Zero waste - jak żyć bez śmieci

smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
10 sierpnia 2019 20:19
Właśnie nie, nie chodziło  🤔wirek:

A siemię jest spoko, nie mówię że nie, też jem, tylko no nie dam rady uznać go za zamiennik awokado, bo z siemienia nie zrobię pysznego guacamole z dużą ilością czosnku  😁

Z innej beczki - wpadła mi w oko reklama mydeł himalajskich. Hand made, również do twarzy i włosów. Czy może któraś z Was używała?
madmaddie, nie, nie o ten artykuł. Przecież to, co podlinkowałaś mówi już na wstępie "jedzmy więcej mięsa", więc? ... :oczy:

Nie ma takiej opcji żeby wykorzystywać tyle samo lub więcej pól uprawnych kiedy wszyscy przejdą na wegetarianizm lub weganizm.

No jakoś myśląc logicznie to wydaje się więcej niż prawdopodobne.
Ale ogólnie nie chce mi się wchodzić w dyskusję gdy wyskoczyłaś tak z góry.

Avokado jeść nie mogę, więc przynajmniej w tym aspekcie proszę mnie rozgrzeszyć.
dea   primum non nocere
10 sierpnia 2019 21:05
Ascaia nie z góry, ale ze szkoły pamiętam: każde kolejne ogniwo łańcucha pokarmowego zużywa podobnie: 90% na oddychanie, 10% na masę. Nawet jeśli te procenty są bardzo przybliżone, to pewnie rząd wielkości orientacyjnie się zgadza. W czasach kiedy byłam w szkole nikt nie praktykował żadnej wrażej wege propagandy, więc nie ma motywu, by to przekłamać. Inaczej mówiąc, jedna dziesiąta tego, co zwierzę zje, jest przez nie wbudowana w tkanki. Reszta "się marnuje", tzn jest przez ten organizm przepalana. Może nie zdajesz sobie sprawy, ile upraw, które obecnie istnieją, jest stworzonych na potrzeby wykarmienia zwierząt jadalnych? Jakby je zastąpić roślinami dla ludzi, różnymi, to nie będzie więcej - jakim cudem może być więcej? Żeby nie wiem ile człowiek zjadł, nie będzie tego 10x tyle co mięsa. A ile mięsa się marnuje. Też jadło i brudziło, jak żyło 😉

Z tą głupotą z CO2: jeśli zamiast obory z dwustoma krowami będzie w tym samym miejscu pole uprawne, to zamiast emisji dwutlenku węgla, będzie jego pochłanianie. Też nie widzę głupoty 😉

A swoją drogą, ludzi jest za dużo ogólnie i to na pewno jest problem. W cywilizowanych krajach zaczyna się sam rozwiązywać 😉
Trudno tę dyskusję kontynuować. Bo potrzebne by były bardzo konkretne wyliczenia, statystyki, itd.
Tylko tak sobie myślę - zastąpmy na całym świecie (!) każdy(!) plasterek wędliny, plasterek sera, kubeczek jogurtu, łyżkę twarogu, jajko, szklankę mleka, masło, wszystkie regionalne potrawy z mięsem, wszelkie kotlety, pieczenie, gulasze, itd.... wszystkie produkty odzwierzęce produktami roślinnymi. Śmiem twierdzić, że to będzie oooooogromna ilość produktów roślinnych.

I tak jeszcze tylko nieśmiało zapytam - co miałyby wtedy jeść nasze psy i koty?

PS. Obecnie mięso się marnuje i produkty roślinne się marnują. Tu akurat nie dyskryminujemy żadnego rodzaju żywności, po prostu marnujemy na potęgę. :/
dea   primum non nocere
10 sierpnia 2019 21:32
Jest konkretne wyliczenie: 10%. Taka sama jest proporcja mniej więcej przy mięsożernych. Czyli: gdybyśmy jedli psy i koty hodowane w tym celu, to by było jeszcze 10x drożej 🤣
W Azji to praktykują również.

Realnie: zapewne redukcja do zera jest niemożliwa, ale ograniczenie ilości do minimum wszystkim by wyszło na dobre. I zdrowiu ludzi, i planecie. W temacie zero waste: często biegam z koszykiem do warzywniaka i są się kupić owoce, warzywa bez opakowań. Gorzej z kaszami, strączkowymi, ale też nie jest fatalnie - można znaleźć na wagę z większych paczek. A to co wspomniałaś wyżej: wędlina w plasterkach: tacka plus folia, ser: tacka plus folia, jogurt za sklepu: obowiązkowo w kubeczku plastikowym... Nie da się inaczej. Nikt już chyba nie kupuje sztuki mięsa zawiniętej w papier.
A mi się wydaję,że nie ma co popadać w skrajności..moim marzeniem jest aby mięso nie bylo produkowane na taka skale,bo to jest produkcja a nie hodowla,zeby bylo na tyle dobre jakosciowo,ze cena bylaby adekwatnie wyzsza.na tyle wysoka,ze nie jedlibysmy go na codzien,na kazdy posilek.dla mnie osobiście jest to nieetyczne bo mamy wybór i popyt napędza podaż.myślę,że kiedyś  (może w dalekiej przyszłości )to się zmieni i mięso będzie towarem luksowym.chociażby ze względu na coraz wieksze dysproporcje na świecie i świadomość ludzi może też będzie większa...ot takie mrzonki.
dea, wybacz, ale nie rozumiem o czym piszesz. Jakie 10%? czego? 10% jedzenia idąc na budowę masy?
I co ma zjadanie psów do tej rozmowy?

Wędliny, sery i mięso kupuję na ogół zawinięte w papier. (chociaż niestety ostatnio wprowadzili papier foliowany, nie wiadomo po co).
A niestety bardzo często warzywa i owoce są w foliowo-papierowych opakowaniach.

dopisek.
Tak czy siak - uważam, że bardzo popularne obecnie stwierdzenie "tylko weganizm i pełna likwidacja hodowli zwierząt uratuje planetę" to tylko medialne, naciągane hasło.


Z innej beczki -
w całym słusznym eko-przyjaznym trendzie wkurza mnie zrzucanie wszystkiego na pojedynczego człowieka, na dół piramidy społecznej. Tak bardzo irytuje mnie brak systemowych rozwiązań. Ot, tak wydaje się prosta sprawa jak dostępność do papierowych, stricte papierowych, makulaturowych toreb. Żeby je wykorzystać czy jako śmieciówki do bio-odpadów, czy jako śmieciówki do papierowych odpadów, czy do pakowania. Taki towar powienien być dostępny w każdym sklepie i sklepiku. Nie ma, towar ekskluzywny. Woreczki kompostowalne - to samo.
Albo problem psiarza - woreczki na kupki. Ile się tego zużywa codziennie. U mnie idą 3-4 foliówki, które przecież są mało wykorzystane (w sensie pojemnościowym). Kupiłam biodegradowalne - ale ostatnio się doczytałam, że to taka trochę ściema, że trzeba by było używać kompostowalnych. Kompostowalnych małych woreczków jeszcze nie znalazłam, wszystko od 10 litrów w górę...
Rządy, organizacje, naukowcy dają potrzebne i rozsądne sugestie i nakazy dotyczące segregacji i innych sposób ochrony środowiska. Ale nie dają konkretnych narzędzi, nie dają praktycznych rozwiązań - w tym względzie to człowieku radź sobie sam. 


Nam się udało ogarnąć temat zakupów, by nie wychodzić z plastikiem. Ciągle też nie mogę wymyślić jak ogarnąć temat w kuchni, by torba na plastiki i kartony z papierem nie stały na zewnątrz, bo kosz w zabudowie mamy za mały ;/
No ale np. mięsa to ja nigdy nie ograniczę do zera, już nie będę robić na swoim organizmie eksperymentów, 8 lat nie jadłam i pościerałam sobie stawy przez brak kolagenu, już się boję, jak będę funkcjonować na starość, bo "wypadające" biodro, ból nadgarstków przy minimalnym obciążeniu, ból kolan, sztywność w stawach... no nie jest fajnie 😉 Mięso jem raz-dwa razy w tygodniu obiadowo, kanapka z wędliną czasem się zdarzy, generalnie my np. zastępujemy sporo mięsa dziczyzną, wydaje się zdrowsze ("czystsze"?) i bardziej eko. I tak, dzik zestrzelony przez myśliwego.

A z takich rzeczy co chyba nie były poruszone w wątku to ja w takich małych-daleko idących zmianach polecam wszystkim rodzicom zapakowanie pupki dzieci w pieluszki wielorazowe, bo nawet te ekologiczne nie są do końca biodegradalne 😉 I od razu mówię, że (jedno albo kilka, sorki, ale mogę poszukać, bo nie pamiętam) pranie całego kosza pieluch to tyle wody co produkcja jednego pampersa.

Ascaia, mam podobną frustrację.
Tak samo wkurza, że np. pieluchy wielorazowe zostały uznane za element garderoby i mają vat 23% (tak, wspieranie polskiego przemysłu i ekologii, zachęcanie do aktywizacji zawodowej mam, które to szyją), a pieluchy jednorazowe 8% - polski rząd wspiera P&G czy o co chodzi? 🤣
busch   Mad god's blessing.
10 sierpnia 2019 22:54
busch ale przecież Ascaia nigdzie nie napisała że nie ma sensu wprowadzać zmian, trzeba się położyć i umrzeć  👀 czy to nie jest aby nadinterperetacja z Twojej strony?  👀


Jeśli nie wierzymy w zmiany w stylu życia ludzi, tylko w to, że jest nas po prostu za dużo - to pole do popisu w naszym indywidualnym ogródku się znacząco zawęża... 😉

dea, wybacz, ale nie rozumiem o czym piszesz. Jakie 10%? czego? 10% jedzenia idąc na budowę masy?
I co ma zjadanie psów do tej rozmowy?


Tak, tylko 10% paszy dla zwierząt jest przetwarzane na mięso dla konsumenta, pozostałe 90% zwierzę zużywa do życia. Czyli o ile weganie nie zjadają 10x więcej warzyw niż nieweganie (a nie zjadają), to nie zamienimy upraw dla zwierząt na uprawy na ludzi, tylko drastycznie zmniejszymy potrzebny teren na uprawy.

Zjadanie psów ma to do tej rozmowy, że pies też je mięso. Więc jedzenie przez ludzi psów, jak i innych drapieżników, jest znacząco gorsze dla środowiska niż jedzenie roślinożerców, bo dodajesz jeszcze jedno ogniwo straty 90% zasobów na życie i tylko 10% na "worek mięsa". Na szczęście ludziom rzadko takie głupoty do głowy przychodzą, chociaż też nie tak że nigdy - tuńczyk to jeden z przykładów drapieżników dosyć częstych w diecie.

Co do tego co mają jeść nasze koty i psy - raczej to samo, co teraz. Koty szczególnie. To jest w tej chwili jałowe pytanie bo jesteśmy bardzo daleko od zakazania jedzenia mięsa komukolwiek, być może do czasu, gdy zaczniemy się tym interesować, to już będą laboratoryjne kolonie mięsa  😀
smarcik   dni są piękne i niczyje, kiedy jesteś włóczykijem.
11 sierpnia 2019 08:27
bush ja słowa Ascai zrozumiałam tak: samo niejedzenie mięsa to stanowczo za mało, musimy robić o wiele więcej bo ludzi jest na planecie za dużo. Źle zrozumiałam?
dea   primum non nocere
11 sierpnia 2019 08:42
busch Dzięki, miło, że ktoś mnie zrozumiał. Dokładnie o to mi chodziło.
smarcik, dokładnie.

Do tego nawiązując do audycji, której słuchałaś o "ograniczeniu mięsa i przejściu głównie na produkty roślinne", odniosłam się do bardzo często ostatnio nurtu (z którym spotykam się nader często w dyskusjach via facebook) "pełna likwidacja hodowli/ produkcji zwierzęcej i przejście tylko na produkty roślinne".
Dywaguję sobie o takiej hipotetycznej sytuacji, która znajduje coraz większą ilość zwolenników.

I dywagując dalej...

Nadal widzę lukę w myśleniu przedstawionym przez deę i busch. To o czym piszecie to tylko jedna z kilku zmiennych.
-> Pytanie ile procent ludzkiej diety obecnie stanowią produkty odzwierzęce?
-> Pytanie ile kg produktów roślinnych jest w stanie to zrównoważyć? Zrównoważyć kaloryczność, zawartość białka, tłuszczów. Zrównoważyć nie tylko brak stricte mięsa, ale też masła, sera, mleka i jajek.
-> Pytanie czy jesteśmy w stanie wrócić do sytuacji żywienia się wyłącznie lokalnymi produktami roślinnymi? Tymi naturalnie przynależącymi do danej strefy klimatycznej. Bo co jeśli chcielibyśmy korzystać w Polsce masowo np. z tłuszczy w postaci oliwek, oleju kokosowego i awokado? Tego się nie da uprawiać na polach gdzie wcześniej rosły rośliny pastewne. To oznacza dalsze wycinanie lasów, w tym lasów tropikalnych w innych rejonach świata. Albo białko roślinne - soczewica w Polsce nie uprawia się dobrze, jednak to roślina innych warunków klimatycznych.
-> Wspominane już pytanie o karmienie domowych zwierząt mięsożernych.
-> I pytanie co z takimi gatunkami jak krowa, świnia czy kura? Zostawiamy kilka sztuk do skansenów i ogrodów zoologicznych? Zostawiamy jako zwierzę towarzyszące? (na marginesie - one nadal, tak jak konie, wymagają wtedy żywienia, więc część produkcji roślinnej pod karmienie zwierząt i tak zostaje)

Oczywiście to jest wszystko tylko hipotetycznie. Ale takie aspekty nie są poruszane w wypowiedziach "przejdźmy na dietę roślinną dla dobra planety". Przynajmniej ja się nie spotkałam z holistycznym ujęciem.


A nie dywagując, lecz mówiąc o życiu codziennym, moim życiu codziennym to oczywiście, że staram się robić co mogę dla środowiska. Strasznie mnie to frustruje (o czym napisałam wcześniej). Mało jest dobrych rozwiązań, dostępnych, także cenowo. 
Im więcej czytam, chcąc się dokształcić, tym bardziej wychodzi, że 100% dobrych rozwiązań po prostu nie ma. Bo biodegradowalny nie zawsze oznacza ekologiczny. Bo nawet jeśli ja się staram "na dole piramidy" to okazuje się, że w kolejnym kroku, systemowo to idzie na marne.
 


 
Ekhem, ale lasy tropikalne wycina się głównie pod uprawę soi jako paszy dla zwierząt, spokojnie ta sama soja może być używana jako źródło białka dla ludzi. Nie ma potrzeby zagospodarowywania terenów o innych warunkach uprawy. Oczywiście, że sprawa nie jet ani prosta ani zero-jedynkowa, ale w żaden sposób ograniczenie (bo nikt nie postuluje całkowitego wykluczenia) spożywania produktów odzwierzęcych nie spowoduje lawinowego zapotrzebowania na nowe obszary uprawne.  Jałowienie gleby występuje niezależnie czy uprawia się pasze dla zwierząt, czy pokarm dla ludzi.
Khem, khem, bo właśnie chyba nie głównie pod soję, tylko pod palmy -> olej palmowy. Produkt, który obecnie jest we wszystkim!

Soja może być używana jako źrodła białka, ale jest jednocześnie jednym z najbardziej, (o ile nie najbardziej) zmodyfikowanym genetycznie gatunkiem.

I po raz drugi -> ja piszę o sytuacji właśnie całkowitej likwidacji spożywania zwierząt. Nie wiem jak to jest, ale do mnie takich postulatów dociera internetowo bardzo, bardzo dużo. W wypowiedziach znajomych i nieznajomych na fb, w artykułach, w kampaniach, itd.
dea   primum non nocere
11 sierpnia 2019 20:27
Patrząc realnie, nie ma opcji na całkowitą rezygnację z mięsa dla ludzi jako gatunku. Chodzi o to, żeby poszczególne jednostki szły w tym kierunku. Bardzo daleko jesteśmy od pytań, czy zachować ostatnia kurę w skansenie. Natomiast aktualna przemysłowa produkcja mięsa i nabiału to naprawdę coś, co daje środowisku i ludziom w kość (bo takie produkty również zdrowe nie są). Z tego by się trzeba wycofać. Gdyby tylko ludzie jedli produktów odzwierzęcych mniej, tak by wystarczyła produkcja na małą skalę, to już by był postęp.

Soja i kukurydza są faktycznie najbardziej popularnymi roślinami modyfikowanymi, i to w stronę tolerancji na chemię, więc "brzydką" stronę. Dlaczego akurat te gatunki, hmmmm.... Dlaczego to się opłacało najbardziej.... Pasze 😉
Od lat we wszelkich pro-wege i pro-eko dyskusjach stoję na stanowisku, że powinny wrócić hodowle wolnowybiegowe, hodowla o mniejszym pogłowiu, itd. A za tym naturalnie poszłoby ograniczenie spożycia mięsa, bo stałoby się jeszcze droższe niż jest to obecnie.
Więc w tym się z pewnością zgadzamy.

Nie zgodzę się z tym, że produkty odzwierzęce są niezdrowe.

dea   primum non nocere
11 sierpnia 2019 20:38
Pisałam o produkcji masowej. Moje koty są "uczulone" na kurczaka. Wet mówiła, że to częste teraz. Myślisz, że drapieżnik ma uczulenie na swoją podstawową zdobycz w naturze?

Produkcja masowa i nadmierna ilość - to szkodzi. Niewielka ilość z naturalnego chowu jest dla człowieka naturalna.

Dodatkowy plus to mniejszy "waste" 😉 ja mam mleko od krowy z gospodarstwa, gotuję sobie i trzymam dwa tygodnie w szklanych butelkach. Jajka od kur z tego samego miejsca, albo ze stajni. Opakowania wielokrotnego użytku, a źródło znam.
Ja też jestem za tym żeby mięso było drogie. Teraz jest za tanie. Idzie za tym bardzo niska jakość oraz 'nadużywanie' mięsa. Jak dla mnie nie ma potrzeby jeść go codziennie, po kilka razy. Można je ograniczyć. Poza tym niskie ceny powodują, że ludziom nie jest szkoda go w razie czego wyrzucić, zakupy są mniej przemyślane. Jak się zepsuje to trudno. Kiedyś mięso kosztowało więcej, zresztą chyba też stąd się wzięło sławetne 'ziemniaki możesz zostawić ale mięso masz zjeść'. Teraz niektórzy ludzie wszystko wywalają bez sentymentów.
dea   primum non nocere
11 sierpnia 2019 20:44
I to jest ten moment, kiedy chciałabym klepnąć lajka  😎
A ja to na lajka za hodowle wybiegowe nie zasługuję? 😉 😉 😉

Co do wyrzucania to już chyba nawet cena ludzi nie powstrzymuje. Za dobrze nam i tyle.
Mnie boli każda najmniejsza ilość zepsutego jedzenia. A niestety zdarza mi się, co muszę ze wstydem przyznać. Jem mało, naprawdę mało i wiele produktów jest dla mnie sprzedawana w zbyt dużych objętościach. I czasem nie zdążam jednak wykorzystać wszystkiego. I mam o to do siebie zawsze pretensje.
Ale też mam pretensje to producentów, że tak wiele produktów jest chyba specjalnie niedostępna w wersji "singiel".
Tak, z tym też się zgadzam. Ja też mieszkam sama i czasem zdarzy mi się przegapić jakiś termin ważności. Wiele rzeczy tak jak piszesz jest sprzedawana w zbyt dużej dla mnie ilości, nie jestem w stanie tego przejeść na czas, albo to po prostu moje zaniedbanie. Pewnie dałoby się jakoś to poprawić. Też nie lubię wyrzucać, u mnie w domu nigdy nic się nie wyrzucało. Byłam w szoku jak czasem szłam do znajomych i zobaczyłam, że niektórym rodzice pozwalają np. nie dojeść obiadu (chociażby te wspomniane ziemniaki). U mnie zawsze trzeba było zjeść wszystko do końca. Same sobie nakładałyśmy i miałyśmy to później wszystko zjeść. Tak byłam nauczona i tak robię do dzisiaj, nie mam w śmietniku praktycznie żadnych resztek jedzeniowych.

Mi się wydaje, że jednak cena miałaby jakiś wpływ na to, co ludzie kupują. Oczywiście mamy teraz dobrobyt, więc nikt już nie będzie z taką nabożnością niestety podchodzić do żarcia. Ale jednak jak ktoś ma chętkę na dobrą wołowinę czy tuńczyka to kupując to od razu wie, co z tego zrobi, jak przyrządzi i zwykle zjada od razu. Jest to jednak coś 'specjalnego', jakiś lepszy obiad. Nad wędliną za kilka złotych nikt się nie będzie zastanawiał, ludzie mają swoje upodobania i kupują to z automatu, bo chcą mieć w lodówce. Jak akurat nie zdążą zjeść no to trudno, nie jest szkoda wyrzucić, drogie nie było.
Tak samo jak komuś się uda kupić coś domowego, jakieś sery czy kiełbasę 'od chłopa'. Też się to inaczej traktuje, jak specjał. Dużo kosztuje, ale i lepiej smakuje. Nikt tego raczej nie wywala, a fileta z supermarketu za 5zł czemu nie.
Dokładnie to samo napisałam - hodowla wybiegowa o mniejszej populacji = wzrost cen = ograniczenie spożycia. 😉

Filet za 5 zł... a gdzie to tak? 😉 Takie ceny to już mało za co.

Powiem szczerze, że na szczęście nie znam domów, gdzie wyrzucałoby się wędlinę "z automatu".
Teraz chociażby w Tesco promka 11,99zl za kg. W paczce jaka ja zwykle kupowałam było koło 0,5 kg. To niech będzie 6zl 😀 a tak serio to od wielu miesięcy nie kupuje mięsa wiec nie jestem na bieżąco 😉 ale za studenckich czasów miałam takie rzeczy obcykane :-)
Taaak, z perspektywy pierwszego świata dość łatwo rozważać o hodowlach wolnowybiegowych i podniesieniu cen. To też mocno przesuwa argumenty przeciw krwiożerczemu GMO. A może należałoby w kocu zacząć dyskutować jakie cechy roślin/zwierząt hodowlanych nie powinny być wprowadzane do środowiska, a nie fetyszyzować się techniką ich uzyskiwania. A wracając do wolnowybiegowych, co przeszkadza w indywidualnych wyborach i zakupach droższych produktów? Czy raczej widzicie to tak, że ktoś z zewnątrz, mityczni "oni" miałby narzucić obowiązek takiej zmiany hodowli? Bo to w zasadzie interesujące, czy oczekujemy, że ktoś decyduje za nas? I komu mianowicie można by tak zaufać by społeczeństwo spokojnie przełknęło podniesienie cen?
Nie tylko cena, ale i swiadomosc ludzi musi wzrosnac.

Ja czasem klne na ceny zywnosci w Norwegii, ale trzeba przyznac, ze jest to bardzo dobra szkola na przemyslane zakupy. Nauczylam sie tak kupowac, ze prawie nic nie wyrzucamy. Mieso, ryby i nabial sa tu naprawde drogie, ale juz wiekszosc sieci wycofalo sie ze sprzedazy jajek z hodowli klatkowej. W telewizji leca cudne kampanie spoleczne na rzecz dobrostanu zwierzat hodowlanych. Ostatnio w zwiazku ze zmieniajacymi sie przepisami dotyczacymi wielkosci boksow dla swin, byla kampania pod tytulem: podnoszenie swinek. Mozna bylo jechac do chlewni i poprzytulac swinki 😀
Jabberwocky, jak już pisałam dla mnie ważne, by przestano zrzucać ochronę planety wyłącznie na indywidualne działania. Dlaczego zmiany nie miałyby być zmianami systemowymi?

Wolnowybiegowe hodowle mają też istotny aspekt zwiększenia dobrostanu zwierząt. Dwa w jednym na plus.

Co do aktualnej sytuacji - zwyczajnie nie znam źródeł mięsa i nabiału (sery, mleko) od "szczęśliwych" zwierząt. Jajka od "szczęśliwych" kur to akurat mam dostępne. Ale to tyle.
Ja też jestem za tym żeby mięso było drogie. Teraz jest za tanie. Idzie za tym bardzo niska jakość oraz 'nadużywanie' mięsa. Jak dla mnie nie ma potrzeby jeść go codziennie, po kilka razy. Można je ograniczyć. Poza tym niskie ceny powodują, że ludziom nie jest szkoda go w razie czego wyrzucić, zakupy są mniej przemyślane. Jak się zepsuje to trudno. Kiedyś mięso kosztowało więcej, zresztą chyba też stąd się wzięło sławetne 'ziemniaki możesz zostawić ale mięso masz zjeść'. Teraz niektórzy ludzie wszystko wywalają bez sentymentów.


Polecam przeprowadzkę do Szwajcarii, kilogram mięsa kosztuje ok 30 franków, czasem na promocji się uda kupić kurczaka po 15 co i tak w przeliczeniu na złotówki daje kosmiczną kwotę.
Bardzo lubię jeść mięso chociaż faktycznie dzięki tym cenom jem trochę mniej, staram się jeść np więcej ryb. Bardzo nie lubię wyrzucać jedzenia i zazwyczaj mi się udaje tego nie robić, chociaż mieszkając w pojedynkę czasem się zdarzy że czegoś nie zdążę zjeść.

Naboo to samo mam w Szwajcarii, np. jajka też są dość drogie w porównaniu do Polskich cen. Staram się na maxa wszystko wykorzystywać żeby nic się nie marnowało.
Jabberwocky, ja kupuję droższe produkty, a czasem nawet nie trzeba brać droższych, wystarczy czytać składy. Pierwszym produktem, który brałam z górnej półki (albo wcale) mimo, że byłam studentką i nie miałam kasy były jaja. Nie potrafię kupić tych tanich, z chowu klatkowego. Ale nie zawsze tak było, ktoś mi musiał kiedyś powiedzieć lub musiałam gdzieś zobaczyć jak żyją takie kury. Uważam, że od świadomości trzeba zacząć. Ludzie nie są źli z natury, po prostu pewne rzeczy robią automatycznie i bez zastanowienia. Jak mają do wyboru teoretycznie takie same jaja za 7 lub 12zł a nie wiedzą na czym polega różnica, to jaka część osób weźmie te droższe? Skoro nawet nie widzą w tym sensu? Jest nadzieja, bo ludzie coraz więcej myślą i zwracają większą uwagę na to, co jedzą. Ale trzeba uświadamiać. Ja często jak jestem z kimś na zakupach i stoimy chociażby przy tych rzeczonych jajach to rzucam jakieś hasło, że biorę takie, bo. Bez narzucania swojego punktu widzenia. Albo nie kupuję bluzki tylko dlatego, że kosztuje 19zł i w sumie nie jest najgorsza,może kiedyś założę. Część osób już 'podsłuchałam', jak komuś innemu tłumaczą to, co ja im kiedyś rzuciłam. Mi też kiedyś ktoś rzucił coś o tych jajach i od tego się zaczęło.

somebody, mieszkałam w Szwajcarii niemal rok i ceny tam dały mi się we znaki. Ale przyznam, że tam byłam super hiper zorganizowana i nie marnowałam kompletnie nic - czyli da się. W PL pewnie się trochę też rozleniwiłam ale ta dyskusja mnie motywuje do lepszego przyjrzenia się temu, co i w jakich ilościach kupuję i co da się jeszcze poprawić :-)
dea   primum non nocere
11 sierpnia 2019 22:13
Dokładnie o takie rzeczy chodzi, o tę świadomość, a tę najgorszą "produkcję", typu zwierzak, który nie rusza się o pół metra przez całe życie, zdelegalizować. Wtedy ceny z automatu pójdą w górę, a reszta za tym. Te dwie akcje powinny iść w parze.

Jabberwocky - nie rozumiem o co Ci chodzi z krwiożerczym GMO, ale jeśli o to, że ludzie się tego boją, bo jedzą geny, i nawiązujesz do mojego postu, to kula w płot. Studiowałam biotechnologię, genów się nie boję - ale geny są jak nóż, to jest tylko narzędzie. Akurat modyfikacja w soi i kukurydzy dotyczy odporności na round-up. Czyli inaczej mówiąc, kiedy kupujesz "soję GMO" to tak jakby kupujesz "soję potencjalnie laną większą ilością roundupu". Też nie mówię, że roundup zabija na miejscu - ale dobrze jako konsument mieć tego świadomość (dlatego cieszą mnie etykietki informacyjne) i dobrze mieć wybór GMO/non-GMO, właśnie z tej przyczyny chociażby. Ja na przykład, pomimo braku lęku przed genami, nie mam ochoty wcinać pestycydów i herbicydów, ani karmić nimi dziecka. Ani kotów 😉
To macie lepsze zdanie o ludziach, mówiąc ogólnikowo. Bo wydaje mi się, że trzeba być ślepym i głuchym, by nie mieć obecnie świadomości jak wygląda chociażby chów klatkowy kur i skąd biorą się jajka "trójki". I raczej byłabym gotowa oskarżyć większość społeczeństwa nie tyle o brak świadomości, co o kompletny tumiwisizm.
Aby odpisać w tym wątku, Zaloguj się