Nieszczęście-jak sobie radzić?


W sytuacji kryzysowej reakcja kryzysowa przebiega w czterech fazach:

I. FAZA SZOKU, w której charakterystycznym jest mechanizm zaprzeczania. Życie zewnętrzne może sprawiać wrażenie uporządkowanego, natomiast w psychice panuje chaos i silne pobudzenie. Pojawiają się bezsensowne działania lub rodzaj odrętwienia i zaburzenia kontaktu.
II. FAZA REAKCJI EMOCJONALNEJ, gdy następuje konfrontacja z rzeczywistością. Osoba stara się przystosować do nowej sytuacji, stosując mechanizmy obronne, tj. zaprzeczanie, wyparcie, racjonalizację. Wszystkie uczucia są bardzo intensywne. Jeżeli wsparcie społeczne jest niewystarczające lub osoba znajduje się w pustce, istnieje niebezpieczeństwo fiksacji i przejścia kryzysu w stan chroniczny. Jeżeli jednak osoba otrzymuje wsparcie, poziom emocji ulega obniżeniu i możliwe jest rozpoczęcie pracy nad kryzysem: poszukiwanie jego przyczyn, przewidywanych konsekwencji.
III. FAZA PRACY NAD KRYZYSEM oznacza wyzwalanie się spod dominacji traumatycznych przeżyć, zainteresowanie przyszłością. Granica między fazami jest płynna, mogą one występować naprzemiennie lecz reakcje emocjonalne są coraz rzadsze i mniej intensywne.
IV FAZA NOWEJ ORIENTACJI, kiedy zostaje odbudowane poczucie własnej wartości, przywrócona kontrola, dochodzi do nawiązywania nowych związków, a wydarzenie traumatyczne wzbogaca doświadczenie życiowe jednostki.


Zachorowała ciężko i nagle bardzo bliska mi osoba.
I tak sobie czytam ,szukając jakiegoś oparcia.
Narazie chyba jestem w fazie III- ale bliżej II .
Jak sobie radzić -kiedy serce się ma zdruzgotane?
opolanka   psychologiem przez przeszkody
29 grudnia 2008 08:41
Nie ma jednego, globalnego, rozwiązania dla wszystkich, Każda osoba i jej przeżycia są indywidualne. Nie ma jednej recepty.
Mogę powiedzieć,że mnie pomaga.... praca.
No tak.
Zajmuję się czymś i nie myślę.
Najgorsza jest noc-bo człowiek jest bezbronny i zaczyna rozpamiętywać .
Kolega powiedział mi -chroń SIEBIE!
Choremu pomogą lekarze,a Ty-chroń siebie. Bo jak Ty się rozsypiesz -będzie jeszcze gorzej.
I tak powoli zaczynam się organizować.
Czas płynie nieznośnie powoli-ale pomaga.
Tania, zawsze czas jest tym, co może pomóc najbardziej.... 3maj się mocno!
Lotnaa   I'm lovin it! :)
29 grudnia 2008 13:32
Trzymaj się  Tania  :przytul:
Myślę, że w takich przypadkach żadne teoretyczne analizy wiele nie pomogą. Ale jesteśmy z Tobą.
Taniu ja mogę tylko na własnym przykładzie powiedzieć co mi pomogło po śmierci mojego narzeczonego:
1) nie dałam się naćpać niczym ogłupiającym, twierdząc, że i tak muszę sie skonfrontować z rzeczywistością i im szybciej się uporam z bólem tym lepiej dla mnie,
2) szybko wróciłam do pracy i pracuję więcej niż kiedyś,
3) staram się wypełniać czas czymkolwiek
4) przydali się znajomi, którzy swoja obecnością obrywali moje myśli od tego co bolało i zmusili mnie bym się "ogarneła",
5) czas wolny, zwłaszcza wieczory wypełniał mi net, aż do czasu kiedy oczy się zamykają- żeby nie myśleć, niestety ciężko skupić się na filmie czy książce, bo włącza mi się w głowie mój własny film.

czarnapanda   Złe Czarne Bobo
29 grudnia 2008 19:05
Taniu,bardzo współczuję jestem w podobnej sytuacji(mama)-pracuję na potęgę,swięta były straszne bo miałam mase czasu na myslenie.Teraz od rana do wieczora w pracy,wynajduje nawet najbardziej kretyńskie rzeczy do roboty zeby tylko czyms sie zając i pomaga...dzis nawet pomyslałam ze chyba jakas wyjatkowo wredna i znieczulona jestem bo cały bozy dzien ani razu nie pomyslałam o mamie...teraz wieczór,sama w domu wiec myslenie wróci czy tego chce czy nie.Poza praca nic mi nie pomaga.
Miałam 19 lat-kiedy mój Ojciec zginął w wypadku komunikacyjnym.
Nie było netu ani psychologów.
Oczywiście zaraz uczynny lekarz zapisł mi środki nasenne,których nie mogłam się pozbyć długie lata. /tak jak bera ostrzega/
Kolejny błąd-nie pozwoliłam sobie na żadne słabości i łzy i byłam silna cały czas.
Emocje schowane i niewypłakane,żałoba nieodbyta- zatruwa mi duszę do dziś./25 lat/
Ale to była nowina zła-jak piorun- stało się i już.
Teraz mam przed sobą ciężką chorobę z przerażającym statystykami.
I godziny,dni czekania i na przemian nadziei i zwątpienia. I podskakiwania na każdy telefon.
I okropnie trudno to znieść. Odszukać w sobie siłę i wiarę.
Mam na sercu smugę cienia i wyjść z niej nie umiem.
KresPas   żyj i daj żyć
30 grudnia 2008 02:08
Taniu, trzymaj się,....a a nawet nie... nie ma w tym nic złego że Cię coś przerasta i nie radzisz sobie... ale jak sama napisałaś w tym fazowaniu emocji jest coś o wsparciu ....to naprawdę ważne.... a z tego co napisałaś potem a także z tego jak Cię odbieram, myślę że otaczasz się dobrymi ludźmi...ważne żebyś to chciała dostrzec i korzystać ze wsparcia  :przytul:
aaa przypomniałem sobie pewną  modlitwę..
Boże użycz mi Pogody Ducha
abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić
Odwagi, abym zmieniał to co mogę zmienić
i Mądrości, abym potrafił odróżnić jedno od drugiego
Dziękuję. Za wasze posty.I za modlitwę.
Noc jest trudna.Jak już się płyciutko zaśnie-zaraz zrywa zimny pot.
Udar-to jakiś koszmar. Patrzy się na silnego i sprawnego człowieka ,który nagle jest uwięziony w klatce chorego ciała. I nie wiadomo jak go stamtąd wydostać.
Oj,przepraszam za taki wątek.
"Dzielenie się doświadczeniami rozszerza nasze horyzonty i wskazuje nowe, lepsze sposoby radzenia sobie z trudnościami. Nie potrzebujemy rozwiązywać ich w samotności."
Taniu taki wątek jest bardzo potrzebny. Każdy kiedyś staje twrzą w twarz z jakąś tragedią i samemu często ciężko jest się podźwignąć.
Ja od wielu lat zmagam się z chorobą bliskiej osoby i dopiero wsparcie z "zewnątrz" dało mi siłę do życia w normalności. Bo można żyć normalnie (wcześniej myślałam, że świat się zawalił i już jest koniec).

"Ty nie masz nawet połowy mocy, zadania mi cierpienia, którą ja mam, aby mu się poddać".
                                    (Wiliam Szekspir; "Otello"😉
Żyłam na pograniczu depresji, teraz mam siłę cieszyć się życiem, tym co mam, co daje mi kolejny dzień. Moje negatywne nastawienie, rozpacz w niczym nie pomagały tej osobie. Już nie walczę. Tylko to też wymaga czasu...
Taniu życzę Ci byś jak najszybciej osiągnęła spokój :przytul:
Czas płata teraz okrutne figle.Wydaje mi się,że wszystko trwa całe wieki.
A to dziś dopiero czwarty dzień się zaczyna.Cały czas mnie boli -tak fizycznie całe spięte ciało. Brzuch mam jak deska twardy. I jest mi niedobrze.
Wracam dziś po jednym dniu przerwy do szpitala i będę próbowała jakoś ogarnąć sytuację.
Ale zamiast tego siedzę zdrętwiała i oblewa mnie zimny pot.
Taniu,domyślam się co to za osoba i tym bardziej
trzymam mocno kciuki.Gdybyście czegokolwiek potrzebowali
wal jak w dym.
Taniu,domyślam się co to za osoba i tym bardziej
trzymam mocno kciuki.Gdybyście czegokolwiek potrzebowali
wal jak w dym.


Dziękuję.Jadę dzisiaj .Jakby coś-dam znać.
Taniu , pisałam i pisałam tu zdanie po zdaniu i nic nie pasuje. Musisz przejść to i pamiętać, że tu zawsze są ludzie, którzy jednak spróbują chociaż pocieszyć.  🙂
Ja dostałam parę razy od życia po twarzy i bolało bardzo, ostatni raz półtorej roku temu, gdzie byłam już na granicy, ale dałam radę.
Ty też dasz.
My weteryniarki silne baby jesteśmy  🙂
Bezsilność jest naprawdę bardzo ciężkim uczuciem, chcesz coś zrobić dla chorej i nie możesz. Trzeba się z tym pogodzić. Od walki z chorobą są lekarze. Ty musisz zająć się sobą, bo kto będzie odwiedzał bliską osobę w szpitalu jak "padniesz" przytłoczona "ciężarem swoich uczuć"? Staraj się walczyć z destrukcyjnymi uczuciami, bo masz życie do przeżycia.
Taniu, trzymaj się :przytul:
Samo to, że się jest, też coś znaczy. Nawet jeśli to lekarze są od walki bezpośrednio z chorobą.
Ale chroń siebie, nawet dla tej osoby, której chcesz pomóc.

To pewnie na potem - ale może jakieś stowarzyszenia rodzin ludzi z udarem będą mogły dać Ci trochę wsparcia? Podzielić się jakimiś swoimi radami/przemyśleniami? Z googla wyskoczyło na przykład: http://www.dekalogudarowca.pl http://www.stroke.org/site/PageServer?pagename=CARE
Taniu mi pomagały 3 rzeczy procz miłosci bliskich
- płacz az wypłakałam swoje łzy, jak je wypłakałam byłam gotowa porozmawiam o swoim smutku ze znajomymi dopiero
- sen, po nim zawsze choc przez chwilę swiat wygląda inaczej
- konie, do bólu, do znudzenia, całe dnie wypełnione czasem z końmi

a jak czytam sobie o tych fazach to dalej myslę ze nie dojrzałam do czwartej
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
30 grudnia 2008 13:22
Taniu trzymaj się ciepło. Też mam w rodzinie sytuacje udarową, wiem jak straszne to jest. Nie wiem jak Cię pocieszyć, bo chyba się nie da, ale wiedz, że serduchem jestem z Tobą.
Bardzo Wam dziękuję.
Głupi tylko widzi w Re-volcie zło i konflikty.
Mnie nie zawodzicie-przeciwnie.
Pojeździłam sobie na koniu chorego i zebrałam się w sobie.
Stan nieznacznie lepszy-kto przechodził obok udarów ten wie co ma na myśli.
Jakoś mi troszkę lżej a ja jeszcze przeczytałam Wasze wpisy ... to mi na sercu cieplej.
DZIĘKUJĘ :kwiatek: :kwiatek: :kwiatek:
Taniu ja nie mogłam zjeść jogurtu, żeby nie odwiedzić 3 razy łazienki. W ciągu tygodnia spadłam ok 7kg co niestety już nadrobiłam z zapasem  👿.
Pocieszę Cię tylko tyle, że z dnia na dzień będzie coraz lepiej. Coraz bardziej racjonalnie podejdziesz do sytuacji, a siły na zmierzenie się z problemem przyjdą same.
Pocieszę Cię tylko, że zawsze masz nadzieję, mi ją odebrano w kilka minut.

Pocieszę Cię tylko, że zawsze masz nadzieję, mi ją odebrano w kilka minut.

Tak jak pisałam- model : telefon=zła nowina=koniec -znam.
I do dziś się tak do końca nie podźwignęłam.
A może inaczej?
Jestem INNYM człowiekiem.
Moja koleżanka,która niemal w jednej chwili powiła straszliwie chore dziecko i opłakiwała śmierć Ojca-powiedziała mi tak:
-Kim ja byłam dotychczas? 30 lat życia bez problemów. Byłam pusta i płytka .
A teraz jest inaczej.Jestem lepszym człowiekiem.

No i rzeczywiście tak jest. Nieszczęścia czynią nas innymi.
Kurczę.Boli.
BASZNIA   mleczna i deserowa
30 grudnia 2008 19:53
z udaru można wyjść, widziałam i to dwa razy. Trzymaj się i nie daj- nie wierzę w ulepszające człowieka nieszczęścia, ale WSZYSTKO da się przetrzymać. I zawsze kolejny ranek jest mądrzejszy od poprzedniego wieczoru. NIc Ci nie pomogę, ale wierz mi, będzie lepiej. Czas jest potrzebny wszystkim- i choremu i Tobie.
No i Sylwester nadchodzi.Mieliśmy być razem i patrzeć na pokaz sztucznych ogni na Żukowickim niebie.
A tu... no inaczej jest.
Mam ochotę zagrzebać się pod kołdrą i sobie płakać.
Jednak chyba się nie da.
Chory też dziś marny i smutny.
Trudno-przeczekujemy zły czas.
Pójdę i się ogrzeję.
Żukowice mają to do siebie,że w naprawdę poważne chwile- wszyscy się integrują i stają za sobą murem.
A za naszym Chorym to murem staje mnóstwo ludzi.
Taniu i jak samopoczucie?
Coś lepiej?  🙂


Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się