Dzik Dzika Dzikiem pogania... czyli o co chodzi...

Dementek, musiałaś? A ja kur... musiałam wleźć w link...  😤
18+ humorysycznie w temacie myśliwych

😁 😁 😁
Ircia   Olsztyn Różnowo
11 stycznia 2019 18:50
espana dziękuję za rzeczowy opis, bo ja już nie mam siły ludziom tłumaczyć, że to nie rzeź tylko normalne zmniejszenie zbyt dużej ilości dzików. Kurcze żebym umiała wstawić filmik, to byście zobaczyli co mam pod domem, filmik słaby bo tel nie ogarnia światła przy nagrywaniu, ale byłam z naczołowka.....krotko napisze, od około 16.30 około 30-40 dzików siedzi sobie koło mojego domu w stawku, wyganiam je co pół godziny strasząc i mają mnie gdzieś. Jeśli mam kogoś w znajomych na fejsbuku to tam mogę podesłać, bo tam akurat umiem wysłać na pw.
Zaraz idę konie wolac do stajni i po prostu się boję, psy w domu, dziecka też nie puszczam po zmroku bo strach. Dodam że nadal sobie siedzą pod domem.
Ircia sznury hukowe polecam.
A tymczasem rząd rakiem wycofuje się w myśl zasady: to nie moja ręka  😂
Ircia   Olsztyn Różnowo
11 stycznia 2019 19:51
Espana już nic nie działa, były ogniska, petardy, sylwester, wcześniej hukinol, czują się jak u siebie i zrobiły se buchtę, czy jak tam to się nazywa, w moim stawku, na lonzowniku też, na pastwiskach mam też ze trzy, choć dawno tam nie byłam to może i więcej.
Śledzę Waszą rozmowę i nasuwa mi się pytanie...

Z jednej strony pisałyście o bioasekuracji, o pełnej organizacji hodowli zwierząt rzeźnych, o przepisach, zasadach, przebieraniu się, dezyfekcji, itd... I jest w tym sens ze względów sanitarnych.
Z drugiej na początku dyskusji padły głosy kilku osób, że wolałby kupować mięso i produkty odzwierzęce od drobnych rolników, z hodowli ekologicznych, wolnowybiegowych. Te przysłowiowe jajka od szczęśliwych kur czyli takich, które sobie ganiają po dworze, a nie spędzają życie w szczelnie zamkniętym wielkim zbiorczym kurniku. (najczęściej klatkowym)

No i jak to teraz pogodzić? Da się?
Jajka gotuję 😉  ASF dopada tylko świnie 😉
BSE znika przy wysokich temperaturach, ale fakt, wołowinę kupuję tylko w sklepach. Z resztą drób też. Ptasiej grypy już nie ma. (przynajmniej u nas 😉 ) Dziczyzna tylko z pewnego źródła
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
11 stycznia 2019 20:58
Ascaia- te jajka ,,wolnowybiegowe" nie oznacza, że kury sobie po podwórku latają.

Ja wolę mięso ze zwierząt z małych gospodarstw. Jajka też. I wkurza mnie, że państwo niszczy właśnie te małe gospodarstwa, tradycyjne.
efeemeryda   no fate but what we make.
11 stycznia 2019 21:14
Megane BSE nie ma w mięśniach tak btw 😉

Dementek zadaniem państwa jest dbanie aby żywność była zdrowa tzn. bez zagrożeń zakaźnych, w małych gospodarstwach często bywa z tym problem. Sama wole jajka eko z uwagi na dobro kur, ale dziecku bym nie dała.
Efemeryda, wiem, że próbki pobiera się z pnia mózgu, ale jeśli człowiek jest w stanie zarazić się chorobą Creutzfeldta-Jakoba to chyba po zjedzeniu mięsa a nie mózgu? Mylę się?
Dementek, taki skrót myślowy.
Aczkolwiek jajka od kury biegającej po podwórku nic nie zastąpi 😉
No ale jest właśnie jakiś zgrzyt na tej linii. efeemeryda pisze, że nie dałaby takiego jajka dziecku. I trudno się dziwić. A jednak z drugiej strony... 
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
11 stycznia 2019 23:01
efeemeryta- ale ile ten mały rolnik naprodukuje? U mnie w rodzinie wołowinę mamy tylko wtedy, gdy jest ubój z konieczności (złamanie nogi). Wieprzowina tylko ze sklepu, bo świń nikt w rodzinie nie trzyma, a i z ubojem w gospodarstwie teraz zabawy jest. Drób dałoby się od sąsiadki chrzestnego, od której jajka rodzice kupują. Jak ma się znane źródło, to przynajmniej się wie, czym zwierzęta były karmione, w jakich warunkach przebywały i ma się pewność, że nie zostało ostrzykane jakimś świństwem.
efeemeryda   no fate but what we make.
12 stycznia 2019 06:52
Megane BSE jest wyłącznie w tkance nerwowej. Na chorobę CJ chorowały również osoby, które nigdy nie jadły mięsa, ale to jest długa historia i na pewno nie należy się obecnie bać  😉

Dementek a skąd wiesz czy w takim gospodarstwie nie ma salmonelli? Nie wiesz bo nikt nie bada, dla każdego, a już zwłaszcza dla dzieci może być to zakażenie śmiertelne.
Także takie „się wie” w przypadku chorób zakaźnych to sobie można niestety wsadzić, bo bez badań i kontroli to się nic nie wie.
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
12 stycznia 2019 07:42
efeemeryda- w takim razie cud, że żyję ja, moje rodzeństwo, kuzynostwo, sąsiedzi i ogólnie wszyscy, którzy takie produkty jedli/ jedzą. Jedyny przypadek zachorowania był wtedy, gdy mama (jako dziecko, czyli ponad 50 lat temu) mimo zakazu napiła się mleka od chorej krowy.
Mleko też wolę pić surowe. Tyle, że akurat mleko jest odbierane przez mleczarnię, czyli parametry spełnia na 100%.
efeemeryda   no fate but what we make.
12 stycznia 2019 07:51
Dementek wiedziałam, ze padnie ten argument „bo kiedyś to było”
Jak już mówiłam tez wole wolny wybieg, mleko od krowy prosto tez piłam, ale to ja dorosła osoba.
Niestety wiem co może czychać w przydomowej niekontrolowanej hodowli i chociaż o siebie się nie boje, to dzieciom ani osobom o obniżonej odporności nigdy bym tego nie zalecała/ nie dała.
Nie bierz tego osobiście  :kwiatek:
Ja jako dziecko, zajadałam się koglem moglem. Jak byłam n a wsi to wcinałam z dzieciakami aż uszy się trzęsły, jeździłam tam na wakacje co roku, i jakoś nie pamiętam, żeby ktokolwiek zachorował, a mycie jajek i rak to była rzadkość. Mama robiła masy do andrutów, masło, jaja , cukier + kakao,  pychota. Mleko od krowy piłam codziennie, jeszcze ciepłe.
Dziewczyny, kiedyś było mniej chorób. Nawet kleszczy było mniej. Bolerioza była tak rzadka, że jeszcze 20 lat temu nie bałam się chodzić po lesie w krótkich spodenkach. Nie ma co wspominać czasów sprzed 20, 30 czy 40 lat. Jak byłam dzieckiem te 40 lat temu, to sobie mleko na polu od krów do kubka doiłam i piłam bez mycia strzyków.  😂 Jajka też na surowo i zdrowa byłam i jestem. Teraz w życiu bym tego nie zrobiła. Widzę po dzieciakach znajomych, to gorączka, to sraczka, to wymioty... a dzieciaki chodzą tylko do szkoły/przedszkola. Podejrzewam, że jakby teraz wpierdzielaly piach, jak ja za młodu, to by się skończyło na szpitalu. Też bym teraz nie dała dzieciakom surowych jaj. Idzie się do ciastkarni i zżera deser z salmonellą, w szpitalu można też z resztą złapać
Ascaia, ja sto lat temu jeździłam na kontrole gospodarstw mlecznych i od tej pory nigdy przenigdy w życiu nie kupię innego mleka niż UHT 😁 To co zazwyczaj wyprawiają ci "drobni rolnicy" to jest masakra, tam tylko napalm wpuścić.

A kupując cudowne jajka od wolnej kurki na targu masz je często umyte płynem do naczyń.

To jeśli człowiek się nie zaraża niczym od krów ani niczym od świń, to po co bada się w ogóle mięso po uboju? Fakt, ze na BSE to już dawno temu był to 72 miesiąc, ale się jednak bada.
ASF też nie groźna....

Hehe w ogóle np pięknym obrazkiem są gzy pod skórą albo motylica w wątrobie i inne cuda w mięśniach. I taki rolnik tego nie wyrzuci, o nie 😉 dlatego drobne stoiska z mięskiem do mnie nie przemawiają 🙂 o nieeee.... nigdy w życiu
Kilka lat temu znajomi kupili od rolnika pół prosiaka, niby karmiony zbożem i naturalnymi paszami. Wyobraźcie sobie, że mięso śmierdziało... i o ile po obróbce termicznej z mięsa ten smród wychodził, tak słoniny nawet psy nie chciały jeść ani skwarek po wysmażeniu.
Dopóki nie mam sprawdzonego źródła, to pozostaje mi tylko sklep.

Co do jaj u nas. Sąsiad ma kilkadziesiąt kur "wolnowybiegowo" czyli czasem leży jakaś rozjechana na asfalcie. Jaja ma pyszne. Cena 80 groszy i złotówka za dwużółtkowe. Kury czasem z produkcją nie wyrabiają. Zbyt ma ogromny u miastowych 😉 gdybym koni nie miała, to chyba sama bym sobie kury kupiła 😉
Ascaia, ja sto lat temu jeździłam na kontrole gospodarstw mlecznych i od tej pory nigdy przenigdy w życiu nie kupię innego mleka niż UHT 😁 To co zazwyczaj wyprawiają ci "drobni rolnicy" to jest masakra, tam tylko napalm wpuścić.

A kupując cudowne jajka od wolnej kurki na targu masz je często umyte płynem do naczyń.


dokładnie. Mleko brane do mleczarni/skupu jest badane i dzielone na klasy pod kątem zawartości komórek somatycznych. I tak klasa „0” ma najmniej, klasa”V” ma najwięcej (nie pamiętam już poziomów ani ilości klas, można sprawdzić w necie). W całej Europie do sprzedaży szła klasa „0” i „I” jako te o najniższej zawartości komórek. A w Polsce do tych samych rur trafiała jeszcze klasa „ II” (i nie jestem pewna czy nie „III”), mleko było mieszane i wylewane w woreczki i butelki. A w środku mastitis. Jako zootechnik byłam kiedyś we „wzorcowej” oborze, skąd Danone bierze mleko. Badaliśmy kilka krów (mleko na płytkę podzieloną na 4, po kilka kropel z każdego strzyka plus odczynniki). Wszędzie wyszły kłaczki, zapalenia wymion, komórki somatyczne, bakterie ropne, etc. Przy tak dużej wydajności i intensywnej produkcji mlecznej te organizmy są w stanie permanentnego zapalenia. Gdyby nie UHT to byśmy mieli jakąś epidemię, bo to wszystko spożywamy.
Z góry chcę zaznaczyć, że prowadzę czysto akademicką dyskusję, z chęci poszerzenia wiedzy i spojrzenia. Nie neguję żadnych opinii, nie oceniam, właściwie na razie nie opowiadam się za żadną "stroną".

Primo - fakt, człowiek ma w pamięci sytuacje sprzed lat (dopiero do mnie dotarło, że już przecież ponad 7 lat jak moja babcia nie żyje) i mimowolnie się do nich odnosi. Właśnie do tych kur ganiających po podwórkach czy chodzenia z kanką do sąsiada po świeżo udojone mleko. I wędliny domowej roboty na święta.
A postęp cywilizacyjny zmienia tę rzeczywistość w błyskawicznym tempie. To umyka jeśli się nie siedzi na stałe w temacie.

Czyli należy uznać, że tzw. małe eko-gospodarstwa to utopia?
Cywilizacyjnie jesteśmy już "skazani" na wielkie przedsiębiorstwa produkcji zwierzęcej?
Dementek   ,,On zmienił mnie..."
12 stycznia 2019 09:38
efeemeryda- o tym ,,kiedyś" napisałam w kontekście choroby po spożyciu produktu odzwierzęcego.
Na rynku mięsa nie kupię. Ale nie oznacza to, że nie kupię mięsa od rolnika, który na świeżo ubił świnię i wet zbadał mięso. W wakacje stołowałam się produktami z małego tradycyjnego gospodarstwa.

A dzieci w rodzinie też wolą spożywać mleko prosto z gospodarstwa. Z mlekiem ze sklepu nawet budyniu nie chcą jeść. I nikt nie choruje.

Zreszta- gdy zwierząt jest mniej, to też łatwiej jest o nie zadbać, bo inaczej patrzy się na 5 świń, a inaczej na 100 lub więcej.
Ascaia W żadną stronę nie można generalizować, nic nie jest tylko czarne i tylko białe. Należy zachować zdrowy rozsądek. Ja, żeby mieć mięso najlepszej jakości, idę do lasu. Czasami kupię kurczaka od kolegi, który trzyma kury przy domu (od niego też biorę jajka). Ale z marketu też kupię porcje, jak chcę szybko zrobić obiad. Chociaż jeśli chodzi o drób to wybieram indyka, bo nie jest aż tak intensywnie chowany jak kurczak. Jeśli mamy wybór to wybierajmy - nie kupujmy jajek z „3”, wybierajmy drób bez antybiotyków, zwracajmy uwagę na skład produktów i miejsce pochodzenia.
Megane, ale im bardziej pomarańczowe żółtko i dwa żółtka w jednym, tym więcej kura ma sypanych polepszaczy. To jest robione "dla miastowych". Zdrowa normalna kura daje jajka z jednym bladożółtym żółtkiem. Tak mniej więcej.

Ascaia, tak jak napisała espana, generalizować nie należy. Ale my jesteśmy strasznym kombinatorskim narodem i stąd postrzeganie całości w ten lub inny sposób.
pokemon mam na swoim podwórku 11 kur, karmię je tylko zbożem, pszenica, kukurydza i owies, w lecie oczywiście zielonka do oporu. Zboże kupuję od lat od jednego dostawcy, sąsiada ze wsi a jajka mam własnie intensywnie pomarańczowe. Nie mam potrzeby dosypywać nic do jedzenie bo nie prowadzę hodowli na sprzedaż. Wszystko co mi urośnie, albo kura niesie jest tylko do użytku mojej rodziny. Nie chcę dyskutować z naukową wiedzą bo się nie znam, ale piszę to co widzę u siebie.
mamy też kury do własnego użytku, czasami żółtka są blade, czasami bardziej pomarańczowe, często są też dwa w jednym jaju 😉 i karmimy podobnie jak nefferet 🙂
busch   Mad god's blessing.
12 stycznia 2019 10:37
Ja jako dziecko, zajadałam się koglem moglem. Jak byłam n a wsi to wcinałam z dzieciakami aż uszy się trzęsły, jeździłam tam na wakacje co roku, i jakoś nie pamiętam, żeby ktokolwiek zachorował, a mycie jajek i rak to była rzadkość. Mama robiła masy do andrutów, masło, jaja , cukier + kakao,  pychota. Mleko od krowy piłam codziennie, jeszcze ciepłe.


To jest częsty przy tego typu dyskusjach błąd przeżywalności. Sprowadźmy to do tej konkretnej sytuacji: Ty możesz się wypowiadać, że nic Ci nie było, bo jesteś jednym z tych, którzy przeżyli. Osoby, które zachorowały na salmonellę i zmarły w wyniku zjedzenia zakażonych jajek nie wypowiedzą się w tym wątku, bo ich nie ma. Dlatego dowody anegdotyczne są bez sensu przy tego typu dyskusjach - gdyby zebrać dane wszystkich Watruś z tego czasu i wyszłoby, że żadna nie zachorowała, to można by stwierdzić że ta cała nowoczesność to same problemy i żadnych zysków. Ale sądzę, że sama podejrzewasz że nie taka konkluzja by się nam trafiła, gdybyśmy tak sobie myśleli o Watrusiach ogółem...

Ja ogólnie sądzę że ludzie nie chcą takiego naprawdę powrotu do tego, co było kiedyś - tylko chcą, żeby to "kiedyś" im starannie zdezynfekować, ładnie zapakować, sprzedawać w wygodny sposób i zapewnić że nic nikomu się nie stanie.
Pokemon, dwużółtkowe jajka często się zdarzały i u mojej babci. I kolory mialy różne a karmione były zbożem, jakimiś płatkami, zielonką. Pamiętam jak chodziłam zbierać pokrzywy dla małych kurcząt, które jeszcze na dwór nie wychodziły. One też były mieszane z jakimiś płatkami. Nikt wtedy nie kupował gotowych pasz. Ten sąsiad też tylko daje zboża. Tak więc chyba się jakoś da?
Oczywiście że się da, natomiast zupełnie odwrotnie jest z jajkami kupowanymi w sklepie. Szczególnie te z chowu klatkowego są bardzo blade. Natomiast dwużółtkowe jajko zdarzyło mi się raz u kury która dopiero zaczynała się nieść więc uznałam że to był po prostu błąd na taśmie produkcyjnej
Żółtka są pomarańczowe u kur skarmianych kukurydzą i nie muszą być podawane żadne polepszacze, przyspieszacze i inna chemia. Dwa żółtka zdarzają się tak jak u kobiet bliźnięta. Jeśli nie za często to jest to w normie, a jak w każdym jajku to zaczyna być podejrzane. Pozostając w temacie a nie ciągnąc off topu  😁 kilkanaście/dziesiąt lat temu dziki miały 1 miot w roku, w miocie kilka pasiaków. Warunki środowiskowe się zmieniły, zimy są coraz krótsze i łagodniejsze, dostęp do pożywienia w zimie łatwiejszy i obserwujemy 3 mioty w roku nawet po kilkanaście sztuk  ❗ Czy to skutek tylko łagodnych zim? Absolutnie nie. Intensyfikacja upraw roślin i chowu zwierząt doprowadziła do zwiększenia użycia hormonów i pestycydów, które trafiają do wód, gleby, spożywamy je z mięsem i roślinami i tak krążą w obiegu zamkniętym. Do tego kukurydza GMO, która plonuje 10-ty rok na tym samym polu - nic dziwnego, że wszystko ma wpływ na zwiększenie płodności i plenności u zwierząt, stąd też dwa żółtka w jajku. Jaki to ma wpływ na nas? Nie ma jeszcze długofalowych badań jednoznacznie potwierdzających współistnienie pewnych chorób wraz ze spożyciem hormonów i chemii, natomiast coraz więcej jednostek chorobowych, które 20-30 lat temu nie były w ogóle znane.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się