Dziecko w siodle - czyli jak i kiedy zacząć jeździć?

Nie znalazłam odpowiedniego wątku na temat dzieci, a właściwie rodziców którzy chcieliby, żeby ich małe dziecko zaczęło jeździć.

Mam w domu prawie 3 latka. Poza kilkoma krótkimi oprowadzankami nic się więcej w temacie jego jeździectwa nie działo. W stajni przebywa codziennie, a za parę chwil będziemy mieszkać w mieszkaniu nad stajnia, a owa stajnia jest nasza praca ( moja i męża ). Chciałabym żeby R. zaczął jeździć ( on sam też jest mocno zainteresowany końmi - karmi, głaszcze, próbuje sprzątać boksy i zadawać siano, chętnie wsiada jeśli jest okazja, chętnie spędziłby w stajni cały dzień).
I teraz pytanie w jakim wieku, na jakich koniach itp wasze dzieciaki zaczynały jeździć? Jak to wszystko wyglądało?
Nie ukrywam że młodego będę uczyła jeździć ja, na chwilę obecną bez możliwości jazdy na kucach ( nie wykluczam zakupu ). Ale zupełnie nie wiem jak się za to zabrać.

Podzielcie się proszę swoimi doświadczeniami  :kwiatek:


KaNie, jest wątek o tej tematyce.🙂
https://re-volta.pl/forum/index.php/topic,96325.0.html
Prowadzę szkółke dla dzieci. Zasadniczo ucze jazdy od 5 roku życia. Przedtem tylko oprowadzanki. Ale zdarzyło mi sie kilka czterolatków, które samodzielnie stepowały i kłusowały. Oczywiście na kucach 80- 100cm, które przedtem szykują sobie do jazdy.. Kucyki mam grzeczne i ujeżdżone.
moja obecnie 7mio latka zaczynała na moim koniu- 162 w kłębie ale to tylko chwile,  zrobiliśmy test przed decyzją o zakupie kucyka,  w wieku 5 ciu lat nauczyła się kłusować, w wieku 6ciu galopować na lonży, wsiadała tylko w wakacje, więc miała rok przerwy ale było to celowe zagranie, kiedy po skończeniu zerówki powiedziała że ona będzie jeździć i bardzo chce to robić i widać było że nie odpuści - dostała kucyka 125 cm w kłębie.
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 lutego 2020 09:50
Na dużym koniu, to jednak bym się bała. Nie wspominając o miednicy, przy tak szeroko rozłożonych nogach. Nie jestem fizjoterapeutą i nie zgłębiałam tematu, ale sama bym się bała.
Na kucu to już lepiej, ale tez nie intensywnie. Pół godziny raz, dwa w tyg dla trzylatka to spoko ilość. Oprowadzanki z ćwiczeniami. W tym wieku większość nie łapie anglezowania na pierwszej jeździe, miałam dzieciaki, którym zajęło to pół roku.

Podstawą jest bezpieczny kuc i spora kreatynowa w wymyślaniu zabaw. Przydają się słupki, pachołki, woreczki, ringo, klamerki, wiaderka 😀
Na dużym koniu, to jednak bym się bała. Nie wspominając o miednicy, przy tak szeroko rozłożonych nogach. Nie jestem fizjoterapeutą i nie zgłębiałam tematu, ale sama bym się bała.



Ale w sumie rozstaw to definiuje siodło- a nie koński grzbiet. I często kuce są bardziej szerokie- okrągłe i te siodełka na kuce takie właśnie "szpagat" siedziska mają.
Mój jako dwu latek wsiadał głównie na mojego dużego ale nie zawsze podczas wizyty w stajni chciał, nie zmuszałam oczywiście 🙂 Ale chciał za to pomagać we wszystkich czynnościach w stajni.

Jako trzy latek zmieniliśmy stajnię gdzie miałam do dyspozycji kuce C-D ale i tak przeważnie wsiadał na naszą dużą bez mojej asekuracji, tylko konia prowadziłam. W okolicy mamy "zawody" kucykowe pony games to w zeszlym roku dwa razy startował na C grupie i raz na nowym stajennym szetlandzie. Te zawody to mega sprawa dla dzieciaczków, on jest dumny z medali i flo 🙂 Wsiadał max raz w tygodniu.

W tym roku planujemy kłus na lonży i samodzielny stęp jak mam do dyspozycji małego kucyka (na szczęście nie jest grubą beczką).
Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
09 lutego 2020 18:24
kotbury, no szetland a duży koń to jest różnica.

Inna sprawa to kwestia bezpieczeństwa, z kuca Zawiszę można dziecko złapać i przytrzymać, z dużego konia już nie.
Moja corka jezdzi od 2 roku zycia. Zaczela od oprowadzanek stepo-klusowych z pasem do lonzowania i uchwytem, za ktory dziecko moze sie trzymac. W wieku 5 lat kupilam jej siodlo prestige pony, od razu zalapala anglezowanie. Od poczatku jezdzi na szetlandach, ale w stajni czekaja juz na nia walijczyki.
Jeśli to ma być nauka jazdy to zdecydowanie na kucach. Wsadzić dziecko na "kółeczko" oprowadzanki to jednak co innego niż uczyć kłusa. Tu już nie tylko o szerokość chodzi ale również o różnice wykroku kuca a konia.
A ja nie pozwalam swojej córce anglezować.
Imho poprawne anglezowanie wynika z poprawnego siadu pełnego, więc na razie musi kłusem ćwiczebnym się telepać.
Próbowała jakieś tam wstawajki ale widzę, że używa do tego mięśni ud- siły, więc nie uczę, sugeruję siedzenie, żeby nie nauczyć właśnie złego anglezowania.

Siodło rozważam dla niej, bo na razie jeździ na kucu, który ma normalne 'duże" siodło, ale wybór siodeł dla dzieci jest malusi.
majek   zwykle sobie żartuję
11 lutego 2020 12:07
Ja swoje zawsze bralam do stajni (oprowadzalam na swoim arabie),potem bardziej je rajcowalo mycie widerek. W sumie zaczely sie porzadnie uczyc jezdzic po ostatnich wakacjach, jezdza raz w tygoniu, pol godziny, w szkolce.
Szkolka moze nie najwyzszych lotow, ale widze, ze duzo chetniej chodza niz na indywidualne jazdy (przerabialismy przez chwile), jednak u dzieci ma duzy wplyw element codziennej `malej` rywalizacji. Przerobilismy juz kilka szkolek i ta niestety byla `najmniejszym zlem`. 
Ale widac postep, synowi lepiej idzie niz corce.

Strzyga   Życzliwościowy Przodownik Pracy
11 lutego 2020 12:15
Ja robiłam dużo ćwiczeń na anglezowanie, zwłaszcza w stepie i do tego od razu półsiad i stójka, bo świetnie korygują nogę i uczą równowagi. Ale przy maluchach to jest 1/10, 90% to zabawy przeróżne, żeby konie to był fun.
A ja nie pozwalam swojej córce anglezować.
Imho poprawne anglezowanie wynika z poprawnego siadu pełnego, więc na razie musi kłusem ćwiczebnym się telepać.
Próbowała jakieś tam wstawajki ale widzę, że używa do tego mięśni ud- siły, więc nie uczę, sugeruję siedzenie, żeby nie nauczyć właśnie złego anglezowania.

Siodło rozważam dla niej, bo na razie jeździ na kucu, który ma normalne 'duże" siodło, ale wybór siodeł dla dzieci jest malusi.


ja uważam, że dziecko powinno przede wszystkim jak najszybciej nauczyć się jeździć skutecznie. Więc nawet jeśli anglezowanie jest nie do końca prawidłowe to jednak niech anglezuje. niech jedzie, niech się bawi. Wszystko jest ok co nie odbywa się ze szkoda konia. Im szybciej da się puścic luzem tym lepiej (u mnie bez wędzidła) bo większa radocha.
To chyba zależy od dziecka i wieku.
Moja córka ma 6 lat i ją na razie kręci to, że w ogóle siedzi na koniu. A jak ją spuszczają z linoży i kucyk sobie kica za instruktorką idącą/truchtająca po hali to jest już w ogóle szczyt marzeń.
I ona jak przejeżdża drąga na ziemi to mówi, że skacze więc... nie będę jej z błędu wyprowadzać. 😂

Dopiero teraz widzę, że uczyć się jako taki mały smród to jest wyzwanie - bo konie jak beczki, siodeł dopasowanych realnie nie ma. My - dorosłe baby to mamy "haj lajf" - twisty w siodłach takia a srakie, klocki dopasowane, tybinki skracane itd. 😜
ale po jakims czasie dziecko sie znudzi i wtedy trzeba zaczac urozmaicac jazdy.
I generalnie właśnie takie dzieci miałam na myśli, 6-7 lat, z więkoszością ośmiolatków to już się da normalnie
Moja córka skończyła 6 lat, ma na razie oprowadzanki i ćwiczenia z super Panem od hipoterapii. Na lato planuję już jakieś krótkie lonże dla zabawy. Małego dziecka i tak nie można przeciążać bo w tym wieku intensywna jazda konna nie wskazana ze względu na rozwój kośćca. Najbardziej i tak lubi zrywać trawę dla kobyły i karmić  😉
z więkoszością ośmiolatków to już się da normalnie


Wg. nowych przepisów PZJ- tu można startować od 8 lat  😉



Po pierwsze nowy Regulamin dopuszcza możliwość startu dzieci od 8 roku życia. Trzeba jednak pamiętać, że towarzyszy temu pewne obostrzenie. Jest nim wymóg posiadania przez takie dziecko brązowej odznaki jeździeckiej. Takie dziecko będzie mogło startować w konkursach do 70 centymetrów włącznie. Mamy do czynienia z 8 letnimi zawodnikami. Więc ten pierwszy próg w postaci egzaminu na brązową odznakę to kwestia bezpieczeństwa. Po prostu dwóch kwalifikatorów oceni, czy takie 8-letnie dziecko już się nadaje do udziału w zawodach. Kolejną nowością jest wprowadzenie w Regulaminie Grupy A0. Po prostu z Grupy A1 wyłączyliśmy te najmniejsze kuce do 121 centymetrów wzrostu w podkowach, które będą startowały do wysokości 50 centymetrów. Ich jeźdźcy mogą mieć maksymalnie 10 lat. Natomiast sama Grupę A1 podnieśliśmy nieco do wysokości 70 centymetrów (zmiana wysokości o 5 cm.) a same kuce mogą osiągać 131 centymetrów w podkowach. Każdy kto widział wspólne starty tych małych kucyków ze znacznie większymi kucami, gdzie maluchy nie miały szansy na nawiązanie walki w dystansach ze znacznie większymi kucami zrozumie nasze intencje w tej kwestii. Doprecyzowaliśmy kwestię dołączenia grupy Dzieci 1 do organizowanych Mistrzostw Polski we wszystkich kategoriach.
Ja mam bardzo ambiwalentne odczucia do sportu dzieci...
... patrz niegdyś dyskusja o naszych dziecięcych zawodnikach w ujeżdżeniu.
Imho sport tak małych dzieci skupia się jedynie na elementach rywalizacji, a nie na pracy z koniem, a ja akurat personalnie bardzo, ale to bardzo rywalizacji dzieci (jakiejkolwiek) nie cenię.

... aczkolwiek może się okazać w domu, że nie mam za wiele do powiedzenia bo córka w zasadzie głównie bawi się ... w zawody🙂 Rozkładając po chacie "parkur" ze wszystkiego i tylko lata dookoła i równocześnie robi za własnego komentatora. Więc słychać: I proszę państwa potrójny szereg! Doskonale na czysto!
Chociaż dyscypliny jeszcze nie wybrała bo niedawno kazała sobie pokazać jak jeździ Charlot Dujardin (pojawiła się gościnnie w jednym filmie, który młoda oglądała). Włączyłam pierwszy film z youtuba  ( ten:
), mała patrzy, wjazd na czworobok i w tym momencie pada:
- O dobry pasaż!  😂
mija 5  sekund
- O muzyka ze Szczerbatka (Jak wytresować smoka)!
... więc jest nadzieja, że może nie konie, a muzyka  😁

Rywalizacja jest motorem postępu i samodoskonalaenia się . 😉 Ale błędem dydaktycznym jest jeżeli głównym elementem szkolenia jest rywalizacja . Najpierw i głównie nauka a rywalizacja powinna być dodatkiem . Zresztą , rywalizacji wśród dzieci nie da się uniknąć . Jeżeli nie będzie dobrze ukierunkowana to pójdzie w złą stronę , na ciuchy , telefony , i inne pierdoły. Więc ja jestem zwolennikiem rywalizacji sportowej bo ona nie daje pola manewru ani czasu na głupoty  😉

Z perspektywy czasu mogę tylko powiedzieć że nauka jazdy konej od 4/5 latka i związanie dzicka ze sportem od 9 latka w moim przypadku było najlepszym ruchem w życiu , praktycznie w każdym aspekcie . 😉
majek   zwykle sobie żartuję
13 lutego 2020 08:31
Ja tu sie absolutnie zgadzam ze Smokiem, rywalizacja to motorek dla dzieci, czy to chodzi o to kto ladniej sloneczko narysuje, czy szybciej pobiegnie do konca boiska.
Moje oczywiscie rywaluzuja ze soba, mam prawie noc stop.
Wlasciwie to powiem Wam, ze moj syn to tak naprawde mial chyba z kilka jazd jak mial 5 lat, tzn doszedl do etapu, ze anglazowal (i wiedzial np na ktora noge trzeba) i zrobili z nim kilka zagalopowan pod kontrola ( w UK to zagalopowanie wyglada oczywiscie tak, ze ktos z nim galopowal w reku, a tempo ten kon mial tak szalone, ze ten prowadzacy biegl truchtem). Potem przestal i - jak pisaliscie - bardziej go interesowalo wkladanie marchewek z jednej strony i zbieranie do wiadra tego, co wypadlo z drugiej.
Moze to jest klucz do sukcesu tak jak z zajazdka - pierwsze kroki i na laki  😂 bo teraz Tomek radzi sobie zdecydowanie lepiej od reszty grupy..
Zarówno Bronek (aktualnie 1 rok i 5 dni), jak i Weronika (aktualnie 2,5 roku) po raz pierwszy wsiedli na koń przed ukończeniem pierwszego roku życia.

Weronika konie absolutnie uwielbia - i w tej chwili siedzi już w siodle sama. Tyle, że wciąć trudno jej powodować koniem, więc albo jeździ na lonży, albo jest oprowadzana. Ale - emeryt, z natury i z treningu leniwy, a już na ujeżdżalni to wręcz wlokący się noga za nogą - pod nią kłusuje dziarsko. Jakoś samym balansem ciała potrafi go do tego skłonić...

Jazdy ma zupełnie nie systematyczne. Sami rzadko kiedy wsiadamy - nie ma czasu. Tym bardziej nie ma czasu na jakieś "treningi"...
Rywalizacja jest motorem postępu i samodoskonalaenia się . 😉

No widzisz, a my mamy w rodzinie inny model wychowania i koegzystencji społecznej i stawiamy na wolność jednostki i współpracę jako na motor samodoskonalenia się.

>Zresztą , rywalizacji wśród dzieci nie da się uniknąć . Jeżeli nie będzie dobrze ukierunkowana to pójdzie w złą stronę , na ciuchy , telefony , i inne pierdoły. Więc ja jestem zwolennikiem rywalizacji sportowej bo ona nie daje pola manewru ani czasu na głupoty  😉


Mam na maxa inne zdanie- ale to właśnie wynika z całkowicie innego systemu wartości koegzystencji. Brak oceniania - zarówno pozytywnego (pochwały) jak i negatywnego (kary, przegrane) - jest dla mnie podstawą.
Mogę się zgodzić natomiast, że w obecnym systemie wychowania dzieci (systemie społecznym)- opartym o kary i nagrody (słoneczka, punkciki, puchary itd.) uniknięcie rywalizacji jest bardzo trudne.
Natomiast "ciuchy, telefony i inne pierdoły" nie są innymi formami rywalizacji, które sport może zastąpić - to są elementy kształtowania statusu społecznego i akceptacji w grupie (mechanizm znany jak świat klasa biedna goni średnią, średnia bogatą- stąd w modzie kolekcje, a w motoryzacji nowe modele aut, nawet gdy nie występuje realny postęp technologiczny🙂. Ich kolekcjonowanie i manifestowanie ma zupełnie inne podłoże. To, że przy intensywnym sporcie nie pojawiają się w natężeniu możliwym do pełnego zaobserwowania przez starsze pokolenia wynika z tego, że dane dziecko nie buduje swojej tożsamości w pełni w danej grupie rówieśniczej - bo z braku czasu w pełni nie egzystuje w danej grupie. ale to jest efekt uboczny - a nie zasługa rywalizacji sportowej.

Ja tu sie absolutnie zgadzam ze Smokiem, rywalizacja to motorek dla dzieci, czy to chodzi o to kto ladniej sloneczko narysuje, czy szybciej pobiegnie do konca boiska.

To jest dla mnie właśnie kwintesencja wychowania egocentrycznego i forma rywalizacji jaką odrzucamy w domu całkowicie.
Min. dlatego wypisaliśmy córkę z przedszkola.
Moim zdaniem jakakolwiek forma oceny zabija potencjał. Jeżeli damy dzieciom, które nie były wychowywane w tym rywalizacyjnym systemie kar i nagród kartki i powiemy- może byśmy porysowali niebo - to będą rysowały słońca rownież. Ale będą potrafiły rysować jedno słońce wspólnie, jedno dziecko pokaże drugiemu jak rysuje, nie będzie "a ona ode mnie zgapia itd.". Na koniec wspólnie będą kontemplować swoje dzieło i nie będą mieli problemu z tym, aby być także krytycznym, co do jego elementów. Nie będą próbowali za wszelką cenę "zadowolić oceniającego" - pokonując przeciwników. Doskonale to widać w zabawach wolnych dzieci- czyli bez udziału dorosłych i bez narzucania kryteriów "ładniej słoneczko narysuje".

Nie rozumiem także po co dzieciom "motorek" do czegokolwiek. Dzieci to doskonali odkrywcy i nie trzeba ich popychać do poznawania świata czy do wiedzy. Mam wrażenie, że to częściej rodzice mają presję "motorka" i patrzą na rozwój dziecka właśnie przez pryzmat "kto ładniej słoneczko narysuje" - czyli realnie nie patrzą na rozwój, ale na posłuszeństwo- czyli dokładne wykonania zadania wg. kryteriów.
W temacie "motorka" - tu mój guru edukacji (rozwoju):

Ale trzeba obejrzeć do końca. Spoiler- aby zachodził proces rozwoju edukacyjnego u człowieka - potrzeba grupy ludzi (dzieci), potrzeba braku kryteriów (kto ładniej narysuje) i potrzeba dostępu do informacji. Tylko tyle i aż tyle- bo realnie znaczy to, że trzeba zaufać dziecięcej inteligencji i całkowicie zrezygnować z kontroli.



Dla mnie więc sport dzieci jako ukierunkowany rozwój i fascynacja dziecka daną dziedziną jak najbardziej tak - ale jako rywalizacja, która ma być motorem postępu jak najbardziej nie. Szczególnie w jeździectwie- bo tam dochodzi koń i niuansów doskonalenia się jest multum, a wiele z nich nie jest do zaobserwowania z ziemi tylko z siodła (co w przypadku dzieci i jazdy na kucykach jest raczej nie do wykonania przez dorosłych z większym doświadczeniem).
Dla mnie sport jeździecki bez "jeździectwa" jest złem. Co przez to rozumiem - ano to, że można nie wziąć udziału w życiu w żadnych zawodach, a osiągnąć poziom mistrzostwa jeździeckiego, czyli np. umieć wyszkolić konia do poziomu wyższej szkoły. W drugą stronę to niestety nie działa- czego przykładem są zawodnicy klasy GP, którzy np. stosują bezwzględny rolkur, lub których konie będą piafować bez prawdziwego zebrania- ze skacząca dupą, o kłusach "pokazowych" nie wspominając- czyli ich GP będzie jedynie "dla wygrywania" nie dla dobra konia, choć dobro konia jest istota jeździectwa.
To jest twoje zdanie i ja je szanuje. Dlatego napisałem że z mojej perspektywy i mojego doświadczenia a także mojego dziecka. A kto miał rację to tylko czas może pokazać jak i właśnie ocena naszych dzieci. U nas szczęśliwe są obie strony. 😉 Dzisiejszy świat jest bardzo brutalny i od ciebie między innymi zależy jak będzie sobie w nim radzić twoje dziecko.  😉
Smoku ja myślę, że nikt nie ma i nie będzie miał racji i czas niczego nie pokaże, bo każdy ma inną rodzinę inny system wartości itd. po prostu.
To nie jest tak, że ja nie szanuję twojego czy Majek- podejścia. Po prostu mam inne.

Najważniejsze żeby wiedzieć dlaczego coś "się robi" tak, a nie inaczej. Żeby nie robić "tak jak inni, bo tak się robi".

majek   zwykle sobie żartuję
13 lutego 2020 13:31
Z calym szacunkiem kotbury - troche mnie nie zrozumialas. Nie chodzilo mi o konkurs plastyczny w przedszkolu i zbieranie kropeczek na tablicy, tylko o te rywalizacje, ktora sama sie rodzi w dzieciach: ''kolega kolo mnie narysowal ladniejsze sloneczko niz moje. A dlaczego jest ladniejsze? Moze dlatego, ze ma buzke  i sie usmiecha. To moze ja tez sprobuje tak teraz rysowac sloneczko, bo takie z buzka jest fajniejsze''.

Rywalizacja to tez nauczenie sie, ze nie zawsze sie wygrywa, ze jak jeden jest gorszy w rysowaniu sloneczek, to moze jest lepszy w bieganiu. I ze czasami sie po prostu nie staje do rywalizacji. Albo daje komus wygrac, zeby mu zrobic przyjemnosc (np moj syn zawsze specjalnie przegrywa wyscigi z duzo mlodszymi dziecmi).

I tak, nadal uwazam, ze jest to motorek. Na przykladzie: Moja corka chciala sie nauczyc jezdzic. Zalatwilam wiec jej prywatne jazdy na kucu znajomej. Dopasowany sprzet, kuc wyszkolony w miare, znajoma z duzym doswiadczeniem. Alicja nauczyla sie tak naprawde bardzo niewiele na tych jazdach. Kiedy syn zdecydowal, ze tez chce stwierdzilam, ze juz mnie nie stac na prywatne jazdy dla obojga i wolalabym, zeby jezdzily w jednym czasie - przenieslismy sie do szkolki. W miedzyczasie dolaczyly do nas dwie dziewczynki, mamy wiec grupe 4 dzieciakow, ktore z jazdy na jazde radza sobie coraz lepiej. Ala na prywatnych jazdach - jak cos jej sie wydawalo nie do zrobienia - po prostu sie z tym godzila i mowila `nie umiem, nie chceeee, ja sie bojeee'. Teraz jak widzi, ze brat robi, to zaciska zeby i sie stara duzo bardziej. I jakos idzie.

A w przyszlosci zamierzasz puscic do szkoly?


Dzieci są różne i wystarczy tylko je obserwować a one same pokażą w jakim kierunku chcą się rozwijać . Jeżeli ktoś myśli że zaspokoi swoje niespełnione ambicje poprzez dzieci to jest w wielkim błędzie a jeszcze większym jeśli myśli że jak za wszystko zapłaci to dziecku będzie łatwiej i dalej zajdzie a już największą głupotą jest kierunkowanie dzieci . Koniecznie musisz być lekarzem albo prawnikiem , bo lekarz czy prawnik ma dobrze w życiu . Prawda jest taka że największe pieniądze i najlepszą pracę mają ci dla których praca jest ich pasją . To jedyna droga żeby zostać wybitnym fachowcem w swojej branży , pracować godzinami a jednocześnie nigdy nie przepracować ani minuty. ( co nie wyklucza lekarza ani prawnika ) 😁 Co do rywalizacji , to jest ona wszechobecna i o ile w sporcie z reguły jest ona zdrowa to w życiu staje się toksyczna , dlatego w większości sportowcy poza sportem rywalizację mają gdzieś .  Co do wartości egocentrycznych to może są one niepopularne ale za to w dzisiejszym świecie bardzo praktyczne jak już nauczysz się liczyć to licz na siebie a nigdy się nie przeliczysz . To samo dotyczy dzieci , jak nie będzie samodzielne i nie nauczy się pływać w mentnej wodzie to na powierzchni się nie utrzyma . Sory ale taki mamy klimat.  😉

P.S Kotbury - Twoje dziecko ma żyć w świecie relalnym czy wykreowanej przez ciebie wirtualnej rzeczywistości ??? Pytam całkowicie niezłośliwie  🤔
Dzieci są różne i wystarczy tylko je obserwować a one same pokażą w jakim kierunku chcą się rozwijać . Jeżeli ktoś myśli że zaspokoi swoje niespełnione ambicje poprzez dzieci to jest w wielkim błędzie a jeszcze większym jeśli myśli że jak za wszystko zapłaci to dziecku będzie łatwiej i dalej zajdzie a już największą głupotą jest kierunkowanie dzieci . Koniecznie musisz być lekarzem albo prawnikiem , bo lekarz czy prawnik ma dobrze w życiu . Prawda jest taka że największe pieniądze i najlepszą pracę mają ci dla których praca jest ich pasją . To jedyna droga żeby zostać wybitnym fachowcem w swojej branży , pracować godzinami a jednocześnie nigdy nie przepracować ani minuty. ( co nie wyklucza lekarza ani prawnika ) 😁 Co do rywalizacji , to jest ona wszechobecna i o ile w sporcie z reguły jest ona zdrowa to w życiu staje się toksyczna , dlatego w większości sportowcy poza sportem rywalizację mają gdzieś .  Co do wartości egocentrycznych to może są one niepopularne ale za to w dzisiejszym świecie bardzo praktyczne jak już nauczysz się liczyć to licz na siebie a nigdy się nie przeliczysz . To samo dotyczy dzieci , jak nie będzie samodzielne i nie nauczy się pływać w mentnej wodzie to na powierzchni się nie utrzyma . Sory ale taki mamy klimat.  😉

P.S Kotbury - Twoje dziecko ma żyć w świecie relalnym czy wykreowanej przez ciebie wirtualnej rzeczywistości ??? Pytam całkowicie niezłośliwie  🤔


Smoku - od dziś jestem Twoją fanką  :kwiatek:
A ja jestem fanką kotbury od dzisiaj :-) Dla każdego coś innego :-)

[quote author=majek link=topic=102983.msg2911291#msg2911291 date=1581600675]
Ala na prywatnych jazdach - jak cos jej sie wydawalo nie do zrobienia - po prostu sie z tym godzila i mowila `nie umiem, nie chceeee, ja sie bojeee'. Teraz jak widzi, ze brat robi, to zaciska zeby i sie stara duzo bardziej. I jakos idzie.
[/quote]

Istotą sprawy jest chyba motywacja. Stara się bardziej bo nie chce być gorzej oceniona i chce "wygrać z bratem", czy może widok brata zmotywował ją, żeby podjąć się zadania, co do którego była niechętna.

Ile ja bym dała, żeby wychowywać się w rodzinie kotbury! 😀 A ileż wycierpiałam z powodu ocen innych ludzi, kiedy jeszcze myślałam, że mają znaczenie :-) I tak, żyję w realnym świecie, studiowałam, pracuję i codziennie mierzę się z ocenami, jak każdy.
majek   zwykle sobie żartuję
14 lutego 2020 17:21
Oczywiście żartuje teraz, ale włączyłam też film, co podlinkowałas kotbury. Czytałam kiedyś o tym eksperymencie. Idąc tym tropem powinnam dziecku dać kucyka, siodełko i liczyć, że się samo nauczy?  😅
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się