierają. W sklepach niejeden raz zostałam podcięta przez wózek, rzadko słyszę "przepraszam", najczęściej wtedy wyrażane takim tonem jakbym to ja była sobie winna, że ktoś we mnie wjechał. Ogólne wrażenie jest takie, że w Warszawie ludzie jeszcze mniej zwracają uwagę na innych niż w Poznaniu.
Tania, masz chyba bardzo złe zdanie o Warszawie 🙂 Ja zawsze jak jadę taksówką to gadam z kierowcą i widać, że on do tego bardzo przyzwyczajony. Miłego dnia i inne uprzejmości też wymieniam, nikt nie jest w szoku 🙂 Proszę mi tu nie etykietować stolycy, bo nie jest taka "zburaczała" jak to się o niej mówi często  😀iabeł:

Wiesz... może po mnie słychac,że jestem z Krakowa? Mieszkam tu już tak długo,że gadam trochę charakterystycznie? Stolica jest taka dwoista- jest i ta zburaczała i ta stara niezła.
my_karen   Connemara SeaHorse
03 listopada 2009 13:01
Tak, Warszawa to niestety jedno z 'najniegrzeczniejszych' miast w jakich mialam okazje bywac.
Moze to wynika z wielkosci danego miasta, bo zauwazylam, ze im mniejsza miescina, tym grzeczniej (oczywiscie wyjatki sa  😁 ). Warszawa jednak swoj obszar ma, i moze to myslenie robi swoje, ze dla znajomego/osoby ktora prawdopodobnie jeszcze spotkam, powinno sie byc w miare milym, a dla osoby, ktorej juz w zyciu nie zobacze- to po co sie wysilac?

abre Ja tez uwielbiam to zdziwienie 😁
Zdecydowanie tych slow uzywam, nawet chyba w nadmiarze.
Nieraz w jakiejs obcej grupie kazdy na kazdego tylko patrzy, i jesli ktos sie juz odważy powiedziec to 'mile slowo', to i reszcie sie jakas blokada wylacza.
Nieraz mam ogromna ochote wymknac sie cichcem z jakiegos miejsca, ale takie mile slowo jednak duzo daje...

Ale.Spedzilam sporo czasu za granica, i nadal mam problem z 'how are you'. I jestem o to na siebie zla, bo to przeciez taka fajna tracycja, a mnie czesto gesto na te slowa zatyka/ przechodze prosto do rzeczy. Coz, czasem chybga trzeba dorosnac do takiego podejscia...
W RR jest Clint Ramsey i on zawsze z tym how are You ?
No to mówię-dziękuję,dobrze- a jak tam u Ciebie? -on mówi dziękuję dobrze i...
Tyle.Pogadaliśmy-można iśc dalej.
A jak mówię - a,wiesz... kiepsko,źle się dziś czuję i w ogóle do d... to Clint jakoś się peszy bo chyba jednak oczekuje takiej typowej odzywki.
Scottie   Cicha obserwatorka
03 listopada 2009 13:31
Fajny temat się zapowiadał, ale widzę kolejny raz wyładowywanie się i szufladkowanie Warszawy 😉

Warszawianką jestem od pokoleń i zawsze z uśmiechem na ustach mówię dzień dobry, dobry wieczór, miłego dnia, nie boję się mówić przepraszam. Dygam zawsze przy powitaniach 😉 I wszyscy moi znajomi też nie mają z tym problemu, chłopaki nawet bez pytania pomagają wnosić wózki do autobusu, otwierają/przytyrzymują drzwi nawet jeśli nie muszą, ustępują miejsca- to są zupełnie naturalne dla nas zachowania. I dziwi mnie, że ktoś objeżdża "warszawkę" za zachowanie, bo ja się jeszcze nigdy z chamstwem nie spotkałam... no chyba, że ze strony sporo starszych osób.
Odnoszę takie wrażenie, że fatalną opinię Warszawiakom robią ci, co mieszkają w tym mieście od niedawna i im się trochę w głowach poprzewracało od dobrobytu. Są najgłośniejsi i dlatego najbardziej widoczni. Reszta ginie w ich cieniu. Buractwo w każdym mieście występuje, tylko czasem mniej rzuca się w oczy  😉
[quote author=Żeglarz link=topic=11119.msg369537#msg369537 date=1257255531]
Odnoszę takie wrażenie, że fatalną opinię Warszawiakom robią ci, co mieszkają w tym mieście od niedawna i im się trochę w głowach poprzewracało od dobrobytu. Są najgłośniejsi i dlatego najbardziej widoczni. Reszta ginie w ich cieniu. Buractwo w każdym mieście występuje, tylko czasem mniej rzuca się w oczy  😉
[/quote]
I ja ta myślę i nawet wcześniej tak napisałam.
Wracając do tematu:
miłego dnia życzę
Idę zająć się czymś pożytecznym  😁

Również życzę wszystkim miłego dnia !
Żeglarz, a ja najwięcej przykrości doznaję od pań po 50-tce, wyglądających nie jak bogate kobiety interesu lub żony biznesmenów ale od takich typowych pań z miejscowego sklepiku...
Niestety dużo ludzi zaczepiam na ulicach, dopytując o drogę, komunikację itp. Młodzi miejscowi do rany przyłóż, pośmieją się, śnieżką rzucą ale pomogą. Starsi miejscowi patrzą jak na kosmitę, studenci udają że nie słyszą/nie mają czasu.
W Poznaniu, mieście studentów i turystów każdy pomaga jak może, gdy ktoś o drogę pyta.
my_karen   Connemara SeaHorse
03 listopada 2009 13:50
Ja tam Warszawe bardzo lubie. Mam mase znajomych, ktorzy zdecydowali sie nawet po studiach tam zamieszkac, mimo poczatkowej niecheci, wiec chyba cos jest w stwierdzeniu, ze ta niezyczliwosc to tylko na pierwszy rzut oka.
Ja tylko odnosze wrazenie, ze ciezko sie wtopic w ten warszawski klimat, ktory jest troche jednak inny. Mnie jakby oniesmiela.
Choc jak z tymi wspomnianymi wyzej znajomymi wloczymy sie po miescie to i oniesmielenie ginie, ludzie jakby przyjazniejsi sa.  🥂 😉

Wydaje mi się, że Żeglarz ma rację. Opinie o "warszafce" wytwarzają przyjezdni, którzy nie wiem, wrzuceni nagle w ten wyścig szczurów obrastają w pancerz i pazurki lub po prostu im się w dup.ach poprzewracało. Chociaż jestem za tym, żeby nie generalizować, każdy ma swoje za uszami i jest to niezależne od tego gdzie mieszka. Buraki są wszędzie jak i ludzie z którymi aż chce się przebywać. A nie tam jakieś gadanie: Poznań to, Warszawa to, a jeszcze jakaś pipidówa tamto. No ba, ja bym mogła powiedzieć, że lubię godzinę 6 rano, bo jestem w Będzinie i tu ludzie są mili, a za chwilę jestem w Sosnowcu to już trochę mniej sympatyczni, a w Katowicach godzinę później to już dno, no ale potem wjeżdżam do Czeladzi i znowu jest ok. 😉

Wracając do tematu: ZAWSZE jestem uprzejma dla obcych, czy mam zły humor czy dobry (nie umiałabym tak nagle przelać na kogoś swoich frustracji tylko dlatego, że właśnie sprzedaje mi bułki albo miał potrzebę zapytania która godzina?), czy jestem zmęczona czy nie, zawsze mówię głośno i wyraźnie gdziekolwiek wchodząc "dzień dobry", "dziękuję", "proszę", "do widzenia". Jak cię widzą tak cię piszą. A ja jestem zdania, że pozytywna energia zawsze powraca (jak i ta negatywna :hihi🙂. Uśmiech na twarzy również staram się mieć. No cóż, może brzmi i wygląda to sztucznie, ale tak jestem nauczona. Oczywiście jeśli ktoś mi ewidentnie za skórę nie zalezie. I irytuje mnie to strasznie jeśli kogoś nie stać chociażby na marne "dziękuję". Takie zachowania są dla mnie tak oczywistym przejawem zgodnego życia w społeczeństwie, że do tej pory smuci mnie ich brak. Naprawdę.
Z drugiej strony nadmierny hamerykański optymizm i otwartość też mnie irytuje. Pozytywne nastawienie nie musi oznaczać od razu nadmiernej sztucznej wylewności w stosunku do zupełnie obcych ludzi.

edit:literówki 😉
Od kiedy zamieszkałam w Anglii ten zwyczaj straaaaaasznie mi się spodobał. Dzięki temu tutaj ludzie są dla siebie tacy jacyś... życzliwsi, badziej uśmiechnięci. Na wsi, gdzie mieszkam jest pełno turystów, których pierwszy raz na oczy widzę i ZAWSZE mówimy sobie "dzień dobry", uśmiechamy się do siebie. Bardzo mi to poprawia humor, nawet, gdy mam bardzo zły dzień. Albo jak wpadnę na kogoś w sklepie, to zawsze się nawzajem przepraszamy🙂

Jak wracam do Polski to ludzie są tacy... bardziej wrodzy, zamknięci w swoim małym świecie. Wyrwanie ich ze stanu analizowania własnego "ja" często budzi ich agresję. Poza tym, jak ktoś słusznie stwierdził - mentalnośc PRL - owskiego chłopa  🤔 Coraz częściej się czuję dziwnie, jak przechodzę sie łódzkimi ulicami.
A tak poza tym, ponieważ mówienie: "dzień dobry, co u pana" i inne tego typu weszły mi w krew i dla mnie to norma rozmawianie z ludźmi w ten sposób, znajomi uważają mnie teraz za strasznie kulturalną, dystyngowaną i w ogóle.

I jeszcze rzucę 2 anegdoty rodem z Anglii

Kiedyś w sklepie nadepnęłam niechcący na jakiegoś pana. On mówi do mnie:
- przepraszam
- Proszę pana, to ja na pana nadepnęłam, to ja powinnam powiedziec "przepraszam"
- oooo w takim razie przepraszam

Kiedyś byłam bardzo chora i ledwo mówiłam po polsku, a co dopiero po angielsku. Chciałam coś przekazac koledze, ale ledwo coś wybełkotałam. On kiwnął głową, że zrozumiał, ale później okazało się, że robi coś zupełnie innego. Powiedziałam mu:
- przepraszam, to moja wina, powinnam lepiej wyjaśnic...
- nie, nie, to moja wina
- to moja wina
- to moja wina
- nie! to moja wina
- moja wina
- NO DOBRA OBOJE JESTEŚMY WINNI!!!  😁
A ja się nie zgodzę, że warszafkę tworzą przyjezdni. To miasto po prostu tak wyewoluowało w chamski byt i tyle. I stałoby się tak bez względu na ilość przyjezdnych, ludzie zawsze i wszędzie się mieszają.
A dlaczego tak sądzę? Ponieważ mój ukochany Wrocław też ewoluuje niestety w tą stronę! Studiowałam we Wrocławiu, pracowałam, teściów mam, więc jeżdżę. I co widzę - zaczyna być tak samo chamsko, jak w Warszawie. Za stanie na żółtym świetle jest się już obtrąbionym przez rozszalałych kierowców  😁 naprawdę widać, jak miasto się stacza w stronę nieuprzejmości  🙁
Kiedyś w sklepie nadepnęłam niechcący na jakiegoś pana. On mówi do mnie:
- przepraszam
- Proszę pana, to ja na pana nadepnęłam, to ja powinnam powiedziec "przepraszam"
- oooo w takim razie przepraszam

Kate Fox o tym automatyzmie przeprosin pisała w Watching the English (Przejrzeć Anglików?) 🙂 Kiedyś postanowiła zrobić mały eksperyment: szła ulicą, zaczynała czegoś szukać w plecaku i (niby) niechcący wpadała na ludzi. 80% potrąconych Anglików automatycznie przepraszało. Niezależnie (niemal) od wieku, płci, pochodzenia klasowego czy etnicznego. Ponoć jeszcze tylko Japończycy miewają podobny odruch (ale i większą zwinność, więc raczej uda im się wyminąć niezdarę 😉). Reszta, nawet jak się zainteresuje losem potrąconego, nawet jak podeprze, żeby się nie przewrócił, jakieś "oj" wykrzyknie, takiego odruchu przepraszania nie ma. Angielskość w pełnej krasie.

A co się do tego Anglik (z urodzenia lub wyboru) naprosi i nadziękuje w życiu  😁 Inna rzecz, że te wszystkie sorry/please/thank you zwykle przesadnie promienne nie są. Bardziej mi to przypomina smar w kołach zębatych ludzkich stosunków. Może jakby wyspiarze, o wcale nie takich barankowych charakterach, nie byli uprzejmi, to by se sobą na tym kawałku lądu nie wytrzymali 😉

[quote author=my_karen link=topic=11119.msg369508#msg369508 date=1257253266]Warszawa jednak swoj obszar ma, i moze to myslenie robi swoje, ze dla znajomego/osoby ktora prawdopodobnie jeszcze spotkam, powinno sie byc w miare milym, a dla osoby, ktorej juz w zyciu nie zobacze- to po co sie wysilac?[/quote]
To musi być coś innego... Są na świecie dużo większe i dużo bardziej uprzejme miasta.
ElaPe   Radosne Galopy Sp. z o.o.
03 listopada 2009 15:35
Kiedyś w sklepie nadepnęłam niechcący na jakiegoś pana. On mówi do mnie:
- przepraszam
- Proszę pana, to ja na pana nadepnęłam, to ja powinnam powiedziec "przepraszam"
- oooo w takim razie przepraszam


🤣

to mi przypomnialo fim jak to amerykańska rodzinka spędza wakacje w Europie. I wszędzie w każdym kraju ładuje im sie pod koła pewien Anglik (jeden z Monthy Pytonów) i za każym razem to on ich przeprasza mimo że to oni na niego najeżdżają  a on jest  coraz bardziej potluczony i pobandażowany

my_karen   Connemara SeaHorse
03 listopada 2009 15:45
[quote author=my_karen link=topic=11119.msg369508#msg369508 date=1257253266]Warszawa jednak swoj obszar ma, i moze to myslenie robi swoje, ze dla znajomego/osoby ktora prawdopodobnie jeszcze spotkam, powinno sie byc w miare milym, a dla osoby, ktorej juz w zyciu nie zobacze- to po co sie wysilac?
To musi być coś innego... Są na świecie dużo większe i dużo bardziej uprzejme miasta.
[/quote]
Tak, oczywiscie 🙂 Ale tak sobie tylko o Polsce pomyslalam, czy tak czasem nie jest...

ikarina dokladnie tak... Mi tez bardzo to ich podejscie zawsze poprawialo humor. Irlandczycy swoja droga, maja to we krwi. Ale ja mialam do czynienia glownie z turystami i to samo, bo takie fajne podejscie sie udziela i oni tez zwykle mili 🙂

Mi z kazdym powrotem do ojczyzny mimowolnie przychodzi do glowy: " szaro tu i wrogo jakos..."
majek   zwykle sobie żartuję
03 listopada 2009 15:49
Zdarza mi się często taka sytuacja:
Przejeżdżam konno przez swoje miasteczko (oczywiście stępa) i każdemu napotkanemu ludkowi mówię `dzień dobry`. Zwykle wszyscy odpowiadają, ale zdarzają się tacy, co w ogóle nie reagują. Jakoś nie mogę uwierzyć, że mnie nie zauważają na tym koniu (a już szczególnie jak jadę ze znajomymi - trudno chyba nie zauważyć 3 koni). Kolega ma teorię, że nie zauważają nas, bo się nie chcą nam przyznać tej wyższości, jaką automatycznie mamy siedząc na koniu (rety, nie umiem tego ubrać w słowa)...

O przydatności kapelusza w kontaktach z rolnikami chyba pisałam kiedyś - zanim zacznie krzyczeć  👿 , że się jedzie jego miedzą, trzeba się głęboko ukłonić kapeluszem... Po takim ukłonie nikt mnie jeszcze nie opieprzył za jeżdżenie po miedzach.

A wracając do Warszawki - ja też jestem z Warszawy, dopiero niedawno się wyprowadziłam, ale nadal tu pracuję i codziennie dojeżdżam 70 km. NIE JA JEDNA.... Powiedzenie (apropos korków w piątki i przed świętami), że Warszawiacy wracają do domów jest bardzo trafne...

Miłego dnia...
Pamiętacie akcje przeprowadzoną przez postacie z "Jeżycjady" M.Musierowicz?
Jako nastolatka próbowałam.
Patrzono na mnie dziwnie 😉
Laguna, coś więcej? Kiedyś to czytałam ale nic już nie pamiętam.

Mnie natomiast przypomina się taki program na AXN, nie pamiętam jaki miał tytuł. Chodziło o to, że kilka par walczyło o milion dolarów (chyba) jeżdżąc po świecie. Wykonywali tam różne zadania, posiłkując się pomocą miejscowych. Widziałam kilka odcinków, kilka krajów. Wszędzie (w tych widzianych krajach) witano ich z radością i pomagano. Pamiętam, że w Anglii ktoś jedną z par dosłownie pilotował po Londynie jeżdżąc z tą parą metrem i uważając to za znakomitą zabawę. Wiecie jak wyglądał odcinek polski? Ludzie odwracający się plecami do Amerykanów pytających o drogę. Udający, że nie słyszą. I nieznajomość języka nie ma tu nic do rzeczy. Przecież ci Amerykanie dogadali się i w Rosji, i na Tajwanie, w Chinach, na jakimś ranczo w Ameryce Pd i w Afryce. A mili byli, grzeczni, uśmiechnięci. Tylko, że kamera im towarzyszyła...
Na wstępie chciałbym podkreślić, że mimo takich czy innych poboczności, to jest najsympatyczniejszy wątek od dobrych kilku tygodni  🙂 :kwiatek: Życzę zatem wszystim wątkowiczom miłego wieczoru!

W "Jeżycjadzie" grupa młodzieży wysyła ESD, czyli Eksperymentalne Sygnały Dobra. Po prostu uśmiechają się do przechodniów. To bardzo słynna scena, nawet w ekranizacji (skądinąd totalnie skopanej) się zachowała... Ma się tę orientację w literaturze kobiecej, nie..?  😁

U mnie na wsi staram się kłaniać i mówić "dzień dobry" każdemu. Ciekawostka: mnie odpowiadają, Dalii nie. Jakby jej w ogóle nie było! Nawet, kiedy jedzie na koniu, a rzeczywiście trudno wtedy nie zauważyć. W każdym razie, jak do tej pory, bilans jest raczej na plus. Poza jedną panią z dziećmi, które rzucały czymś w konie z nikim się przez trzy miesiące nie pożarliśmy, a kilka fajnych znajomości udało się zawrzeć. Zacząłem zresztą tę kampanię od władzy, czyli od sołtysa i od centrum wsi, czyli od sklepu (tu było o tyle łatwiej, że jedna z dwóch ekspedientek zdaniem Dalii jest najładniejszą kobietą we wsi - nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z tą opinią: jest to, istotnie, druga najładniejsza kobieta we wsi, zaraz po... Dalii!).

W Warszawie tak nie robiłem - po co miałbym to robić, skoro 99% przechodniów nigdy więcej nie spotkam? Więc chyba jednak anonimowość jest tym, co jakość stosunków międzyludzkich nieco pogarsza. Że Polacy są generalnie ponurzy, osobliwie na tle Anglosasów - to też prawda. Jest to jednak pewna prawidłowość o charakterze geograficznym. Jeszcze Francuzi są niemal równie kolokwialnie przyjaźni co Anglicy, Niemcy już o wiele mniej (w Berlinie lepiej o drogę nie pytać...), Polacy nie bardzo, a o Rosjanach wszystko można powiedzieć (bo też są to w większości bardzo wylewni, szczerzy i przyjaźni ludzie, tylko żeby to okazali, trzeba umieć do nich dotrzeć...), tylko nie to, że są sami z siebie uprzejmi, jeszcze wobec obcych. Wyrafinowana etykieta chińska i japońska myli. Ponieważ tak naprawdę nawiązywanie relacji z Azjatami jest bardzo trudne. Za to, kiedy się już taką relację nawiązać uda (etykieta jest tu parawanem, za którym można się schować), ma ona z reguły bardzo głęboki charakter.

A jak ktoś na mnie najeżdża z kamerą na ulicy, to uciekam. Atawizm chyba...
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się